Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po dramatycznych wydarzeniach, które zmusiły ją do ucieczki i zmiany tożsamości, Venus sądzi, że odnalazła szczęście u boku starszego od niej policjanta Chase'a. Choć minęło siedem lat, wciąż nie czuje się bezpiecznie - jej zeznania doprowadziły w końcu do aresztowania ludzi, którzy z pewnością życzą jej śmierci. A w dodatku jeden z nich właśnie wyszedł z więzienia. Tuck, który wywrócił jej świat do góry nogami, a potem wykorzystał i porzucił. Sama nie wie, dlaczego była w nim tak szaleńczo zakochana i dlaczego po tylu latach wciąż o nim śni.
Kiedy Tuck znów wkracza nieproszony do jej życia, jest pewna, że chodzi mu o zemstę. Z jakiego innego powodu miałby ją odnaleźć?
Gdy dawne pożądanie znów daje o sobie znać, trudno zachować zdrowy rozsądek
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
PROLOG
Kiedyś byłam normalną nastolatką, żyjącą tak, jak wszyscy. Kiedyś. W pewnym momencie wszystko się jednak zmieniło. Dlaczego niektóre rzeczy muszą być aż tak skomplikowane? Dlaczego wszyscy nie możemy wieść prostego życia?
Nigdy niczego nie żałowałam. Z pewnością nie tego, że pojawił się w moim życiu dwukrotnie. Jedni powiedzieliby, że zniszczył mi życie, inni – że jest toksyczny, a jeszcze inni zapewne stwierdziliby, że jest najlepszym, co mogło mnie spotkać.
Kilka lat po tym, jak to wszystko się wydarzyło, mogę śmiało powiedzieć, że nie żałuję żadnej z decyzji, które w tamtym czasie podjęłam. Nie ma czego żałować. Przecież zaczęłam być szczęśliwa.
Jestem Venus, a żeby poznać moją historię, musisz razem ze mną cofnąć się o dwanaście lat.
POŚCIG
1.
Uciekam jak najdalej, biegnę, ile sił w nogach, ale nie daję już rady. Za plecami słyszę ich krzyki i kroki, więc zmuszam się, aby wykrzesać z siebie resztki energii. Biegnij, Venus, biegnij! – powtarzam sobie w myślach, mobilizując się do ucieczki.
Słyszę wystrzał z broni. Na chwilę paraliżuje mnie strach, ale nie czuję bólu. Chybili. A może taki mieli zamiar? Jestem przerażona, boję się nie tylko o siebie, ale także o moją rodzinę. Grozili mi, musiałam się ukryć, jednak nie przypuszczałam, że tak szybko mnie odnajdą. Nie trwało to nawet tygodnia. Policja oczywiście nie potrafiła zapewnić mi odpowiedniej ochrony.
Kilka dni temu usłyszałam hałas na korytarzu motelu, w którym zatrzymałam się w oczekiwaniu na detektywa, który zajmował się moją sprawą. W tym czasie opiekę nade mną sprawował inny policjant. Od razu zgłosiłam mu swoje spostrzeżenie i bardzo szybko opuściliśmy motel, oczywiście po zgłoszeniu całej sprawy do wydziału. Zabrałam ze sobą tylko plecak z ubraniami i wszystkie pieniądze, jakie tylko miałam. Nie potrzebowałam nic więcej. Przenieśliśmy się kilka miast dalej. Myśleliśmy, że tutaj będzie bezpiecznie, a przynajmniej – bezpieczniej. Mieliśmy zostać w tym miejscu do momentu, w którym nie przyjedzie odpowiedzialna za mnie osoba.
A teraz? Teraz biegnę i próbuję jak najszybciej dotrzeć na komisariat, bo tylko tam będę bezpieczna. Wszystko to przez nich, no, może nie do końca przez nich, ale to oni mnie wydali. To oni skazali mnie na tułaczkę. Miałam być nieoficjalnym świadkiem, ale wydał mnie jakiś idiota. Bandyci od razu mnie namierzyli, zaczęli mi grozić, na moich oczach zabili mojego ojczyma. Zrobił to ten, którego nienawidzę najbardziej. Chciałam się poddać i po prostu czekać na śmierć, ale wtedy zjawił się Jacobs – policjant, który obiecał mnie ochronić. Zaufałam mu. Do innych policjantów podchodzę z ogromnym dystansem. Jak się okazuje – słusznie.
Policja postanowiła objąć mnie programem ochrony świadków. Wyjechałam z Miami, aby przeżyć, a w zasadzie po to, by przeżyły osoby, z którymi jestem powiązana. Oni są nieobliczalni, więc wolałam wyjechać, niż narażać kogoś jeszcze.
Jestem w drodze do Los Angeles, a przynajmniej byłam, aż do teraz, bo prawdopodobnie będę musiała zmienić cel mojej podróży. Oni na pewno już wiedzą, dokąd zmierzam. Namierzyli mnie już – nie chcę ryzykować. Jeśli tylko uda mi się uciec, znajdę miejsce, w którym będę się mogła ukryć. Może Oklahoma, a może Vegas? W końcu tam najłatwiej pozostać niezauważonym.
Biegnę, nie zatrzymuję się i nie odwracam, chyba wolę nie wiedzieć, jak blisko mnie są. Przed sobą widzę duży napis „Komisariat”.
Oddycham z ulgą: jest cień szansy, że uda mi się dotrzeć na miejsce. Zastanawiam się, czym zawiniłam, że teraz muszę tak żyć. Wszystko skomplikowało się przez tego cholernego Antoine’a. Musiał się plątać w jakieś szemrane interesy z dilerami? Nie od dziś wiadomo, że za każdym większym dilerem stoi mafia albo kartel narkotykowy, a on jeszcze próbował ich oszukać, i to na sporą sumę. Można było przewidzieć, że go zabiją. Szkoda tylko, że zrobili to na moich oczach. Mówiłam mojemu ojczymowi, że to się źle dla niego skończy, ale był uparty i przekonywał, że wie wszystko najlepiej i zawsze ma rację. Jak widać, nie zawsze: on teraz gryzie piach, a ja uciekam po całych Stanach.
Dlaczego? Tak się niefortunnie złożyło, że ich spotkania zwykle odbywały się w moim towarzystwie. Widziałam twarze tych bandytów, poznałam ich pseudonimy, a nawet imiona. Byli dla mnie mili, zawsze przynosili mi coś ze sobą, nie dawali mi narkotyków, a nawet zabraniali je brać. Wydawali się w porządku. Często ze mną rozmawiali, nie grozili mi, więc się nie spodziewałam, że stanie się coś takiego. Z jednym z nich zdecydowałam się nawet pójść na całość. Tuck. Tak mi się przedstawił, ale do dziś nie wiem, czy to było jego prawdziwe imię.
Gdy w naszym mieszkaniu w najlepsze trwały zakrapiane imprezy przyprawione masą koki, marihuany i innych gówien, przychodził do mnie. Oglądaliśmy razem filmy, piliśmy piwo i bardzo długo rozmawialiśmy. Choć to głównie ja mówiłam, a on słuchał. Dowiedziałam się jedynie, że ma dwadzieścia cztery lata. Niczego więcej nie chciał mi powiedzieć. On jednak wiedział o mnie wszystko. Parę razy zabrał mnie sprzed szkoły na swoim motorze. Czekał na mnie przed wejściem, seksownie o niego oparty, kiedy opuszczający szkołę uczniowie mijali go albo z przerażeniem, albo z podziwem. Byłam dumna, że przyjeżdżał tam dla mnie. Czułam się wyjątkowa, że postanowił wybrać właśnie mnie. Nie jestem nadzwyczajnie piękna, a mojej figurze daleko do ideału, a mimo to chciał się ze mną spotykać.
Gdy podchodziłam do jego motoru, składał na moich ustach gorące pocałunki. Czułam na sobie zawistne spojrzenia, które posyłały w moim kierunku inne dziewczyny. One mnie jednak nie interesowały, byłam skupiona wyłącznie na Tucku. Czułam się przy nim jak księżniczka. Nie był słodki, czuły, nie: był raczej szorstki i dominujący, ale podobało mi się to. Dla niego odsunęłam się nawet od mojego najlepszego przyjaciela. Byłam tak zapatrzona w Tucka, że nie widziałam nic złego w tym, że to na mnie wymusił. Z perspektywy czasu wiem, że to był ogromny błąd. Żałuję tego najbardziej na świecie, niestety, już nigdy nie będę mogła mu tego wynagrodzić, bo zginął, choć wcale na to nie zasłużył. Jego śmierć już zawsze będzie mnie prześladować. Niestety, znalazł się w złym miejscu o złym czasie. Tuck nic mu nie zrobił osobiście, ale wiem, że maczał w tym palce.
Tamtego wieczoru impreza była nieco większa niż zazwyczaj, a ja po kryjomu wciągnęłam kreskę kokainy i wzięłam jakąś tabletkę. Nie pytałam, co to jest, nie chciałam wiedzieć. Pragnęłam jedynie dobrze się zabawić. Tuck szybko się połapał, co jest grane, gdy się na niego wspięłam i zaczęłam się ocierać biodrami o jego penisa. Powstrzymywał mnie bardzo długo, cały czas cierpliwie od siebie odsuwając, aż w końcu nie wytrzymał i zaciągnął mnie do łazienki. Zmusił mnie do wymiotów. Powiedział, że będę tam siedzieć tak długo, aż wyrzygam całe to świństwo. Udało się. Byłam pełna podziwu, że ze mną został, pomógł mi i mnie nie wykorzystał. Po dwóch godzinach, gdy poczułam się lepiej, było mi strasznie wstyd, że zrobiłam coś takiego. Przykryłam się kocem i nie chciałam nawet spojrzeć mu w oczy. Nie byłam w stanie tego zrobić. Ponownie mnie zmusił. Chwycił mnie za brodę i ustawił głowę tak, abym patrzyła wprost na niego. Zbliżył usta do moich, wiedziałam co zaraz nastąpi: robiliśmy to przecież już nieraz, ale ten pocałunek był inny. Miał w sobie więcej uczucia i był znacznie delikatniejszy. Objęłam go rękoma i przysunęłam się. Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, a ja nie protestowałam. Gdy zaczął pozbywać się moich ubrań, pozwoliłam mu na to. Dotykał moich piersi, ssał je, przygryzał i lizał. Było mi niesamowicie przyjemnie. Pragnęłam więcej, lecz nie mogłam dostać tego, co najważniejsze: jego serca. Wiedziałam o tym. Ja się w nim zakochałam, a on tylko dobrze się bawił. Czułam to.
Tuck delikatnie wsunął swój palec w moją pochwę, a ja rozchyliłam nogi, żeby mu to ułatwić. Dołączył kolejny palec, a ja jęczałam z przyjemności, którą we mnie obudził. Przez materiał jego spodni czułam nabrzmiałego penisa. Chciałam go dotknąć, zobaczyć, jak to jest. Pozwolił mi, a później uniósł się nade mną i spytał, czy jestem pewna. Nie byłam, ale chciałam tego. Wszedł we mnie szybkim, zdecydowanym ruchem. Syknęłam z bólu, później był więc już czuły i delikatny. Tamtego wieczoru oddałam mu siebie. Następnego dnia obudziłam się całkiem sama z koszmarnym bólem głowy oraz piekącymi miejscami intymnymi. Tuck więcej nie zjawił się w moim łóżku, a nawet w moim życiu. Nie pojawiał się już z resztą mężczyzn, gdy ci przychodzili do Antoine’a. Zrozumiałam. Wykorzystał mnie: wziął, co chciał, i po prostu zniknął. Gdy raz spytałam, czy Tuck do nich dołączy, wyśmiali mnie i odpowiedzieli, że on już skończył swoją robotę.
Nikt nigdy mnie tak nie skrzywdził jak on.
Nienawidziłam go.
Zabójstwa dokonali, gdy byłam w łazience, widziałam wszystko przez szparę w drzwiach. Co gorsza, zobaczyłam przy tym kogoś, kogo już nigdy więcej nie chciałam oglądać. Tucka. to on strzelił do Antoine’a, choć to nie on go zabił. Chybił albo nie chciał trafić. To Beard oddał strzał, który zabił Antoine’a. Chciałam wybiec i się na niego rzucić, miałam ochotę go zabić, ale włączył się mój instynkt przetrwania, który wyraźnie powiedział mi, żebym pod żadnym pozorem nie dawała im znać, że tu jestem.
Nie opuszczałam kryjówki przez następnych parę godzin, nawet gdy miałam już pewność, że od dawna nie ma ich w mieszkaniu. Nie chciałam zobaczyć ciała Antoine’a. Nie byłam na to gotowa.
Otrząsam się z tych wspomnień: mam teraz inne problemy, dużo ważniejsze niż moja przeszłość.
Nareszcie! Oddycham z ulgą, kiedy dobiegam do drzwi komisariatu, i z impetem wpadam do środka. Od razu kieruję się do recepcji. Pokazuję kobiecie dowód wystawiony na fałszywe nazwisko, który dostałam od policjantów jeszcze w Miami, i gorączkowo wyjaśniam jej, co się stało. Nie chce mi uwierzyć, ale nie musi. Ważne, żeby kogoś wezwała, najlepiej komendanta, chociaż niekoniecznie. Najważniejsze, jest to, żeby znalazł się ktoś, kto sprawdzi bazę i zweryfikuje moją tożsamość.
Zastanawia mnie jedno: gdzie są policjanci, którzy mieli mnie eskortować całą drogę. Nie widziałam ich od śniadania. Później zamknęłam się w pokoju, którego oni mieli cały czas strzec na zmianę. Będę musiała zadzwonić do Jacobsa: w końcu to on nadzoruje moją zmianę tożsamości. Może będzie wiedział, co się z nimi stało. Jemu zawdzięczam to, że jeszcze żyję. Niestety, on nie mógł mi już dłużej towarzyszyć, chociaż go o to błagałam.
Doskonale pamiętam moment, w którym wszedł do pokoju przesłuchań i powiedział, że od dzisiaj to on będzie się zajmować tą sprawą. Sposób, w jaki opowiadał o śledztwie i o tym, że dołoży wszelkich starań, aby złapać przestępców, mocno mnie ujął. Nie spodziewałam się, że znajdzie się w tym mieście policjant, który aż tak poświęci się mojej sprawie. Jego gotowość do walki była niesamowita. Już wtedy bardzo mi imponował.
Potrząsam głową: zdecydowanie zbyt często uciekam do wspomnień.
Po godzinie oczekiwania zostaję skierowana do głównego biura, gdzie zajmuje się mną jakiś facet z wielkimi wąsami. Są naprawdę ogromne.
– Panno Victorio Moyes, z pani akt wynika, że jest pani objęta przez nas programem ochrony świadków. – Mężczyzna czyta na głos informacje, które ma na kartce.
– Tak – odpieram zirytowana, bo chciałabym, żeby jak najszybciej zajęli się tym, co ważne. Nie wiem, po co on mi to mówi, przecież jestem świadoma mojej sytuacji.
– Jest pani taka młoda, a już została świadkiem koronnym? – pyta drwiąco, jakby sugerując, że sama się wplątałam w tę sytuacje.
Drażni mnie tym, ale zaciskam zęby, żeby nie powiedzieć niczego, czego później mogłabym żałować. Mogłabym przez przypadek dodać, że powinien się wybrać do barbera.
– Wiek nie ma tutaj większego znaczenia, panie władzo – odpowiadam beznamiętnie. Daję mu tym samym do zrozumienia, że nie będę się z nim wdawać w żadne dyskusje.
– Proszę mi opowiedzieć, co się stało. – Mężczyzna wreszcie kieruje rozmowę na właściwy tor.
– A więc siedziałam w swoim pokoju hotelowym i czekałam, aż policjant, który miał mnie nadzorować, przyniesie jedzenie, ale nie przyszedł. Zamiast niego przed drzwiami zjawili się mężczyźni, którzy mnie później zaczęli mnie gonić, słyszałam ich głosy przez drzwi. Całe szczęście mój pokój był na parterze. Mogłam wyjść przez okno. Nie myśląc zbyt wiele, otworzyłam je i szybko wyskoczyłam. Kiedy zorientowali się, że uciekam, zaczęli strzelać. Bałam się, że zginę, nie umiałabym się obronić.
Nie wiem, gdzie są teraz, ale mogę odetchnąć z ulgą.
Victoria Moyes to nie są moje prawdziwe imię i nazwisko. Naprawdę nazywam się Venus Cass. Nie mogłam zachować swojego prawdziwego imienia, ponieważ Jacobs uważa, że jest ono zbyt rozpoznawalne. Trzeba było zmienić wszystkie moje dane, a skoro on tak powiedział, nie miałam zamiaru się z nim kłócić: mężczyzna wie, co robi.
Wąsacz stuka w klawiaturę przez około dziesięć minut, aż w końcu oznajmia z ogromną niechęcią:
– Nasz komisariat zapewni pani na dzisiaj nocleg, a jutro detektyw Jacobs przyjedzie osobiście dopilnować, aby pani dalsza podróż przebiegła bezpiecznie. Aha! Nie wybiera się już pani do Los Angeles, jutro pozna pani nowy kierunek. To tyle z mojej strony. Teraz przepraszam, ale muszę się udać na spotkanie. – Tak po prostu wychodzi.
Dlaczego mam wrażenie, że to spotkanie to po prostu wymówka, żeby nie musiał już dłużej tutaj ze mną siedzieć? Czemu nie Los Angeles? Zawsze chciałam tam pojechać. To może chociaż Kalifornia? Albo jakiekolwiek miejsce, w którym się coś dzieje?