Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Dziewczyny idą w miasto! Mimo lęku, wbrew wyuczonej uległości, na przekór pokorze – idą w miasto, by wyrazić protest. Pierwszy tomik Agaty Jabłońskiej był „raportem wojennym”, drugi to spisywany na gorąco meldunek z kobiecych walk o godność. Te walki toczą się tu i teraz – na ulicach i w naszych ciałach. Wiersze na transparenty, ich rytm spójny z rytmem gniewnych spacerów i zapewnienie „dla moich dziewczyn”: „nigdy nie będziesz szła sama!”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 19
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
podłużna główkowa
nasz dom jest latającą wyspą, słońca mierzą w nas
zbiegów ścigają po piętrach płomieniami fleszy – moje
szczęście – cząstko – szczątku, całe życie rozpadamy się
tańczymy w powietrzu. skóra zostaje na meblach
z czasem wciera się, miesza w skurczach i oddechach
mnogich, młodych i zdrowych
wilgotnych jak
latorośl, wczesne lato
kobiety myją okna
napięcie drży w kablach
życie wypełzło z gleby
do nieba: bije dzwony, ambony, krypty, na skałce
trwa majowe nabożeństwo: bzowe panny marysieńki
maryjki magdalenki lecą na miotle jaskółki i ssaki
strunowce, wypycha się życie od środka, nurkuje
i przyziemia głową w dół na
granicy przeciągnięcia!
boże jest ciało, ciało jest niebiańskie
nigdzie się nie spieszy
niech przejdą deszcze, kasztany gubią kwiaty
lato się wepchnie na drzewa zielone jak głupie
ziemio sprężysta, sprężona jak powietrze
które krzyczy po raz pierwszy
zaraz nic nie będzie między nami
innego, ciałko: ściany są dużo dalej
niż myślisz, świat stanie ostrzem, zostawi nas
ze szwem i blizną na pamiątkę, błysk światła
chlasta jak skalpel, zaczynam odchodzić jak wody
od zmysłów. coś biegnie środkiem stołu
zegar to hipnotyzer, jakbym urodziła wczoraj – mój
brzuch pamięta potrójną żyłkę od pępka do lampy
ten dom tak jak matka jest figurą doskonałą, a my
jacy będziemy dnia, który przyjdzie
nawet da się pomyśleć, że mogłoby cię nie być
dziś ty masz mnie w środku i w tobie się chowam
drobnym jak palec serdeczny. nie dokończę bajki
bo ktoś wejdzie na salę w kluczowym momencie
jesteśmy już gotowi, poczekajmy jeszcze
trop czerwonego kapturka
nie boisz się tak sama iść? a co sobie wyobrażasz?
zgadnij, ilu zabytkowych gmachów nie widziałam, oglądając
się za siebie, kiedy idę do domu
nie przejmuj się, mała, będę z tobą, minie (czy jeśli tak
napiszę, spróbujesz być mocna?) strach przyrasta jak gałąź
rozdziela się jak banda
czyściciele ulic za nic mają śpiących przy otwartych
oknach, drążyciele dziur nie dadzą odpocząć za dnia
nie ma lepszej rzeczy niż doczekać świtu: ten smak, pierwszy
łyk słońca i znowu bezpiecznie: rzeczy wychodzą po kolei
jest ich coraz więcej
w mojej części miasta mam przypięte pinezki: nocny
ta brama ma luźny zamek, spod zamku tylko dwa kroki
do czynnego kafra: drogę znam i powtarzam
lepiej zapamiętać
Kaśce
umiarkowanie lubiła dzieci, o ciąży
dowiedziała się parę tygodni później
kiedy wkroczyli do Aleppo, poszłyśmy zapalić
pod śmietniki, płakałyśmy obie, wiedząc: nic
nam nie jest
trop wilka
miasto – las, rozwarstwia się jak słoje:
po lewej pasmo niknie w mroku wszystkimi cieniami rdzy