10,99 zł
Lani i Asher przeżyli piękny wakacyjny romans. Rozstali się, bo ona postanowiła pójść na studia, on zaś chciał kontynuować karierę gracza w polo. Gdy spotykają się pięć lat później, Lani jest prywatnym detektywem, Asher zaś przebywa za kratkami oskarżony o kradzież milionów dolarów. Lani, która prowadzi w tej sprawie śledztwo, w tajemnicy wpłaca za niego kaucję. Asher opuszcza areszt i usiłuje dowieść swojej niewinności. Lani zaczyna mu wierzyć. I go pragnąć. Żaden mężczyzna nie budził w niej takiego pożądania...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 147
Dani Collins
Czy to jest miłość?
Tłumaczenie: Pola Szafulera
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022
Tytuł oryginału: Her Impossible Baby Bombshell
Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Dani Collins
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-8605-3
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Miłość. Tylko nie to. Ivy Lam skończyła z tym.
Nie była z natury cyniczna, ale na to przyjęcie zaręczynowe szła wyłącznie z uprzejmości.
Jakiś czas temu napisała na czacie do kolegi z liceum, by podpytać go o sprawy związane ze zmianą ścieżki kariery. Krótka wymiana zdań zaowocowała nagłym zaproszeniem od Kevina.
– Jeśli jesteś w mieście, przyjdź na naszą imprezę. Idealne miejsce, by nawiązać nowe znajomości.
Wzięła butelkę wina i… wydała zbyt dużo pieniędzy na sukienkę. To było „nieformalne” popołudniowe grillowanie w jednej z najbardziej ekskluzywnych dzielnic Vancouver, ale potrzebowała zrobić dobre pierwsze wrażenie na potencjalnym pracodawcy.
Wybrała sukienkę w kolorze brudnego różu zdobioną motywem kwiatów, w klimacie lat pięćdzisiątych. Wycięty dekolt pięknie podkreślał jej biust, w bądź co bądź skromnym rozmiarze. Mimo że czuła się bardzo dobrze, jej wysiłki, by się wyróżnić, spełzły na niczym. Większość kobiet miała na sobie odważne topy bez pleców, spódnice w stylu boho i ażurowe sukienki, które opinały ich krągłości. Łatwo było przeoczyć Ivy.
To była kwintesencja jej życia.
Nie była ani introwertyczką, ani ekstrawertyczką. Plasowała się gdzieś pośrodku spektrum, przez co była zbyt nudna, by być w centrum uwagi, ale idealna do wypełniania tła. Kevin miał jednak rację co do listy gości. Można było spotkać tam najlepszych deweloperów w Vancouver, maklerów giełdowych i inwestorów finansowych. Był nawet prawdziwy, żywy… miliarder, jeśli wierzyć plotkom.
Tsai Jun Li był… cóż, nie miało to znaczenia, że rozpalił ogień w jej wnętrzu, kiedy Kevin ich sobie przedstawiał. Ivy nie była tu po to, żeby znaleźć mężczyznę. Dlatego nie przeszkadzało jej to, że Jun Li został odciągnięty kilka sekund później przez jakąś blondynkę. Ivy nie zamierzała skupiać się na mężczyźnie, który by jej nie zechciał. Nie tym razem.
Nawet jeśli był prawdopodobnie, nie wyolbrzymiając, najpiękniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Nie. Tak czy inaczej, próba nawiązania kontaktu na tak uroczystym wydarzeniu byłaby niesmaczna, a świętowanie miłości Kevina i Carli tylko przypomniało Ivy o tym, jak spektakularnie zawiodła, jeśli chodzi o własne życie uczuciowe. Trzydzieści minut po przybyciu po cichu opuściła rezydencję Point Grey bez pożegnania. Gdy wyszła na werandę, kwietniowe słońce sprawiło, że kichnęła. Uczulona na miłość, zażartowała gorzko w myślach.
– Zamawiam przejazd w aplikacji – powiedziała w odpowiedzi na propozycję lokaja, by podstawić jej samochód. Nie spieszyła się jednak z uruchomieniem aplikacji. Nie miała ochoty wracać do ojca. Jego nowy związek też był pełen miłości i ciężko jej było przebywać z tą dwójką. Ivy cieszyła się jego szczęściem, ale czuła się samotna i na niezręcznej pozycji.
Ale koniec z użalaniem się nad sobą, przecież postanowiła sobie, że po zakończeniu ostatniej swojej relacji idzie naprzód i nie ogląda się za siebie.
Schroniła się w cieniu ozdobnej śliwy. Całe miasto wyszło na zewnątrz, ciesząc się zaskakująco pięknym i niespotykanie ciepłym wiosennym dniem. Ivy odwróciła twarz w stronę słońca, pozwalając, by ciepło i jasność ogarniały ją z całej siły. Czas na nową Ivy. Odważną, wyrachowaną i skupioną na sobie.
– To fałszywa reklama – usłyszała męski głos.
Ivy spojrzała na schody. Stał na górze i mierzył ją wzrokiem niczym cesarz podziwiający swoje królestwo. Według Kevina trzydziestoletni Chińczyk miliarder był jego „współlokatorem z czasów uniwerku”, gdy obaj studiowali na University of British Columbia. Ivy nie chciała się gapić, ale… zapominała oddychać, był taki przystojny.
Miał krótkie czarne włosy i grzywę zaczesaną do przodu, co nadawało mu zawadiackiego charakteru. Jego brwi były surowe, a idealnie przycięta broda okalała kwadratową szczękę. Kości policzkowe były tak wysokie i ostre, że można by nimi ciąć szkło. Sweter elegancko opinał umięśnione ramiona i podkreślał atletyczną budowę. Podwinął rękawy, odsłaniając przedramiona. Był jak model z pierwszej strony męskiego magazynu. Powinien jeszcze tylko wsunąć dłoń w swoje chinosy w kolorze kości słoniowej i wskazać coś palcem poza kamerą. Jak wyglądałby w bieliźnie? – wyobrażała sobie, rumieniąc się. Ciągle zbliżał się do niej, a jej podziw przerodził się w coś bardziej instynktownego.
Pożądanie.
Mężczyzna zatrzymał się w cieniu drzewa i zwrócił w jej kierunku.
– Pogoda – wyjaśnił i uśmiechnął się delikatnie. – Jutro przyjdzie arktyczny front i zabije wszystkie te kwiaty. – Skinął głową w stronę doniczek wypełnionych wesołymi bratkami. – Albo zaleje je fala tropikalnego deszczu nadciągająca znad Hawajów. Każdy, kto przyjeżdża tu w odwiedziny, myśli, że tak pięknie tu żyjemy. Nic bardziej mylnego.
Sprawiał, że czuła się jak nastolatka, która zatraciła umiejętność mówienia na widok swojego obiektu westchnień. Jak kobieta, która pozwalała mężczyznom tłumaczyć sobie rzeczy, które już wiedziała. Chciała natomiast być jedną z tych wyrafinowanych kobiet, jak ta blondynka, która nie bała się flirtować z mężczyznami wyraźnie spoza jej ligi.
– Wiem – było wszystkim, co zdołała wydusić. – Dorastałam tutaj.
Uniósł brwi ze zdziwieniem.
– Wydawało mi się, że Kevin powiedział, że zna cię ze swojego pobytu w Hongkongu.
– Tak. Pracowaliśmy tam razem. – Kevin, tak samo jak Ivy, wychował się w drugim pokoleniu chińskich imigrantów, w klasie średniej. Jako kolega Kanadyjczyk, który rozpoczął karierę bankową w Hongkongu, wziął ją pod swoje skrzydła na rok, kiedy to pracowała w jego dziale. Stworzyli relację z dynamiką na kształt rodzeństwa, przekomarzali się i żartowali, ale mogła też na niego liczyć w razie jakichkolwiek problemów.
– Przejęłam jego posadę, kiedy odszedł. Sześć miesięcy temu przeniosłam się do Toronto. – Ogromny błąd, jeśli chodzi o rozwój kariery, ale przynajmniej zmusił ją do skonfrontowania się z tym, jak kiepsko pozwalała się traktować ludziom, i był impulsem, by położyć temu kres raz na zawsze. – Mój ojciec nadal tu mieszka, więc wracam, by cieszyć się płynnym ruchem ulicznym i przystępnymi kosztami życia. Wspaniała pogoda nie jest jedyną rzeczą, która uchodzi za atut Toronto – zauważyła z uśmiechem.
– Przysiągłbym, że to miasto nie ma żadnych atutów, ale przyznam ci rację. – Jego usta wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Zlustrował ją od stóp do głów z nieskrywaną admiracją.
– Potrzebujesz podwózki? – zapytał, widząc zbliżające się auto. Jej serce podskoczyło i pomyślała: To jest to. Tak właśnie wygląda bycie singielką. Pochlebny rumieniec rozgrzał jej policzki i już była gotowa odpowiedzieć „tak”, kiedy jej stare nawyki przejęły kontrolę i wydukała:
– Mieszkam aż w Richmond. To na pewno nie po drodze dla ciebie.
Ponieważ nie mieściło jej się w głowie, że chciałby spędzić z nią sekundę dłużej, niż było to konieczne. Właśnie w taki sposób znalazła się w pozbawionym emocji związku na odległość, przez… osiem lat.
– Szukam pretekstu, żeby się przejechać – powiedział, gdy kobaltowy kabriolet roadster zatrzymał się przed nimi. Był to samochód z jednym miejscem dla pasażera, o opływowym kształcie i przodzie ostrym niczym dziób jastrzębia. Ivy nie mogła się powstrzymać od przygryzienia wargi.
– Wygląda jak samochód, które duet walczący z przestępczością wykorzystałby do ścigania złoczyńców. – Roześmiała się.
– W takim razie obwiniaj mnie o wysoki wskaźnik przestępczości. Zapomniałem, że go posiadam. Musiałem go doszlifować, zanim mogłem nim jeździć, ale teraz, kiedy to zrobiłem, postanowiłem wysłać go do domu. Rzadko kiedy tu bywam. – Otworzył drzwi pasażera. – Czy naprawdę każesz mi ratować miasto samemu?
Ivy wyśmiałaby każdego, kto ma taki samochód, prawdopodobnie wart siedem cyfr, i nie tylko o nim zapomina, ale też wysyła go dookoła świata jak paczkę. Ten mężczyzna był nie tylko poza jej ligą, on pochodził z innej planety. Okazja na taką przejażdżkę nie zdarza się jednak codziennie.
– Cóż, skoro miasto nas potrzebuje… – Opadła na nisko zawieszone siedzenie, czując się jak kierowca wyścigowy. Sięgnęła do torby po okulary przeciwsłoneczne, tanią parę kocich oczu. On założył parę markowych pilotek, które sprawiły, że wyglądał jeszcze bardziej pociągająco i tajemniczo. Czuła się seksowna i pewna siebie, po prostu będąc obok niego w
tym wspaniałym samochodzie w słoneczny dzień. Sunęli w dół wzgórza uliczką otoczoną drzewami, a kiedy dotarł do głównej drogi, która prowadziłaby ich na południe, on wskazał znak kierujący ich na objazd.
– Mamy szansę wykorzystać ten rzadki, piękny dzień. Jak się zapatrujesz na wybranie dłuższej drogi do domu?
Skinęła głową oczarowana. Dowiódł, że zna boczne uliczki, które doprowadziły ich na most i dalej, dookoła English Bay, kierując się do Stanley Park. Stamtąd wjechał na Lion’s Gate i wrzucił wyższy bieg na autostradzie Sea to Sky. Jej spódniczka powiewała do góry, kiedy nabierali prędkości, a serce zdawało się wciskać w kręgosłup. Rozbrzmiała muzyka, a ona uśmiechnęła się z zachwytem. To było uczucie absolutnej wolności i powinna sobie pozwolić się nim cieszyć, ale ostatecznie zrujnowała sobie frajdę, słuchając głosu rozsądku.
– Wiesz, że skonfiskują ten samochód, jeśli przekroczysz dozwoloną prędkość? – zapytała.
– Najpierw będą musieli mnie złapać – wypalił celną ripostą i uśmiechnął się szeroko, ale zwolnił trochę, zerkając na deskę rozdzielczą i znak, który mijali.
– Pracowałam w dziale compliance. Zboczenie zawodowe – wyjaśniła przepraszającym tonem.
– Nadal pracujesz w bankowości?
– Tak. A ty czym się zajmujesz? – Miała pewne pojęcie na ten temat, ale zastanawiała się, jak mężczyzna taki jak on odpowie na tak postawione pytanie.
– Większość mojej pracy dotyczy międzynarodowych projektów infrastrukturalnych. Mamy wiele kontraktów związanych z Inicjatywą Pasa Drogowego. Jestem prezesem konglomeratu o zróżnicowanym portfolio. Mój ojciec zaczął od urządzeń medycznych i dalej je produkujemy. Moja ciocia z kolei zajmuje się produkcją i dystrybuują ekskluzywnych torebek, co prosperuje absurdalnie dobrze.
– Dlaczego absurdalnie? Każda kobieta potrzebuje modnej torebki, by nosić w niej portfel swojego męża. – To był głupi żart, wycelowany w stronę wszystkich mężczyzn, którzy narzekali, że trzymają torebki w centrach handlowych, ale nie chcieli nosić własnego portfela. Wyraz twarzy Jun Li stał się bardziej czujny.
– Założyłem, że jesteś singielką, ponieważ byłaś sama na imprezie.
„Czyj portfel nosisz?” – wydawał się pytać. Człowieka, który zwodził mnie przez lata i nigdy tak naprawdę mnie nie chciał – powinna odpowiedzieć.
– Jestem świadomie samotna od zeszłego Bożego Narodzenia – powiedziała lekkim tonem, by nie psuć atmosfery swoimi dramatami sercowymi. – A ty?
– Świadomie samotny, odkąd wybrałem taki styl życia.
– Ach. Zapamiętam – powiedziała sucho, słysząc ukryte ostrzeżenie. Chwała dla Jun Li za szczerość.
– Jak daleko jedziemy? – zapytał, a jej serce podskoczyło i natychmiast przyszły jej na myśl słowa „do końca”. Nie miała odwagi tego powiedzieć, a on skręcił w pierwszy zjazd. Droga prowadziła do atrakcji turystycznej z gondolą, którą można było dojechać na sam szczyt góry.
– Nigdy tam nie byłem. A ty?
– Nie.
– Czy dzisiaj jest ten dzień?
Kilka minut później byli już na szczycie i podziwiali górskie widoki.
– Nie obchodzi mnie, czy to miasto jest przereklamowane – powiedziała Ivy, stojąc przy poręczy platformy, która wystawała nad przepaścią. – Bywa naprawdę przepiękne. Dlatego warto znosić gorsze momenty tutaj.
– Ja wolę unikać złych dni i czerpać garściami z tych dobrych – powiedział, po czym odwrócił się do niej.
Chciał ją pocałować. Wiedziała o tym i też tego chciała. Odwróciła się i podniosła wzrok, by spojrzeć mu w oczy. Oboje się uśmiechali.
Nie pozwoliła sobie na zastanawianie się, co to wszystko znaczy. Ten dzień był prezentem od losu dla nich obojga. Kiedy jego usta przywarły do jej ust, jędrne, gładkie i gorące, poczuła, jakby jej ciało wypełniła niesamowita energia.
To była jej szansa, by pójść na przód i uwolnić się od złamanego serca i złych doświadczeń z przeszłości.
W głębi duszy wciąż marzyła o miłości, małżeństwie i dzieciach i miała świadomość, że mężczyzna taki jak on może postawić poprzeczkę, do której żaden inny nie będzie w stanie doskoczyć. Mógł ją zniszczyć, zupełnie nieświadomie.
Powiedziała temu siejącemu strach głosowi, żeby się uciszył i odwzajemniła namiętny pocałunek.
Całowali się, aż oboje stracili oddech. Kiedy podniosła głowę, zorientowała się, że jest wtulona w jego objęcia.
Oblizał usta.
– Co myślisz o byciu otarciem moich łez po rozstaniu? – zapytała, zanim zdążyła pomyśleć dwa razy.
– Świetnie się z tym czuję. – Popatrzył na nią zmysłowo. – Wyjeżdżam jutro rano.
– Ja też – odpowiedziała.
– W takim razie cieszmy się tym dniem.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej