134,00 zł
Nowatorska praca znanego amerykańskiego historyka i eseisty poświęcona wyjątkowemu budynkowi w Moskwie, gdzie zamieszkiwali wszyscy prominentni politycy najwyższych władz partii i rządu Związku Sowieckiego.
Autor opowiada dzieje komunistycznej władzy w Rosji przez pryzmat losów kolejnych generacji mieszkańców „Domu Władzy” wybudowanego w centralnym punkcie dzielnicy Błota w Moskwie. Trudno znaleźć lepszą perspektywę do opowiadania o kulisach życia sowieckich ludzi na świeczniku. Rzecz odkrywcza, świetnie napisana, która trafi do kanonów literatury sowietologicznej.
Autor z jednej strony pisze o procesach pokazowych i wielkiej czystce, ale z drugiej sugeruje, że jednym z powodów upadku rewolucji było wychowywanie dzieci rewolucjonistów na lekturach głęboko nierewolucyjnych. Sugeruje, że słabością rewolucji bolszewickiej było to, że nie kontrolowała rodziny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 2029
Opracowanie to dotyczy wydarzeń historycznych. Wszelkie podobieństwo do postaci fikcyjnych, żyjących lub zmarłych, jest całkowicie przypadkowe.
Valène miał niekiedy wrażenie, że czas się zatrzymał, zakrzepł w zawieszeniu, nie wiadomo na co oczekując. A sam pomysł obrazu, który zamierzał namalować, obrazu, którego znieruchomiałe, oderwane wycinki stały się przekleństwem każdej z jego chwil, prześladując go nawet we śnie i zmuszając do wspomnień; sam pomysł rozpłatanego budynku, który obnaża bezwstydnie skazy swej przeszłości i teraźniejszy rozkład, całe to pozbawione dalszego ciągu spiętrzenie historyjek wzniosłych lub farsowych, frywolnych lub żałosnych – jawił mu się w takich chwilach niczym groteskowe mauzoleum, poświęcone pamięci stężałych w ostatecznych pozach statystów, równie mało znaczących w swojej świetności, jak i w swej banalności. To było tak, jakby próbował uprzedzić i zarazem opóźnić powolną czy też nagłą śmierć, która, jak się zdawało, zamierzała przejąć, piętro po piętrze, cały dom w swoje posiadanie: pan Marcia, pani Moreau, pani de Beaumont, Bartlebooth, Rorschach, panna Crespi, pani Albin, Smautf. No i oczywiście on sam, Valène – najdawniejszy mieszkaniec budynku.
Georges Perec, Życie instrukcja obsługi, rozdział XXVIII
Mefistofeles:
Leży ciało; gdy dusza umknąć się ośmieli,
pokażę jej cyrograf prędko – krwią pisany.
Niestety, tyle dzisiaj poznano forteli,
by diabłu duszę wyrwać!
Johann Wolfgang von Goethe, Faust, akt V,w przekładzie Emila Zegadłowicza
PRZEDMOWA
W okresie pierwszego planu pięcioletniego (1928–1932) władze radzieckie zbudowały nie tylko nowe, socjalistyczne państwo z całkowicie znacjonalizowaną gospodarką, lecz także dom dla siebie. Na niskim brzegu Moskwy, naprzeciwko Kremla, w dzielnicy zwanej Bagniskiem stanął Dom Władzy[1]. Był to największy kompleks mieszkalny ówczesnej Europy; składał się z jedenastu różnej wysokości bloków zgrupowanych wokół trzech połączonych podwórców, z których każdy zdobiła fontanna.
W zamyśle kompleks ten miał stanowić kompromis historyczny, budowlę „w stylu przejściowym”, czyli w połowie drogi między rewolucyjną awangardą a socrealizmem. Styl ten łączył czystość i prostotę linii oraz przejrzystość koncepcji architektonicznej z masywnością bryły i surowością klasycystycznej fasady. Natomiast jako gmach mieszkalny Dom Władzy tkwił w połowie drogi między burżuazyjnym indywidualizmem a komunistycznym kolektywizmem; mieścił bowiem 505 całkowicie umeblowanych jednorodzinnych apartamentów, a oprócz tego pomieszczenia wspólne, m.in. kawiarnię, sklep spożywczy, przychodnię, przedszkole, salon fryzjerski, pocztę i telegraf, bank, salę gimnastyczną, pralnię, bibliotekę, kort tenisowy oraz kilkadziesiąt innych pomieszczeń o różnym przeznaczeniu – od sali bilardowej i strzelnicy po pracownię malarską oraz salę prób orkiestry. Tuż obok, nad samą rzeką, znajdował się Państwowy Teatr Nowy z salą na tysiąc trzystu widzów, a przy Kanale Odwadniającym – kino „Przodownik Pracy” z salą na półtora tysiąca widzów.
Mieszkańcy kompleksu wspólnie korzystali z tych udogodnień, wychowywali dzieci, zatrudniali pokojówki i guwernantki oraz przeprowadzali się z mieszkania do mieszkania zgodnie z drabiną partyjnych awansów. Byli wśród nich komisarze ludowi, zastępcy komisarzy, generałowie Armii Czerwonej, teoretycy marksizmu, urzędnicy kierujący machiną łagrów, kierowcy zakładów produkcyjnych, komuniści z zagranicy, socrealistyczni pisarze, wybitni stachanowcy z samym Stachanowem na czele, oraz inni luminarze systemu, m.in. sekretarz Lenina i krewni Stalina (który mieszkał po drugiej stronie rzeki, na Kremlu).
W 1935 roku w Domu Władzy zameldowanych było 2655 mieszkańców: około 700 urzędników państwowych i partyjnych – głównych najemców poszczególnych apartamentów – oraz członkowie ich rodzin, między innymi 558 dzieci. Obsługę budynku stanowiło 600 do 800 kelnerów, malarzy, ogrodników, hydraulików, dozorców, praczek, froterów oraz wielu innych pracowników; samych administratorów było 57 osób. Było to prywatne podwórko przodowników rewolucji. Dom Władzy stanowił fortecę, której stalowej bramy strzegła zbrojna warta, sypialnię, gdzie członkowie aparatu władzy zmieniali się w mężów, żony, rodziców i sąsiadów, oraz miejsce, w którym rewolucjoniści byli we własnym domu, a rewolucja dogorywała w spokoju.
W latach trzydziestych i czterdziestych około 800 mieszkańców Domu Władzy oraz nieznaną liczbę jego pracowników usunięto z mieszkań i stanowisk, oskarżając o zakłamanie, degenerację, działalność kontrrewolucyjną oraz ogólną nierzetelność. Wszystkich w ten czy inny sposób uznano za winnych. O 344 byłych mieszkańcach Domu Władzy wiadomo, że zostali rozstrzelani; pozostali otrzymali różnego typu kary pozbawienia wolności. Kiedy w październiku 1941 roku hitlerowcy zbliżali się do Moskwy, pozostających wciąż w budynku mieszkańców ewakuowano. Wróciwszy, zastali wielu nowych sąsiadów, lecz nieliczni z nich byli wysokiej rangi urzędnikami państwowymi. Dom wciąż stał, lecz władza wyniosła się gdzie indziej.
Dom stoi do dzisiaj, odnowiony i zasiedlony przez nowych mieszkańców. Teatr, kino i sklep spożywczy są, gdzie były. W jednym z apartamentów mieści się muzeum; pozostałe znalazły się w rękach prywatnych. Mieszkańcy większości prywatnych apartamentów posiadają rodzinne archiwa. Plac przed budynkiem znów nosi nazwę Błotnego.
Opracowanie niniejsze koncentruje się na trzech wątkach. Pierwszy z nich to saga rodzinna, której bohaterami są liczni znani z imienia, lecz także nieznani mieszkańcy Domu Władzy. Uprasza się czytelnika, aby myślał o nich jak o bohaterach eposu lub jak o ludziach, którzy wkraczają do jego własnego życia: niektórych zobaczymy raz i zaraz zapomnimy, innych nie rozpoznajemy i nie chce się nam sprawdzać, kim są, jeszcze innych rozpoznajemy, ale mało o nich wiemy, a są i tacy, których znamy całkiem dobrze i których miło (lub niemiło) jest nam ponownie ujrzeć. Inaczej niż bohaterowie eposów czy nasi właśni bliscy, żadna z tych rodzin – ani też żadna pojedyncza osoba – nie jest dla tej historii niezbędna. Jej bohaterem jest jedynie Dom Władzy.
Drugi wątek jest analityczny. W początkowej części książki bolszewicy opisani są jako millenarystyczna sekta przygotowująca się na nadejście apokalipsy. W dalszych rozdziałach odnosimy późniejsze epizody w sadze bolszewickiej rodziny do etapów historii niespełnionej przepowiedni – od pozornego jej spełnienia, przez wielkie rozczarowanie i kolejne odroczenia chwili jej realizacji, aż po desperacki akt ostatecznej ofiary. Na tle innych sekt o podobnym programie, bolszewicy jawią nam się jako wyjątek, zarówno pod względem swego sukcesu, jak i swojej porażki. Poddali sobie Rzym na długo, zanim ich wiara stała się dziedzicznym nawykiem, lecz nigdy nie udało im się przetworzyć własnego przekonania w nawyk, który mogliby odziedziczyć ich potomkowie lub podwładni.
Trzeci wątek dotyczy literatury. Starzy bolszewicy uważali czytanie „skarbów literatury światowej” za istotny element doświadczenia konwersyjnego, rytuału zalotów, działalności „więziennych uniwersytetów” oraz swojskiego życia w Domu Władzy. Dla ich dzieci czytanie stanowiło wymóg edukacyjny, lecz także główną rozrywkę, jakiej oddawały się w czasie wolnym. W niniejszej książce kolejnym epizodom w sadze bolszewickiej rodziny, a także każdemu etapowi historii bolszewickiej przepowiedni, towarzyszy omówienie dzieł literatury stanowiących próbę ich interpretacji i mitologizacji. Niektóre motywy zaczerpnięte z tych tekstów – rewolucja jako potop, wyjście ze staniu niewolnictwa, terror życia domowego, odbudowywanie wieży Babel – były wymieniane jako elementy historii Domu Władzy. Jedne postacie literackie uczestniczyły w jego budowie, inne w nim mieszkały, a jeden bohater literacki, a mianowicie Faust Goethego, był wielokrotnie przywoływany jako jego idealny mieszkaniec.
Opowieść o Domu Władzy ujęta jest w trzy części. Księga pierwsza, „W drodze”, opowiada o starych bolszewikach jako o młodzieńcach i dziewczętach. Śledzimy tu ich drogę z jednej kryjówki do drugiej; badamy proces nawrócenia na radykalny socjalizm oraz sposoby, jakich się imali, by przeżyć w więzieniu lub na emigracji; czytamy słowa, jakimi głosili nadejście rewolucji; przyglądamy się ich zwycięstwu w wojnie domowej oraz budowie dyktatury proletariatu; słuchamy, jak debatują nad opóźnieniami w nadejściu socjalizmu i zastanawiają się, co robić w międzyczasie (oraz czy ta dyktatura to jest aby na pewno proletariatu).
Księga druga, „W domu”, opisuje powrót rewolucji pod postacią planu pięcioletniego, budowę Domu Władzy i całej reszty Związku Radzieckiego, a także podział pracy, przestrzeni i serdecznych uczuć za drzwiami rodzinnych apartamentów, rozkosze i niebezpieczeństwa pozbawionej nadzoru swojskości, zagadnienie śmierci przed nastaniem ery komunizmu oraz magiczny świat „szczęśliwego dzieciństwa”.
Księga trzecia, „Przed sądem”, relacjonuje historię czystki w Domu Władzy, ostatniej ofiary starych bolszewików oraz masowych „operacji” przeciwko skrytym odstępcom. Opowiada także o głównej różnicy między wiernością a zdradą, o domowym życiu zawodowych katów, o długiej starości wdów po wrogach partii, o odkupieniu i apostazji dzieci rewolucji, oraz o upadku bolszewizmu jako millenarystycznej konfesji.
Epilog stanowi omówienie dzieł pisarza Jurija Trifonowa, który wychował się w Domu Władzy i który uczynił zeń jednocześnie tło relacji o dziejach bolszewickiej rodziny, pomnik utraconej wiary oraz skarb literatury światowej; tym samym splata on trzy wątki książki w jedną całość.
Jedni mieszkańcy Domu Władzy byli ważniejsi od innych. Przyczyną tego stanu rzeczy bywała ich pozycja w państwowym i partyjnym aparacie władzy, długość okresu służby jako starych bolszewików lub szczególne dokonania na polu bitwy lub „froncie robót”. Jedni bohaterowie niniejszej książki są ważniejsi od innych, ponieważ sami zadbali o upamiętnienie siebie albo ktoś inny zrobił to za nich.
Aleksander Arosiew, jeden z przywódców, dzięki którym bolszewicy przejęli władzę w Moskwie, a później przewodniczący Wszechzwiązkowego Towarzystwa Kontaktów Kulturowych z Zagranicą (mieszkania nr 103 i 104), prowadził dziennik, który jego siostra ukryła i przechowała, a jedna z córek opublikowała. Walerian Osinski, jeden z ideologów lewicowego komunizmu oraz pierwszy przewodniczący Najwyższej Rady Gospodarki Narodowej (mieszkania nr 18 i 389), przez dwadzieścia lat korespondował z Anną Szaternikową, która przechowała listy i zwróciła je jego córce; ta z kolei oddała je w depozyt do archiwum państwowego, a następnie napisała pamiętniki, które opublikowała w sieci (jej córka wydała je później w formie książkowej). Aleksander Woronski, czołowy bolszewicki krytyk literacki, w latach 20. weryfikator radzieckiej literatury z ramienia partii (mieszkanie nr 357), napisał kilkanaście tomów pamiętników oraz dopilnował, aby powstało bardzo wiele esejów na jego temat (sama jego córka napisała kilkanaście). Borys Zbarski, kierownik laboratorium przy Mauzoleum Lenina (mieszkanie nr 28), unieśmiertelnił się jako ten, który zabalsamował zwłoki wodza rewolucji. Jego syn i współpracownik, Ilja Zbarski, opiekował się później mumią i napisał autobiografię, którą wystawił pomnik sobie i ojcu. Aron Solc, „sumienie partii”, zastępca prokuratora generalnego (mieszkanie nr 393), był autorem licznych opracowań na tematy etyki komunizmu; udzielił też schronienia świeżo rozwiedzionej siostrzenicy, która napisała o nim książkę, a jej manuskrypt zdeponowała w archiwum. Tatiana, córka Ivara Smilgi, prokuratora w procesie Filippa Mironowa w 1919 roku (mieszkanie nr 230), udzieliła kilku wywiadów, w których żarliwie zadbała o pamięć ojca, a przy tym jasno dowiodła, że odziedziczyła jego dar wymowy. Wielu sąsiadów z Domu Władzy pamiętało niezwykłą szczodrość przewodniczącego Głównego Kierownictwa Przemysłu Mącznego, Borysa Iwanowa zwanego Piekarzem (mieszkanie nr 372).
Lowa Fiedotow, syn nieżyjącego już partyjnego instruktora Fiodora Fiedotowa (mieszkanie nr 262), prowadził dziennik i wierzył, że „dla historii wszystko ma znaczenie”. Inna Gajster, córka Arona Gajstera, zastępcy komisarza ludowego rolnictwa (mieszkanie nr 162), opublikowała pełną szczegółów „kronikę rodzinną”. Anatolij Granowski, syn Michaiła Granowskiego, dyrektora zakładów chemicznych Bieriezniki (mieszkanie nr 418), zbiegł do Stanów Zjednoczonych i napisał książkę o czasach, gdy pracował jako tajny agent pod rozkazami Andrieja Swierdłowa. Ten z kolei był synem Jakowa Swierdłowa, pierwszego przywódcy państwa radzieckiego i organizatora czerwonego terroru. Jako młody rewolucjonista, Jakow napisał kilka szczerych listów do matki Andrieja, Kławdii Nowgorodcewej (mieszkanie nr 319) oraz do swojej młodej przyjaciółki i uczennicy, Kiry Egon-Besser. Obie kobiety zachowały jego listy i napisały wspomnienia o nim. Borys Iwanow zwany Piekarzem w swych wspomnieniach opisał życie Jakowa i Kławdii podczas zesłania na Syberię. Andriej Swierdłow (mieszkanie nr 319) pomagał matce w redakcji jej wspomnień i był współautorem trzech powieści detektywistycznych opartych na jego doświadczeniach w pracy wywiadowczej; jest także wspomniany w pamiętnikach Anny Łariny-Buchariny (mieszkanie nr 470) jako jeden z przesłuchujących ją śledczych. Po aresztowaniu byłego szefa Wydziału Śledczego tajnej policji, Grigorija Moroza (mieszkanie nr 39), jego żona Fanni Kreindel i najstarszy syn Samuił zostali zesłani do obozu pracy, a jego dwaj młodsi synowie, Władimir i Aleksander, wylądowali w sierocińcu. Władimir prowadził dziennik i napisał kilka buntowniczych listów, które później zostały wykorzystane przeciwko niemu (a jeszcze później opublikowane przez historyków); Samuił pisał pamiętniki, które później przekazał do muzeum. Ewa Lewina-Rozengolc, zawodowa artystka i siostra Arkadija Rozengolca, komisarza handlu zagranicznego (mieszkanie nr 237), spędziła siedem lat na zesłaniu; liczne cykle jej grafik przedstawiają tych, którzy z zesłania powrócili, i tych, którzy powrócić już nie mogli. Walce o ich rehabilitację ostatnie dziesięć lat życia poświęciła najstarsza ze starych bolszewików, Jelena Stasowa (mieszkania nr 245 i 291).
Julia Piatnicka, żona Osipa Piatnickiego, sekretarza Komitetu Wykonawczego Kominternu (mieszkanie nr 400), zaczęła pisać dziennik niedługo przed aresztowaniem męża i kontynuowała aż do chwili, kiedy i ją aresztowano. Dziennik ten opublikował ich syn, Władimir, który napisał również książkę o ojcu. Tatiana Miagkowa, żona Michaiła Połoza, przewodniczącego Ukraińskiej Państwowej Komisji Planowania (mieszkanie nr 199), regularnie pisała listy do rodziny – najpierw z więzienia, potem z zesłania i z łagru. Jej listy przechowała i przepisała na maszynie jej córka, Rada Połoz. Natalia Sac, żona Izraila Wejcera, komisarza ludowego handlu wewnętrznego (mieszkanie nr 159), założyła pierwszy na świecie teatr z repertuarem dla dzieci i napisała dwie książki autobiograficzne; w jednej z nich opisała swoje życie w więzieniu, na zesłaniu i w łagrze. Agnessa Argiropulo, żona wysokiej rangi czekisty Siergieja Mironowa – tego samego, z którego inicjatywy podczas wielkiego terroru powstały sądy doraźne, tzw. trójki – opowiedziała o ich wspólnym życiu Mirze Jakowienko ze Stowarzyszenia Memoriał, która wydała jej wspomnieniową książkę. Pod postacią Marii z poematu Władimira Majakowskiego Obłok w spodniach kryje się Maria Denisowa, żona komisarza Armii Czerwonej Jefima Szczadenki (mieszkania nr 10 i 505). Z kolei Aleksiej Kuryłow z powieści Leonida Leonowa Droga na ocean to Iwan Kuczmin, dyrektor kolei moskiewsko-kazańskiej (mieszkanie nr 226). Korespondent „Prawdy”, Michaił Kolcow (mieszkanie nr 143), posłużył Ernestowi Hemingwayowi jako model postaci Karkowa z powieści Komu bije dzwon. „Powątpiewający Makar”, bohater noweli Andrieja Płatonowa pod tym samym tytułem, uczestniczył w budowie Domu Władzy. Ulica, przy której stoi Dom, nazywała się niegdyś Wszystkich Świętych, lecz zmieniono jej nazwę na cześć Aleksandra Serafimowicza, autora powieści Żelazny potok (mieszkanie nr 82). Jurij Trifonow, syn Walentina Trifonowa, komisarza Armii Czerwonej i przewodniczącego Głównego Komitetu Koncesyjnego (mieszkanie nr 137), napisał powieść pt. Dom nad rzeką Moskwą, w której unieśmiertelnił Dom Władzy. Wdowa po nim, Olga Trifonowa, pełniła funkcję dyrektora Muzeum Domu na Nabrzeżu, które gromadzi kolekcję książek, listów, pamiętników, relacji, obrazów, zdjęć, gramofonów i innych pamiątek po jego mieszkańcach.
PODZIĘKOWANIA
Książkę tę pisałem przez wiele lat. Jestem wdzięczny Instytutowi Hoovera za bodajże najspokojniejszy rok w moim życiu, a Wissenschaftskolleg zu Berlin za najszczęśliwszy. Dziękuję Amerykańskiej Radzie Towarzystw Naukowych, Narodowej Fundacji na rzecz Nauk Humanistycznych, Narodowej Radzie na rzecz Badań Eurazji i Europy Wschodniej oraz Uniwersytetowi Kalifornijskiemu w Berkeley za wsparcie finansowe. Dziękuję Christiane Büchner za to, że pozwoliła mi przyglądać się procesowi powstawania jej filmu i nauczyła mnie, jak nagrywać wywiady, Oldze Bandrimer za to, że te wywiady przepisała, a także dopowiedziała wiele własnych historii, oraz Artiomowi Zadikianowi za to, że jest najbardziej szczodrym oraz sokolookim fotografem na świecie. Na wyrazy najszczerszej wdzięczności zasłużyli Michael Coates, Nicole Eaton, Eleonor Gilburd, Clarissa Ibarra, Jason R. Morton, Brandon Schechter, Charles Shaw, I. T. Sidorova, Victoria Smolkin, A. G. Tepliakov oraz Katherine Zubovich, którzy pomagali mi prowadzić kwerendy. Szczególną wdzięczność winieniem przyjaciołom i współpracownikom, którzy przeczytali całość mojego manuskryptu i których komentarze zajmują całe spektrum od inspirujących po paraliżujące; są wśród nich Victoria E. Bonnell, George Breslauer, John Connelly, Brian DeLay, Victoria Frede-Montemayor, Gregory Freidin, David Hollinger, Sergei Ivanov, Joseph Kellner, Joachim Klein, Thomas Laqueur, Olga Matich, Elizabeth McGuire, Eric Naiman, Benjamin Nathans, Anne Nesbet, Joy Neumeyer, Daniel Orlovsky, Irina Paperno, Ethan Pollock, Hank Reichman, Irwin Scheiner, James Vernon, Mirjam Voerkelius, Edward W. Walker, Amir Weiner, Katherine Zubovich oraz wszyscy członkowie Koła Miłośników Historii Rosji w Berkeley.
Jon Gjerde pytał mnie, kiedy zabiorę się do pisania tej książki, tak długo, aż wreszcie zabrałem się do jej pisania. Reggie Zelnik zauważył kogoś, kto nigdy nie mieszkał w Domu Władzy. Brigitta van Rheinberg wykazała się niewyczerpanym entuzjazmem; pomogła mi też przemyśleć i ulepszyć strukturę tego opracowania. Chris Ferrante, Beth Gianfagna, Dimitri Karetnikov oraz Terri O’Prey przetworzyli manuskrypt w książkę Dom Władzy. Zoë Pagnamenta pokazał mi, co to znaczy mieć dobrego agenta.
Największy dług wdzięczności mam wobec kobiet, które stworzyły Muzeum Domu na Nabrzeżu i zaprosiły mnie w jego progi, a są to niezapomniana Jelena Iwanowna Perepeczko oraz Tamara Andriejewna Ter-Egiazarian i Wiktoria Borysowna Wolina, a także wobec moich mentorek i wyjątkowych przyjaciółek, jakimi są Inna Nikołajewna Łobanowa, Tatiana Iwanowna Szmidt oraz Olga Romanowna Trifonowa. To dla nich napisałem tę książkę.
I wreszcie – szybkość rewanżu jest odwrotnie proporcjonalna do zażyłości. Przysługę ze strony nieznajomego odwzajemnia się jak najszybciej; przyjaciel na napisanie książki czeka dwadzieścia lat. Wszystkie szczęśliwe rodziny są szczęśliwe w podobny sposób, ponieważ znajdują się poza kręgiem uczciwej wymiany dóbr i usług. I to jest właśnie przyczyna, dla której nie muszę dziękować Peterowi Slezkine’owi ani Lizie Little za to, jak przysłużyli się powstaniu tej książki.
SKRÓTY BIBLIOGRAFICZNE
AGCTM
Архив Государственного центрального театрального музея (Archiw Gosudarstwiennogo centralnogo tieatral’nogo muzieja, Archiwum Państwowe Centralnego Muzeum Teatralnego)
AMDNN
Архив музея «Дом на набережной» (Archiw muzieja „Dom na nabierieżnoj”, Archiwum Muzeum „Dom na Nabrzeżu”)
AOM
Архив общества «Мемориал» (Archiw obszczestwa „Memoriał”, Archiwum Stowarzyszenia Memoriał)
APRF
Архив Президента Российской Федерации (Archiw Prezidienta Rossijskoj Fiedieracii, Archiwum Prezydenta Federacji Rosyjskiej)
ARAN
Архив Российской академии наук (Archiw Rossijskoj akadiemii nauk, Archiwum Rosyjskiej Akademii Nauk)
CAFSB
Центральный архив Федеральной службы безопасности (Centralnyj archiw Fiedieralnoj służby biezopasnosti, Centralne Archiwum Federalnej Służby Bezpieczeństwa)
CALIM
Центральный архив литературы и искусства Москвы (Centralnyj archiw literatury i iskusstwa Moskwy, Centralne Archiwum Literatury i Sztuki w Moskwie)
CANTDM
Центральный архив научно-технической документации Москвы (Centralnyj archiw nauczno-techniczeskoj dokumientacii Moskwy, Centralne Archiwum Dokumentacji Naukowo-Technicznej w Moskwie)
CAODM
Центральный архив общественных движений Москвы (Centralnyj archiw obszczestwiennych dwiżenij Moskwy, Centralne Archiwum Ruchów Społecznych w Moskwie)
CAOPIM
Центральный архив общественно-политической истории Москвы (Centralnyj archiw obszczestwienno-politiczeskoj istorii Moskwy, Centralne Archiwum Historii Społeczno-Politycznej w Moskwie)
CDNA
Центр документации «Народный архив» (Centr dokumentacii „Narodnyj Archiw”, Centrum Dokumentacji „Archiwum Narodowe”)
CGAMO
Центральный государственный архив Московской области (Centralnyj gosudarstwiennyj archiw Moskowskoj obłasti, Centralne Państwowe Archiwum Obwodu Moskiewskiego)
CIAM
Центральный исторический архив Москвы (Centralnyj istoriczeskij archiw Moskwy, Centralne Archiwum Historyczne w Moskwie)
CMAM
Центральный муниципальный архив Москвы (Centralnyj municipalnyj archiw Moskwy, Centralne Archiwum Miejskie w Moskwie)
GARF
Государственный архив Российской Федерации (Gosudarstwiennyj archiw Rossijskoj Fiedieracii, Państwowe Archiwum Federacji Rosyjskiej)
RGALI
Российский государственный архив литературы и искусства (Rossijskij gosudarstwiennyj archiw literatury i iskusstwa, Rosyjskie Państwowe Archiwum Literatury i Sztuki)
RGASPI
Российский государственный архив социально-политической истории (Rossijskij gosudarstwiennyj archiw socialno-politiczeskoj istorii, Rosyjskie Państwowe Archiwum Historii Społeczno-Politycznej)
RGWA
Российский государственный военный архив (Rossijskij gosudarstwiennyj wojennyj archiw, Rosyjskie Państwowe Archiwum Wojskowe)
Moskwa
1.
BAGNISKO
Moskwa założona została na lewym brzegu rzeki, od której wzięła nazwę. Otwarte pola często najeżdżanego Zamoskworieczja z czasem zaczęły zapełniać się domami bednarzy, tkaczy, postrzygaczy, wozaków, wojów, kowali, tłumaczy i poborców danin, lecz mimo to równina zalewowa rozpościerająca się naprzeciwko Kremla pozostała łańcuchem grzęzawisk i błotnistych łąk. W 1495 roku na mocy dekretu Iwana III wyburzono wszystkie budynki położone wzdłuż prawego brzegu rzeki, a na ich miejscu powstały carskie ogrody. Posadzono rośliny, a za czasów Aleksego I Michajłowicza uformowano piękny krajobraz, co nie powstrzymało jednak otaczającego błota od wdzierania się na ten teren. Centralny ogród ograniczało od zachodniej strony Bołoto („Bagnisko”), od wschodu Bałczug („Bagnisko” po tatarsku), a od południa – bezimienne już jeziora i kałuże. Wzniesienie kamiennego mostu Wszystkich Świętych w 1693 roku przeistoczyło południowy bród na rzece w groblę, wzdłuż której znajdowały się sklepy, karczmy i magazyny (m.in. carski skład wełny oraz carski skład wina i soli). Po pożarze w 1701 roku ogrody zaniedbano, a część grzęzawisk zaczęła służyć jako plac targowy i miejsce walk pięściarskich, pokazów fajerwerków czy publicznych egzekucji[1].
Bagnisko
Po wiosennych powodziach 1783 roku wzdłuż południowego brzegu moskiewskich terenów zalewowych wykopano dren o nazwie Kanał Odwadniający (Rów). Wzmocniono wały; położone prostopadle kanały przeobraziły się w aleje; niegdysiejsze carskie ogrody stały się gęsto zaludnioną wyspą o kształcie półksiężyca. W 1812 roku pożar Moskwy – ten sam, który wypłoszył z niej Napoleona – pochłonął większość budynków i wypędził lwią część mieszkańców wyspy. Nowe zabudowania, w tym karczmy, szkoły, faktorie i kupieckie rezydencje, w przeważającej części wzniesiono z kamienia. Tama Babiegorodska na zachodnim krańcu wyspy sprawiła, że kanał stał się spławny, a powodzie rzadsze. Niedaleko tamy, po stronie Kremla, postawiono sobór Chrystusa Zbawiciela, konsekrowany w 1883 roku i upamiętniający „wieczną pamięć niezrównanej wytrwałości, lojalności i umiłowania Wiary i Ojczyzny, jakimi lud rosyjski wykazał się w tych trudnych czasach, a także Naszą wdzięczność Opatrzności Bożej, która uratowała Rosję od zagrażającego jej kataklizmu”[2].
W przededniu pierwszej wojny światowej grunty w zachodniej części wyspy (Bołoto) częściowo należały do znajdującej się tam fabryki czekolady, cukierków i ciastek F. T. Einema, słynącej z alkalizowanego kakao, koszy ślubnych, kolorowych marcepanowych figurek i czekoladowych torcików „zakochaj się we mnie”. Fabryka, założona w 1867 przez dwóch niemieckich przedsiębiorców, którzy zbili fortuny sprzedając syropy i dżemy rosyjskiej armii, posiadała kilka silników parowych, nowoczesne prasy hydrauliczne oraz tytuł oficjalnego dostawcy dworu. Jej dyrektor, Oskar Heuss, syn jednego z założycieli, mieszkał w położonym niedaleko dużym domu z łazienkami na obu piętrach, własną szklarnią i okazałą stajnią. Po drugiej stronie dziedzińca znajdowały się mieszkania dla fabrycznych inżynierów (głównie Niemców), felczerów, żonatych i nieżonatych pracowników, służby domowej i wozaków, a także biblioteka, pralnia i kilka dormitoriów i stołówek dla robotników. Fabryka była znana z wysokich pensji, dobrych warunków pracy, amatorskiego teatru i aktywnego, wspieranego przez policję funduszu wzajemnej pomocy. Do niedzielnych obiadów dodawano kieliszek wódki lub pół butelki piwa; mieszkańcy poniżej lat szesnastu otrzymywali darmowe ubrania, śpiewali w chórze, pracowali w sklepie (przez prawie jedenaście godzin dziennie) i od ósmej wieczorem mieli obowiązek być w dormitorium. Około połowy pracowników przepracowało w fabryce ponad piętnaście lat; najcięższą pracę wykonywali pracownicy na przychodne, głównie kobiety[3].
Widok Bagniska od strony Kremla. Po prawej widać sobór Chrystusa Zbawiciela
Widok fabryki Einema od strony soboru Chrystusa Zbawiciela
Na zachód od fabryki czekolady położone były koszary, mieszanina sklepów, a na Szpicy, krańcu wyspy – Moskiewski Klub Żeglarski. Na wschodzie znajdowała się siedemnastowieczna rezydencja sekretarza Dumy, Awierkija Kiriłłowa, w której mieściła się siedziba Moskiewskiego Towarzystwa Archeologicznego, i cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy, w której spoczywały szczątki sekretarza. Diakoni, zakrystianie, piekarze prosfor i popi (ojciec Orłow i ojciec Dmitriew), wraz z dziesiątkami mieszkańców i podopiecznych przytułku pw. św. Mikołaja, mieszkali przy dziedzińcu cerkwi[4].
Klub Żeglarski
Rezydencja Awierkija Kiriłłowa
Według Nikołaja Bucharina, który dorastał na pobliskiej ulicy Wielka Ordynka, kościoły moskiewskiego Zarzecza były zazwyczaj wypełnione ludźmi:
Z przodu stały żony kupców, szeleszcząc jedwabnymi spódnicami i bluzkami i żegnające się pulchnymi, różowymi palcami, podczas gdy tuż obok ich mężowie modlili się z powagą i żarliwością. Nieco bardziej ku tyłowi ujrzeć można było służbę i ubogich krewnych: stare kobiety w czerni, bogobojne plotkarki, swatki, opiekunki domowego ogniska, ciotki z siostrzenicami, które wciąż marzyły o oblubieńcach, a omdlewały od tłuszczu i tęsknoty, powiernice i służki. Niedaleko stali rządowi oficjele wraz z żonami, i oni, i one w modnych strojach. A zupełnie z tyłu stali lub klęczeli w ścisku zmęczeni robotnicy, oczekujący pocieszenia i zbawienia od wszechmiłosiernego Boga, naszego Zbawcy. Lecz Zbawca w milczeniu spoglądał smutno na zgarbione ciała i zgięte plecy. [...] Młodzi chłopcy i dziewczęta pluli na opuszki swych palców i dla żartu, śmiejąc się trochę nerwowo, próbowali nawzajem pogasić swoje świece. Gdy te migotały i gasły, chichotali i szybko powstrzymywali śmiech pod surowym spojrzeniem dorosłych. Tu i ówdzie zakochane pary wymieniały spojrzenia. Kruchta wypełniona była zezowatymi żebrakami w nędznych szmatach, z wywiniętymi powiekami i kikutami zamiast rąk i nóg; ślepymi, kulawymi i szaleńcami bożymi[5].
Większość z nich mieszkała nieopodal. Obok kościoła, wzdłuż Kanału Odwadniającego (zwanego też Rowem) i na całym terenie fabryki czekolady znajdowały się dziedzińce pełne drewnianych i kamiennych domów z najróżniejszymi przybudówkami, półpiętrami, skrzydłami, werandami, piwnicami i poddaszami. Wewnątrz nich mieściły się mieszkania, pokoje, „izdebki” i „kąty z pryczami” zamieszkane przez zbieraninę ludzi, którzy przychodzili lub nie przychodzili na msze odprawiane przez ojców Orłowa i Dmitriewa. Siemion Kanatczikow, szesnastoletni czeladnik fabryczny, który mieszkał w okolicy w drugiej połowie ostatniej dekady XIX wieku i regularnie uczęszczał na msze, zanim nawrócił się na socjalizm, opisywał swój dom jako „duży kamienny budynek z dziedzińcem przypominającym wielką kamienną studnię. Na rozwieszonych między piętrami naprężonych sznurach wisiała mokra bielizna. Dziedziniec zionął ostrym zapachem kwasu węglowego. Wszędzie widać było brudne kałuże i poniewierające się resztki warzyw. W mieszkaniach i na dziedzińcu tłoczyła się, hałasując i przeklinając, masa ludzi”. W jednym z tych mieszkań mieszkał Kanatczikow oraz około piętnastu innych mężczyzn, którzy pochodzili z jego rodzinnych stron i z którymi dzielił czynsz. „Niektórzy z nich byli kawalerami, inni mieli żony, które mieszkały we wsiach i zajmowały się domem”[6].
Cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy
Widok nabrzeża Berseniewa od strony tamy
Widok Zamoskworieczja od strony Rowu
Obok cerkwi św. Mikołaja mieściła się Fabryka Wódek Iwana Smirnowa i Synów, której właścicielem był wnuk Iwana, Siergiej Siergiejewicz Smirnow. Słynęła z tanich alkoholi – wykonanych, jak odkryła jedna z rządowych komisji, z niskiej jakości bimbru pędzonego we wsiach wokół Tuły – sprzedawanych w butelkach o jaskrawych etykietach. Na brzegu kwartału, między fabryką Smirnowa a ulicą Wszystkich Świętych znajdował się budynek byłego składu soli i wina; na jego terenie mieściło się moskiewskie Zgromadzenie Sędziów Pokoju, biuro i rezydencja administratora miejskiej kanalizacji, biuro dostaw wody, kilka kamiennych magazynów (w tym trzy na jabłka i jeden na jaja) oraz Główna Elektrownia Tramwajów Miejskich, zwieńczona dwoma kominami i małą wieżyczką z iglicą[7].
Wejście do składu wina i soli
Elektrownia
Dom obok elektrowni
Na moście Wszystkich Świętych (który, choć od 1858 roku składał się głównie z metalu, znany był też jako most Kamienny Wielki) zwykli gromadzić się pielgrzymi, włóczędzy i żebracy – z wyjątkiem pierwszego tygodnia postu, kiedy to most przeistaczał się w największy w Moskwie targ grzybny. Według doniesień prasowych, na straganach dominowały suszone lub marynowane grzyby, lecz na targu można było odnaleźć także „góry bajgli i białej rzodkwi”, „mnóstwo miodów, przetworów, tanich słodyczy, oraz całe wory suszonych owoców”, a także „długie rzędy straganów z zastawą stołową, tanimi meblami i wszelkiego rodzaju domowymi przyborami”. Było na nim słychać „krzyki, śmiechy, gwizdy i żarty bardziej przystające karnawałowi, dobiegające z ust tysięcy ludzi, z których wielu wciąż zmagało się z kacem po przedpostnym ucztowaniu”. „Ludzie brną przez błotnistą breję, lecz nikt nie zdaje się zwracać na nią uwagi. Żartownisie stąpią po kałużach, by ochlapać kobiety błotem. Nie brak też kieszonkowców, starających się wzniecić popłoch”[8].
Most Kamienny Wielki
Targ grzybny przy moście Kamiennym Wielkim
Naprzeciwko składu soli i wina stała nieduża cerkiew św. Mikołaja Cudotwórcy z przyległymi dwoma małymi skrzydłami, w których mieściły się cele mnichów, sklep z tkaninami i stragan warzywny. Wokół cerkwi znajdowało się kilka karczm, tania łaźnia pełniąca również funkcję domu publicznego, oraz kilka budynków dawnego składu wełny, wypełnionych zatłoczonymi mieszkaniami i zakładami rzemieślników, w tym farbiarza, fryzjera, blacharza, szewca, szwaczki, hafciarki, krawca i „fonografa”[9].
Dalej wzdłuż wału, naprzeciwko Kremla, lecz schowany za wysokimi drzewami na dziedzińcu, znajdował się trzypiętrowy budynek szkoły dla dziewcząt pod wezwaniem Marii Panny, która to instytucja koncentrowała się na „kształceniu talentów uczennic nie tylko dla edukacji umysłu, ale również serca i charakteru”. Większa część „edukacji serca” odbywała się w salach koncertowych na pierwszym piętrze, między biurem administracji a stołówką. Od 1894 do 1906 roku jednym z instruktorów w szkole był Siergiej Rachmaninow, który nie znosił pracy nauczyciela, lecz potrzebował zapewnianego przez nią zwolnienia od służby wojskowej. Jak twierdziła jedna z jego uczennic, Rachmaninow, który miał wówczas dwadzieścia trzy lata, wchodząc do klasy, „siadał na swoim biurku, wyciągał chusteczkę, wycierał nią twarz przez dłuższy czas, aż w końcu opierał głowę na palcach i – zazwyczaj nie podnosząc wzroku – wzywał uczennicę i kazał jej recytować lekcję”. Pewnego dnia wyszedł z klasy, bo jego uczennice nie odrobiły pracy domowej. Napisał w związku z tym list do dyrektora: „Ogólnie jestem złym nauczycielem, lecz dzisiaj okazałem się również niewybaczalnie gniewny. Gdybym wiedział, że moje uczennice poniosą odpowiedzialność za moje zachowanie, nie pozwoliłbym sobie zachować się w ten sposób”. Być może w ramach swego rodzaju pokuty skomponował później „Sześć pieśni chóralnych na głosy żeńskie lub dziecięce”, op. 15, a także grał na kilku szkolnych uroczystościach[10].
Za szkołą znajdowały się rozległe Zakłady Metalowe Gustawa Lista, zatrudniające ponad tysiąc robotników. Produkowano tam między innymi silniki parowe, hydranty i rury kanalizacyjne. Sam Gustaw List mieszkał w dużym apartamencie z ogrodem zimowym położonym nad swoim fabrycznym biurem. Przyjechawszy z Niemiec w 1856 roku, List pracował jako mechanik w woroneskiej cukrowni; w 1863 roku założył swoją moskiewską fabrykę, którą w 1897 roku wprowadził na giełdę[11].
Fabryczne sklepy, magazyny i dormitoria wypełniały resztę kwartału. Siemion Kanatczikow pracował w „arystokratycznym” warsztacie wzorniczym. „Projektanci wzorników w większości pochodzili z miasta – ubierali się schludnie, nie wpuszczali spodni w buty, nosili koszule w fantazyjnym stylu, wpuszczone w spodnie, wiązali kołnierze kolorowymi koronkami zamiast krawatów, a od święta niektórzy z nich nosili nawet meloniki. [...] Przeklinali tylko wtedy, gdy stracili cierpliwość i w ekstremalnych sytuacjach, albo w dniu wypłaty, kiedy się upijali; ale i to nie wszyscy”[12].
Szkoła dla dziewcząt pw. Marii Panny
W odlewni, do której trafiały ukończone wzory, „brudni, pociemniali ludzie, w których czarnych, pokrytych sadzą twarzach połyskiwały jedynie białka oczu, ryli jak krety w ziemi i pyle klepiska”. Przy wtórze ryku „ogromnych żurawi i obracających się zębatek ciężki, ognistoczerwony strumień rozpalonej surówki wystrzeliwał wielkie, płonące iskry i oświetlał ciemne twarze stojących nieopodal hutników. [...] Gorąc koło kadzi i pieców był nie do zniesienia, a ubrania hutników wciąż się zapalały i musiały być gaszone wodą”[13].
Siergiej Rachmaninow w 1904 r.
Gdy Kanatczikow rozpoczął pracę w zakładzie, jego zmiana trwała jedenaście i pół godziny – nie licząc nocnych nadgodzin w bardziej wymagających okresach jesieni i zimy. Jednak po strajku petersburskich włókienników w 1896 roku List wprowadził dziesięciogodzinny dzień roboczy. Robotnicy, zarówno „miastowi”, jak i „chłopi” (którzy „nosili wysokie buty, tradycyjne bawełniane bluzy przepasane szarfą, włosy obcięte «pod garnek» oraz brody, których rzadko kiedy dotykała ręka balwierza”), w większości mieszkali w pobliżu Bagniska. Gdy nie pracowali, pili wódkę od Smirnowa, wdawali się w burdy na weselach, opowiadali anegdoty o księżach, łowili ryby w Moskwie i w Rowie, zadawali się z lokalnymi prostytutkami, flirtowali z pończoszniczkami, modystkami i kucharkami z Ogrodu Aleksandrowskiego nieopodal Kremla, czytali kroniki kryminalne, powieści w odcinkach oraz chrześcijańskie i socjalistyczne rozprawy, uczęszczali na msze i różne konspiracyjne spotkania, urządzali krwawe bójki na zamarzniętej rzece przy tamie (najczęściej z włókniarzami z fabryki Butikowa po drugiej stronie rzeki), odwiedzali pobliską Galerię Tretiakowską, Imperialne Muzeum Historii Rosji i Muzeum im. Rumiancewa (które było wystawą wszystkiego co popadnie). W niedziele wstęp do muzeów był bezpłatny, jednak zdaniem Kanatczikowa najpopularniejszymi „darmowymi spektaklami” były pożary w mieście, na oglądanie których robotnicy „biegli na złamanie karku, nieważne jak bardzo byli wykończeni”[14].
Dwa razy w miesiącu, po sobotnich wypłatach, większość współlokatorów Kanatczikowa „uczestniczyła w dzikich pijatykach. Niektórzy, odebrawszy wypłatę, prosto z fabryki szli do piwiarni, karczm czy gdzieś na trawkę, a inni – ci bardziej szykowni – najpierw wracali do domu, by się przebrać”. W następny poniedziałek „cierpiętnicy [...] o spuchniętych, czerwonych twarzach i szklistych oczach” leczyli kaca kieliszkami zawierającego alkohol lakieru, który trzymali w specjalnej puszce. „Po obiedzie połowa zakładu była pijana. Część wałęsała się po cudzych stanowiskach, część przeczekiwała w toalecie. Ci, którzy przesadzili z klinem, szli spać w suszarni lub na zapleczu sklepu zakładowego”[15].
Na wschód od Zakładów Metalowych Gustawa Lista znajdowała się „renesansowa” willa bogatego cukrownika nazwiskiem Charitonienko, z gotyckimi wnętrzami projektu Fiodora Schechtela i bogatą galerią rosyjskiej sztuki. Między zakładami Lista a Rowem rozciągało się właściwe Bagnisko: duży kwartał zabudowany długimi szopami, w których mieściły się sklepiki z mydłem i powidłem, głównie drobnymi artykułami spożywczymi. Późnym latem i wczesną jesienią przestrzeń między szopami zamieniała się w największy targ rolny Moskwy. Każdej nocy handlarze gromadzili się w herbaciarni Afanasiewa, by uzgodnić ceny. Około drugiej w nocy wychodzili powitać nadchodzących chłopów i – jak czytamy w jednym z artykułów prasowych – każdy z nich „powoli przechodził wzdłuż szeregu wozów, obojętnie patrząc na góry jagód. Podjąwszy decyzję, podawał cenę, a jeśli chłop nie zgadzał się od razu, wzruszał ramionami i odchodził, zapalając papierosa”. W toku negocjacji „liczby, obietnice, ślubowania i żarty mieszały się ze sobą, były przekazywane dalej i rozpierzchały się po placu”. O świcie chłopi wracali do siebie, ruszała sprzedaż jagód mieszkańcom Moskwy i „wszystko ożywało niczym za dotknięciem magii i stawało się jasne i radosne. [...] Było tu tyle dobra, że trudno było się nie zastanawiać, jak głęboki i jak pusty musi być brzuch Moskwy, skoro dzień po dniu pochłania te dary Bagniska – od niechcenia, jakby na przegryzkę”[16].
Zakłady Metalowe Gustawa Lista
Później, w ciągu dnia, miejsce jagód zajmowały grzyby i warzywa, a w czasie świąt – spacerowicze i bywalcy karczm. Mieszkańcy nor, w których „nagie dzieci pełzały pośród brudnych szmat, a które śmierdziały nieobrobionymi skórami, kiszoną kapustą, wychodkiem i zatęchłą pleśnią”, jak ujął to Bucharin, „wylewali się na ulice lub dusili w oparach karczm i barów o czerwonych i niebieskich szyldach, na których napisane było «piwiarnia z ogrodem» lub, wymyślną czcionką, «Tawerna Spotkanie Przyjaciół». Kelnerzy w marynarkach białych tylko z nazwy krzątali się pośród dymu, podczas gdy w tle grała «maszyna muzyczna», stukały szklanki, jęczał akordeon, a pojedynczy głos śpiewał rzewne, rozdzierające serce pieśni. Cały ten pstrokaty, krzykliwy świat wypełniały jęki, bójki, pijatyki, krzyki, uściski, walki, pocałunki i łzy”[17].
Państwo, działając za pośrednictwem rozlicznych urzędów i oficjeli, starało się jak mogło uregulować i uporządkować życie Bagniska i reszty miasta. Sprawdzało produkty sprzedawane na rynkach i produkowane w fabrykach Einema, Smirnowa i Lista; naprawiało ulice, chodniki i nabrzeża (Nabrzeże Berseniewa i Nabrzeże Sofijskie były jednymi z najlepiej utrzymanych w mieście); wyławiało z Rowu ciała pijaków i samobójców; liczyło każdą parę drzwi, okien i rąk dla potrzeb podatkowych i wywiadowczych; dostarczało wodę, gaz i prąd, wraz ze szczegółowymi zasadami ich nabywania i użytkowania; co sto metrów zainstalowało hydranty przeciwpożarowe Gustawa Lista i gasiło pożary (ogłaszanie alarmu coraz częściej odbywało się telefonicznie zamiast z wież pożarowych); utworzyło system kanalizacyjny, a w 1914 roku nakazało korzystać z niego właścicielom nieruchomości, którzy mieli zgłaszać zażalenia o „przykrych zapachach dochodzących z toalet i pisuarów”; odwodniło zalane tereny i przewiozło zalegające odpady na specjalne wysypiska; oprawiało, przechowywało i sortowało mięso w specjalnych komunalnych ubojniach; wydawało numerowane odznaki taksówkarzom i pilnowało przepisowego parkowania i ruchu drogowego; zarządzało rosnącą siecią tramwajową, napędzaną elektrycznością produkowaną na terenie dawnego składu wina i soli (spalając przy tym ropę transportowaną pociągiem z Baku do specjalnego zbiornika przy klasztorze Simonowskim i przepompowywaną na Grzęzawisko podziemnymi rurociągami); dostarczało listy, paczki i telegramy; zastępowało naftowe latarnie uliczne gazowymi, a przed soborem Chrystusa Zbawiciela i wzdłuż linii tramwajowych nawet elektrycznymi; zmuszało właścicieli nieruchomości do wywożenia brudnego śniegu poza granice miasta i zatrudniania woźnych i strażników nocnych (którzy pełnili też funkcję policjantów); sadziło drzewa i utrzymywało parki miejskie z altanami, pawilonami i scenami koncertowymi; budowało, fundowało i utrzymywało większość szkół; opłacało około połowy szpitali w mieście; nadzorowało i cenzurowało wystąpienia i publikacje; ustanawiało sierocińce, przytułki, schroniska i urzędy wsparcia najuboższych; wymagało, by wszyscy obywatele imperium byli zarejestrowani w swoim miejscu zamieszkania, a wszystkie narodziny, śmierci i małżeństwa były zarchiwizowane przez odpowiednich duchownych. (Aby móc poślubić swą kuzynkę, Rachmaninow musiał uzyskać pisemne zaświadczenie, że się wyspowiadał, znaleźć popa gotowego zaryzykować gniew Świętego Synodu i otrzymać specjalne pozwolenie od cara)[18].
Plac Błotny, widok od strony Kremla
Targ na Bagnisku
Współczesne państwo niejako z definicji robi za mało lub zbyt wiele; jego liczne usługi są jednocześnie wtargnięciami i uprawnieniami. Na początku XX wieku Rosja nie była współczesnym państwem, gdyż jego działalność nie mogła dotrzymać tempa industrializacji (Moskwa była jednym z najszybciej rozrastających się miast na świecie, a nowi przybysze, tacy jak Kanatczikow, stanowili około siedemdziesięciu procent populacji), a ponieważ zarówno jej obywatele, jak i sami biurokraci uważali narzucane zasady za opcjonalne, a przynajmniej negocjowalne (Siergiej Rachmaninow rozwiązał problem swego kazirodczego związku, zdobywając zaświadczenie o spowiedzi nigdy do niej nie przystąpiwszy, świętując swój ślub w kaplicy koszar szóstego regimentu grenadierów i otrzymując notkę od cara o treści: „Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela”). Lecz przede wszystkim późna carska Rosja nie była współczesnym państwem, gdyż nigdy do końca nie zaakceptowała tego, że jej działania służą wypełnianiu niezbywalnych praw, ani też że jej poddani są odpowiedzialnymi obywatelami (to jest, osobami biorącymi aktywny udział w swojej nacjonalizacji). Nigdy też nie próbowała z jakimkolwiek przekonaniem twierdzić, że Rosjanie biorą udział w budowaniu swojego państwa, że są zainteresowani jego ciągłym rozwojem oraz samodzielnie powstałą chęcią, niechby chociaż ambiwalentną, by prosić o więcej instytucjonalnych wtargnięć[19].
Zamiast tego imperialna władza stale próbowała tworzyć sobie nowe, niepotwierdzone oficjalnie uprawnienia oraz przy każdej nadarzającej się okazji dyscyplinować ich potencjalnych uzurpatorów. W przededniu pierwszej wojny światowej Moskwa była najczęściej patrolowanym miastem w Europie (na jednego policjanta przypadało około 278 mieszkańców, gdy w przypadku Berlina liczba ta wynosiła 325, w Paryżu 336, a w Wiedniu – 442). Komenda policji na Jakimance, której rewir obejmował Bagnisko, gromadziła dane o wszystkich jego mieszkańcach, w tym o cudzoziemcach, Żydach, studentach, taksówkarzach, robotnikach i bezrobotnych, a także rejestrowała „sklepy, zajazdy, fabryki i zakłady rzemieślnicze”. Poza rutynowym notowaniem i raportowaniem danych, agenci policyjni opisywać mieli „nastroje” poszczególnych grup (zwłaszcza tych mogących wywierać „zły wpływ na współpracowników”), zachęcać mieszkańców do wywieszania flag na święta państwowe, a także „mieć baczenie” na wszelkie „osoby umieszczone pod jawną lub tajną obserwacją policyjną”. „Cechy charakterystyczne” takich osób w policyjnych kartotekach bywały określane jako „porywczość”, „rozmowność” oraz – w przeważającej części przypadków – „skłonność do przemyśleń”. Im ciężej pracowali policjanci, tym bardziej porywczy, rozmowni i skłonni do przemyśleń okazywali się ich podopieczni[20].
Wiosenna powódź na Bagnisku (1908 r.)
We wrześniu 1905 robotnicy Gustawa Lista jako pierwsi w Moskwie dołączyli do strajku domagającego się wolności obywatelskich i „nietykalności osobistej” oraz poprawy warunków pracy. Po wiecu na Nabrzeżu Sofijskim trzystu z nich poszło do fabryki cukierniczej Einema i wymusiło jej zamknięcie. W listopadzie 1905 roku warsztat mechaniczny Einema przeistoczył się w skład broni, w którym robotnicy szykowali noże i sztylety w oczekiwaniu „nocy św. Bartłomieja” (którą, według historyka przekazów ustnych z okresu wczesnego bolszewizmu, rozumieli jako „ogólną rzeźnię”). W grudniu 1905 budynek ten był świadkiem sporadycznej strzelaniny i stawiania barykad; w 1906 i 1913 roku kolejnych strajków; w kwietniu 1908 roku katastrofalnej powodzi, która zniszczyła większość piwnic; w 1915 roku ogromnych antyniemieckich zamieszek, które wywołały pogrom na terenie fabryki Einema i zdewastowanie sześciu firmowych sklepów ze słodyczami na terenie miasta. Bagnisko wraz z całą resztą Rosji stawało się porywcze, rozmowne i skłonne do przemyśleń, z pominięciem wszystkich pozostałych humorów. Oczekiwania i klasyfikacje władzy państwowej („chłop” Kanatczikow, „arystokrata” Rachmaninow) nie miały nic wspólnego z tym, czego ludzie naprawdę chcieli lub o czym naprawdę marzyli; prawdy Cerkwi (od boskiej legitymacji władzy autokratycznej po skuteczność spowiedzi) były regularnie kwestionowane i wyśmiewane; nowe instytucje organizujące życie ekonomiczne (w tym wielkie fabryki będące własnością cudzoziemców, takich jak List czy Einem) miały trudności, by przedstawić siebie jako część jakiegokolwiek dotychczasowego modelu cnotliwego życia; nowy system linii kolejowych, którego oś wyznaczała północna Moskwa (w kierunku której grawitowały nowe dystrykty przemysłowe i handlowe), kłócił się z dawnym układem ulic promieniujących od Kremla; literatura wysoka (coraz odleglejsza od masowej) w większej części porzuciła swoją rolę łącznika między „dawno, dawno temu” a „długo i szczęśliwie”. Rosja nie tylko padła ofiarą zderzenia industrializacji z fin-de-siècle’em, lecz także sztywność, którą charakteryzował się jej ancien régime, sprawiała, iż jej los zdawał się uniwersalnym objawieniem. Po imperium krążyły rzesze proroków, wieszczów i wędrownych kaznodziejów. Wszyscy zdawali się wierzyć, że świat jest chory i długo już nie wytrzyma[21].
Poza ortodoksyjnymi prawosławnymi, którzy czytywali więcej literatury dewocyjnej, chodzili na więcej pielgrzymek i zgłaszali więcej cudownych uzdrowień i widzeń niż działo się to pół wieku wcześniej, pojawili się również świeżo nauczeni literek pisarze proletariaccy, którzy opisywali „łańcuchy cierpienia” i nadchodzące wybawienie; joannici, którzy wielbili św. Jana z Kronsztadu jako herolda nadchodzącej apokalipsy; Bracia, którzy głosili osobiste odkupienie na drodze wstrzemięźliwości, trzeźwości i charyzmatycznego spirytualizmu; tołstoiści, którzy przewidzieli uniwersalną transformację moralną dzięki wegetarianizmowi i pacyfizmowi; duchoborcy, którzy sprzeciwiali się rosnącemu zapotrzebowaniu na rekrutów i zarejestrowanych obywateli, emigrując do Kanady z pomocą tołstoistów (i ich pobratymców, kwakrów); baptyści, którzy żarliwie i skutecznie nawracali na ideę kapłaństwa wszystkich wiernych; socjaliści-rewolucjoniści, którzy wierzyli w rosyjskiego chłopa jako zarówno narzędzie, jak i głównego beneficjenta powszechnej emancypacji; socjaldemokraci (podzieleni na bolszewików, mienszewików i liczne drobne, krótkotrwałe sekty, w tym bogotwórców), którzy wierzyli w zbawienną rolę miejskiej klasy robotniczej; anarchiści, którzy oczekiwali, że wolne jednostki stworzą świat bez przymusów; dekadenci, którzy mieli „poczucie, jednocześnie duszące i wywyższające, bycia ostatnimi w szeregu”; symboliści, którzy, jak ujął to Władimir Sołowiow, podchodzili do „każdego obiektu i fenomenu”, w tym swoich własnych istnień, „z punktu widzenia jego ostatecznego stanu lub w świetle przyszłego świata”[22].
Na Bagnisku i wokół niego wszyscy byli symbolistami. Ulubioną książką Nikołaja Bucharina, gdy miał dziesięć lat, była Księga Objawienia, przemawiał do niego „jej podniosły i zagadkowy ton, kosmiczny kataklizm, trąby archaniołów, powstawanie zmarłych, Bestia, ostatnie dni, Nierządnica babilońska, magiczne czasze”. Po przeczytaniu Krótkiej powieści o Antychryście Sołowiowa młody Nikołaj poczuł „dreszcze na karku” i pobiegł do matki, by spytać ją, czy jest nierządnicą. Aleksander Woronski, syn popa z Tambowa, żyjący na poddaszu piekarni prosfor na Zamoskworieczju i w przycerkiewnych piwnicach nauczający kuśnierzy marksizmu, „wciąż powtarzał” wersety, które zapamiętał jeszcze jako podrostek – o boskim darze „niepodzielnie oddanego serca” i „inspirującego gniewu”, który zrodził „potężne, zaciekłe, bezlitosne hymny zemsty i odpłaty”: „Splądrowane będą twoje bogactwa, rozkradzione twoje towary, poburzone twoje mury, a wspaniałe twe domy porozwalane. Kamienie zaś twoje, drzewo i proch z ciebie wrzucą do morza”[23].
Nikołaj Fiedorow, bibliotekarz w Muzeum Rumiancewa, zaproponował praktyczny plan wskrzeszenia zmarłych i wprowadzenia rządów „pełnego i doskonałego braterstwa”. Siemion Kanatczikow, który chadzał do Muzeum Rumiancewa, aby „popatrzeć na obrazki”, odkrył, że wkrótce „wszystko stanie się wspólną własnością pracujących”; Aleksander Skriabin (kolega Rachmaninowa z klasy w moskiewskim konserwatorium muzycznym) postanowił napisać dzieło, które zakończy nie tylko całą sztukę, ale i całe życie; sam Rachmaninow oparł swoją Pierwszą Symfonię (skomponowaną i zagraną w okresie, w którym nauczał w Szkole dla dziewcząt pod wezwaniem Marii Panny) na Dies irae, trzynastowiecznym łacińskim hymnie o Sądzie Ostatecznym. César Cui prawdopodobnie nie miał pojęcia, jak trafne okażą się słowa rozpoczynające jego recenzję premiery utworu: „Jeśli w piekle istnieje konserwatorium muzyczne, a jeden z jego uzdolnionych uczniów otrzymał zadanie napisać programową symfonię na temat siedmiu plag egipskich...”[24].
Konserwatorium (znajdujące się w spacerowej odległości od Nabrzeża Sofijskiego, za mostem Kamiennym Wielkim i Muzeum Rumiancewa) nie było jedyną potępioną instytucją w Moskwie, a symfonia o nadchodzących plagach nie była jedynym przedsięwzięciem Rachmaninowa. Gdy pracował nad opiewającą dni ostateczne Pierwszą Symfonią (op. 13) i Sześcioma pieśniami chóralnymi dla swoich uczennic (op. 15), napisał również pieśń (op. 14, nr 11), która wkrótce stała się „symbolem przebudzenia społecznego” i popularnym hymnem nadziei i odkupienia. Tekst zaczerpnięty został z wiersza Fiodora Tiutczewa, jednego z poetów, których szczególnie lubili symboliści, z około 1829 roku[25].
Jeszcze wśród pól bieleją śniegi,
A wody huczą już wiosennie
I mkną, i lśnią, i budzą brzegi
W niemocie pogrążone sennej.
Mkną i wołają szumne wody:
Już idzie wiosna, idzie wiosna!
Jesteśmy gońcy wiosny młodej,
Przybycie jej zwiastuje głos nasz.
Już idzie wiosna, wiosna blisko!
I ciepłe dni majowe rzeszą
Tłumną, wesołą i świetlistą
W ślad za nią w korowodzie śpieszą[26].
Dnia 12 maja 1904 roku policja przechwyciła list od niejakiego „J” z Niżnego Nowogrodu do S. P. Mironyczewej, rezydentki „dormitorium dla studentek” przy Nabrzeżu Sofijskim. Odnosząc się w równym stopniu do pieśni Rachmaninowa, jak do eseju Nikołaja Dobrolubowa Kiedy nastanie ów dzień? z 1860 roku, autor listu nalega, by adresatka nie ulegała rozpaczy: „Niech to będzie chwilowe ustępstwo na rzecz czasów niepewności, ucisku i zwątpienia. Z pewnością, nawet już teraz, nadchodząca odnowa zdolna jest wznieść najlepszych ludzi naszej epoki ku energii i wierze. W końcu nadchodzi ów dzień. Nadchodzi, głośny i burzliwy, zmiatając wszystko co słabe, wątłe i stare. [...] Świt, który rzuca swoje wspaniałe, czarowne i przejrzyste światło na wszystko i wszystkich, jest już blisko”[27].
Nie jest jasne, czy agent, który przeczytał ten list, zdawał sobie sprawę, że pod literą „J” kryje się Jakow Swierdłow, dziewiętnastolatek, który, nie ukończywszy gimnazjum, został czeladnikiem aptekarza i „zawodowym rewolucjonistą”.
Wiosenna powódź na Bagnisku
2.
DUSZPASTERZE
Większość proroków „owego dnia” stanowili chrześcijanie lub socjaliści. Chrześcijanie w większości myśleli o „powtórnym przyjściu” jako swego rodzaju metaforze wiecznego odraczania, ale rosnąca mniejszość, w tym kilku dekadenckich intelektualistów i szybko pozyskujący zwolenników ewangeliccy protestanci, spodziewała się, że Sąd Ostateczny nastąpi jeszcze za ich życia. Wiarę tę podzielali ci, którzy utożsamiali Babilon z kapitalizmem i wyczekiwali krwawej rewolucji, za którą podążą rządy sprawiedliwości społecznej.
Te dwie grupy miały ze sobą wiele wspólnego. Niektórzy wierzyli, że rewolucyjny socjalizm jest formą chrześcijaństwa; inni, że chrześcijaństwo jest formą rewolucyjnego socjalizmu. Siergiej Bułgakow i Nikołaj Bierdiajew wysunęli propozycję włączenia politycznego apokaliptyzmu do chrześcijaństwa; Anatolij Łunaczarski i Maksym Gorki uważali marksizm za religię ziemskiego zbawienia; Władimir Boncz-Brujewicz mówił o baptystach i biczownikach jako naturalnych „punktach transmisyjnych” bolszewickiej propagandy, a bolszewicki propagandysta (i syn wiejskiego duchownego) Aleksander Woronski twierdził, że spotkał rewolucyjnego terrorystę, który kierował się psalmami jako poradnikiem w „krwawym obalaniu carskiego reżimu”[1].
Aron Solc
Nikołaj Bucharin
Walerian Obolenski (ps. Osinski) (z archiwum Jeleny Simakowej)
Zazwyczaj jednak grupy te wzajemnie postrzegały się jako swoje przeciwieństwa. Chrześcijanie uważali socjalistów za bezbożników lub antychrystów, a ci zwykle się z tym zgadzali (sami uważając chrześcijan za zacofanych lub hipokrytów). W typowych socjalistycznych autobiografiach utrata wiary „religijnej” była pierwszym krokiem do duchowego przebudzenia. Kluczową różnicę stanowił fakt, że głoszący chrześcijańską apokalipsę byli zazwyczaj robotnikami lub chłopami, natomiast teoretycy rewolucji chłopsko-robotniczych najczęściej byli studentami lub „wiecznymi studentami”, dziećmi urzędników, popów, nauczycieli, lekarzy, Żydów i innych „proletariuszy pracy umysłowej”: inteligencji pracującej postrzeganej jako metaforyczni Żydzi (wybrani, wykształceni i wyobcowani) oraz Żydów postrzeganych jako honorowa inteligencja niezależnie od tego, czym faktycznie się zajmowali. Wszyscy oni wychowali się jako wieczne cudowne dzieci, niechętni dziedzice świętej misji, obcy wśród ludzi, których nazywali „narodem”. W większości należeli do rodzin inteligenckich od pokoleń.
Wileński bolszewik Aron Solc wierzył, że źródłem jego „oporu wobec sił wyższych” jest właśnie jego żydostwo, które utożsamiał z nierównością wobec prawa, „relatywnym intelektualizmem” i sympatią do terrorystów rewolucyjnych. Nikołaj Bucharin twierdził, że jego ojciec – nauczyciel i okazjonalnie inspektor podatkowy, który nie wierzył w Boga i „lubił od czasu do czasu powiedzieć coś radykalnego” – często prosił Nikołaja, który umiał czytać już jako czterolatek, by recytował wiersze dla przyjaciół rodziny. Przyjaciel Bucharina i agitator z Bagniska Walerian Obolenski (który zimą 1907–1908 pracował pisząc ulotki dla robotników z fabryki Gustawa Lista) wychowywał się w rodzinie weterynarzy o „radykalnych poglądach i wysokiej kulturze”, którzy uczyli swoje dzieci języka francuskiego i niemieckiego oraz zachęcali je do czytania Bielińskiego i Dobrolubowa („nie wspominając już o beletrystyce”). Inny wczesny konwertyta na bolszewizm, Aleksiej Stankiewicz, przypisywał swoje przebudzenie uczuciu, że „matka i ojciec byli dużo bardziej wykształceni, inteligentni i uczciwi niż ich środowisko” (jego ojciec, nauczyciel w Kostromie i Kołogriwie, „wpadł w pijaństwo” przez codzienną głupotę życia na prowincji). „Wszystko to pociągnęło nasze umysły głębiej i głębiej w otchłań zwątpienia i zamętu”[2].
Feliks Kon
Przynależność do prawdziwej inteligencji oznaczała bycie świeckim z zapałem wręcz religijnym; zadawanie „przeklętych pytań” przy obiedzie i kolacji; pogrążanie się coraz głębiej w zwątpienie i zamęt dla samej zasady; poczucie bycia zarówno wybranym, jak i przeklętym, gdyż jest się dużo bardziej wykształconym, inteligentniejszym i uczciwszym niż własne środowisko. To, czy inteligent mógł znaleźć odpowiedzi na te „przeklęte pytania” i wciąż przynależeć do inteligencji, pozostawało nierozstrzygnięte. Lenin uważał, że nie (i nie uważał, że przynależy do tej klasy). Autorzy antyradykalnego manifestu Drogowskazy wierzyli, że nie ma już niedogmatycznej inteligencji (uważając siebie za wyjątek). Większość osób określała tym terminem i tych zagubionych, i tych pewnych siebie – tak długo, jak żenował ich fakt bycia bardziej wykształconym, inteligentniejszym i uczciwszym niż ich środowisko. Liczba tych, którzy wznosili się ponad zwątpienie, stale rosła. Większość wierzyła w nadchodzącą rewolucję; coraz więcej wiedziało, że nastąpi po niej socjalizm.
Socjaliści dzielili się na dwa rodzaje: marksistów i nacjonalistów. Mówiąc dokładniej, istniał szeroki zakres możliwych definicji kolektywnego męczeństwa – od mienszewickiej ufności w samorealizację socjologicznie poprawnych proletariuszy we właściwym czasie; przez bolszewickie oczekiwania, że rosyjscy robotnicy i chłopi mogą wzniecić rewolucję przed czasem, w drodze wyjątku; przez wiarę populistów w rosyjskiego chłopa jako powszechnego zbawcę dzięki sile wyjątkowego rosyjskiego komunalizmu; przez upór bundystów co do potrzeby wyróżnienia Żydów spośród marksistowskiego kosmopolityzmu; aż po bezkompromisowy millenaryzm armeńskich dasznaków, socjalistycznych syjonistów i polskich nacjonalistów. Nawet na ekstremach rozróżnienia nie były do końca jasne: marksiści mówili o „pokoleniowych proletariuszach” jako kaście posiadającej własną kulturę i genealogię; najbardziej radykalni rosyjscy nacjonaliści nazywali się socjalistami-rewolucjonistami (eserami), a nie rosyjskimi nacjonalistami; z kolei najbardziej radykalni nierosyjscy nacjonaliści przedstawiali swoje narody jako pierwowzór światowego proletariatu. Wszyscy mówili biblijnym językiem plemiennych wybrańców i męczenników za ludzkość.
Jeden z najstarszych bolszewików, Feliks Kon, wychował się w Warszawie, w żydowskiej rodzinie polskich nacjonalistów. W pamiętnikach pisał: „Patriotyzm był zamiennikiem religii. Z tej drugiej pozostały tylko formalności, rytuały”. Pewnego razu, w święto Paschy, gdy jego pradziadek „siedział na honorowym miejscu za stołem i wznosił modły”, jeden z wujów wrócił z długiego wygnania, na którym ukrywał się przed „Moskalami”. „O modlitwie zapomniano” – pisał Kon. – „Wszyscy, od najmłodszych po mojego starego dziadka, słuchali jego opowieści w wielkim skupieniu. Wuj zwrócił się do dziadka: «Zamiast ględzić o ucieczce Żydów z Egiptu, lepiej porozmawiajmy o męczeństwie Polski». Dziadek ochoczo się zgodził.”
W wieku siedemnastu lat Kon dowiedział się o heroizmie moskiewskich terrorystów rewolucyjnych i skończył rozmawiać o męczeństwie Polski. Exodus stał się swego rodzaju uniwersalnym wyzwoleniem.
To była zmiana wyznania, kultu. [...] Martwą, skostniałą wiarę wyparła wiara energiczna, tętniąca życiem. [...] Byłem gotowy walczyć z całym światem kłamstw, hipokryzji, upokorzeń i fałszu, światem żalu i niewoli. [...] Było dla mnie jasne, że muszę zwrócić się do innych żarliwych siedemnasto- i osiemnastoletnich młodzieńców i podzielić się z nimi moją wiarą i moją prawdą, aby nas zjednoczyć, połączyć, „uczyć się więcej” – ledwo rozumiałem, jak bardzo to było konieczne – i w końcu, wspólnie, porzucić „pyszałków, bełkotliwe gaduły i skrwawionych katów” na rzecz „obozu umierających”, by ukazać im przyczyny ich miażdżącej niewoli, otworzyć ich oczy, aby wypełnić ich życiem, a potem... potem... potem... dokona się wielki czyn: świat niewoli i fałszu utonie w otchłani, a jasne słońce wolności zaświeci nad ziemią[3].
Masowe konwersje związane z najróżniejszymi narodowymi i kosmopolitycznymi ideami były powszechne na zachodnich rubieżach rosyjskiego imperium. Inny żarliwy młodzieniec, Karol Sobelsohn, porzucił kult Heinricha Heinego i Natana Mędrca (których określał jako typowych galicyjskich Żydów) na rzecz polskiego patriotyzmu „wraz z jego chrześcijańską otoczką” (w związku z czym przyjął nazwisko „Radek”), a ten z kolei na rzecz socjalizmu „rozumianego jako misja wyzwolenia Polski”, by w końcu zatrzymać się na radykalnym marksizmie pod różnymi narodowymi płaszczykami. Bliżej serca imperium duchowe przebudzenia przyjmowały raczej formę objawień na temat tego, jak nieszczęśliwy jest otaczający człowieka świat. Szczegóły tego, jak dokładnie miały wyglądać dni ostateczne, krystalizowały się dopiero później, po przemyśleniu na trzeźwo[4].
Karol Radek
Niektórzy z majętnych socjalistów pamiętali jeszcze samych siebie jako łatwowierne lub zbuntowane dzieciaki wrażliwe na niesprawiedliwość i zmagające się z „uczuciami skrępowania i wstydu” ze względu na swoje niezasłużone uprzywilejowanie. Jelena Stasowa – wnuczka uznanego architekta, córka jeszcze bardziej uznanego prawnika oraz bratanica słynnego krytyka sztuki – zmagała się z rosnącym „poczuciem zadłużenia” wobec osób, które „umożliwiały nam, inteligencji, życie w taki sposób, w jaki żyliśmy”[5].
Jednakże większość, jak Feliks Kon, została trwale zmieniona za sprawą lektur – nawet poczucie winy Stasowej „wynikało częściowo z książek”. Syn oficera i członek korpusu kadetów Siergiej Mickiewicz żył w ciemnościach do czternastego roku życia: „Przeczytanie Nowizny Turgieniewa otworzyło mi oczy: zrozumiałem, że rewolucjoniści nie byli nikczemnikami, jak mówiła władza, lecz ludźmi walczącymi za wolność, za lud. Całkowicie odmieniło to mój sposób myślenia. Zacząłem dużo czytać”. Nowe lektury prowadziły do nowych wniosków, a w końcu do „odkrycia klucza do zrozumienia rzeczywistości”. Jednak właśnie to pierwsze młodzieńcze objawienie oddzielało życie bez „sensu ani znaczenia” od świadomego poszukiwania pełnego zrozumienia[6].
Kon (ur. w 1864 roku), Stasowa (1873) i Mickiewicz (1869) byli jednymi z najstarszych bolszewików. Znacząca większość – ci urodzeni w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku – przejrzała na oczy w szkole, wraz z kolegami z ławki. W Moskiewskim Gimnazjum nr 1 (na Wołchonce, naprzeciwko soboru Chrystusa Zbawiciela), do którego uczęszczał Nikołaj Bucharin, niektórzy chłopcy „przechodzili przez życie bez żadnego celu – czytając to, co było zadane, i rozrabiając na korytarzach”, lecz „klasowa elita” składała się z dwóch grup zawstydzonych apokaliptyków: dekadentów i rewolucjonistów. Według zapisków Bucharina,
arystokratyczna grupa – samotnicy, synowie szlachciców i wyższej burżuazji (bogatych kupców, bankierów, spekulantów giełdowych, majętnych Żydów desperacko próbujących wkupić się w wyższe sfery) – udawała swoich starszych braci, bawiąc się w snobów i dandysów. Nosili pumpy, eleganckie angielskie buty o wąskich noskach, drogie jasne płaszcze z wyraźnie zaznaczoną talią, szyte przez znanych moskiewskich krawców, i szerokie skórzane pasy. Kołnierze mieli nakrochmalone, a głowy starannie uczesane, z bezbłędnymi przedziałkami i ani jednym włoskiem nie na miejscu. Zachowywali się, jak gdyby robili gimnazjum łaskę, przychodząc na zajęcia. Trzymali się we własnym kółku i często przynosili francuskie książki – Baudelaire’a, Maeterlincka, Rodenbacha – które czytali z melancholijną miną, by podkreślić, że żyją w świecie zupełnie innych wymiarów. Byli odprężeni, ostentacyjnie uprzejmi, często wymieniali uwagi po francusku lub angielsku i dyskutowali o sztuce. Zdawali się uważać codzienne życie za coś, co powinno się delikatnie trzymać między dwoma palcami, z wyprostowanym małym palcem. Przywoływali nazwiska Nietzschego i Sołowiowa, lecz ich nie czytali; nosili ze sobą reprodukcje wykwintnie zdeprawowanych arcydzieł Aubreya Beardsleya i Féliciena Ropsa; nabożnym szeptem rozprawiali o Oskarze Wildzie. Z nowych rosyjskich poetów rozpoznawali tylko symbolistów, popisując się wymienianiem nowinek na ich temat, i to o charakterze zarówno literackim, jak i osobistym, co zakrawało na nieco bardziej wyrafinowane plotkarstwo.
Ich rywale byli grupą wywodzącą się głównie z rodzin inteligenckich. Pod mundurkami nosili tołstojowskie koszule i celowo trzymali włosy w nieładzie; niektórzy starsi chłopcy zaczęli zapuszczać brody. W klasie potajemnie czytali Pisariewa, Dobrolubowa i Szczedrina. [...] Wielbili Gorkiego, nie znosili niczego oficjalnego, odrzucali wszelką „pompę i paradę” i nabijali się z „tych, co mają ubrania z białymi satynowymi podszewkami”, ich ideałów i sposobu, w jaki się nosili, nadając im uszczypliwe i dość trafne przezwiska, takie jak „niebiańska pliszka”, i od czasu do czasu wdając się z nimi w ożywione dyskusje, często o literaturze. Czuli, że niepowstrzymany strumień życia wkrótce odpowie na pytanie: „Kiedy nadejdzie ów dzień?”. Imponowały im wszelkie przejawy otwartego protestu, każde słowo potępienia, każdy akt heroicznego sprzeciwu wobec ustanowionego porządku. Nawet zwykłe wybryki miały w ich oczach pewną wartość: instynktownie przyciągało ich „podmywanie fundamentów”, nawet w kwestii drobnostek. Byli zuchwali, uszczypliwi i skorzy do nabijania się z pokornych owieczek[7].
Według kolegi z klasy, Ilji Erenburga, Bucharin nie był tak chorobliwie szczery jak większość jego kolegów – podmywaczy fundamentów (zwłaszcza w porównaniu ze swoim najlepszym przyjacielem, ponurym Grigorijem Brilliantem), lecz nie ustępował im w kąśliwości. Często się śmiał i „ciągle przerywał rozmowy żartami i zmyślonymi lub absurdalnymi słowami”, niemniej „spory z nim były niebezpieczne: czule kpił ze swoich oponentów”[8].
Jakow Swierdłow
Biografie Jakowa Swierdłowa („J”) określają go jako zapalczywie kłótliwego. Był jednym z szóstki dzieci żydowskiego grawera z Niżnego Nowogrodu. Dzięki swoim osiągnięciom w szkole podstawowej został wysłany do gimnazjum, w którym spierał się z dziećmi arystokratów i zbijał z tropu nauczycieli zaskakującymi pytaniami. „Nudząc się na lekcjach, wymyślił sposób, by czytać w ławce zwykłe książki zamiast podręczników. Gdy został na tym przyłapany i usłyszał od nauczyciela oskarżycielskie «Co ty wyprawiasz?», odpowiedział spokojnie: «Czytam ciekawą książkę». «Jaką książkę?», wrzasnął nauczyciel jeszcze wścieklej. «Zwykłą, papierową», odpowiedział stoicko.” Prawdziwa czy nie, historyjka ta trafnie ukazuje idealny temperament („porywczy”, „rozmowny” i „skłonny do przemyśleń”) młodego rewolucjonisty. Po czterech latach Swierdłow ukończył gimnazjum, został czeladnikiem u aptekarza i „zawodowym rewolucjonistą”. Zachęcał go do tego ojciec: cała piątka rodzeństwa Jakowa w ten czy inny sposób czekała na nadejście „owego dnia”[9].
Droga do wiary rozpoczęła się od przyjaźni. Swierdłow miał swojego Władimira Lubockiego (później „Zagorskiego” – to na jego cześć przemianowano później Siergijew Posad); Kon miał Ludwika Sawickiego (który popełnił samobójstwo w Paryżu w 1893 roku); Bucharin miał Grigorija Brillianta (przyszłego komisarza finansów, Grigorija Sokolnikowa). Syn kazańskiego kupca, Aleksander Arosiew, pamiętał o przyjacielu, którego poznał na początku gimnazjum realnego: „W którymś momencie powiedziano mi, że w klasie trzeciej B jest silny chłopak imieniem Skriabin. Rozglądałem się za nim. Pewnego dnia zobaczyłem go na korytarzu, gdy mył pod kranem gąbkę do tablicy. Sprawiał wrażenie ponurego (jak później odkryłem – przez cały czas). Podszedłem do niego i zaproponowałem mu bójkę. Skriabin się zgodził. Wymieniliśmy parę pięści na rozgrzewkę i utknęliśmy w duszącym chwycie, ku uciesze całego korytarza. Nie pamiętam już, kto wygrał, ale tak się poznaliśmy”[10].
Znajomość pociągnęła za sobą rozmowy, rozmowy pociągnęły za sobą wyznania, a wyznania przywiodły do bliskości. W jednym ze swoich licznych tekstów wspominkowych Arosiew ujął to tak: „Przyjaźń zaczyna się wtedy, gdy odkryta zostaje przed drugą osobą tajemnica, która nie była nigdy wcześniej ujawniona. A kiedy jesteś młody, wszystko może stać się tajemnicą: kształt przelatującej chmury, zachwyt nad burzą z piorunami lub dziewczyną, albo sen o odległych krainach”. Dla Skriabina tajemnicą tą była muzyka (był skrzypkiem i grał kwartety ze swoimi trzema braćmi); dla Arosiewa były nią powieści. Wspólną tajemnicą były poszukiwania właściwej ścieżki do rewolucji. Arosiew pisał:
Pewnej nocy [...] szliśmy opuszczonymi, przyprószonymi śniegiem ulicami. Ich cisza dała nam poczucie bliskości, a zimno wymuszało, byśmy szli tuż obok siebie. Szliśmy ramię w ramię. Było już długo po północy. Zza rogów, przydrożnych słupków i zasłon na werandach bezkształtne cienie prześlizgiwały się na błyszczący śnieg, który o tej porze przypominał morze rybich łusek. Niekiedy zdawało się nam, że były to cienie podążających za nami szpiegów, ale tak naprawdę żadnych szpiegów tam nie było. Owe cienie – mgliste, srebrzyste migotanie w środku nocy – słuchały naszych niepewnych rozmów, naszych słów błyszczących tylko jednym: desperackim pragnieniem odnalezienia prawdy, której moglibyśmy w całości się poświęcić[11].
Prawdę – to wiedzieli – można było odnaleźć w większych grupach podobnie myślących wiernych. Po wielu kolejnych rozmowach i wyznaniach, kilka grup przyjaciół połączyło się w tajne koło czytelnicze:
Siedmiu czy ośmiu piątoklasistów z gimnazjum realnego siedziało na krzesłach, łóżku i kanapie niskiego poddasza rozświetlonego naftową lampą z białym, szklanym kloszem. Portrety Kautsky’ego, Engelsa, Marksa, Michajłowskiego, Uspienskiego, Korolenki i Tołstoja spoglądały w dół z opiekuńczą surowowścią. Na stojącym w kącie regale z książkami widać było nazwiska tych samych bohaterów epoki. [...] Powietrze było wypełnione energią wyczuwalną jedynie nerwami, która łączyła wszystkich jak pajęczynka, sprawiając, że czuli się złączeni na wieczność, na całe stulecia. Ci młodzieńcy ledwo się znali, lecz patrzyli na siebie z niemal ekstatycznym oddaniem, dumni z tego, że są tutaj, wśród tych wszystkich tajemniczych osób tak samo pełnych ognia jak oni sami. Każda z twarzy zdawała się mówić: „Od dzisiaj, od tej właśnie minuty, ja, taki to a taki, dołączyłem do grona wojowników”[12].
Następnie wybierali przewodniczącego (w tym wypadku – Skriabina) i ustalali listę lektur, hasła i kryptonimy. Skriabin został „Wujkiem”, a później „Mołotowem”; Arosiew został „Z”; w innych pokojach w innych miastach Swierdłow został „towarzyszem Andriejem”; Brilliant został „Sokolnikowem”; Obolenski został „Osinskim”; Woronski – „blady, chudy, niebieskooki młodzieniec o kręconych włosach i pełnych, czerwonych ustach” – stał się „Walentinem”.
Aleksander Arosiew
Wiaczesław Skriabin (ps. Mołotow) (z archiwum W. A. Nikonowa)
Tambowskie koło seminarzystów Woronskiego powstało „w mokrych, zatęchłych piwnicach skąpanych w balsamie i kadzidle prawosławnego chrześcijaństwa”, jednak mimo to jego członkowie – „podrostki o wystających obojczykach, niezdarnie wymachujący rękoma” – czytali te same książki co ich rówieśnicy w Kazaniu i Moskwie – i organizowali podobne spotkania:
Wyobraźcie sobie mały pokoik gdzieś na ulicy Pierwszej Dolnej, w domu wdowy po urzędniku: wyblakłe tapety, perkalowe firanki na oknach, trzy albo cztery krzesła z dziurawymi siedziskami, stół, żeliwne łóżko, regał z książkami, cynowa lampa z papierowym kloszem (przypalonym przez żarówkę), młode twarze z puchem nad ustami i dwurzędowe szare płaszcze o spłowiałych białych guzikach. Dwie gimnazjalistki w brązowych sukienkach chowają się w ciemnym kącie; ich włosy splecione są w warkocze opadające z tyłu głowy; jedna z nich jest tak nieśmiała, że prawie w ogóle nie podnosi oczu. Dyskutujemy o komunach, grodzeniach ziemi, relacji między bohaterem a tłumem. Jesteśmy zbyt pewni siebie i pełni ferworu, który nie znosił sprzeciwu. Ktoś szarpie struny starej gitary czy mandoliny[13].
Tym, co ich łączyło, były czytane książki i wszechobecne klosze – białe, brązowe i zielone – które nie tylko umożliwiały czytanie, ale i wyznaczały wspólne przestrzenie. Czasami przyjaciele Arosiewa po prostu siedzieli wokół lamp, czytając w milczeniu, a „szklanki gorącej herbaty parowały na małym, okrągłym stoliku”.
Otwarte strony [książek Plechanowa, Pisariewa i Bielinskiego] wypełniały nas tak całkowicie i oślepiały nasze oczy do tego stopnia, że gdy czasem podnosiliśmy zmęczone głowy, zaskakiwało nas, że jesteśmy w pokoju wypełnionym cieniami rzucanymi przez zielony klosz lampy. Klosz zakrywał grzeszny, brudny świat na zewnątrz, a jednocześnie rzucał jasne promienie światła na białe strony i czarne linie – te strumienie złożonych myśli. Nie wiem jak inni, ale ja byłem zachwycony uporem, wytrzymałością i straszliwą odwagą ludzkiej myśli, zwłaszcza tej myśli, w której – czy raczej pod którą – skrywało się coś większego niż sama myśl, coś pierwotnego i niezrozumiałego, coś, co sprawiało, że niemożliwe było nie kroczyć pewną ścieżką, nie czuć tak silnego pragnienia działania, że nawet śmierć, gdyby chciała stanąć jej na drodze, okazałaby się bezsilna[14].