Gwiazdka na Zacisznej - Magdalena Kołosowska - ebook + książka

Gwiazdka na Zacisznej ebook

Magdalena Kołosowska

0,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pełna śniegu opowieść o otaczającej nas magii.

Święta za pasem, a w życiu Julki zaczynają dziać się coraz dziwniejsze rzeczy, których nie potrafi wytłumaczyć. Daleka podróż w zaskakującym kierunku, gulasz z renifera w wiosce Saamów oraz organizacja jasełek na ostatnią chwilę! W dodatku wszyscy wokół zwariowali. Kiedy podczas kolacji wigilijnej organizowanej dla seniorów spotyka Kostka, swoją dawną miłość, odkrywa, że oboje wiedzą coś, czego to drugie wiedzieć nie powinno. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu, próbując rozwiązać tę zagadkę.

Czy im się uda? I jaki związek z tym wszystkim będzie miał pewien dom na Zacisznej i sympatyczny starszy pan?

Święty Mikołaj nie zawsze nosi czerwoną czapkę i długą, białą brodę, za to dysponuje magią, która namiesza w życiu Julii i Kostka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 265

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

 

 

 

Copyright © Magdalena Kołosowska

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2024

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Redakcja

Katarzyna Dubois

 

Korekta

Joanna Podolska

 

Projekt okładki

Izabela Szewczyk

 

Skład i łamanie

Izabela Szewczyk-Martin

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

Wydanie elektroniczne 2024

 

eISBN 978-83-68364-09-5

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań

[email protected] | www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Najlepszych i najpiękniejszych rzeczy na świecie

nie można zobaczyć ani nawet dotknąć.

Trzeba je poczuć sercem.

 

– Helen Keller

 

 

Prolog

 

Ktoś patrzący na nich z daleka mógłby odnieść wrażenie, że zjawili się w tym miejscu, by patrzeć na zachód słońca, ale z bliska nie wyglądali na zainteresowanych podziwianiem krajobrazu. Stali w bezpiecznej odległości od siebie, milczeli, jakby powiedzieli sobie wszystko już wcześniej i nic nie zostało im do dodania.

– A więc po to mnie tu przywiozłaś? – zapytał młody mężczyzna. Był wysoki i wysportowany, miał dłuższe włosy, które układały się łagodnie na karku. Wetknięte w nie okulary przeciwsłoneczne podtrzymywały je, by nie opadały na oczy i twarz. – To twój sposób na osłodzenie naszego rozstania?

– Proszę… – odezwała się dziewczyna. W przeciwieństwie do chłopaka na jej nosie spoczywały okulary, które skrywały załzawione oczy. I choć zakończenie ich związku wyszło z jej inicjatywy, wcale nie czuła się z tym dobrze. Lubiła go. Ale zakochała się w innym, nic nie mogła na to poradzić. I tamten poprosił ją o rękę. Jeszcze nie udzieliła mu odpowiedzi, chciała to zrobić zaraz po tej rozmowie. Zgodzić się i zacząć nowe życie. – Wiesz, że nie tego dla nas chciałam.

Chłopak na dłużej zatrzymał na niej swój wzrok. On też chciał dla nich czegoś zupełnie innego.

– Wiesz… myślałem, że bez względu na wszystko zawsze będziemy razem. Czy w tym życiu, czy innym, w tej rzeczywistości czy równoległej. Pamiętasz, co sobie obiecywaliśmy? – zapytał. – Ja wciąż pamiętam, każde słowo. Ale wiesz co? Nie mam zamiaru prosić cię o zmianę decyzji. Nade wszystko zależy mi na twoim szczęściu. Jeśli on ci je daje, nie mogę cię zatrzymywać przy sobie. I nie będę tego robił.

Otarła z policzka spływającą łzę.

– Bądź szczęśliwa – powiedział jeszcze, po czym odwrócił się i wsiadł do czekającej taksówki.

 

 

 

 

Jingle bells, jingle bells, jingle all the way – z radia płynęły dźwięki świątecznej piosenki. Bezwiednie machała nogą i nuciła pod nosem, czekając na Elizę. Jedną rękę trzymała na wysokiej szklance z cynamonową kawą, drugą bawiła się słomką i mieszała nią intensywnie, jakby szczególnie upodobała sobie bitą śmietanę i postawiła za cel rozgniecenie jej na miazgę. Dookoła kłębiły się tłumy ludzi goniących za zakupami. Centrum handlowe pękało w szwach, a właściciele sklepów szaleli z radości, widząc tak rosnącą sprzedaż.

– Heeej, już jestem. – Nagle przy stoliku zmaterializowała się Eliza. – Długo czekasz? – Zdjęła płaszcz, położyła na krześle, a sama usiadła obok Julii.

– Dokładnie nie wiem, ale zdążyłam zamówić już kawę.

– To zaczekaj, wezmę coś dla siebie i wracam. – Zjawiła się z powrotem po kilku minutach. – Ludzie poszaleli przed tymi świętami. Zachowują się, jakby co najmniej świat miał się skończyć – sapnęła, siadając na swoim miejscu. – Naprawdę potrzebują tych wszystkich rzeczy?

Julia uśmiechnęła się. Nie odpowiadała na pytania retoryczne. Eliza za to kontynuowała:

– Każdego roku jest tak samo. Może mamy gdzieś w genach zakodowany strach przed tym, że może nam czegoś braknąć?

– Jak to? – W Julii zawsze budziło się zainteresowanie, gdy przyjaciółka nawiązywała do swojej pasji.

– Wystarczy popatrzeć na naszą historię – mówiła Eliza. – Albo wojny, albo zabory, albo pańszczyzna. Cały czas coś. A nie oszukujmy się, jesteśmy potomkami chłopów, a nie królów, jak niektórzy sądzą.

– Być może coś w tym jest.

– Coś? To udowodnione naukowo. Po przodkach dziedziczymy nie tylko wygląd, ale też ich traumy. Więc jeśli jakiś prapraprapra głodował za czasów pańszczyzny, a głodował, to na pewno jego potomek będzie leciał do marketu za każdym razem, gdy usłyszy „promocja”, kupować tony jedzenia „na wszelki wypadek” i „żeby nie brakło”. Tak jest! – zakończyła Eliza.

Julia ponownie się uśmiechnęła. Znała teorię przyjaciółki i słyszała ją już niejednokrotnie.

– Strasznie się cieszę, że udało nam się spotkać – zmieniła temat.

– Mam ci przypomnieć czyja to wina?

– Nie musisz, przyznaję się!

– Ja myślę! Dziękuję! – zwróciła się do kelnera, który przyniósł do stolika zamówioną kawę i dwa kawałki apetycznie wyglądającej bezy.

– Znowu to zrobiłaś! – Julia niemal krzyknęła, wskazując na talerzyki z ciastem.

– Wybacz. Spotkania z tobą są dla mnie istotnerównież z tego powodu, że bez wyrzutów sumienia mogę się skusić na coś słodkiego. – Eliza na potwierdzenie tych słów zanurzyła łyżeczkę w kremie, po czym włożyła ją do ust. – W poprzednim życiu musiałam być genialną cukierniczką. Jak randeczka? – zmieniła temat.

Julia westchnęła i spoważniała.

– Zerwaliśmy.

Eliza na chwilę zastygła.

– Zerwaliście? Naprawdę? Spodziewałam się bardziej zaręczyn, a nie zerwania. O czymś nie wiem?

Julia nie odpowiedziała od razu. Ostatnio nie mówiła Elizie o wszystkim, mimo że znały się od zawsze i nie miały przed sobą tajemnic.

– To Jasiek mi się oświadczył.

Eliza zakrztusiła się wypitym właśnie łykiem kawy i zaczęła kaszleć, rozpylając ją wokół niczym dezodorant.

– Jezus Maria! Julka, co ty bredzisz?! – wrzasnęła, zwracając na siebie uwagę pozostałych znajdujących się w kawiarni. – Jak chciałaś go przelecieć, to mogłaś to zrobić po cichu, a nie od razu zrywać z Kostkiem i przyjmować oświadczyny!

– Nie chciałam go przelecieć. Nie zrobiliśmy tego.

Eliza aż otworzyła usta ze zdumienia.

– Jak to nie? To skąd w ogóle pomysł na ślub?

– Spotykamy się od jakiegoś czasu i wiesz, zaiskrzyło.

– Mam ci przypomnieć, że z Kostkiem jesteś od jedenastu lat? I co? Nie iskrzy? Chcesz przekreślić te wszystkie lata tylko dlatego, że „zaiskrzyło”? A co to, przepraszam? Poraził cię piorun sycylijski czy co?

– Ojej, przestań już.

– Niedoczekanie. Powiem ci, co myślę na ten temat, a ty tego wysłuchasz!

– Elizka!

– Jesteś moją najukochańszą przyjaciółką i dlatego powiem ci, że to, co robisz, jest złe. Tak się nie postępuje. To jak kupowanie kota w worku! Nie znasz Jaśka, nie wiesz, jaki jest. Nie mieszkałaś z nim, a z tego, co wiem, nawet się z nim nie bzykałaś.

– Znam go tak długo, jak ciebie i Kostka.

– To o niczym nie świadczy. A może wy w ogóle do siebie nie pasujecie? Może on jest impotentem albo co gorsza seksoholikiem?

– Nie wymyślaj. Zamierzam powiedzieć mu „tak” i wyjść za niego. A ty będziesz moją druhną!

– Pogięło cię? Mam przykładać do tego rękę?

– Nie musisz niczego przykładać. Po prostu chcę, abyś była moją druhną. Proszę…

– Boże, co się z tobą dzieje?! – Wytarła usta. – Naprawdę rzuciłaś Kostka dla… Jaśka? Poważnie? A co na to Kostek?

– Życzył mi szczęścia.

– Co?! Na jego miejscu…

– Nie jesteś na jego miejscu, Eli. Zamierzasz się ze mną kłócić,czy raczej mnie wesprzesz?

Eliza westchnęła. Nie chciała wspierać przyjaciółki ani tym bardziej kłócić się z nią. Nie akceptowała tego, co zrobiła Julia. To było do niej niepodobne, a Jasiek jak nic zwiastował kłopoty!

Przypomniała sobie, jaki był, w jaki sposób o nim myślała. Nigdy się nie przyjaźnili, ale z racji tego, że znali się od dziecka i uczyli się w tych samych szkołach, siłą rzeczy spędzali ze sobą sporo czasu. Od samego początku nie wzbudzał jej zaufania. Cały czas miała wrażenie, że coś ukrywa, a teraz była zdania, że jego zainteresowanie Julią nie wynika bynajmniej z wielkiego uczucia. Była przekonana, że przyjaciółka powinna omijać go szerokim łukiem.

Nagle usłyszała dobiegającą z głośników piosenkę De Su i zobaczyła nadchodzącego mężczyznę w stroju Mikołaja. Uśmiechnęła się. Było tak, jakby nagle zmaterializował się przed nią Karolak. Jeszcze brakuje, by mnie wkręcili do jakichś Listów do M – pomyślała.

– Wesołych Świąt dla szanownych pań! – usłyszała nagle znajomy głos. Przyjrzała się Mikołajowi i na jej twarzy pojawił się uśmiech.

– Remek… a co ty tu… w tym stroju…? – zapytała rozbawiona.

– Dbam o dobre samopoczucie pań. – Usiadł pomiędzy Julią a Elizą. – Muszę chwilkę odsapnąć. – Zsunął brodę i odetchnął głęboko. – A tak serio, nasza firma zorganizowała tu imprezę dla dzieci pracowników. I ubrali mnie w to coś. Rozdawałem prezenty i robiłem sobie z dzieciakami zdjęcia. One już poszły, a ja zauważyłem was i postanowiłem podejść i się przywitać. – Cały czas patrzył na Elizę. – Chcecie zdjęcie z Mikołajem?

Julia uznała to za dobry żart, ale Eliza od razu się zgodziła. W jej uszach wciąż brzmiała świąteczna piosenka:

 

Bo kiedy miasto na święta się stroi,

niejeden z nas o przyszłość się boi,

niejeden z nas w marzenia ucieka, wierząc,

że spełnienie gdzieś czeka.

 

Kiedy wreszcie Mikołaj alias Remek pożegnał się i odszedł, Eliza usiadła z powrotem przy stoliku. Była rozpromieniona.

– Może jednak przemyślisz moją propozycję? – zapytała Julka. W milczeniu obserwowała Elizę i Remka. Było dla niej jasne, że przyjaciółka czuje miętę do chłopaka.

– Hm?

– Może jednak zostaniesz moją druhną? Remek jest przecież najlepszym przyjacielem Jaśka, na pewno będzie świadkiem – dodała chytrze.

Eliza uśmiechnęła się do przyjaciółki.

– Zrobiliście to specjalnie?

– W życiu! – od razu zaprzeczyła Julia. – Nie wiedziałam, że go spotkamy!

Eliza zamilkła. Wciąż próbowała zrozumieć motywy Julii. Nie wierzyła w oświadczyny Jaśka i ich ślubne plany. Przecież dziewczyna była pisana Kostkowi, każdy o tym wiedział! Skąd więc nagle wziął się ten drugi?

– Jakie masz plany? – zapytała nagle.

– To znaczy?

– Mówiłaś już rodzicom o Jaśku?

Julia pokręciła głową.

– Nie wiedzą? A znają go chociaż?

– Oczywiście, że znają. Eli, nie musisz być złośliwa. Przecież Jasiek nie spadł mi z nieba. Powiem im w te święta.

Eliza westchnęła.

– Prosisz się o kłopoty – powiedziała. – Żebyś jednak nie myślała o mnie źle, nie zamierzam cię z tym zostawiać samej. Co się dzieje? – zapytała, widząc, że Julia skrzywiła się, jakby coś ją zabolało, a jej twarz zrobiła się niemal biała.

– Nie wiem – jęknęła, wstając. – Niedobrze mi. Pójdę do łazienki – dodała, robiąc krok w kierunku toalet. Nagle się zatrzymała i łapczywie wciągnęła powietrze, a następnie bezgłośnie osunęła się na podłogę.

 

***

 

Otworzyła powoli oczy, ale kiedy rażące światło wdarło się do jej źrenic, z powrotem je przymknęła. Jęknęła tylko i uniosła dłoń do czoła. Nie chciała się budzić. Nie chciała wstawać. Marzyła o odpoczynku, o całym dniu spędzonym w łóżku. Narzuciła na siebie kołdrę. Gdy nagle rozległy się wibracje, nie miała zamiaru odbierać telefonu. Kiedy jednak dzwoniąca osoba nie rezygnowała, odrzuciła z wściekłością przykrycie i sięgnęła po komórkę. I natychmiast usiadła. Telefon ponownie zawibrował, odebrała bez zbędnej zwłoki.

– No, nareszcie! Zapomniałaś? – w słuchawce rozległ się głos jej asystentki.

Nie było sensu zaprzeczać.

– Daj mi dziesięć, góra piętnaście minut – poprosiła.

– Jasne, spoko. Powiedziałam, że przedłuża ci się spotkanie, więc nie wyskocz z jakimś innym tłumaczeniem.

– Jesteś wielka, zaraz będę.

– Hejka! – Julka wpadła do biura zziajana. Błagalnym wzrokiem spojrzała na Sylwię, która delikatnym ruchem głowy wskazała na drzwi prowadzące do gabinetu i odezwała się niemal bezgłośnie.

– Czeka na ciebie.

Kobieta uniosła wzrok ku górze i jęknęła.

– W jakim humorze? – zapytała.

– Chyba okej – odparła Sylwia.

– Możesz…

– Zaraz przyniosę – uśmiechnęła się.

Julia zatrzymała się przed drzwiami swojego gabinetu, poprawiła marynarkę, przygładziła dłonią włosy i kilka razy głęboko odetchnęła. Otwierając drzwi, miała już na twarzy uśmiech.

– Dzień dobry, pani burmistrz. Proszę wybaczyć to niewielkie spóźnienie… – W tym momencie zauważyła spojrzenie na zegarek, jakie znacząco wykonała siedząca naprzeciwko kobieta. Julia nie straciła jednak rezonu i kontynuowała: – Ruch w interesie – powiedziała, stosując się do wcześniejszych wskazówek Sylwii.

– Rozumiem. To chyba dobrze? – burmistrz zapytała kurtuazyjnie swoim pozbawionym emocji głosem.

– Byłoby nietaktem, gdybym zaprzeczyła. – Julia usiadła na fotelu na wprost swojego gościa. Założyła nogę na nogę, eksponując szczupłe łydki. Gdyby wciąż była żoną Jaśka, zapewne tytułowałaby ją „ciociu” zamiast „pani burmistrz”. Patrząc teraz na nią, siedzącą wygodnie w fotelu z nieukrywanym znużeniem na twarzy, po raz kolejny cieszyła się, że tak nie jest.

– Byłoby hipokryzją – stwierdziła krótko burmistrz. – Całe miasto wie, jak dobrze prosperuje twoja firma – tym razem jej słowa nie brzmiały beznamiętnie. Julia uniosła głowę. – Dlatego tu jestem, czego się zapewne domyśliłaś.

– Nie inaczej. Nie sądziłam, aby chciała pani umówić się ze mną na pogaduszki.

Burmistrz przez chwilę mierzyła Julię wzrokiem. Otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale akurat rozległo się pukanie do drzwi i po chwili do gabinetu weszła Sylwia z tacą, na której stały dwie filiżanki z delikatnym logo firmy.

– Biała herbata dla pani burmistrz – postawiła filiżankę przed starszą kobietą – i czarna kawa dla ciebie – uśmiechnęła się do szefowej.

– Dziękuję!

Poczekały, aż dziewczyna wyjdzie z gabinetu, po czym burmistrz kontynuowała:

– Skończ z tym tytułowaniem mnie per „pani”. – Uniosła do ust filiżankę.

Julia uśmiechnęła się nieznacznie.

– Proszę mi wybaczyć…

– Julka! – przerwała jej burmistrz. – Mówiłyśmy sobie po imieniu, dlaczego mamy to zmieniać?

Julia splotła palce dłoni i przez moment zatrzymała na nich wzrok.

– To było lata temu.

Po tych słowach między nimi zapadło dość długie milczenie, jakby każda z osobna przypominała sobie okoliczności, które automatycznie wszystko między nimi zmieniły.

– Rozstałaś się z Jankiem, nie musiałaś od razu odcinać się od nas.

Julia patrzyła na kobietę z uśmiechem.

– Dorota – tym razem zwróciła się do swojego gościa po imieniu. – Gwoli ścisłości… dla nikogo tamta sytuacja nie była komfortowa i akurat podtrzymywanie więzi rodzinnych czy też towarzyskich było ostatnim, o czym wówczas wszyscy myśleliśmy. Poza tym domyślam się, w jakiej sprawie przyszłaś, i wierz mi, nie ma dla mnie znaczenia, czy mówimy sobie po imieniu, czy też per pani.

– I to jest bardzo dobre podejście. Dziękuję. – Burmistrz poruszyła się na swoim miejscu. Wydawała się bardziej zrelaksowana. Westchnęła i podjęła właściwy temat: – Skoro domyślasz się, w jakiej sprawie tu jestem, to wypada mi tylko przytaknąć. Rzeczywiście chodzi o Darię. Jak wiesz, ona i Wit w końcu postanowili się pobrać.

– Dlaczego więc wysłali ciebie, a nie przyszli osobiście? – zapytała odrobinę złośliwie Julia. Zrobiła to celowo, bo doskonale znała odpowiedź.

Burmistrz popatrzyła na nią ze zrozumieniem.

– Z powodów, o których rozmawiałyśmy wcześniej. – Rozległ się głośny dźwięk dzwonka. Dorota spojrzała na wyświetlacz, po czym wstała nagle. – Przepraszam cię, ale niestety muszę już iść. Obowiązki wzywają. – Zerknęła na zegarek. – Kiedy mogłabyś się z nimi spotkać?

Julia sięgnęła do wizytownika i wyjęła elegancki kartonik.

– Poproś ją, żeby do mnie zadzwoniła. – Podała Dorocie wizytówkę.

Burmistrz sięgnęła po nią, po czym dodała:

– Niedługo są wybory samorządowe – wspomniała. – Rozważyłabyś kandydowanie z mojej listy?

Julię zaskoczyło pytanie, jednak nie zamierzała tego w jakikolwiek sposób pokazywać.

– Ani z twojej, ani z żadnej innej – odpowiedziała. – Nie mam zamiaru angażować się w politykę. Jestem apolityczna i jest mi z tym dobrze.

– No cóż, rozumiem. Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną spotkać. Do zobaczenia! – Podały sobie ręce i burmistrz w pośpiechu opuściła biuro. Julia opadła ciężko na fotel. Wizyta Doroty rozdrapała stare rany. Mimo upływu czasu wciąż czuła się zdradzona, jakby tamten sierpniowy dzień, gdy ślubowała Jaśkowi miłość i wierność po grób, wcale się nie skończył. Gdy zamknęła oczy, znów wróciła pamięcią do tamtych wydarzeń.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej