Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Ta historia to istny ogień! Kolejna literacka odsłona Agaty Sobczak sprawiła, że zbierałam szczękę z podłogi! Nie spodziewałam się, że będzie tak gorąco i kontrowersyjnie. Sidła to powieść, która rozpali Wasze zmysły i zabierze do świata, z którego nie będziecie chcieli wychodzić. To po prostu trzeba przeczytać! Miłość od pierwszej strony gwarantowana.”
– Kinga Litkowiec
„Kontrowersyjna, pełna namiętności historia, która wciąga od pierwszych stron i na długo zapada w pamięć. Obok tej lektury nie da się przejść obojętnie. Polecam gorąco!”
– K.C. Hiddenstorm
Pikantna opowieść o miłosnych zawirowaniach.
Mia przeprowadza się do ojca i macochy, która ma dwudziestojednoletniego przystojnego syna. Dziewczyna i Luke od początku za sobą nie przepadają. Mii wpada w oko najlepszy przyjaciel chłopaka – Mason. Pewnego wieczoru życie tej trójki zmieni się diametralnie. Po upojnej nocy nic nie będzie takie jak wcześniej. Dziewczyna wdaje się w gorący romans bez zobowiązań z dwoma chłopakami. Wszyscy dobrze się bawią, dopóki do głosu nie dojdą uczucia... Kogo wybierze Mia? Czy przyjaźń Luke’a i Masona zostanie wystawiona na próbę? Co się stanie, gdy bohaterowie dowiedzą się o istnieniu nagrania wykonanego z ukrycia?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 297
PROLOG
Mimo że nie była to przeprowadzka, o której zadecydowałam osobiście, to traktowałam ją jak nowy początek. Jak szansę na przywrócenie życia na właściwe tory. Wszystko zapowiadało się pięknie. Wspaniały dom, kochająca rodzina, rodzeństwo, którego nigdy nie miałam. Szkoda, że to były tylko pozory.
Gdybym wiedziała, jakie konsekwencje będą się wiązać z moimi decyzjami, na pewno bym ich nie podjęła. Pozwoliłabym, aby sprawy przybrały inny obrót. Szkoda, że nie mogę cofnąć czasu. Swoimi wyborami zniszczyłam relacje z najbliższym otoczeniem.
Miał być nowy, lepszy start, a okazał się jeszcze gorszy niż poprzedni. Nie powinnam nigdy nikomu ufać, to zawsze źle się kończy.
Obserwuję ludzi wokół: bawią się, cieszą życiem, nie są świadomi dramatu, jaki rozgrywa się w życiu osób, które stoją tuż obok nich i oddychają tym samym powietrzem.
Mam ochotę krzyknąć do nich: „Co wy robicie?! Dlaczego nie widzicie mojego cierpienia?”, ale nie robię tego; na twarzy mam przyklejony szeroki uśmiech i udaję, że wszystko gra. Wcale nie jestem w rozsypce emocjonalnej. Moje życie nie rozpadło się na milion kawałków.
Mogę być z siebie dumna: pierwszy raz w życiu udało mi się skłócić ze sobą aż tyle osób jednocześnie. To jakiś nowy rekord. Każdy jest wściekły na każdego, nikt ze sobą nie rozmawia. Kto by pomyślał, że jedna osoba może tak namieszać.
Powinnam wrócić do początku i zobaczyć, kiedy sprawy przybrały tak fatalny obrót...
1.
Nie do wiary, że musiałam zmienić uczelnię w środku roku. Kocham moich rodziców, naprawdę ich kocham, ale dlaczego nie mogłam zostać w Miami na studia? Dlaczego musiałam zmienić szkołę? To nie jest liceum, żebym musiała cały czas spędzać z jednym z nich. Mogłabym w końcu trochę pobyć sama. Szkoda, że moi rodzice, mimo że od dawna nie są razem, są zgodni co do tego, że powinnam być gdzieś w pobliżu. Ich związek rozpadł się już lata temu, jednak od tamtej pory rodzice są w przyjaznych stosunkach i wciąż konsultują ze sobą, jak ze mną postępować. Teraz, gdy moja mama poznała Louisa i postanowiła wyruszyć z nim do Europy, stanowczo nie zgodziłam się na wyjazd. Nie chcę nigdzie lecieć, zamierzam skończyć tutaj studia i znaleźć sobie pracę. Mama powiedziała o tym ojcu, a on postanowił, że skoro nie chcę się przenosić na drugi koniec świata, mam zamieszkać z nim i jego żoną Melissą. Nigdy nie poznałyśmy się w realu, ale rozmawiałyśmy kilka razy na wideoczacie. Wydaje się sympatyczną kobietą, ale i tak nie chcę się przeprowadzać do Los Angeles. To nie moje miasto, moim miastem jest Miami. Rodzice jednak mi nie ufają, twierdzą, że jestem zbyt imprezowa. Nic na to nie poradzę: lubię się bawić i chcę korzystać z życia, póki jestem młoda. Dobrze, że ojciec nie wie o wszystkim, co się wydarzyło, bo inaczej chwilę po moim przyjeździe zamknąłby mnie w szpitalu bez klamek.
Decyzja zapadła: nic na to nie poradzę. Nawet jakbym się bardzo postarała, to tego nie zmienię, bo już jestem na lotnisku LAX w Los Angeles. Wzrokiem szukam taty, ale nigdzie go nie widzę. Myślałam, że chociaż ten jeden raz się nie spóźni. Niestety, myliłam się. Jest kochany, ale nie ma za grosz wyczucia czasu i zawsze przychodzi mocno spóźniony. Być może mam ten sam problem co on.
Rozglądam się, ale dalej go nie widzę. Dostrzegam za to barczystego chłopaka, który wzrostem góruje nad pozostałymi tu obecnymi. Trzyma kartkę z napisem „Mia”, wygląda, jakby był tu za karę i szukał najszybszej drogi ucieczki.
Czy to możliwe, żeby czekał na mnie? Nie, tata na pewno uprzedziłby mnie, gdyby zamierzał wysłać po mnie kogoś innego. Chociaż, może jednak...
Rzucam okiem na chłopaka, decyduję się w końcu do niego podejść. Jestem objuczona jak wielbłąd: mam ze sobą dwie duże walizki plus bagaż podręczny. Dzięki Bogu za wózki bagażowe, bo inaczej na pewno bym się zabiła o własne torby albo kogoś nimi staranowała.
– Cześć, jestem Mia, córka Nicholasa. Czekasz tutaj na mnie czy jednak się pomyliłam i właśnie robię z siebie idiotkę? – pytam na wstępie.
Wiem, że czasami bywam zbyt bezpośrednia, ale niestety taka już moja natura i nic z tym nie zrobię. Ludzie mogą albo to zaakceptować, albo odejść i już nigdy nie wracać. Odziedziczyłam obie najgorsze cechy mojego ojca, czyli spóźnialstwo i przesadną szczerość.
– Zawsze tyle gadasz? – mówi zachrypniętym głosem.
Brzmi, jakby całą noc imprezował, bo nie jest to chrypa od przeziębienia. Doskonale potrafię ją rozpoznać. Na nosie ma okulary przeciwsłoneczne, chociaż jest w budynku. To może oznaczać tylko jedno: ma kaca i stara się to ukryć. Sama robiłam tak wiele razy, żeby mama nie widziała mnie w takim stanie.
– Może tak, a może nie. Nie odpowiem na twoje pytanie, dopóki ty nie odpowiesz na moje.
– Jezu, jesteś jeszcze gorsza niż Nicholas – jęczy, chwytając się za głowę. Jego odpowiedź daje mi do zrozumienia, że jednak jest tutaj po mnie. Czyli dobrze trafiłam.
Mam teraz chwilę, żeby dobrze mu się przyjrzeć. Na pewno jest synem Melissy z poprzedniego małżeństwa, widać między nimi ogromne podobieństwo. Ma kruczoczarne włosy, nieco dłuższe i aktualnie w totalnej rozsypce, na twarzy widnieje lekki, pewnie dwudniowy zarost, chciałabym poznać jeszcze kolor jego oczu. Może kiedyś w końcu zdejmie te okulary. Jest przystojny, cholernie przystojny.
– Dalej czekam, aż mi odpowiesz – mówię. Chociaż już wszystko wiem, i tak chcę usłyszeć to od niego.
– Jestem Luke, syn Melissy, a twój ojciec mnie tutaj przysłał, bo sam by nie zdążył, przez co ja musiałem wstać z łóżka wcześniej, niż planowałem – warczy. Okej, widzę, że chłopak szybko się irytuje.
– Wreszcie. Dziękuję. Teraz możemy jechać, a ja sprzedam ci mój niezawodny patent na kaca – mówię do niego z szerokim uśmiechem
– Skąd przypuszczenie, że niby mam kaca? – Jest zdziwiony.
– Naprawdę? Nie tak trudno to poznać: nosisz okulary, mimo że tutaj nie ma słońca, zachrypnięty głos sugeruje nocną zabawę, no i szybko się irytujesz, a wcześniej wspomniałeś, że przeze mnie musiałeś wcześniej wstać. Umiem dodać dwa do dwóch. – Ponownie się do niego uśmiecham, a on przewraca oczami.
Teraz to już na pewno nie zostaniemy przyjaciółmi. Mocno go zirytowałam, bo bez słowa kieruje się w stronę wyjścia. Muszę biec, żeby go dogonić, a walizki nieco mi to utrudniają.
– Luke, pomożesz mi z walizkami? – pytam, gdy już ledwo oddycham ze zmęczenia.
– Niech ci będzie, ale musisz mi sprzedać ten sposób na kaca – mówi, ciężko wzdychając.
Podchodzi i zabiera ode mnie dwie walizki, a ja wzdycham z niemałą ulgą. W końcu wychodzimy z lotniska i maszerujemy przez ogromny parking. Chociaż jestem przyzwyczajona do wysokich temperatur, to mocno się pocę. Po co ja zabrałam aż tyle gratów? Przecież część mogłam po prostu wysłać kurierem.
– To moje auto – mówi Luke, zatrzymując się za mną, więc cofam się do jego samochodu.
Wrzucamy wszystko do bagażnika i wsiadamy do środka.
Samochód śmierdzi papierosami i czymś jeszcze, ale wolę nie wnikać, czym dokładnie. Droga mija nam w milczeniu, a żeby nie siedzieć w kompletnej ciszy, wkładam do uszu słuchawki i włączam muzykę. Pierwsze dźwięki 5 Seconds of Summer od razu mnie wyciszają. Już nie jest ważne, że obok mnie siedzi Luke, który wygląda, jakby zaraz miał wykopać mnie z auta. Bębnię palcami w udo, wystukując rytm piosenki Imagine Dragons, która właśnie włączyła się w słuchawkach. Nie panuję nad tym i zaczynam śpiewać.
– Możesz się zamknąć? Masz tak irytujący głos, że nie jestem w stanie skupić się na drodze – warczy Luke, wyciągając mi z ucha jedną ze słuchawek.
Burczę niezadowolona, ale zamykam się.
– Ile masz lat? – Moje milczenie nie trwa jednak zbyt długo.
– Naprawdę jesteś jeszcze bardziej irytująca niż Nicholas – jęczy niezadowolony.
– Takie geny, nic na to nie poradzę. Możesz albo się z tym pogodzić, albo mnie znienawidzić – żartuję, ale widzę, że on naprawdę to rozważa.
– W takim razie wolę cię nienawidzić, niż się użerać z drugim Nicholasem, ale tym razem w spódnicy. Całe szczęście, że zaraz będziemy w domu, bo inaczej bym cię tu wysadził – rzuca, a ja zbieram szczękę z podłogi. Dobra, tego to się nie spodziewałam. Myślałam, że polubimy się chociaż trochę.
Podjeżdżamy przed dom, który nie wyróżnia się niczym specjalnym na tle innych, ale nie odstaje też od nich zbytnio. Tata wspominał wielokrotnie, że ma tutaj dobrą pracę, nigdy jednak nie widziałam jego domu, nie chciałam zresztą widzieć, bo mama i ja doskonale sobie radziłyśmy, a on pomagał nam finansowo.
Dzielnica sprawia wrażenie jednej z tych bogatszych, ale nic dziwnego, w końcu jesteśmy niedaleko Beverly Hills, więc nie mogło być inaczej. Tata musi być wziętym prawnikiem w tym mieście, a może to Melissa tak dobrze zarabia jako agentka nieruchomości? Zresztą to nieważne. Mam nadzieję, że poczuję się tutaj chociaż trochę jak w domu.
– Cześć! Ty musisz być Mia, nasza nowa sąsiadka! – krzyczy do mnie z drugiej strony ulicy jakaś dziewczyna.
Rozglądam się dookoła, bo nie wiem, czy mówi do mnie. Jeśli do mnie, to skąd wie, że właśnie się wprowadzam? To jakaś przyjaciółka Luke’a czy ktoś inny? Inaczej pewnie by nie wiedziała. Spoglądam na nią, czekając na jakieś wyjaśnienie.
– Jestem Michelle, moja mama i Melissa się przyjaźnią i ta jej się chwaliła, że córka Nicholasa się tu sprowadza. Miło mi cię poznać i mam nadzieję, że okażesz się lepszym towarzyszem niż ten tutaj.
– Uważaj na słowa, Michelle – upomina ją Luke warknięciem, a ja spoglądam to na jedno, to na drugie.
Znają się, to oczywiste, w końcu mieszkają przy tej samej ulicy. Jednak wyczuwam, że wydarzyło się tutaj coś jeszcze. Nie jest to moja sprawa, ale ciekawość i tak bierze górę.
– Odczep się, Luke. Mia, błagam, powiedz, że będziesz chodziła na miejscowy uniwerek, no i że nie jesteś na jednym roku z Lukiem i tą jego bandą.
– Daj jej spokój, wariatko. Nie będzie z tobą rozmawiać.
– Z tobą też nie zamierzam, bo jesteś kutasem, Luke. Możesz wziąć moje walizki? Michelle, spotkamy się tutaj za godzinę? Chciałabym, żebyś pokazała mi okolicę, ale muszę się najpierw ogarnąć po locie.
Luke jedynie warczy w odpowiedzi, ale bierze moje walizki, a ja w duchu wykonuję mały taniec zwycięstwa. Nowo poznana koleżanka uśmiecha się do mnie szeroko i zgadza się na moją propozycję. Myślałam, że nawiązanie znajomości przyjdzie mi równie trudno, co u mnie na uniwerku, jednak tutaj nikt nie zna mnie ani mojej historii.
– Mia! Cudownie, że wreszcie jesteś! Niestety, Nicholas utknął w pracy, ale niedługo powinien wrócić – przy samym wejściu serdecznie wita mnie Melissa, mocno mnie ściskając, przez co czuję się odrobinę nieswojo. Nie spodziewałam się takiej erupcji uczuć już na starcie.
– Melissa, miło cię wreszcie poznać osobiście – uśmiecham się, starając się delikatnie od niej odsunąć, ale tak, żeby nie poczuła się zraniona.
Musi mi dać chwilę na przywyknięcie do nowej sytuacji, a nie chcę też się czuć, jakbym zdradzała moją mamę. Mimo że nie ma między nimi żadnego napięcia, to wiem, że byłoby jej odrobinę niezręcznie albo przykro.
– Melisso, bo mnie udusisz – próbuję obrócić całą sytuację w żart.
– Wybacz mi, ale bardzo się cieszę, że pod moim dachem w końcu zamieszka jeszcze jedna kobieta. Banda kumpli mojego syna momentami doprowadza mnie do obłędu.
– Banda kumpli?
– Niestety, Luke, Mason i reszta chłopaków z drużyny wyjątkowo upodobali sobie nasz dom na miejsce spotkań. Nie wiem dlaczego, skoro reszta z nich wspólnie wynajmuje spory budynek.
– Faktycznie, tata wspominał, że Luke gra – odpowiadam, ciesząc się, że nie ma go już w pobliżu, bo nie chciałabym, aby to usłyszał.
Nie musi wiedzieć, że interesuje się jego życiem. On jest wredny, a ja będę udawać obojętność, chociaż tak naprawdę wcale nie muszę.
– Tak, gra. Reszta drużyny wynajmuje dom razem, ale Luke ceni prywatność, więc dalej mieszka z nami, chociaż więcej czasu i tak spędza tam na imprezowaniu. Jednak gdy chcą zjeść obiad, to zawsze przychodzą tutaj, bo żaden z nich nie lubi gotować. Wyobraź sobie, co wtedy ma biedna Gina, nasza gosposia. Musi wykarmić pięciu głodnych sportowców, z których każdy je za trzech.
– Macie gosposię? – pytam zdziwiona, chociaż przecież mogłam się tego spodziewać.
– Oczywiście. Bez Giny nie dałabym rady prowadzić domu. Zdarza mi się jeździć w długie delegacje, a twój ojciec często trafia na bardzo trudnych klientów, którym musi poświęcać masę czasu. Wiele razy bywa niestety tak, że widujemy się dopiero w weekendy, więc tak naprawdę Luke ma dom tylko dla siebie. Jest tutaj dużo przestrzeni. Na pewno poczujesz się swobodnie.
– Nie przypuszczałam, że aż tyle pracujecie – odpowiadam nieco zdziwiona.
– Niestety, obydwoje jesteśmy pracoholikami. Zresztą nieważne. Luke na pewno z chęcią pokaże ci jutro kampus i tak dalej. Ja muszę lecieć do pracy, bo dopinam ważną umowę i muszę jeszcze coś podpisać – mówi, po czym wychodzi.
Jeśli każdy dzień tak tutaj wygląda, to naprawdę będę potrzebowała towarzystwa, bo będę cholernie samotna. Nawet nie myślę, żeby spróbować się zaprzyjaźnić z Lukiem, bo chłopak ewidentnie nie ma na to ochoty.
– Serio zamierzasz się spotkać z Michelle?
Podskakuję na dźwięk jego głosu, bo nie słyszałam, jak się zbliża. Muszę przywyknąć do ogromnej przestrzeni w domu.
– Luke, nie strasz mnie! – krzyczę przerażona.
– Zapomnij, to zbyt zabawne – odpiera zadowolony z siebie – Matka już wyszła? Oprowadziła cię chociaż?
– Nie, ledwo udało mi się zamienić z nią kilka słów, a już zniknęła. Zawsze tak jest?
– Mógłbym skłamać, powiedzieć, że tworzymy szczęśliwą rodzinkę, i karmić cię innym chłamem, ale nie. Zawsze tak to wygląda, najczęściej jadam z Giną albo Masonem, moim kumplem. Do którego tak swoją drogą nawet się nie zbliżaj. Sypiaj, z kim chcesz, ale moich kumpli zostaw w spokoju.
Patrzę na niego i nie wiem, o czym on gada. Myśli, że od razu zamierzam podrywać jego kumpli? Teraz to już jestem pewna, że nie zostaniemy przyjaciółmi.
– Jesteś dupkiem – mówię, a on patrzy na mnie i wybucha śmiechem.
– Nie tylko tym jestem – odzywa się.
– Dobra, darujmy sobie tę rozmowę. Możesz mi przynajmniej pokazać mój pokój? Nie wiem, w którą stronę powinnam iść, i najlepiej, gdybyś zrobił mi jakąś mapę, żebym się tutaj nie zgubiła – mówię po chwili ciszy, podczas której toczyliśmy walkę na spojrzenia. Żadne z nas nie chce odwrócić wzroku, w końcu on odpuszcza.
– Mam tylko nadzieję, że nie będziemy musieli zbyt długo razem mieszkać – mruczy cicho i nie wiem, czy mówi to do mnie, czy do siebie, ale i tak to słyszę. Auć.
2.
Mój pokój to na pierwszy rzut oka nic specjalnego: w rogu stoi szafka nocna, a przy niej ogromne łóżko. Zauważam dwoje drzwi, zaglądam za pierwsze i okazuje się, że jest to mała garderoba. Moja własna garderoba. Wow. Drugie drzwi prowadzą do łazienki. Tego się akurat spodziewałam, bo tata wspominał, że będę miała swoją, żebym nie musiała dzielić jej z Lukiem. Powiedział, że to mogłoby być dla mnie nieco uciążliwe, bo często sprowadza jakieś dziewczyny. Dobrze wiedzieć: wieczorami będę musiała uważać, żeby na żadną nie trafić.
Wyciągam z walizki przypadkowe ubrania, czystą bieliznę i idę pod prysznic. Muszę się odświeżyć po locie. Najchętniej położyłabym się na łóżku, ale już umówiłam się z sąsiadką, a nie wypada wystawiać jej już pierwszego dnia. Nie wyglądałoby to najlepiej.
Szybko się ogarniam, nie nakładam makijażu, bo nie widzę w tym sensu, i wychodzę. Całe szczęście, że z mojego pokoju jest prosta droga do salonu, a stamtąd do wyjścia. Spoglądam na telefon: nie minęła jeszcze godzina, ale gdy wychodzę przed dom, dziewczyna już tam czeka.
– Uwinęłaś się szybciej, niż sądziłam – mówi na dzień dobry.
– Jak widać.
– Przejdę od razu do rzeczy, bo chcę cię ostrzec. Luke. Uważaj na niego, jest dupkiem i w normalnych okolicznościach powiedziałabym, żebyś trzymała się od niego z daleka. Skoro jednak będziesz z nim mieszkać, to raczej nie dasz rady tego zrobić. Jego koledzy nie są lepsi, a nawet jeszcze gorsi. A już najgorszy z nich wszystkich jest Mason. Ten facet to prawie męska dziwka. Serio. Na uniwerku za chwilę nie będzie laski, z którą nie spał. Podobno przespał się też z paroma modelkami i aktorkami, ale nie ma na to dowodów. W każdym razie, jak przyjdą, to nie daj się nabrać na ich urok, to tylko pozory. Wcale nie są mili.
Zostaję zalana masą informacji i już wiem, że dogadam się z Michelle, bo ona zachowuje się tak samo jak ja. To może nam wiele ułatwić. Uśmiecham się do niej szeroko.
– Co się tak szczerzysz? Jesteś seryjnym zabójcą i właśnie wymyśliłaś, jak mnie sprzątniesz? – pyta z udawaną powagą.
– Nie, po prostu zdałam sobie sprawę, że jesteś mną.
– A może to ty jesteś mną? – porusza sugestywnie brwiami, a ja wybucham śmiechem.
Dopiero teraz lepiej jej się przyglądam: jest niziutka, niższa ode mnie (mam metr sześćdziesiąt pięć, czyli ona musi mieć ledwo metr sześćdziesiąt). Ma jasną karnację, całą masę piegów na twarzy i ogniście rude włosy. Jest piękna, przez chwilę nawet czuję ukłucie zazdrości, że ja tak nie wyglądam. Nie jestem brzydka, ale z moimi ciemnymi włosami niczym nie wyróżniam się z tłumu. Jedyne, co jest we mnie wyjątkowego, to niebieskie oczy. Mają prawdziwie błękitny kolor, nie są szare.
– Widziałaś już miasto?
– Nie, Luke przywiózł mnie tutaj prosto z lotniska.
– W takim razie pójdziemy po mój samochód i pokażę ci najciekawsze miejsca. Takie, których nie zobaczysz w broszurze turystycznej. Pokażę ci też, gdzie ludzie z uniwerku robią najlepsze imprezy. Możemy pojechać na kampus, jeśli chcesz, ale zakładam, że jutro się tam pojawisz, więc wtedy będę mogła cię oprowadzić.
– Jasne, z chęcią zobaczę z tobą Los Angeles, o ile po drodze mnie nie zabijesz. Taak, niestety już jutro muszę iść na uczelnię. W końcu to połowa roku, a ja nie chcę za wiele tracić. Pewnie i tak będę musiała nadrobić materiał, bo dziekan z Miami mnie uprzedził, że program trochę się różni.
– Super, w takim razie chodźmy! A, jeszcze jedno ważne pytanie: ile masz lat? Albo inaczej: na którym jesteś roku?
– Przedostatnim. Dwadzieścia – odpowiadam, a z ust Michelle wydostaje się głośny krzyk.
Krzywię się. Jeśli zrobi to jeszcze raz, stracę słuch albo ją uderzę. Nienawidzę tego. Mam nadzieję, że to jednorazowa akcja.
– Michelle, możesz nie piszczeć? Strasznie tego nie lubię, bo mam wrażliwy słuch – mówię nieco poirytowana.
– Sorki. Nie miałam pojęcia, postaram się więcej tego nie robić – odpowiada skruszona.
– Przepraszam, wiem, że jestem nieco dziwna, ale...
– Zwariowałaś? Nie przepraszaj mnie za to!
– Mogę cię o coś spytać, Michelle?
– Jasne, śmiało. Dopóki nie będzie to dotyczyło mojego życia intymnego, to wal.
– Co cię łączy albo łączyło z Lukiem, że aż tak się nie lubicie? Coś się stało? Czy kiedyś byliście razem?
Dziewczyna nie odpowiada mi od razu, tylko najpierw otwiera samochód, wsiada do środka i nakazuje mi to samo. To jakieś porsche, nie znam się na tym, a rozpoznaję markę dzięki znaczkowi. Czerwony kolor, ładnie wygląda.
Rozsiadam się wygodnie w fotelu, Michelle włącza muzykę, rusza z podjazdu i dopiero wtedy zaczyna mówić:
– Zwariowałaś? Nigdy w życiu. Nie zrozum mnie źle, Luke jest przystojny, ale nie w moim typie. Nigdy nie chciałabym się z nim związać. Wolałabym już na zawsze zostać singielką.
– Dalej nie rozumiem, dlaczego aż tak się nie lubicie – mówię zdezorientowana.
– Gardzę nim. Przez chwilę spotykał się z moją przyjaciółką Mirandą. Ona się w nim zakochała, chociaż ostrzegałam ją, jaki z niego typ, i powtarzałam, że to zły pomysł, ale ona nie chciała słuchać. Odpuściłam więc. Wiesz, to jest stary schemat. Popularny sportowiec spotyka się z nieśmiałą dziewczyną, ale na horyzoncie pojawiają się cheerleaderki i inne, gotowe od razu wskoczyć mu do łóżka. Przespał się z inną na imprezie urodzinowej Mirandy. Niestety, moja przyjaciółka nie poradziła sobie z tym najlepiej, ta sytuacja bardzo ją zniszczyła. Spędziła rok w ośrodku zamkniętym, gdzie próbowali ją leczyć z depresji. Kiedy w końcu wróciła do zdrowia, jej rodzice postanowili się przenieść. Wyprowadzili się całą rodziną do Oklahomy. Miranda jest tam szczęśliwa i, co najważniejsze, zdrowa. Jednak ja nie zamierzam wybaczać tego Lukowi, nigdy. Przez niego i przez to, że nie potrafił utrzymać fiuta w spodniach, straciłam najlepszą przyjaciółkę, a ona zdrowie. Tak się po prostu nie robi.
Historia Michelle mnie zaskakuje. Teraz doskonale rozumiem jej nienawiść do Luke’a i sama mam ochotę go za to znienawidzić. Zdrada to najgorsze, co można zrobić dziewczynie.
– Bardzo mi przykro – mówię, bo nie wiem, co innego mogłabym w tej chwili powiedzieć.
– Cieszę się po prostu, że nic jej nie jest, wiesz? Przez jakiś czas było naprawdę krucho, ale minął rok, odkąd wyszła z kliniki, i rok od przeprowadzki. Jesteśmy w stałym kontakcie, więc nie jest najgorzej. Ma chłopaka.
– Całe szczęście, że jest jej lepiej. Najchętniej w tej chwili wykastrowałabym Luke’a za takie zachowanie. Czy naprawdę aż tacy z nich kobieciarze?
– Nie, oni nie są kobieciarzami. Nazywajmy rzeczy po imieniu. Są po prostu kurwiarzami.
– Ostre słowa.
Żadna z nas nie mówi już nic więcej, chociaż korci mnie, żeby zadać Michelle jeszcze kilka pytań. Powstrzymuję się jednak, co jak na mnie jest nie lada wyczynem. W ciszy obserwuję wszystko za oknem, Kalifornia jest piękna, a ja jestem w Los Angeles. Na pewno będę musiała się wybrać na więcej niż jedną wycieczkę, żeby to wszystko zobaczyć.
– Tak przy okazji, co studiujesz? – odzywa się Michelle i tyle by było, jeśli chodzi o chwilę wytchnienia.
– Psychologię – odpowiadam.
– No nie gadaj, ja też! – mówi zachwycona i widzę, że z trudem powstrzymuje się od entuzjastycznego pisku. Doceniam starania.
Ja z kolei walczę z chęcią przewrócenia oczami. Michelle jest w porządku, ale powoli czuję się osaczana. Mieszka obok mnie, studiuje ten sam kierunek, co jeszcze? Ach, no tak, jej mama przyjaźni się z moją macochą. Zbyt wiele, zbyt szybko. Biorę głęboki oddech, tak jak uczyli nas na grupie wsparcia. To po prostu zbliżający się atak paniki, potrafię nad nim zapanować.
– Mia, wszystko dobrze? – pyta zmartwiona dziewczyna.
– Tak, czasami miewam ataki paniki, ale zazwyczaj umiem sobie z nimi radzić.
– Jesteś pewna? Może mam zawrócić do domu? – Doceniam jej troskę, ale nauczyłam się z tym żyć, już od dawna nie miałam żadnego, potrafię nad nimi zapanować.
– Michelle, nie wygłupiaj się. Nic mi nie jest, możemy jechać dalej, chcę zobaczyć miasto, bo Luke ani mój ojciec na pewno mi go nie pokażą.
– Czemu mówisz, że twój tata nie oprowadzi cię po Los Angeles? Mama mówi, że Nicholas od miesiąca non stop papla o twoim przyjeździe.
– Może i papla, ale teraz, gdy przyjechałam, nawet nie raczył zjawić się w domu, żeby się ze mną przywitać. Mógł chociaż do mnie zadzwonić. Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy na lotnisku zobaczyłam Luke’a trzymającego kartkę z napisem „Mia”. Oczywiście ojciec nawet nie dał rady mnie odebrać.
– Nie wiem, co mam ci odpowiedzieć – mówi i widać, że czuje się teraz niezręcznie, ale nie winię jej. Ona pewnie ma rodziców, którzy o nią dbają.
– Nie musisz przecież nic mówić. Przywykłam do tego, a teraz jedźmy, pokaż mi te twoje cudowne miejsca!
Dojeżdżamy w końcu w pierwsze miejsce, które, jak twierdzi Michelle, jest najlepszą miejscówką na imprezy. Faktycznie, gdy się rozglądam, widzę, że w pobliżu nie ma domów, jest tylko jeden w oddali, ale z tego, co mówi dziewczyna, jest on od dawna opuszczony, więc nikt tu nie zagląda. Wyczuwam, że to właśnie tutaj będzie chciała mnie wyciągać na imprezy. Już mi to zapowiedziała. Nie mam nic przeciwko, bo jeśli w domu będzie zawsze tak jak dzisiaj, to nie zamierzam spędzać w nim zbyt wiele czasu. Jest ogromny i pusty. To bardzo przytłaczające.
Po całym dniu objazdówki z nowo poznaną koleżanką czuję się wykończona, ale jednocześnie szczęśliwa. Gdyby Michelle nie była takim typem osoby, to teraz pewnie siedziałabym sama w swoim nowym pokoju i słuchała muzyki, bezcelowo przeglądając Instagrama. Przy okazji zastanawiałabym się, co robią teraz mama, Luke i wszyscy inni ludzie, którzy mają jakieś życie.
– Michelle, nie zdążyłam porozmawiać z ojcem o samochodzie. Czy mogłabym się zabrać jutro z tobą na kampus? – pytam, gdy zauważam, że wjeżdżamy na naszą ulicę.
– Jasne, nawet nie musisz pytać. Skoro studiujesz psychologię, to pewnie mamy te same zajęcia, ale dla pewności prześlij mi swoją rozpiskę. Zapiszę ci swój numer i dodam cię do naszej grupy studenckiej.
Wymieniamy się telefonami już na podjeździe Michelle oraz wysyłamy sobie zaproszenia w social mediach, bo pewnie będziemy się kontaktować za ich pośrednictwem. Żegnam się z nią, tłumacząc się walizkami, które czekają na rozpakowanie, ale tak naprawdę mam ochotę iść spać. Muszę też zadzwonić do mojej koleżanki z grupy wsparcia, Sutton, i powiedzieć jej, że jestem na miejscu i chyba nie będzie aż tak źle, jak zakładałam.
Wracam do domu, a tam ponownie uderza mnie pustka. Ojca dalej nie ma. Poważnie, mogłam zostać sama w Miami, wcale nie byłoby inaczej, niż jest teraz.
– Jest ktoś w domu?! – wołam, chociaż nie spodziewam się odpowiedzi.
Wtedy jednak ktoś wyłania się z kuchni. Wrzeszczę przerażona, bo nie rozpoznaję mężczyzny.
– Kim jesteś? Co tu robisz? – pyta mnie tamten.
Serio? To on mnie zadaje takie pytanie? A on kim niby jest?
– Luke! Jakaś świruska włamała ci się właśnie na chatę, mam wzywać gliny? – krzyczy napastnik do mojego przyszywanego brata. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale chłopak nie wygląda zbyt przyjaźnie, więc siedzę cicho i czekam, aż Luke łaskawie się tu pojawi.
– Mase, o co robisz hałas? – W progu pojawia się Luke, jego oczy spoczywają na mnie, a on sam głupkowato się uśmiecha.
– To ta laska.
– Stary, to żadna laska, to córka Nicholasa. Mia.
Jego komentarz, że nie jestem żadną laską, wywołuje we mnie niepożądane ukłucie bólu, chociaż nie powinnam tak reagować.
– Dobrze, że chociaż mnie przedstawiłeś, dupku – odzywam się lodowatym tonem. Skoro on nie stara się być uprzejmy, to ja też mogę w to zagrać. Nie muszę być miła.
– Mia... – rzuca ostrzegawczo, jakby zamierzał mi zaraz coś zrobić.
– Warczeć możesz sobie na te panny, które co chwila pieprzysz, a nie na mnie – odpowiadam z wysoko uniesioną głową, a gdy szerzej otwiera oczy, dodaję: – Tak, wiem o was już co nieco.
– O nie, ta pierdolona Michelle nagadała jej już jakiegoś gówna – jęczy wściekle, patrząc na Masona.
– Na pewno nie zdążyła jej nic takiego powiedzieć.
– „Ona” tu stoi i doskonale was słyszy, tak się składa, że umie również mówić – odzywam się, zirytowana ich zachowaniem.
Rozmawiają ze sobą tak, jakby mnie tu nie było. Spoglądam na nich, a potem odchodzę do siebie. Otwieram walizki i przyglądam się im z nadzieją, że nagle wszystko samo przeniesie się na wieszaki i półki w garderobie. Szkoda, że nikt tego za mnie nie zrobi. Jęcząc, kładę się na łóżku.
– Rozpakuję się innym razem – mówię do siebie i biorę do ręki telefon.
Piszę do mamy, że jestem cała i zdrowa, informuję też o nowej koleżance, a następnie piszę do Michelle.
MIA:
WŁAŚNIE POZNAŁAM MASONA, CZYLI NAJLEPSZEGO KUMPLA LUKE’A. Z TEGO, CO MÓWIŁAŚ. FAKTYCZNIE, DUPEK Z NIEGO!
MICHELLE:
MÓWIŁAM! NIE ROZMAWIAJ Z NIMI, NIE WARTO TRACIĆ CZASU. PAMIĘTAJ, PODEŚLIJ MI PLAN.
Gdyby mi o tym nie przypomniała, to pewnie wyleciałoby mi to z głowy. Robię zrzut planu, który dostałam na maila, i jej wysyłam. Po czym dostaję kolejną wiadomość.
MICHELLE:
DOBRA, WYCHODZI NA TO, ŻE MAMY PRAWIE WSZYSTKIE ZAJĘCIA RAZEM. ZACZYNAMY JUTRO O DZIEWIĄTEJ, WIĘC O ÓSMEJ BĄDŹ GOTOWA.
MIA:
CZEMU AŻ GODZINĘ WCZEŚNIEJ?
MICHELLE:
DZIEWCZYNO, PRZECIEŻ TRZEBA CI JESZCZE POKAZAĆ KILKA RZECZY, A POZA TYM W TYCH GODZINACH SĄ KOSMICZNE KORKI. DO JUTRA! LECĘ SIĘ SZYKOWAĆ NA RANDKĘ!
Ona ma chłopaka? Czemu wcześniej nic o nim nie wspominała? Czy może mówiła, a ja byłam tak zajęta własnymi myślami, że nie zwracałam uwagi na jej słowa? Muszę ją jutro dopytać. Może to właśnie przez chłopaka tak się nie lubią z Lukiem? Nie wierzę, że tutaj chodzi tylko o jej przyjaciółkę. Inaczej Mason też nie byłby do niej tak wrogo nastawiony.