Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Prawda nie zawsze jest pożądana.
W progu domu Elżbiety i Jerzego staje nieznajoma nastolatka. Ela przeżywa szok – widzi w dziewczynie siebie sprzed lat. Wiktoria oznajmia, że jest córką zaginionej przed laty Patrycji i chce wiedzieć, dlaczego jej matka uciekła kiedyś z domu i przez całe życie skrywała przed córką tajemnice o ojcu i o rodzinie. Nawet, kiedy okazuje się, że dziewczyna jest wnuczką Elżbiety i Jerzego, nie jest zainteresowana, by jej życie w jakikolwiek sposób się zmieniło. Chce zostawić za sobą wszystko, co się ostatnio wydarzyło, i bezpiecznie wrócić do świata, w jakim dotąd żyła. Życie jest jednak nieprzewidywalne.
Czy w obliczu zaistniałego niebezpieczeństwa Wiktoria zmieni zdanie? Zrozumie, co jest ważne w życiu? I – wreszcie – czy to już zakończy złą passę tej rodziny?
Bohaterowie przekonują się, że nic nie jest dane raz na zawsze, a jedyne co jest pewne, to niepewność. Życie to pasmo ciągłych zmian.
Polecam gorąco to niepokojące zamknięcie cyklu. Będziecie wielokrotnie zaskoczeni!
Czytaśka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 254
Książki Magdaleny Kołosowskiej,
które ukazały się w Wydawnictwie Replika:
Tęcza nad jeziorem
Trylogia LEPSZE JUTRO
Słońce za horyzontem
Pod niebieskim księżycem
Za ostatnią gwiazdą
Trylogia POD WSPÓLNYM NIEBEM
Kiedyś dogonimy Paryż
Zanim zobaczymy Neapol
Jutro pokochamy Rzym
Cykl RODZINNE SEKRETY
Tamta dziewczyna
Dawne obietnice
Copyright © Magdalena Kołosowska
Copyright © Wydawnictwo Replika, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja
Joanna Podolska
Korekta
Paulina Kawka
Projekt okładki
Iza Szewczyk
Skład i łamanie
Izabela Szewczyk-Martin
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dariusz Nowacki
Wydanie elektroniczne 2024
eISBN
978-83-68135-29-9
Wydawnictwo Replika
ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań
www.replika.eu
Lepiej zginąć, niż żyć ze świadomością, że zrobiło
się coś, co wymaga przebaczenia.
Andrzej Sapkowski
Wtedy
Od imprezy urodzinowej Wiktora czuła się dziwnie. Najchętniej schowałaby się gdzieś, gdzie nikt by jej nie znalazł. Nie wiedziała, czy o tym, co zaszło tamtego dnia, wiedział ktoś jeszcze. Gdyby tylko mogła być pewna, że to zostało między nimi. Nie mogła spojrzeć mu w twarz ani z nim rozmawiać. Wstydziła się tego, co zrobiła, a jednocześnie miała tyle pytań. Ilekroć jednak chciała się do niego odezwać, coś ją blokowało. Obserwowała go, próbując zgadnąć, jak to na niego wpłynęło. Żałował? Chciał zapomnieć?
Codziennie w szkole miała wrażenie, że za chwilę ktoś wspomni o tej nieszczęsnej imprezie, że zapyta, jak było z Wiktorem, że ten tłum wzdychających do niego dziewczyn rozszarpie ją na drobne kawałki tylko dlatego, że ośmieliła się do niego zbliżyć.
Im więcej czasu upływało od tamtej osiemnastki, tym bardziej docierało do niej, że wszystko niepotrzebnie się komplikuje. W końcu zrozumiała, że rozmowa z Wiktorem jest nieunikniona, a tamto zbliżenie okazało się mieć skutki dużo bardziej poważne niż niefortunny pierwszy raz.
Cicho weszła do mieszkania. Chciała poczekać na matkę, musiała z nią porozmawiać, bo stało się coś, czego nigdy, przenigdy nie brała pod uwagę, a jednak. Chwila zapomnienia u Wiktora na urodzinach.
Była w ciąży.
Była tak blisko z chłopakiem tylko raz! Jeszcze robiło jej się gorąco, gdy przypominała sobie, co się wydarzyło. Jej pierwszy raz, może niezbyt romantyczny, ale…
Nie przewidziała jednak jednego!
Boże, przecież to tak nie działa! Nie można zajść w ciążę od jednego stosunku! Na dodatek pierwszego!
A jednak zaszła. I teraz zastanawiała się, jak to będzie?
Nie chciała podejmować żadnej decyzji, chciała porozmawiać najpierw z matką. Miała nadzieję, że ona zrozumie, choć na pewno pragnęła dla córki innego życia, niż sama miała. Patrycja nigdy nie poznała swojego ojca, nawet nie miała jego nazwiska. Nie chciała tego dla swojego dziecka. Mogła nie być z Wiktorem, ale zamierzała od początku uporządkować wszystkie sprawy. Dziecko musiało mieć ojca. Nie nazwisko, ale ojca.
Załkała, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo skomplikowała sobie życie. W maju skończy dopiero osiemnaście lat!
Nagle usłyszała odgłosy z korytarza. Ktoś otworzył drzwi. Poderwała się z łóżka, chcąc jak najszybciej porozmawiać z matką, ale zatrzymała się, gdy dotarło do niej, że matka nie jest sama. Był z nią mężczyzna. Cofnęła się.
– Na pewno nie ma Patrycji? – Zakryła usta, gdy usłyszała głos Jerzego.
– Nie, nigdy nie wraca tak wcześnie. Wejdź. – Matka brzmiała jakoś inaczej. Jej głos złagodniał i Patrycja nawet siedząc w pokoju, rozpoznała, że uśmiechała się całą sobą.
– Rozmawiałaś już nią?
– Jeszcze nie…
– Obiecałaś. Jeśli to ma zadziałać.
– Jureczku…
– Chcę, abyśmy w końcu byli rodziną. Nie możesz wiecznie tego odwlekać. Ona i Wiktor nieźle się dogadują.
– I myślisz, że będą się równie dobrze dogadywać jako rodzeństwo?
Patrycja zakryła usta dłonią i szerzej otworzyła oczy. Teraz modliła się, aby nikt nie zauważył, że jest już w swoim pokoju.
– Są cudownym rodzeństwem.
Zimny pot spłynął jej po plecach, gdy dotarło do niej, co usłyszała.
Świat, który znała i w którym żyła, rozprysnął się jak potłuczony kryształ.
Jerzy był jej ojcem!
Teraz
Dorota patrzyła na córkę i nie wiedziała, w jaki sposób ma się zachować. Co zaczynała się śmiać – bo słowa wypowiedziane przez Patrycję były przecież totalnym absurdem i taka reakcja wydawała się najbardziej oczywista – natychmiast przerywała, bo widziała, że Patrycja nie podzielała jej wesołości i sprawiała wrażenie, jakby mówiła jak najbardziej poważnie. Wpatrywała się w matkę swoimi dużymi oczami i czekała na odpowiedź. I – Dorota po chwili była tego absolutnie pewna – wierzyła w to.
Kiedy to do niej dotarło, uśmiech zgasł na jej twarzy.
– Chyba… chyba nie miałaś tego na myśli?
– Zadałam ci proste pytanie, mamo – powiedziała cicho Patrycja i przełknęła łzy. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że Jerzy jest moim ojcem?
Dorota przyglądała się córce, a w gardle czuła coraz większą suchość. Odchrząknęła.
– Bo… – Patrycja przybliżyła twarz do matki, jakby chciała usłyszeć odpowiedź jak najszybciej. – Nie rób tak! – Dorota odwróciła się zdenerwowana.
– Jak? Mam nie pytać?
– Nie. Pytać, owszem, możesz, ale nie wchodź na mnie. Czuję się niekomfortowo.
Patrycja odsunęła się i przyjrzała się matce. Teraz między nimi była bezpieczna odległość, jakby rozmawiały ze sobą obce osoby.
– Kiedyś ci to nie przeszkadzało – zauważyła.
– Masz rację, kiedyś. Zapomniałaś dodać, że pewnego dnia zostawiłaś mnie bez słowa. Uważasz, że spoufalałam się z każdym?
– Z każdym pewnie nie, ale na pewno z Jerzym!
– Patrycja!
– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie! Dlaczego mi nie powiedziałaś o Jerzym? – powtórzyła z naciskiem.
– Bo nie było o czym!
– Naprawdę? Chcesz powiedzieć, że to był jednorazowy numerek?
Dorota otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale widząc twarz córki, zrezygnowała. Patrycja była wściekła, święcie przekonana o swojej racji. A ona nie wiedziała, czy to dobra pora, by wyspowiadać się córce z życia miłosnego. Była w szoku, że w ogóle Patrycja o czymkolwiek wiedziała i zastanawiała się, kiedy to się stało.
– Nie – odpowiedziała w końcu zrezygnowana.
Patrycja wytarła łzy, które nagle pojawiły się na policzkach. Przez ostatnie lata łudziła się, że być może źle wtedy zrozumiała podsłuchaną rozmowę, ale teraz Dorota w dość prosty sposób pozbawiła ją złudzeń. Nie myliła się, było tak, jak podejrzewała.
– Jeśli jednak myślisz o Jerzym jak o swoim ojcu, to… – Patrycja uniosła wzrok – mylisz się. Owszem… byłam z Jerzym bardzo długo, ale z całą pewnością to nie on jest twoim ojcem.
– Teraz tak mówisz! Tylko po co? Wiesz, co ja przez te wszystkie lata przeżyłam? Każde przeziębienie Wiktorii, każda anomalia przyprawiały mnie o szybsze bicie serca. Bo przecież ona jest…
– Nie jest! – powiedziała Dorota. – Jak ty to sobie wyobrażałaś? Że zaszłam w ciążę z Jerzym tuż po tym, jak on i Elżbieta mogli się wreszcie cieszyć, że po latach starania się o dziecko nareszcie im się udało? Wiktor jest przecież od ciebie starszy o trzy miesiące.
– I co z tego? Jakie to ma znaczenie?
Dorota podeszła do córki i złapała ją za ramiona.
– Dziecko, co ty wygadujesz? Czy ty siebie słyszysz? Naprawdę uważasz, że byłabym do tego zdolna?
– Nie wiem, do czego jesteś zdolna. Nie znam cię. Wiem, że mnie oszukiwałaś przez lata. Dlaczego mam ci teraz wierzyć?
– Jezu Chryste! – jęknęła Dorota zszokowana słowami Patrycji. Opuściła bezradnie ręce i odwróciła się. – Pójdę już do domu – powiedziała cicho, zbierając swoje rzeczy.
Zatrzymał się na chwilę przed budynkiem i spojrzał w górę, w okna swojego mieszkania. W żadnym nie paliło się światło. Zastanowił się, czy Patrycja śpi, czy też nie było jej w środku. Nie chciało mu się wierzyć, by mogła gdzieś wyjść, nawet nie wspominała o takiej możliwości, ale z drugiej strony przyszło mu do głowy, że przecież z niczego nie musiała mu się tłumaczyć i może chciała po prostu spędzić trochę więcej czasu z matką albo, co wydało mu się bardziej prawdopodobne, szukała Wiktorii. Spojrzał na zegarek. Nie było jeszcze na tyle późno, by już myśleć o odpoczynku. Zwolnił hamulec i wolno ruszył w kierunku podziemnego parkingu.
Kiedy zatrzymał się na swoim miejscu, nie wyłączył od razu silnika, tylko oparł się wygodnie o siedzenie i głęboko westchnął. Był zmęczony. W tej chwili nie dbał o to, czy Patrycja jest w jego mieszkaniu czy też nie. Marzył o odpoczynku, czuł, że wydarzenia ostatnich dni mocno dały mu się we znaki. Próbował się w tym wszystkim odnaleźć, ale miał wrażenie, że otrzymuje zbyt wiele bodźców na raz i nie wie, na których powinien się najbardziej skupić. Westchnął po raz kolejny. Potrzebował chwilowego zwolnienia, czasu na przemyślenie ostatnich zdarzeń. To, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dni, zmieniło jego życie w pasmo niespodzianek, na które nie był przygotowany. Miał córkę. Dziecko Patrycji było też jego dzieckiem. I choć wydawało mu się to totalnie irracjonalne, wierzył w jej słowa. Wiktoria przypominała mu matkę, uśmiech nastolatki był bliźniaczo podobny do tego, jakim obdarzała go rodzicielka. Gdyby nie był spokrewniony z Wiktorią, uznałby to za zbyt wielki zbieg okoliczności.
Wyłączył silnik, powoli zebrał swoje rzeczy i otworzył drzwi.
Elżbieta wzięła Jerzego za rękę, jakby bała się, że mąż nie zdecyduje się z nią pójść. Mężczyzna w milczeniu pozwolił się poprowadzić i choć na usta cisnęły mu się pytania, czekał na odpowiedni moment, aby je zadać.
Po schodach weszli na piętro. Rzadko tu bywał. Kiedyś to było bardziej królestwo Wiktora. To tutaj miał swoją sypialnię, pokoje gościnny i telewizyjny. I choć znajdowała się tu też główna sypialnia, nie korzystali z niej. Od dawna nie sypiali w jednym łóżku, mieli oddzielne pokoje na parterze. Zdziwił się, że Elżbieta prowadzi go do tej części domu.
– Elu…
– Zaczekaj – przerwała mu. – Muszę ci najpierw coś pokazać.
Trzy dni wcześniej
Zatrzymała się zaskoczona, gdy zobaczyła zapalone światła w antykwariacie. Nie spodziewała się, że matka wciąż będzie w środku. Zdaje się, że mówiła coś o spotkaniu z Adamem, tym bardziej bolesna była świadomość, że została przez nią oszukana. Miała wrażenie, że ostatnio działo się to zbyt często. Nie poznawała własnej matki. W ciągu kilku dni zmieniła się nie do poznania. Wiki była pewna, że za przemianą matki stał ów Wiktor.
Nie rozumiała tego, co się działo. Na pierwszy rzut oka widziała, że zarówno matka, jak i on znają się bardzo dobrze. Zauważyła, w jaki sposób mama patrzy na niego. Nie było w tym spojrzeniu żadnego strachu ani przerażenia, raczej zaskoczenie. A skoro zaskoczenie… skąd oni mogli się znać? Miała nadzieję, że matka powie jej to oraz kim on dla niej jest, ale kiedy zadała pytanie, usłyszała, że poznali się kiedyś przypadkiem. Od razu wyczuła, że to nie było do końca zgodne z prawdą. Dobrze wiedziała, kiedy matka nie jest z nią całkiem szczera. Dotąd nigdy się tak nie zachowywała, dlatego jej postawa, wymijające odpowiedzi i niezbyt jasne okoliczności stawiały coraz więcej znaków zapytania. Nie chciała ryzykować, musiała za wszelką cenę poznać prawdę i rozwikłać zagadkę i miała nadzieję, że Kasia jej w tym pomoże. W końcu sama do niej zadzwoniła.
Raz jeszcze spojrzała w okno i zanim matka mogłaby ją zauważyć, wbiegła na górę.
Popatrzyła na Wiktorię po raz ostatni, zastanawiając się, czy podjęła dobrą decyzję. Kiedy dziewczyna zwróciła się do niej z prośbą o pomoc w prześwietleniu Wiktora, nie chciała się zgodzić i odciągała ją od tego pomysłu. W końcu znała Wiktora, mogła co nieco o nim opowiedzieć i nie byłyby to bzdury wyssane z palca. Wiktoria jednak nie dawała za wygraną i w końcu zaczęła szukać na własną rękę. Kasia się przestraszyła, nie chciała, aby chrześniaczka znalazła coś kompromitującego, nie mogła przecież wykluczyć, że takie rzeczy gdzieś krążyły. W końcu Wiktor mimo niewątpliwych zalet miał też sporo wad. Ale o tym wolała się sama przekonać. Tylko że to, co odnalazła, zszokowało ją, bo nie spodziewała się rewelacji na temat przyjaciółki.
A teraz patrząc na Wiki, zawahała się.
– Na pewno coś znalazłaś – powiedziała wyraźnie zaciekawiona dziewczyna.
– Owszem… znalazłam coś.
– Wiedziałam! Co to jest?
– Wiki… raczej nie ma powodu do obaw… Może niepotrzebnie się nakręciłaś?
– Znają się?
– No tak…
– Wiesz skąd?
– Chodzili razem do szkoły.
– Do szkoły? Jakiej szkoły? Przecież on jest z… – przerwała zaskoczona. – Jakim cudem?
Kasia milczała. Powiedziała wystarczająco, by Wiktoria wyciągnęła wnioski. Chciała dać jej trochę czasu.
– Twoja mama… Ona…
Wiktoria popatrzyła podejrzliwie na Kasię. Rzadko widywała ją tak zdenerwowaną, nie potrafiącą wypowiedzieć słowa.
– No mów!
– Twoja mama uciekła z domu. Zaginęła siedemnaście lat temu. Podobno to była bardzo głośna sprawa w ich mieście.
– O czym ty mówisz? Jakie „uciekła”? Jakie „miasto”? Jesteś pewna, że mówisz o mojej mamie?
– Oczywiście! I też na początku zadawałam sobie takie pytania, ale teraz jestem pewna. Twoja mama nie mówiła nam prawdy, okłamała nas. Siostry jej nie wychowały, ona tam trafiła po ucieczce z domu. – Zawiesiła wzrok na Wiktorii. – Była wtedy w ciąży. Zobacz.
Kasia szybko wpisała w wyszukiwarkę szukaną frazę i podsunęła Wiktorii. Dziewczyna wzięła smartfon i zaczęła czytać. Kiedy chwilę później zwróciła Kasi telefon, poprosiła o więcej szczegółów. W miarę jak Kasia mówiła, twarz Wiktorii tężała, na koniec nie wyrażała już żadnych emocji. Patrzyła lodowatym wzrokiem przed siebie i sprawiała wrażenie obojętnej. Kasia jednak była świadoma, że to nieprawda. Zbyt dobrze ją znała.
– Powinnaś porozmawiać o tym z mamą. Na pewno miała powód, by ci o wszystkim nie mówić.
Wiktoria potrząsnęła głową.
– Jasne! W końcu to taki maleńki szczegół. Co za różnica, czy wychowała się tutaj czy gdzieś indziej, czy była sierotą, czy po prostu uciekła z domu i w końcu… to też wydaje się nieistotne, kim był mój ojciec. Okazuje się, że jej całe życie to stek kłamstw! A moje? Co ze mną?
– Wiki…
– Pójdę już.
– Wszystko w porządku?
– Tak, dziękuję. Pa!
Nie chciała się przyznać, że usłyszane rewelacje zrobiły na niej wrażenie, ale gdy tylko wyszła na ulicę, dała upust emocjom. Nie mogła zrozumieć, dlaczego matka oszukiwała ją przez całe życie? To się po prostu nie mieściło jej w głowie. Kim była?
Spojrzała w okna antykwariatu. Wciąż świeciło się w nim światło, co znaczyło, że matka wciąż tam jest. Zastanowiła się, o czym myślała? Czy kiedykolwiek brała pod uwagę, by opowiedzieć o wszystkim córce? Jak mogła przez tyle lat ukrywać tak ważne informacje? Wiktoria nie potrafiła sobie wyobrazić, że mogłaby postąpić podobnie. Jeśli rzeczywiście jej matka odeszła z domu, była wówczas niewiele starsza od niej. Kosmos! Takie rzeczy dzieją się w amerykańskich operach mydlanych, a nie w realnym życiu.
Patrzyła na wnętrze i obserwowała matkę. Mogła wejść, zapytać, dowiedzieć się, jaka była prawda. Mogła być stanowcza i zażądać wyjaśnień. Zrobiła dwa kroki w kierunku wejścia, gdy nagle powstrzymała ją jakaś nagła myśl. „A co, jeśli matka mimo wszystko nie powie jej prawdy? W jaki sposób dowiedzieć się, co tak naprawdę zaszło w jej przeszłości?” Do głowy wpadło jej ryzykowne rozwiązanie. Oddaliła się, nie chcąc narażać się na spotkanie. Musiała uspokoić myśli, pozbierać się. Dopiero wtedy spotka się z matką.
Nie zamierzała się chować ani uciekać. Nie ukrywała twarzy, gdy kupowała bilet, uśmiechała się do policjantów spacerujących po dworcu, zamieniła kilka słów ze starszą panią sprzedającą kwiaty i nawet skusiła się na mały bukiecik. Kupiła bilet w jedną stronę. Nie wiedziała, kiedy wróci, zamierzała przeprowadzić swoje własne śledztwo i skonfrontować jego wyniki z zasłyszanymi od Kasi rewelacjami.
Pociąg przyjechał o czasie. Zanim do niego wsiadła, rozejrzała się wokół, jakby chciała zapamiętać ten widok. „Jakbym się żegnała” – przeszło jej przez głowę. Uśmiechnęła się do siebie, po czym weszła i zajęła miejsce. Kiedy chwilę później zadzwoniła do niej matka, Wiki była już w drodze ku nieznanemu.
Nieco ponad cztery godziny później wysiadła na stacji docelowej. Czuła się bardzo dziwnie, była podenerwowana i wciąż dręczyło ją dziwne przeczucie, którego nie potrafiła nazwać. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Rozejrzała się wokół, próbując odnaleźć się w nowym miejscu.
Prosto z peronu weszła do obszernego budynku z czerwonej cegły. Mimo późnej pory wewnątrz było sporo osób. Do kas stała kolejka, co zaskoczyło Wiktorię. W czasach gdy można wygodnie kupić bilet online, kolejka po kartonik była jakby cofnięciem się o kilkanaście lat. Jednocześnie jednak sprawiało to wrażenie bliskości. Ludzie ze sobą rozmawiali. Od marmurowych ścian odbijały się zadawane przez podróżnych pytania. Na zegarku wiszącym w holu właśnie minęła dwudziesta pierwsza. W głośnikach rozległ się miły męski głos informujący o spodziewanym przyjeździe pociągu do Warszawy, część podróżnych na ten sygnał przeszła w pośpiechu na peron, reszta, wyglądająca na znudzoną, siedziała w poczekalni ze wzrokiem utkwionym w ekranach swoich smartfonów. Większość ze sobą nie rozmawiała, odgradzając się od innych wirtualnym światem.
Wiki rozejrzała się powoli. Szukała wzrokiem punktu, w którym mogłaby zasięgnąć nieco informacji. Nie znała tego miasta, potrzebowała, by ktoś jej powiedział, gdzie mogłaby złapać jakiś autobus. Wiedziała, dokąd chce się udać. Kasia dała jej adres, jedyny, jaki miała, ale od czegoś trzeba było zacząć.
Nie widząc tego, czego szukała, zapięła kurtkę i wyszła przez podwójne drzwi, nad którymi widniał napis „miasto”. Od razu zauważyła sznur taksówek stojących nieopodal. Na próżno szukała przystanku autobusowego. Wydawało się jej to rozsądne, aby takowy znajdował się w pobliżu dworca, ale nie ruszyła na poszukiwania. Podeszła do pierwszej wolnej taksówki i otworzyła drzwi.
– Dobry wieczór – powiedziała. – Można?
– Dobry wieczór – odezwał się szpakowaty kierowca. – Oczywiście, młoda damo. Zapraszam.
Zawahała się. Nie była zbyt ufna i ostrożnie zawierała nowe znajomości. Przez chwilę sparaliżował ją strach, a wyobraźnia podsuwała wszystkie straszne historie, o których ostatnio było głośno. Przeszło jej przez myśl, co by się stało, gdyby zaginęła. Przecież nikt nie wiedział, gdzie jest. Przyjrzała się taksówkarzowi. Nie wyglądał na żądnego krwi bandziora, ale nie sądziła, by swe ewentualne zamiary miał wyryte na czole.
Obejrzała się jeszcze. Za nią stała kobieta, która mierzyła ją wzrokiem. Przeraziła się jej bardziej niż taksówkarza. Postanowiła zaryzykować. Wsiadła do ciepłego wnętrza samochodu i podała adres.
Elżbieta odłożyła telefon. Wyjątkowo szybko zakończyła rozmowę z siostrą. Nie miała ochoty na ich zwyczajowe pogaduszki, wydawało się jej, że wie już wszystko i nic nie jest w stanie jej zaskoczyć. Zresztą, u Marii od lat nic specjalnego się nie działo. Oboje z mężem byli na emeryturze i na co dzień zajmowali się wnukami. I choć Elżbieta cieszyła się szczęściem siostry, bywały dni, kiedy nie mogła tego słuchać. Marzyła o wnukach i z coraz większym przerażeniem myślała, że być może nigdy ich nie doczeka, a każda wzmianka przez Marię na temat potomków swoich dzieci wprawiała Elżbietę w dziwny stan. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego siostrze wszystko układa się jak po maśle, a ona wciąż napotyka jakieś przeszkody.
Westchnęła. Wydawało się jej, że kiedy Wiktor dorośnie, przestanie się o niego martwić. Rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Im jej syn był starszy, tym więcej zmartwień przysparzał i nie potrafiła się z tym pogodzić.
Otworzyła czerwone wino i nalała do wyjętego wcześniej kieliszka.
Była sama w wielkim domu. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że właściwie tak wyglądało całe jej życie. Samotność była wpisana w jej jestestwo, dość długo nie zdawała sobie z tego sprawy, ale ostatnio odczuwała to w dwójnasób. Gdyby tylko miała możliwość mieć znów dwadzieścia lub trzydzieści lat, ale i te doświadczenia, które ma teraz, bez wahania cofnęłaby czas. Ostatnie wydarzenia pozwoliły jej spojrzeć na wszystko z innej strony, już teraz wie, co jest ważne, o co powinna się troszczyć i walczyć, a co puścić wolno.
Wzięła ze sobą kieliszek i poszła do swojego saloniku. Podeszła do stojącej w rogu komody i otworzyła jedną z trzech szuflad. Po kolei wyciągała albumy ze zdjęciami. W chwilach nostalgii często to robiła, oglądanie minionych chwil przynosiło jej ulgę. W końcu usiadła w swoim ulubionym uszaku i otworzyła pierwszy album. Patrzyła na siebie sprzed lat, przypominała sobie chwile, w których została uchwycona.
Na dłużej zatrzymała wzrok na swoim portrecie wykonanym z okazji osiemnastych urodzin. Pogładziła twarz dziewczyny, przypominając sobie dumę, z jaką wtedy pozowała. Wydawało się jej wówczas, że cały świat stoi przed nią otworem, wciąż pamiętała marzenia, jakie wtedy miała. Część z nich zrealizowała, a reszta wciąż czekała na spełnienie. Patrzyła na zdjęcie, jakby chciała znaleźć w nim coś nowego. Kiedyś Jerzy próbował ją namówić na wykonanie dużego, malowanego portretu na podstawie zdjęcia. Chciał powiesić go w salonie, by wszyscy mogli podziwiać jego żonę. Uważał, że Elżbieta ma najpiękniejsze oczy na świecie. Rzeczywiście, miała ładne. Ani wtedy, ani później nie zgodziła się na portret, choć teraz, patrząc na zdjęcie, zgadzała się z Jerzym. Pod wpływem impulsu zdecydowała, że chce mieć portret, o jakim mówił jej mąż.
Jej rozmyślania przerwał nieoczekiwanie dźwięk dzwonka wideodomofonu. Najpierw spojrzała na zegarek, a potem uważnie nasłuchiwała, zastanawiając się, kto postanowił ją odwiedzić o tak późnej porze. Kiedy dzwonek rozległ się po raz kolejny, podeszła do drzwi i spojrzała na monitor. Przed furtką stała długowłosa dziewczyna. Ręce trzymała w kieszeniach i rozglądała się wokół niecierpliwie. Elżbieta przyjrzała się nieznajomej. Wtedy jednak dziewczyna uniosła głowę i spojrzała prosto w kamerę. Elżbieta jęknęła zaskoczona. Zachwiała się i musiała się oprzeć o ścianę, aby nie stracić równowagi. Ponownie zerknęła na monitor, na którym patrzyła na nią dziewczyna ze zdjęcia, które oglądała chwilę wcześniej.
Wiki była zaskoczona tym, co zobaczyła. Owszem, Kasia uprzedziła ją, że Wiktor pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, ale mimo wszystko nie spodziewała się tak okazałej rezydencji. Poczuła się nieswojo. A może zrobiła błąd? Może powinna była to wszystko przemyśleć, porozmawiać z matką i dopiero wówczas wyruszyć na poszukiwania swoich korzeni? Bała się, że spotka ją odmowa ze strony rodziców Wiktora, że cała ta sprawa okaże się niewypałem i będzie musiała wrócić jak niepyszna do domu. Byli jej jedyną nadzieją na rozwikłanie zagadki, o istnieniu której jeszcze kilka dni wcześniej nie miała pojęcia. Po wydarzeniach z ostatnich dni chciała poznać prawdę.
Znała tylko ten adres. Miała nadzieję, że dowie się, gdzie mieszkała kiedyś jej matka, że mieszkające tu osoby pomogą jej odnaleźć bliskich. Nie myślała o nich jak o rodzinie. Nie wiedziała nic ponad to, o czym wspomniała Kasia i co sama zdążyła wygooglować w pociągu. Z tego wszystkiego wynikało, że matka okłamywała ją przez całe życie. Nie była sierotą, jak powtarzała, ale uciekła z domu zaraz po skończeniu osiemnastu lat i zapadła się pod ziemię. Czytała o tym wszystkim z wypiekami na twarzy, jakby wciągnęła ją lektura niczym najlepszy thriller, które uwielbiała. Im dłużej czytała, tym więcej pojawiało się pytań. Jakim trzeba być człowiekiem, aby kategorycznie odmawiać kontaktu z własną matką? Była skołowana. Musiała dowiedzieć się, co takiego się wydarzyło, że matka podjęła taką decyzję.
Nacisnęła dzwonek i czekała. Naprawdę miała nadzieję, że rodzice Wiktora jej pomogą. Minuty mijały powoli, a nikt ani nie pojawił się przy furtce, ani nie odezwał się z wewnątrz. Straciła nadzieję, że mogłaby się dowiedzieć czegoś nowego. Westchnęła, z trudem godząc się z porażką.
Nagle jednak furtka uchyliła się bezgłośnie i stanęła przed nią elegancka kobieta w narzuconym na ramiona wełnianym szalu. Wiktoria przyglądała się jej z zainteresowaniem. Mimo że czekała, aż ktoś otworzy, była zaskoczona widokiem kobiety.
– Dobry wieczór – powiedziała w końcu cicho.
– Dobry wieczór – odezwała się kobieta.
– Przepraszam za to nocne najście, ale muszę z kimś porozmawiać. Nazywam się Wiktoria Maciejewska, jestem córką Patrycji Maciejewskiej… to znaczy Stachyry – poprawiła się natychmiast. – Ostatnio państwa syn i moja mama się spotkali i…
Elżbieta złapała Wiktorię za rękę i pociągnęła za sobą.
– Chodź, porozmawiamy w domu. Pewnie zmarzłaś. Jesteś głodna?
Dziewczyna była zaskoczona zachowaniem nieznajomej. Przygotowała sobie wypowiedź, starała się, by była zwięzła i zrozumiała. Zakończyło się na tym, że ledwie się przedstawiła. Jednak w tej obcej kobiecie było coś, co nie pozwalało Wiktorii się skupić. Kiedy patrzyła na nią, miała wrażenie, że bardzo dobrze ją zna, że widziała ją już niejednokrotnie. Wydawało się jej to dziwne.
Nie zważając na wciąż trzymającą ją za rękę kobietę, zatrzymała się i wyrwała dłoń z uścisku. Elżbieta obejrzała się zaskoczona.
– Co się stało?
– Proszę mi wybaczyć, ale dlaczego mnie pani ciągnie do środka? Jak mówiłam, chciałabym jedynie o coś zapytać. Jedno pytanie i już mnie nie ma.
Elżbieta przyjrzała się dziewczynie.
– Czy ty się mnie boisz?
– Nie!
– Ja też mam pytanie. I to niejedno. I uważam, że mamy ze sobą do dłuższego pogadania.
– Dlaczego pani tak uważa? Przecież się nie znamy!
– Młoda damo, zaufaj mi. Wspomniałaś o moim synu, myślę, że znam odpowiedzi na twoje pytania. A ty na moje.
Wiktoria się zawahała. Elżbieta wykorzystała chwilę i kontynuowała:
– Skoro się tu pojawiłaś, to znaczy, że masz w tym jakiś cel, prawda?
– Nie – zaprotestowała Wiktoria. – Miałam tylko ten adres. Dlatego tutaj jestem. I szczerze… myślałam, że mi pani pomoże.
Elżbieta spojrzała na Wiktorię. Ta dziewczyna ją zaintrygowała już na samym początku i z każdą kolejną minutą była jej coraz bardziej ciekawa.
– Może wejdziesz? Przepraszam, że tak cię ciągnęłam, ale nie uważasz, że jest tu zbyt zimno? – zapytała łagodnie. Kąciki jej oczu uniosły się, a usta lekko rozchyliły w uśmiechu. – Możesz mi przypomnieć swoje imię?
– Wiktoria.
– Wiktoria – powtórzyła Elżbieta. – I mówisz, że jesteś córką Patrycji? – Wydawało jej się to niemożliwe. Od jakiegoś czasu wszystko kręciło się wokół zaginionej wiele lat wcześniej dziewczyny.
– Tak. Podobno moja mama zaginęła… Chciałabym się dowiedzieć o niej czegoś więcej.
– To może jednak wejdziesz? – Elżbieta stanęła w progu i czekała w otwartych drzwiach na Wiktorię. Dziewczyna nie namyślała się zbyt długo. Po chwili z przyjemnością znalazła się w ciepłym wnętrzu domu.
Elżbieta z radością i podekscytowaniem przygotowała Wiktorii lekką przekąskę. Nie mogła się doczekać, aż zada pytania, które kłębiły się jej w głowie. Na myśl o ewentualnej odpowiedzi, czuła coraz większe podekscytowanie. Nie chciała robić sobie złudnej nadziei, ale jakieś przeczucie nie pozwalało jej tak całkowicie wyeliminować owej możliwości.
– O co chciałaś zapytać? – zwróciła się do dziewczyny, gdy zauważyła, że ta kończy poczęstunek. Wiktoria sięgnęła po leżącą nieopodal serwetkę, po czym wytarła usta. Elżbieta była zachwycona. Od zawsze uważała, że umiejętność zachowania się przy stole jest jedną z najlepszych metod określenia kultury drugiego człowieka. Nienawidziła tych wszystkich, którzy obcierają usta dłonią, chrząkają czy czkają przy stole. A już, nie daj Boże, używają tylko widelca z przekonaniem, że w zupełności wystarczy, by pokroić na przykład schabowego.
Wiktoria podziękowała i poprawiła się na krześle. Mimo że spodziewała się takiego pytania i miała na nie gotową odpowiedź, coś ją paraliżowało. To powinno być łatwe, a jednak.
– Ostatnio dużo się wydarzyło i to głównie przez to, że w naszym życiu pojawił się pani syn…
– W waszym, czyli…
– Moim i mamy.
– Jesteście tylko we dwie? – Elżbieta była zaskoczona. Wiktoria skinęła głową.
– Tak. Mój tata zmarł w ubiegłym roku.
– Przykro mi… – powiedziała, choć informacja o mężczyźnie w życiu Patrycji była dla niej rozczarowująca. – A o co chodzi z moim synem?
– Rozwalił mamie samochód.
– Jak to rozwalił? Kiedy?
Wiktoria zaczęła opowiadać wszystko od początku. Elżbieta nie ukrywała swojego zaskoczenia. Owszem, wiedziała o wyjeździe syna do Wrocławia, w jego relacji był jakiś problem z autem, ale nie wspominał nic o stłuczce. Na dodatek nie powiedział nic na temat odnalezienia Patrycji. Nie wiedziała, jak ma to rozumieć.
– Przyjechałam tu, bo tylko pani adres znałam – Wiktoria zakończyła opowieść. – Czy może mi pani powiedzieć, co tu się wydarzyło? Czy moja matka rzeczywiście uciekła z domu? Zna pani moją… matkę mojej matki? Wie pani, gdzie mieszka?
– Wiktoria…
– Proszę mi odpowiedzieć. Mam w głowie mętlik, do tej pory myślałam, że mama jest sierotą. Nigdy nie mówiła o swojej przeszłości, o swojej rodzinie. Nawet nie miałam pojęcia, że ma jakąkolwiek rodzinę. A teraz się okazuje, że nic nie było takie, jak myślałam. Jadąc tu, wygooglowałam całą tę sprawę. Jestem w szoku. I wie pani, co mnie najbardziej zaskoczyło? Moja mama była wtedy w ciąży. Ze mną! Rozumie pani? Mój ukochany tatuś prawdopodobnie nie był moim biologicznym ojcem!
Elżbieta zbladła. Opadła na krzesło i położyła dłoń na sercu. Westchnęła głęboko.
– Co ty mówisz? Twoja mama była wtedy w ciąży? – zapytała słabym głosem. Nagle wszystkie elementy zaczęły do siebie pasować, a jeszcze niedawne wrażenie, które wydawało się jej rzeczą absolutnie niemożliwą, z miejsca nabrało sensu.
– No tak!
– A kiedy ty się urodziłaś?
– Jedenastego listopada.
Elżbieta jęknęła i poderwała się z krzesła.
– Jezus Maria!
– Co się stało? – Wiktoria zauważyła dziwne zachowanie kobiety.
– Chodź ze mną.
Ciąg dalszy w wersji pełnej