Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiejskie posiadłości oraz ich mroczne tajemnice to ulubione tematy Agaty Christie. Sekretne pokoje i „biedne dziecko” za kominkiem to zapowiedź ekscytujących przygód. Do akcji wkraczają Tommy i Tuppence Beresfordowie! Pensjonariuszki domu starców „Słoneczne Wzgórza” fantazjują, a potem umierają we śnie lub znikają... Tommy ma swoje sprawy w służbie Królowej, a Tuppence złe przeczucia.
Znakomita powieść, której atutami są piętrowa intryga i skrzące się dowcipem dialogi.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 281
Ha, czuję, że mnie kciuki swędzą:
Coś złego drogi do nas szuka.
William Szekspir: Makbet akt IV, sc. I,
tłum. Stanisław Barańczak
Książkę tę dedykuję licznym czytelnikom
z tego i innych krajów, ślących do mnie zapytania:
„Co słychać u Tommy’ego i Tuppence?
Czym się teraz zajmują?”. Moje najlepsze
Państwo Beresfordowie siedzieli właśnie przy śniadaniu. Była z nich całkiem zwyczajna para w podeszłym wieku; w całej Anglii setki takich jak oni jadło w tym momencie śniadanie. Dzień także nie zapowiadał się nadzwyczajnie – ot, jeden z pięciu powszednich dni tygodnia. Lada chwila mogło zacząć padać, ale trudno było to przewidzieć z całą pewnością.
Pan Beresford miał kiedyś rude włosy; teraz z dawnej barwy pozostały tylko pojedyncze kosmyki, całość zaś przybrała charakterystyczny dla dawnych rudzielców kolor piasku z solą. Pani Beresford pyszniła się za młodu burzą czarnych, mocno poskręcanych kędziorów. Obecnie w owej czerni przebłyskiwały gdzieniegdzie siwe pasemka, co dawało całkiem przyjemny dla oka efekt. Pani Beresford myślała kiedyś o ufarbowaniu włosów, ale w końcu doszła do wniosku, że woli być taka, jak ją natura stworzyła. Postanowiła za to poprawić sobie nastrój nowym odcieniem szminki.
Oto starsze małżeństwo przy stole nakrytym do śniadania. Miła z nich para, ale nic szczególnego – powiedziałby ktoś patrzący z boku. Gdyby ów ktoś – on czy ona – był młody, zapewne dodałby: „No tak, są całkiem mili, ale śmiertelnie nudni, jak wszyscy starzy ludzie”.
A jednak państwo Beresfordowie nie przekroczyli jeszcze owego progu, za którym człowiek uznaje się za starego. Nie mieli też pojęcia, że – jak wielu innych – są uważani za nudnych wyłącznie ze względu na wiek. Oczywiście tylko przez młodych, ale przecież – jak pomyśleliby pobłażliwie – ci młodzi nic o życiu nie wiedzą. Biedacy, stale się martwią, to o jakieś egzaminy, to znów o sprawy związane z seksem, kupują mnóstwo ekstrawaganckich ciuchów, wyprawiają dzikie rzeczy z włosami – a wszystko tylko po to, aby zwrócić na siebie uwagę. Państwo Beresfordowie zaś, ze swego punktu widzenia, minęli zaledwie szczytowy punkt swego życia. Każde z nich lubiło zarówno siebie, jak to drugie, toteż czas płynął im nie tylko spokojnie, ale i przyjemnie.
Zdarzały się oczywiście zgrzyty, wszystkim się to zdarza. Właśnie pan Beresford otworzył list, przebiegł go oczami i odłożył na stosik po lewej stronie. Wziął następny... ale jakoś go nie otwierał; ręka zawisła mu w powietrzu. Nawet nie patrzył na kopertę, tylko siedział ze wzrokiem wbitym w stojak do tostów. Żona obserwowała go przez chwilę, zanim zdecydowała się przemówić:
– Co się stało, Tommy?
– Stało? Jak to: „stało”?
– Właśnie pytam.
– Nic się nie stało. Co niby miałoby się stać?
– Zamyśliłeś się nad czymś – orzekła oskarżycielsko Tuppence.
– Nie sądzę, bym w ogóle o czymś myślał.
– Ależ tak, myślałeś. Jeszcze raz pytam: co się stało?
– Nic, absolutnie nic. Przyszedł rachunek od hydraulika.
– Aha! – wykrzyknęła Tuppence z błyskiem zrozumienia w oku. – Pewnie wyższy, niż się spodziewałeś?
– Naturalnie, jak zwykle zresztą.
– Nie rozumiem, czemu nie zostaliśmy hydraulikami. Gdybyś chociaż ty wyuczył się na hydraulika, mogłabym ci pomagać i codziennie zgarnialibyśmy forsę szuflami.
– Niestety nie byliśmy na tyle przewidujący.
– Czy właśnie temu rachunkowi tak się przyglądasz?
– Nie, to tylko jakiś apel.
– Młodociani przestępcy czy integracja rasowa?
– Nie, kolejny dom opieki dla starców.
– Cóż, to przynajmniej ma jakiś sens, ale skąd u ciebie ta zmartwiona mina?
– Ach, wcale nie o tym myślałem.
– Tak? A wolno wiedzieć, o czym?
– Bo widzisz, to mi coś przypomniało.
– Ale co? Dobrze wiesz, że i tak mi powiesz.
– To naprawdę nic ważnego. Po prostu myślałem, że może... no, wiesz... ciotka Ada...
– Ach, rozumiem! – wykrzyknęła Tuppence, zdjęta nagłym lękiem. – No tak – dodała po chwili ciszej, z namysłem. – Ciotka Ada.
Wymienili spojrzenia. Jest smutną prawdą, że w dzisiejszych czasach niemal każda rodzina boryka się z problemem, który można by nazwać „ciotka Ada”. Zmieniają się tylko imiona – ciotka Amelia, Susan, Cathy, Joan – i stopnie pokrewieństwa – babki, sędziwe kuzynki i tak dalej. Sprawa każdej z nich wymaga rozwiązania. Trzeba przedsięwziąć odpowiednie kroki, sprawdzić osobiście każdy zakład oferujący opiekę nad staruszkami, zadać mnóstwo pytań. Prosi się o rekomendację lekarzy, przyjaciół, którzy swoje własne ciotki Ady poumieszczali już w takich domach jak Wawrzyny w Bexhill czy Szczęśliwe Łąki w Scarborough, gdzie „były idealnie szczęśliwe aż do śmierci”.
Dla dzisiejszych ciotek Ad miejsce wybiera się z wielką starannością, nie jak dla przeciętnej staruszki, która cierpiąc na artretyzm czy reumatyzm, mogłaby spaść ze schodów, albo która ma chroniczny bronchit, czy też po prostu kłóci się z sąsiadami i wymyśla dostawcom.
Tak się nieszczęśliwie składa, że „ciotki Ady” sprawiają znacznie więcej kłopotów niż podopieczni z drugiego końca skali wiekowej. Dzieci można umieścić w placówce wychowawczej, podrzucić krewnym albo wysłać do odpowiedniej szkoły, gdzie mogą zostać także podczas wakacji, zorganizować im wędrówkę na kucykach albo pobyt na obozie. One same rzadko mają coś przeciwko takiemu załatwieniu sprawy. Co innego „ciotki Ady”. Cioteczna babka Tuppence Beresford – Primrose – zawsze sprawiała kłopoty. Nie sposób było ją zadowolić. Zanim przekroczyła próg zakładu gwarantującego serdeczną opiekę i wszelkie wygody dla starszych osób, zasypywała siostrzenicę listami, w których wynosiła pod niebiosa zalety tej właśnie placówki, a kiedy już się tam znalazła, nagle przychodziła wiadomość, że starsza pani obraziła się i wyszła bez słowa.
– Coś strasznego. Nie zostanę tam ani minuty dłużej!
Tylko w ciągu jednego roku ciotka Primrose zmieniła jedenaście zakładów. Wreszcie napisała, że poznała uroczego młodego człowieka.
Naprawdę, jest mi taki oddany! Bardzo młodo stracił matkę i teraz rozpaczliwie potrzebuje kogoś, kto by się nim zajął. Wynajęłam mieszkanie i on niebawem się do mnie sprowadza. Taki układ idealnie odpowiada nam obojgu. Jesteśmy pokrewnymi duszami. Nie musisz już nic więcej załatwiać, kochana Prudence, mam zapewnioną przyszłość. Jutro mam się spotkać z adwokatem, bo koniecznie muszę zabezpieczyć jakoś Mervyna, na wypadek, gdybym odeszła pierwsza. To naturalna kolej rzeczy, chociaż zapewniam cię, że w tej chwili tryskam zdrowiem.
Tuppence natychmiast wyruszyła na północ (rzecz działa się w Aberdeen), ale policja była na miejscu jeszcze wcześniej. Czarujący Mervyn, którego poszukiwano od pewnego czasu pod zarzutem wyłudzania pieniędzy, został aresztowany. Ciotka Primrose najpierw zawrzała oburzeniem i nazwała całą akcję prześladowaniem, ale po wysłuchaniu procesu, podczas którego oskarżonemu zarzucono jeszcze dwadzieścia pięć takich samych przestępstw, zmuszona była zmienić zdanie o swym protegowanym.
[...]