Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Alvaro i Malia od początku pałają do siebie niechęcią. Gdy okazuje się, że dziewczyna ma grać jako support przed ich koncertami, mężczyzna dokłada wszelkich starań, aby ją do tego zniechęcić. Jest bliska rezygnacji, ale Dylan - perkusista zespołu, w którym jest Alvaro, przekonuje ją, że to zły pomysł. Agenci Dylana i Malii widzą okazję do zarobienia dodatkowych pieniędzy. Dla rozgłosu Malia i Dylan są zmuszeni udawać parę. Pewnego wieczoru dochodzi między nimi do czegoś więcej, ale ten wieczór okazuje się dla Malii jednym wielkim rozczarowaniem. Dziewczyna unika Alvara za wszelką cenę, jednak ten uparcie ubiega się o jej uwagę. Czy postanowią dać sobie szansę? Czy Malia stanie na wysokości zadania i dotrzyma umowy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 287
Ilustracje i projekt okładki: Marta Lisowska
Redakcja: Dorota Kielczyk
Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Renata Jaśtak, Katarzyna Szajowska
Zdjęcia na okładce:
© Arthur-studio10/Shutterstock
© Viorel Sima/AdobeStock
© releon8211/AdobeStock
© MiaStendal/AdobeStock
Ilustracje w książce:
© frepik/pl.frepik.com
© starline/pl.frepik.com
© by Agata Sobczak
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2022
ISBN 978-83-287-2041-1
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2022
fragment
– Malio, opowiedz nam, bo wszyscy jesteśmy strasznie ciekawi: co wydarzyło się między tobą a Alvarem Blanco. Od kilku miesięcy mówi o was cały świat. Jak zaczyna się ta historia? Co się stało, że wybuchł taki skandal? – Prowadząca talk-show zadaje masę pytań; nie wiem, na które powinnam odpowiedzieć najpierw.
– Zacznijmy od początku…
Malia
Jestem piekielnie tym zmęczona. Wytwórnia cały czas naciska na kolejne wywiady, zdjęcia, próbują mnie nawet przekonać do spotkania z innymi gwiazdami, żeby wzbudzić zainteresowanie moją osobą. Mam dość. Nie moja wina, że album się nie sprzedaje tak, jak tego oczekiwano. W końcu… to z dziewczynami w Heart Attack odnosiłyśmy sukcesy i zapełniałyśmy trybuny na koncertach, a oni z góry założyli, że moja kariera solowa będzie wyglądała podobnie. Najwidoczniej mocno się pomylili. Są rozczarowani, ale ja nie, bo się tego spodziewałam. Bez dziewczyn śpiewanie nie sprawia mi już takiej radości jak poprzednio.
Talia, Jazmyn i Marie. To z nimi tworzyłyśmy zespół przeszło sześć lat; przyjaźnimy się chyba całe życie. Zaczęłyśmy śpiewać na początku szkoły, a gdy wychodziło nam to coraz lepiej, pojawiły się pierwsze pomysły, żeby działać nieco bardziej na poważnie. Wszystkie chciałyśmy robić karierę, więc po dwóch latach odbębniania coverów na lokalnych występach, zrzuciłyśmy się na sesję w studiu i nagrałyśmy naszą pierwszą piosenkę, którą wspólnie napisałyśmy. Wynajęłyśmy także muzyków, bo same nie potrafiłyśmy grać na instrumentach; ja jedynie brzdąkałam wtedy trochę na gitarze, a potrzebowałyśmy czegoś ekstra. Ktoś popularny zobaczył nas na YouTubie, udostępnił filmik, kolejni ludzie też przesyłali dalej i tak dotarło to do jednego z największych VIP-ów show-biznesu – Mike’a Tellera. Każdy, kogo odkrył ten człowiek, stawał się popularny i wygrywał przynajmniej kilka różnych statuetek we wszelkiego rodzaju konkursach. Gdy się do nas odezwał, żadna z nas nie mogła w to uwierzyć. Chciał rozmawiać z naszymi rodzicami, bo nie miałyśmy wtedy jeszcze osiemnastu lat. Sprawy bardzo szybko przybrały nieoczekiwany obrót. Po dwóch miesiącach już podpisywałyśmy kontrakt na trzy lata. Podsunięto nam materiał na niemal cały album, ale zastrzegłyśmy sobie, że chcemy mieć wpływ na teksty, więc nie skorzystałyśmy z przygotowanych piosenek. Zależało nam, żeby uczestniczyć w procesie tworzenia. Nie było z tym żadnego problemu, dostałyśmy praktycznie wolną rękę. Wszystko szło naprawdę świetnie.
Męczyło nas jedynie życie w trasie i to, że ciągle jesteśmy na świeczniku. Paparazzi chodzili za nami wszędzie, nie mogłyśmy się ruszyć bez ochroniarza. Gdy kontrakt dobiegał końca, wspólnie postanowiłyśmy zawiesić działalność zespołu.
Jazmyn zaszła w ciążę, Marie chciała kontynuować studia, a Talia uporać się z uzależnieniem – przez długie trasy i permanentny brak prywatności zaczęła ostro pić. Nie czuła się też dobrze z tym, że wszyscy mówili nam, co powinnyśmy robić. Zgodnie podjęłyśmy decyzję i nie podpisałyśmy kolejnego kontraktu. Bo po co, skoro każda miała już tego dosyć.
Ja jednak ciągle chciałam śpiewać, grać i występować. Kochałam takie życie. Nie wyobrażałam sobie siebie w innym miejscu niż w studiu i na scenie. Zresztą miałam wrażenie, że do niczego innego się nie nadaję. Skończyłam liceum w systemie indywidualnym, żeby móc jechać w trasę, ale już nie podejmowałam dalszej nauki, bo koncerty pochłaniały większość mojego czasu. Sporo godzin przesiadywałam też na łóżku, pisząc kolejne teksty piosenek. Nie wszystkie dla nas czy dla mnie, wiele z nich sprzedałam innym gwiazdom. Teraz to są hity, a ja cieszę się uznaniem wśród tekściarzy. To wszystko osiągnęłam w wieku zaledwie dwudziestu dwóch lat.
– Malia, możesz wejść – woła mnie Mike. Siedzi z nieodgadnionym wyrazem twarzy w swoim gabinecie.
Boję się tego spotkania, minęły dwa tygodnie od premiery mojego solowego albumu, nazwanego po prostu Lecę solo. Przeczuwam, że Mike zamierza mi przedstawić wyniki sprzedaży, które są marne.
– Jak bardzo jest źle? – pytam wprost, bo nie oczekuję żadnych pozytywnych wieści.
– Szczerze? Wytwórnia jest cholernie zawiedziona. Biorąc pod uwagę sprzedaż albumów zespołu, liczyliśmy na podobny sukces, a na dziś wyniki są trzy razy gorsze, niż zakładaliśmy.
– Wiem, że liczyliście na więcej, ja też. Możemy coś jeszcze zrobić, żeby podnieść sprzedaż?
– Mam pewien plan… Ale wszystko jest jeszcze do ustalenia. Poinformuję cię, gdy zdobędę więcej szczegółów, na razie zostaw to mnie. Ludzi z wytwórni spróbuję przekonać, żeby dali nam dwa tygodnie. Zagwarantuję, że w tym czasie sprzedaż wzrośnie.
– Co się wtedy wydarzy? – Zaciekawiona unoszę brwi, bo nawet się nie domyślam, co mu chodzi po głowie.
Mike jest genialny; wierzę, że wie, co robi.
– Szykuje się taka jedna trasa koncertowa i jest do obsadzenia suport, bo poprzedni zrezygnował. Sądzę, że idealnie byś tam pasowała, ale mówię: poczekaj, aż dogram szczegóły.
– Zdradź przynajmniej, czyja to trasa, co? Nie chcę występować przed byle kim.
– Będzie grał jeden z topowych zespołów, tyle musi ci wystarczyć.
Wiem, że nie ma sensu sprzeczać się z Mikiem, więc odpuszczam temat. Cierpliwie poczekam na rozwój wydarzeń. Pewnie trwają jeszcze ustalenia z managementem tamtego zespołu. Dziękuję Mike’owi za rozmowę i zbieram się do wyjścia.
– Malia? Jeszcze jedno. Jeśli nie podniesiemy sprzedaży, wytwórnia rozwiąże twój kontrakt.
Walczę ze łzami. Spodziewałam się, że będą chcieli zerwać ze mną współpracę, ale nie przypuszczałam, że nastąpi to tak szybko.
– Zrobię co w mojej mocy, żeby do tego nie dopuścić – zapewniam łamiącym się głosem i wychodzę.
Na korytarzu nie pozwalam sobie na płacz, ale gdy docieram do łazienki, nie jestem już w stanie dłużej się powstrzymywać. Wszystko teraz zależy od powodzenia planu Mike’a. Jeśli wytwórnia zrezygnuje ze mnie, moja solowa kariera będzie skończona, zanim się na dobre zaczęła. A zapowiadało się tak pięknie: ludzie byli zainteresowani albumem, pierwszy singiel trafił na listę najpopularniejszych utworów. Co po drodze poszło nie tak, że sprzedaż leży? Nie podobają się piosenki? Okej, są nieco inne niż te, które śpiewałyśmy z dziewczynami. Połowa tutaj to ballady, ale uważam, że brzmią świetnie; wiele osób z branży mówi to samo. Skąd więc wzięły się tak fatalne wyniki?
Branża muzyczna jest bezlitosna. Jeśli z pierwszym albumem się nie wybiję, to mogę zapomnieć o kolejnym.
Spoglądam w lustro i ocieram dłońmi łzy z twarzy. Odkręcam zimną wodę, przemywam oczy, żeby chociaż trochę doprowadzić się do porządku.
Gdy już wyglądam jak człowiek i nie jestem czerwona od płaczu, wychodzę z łazienki. Szukam w torebce kluczy do auta, nigdy nie mogę ich znaleźć.
– No, w końcu – burczę pod nosem, gdy udaje mi się je wygrzebać.
Wychodzę na parking podziemny, szukam swojego samochodu. Mój odwieczny problem – gdzie tym razem zaparkowałam… Dzisiaj namierzam auto bez większych trudności. Wsiadam, ale nie startuję od razu. Potrzebuję chwili, żeby złapać oddech. W końcu odpalam, włączam radio, zapinam pas i dopiero wtedy powoli ruszam.
– No bez żartów… – jęczę niezadowolona, gdy po raz kolejny puszczają zespół Heart Beat.
Na początku ludzie żartowali, że jesteśmy w jakiś sposób połączeni właśnie przez nazwę, ale oni podobno utworzyli swoją przez przypadek. Kiedyś jeden z nich po prostu martwił się, że nie wyczuwa bicia swojego serca. I ot tak palnęli, że Heart Beat to będzie nazwa ich zespołu.
Nie przeszkadza mi ta muzyka, bo są dobrzy, ale nie lubię ich podejścia do życia i zachowania. A już najbardziej irytujący jest wokalista i gitarzysta w jednym. Alvaro. Gość co tydzień pokazuje się z inną laską. Brukowce, różne hieny z mediów, tylko czekają, żeby przyłapać go na kolejnej schadzce. Dziewczyny jeżdżące wszędzie za zespołem, czyli groupies, to już przeżytek? Nie dla nich, oni mają ich pełno i z tego, co czytałam w jakimś artykule, co noc po koncercie biorą kilka z nich do busa albo pokoju hotelowego. Okropne. Cieszę się, że nie mam i nigdy nie będę miała z nimi nic wspólnego. My, jako żeński zespół, nie musiałyśmy się mierzyć z takim problemem. Faceci się na nas nie rzucali, więc z tego powodu jestem akurat szczęśliwa.
Jadę ulicami Los Angeles. Niestety – godzina szczytu. Chociaż w zasadzie tutaj są zawsze korki. Zmieniłabym stację, gdyby ta ich piosenka nie była taka fajna. Mają naprawdę wielu fanów na świecie; jak już wspominałam – grają super, ale ich styl życia pozostawia wiele do życzenia.
Próbuję się dostać do domu w Malibu. Wygląda na to, że będę tam jechać wieki. Przeklęte korki.
Wreszcie udaje mi się dotrzeć, po drodze wysłuchałam jeszcze dwóch kawałków Heart Beat, bo nie chciało mi się zmienić na inną stację. Głos przeklętego Alvara jest nieziemski. Jak to możliwe, że facet, który w ogóle nie traktuje niczego poważnie, został obdarzony takim talentem? Odkąd zaistnieli pięć lat temu, świat oszalał na ich punkcie; a im wszystko przychodzi z łatwością. Co roku zgarniają masę nagród. Sądziłam, że z dziewczynami wygrałyśmy ich całkiem sporo, ale oni biją nas na głowę w tej kategorii. Są przystojni, więc to też działa na ich korzyść. Nie oszukujmy się, w tej branży liczy się wygląd. Zresztą między innymi dlatego Talia sobie nie radziła. Jako jedyna z nas była nieco przy kości, ludzie to często komentowali, że niby do nas nie pasuje przez swoją wagę. Obrażali ją w sieci, więc nie dziwię się, że miała tego dość.
W końcu poszła na terapię. Teraz zaczyna sobie radzić, z dnia na dzień jest coraz lepiej, a ja mam nadzieję, że kiedyś dziewczyny będą chciały reaktywować zespół.
Co jest jeszcze świetne? Nie tworzymy już bandu, ale cały czas razem mieszkamy. Gdy pierwsza płyta odniosła międzynarodowy sukces, kupiłyśmy wspólnie dom w Malibu, praktycznie przy samej plaży, i żyjemy w nim do dzisiaj. Jest tutaj pięć sypialni, czyli jeszcze mamy miejsce dla gościa. Z ogromnego salonu, połączonego z dużą kuchnią, przez przeszkloną ścianę rozciąga się widok wprost na ocean. Lubimy spędzać w tej przestrzeni wolne chwile. Kuchnia pewnie nie byłaby używana, gdyby nie Marie i jej umiejętności kulinarne. Zrobiłyśmy sobie też własne studio, ja nadal z niego korzystam regularnie, dziewczyny przyjdą czasami coś sobie pośpiewać. Zachowują się tak, jakby już całkowicie skończyły z muzyką na poważnie.
Wchodzę do domu, nikogo akurat nie ma, bo nie widzę żadnego auta na podjeździe ani w garażu. Świetnie, czyli mogę sobie popłakać w samotności. Idę prosto do siebie. Chwytam gitarę, biorę notatnik i siadam na łóżku.
Zawsze gdy dopada mnie zły humor, tak jak teraz, moim lekarstwem jest muzyka. Siadam i piszę teksty, zazwyczaj wtedy wychodzą mi największe hity.
Uderzam palcami w struny. Gdy rozbrzmiewają pierwsze dźwięki, już wiem, jaka będzie melodia, ale nie mam tekstu, więc po prostu sobie nucę. Kiedy gram dziesiąty raz to samo, wreszcie zaczyna się rodzić w mojej głowie pomysł na słowa.
Biorę zeszyt, spisuję pierwsze wersy. Znów zaczynam grać. Po jakimś czasie uznaję, że pierwsza część brzmi dobrze, więc biorę się za ciąg dalszy. W końcu udaje mi się ułożyć pasujący do całości refren, który nie jest przekombinowany i wpada w ucho.
Po kilku godzinach powstaje piosenka. Gram ostatni raz wszystko od początku, żeby zobaczyć, jak to brzmi. Całkiem spoko, tekst wymaga jeszcze doszlifowania, tak samo muzyka, ale już teraz utwór wydaje się niezły.
Postanawiam nagrać to, żebym niczego nie pominęła, bo muzyki nigdy nie spisuję. Gram ze słuchu, a podczas sesji i tak nie pozwalają mi zajmować się nagrywaniem ścieżki dźwiękowej, twierdzą, że powinni się tym zajmować zawodowcy. Gdy teraz tak o tym myślę, dochodzę do wniosku, że narzucają mi wiele rzeczy. Gdy tworzyłyśmy zespół, Mike aż tak nie naciskał. Widać soliści mają o wiele gorzej.
Słyszę pukanie do drzwi, odkładam gitarę.
– Hej, chciałam tylko powiedzieć, że jestem w domu. Co grałaś? Nowe? Dobre było. Mogę posłuchać? – Do pokoju wpada jak zawsze pełna energii Marie.
Spoglądam na przyjaciółkę, stoi z zarumienionymi policzkami w stroju do joggingu. Pewnie znowu była „biegać”. Parę domów od naszego wprowadził się nowy sąsiad, który jest nieziemsko przystojny i codziennie biega w popołudniowych godzinach. Dlatego teraz Marie o określonej porze rzuca wszystko i udaje, że jest zapaloną biegaczką od kilku lat. Próbuje do niego podejść i chwilę z nim porozmawiać, ale teraz jej wysiłki spełzają na niczym. Za każdym razem, gdy chce zagadać, on szybko odbiega w inną stronę. Mówię jej, żeby dała sobie z nim spokój, bo najwidoczniej jest jakiś dziwny, ale ona mnie nie słucha i nadal robi codzienne przebieżki. Trwa to już dwa tygodnie.
Marie to piękna blondynka. Ma niebieskie i duże oczy, wąski nos, włosy do ramion. Jest szczupła, wysoka. Każdy mężczyzna się za nią ogląda. Gdy tworzyłyśmy zespół, właśnie ona przyciągała najwięcej uwagi. Nie przeszkadzało mi to, bo ja – wbrew pozorom – nie lubię być w centrum zainteresowania, wolę trzymać się na uboczu.
Zawsze zazdrościłam jej przebojowości i tego, że nigdy nie musi się starać, żeby pięknie wyglądać. Ja nie mam tak kolorowo. Jako nastolatka zmagałam się z trądzikiem i do dzisiaj zostały mi blizny na twarzy. Mogłabym je usunąć, ale nie chcę, bo są częścią mnie. Ciężkie makijaże do sesji zdjęciowych, na wywiady czy wcześniej na koncerty nie pomagają mojej cerze. Ciągle daleko jej do ideału. Chciałabym, żeby choć raz ktoś mnie posłuchał i nie malował mnie tak mocno. Nie czuję się dobrze z taką tapetą, boję się dotknąć twarzy, żeby niczego nie rozmazać. To strasznie niekomfortowe.
Potrząsam głową, żeby odgonić te myśli; dzisiaj stanowczo zbyt często zanurzam się w różne refleksje. To pewnie przez mój kiepski humor.
– Jasne, chcesz posłuchać całości? – Znów biorę gitarę do ręki; przyjaciółka kiwa głową, więc zaczynam grać pierwsze akordy.
– Rany, świetna! To będzie twój nowy hit? – Jest szczerze zachwycona; robi mi się cieplej na sercu, ale jednocześnie mój nastrój się pogarsza.
– A, daj spokój – mówię ponuro.
– Co się dzieje?
– Płyta nie sprzedaje się tak, jak tego oczekiwali. Mike poinformował mnie, że jeśli nie zrobimy czegoś, żeby podnieść sprzedaż, zerwą ze mną kontrakt. Wiesz, co to oznacza. Jeśli tak się stanie, mogę zapomnieć o jakiejkolwiek karierze. – Zaczynam szlochać, bo kolejny raz emocje biorą górę.
– Skarbie… Mike na pewno coś wykombinuje, jak zawsze.
– Tak powiedział, ale nie chciał mi zdradzić swojego planu; stwierdził, że potrzebuje dwóch tygodni, żeby wszystko potwierdzić.
– A wspomniał chociaż ogólnie, o co chodzi?
– Tak, jakiś zespół potrzebuje nowego suportu na trasę i Mike chce im zaproponować mnie.
– To chyba dobra wiadomość? Czemu podchodzisz do tego sceptycznie?
Wzruszam ramionami.
– Nie podoba mi się to, że nawet nie wiem, co to za zespół. A jeśli ja ich muzyki nie lubię?
– O rany, w czym problem? Nie musisz lubić wszystkich wykonawców w kraju.
– Po prostu… Nie cierpię takich tajemnic; chciałabym od razu wiedzieć, na czym stoję… Boże, mam nadzieję, że to nie będzie Heart Beat, bo wtedy na pewno zrezygnuję.
– Spokojna głowa, takie gwiazdy pewnie mają suport zaplanowany na pół roku do przodu. Poza tym, czy oni nie jadą w trasę za miesiąc? To zbyt krótki czas na przygotowania, więc na pewno w grę wchodzi inny band.
– Obyś miała rację, Marie.
– Przecież wiesz, że jest tak, jak mówię. Jeszcze nigdy się nie pomyliłam.
– Pomyliłaś się co do nowego sąsiada.
– Wcale nie. Dzisiaj w końcu mi się przedstawił. Ma na imię Austin – odpowiada zadowolona z siebie, a ja walczę ze śmiechem.
– Dowiedziałaś się czegoś jeszcze? Na przykład nazwiska? Czy teraz na kolejny krok będziesz musiała czekać dwa tygodnie?
– Nie bądź wredna. – Rzuca we mnie poduszką z łóżka, a ja cudem unikam tego ciosu.
To prawda, mamy dwadzieścia dwa lata, ale czasami zachowujemy się jak dzieci. Ze względu na szybką karierę ominęły nas szkolne imprezy, randki, bal maturalny i inne rzeczy typowe dla nastolatek. Czasami czuję żal z tego powodu, ale nie zamieniłabym na nic tamtych dni.
– Jaka wredna? Po prostu szczera. Przyznaj w końcu, że facet jest dziwny, i daj sobie spokój już z tym bieganiem, to nie w twoim stylu.
– Właściwie chyba będę to robić nie tylko dlatego, żeby poderwać sąsiada. Spodobał mi się jogging, a raczej to, że zrzuciłam dwa kilogramy, odkąd próbuję zaliczyć kolesia.
Pod względem doświadczeń z płcią przeciwną moje przyjaciółki różnią się ode mnie, i to bardzo. One miały wielu chłopaków, z niejednym uprawiały seks i cieszyły się życiem. Ja niekoniecznie. Chodziłam w liceum z niejakim Milesem. Byliśmy szczęśliwi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Gdy oddałam mu się pierwszy raz i straciłam z nim dziewictwo, przestał się mną interesować, a po dwóch tygodniach ze mną zerwał. Od tamtej pory unikałam jakichkolwiek związków. Przez pewien czas w sieci nawet krążyły plotki, że jestem lesbijką, bo nigdy nie widziano mnie publicznie z żadnym mężczyzną, a ja po prostu nie miałam ochoty kolejny raz być potraktowana w ten sposób.
– Ziemia do Malii. Odpływasz gdzieś co chwilę. – Pstryka mi palcami przed twarzą, żebym ocknęła się z transu.
Nie wiem, co się dzisiaj ze mną dzieje. Normalnie aż tak nie odlatuję myślami, tylko sporadycznie.
– Wybacz, to przez ten stres.
– Chcesz o tym pogadać?
– Nie, dzięki. Skup się na zajęciach. Jak egzaminy?
Marie poszła na studia jeszcze przed rozwiązaniem zespołu; teraz jest w trakcie egzaminów. Cały czas siedzi nad książkami, bo przez karierę narobiło się jej trochę zaległości, ale dobrze sobie radzi. Niedługo jednak koniec sesji, a potem trochę spokoju.
– Całkiem nieźle, w piątek piszę ostatni egzamin i już laba. Będę mogła więcej biegać, żeby częściej spotykać pana przystojnego, czyli Austina.
– Jesteś niemożliwa. Odpuściłabyś sobie tego gościa.
– Nie mogę. To dla mnie wyzwanie, on pierwszy od dawna wydaje się odporny na mój urok, więc muszę to zmienić.
– Powodzenia!
– Nie dziękuję. Za godzinę kolacja, zejdziesz?
– Jak ty gotujesz, to nigdy nie przegapię jedzenia. Dobrze o tym wiesz.
Przyjaciółka wychodzi, ja zostaję sama ze swoimi myślami. Włączam laptopa i zaczynam przeglądać nadchodzące trasy koncertowe. Swoje poszukiwania zawężam do samych zespołów. Jednak tego jest teraz tyle, że ciężko odgadnąć, o który z nich chodzi. Dlaczego mój manager musi być aż tak enigmatyczny…
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
Wydawnictwo Akurat
imprint MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz