Dawne obietnice. Rodzinne sekrety - Magdalena Kołosowska - ebook

Dawne obietnice. Rodzinne sekrety ebook

Magdalena Kołosowska

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Patrycja niedawno przeżyła wielką tragedię i choć myślała, że sobie z tym nie poradzi, w końcu z trudem udało jej się stanąć na nogi. Zwłaszcza że wciąż ma dla kogo się starać. Odzyskała spokój, wiedzie stabilne, spokojne życie, i bardzo by chciała, żeby tak już zostało.

Wszystko zmienia się pewnego popołudnia, kiedy uczestnicząc w niegroźnej stłuczce, staje twarzą w twarz z człowiekiem z przeszłości, przed którą latami uciekała. Teraz nie ma wyboru, musi w końcu rozliczyć się z nią i ponieść konsekwencje własnych wyborów. Najtrudniejsze okaże się wyrównanie rachunków z bliskimi, których kiedyś tak bardzo skrzywdziła. Czy po traumatycznych wydarzeniach rodzina ma jeszcze szansę wyjść na prostą? I czy zdarza się, że ze złych rzeczy mogą narodzić się dobre?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 255

Oceny
4,6 (26 ocen)
18
5
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
opryszek2020

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam kolejny tom cyklu Rodzinne sekrety
00
Kazia1234

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Bozena_1952

Nie oderwiesz się od lektury

❤️
00
coolturka

Całkiem niezła

"Dawne obietnice" to kontynuacja cyklu "Rodzinne sekrety" od Magdaleny Kołosowskiej. Zdarzenia następują lawinowo: Wiktor dowiaduje się o zawale ojca i zupełnie przypadkowo wpada na szkolną koleżankę Patrycję, która zaginęła bez wieści przed siedemnastoma laty. Czy w końcu przekonamy się, dlaczego kobieta nie życzy sobie kontaktów z nikim ze swojej przeszłości? Ja mam już pewne podejrzenia. Poprzednia część dość pozytywnie mnie zaskoczyła, otrzymałam bowiem więcej, niż się spodziewałam. W końcu dowiemy się, jaką to bolesną tajemnicą skrywa Patrycja i co stoi za jej decyzją o tak definitywnym odcięciu się od przeszłości, zwłaszcza od ukochanej matki. Relacje i zależności między bohaterami mogłyby stanowić konkurencję dla "Mody na sukces" - są tak niemożebnie skomplikowane, że mogą przyprawić o zawrót głowy. Pewien dramatyzm tej historii, jej wydźwięk, budzi spore emocje. Ciekawa jestem czy dobrze obstawiłam jej zakończenie. Ale o tym dowiem się wkrótce... w części trzeciej.
00

Popularność




 

 

Książki Magdaleny Kołosowskiej,

które ukazały się w Wydawnictwie Replika:

Tęcza nad jeziorem

 

Trylogia LEPSZE JUTRO

Słońce za horyzontem

Pod niebieskim księżycem

Za ostatnią gwiazdą

 

Trylogia POD WSPÓLNYM NIEBEM

Kiedyś dogonimy Paryż

Zanim zobaczymy Neapol

Jutro pokochamy Rzym

 

Cykl RODZINNE SEKRETY

Tamta dziewczyna

 

 

 

Copyright © Magdalena Kołosowska

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2023

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Redakcja

Magdalena Kawka

 

Korekta

Paulina Kawka

 

Projekt okładki

Iza Szewczyk

 

Skład i łamanie

Izabela Szewczyk-Martin

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

Wydanie elektroniczne 2023

 

eISBN

978-83-67867-25-2

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań

[email protected]

www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten, kto wraca, jest zawsze kimś innym niż ten, który odszedł.

Leena Krohn

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Czasami kawałki układanki pasują do siebie tylko przez pewien czas.

Danielle Steel

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Wiktor uniósł wzrok znad bezwładnego ciała Patrycji i przyglądał się dziewczynie, która chwilę temu rzuciła mu w twarz oskarżenie.

„Coś ty zrobił mojej mamie?”

Nic jej nie zrobił. Po prostu jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności spotkał ją po wielu latach. Wciąż w to nie wierzył. Trudno mu było przejść do porządku dziennego nad tym, co się wydarzyło w tak krótkim czasie. Zastanawiał się, czy gdyby wyszedł od Kasi minutę wcześniej albo dwie później, cokolwiek by to zmieniło. Może wówczas nie byłoby tej stłuczki, nie spotkałby Patrycji i życie płynęłoby jak dotychczas. W dalszym ciągu nie wiedziałby, że ona mieszka we Wrocławiu. Nie wróciłyby wspomnienia i cały ciąg następujących po sobie zdarzeń nie miałby miejsca.

Popatrzył na nieprzytomną dawną koleżankę. Jej klatka piersiowa unosiła się nieznacznie, świadcząc, że nie stało się najgorsze. Nie chciał się przyznać nawet sam przed sobą, że poczuł ulgę, bo w pierwszej chwili był pewien, że Patrycja nie żyje.

Dlaczego jednak miałaby umrzeć? Jakieś niejasne przeczucie mówiło mu, że to z jego powodu. Do końca tego nie rozumiał. Starał się, przypominał sobie, co mówiła, analizował każde słowo, ale mimo to nie potrafił dostrzec żadnego powodu, który tłumaczyłby to, co się stało.

Raz jeszcze na nią zerknął. W tej samej chwili drzwi księgarni otworzyły się i do środka wszedł lekarz, a tuż za nim ratownik medyczny.

Wiktor z niepokojem przyglądał się wykonywanym przez nich czynnościom. Chciał zapytać o tyle rzeczy, ale nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Nawet na pytanie „Jak do tego doszło?” odpowiadał zdawkowo. Wszystko mu się plątało, nie miał pewności, czy zachował odpowiednią chronologię, czy też pokręcił wszystko. Miał jednak nadzieję, że lekarz cokolwiek z tego zrozumiał.

Tuż przed tym nim zabrali Patrycję do karetki, wyszedł na zewnątrz i głęboko wciągnął powietrze. Płuca zapiekły, jakby wdychał płomienie, zrozumiał, że w księgarni zbyt długo wstrzymywał oddech. Zaczął się trząść, wystraszył się, że za chwilę zostanie kolejnym pacjentem. Nachylił się i odetchnął głęboko.

Niebieskie światło rzucane przez karetkę co rusz spoczywało na twarzach stojących przed antykwariatem. Panowała przytłaczająca cisza, która potęgowała i tak napiętą atmosferę. Wiktor stał z tyłu i uważnie przyglądał się kobietom stojącym tuż obok samochodu i rozmawiającym z mężczyznąw stroju ratownika. Był roztrzęsiony. Jeszcze nie doszedł do siebie po tym, co wydarzyło się w antykwariacie.

Przeniósł wzrok na swoje auto, które stało nieopodal z wgniecionym tylnym błotnikiem. Ostatecznie na pewno dało się nim jeździć. Powinien do niego wsiąść i wrócić do domu, matka z pewnością nie mogła się go doczekać. Nie chciał, by się martwiła bardziej, niż to było potrzebne. Wiedział jednak, że w takim stanie nie powinien wsiadać za kierownicę.

Opuścił głowę i przeczesał włosy drżącą rękę. Kiedy uniósł wzrok, zauważył, że przygląda mu się stojąca obok Kasi nastolatka. Przypomniał sobie jej krzyk: „Coś ty zrobił mojej mamie?!”.

Choć trudno było mu w to uwierzyć, dziewczyna najwyraźniej była córką Patrycji. W niczym jej nie przypominała, jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że gdzieś już ją widział. Miała kilkanaście lat, ale była wyjątkowo rozgadana. Nawet za bardzo, jak na uczennicę podstawówki. Kiedy przypomniał sobie cichą i raczej zamkniętą w sobie Patrycję, nie mógł opanować niedowierzania.

– Wiktor.

Nagle usłyszał Kasię. Stała tuż przed nim. Patrzył na nią, zastanawiając się, skąd się wzięła.

– Wszystko w porządku?

– Tak.

– Wyglądasz jakby jednak nie. Dobrze się czujesz? Może ty też powinieneś pojechać do szpitala?

– Nie, naprawdę wszystko jest w porządku. Przepraszam, że nasze spotkanie tak się skończyło. Może gdybym się tak nie spieszył, nie doszłoby do tego…

– A miałeś się nie spieszyć? Chodziło o twojego ojca. Dzięki Bogu, że skończyło się tak. Jak wrócisz?

– Pewnie pociągiem. Dam sobie radę.

– W to akurat nie wątpię.

– Spotkamy się jeszcze? Zadzwonię jutro.

– Nie narzucajmy sobie takiego tempa. Mam wrażenie, że to wszystko dzieje się za szybko.

– Za szybko?

– Przyjechałam na twoje urodziny, bo poprosił mnie o to Filip, ale niczego sobie nie obiecywałam ani tym bardziej nie oczekiwałam. Wiktor, nie zachowujmy się, jakby nic się nie stało. Minęło trochę czasu i… szczerze? Nie wiem, czy chcę wracać do tego, co było. Poza tym… sam wiesz…

– Powinienem cię w takim razie przeprosić – powiedział. – Zadziałałem pochopnie… Ale – przypomniał sobie coś – nie powiedziałaś „nie”.

Skinęła głową.

– To znaczy, że nie wszystko stracone?

– Wiesz, że zawsze cię lubiłam. Będzie mi miło znów się z tobą spotkać. Ale teraz… martwię się o Patrycję. Niestety nie mogę pojechać do szpitala, już dawno powinnam być na lotnisku. – Zerknęła na zegarek. – Czy mogłabym cię prosić…?

– Mnie? – zapytał zaskoczony. – O co?

– Pojechałbyś z Wiktorią do szpitala?

– Z kim?

Kasia skinęła w kierunku stojącej przy karetce dziewczyny.

– Z Wiktorią.

Kiedy spojrzał na nastolatkę, ta odwróciła głowę w jego stronę.

– To córka Patrycji? – zapytał.

Musiał to usłyszeć. To niemożliwe! Przecież Patrycja nie miała dziecka! Patrzył na Kasię, czekając na jakikolwiek znak, że jednak nie mówi poważnie, ale kobieta jedynie uśmiechała się delikatnie, jakby zdawała sobie sprawę z tego, o czym myślał.

– Tak – odpowiedziała i po chwili zapytała: – Dlaczego tak cię to dziwi? Skąd znasz Patrycję?

Zanim zdążył odpowiedzieć, podeszła do nich dziewczyna.

– Pojadę z mamą do szpitala – powiedziała.

– Wiktor pojedzie z tobą – rzuciła szybko Kasia i popchnęła mężczyznę.

Spojrzał na nią zaskoczony, ale nie zaprzeczył. Chciał pojechać. Musiał się upewnić, że wszystko jest w porządku.

– Nie potrzeba, dam sobie radę.

– Wiki!

– Naprawdę nie potrzebuję towarzystwa tego pana. To przez niego stało się to wszystko! Jestem pewna, że mama też by sobie nie życzyła jego obecności. – Wiktoria zwracała się bezpośrednio do Kasi, jakby Wiktora przy nich nie było. Wyczuwał w niej złość.

– Posłuchaj mnie, Wiki. Jak zawsze, pod nieobecność twojej mamy, to ja się tobą opiekuję. Dlatego mówię ci, że pojedziesz z Wiktorem.

– W ogóle nie rozumiem, dlaczego – jęknęła. – Jestem wystarczająco duża, nie potrzebuję niańki! Poza tym jak zawsze podczas nieobecności mojej mamy mogę liczyć na rodziców chrzestnych, więc zadzwoniłam do Adama. Dlatego niepotrzebny mi jakiś randomowy żigolo.

– Wiktoria!

– No co? – Dziewczyna nie straciła rezonu. – Zamierzasz dać mi reprymendę, burę? Możesz się wstrzymać. Muszę zająć się mamą. Przez tego… – spojrzała na Wiktora – …pana. A potem złożę na ciebie skargę. – Odwróciła się i odeszła kilka kroków.

– Nie mogę się doczekać – rzuciła za nią Kasia, po czym zwróciła się do Wiktora. – Zajmiesz się nią?

Wiktor obserwował dziewczynę z pewnego rodzaju podziwem. Mimo tonu i negatywnego nastawienia, miała rację. Córka Patrycji. Nie była do niej podobna, ale coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że w tym dziecku jest mimo wszystko coś znajomego.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł… – zawahał się. – Powinienem raczej wrócić do domu, zobaczyć, czy z ojcem wszystko w porządku.

Patrzyli przez chwilę na siebie.

– Proszę, nie miej mi tego za złe – dodał.

– Jasne… Rozumiem, nie ma sprawy. W takim razie lecę już. Mam nadzieję, że zdążę na samolot. – Pobiegła w kierunku wejścia do budynku, jednak tuż przed nim zatrzymała się i odwróciła. – Nie odpowiedziałeś mi, skąd znasz Patrycję!

 

Jęknęła. Bolała ją głowa, próbowała sobie przypomnieć, co się stało, że leży… no właśnie, gdzie? Wszystko wirowało z zawrotną prędkością i nie mogła się skupić. Czuła się dziwnie. Jakby była zawieszona w próżni, bezwolna, sunącą przed siebie tylko dlatego, że ktoś kiedyś wprawił ją w ruch. Żadnego wysiłku, żadnego celu. Zmarszczyła czoło i zamknęła oczy. Miała nadzieję, że kiedy je ponownie otworzy, dostrzeże więcej szczegółów.

Pomieszczenie było nieduże, wyłożone białymi płytkami, leżała na środku, na wysokiej leżance przykrytej zielonym kawałkiem materiału. Obok znajdowała się szafka pełna przeróżnych fiolek i bandaży.

– Gdzie jestem? – zapytała słabym głosem.

– W szpitalu. Zemdlałaś – odezwał się siedzący obok Adam. Miała wrażenie, że dopiero teraz go dostrzegła. Zamrugała oczami.

Zemdlała!

Powoli wracała pamięć. Poruszyła się niespokojnie.

– Co ty tu robisz?

Z trudem przypominała sobie szczegóły, ale była pewna, że kiedy to się stało, nie było z nią Adama, tylko…

Uniosła się gwałtownie i szybko rozejrzała po wnętrzu.

– Spokojnie, nie ma go.

Opadła z ulgą na poduszkę. Zamknęła oczy i kilka razy wzięła głęboki wdech.

– Przepraszam – szepnęła w końcu.

– Lekarz mówił, że lecisz na oparach, że powinnaś odpocząć, że jesteś przemęczona…

– Tak, wiem. Wiem o tym.

– A to omdlenie to efekt długotrwałego stresu… – Adam przerwał, omiótł ją spojrzeniem i w końcu wbił w nią wzrok. – Patrycja, martwię się o ciebie.

– Nic mi nie jest – powiedziała.

Kiedy Adam nagle wstał, jakby chciał zaprotestować, dodała:

– Naprawdę nic mi nie jest. Sam byś tak zareagował na jego widok…

Delikatnie ujął jej dłoń i zamknął w swojej. Zrozumiał bez dodatkowego tłumaczenia, w końcu znali się od wielu lat. Wiedział teraz, co to oznacza dla siedzącej obok niego kobiety.

– Przecież wiedziałaś, że to kiedyś nastąpi.

Zaszlochała i wytarła nos.

– Nie sądziłam, że stanie się to już. Że w ogóle się stanie. Adam… – zawiesiła głos – po tylu latach byłam pewna, że do tego nigdy nie dojdzie. I teraz się boję.

– Wtedy też się bałaś, pamiętasz?

– Byłam przerażona! Gdybym ciebie wtedy nie spotkała, nie wiem, co by się ze mną stało.

Podniósł wzrok i się uśmiechnął.

– Tak, wiem. Nasłuchałam się od ciebie i Sławka o tym bożym planie.

– Nadal w niego nie wierzysz?

– Wierzę, wierzę.

W tym momencie otworzyły się drzwi i do sali wszedł lekarz.

– Pani Patrycjo… nareszcie się pani ocknęła! Mówiłem już tyle razy, że powinna pani odpocząć, a pani nie chciała mnie słuchać i proszę, znów się spotykamy! Niech no pani mi się pokaże.

Wziął jej rękę, zmierzył puls, po czym zajrzał w oczy i zadał kilka pytań.

– Wygląda na to, że wszystko w porządku. Proszę mnie teraz posłuchać, to zalecenie lekarskie. Teraz panią nawodnimy, a potem pojedzie pani do domu, weźmie długą kąpiel i położy się do łóżka.

– Ale… – próbowała zaprotestować.

– Żadnego „ale”. To już nie są żarty! Jeśli pani o siebie nie zadba, w najbliższym czasie znów wyląduje na szpitalnym oddziale. Rozmawiałem z naszym psychiatrą, zaraz go tu poproszę. Trzeba jak najszybciej rozpocząć terapię, mówiłem to już tyle razy!

– Ja nie mogę…

– Jak to pani nie może? Czego? Proszę zrozumieć, że chodzi o życie! Potrzebuje pani jakiejś zachęty? Mam panią w jakiś sposób zmobilizować? Ma pani córkę, proszę o niej pomyśleć.

– Myślę o niej!

– W takim razie nie przyjmuję protestów.

Patrycja opadła na poduszkę i zerknęła błagalnie na Adama.

– Zgadzam się z nim. – Rozłożył ręce i uśmiechnął się do niej.

Nie tego oczekiwała.

– I ty przeciwko mnie, Brutusie?

– Patrycja…

– Wiem, wiem, już dobrze, wygraliście. Będę się stosowała do zaleceń.

– I? – wtrącił Adam.

Popatrzyła na niego. Nie musiał mówić nic więcej.

– Okej, zacznę terapię – jęknęła zrezygnowana. – Porozmawiam z psychiatrą, bo jak sądzę, w przeciwnym wypadku szybko stąd nie wyjdę – dodała jeszcze.

Dotąd była pewna, że to ciągłe wspominanie lekarzy o stresie przy okazji każdej wizyty jest jedynie swego rodzaju wtrąceniem, ale nikt nie traktował tego poważnie. A na pewno ona. Ostatnio w jej życiu wydarzyło się tyle, że musiała sobie to jakoś poukładać, ale od razu stres? No chyba że spotkanie Wiktora… To była jedyna stresująca sytuacja, nic poza tym.

Odprowadziła lekarza wzrokiem, po czym zamknęła oczy ignorując całkowicie Adama.

 

Siedział zamyślony, od czasu do czasu spoglądając w okno pędzącego pociągu. Nie spodziewał się niczego zobaczyć, było ciemno, a w szybie odbijała się jedynie jego twarz – zamyślona, skupiona, jakby nie należała do niego, ale do kogoś starszego, może jego ojca. Wciąż myślał o Patrycji. To wydarzenie nim wstrząsnęło. W dalszym ciągu nie mógł uwierzyć, że tak po prostu na nią wpadł.

A właściwie bardziej wjechał, uszkadzając przy okazji dwa samochody.

Przed wyjazdem z Wrocławia zadzwonił do serwisu i załatwił wszystkie formalności związane z naprawą samochodu. Nie chciał wracać autem ani swoim, ani zastępczym z serwisu, nie czuł się na siłach. Auto Patrycji zostało przed antykwariatem. Obiecał sobie, że jak tylko wyjaśni się sprawa ze zdrowiem ojca wróci i zajmie się nim. Dziewczynie z antykwariatu zostawił oświadczenie z prośbą, by Patrycja wpisała swoje dane.

Patrycja!

Ta dziewczyna, ta kobieta była mu obca. Znał ją jako nastolatkę, ale po tylu latach nic o niej nie wiedział. Nie miał pojęcia o jej życiu, o dzieciach, mężu, nie potrafiłby powiedzieć nic ponad to, co robiła w liceum. I nagle w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób ich drogi znów się przecięły. Znalazł ją.

Cały czas był w szoku.

Nagle zaczął sobie przypominać coraz więcej szczegółów z nią związanych. Ot chociażby jak razem wracali ze szkoły. Zawsze jej towarzyszył, gdy szła do matki, która pracowała w firmie jego ojca. Lubił to, nawet jeśli przez całą drogę niemal nie odzywali się do siebie. Kiedy on szedł dalej do domu, mówił jej zawsze: „Hej, Pati, do jutra”. Albo jak marszczyła nos, gdy zastanawiała się nad odpowiedzią. Jak siedziała niemal zawsze sama, z dala od innych, z rozłożoną na kolanach książką.

Uśmiechnął się do wspomnień. Wtedy jeszcze nie przypuszczał, że nadejdzie dzień, kiedy dziewczyna zniknie, że to wszystko się wydarzy.

Aż do dzisiaj był niemal pewien, że nic nie jest w stanie go zaskoczyć.

Kiedy z głośników rozległ się szorstki męski głos informujący o zbliżaniu się do kolejnego przystanku, Wiktor z niemałym zdziwieniem zanotował, że to jego stacja. Wydawało się, że dopiero co wsiadł do pociągu. Spojrzał na zegarek i się uśmiechnął. Omal nie zaspał!

 

Przez całą noc Elżbieta siedziała na korytarzu, czekając na jakiekolwiek informacje o stanie zdrowia Jerzego. Miała wrócić do domu, ale zrezygnowała w ostatniej chwili. Nie chciała opuszczać Jerzego i z całych sił modliła się, by wyzdrowiał, by nie odchodził, jakąkolwiek formę miałoby przyjąć jego odejście.

– Pani Jaroszewska? – Lekarz stanął przed Elżbietą.

Natychmiast wstała.

– Mam wyniki pani męża. Zapraszam. – Wskazał ręką pokój lekarski.

– Panie doktorze? – zwróciła się do niego, gdy zamknął za nią drzwi. – Jest bardzo źle?

– Proszę, niech pani usiądzie. – Zajął miejsce za jednym z biurek. – Ustabilizowaliśmy pani męża, teraz musimy tylko monitorować jego czynności. Proszę mi powiedzieć, czy mąż się leczył?

– Leczył? Na co?

– Na cokolwiek. W tym wieku z reguły każdemu coś dolega. Nadciśnienie, cukrzyca, bóle stawów… Czy mąż skarżył się na cokolwiek?

– Nie. Zawsze go podziwiałam, bo mimo upływu lat nie imały się go żadne dolegliwości. Zawsze był aktywny i w ogóle nie wygląda na swój wiek.

Lekarz dość długo przyglądał się Elżbiecie, jakby analizował to, co właśnie powiedziała.

– Widzi pani… badania wykazały, że jakiś czas temu przeszedł zawał. Nic nie mówił?

– Zawał? – powtórzyła Elżbieta. – Jaki zawał? Kiedy? Przecież mówię panu, że na nic się nie skarżył.

Zamilkła porażona myślą, że przecież ostatnio ich stosunki były wyjątkowo zimne i Jerzy z pewnością nie powiedziałby jej o swoich problemach zdrowotnych. Przyszło jej do głowy, by zapytać Dorotę, ale natychmiast odrzuciła tę myśl. Po ich wcześniejszej rozmowie wcale nie była pewna, czy i między nimi nie było jakiegoś ochłodzenia.

– Podczas pierwszego badania skupiliśmy się za bardzo na ostatnim zawale, ale po wykonaniu rezonansu okazało się, że w całkiem niedalekiej przeszłości przeszedł już jeden.

– Czy on z tego wyjdzie?

Lekarz się zawahał.

– Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy. Reszta należy do pani męża.

Elżbieta zrozumiała to, co zostało powiedziane między wierszami. Miała teraz tylko jedną prośbę.

Żyj, Jerzy, żyj.

– Mogę do niego wejść? Zostać przy nim?

– Jeśli pani chce, choć proponowałbym, by pojechała pani wreszcie do domu i odpoczęła, my się nim zajmiemy.

Kiedy wsiadła do samochodu zadzwonił jej telefon. Od razu czuła, że to Wiktor. Spodziewała się od niego wiadomości, była pewna, że lada moment wróci z Wrocławia.

– Cześć, synku – rzuciła.

– Cześć, mamo. Wróciłem już. Jak się ma tata?

– Jest po zabiegu. Zobaczymy jutro.

– Chcesz żebym do ciebie przyjechał?

– Nie, przyjedziemy razem jutro. Lekarz mówi, że dzisiaj nie ma już sensu tu siedzieć. Wracam do domu.

– W takim razie do zobaczenia w domu!

 

Od dnia, w którym spotkał Patrycję, był pewien, że kiedyś prawda wyjdzie na jaw. Niczego nie narzucał, nie przekonywał, ale przygotowywał dziewczynę na taką ewentualność. Jednak z biegiem czasu Patrycja coraz mniej myślała o swoim poprzednim życiu, a kiedy pojawił się Sławek, sprawiała wrażenie, jakby nie miała za sobą bolesnej przeszłości. Była szczęśliwa.

Teraz jednak, słuchając jej i patrząc na nią, miał wrażenie, że wraz z odejściem Sławka wszystko wróciło do punktu wyjścia. Jakby stare sprawy tylko czekały na najlepszą okazję, by ponownie dać o sobie znać. I mimo że on sam również starał się do tego przygotować, nie wiedział zbytnio, jak powinien się zachować. Czuł się bezradny, co go zaskoczyło. Wielokrotnie wyobrażał sobie ten dzień, kiedy dowie się, że ktoś ją odnalazł, nie policja, ale ktoś znajomy, może rodzina. Chciał być wtedy dla niej podporą.

Patrzył na leżącą dziewczynę i słuchał jej miarowego oddechu. Co rusz nasłuchiwał, czy ktoś nie wchodzi. Powinien już wracać, ale nie chciał zostawiać jej samej.

Patrycja, jakby czytała w jego myślach, odwróciła się i zapytała:

– Gdzie Wiktoria?

– Poszła po kawę, powinna zaraz wrócić.

Westchnęła.

– Mam nadzieję, że mi też przyniesie…

– Widzę, że z tobą coraz lepiej, skoro zaczynasz mówić o kawie – zaśmiał się.

– Jakbyś mnie nie znał! Ja umrę z kawą w dłoni, na pewno! – Podchwyciła jego żartobliwy ton, ale po chwili spoważniała. – Adam… Zanim wróci Wiki, obiecaj mi, że nic jej nie powiesz…

– Powinnaś to jeszcze przemyśleć, ona się o ciebie martwi.

– Wiem, ale nie chcę, by dowiedziała się o mojej przeszłości, o czymkolwiek, co wydarzyło się w poprzednim życiu… żeby myślała, że…

– Co cię najbardziej martwi? – przerwał jej.

Westchnęła.

– Wszystko.

– To, że go spotkałaś?

– Tak.

– Ale wpadł na ciebie przypadkiem?

– Nie wyglądał, jakby wiedział, że może mnie tu zastać.

– Pewnie nic nie wie o twoim życiu. Ani o tobie. Rzeczywiście wygląda to na mało prawdopodobne, ale najwyraźniej wasze spotkanie to zwyczajny przypadek, nic więcej.

– Przypadek! Widział mnie, rozmawiał ze mną! Teraz może rozpowiadać na prawo i lewo, że tu mieszkam.

O swoim powrocie myślała niejednokrotnie. W głowie układała scenariusze, jak to powinno wyglądać, co powie matce. Ale teraz…

Nie! Nie mogła zjawić się ot tak, po prostu, jak gdyby nigdy nic. Jej powrót wiązałby się z ujawnieniem zbyt wielu rzeczy. Przez siedemnaście lat dbała o to, aby nikt jej nie odnalazł. Kiedy żył Sławek, miała nawet pewność, że jej poprzedniego życia już nie ma.

Biła się z myślami, rozum podpowiadał, by niczego nie zmieniać, zostawić to wszystko, jak było. Tylko że nic nie było takie jak wcześniej. Wystarczyła chwila, koszmarny zbieg okoliczności, a wszystko wróciło do punktu wyjścia.

– Nie wiesz, czy tak właśnie zrobi…

– Naprawdę uważasz, że przejdzie nad tym do porządku dziennego? Jestem pewna, że wcześniej czy później wszyscy się dowiedzą. Adam, wiem, co zrobiłam wiele lat temu, próbuję sobie wyobrazić, jak to wpłynęło na tych, których zostawiłam, których znałam, zwłaszcza na mamę. Nigdy sobie tego nie wybaczę, choć wtedy nie miałam wyjścia. Musiałam tak postąpić.

– Wiem – powiedział spokojnie. Ujął jej dłoń. – Wiem o tym. Ale zamiast myśleć o najgorszym i wizualizować koszmary, powinnaś skupić się na tym, co dalej. Rozumiem, że wszystko się zmieniło wraz z pojawieniem się Wiktora…

– Gdyby to chodziło tylko o Wiktora. Przecież wiesz, dlaczego zdecydowałam się odejść z domu, wiesz, ile mnie to kosztowało. Najbardziej boję się teraz, że musiałabym spotkać się z mamą, z nimi wszystkimi, i wytłumaczyć dlaczego zniknęłam. Mama mi nigdy nie wybaczy. Wiktoria mi nie wybaczy.

– No wiesz, teraz to trochę za późno na takie wnioski.

– Adaś, nie pomagasz! – powiedziała z westchnieniem.

– No cóż… – Uśmiechnął się.

W tej chwili drzwi do sali otworzyły się i do środka wszedł młody lekarz.

– Pani Patrycja? – zapytał dla pewności.

Adam wstał i cmoknął Patrycję w czoło.

– Pójdę sprawdzić, gdzie jest Wiktoria – powiedział i wyszedł, zamknąwszy za sobą drzwi.

Na korytarzu od razu ją zauważył. Siedziała na krześle nieopodal sali, w której leżała Patrycja. W rękach obracała pusty kubek po kawie. Coś go tknęło. Podszedł do niej i usiadł obok. Kiedy spojrzał na jej twarz, odniósł wrażenie, że płakała.

– Wszystko dobrze? – zapytał.

Westchnęła.

– Nie – powiedziała zdecydowanie.

– Martwisz się o mamę?

Spojrzała na niego.

– Oczywiście, że się martwię. Mam tylko ją. Nie chcę, by coś jej się stało.

– Twoja mama jest wyczerpana. To, co się wydarzyło w ostatnich miesiącach, odbiło się na jej zdrowiu. Musi po prostu o siebie zadbać.

– A może powinna unikać niektórych ludzi? – zapytała hardo. – Kim był ten laluś, którego spotkała?

– Wiktoria!

– Nie rozumiem, dlaczego tak was to dziwi. Pojawił się znikąd i mama wylądowała przez niego w szpitalu. Jak mam inaczej o nim mówić? Miły pan?

– To nie jest tak…

– Oświeć mnie. Przed chwilą słyszałam, że mama nie chce, abym się czegoś dowiedziała. O co chodzi?

Adam poczuł, jak zimny pot spływa mu po plecach. Nie sądził, że Wiktoria podsłuchiwała i teraz, gdy uświadomiła mu, że jego rozmowa z Patrycją, przynajmniej po części, nie jest dla niej tajemnicą, zrozumiał, że to dopiero początek pytań.

– Nie powinnaś sobie wyobrażać Bóg wie czego. Mama nie chce cię obarczać swoimi problemami.

– Gość z jej przeszłości, to jej problem? Kto to jest, zrobił jej coś?

Wiktoria zaczęła się trząść. Po śmierci ojca coraz częściej dopadał ją strach, że matka odejdzie i zostanie sama.

– To jej dawny znajomy, nic jej nie zrobił. Naprawdę nie ma powodu do wyolbrzymiania tego. To, że twoja mama zemdlała akurat wtedy, gdy go spotkała, nic nie znaczy.

Adam brzydził się kłamstwami. Jednocześnie zastanawiał się, jaką pokutę będzie musiał odbyć, by zmyć ten grzech.

Wiktoria popatrzyła na niego z niedowierzaniem. Zbyt dobrze znał to spojrzenie.

– Przez całe życie słyszałam, że mama jest sierotą i nie ma nikogo bliskiego. Nie przypominam sobie jej żadnych znajomych. O nikim nie wspominała. I nagle ni z tego, ni z owego pojawia się jakiś znajomy. Z przeszłości. Wiesz, jak to brzmi?

– Wiki… nie przywiązuj do tego zbyt wielkiej wagi. Naprawdę. Rozumiem, że boisz się o mamę, ale nic złego się nie dzieje. Po prostu potrzebuje trochę spokoju, rozmowy, terapii. Wiesz przecież…

– Wiem. Dla nas obu to był ciężki czas. Mogę do niej wejść? – Wstała.

Adam również się podniósł.

– Zaczekajmy, aż wyjdzie lekarz. Potem zabierzemy ją do domu.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej