Siła przyciągania - Agata Sobczak - ebook

Siła przyciągania ebook

Sobczak Agata

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Druga część gorącej sagi o miłosnym trójkącie!

 

Minął miesiąc od wydarzeń z pierwszej części, a Mia i Mason w końcu są szczęśliwi? A przynajmniej tak mogłoby się wydawać. Dziewczyna wciąż musi ukrywać ich związek przed najbliższymi, odrzucony Luke przestał się do niej odzywać, a Mason wkrótce przeprowadza się do Nowego Jorku, by spełniać marzenia o zawodowym futbolu. Ale przecież nie można mieć wszystkiego, prawda?

 

Sytuacja komplikuje się, kiedy Mii zaczyna grozić niebezpieczeństwo, a Luke zgadza się ją ochraniać. Wygląda na to, że dziewczyna wciąż nie jest mu obojętna?

 

Co wydarzy się pod nieobecność Masona?

 

Czy związek na odległość ma szansę przetrwać?

 

I dlaczego Mia wciąż czuje się zazdrosna o Luke?a? Czy aby na pewno podjęła dobrą decyzję?

 

Seks, namiętność, zazdrość? Miłosny trójkąt to gra, która nigdy się nie kończy.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 271

Oceny
4,2 (54 oceny)
30
11
7
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
washingtoniene
(edytowany)

Z braku laku…

Niestety ale mam wrażenie jakby ten Tom został napisany na siłę dla zaspokojenia ciekawości fanów tomu pierwszego. Za dużo się dzieje, gdy jedni zbyt szybko się ucina bądź dopiero kończy. Aż cud że bohaterowie nie zwariowali z natłoku zdarzeń.
10
zaczytAnka1985

Dobrze spędzony czas

Druga część serii o miłosnym trójkącie i zakazanej relacji jaka zrodziła się pomiędzy Mią, Masonem i Łukiem od @dangerous_love98 ktorą mam przyjemność zrecenzować dzięki współpracy reklamowej z @lovebook_stronymilosci namieszała jeszcze bardziej niż pierwsza. Wydarzenia których udziałem stała się trójka bohaterów w poprzedniej części już trochę przycichły. Wygląda że wszystko pomału wraca do normy ale czy na pewno? Mason poświęca się całkowicie swojej karierze sportowej,a związek na odległość z Mią chyba nie do końca się sprawdza zwłaszcza gdy w pobliżu kręci się Luke. Jeśli mam być szczera to chyba w gruncie rzeczy jestem niepocieszona tym jak losami bohaterów pokierowała autorka. Mia bezustannie mnie irytowała tym swoim niezdecydowaniem i szamotaniem się pomiędzy dwójką młodych mężczyzn. Mason w "Sile przyciągania " też sobie u mnie nagrabił a Luke jak to Luke nagle nie stał się świętoszkiem. Mimo swojego stylu życia, zachowania względem płci przeciwnej postać Luke'a tutaj zyskała m...
00
KlaudencjaF

Nie oderwiesz się od lektury

Druga część zawirowań... I wcale nie zwolniła tempa. Udało się Pani Agadzie zaskoczyć czytelnika, co nie było takie łatwe jak mogłoby się wydawać. Bardzo polubiłam bohaterów, dlatego troszkę mi przykro, że tak szybko pochłonęłam książkę. 💚
00
karola_reads_books

Nie oderwiesz się od lektury

Cieszę się że miałam okazję przeczytać tę historię teraz czekam na Luka 😁
00
Alicjaaz26

Całkiem niezła

Pierwsza część byla lepsza, ta jest trochę nudna. Tak średnio polecam. Szału nie było.
00

Popularność




Au­tor: Aga­ta Sob­czak
Re­dak­cja: Li­dia Za­wie­ru­szan­ka
Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak
Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Emi­lia Pry­śko
Skład: Iza­be­la Kru­źlak
Zdjęcie na okład­ce: 4 PM pro­duc­tion /Shut­ter­stock
Re­dak­tor pro­wa­dząca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz
Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka
© Co­py­ri­ght by Aga­ta Sob­czak © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Ta ksi­ążka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bie­ństwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zma­rłych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej ksi­ążce są two­rem wy­obra­źni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­cząco prze­two­rzo­ne pod kątem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.
Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej ksi­ążki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.
Biel­sko-Bia­ła 2022
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­po­ra 25 43-382 Biel­sko-Bia­ła tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8103-987-1
Kon­wer­sja: eLi­te­ra s.c.

Część 1

1.

Mia

Patrzę, jak Ma­son się pa­ku­je, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc łzy. Wie­dzia­łam, że to musi na­stąpić, ale i tak nie by­łam na to go­to­wa. Wszyst­ko po­to­czy­ło się tak szyb­ko, że nie mam po­jęcia, kie­dy mi­nął ten mie­si­ąc.

Od mo­men­tu, gdy Ma­son i Luke za­żąda­li ode mnie pod­jęcia de­cy­zji, wie­le się zmie­ni­ło. Nie­ste­ty nie mogę po­wie­dzieć, że na lep­sze. Moja mama wró­ci­ła z Eu­ro­py ra­zem z Lo­uisem i wspól­nie ku­pi­li dom w Hol­ly­wo­od, żeby mieć na mnie oko. Tata i Me­lis­sa zgo­dzi­li się z nią, że po­win­nam za­miesz­kać z nimi. Za­li­czy­łam więc ko­lej­ną prze­pro­wadz­kę, któ­rej nie chcia­łam, do któ­rej czu­łam się zmu­szo­na.

Luke prze­stał się do mnie od­zy­wać. Nie od­bie­ra te­le­fo­nów, uni­ka mnie, a na wie­ść, że wy­pro­wa­dzam się z domu, upił się i zwy­mio­to­wał pod mo­imi drzwia­mi. Tak, chy­ba nie­na­wi­dzi mnie jesz­cze bar­dziej niż wcze­śniej.

Mo­żli­we, a na­wet bar­dzo mo­żli­we, że so­bie na to za­słu­ży­łam. Nie chcia­łam jed­nak go skrzyw­dzić. Skąd mia­łam wie­dzieć, że on coś do mnie czu­je? Prze­cież od po­cząt­ku mną gar­dził: był wred­ny, a wszyst­kie złe chwi­le, któ­re mnie tu spo­tka­ły, mia­ły ja­kiś zwi­ązek z nim. Ni­g­dy nie po­wie­dział, że mnie lubi. Sam za­pro­po­no­wał ten układ z trój­kątem. Nie pla­no­wa­łam za­ko­chać się w Ma­so­nie, ale tak wy­szło. Nie mogę tego zmie­nić. Gdy­by ktoś mnie spy­tał, czy ża­łu­ję tej de­cy­zji, od­po­wie­dzia­ła­bym: „nie”. Mo­żna by po­my­śleć, że osza­la­łam, ale ja tak nie uwa­żam. Czas, któ­ry spędzi­łam z Lu­kiem i Ma­so­nem w tym cho­rym ukła­dzie, był miły. Nie zro­bi­li mi krzyw­dy, nie zra­ni­li mnie fi­zycz­nie, a je­dy­nie spra­wia­li mi przy­jem­no­ść. Może tro­chę czu­łam się na po­cząt­ku jak dziw­ka, ale szyb­ko mi prze­szło. W ko­ńcu je­ste­śmy mło­dzi i mamy pra­wo za­sza­leć od cza­su do cza­su.

– Nie chcę, że­byś wy­je­żdżał, a jed­no­cze­śnie bar­dzo się cie­szę. Czy to nor­mal­ne? – mó­wię, z tru­dem po­wstrzy­mu­jąc łzy, kie­dy Ma­son za­pi­na ostat­nią wa­liz­kę.

– To nor­mal­ne. Ko­chasz mnie i boli cię to, że za chwi­lę za­cznie­my two­rzyć zwi­ązek na od­le­gło­ść – mówi, obej­mu­jąc dło­ńmi moją twarz i wy­cie­ra­jąc cier­pli­wie ka­żdą łzę. Wkrót­ce prze­sta­ję nad nimi pa­no­wać i za­czy­na­ją lać się z mo­ich oczu stru­mie­nia­mi. Będę za nim bar­dzo tęsk­nić.

Na­su­wa się jed­no py­ta­nie: czy damy radę z od­le­gło­ścią? Chy­ba jesz­cze ni­g­dy nie czy­ta­łam żad­ne­go ar­ty­ku­łu o zwi­ąz­ku na od­le­gło­ść, któ­ry się udał. On będzie w pie­przo­nym No­wym Jor­ku, a ja zo­sta­nę tu­taj jesz­cze na naj­bli­ższe pó­łto­ra roku.

– Nie płacz, ja­koś to będzie. Po­ra­dzi­my so­bie. W ko­ńcu po­ko­ny­wa­li­śmy już wi­ęk­sze prze­szko­dy. – Pró­bu­je ja­koś mnie po­cie­szyć, ale z mar­nym skut­kiem.

Zo­sta­nę te­raz sama z Lu­kiem, któ­ry pa­trzy na mnie z mor­dem w oczach. Je­śli rze­czy­wi­ście wcze­śniej coś do mnie czuł, to te­raz z pew­no­ścią prze­ro­dzi­ło się to w nie­na­wi­ść.

Całe szczęście cho­ciaż na kam­pu­sie prze­sta­li­śmy być naj­wi­ęk­szą sen­sa­cją: lu­dzie zna­le­źli so­bie nowy te­mat do plo­tek, a nam dali spo­kój. Sądzę, że chłop­cy też ja­koś za­dzia­ła­li.

Kie­dy tyl­ko do Sta­nów wró­ci­ła moja mama, wszy­scy po­szli­śmy z tym na­gra­niem na po­li­cję, aby spró­bo­wać usta­lić, kto wrzu­cił je do sie­ci. W ko­ńcu to było nie­le­gal­ne. Za­mie­rzam zło­żyć po­zew, jak tyl­ko do­wie­my się praw­dy. Nie­ste­ty, mu­si­my cze­kać, na­wet pie­ni­ądze tego nie przy­śpie­szą, gdyż są pew­ne pro­ce­du­ry, któ­rych trze­ba się trzy­mać.

– Może zmie­nię col­le­ge i prze­nio­sę się do No­we­go Jor­ku? – My­ślę na głos, cho­ciaż wca­le bym tego nie chcia­ła.

Ko­lej­ny raz za­czy­nać wszyst­ko od nowa? Chy­ba nie da­ła­bym rady. Poza tym mam tu­taj dru­ży­nę, z któ­rą mamy szan­sę si­ęgnąć po mi­strzo­stwo sta­no­we. Nie mogę tego po­rzu­cić, nie da­ro­wa­ła­bym so­bie, gdy­bym za­wio­dła dziew­czy­ny w ta­kiej chwi­li. Sam tre­ner przy­znał, że wie­le wnio­słam do dru­ży­ny.

– Do­brze wiesz, że to nie jest do­bry po­my­sł. Poza tym nie zo­sta­wisz tu­taj ro­dzi­ców ani Mi­chel­le.

– Je­śli ten zwi­ązek ma się udać, to prędzej czy pó­źniej i tak będę mu­sia­ła ich zo­sta­wić.

– Do­brze wiesz, o co mi cho­dzi, nie cze­piaj się słó­wek.

– Mogę cię od­wie­źć na lot­ni­sko? – py­tam, bo nie wiem, czy Ma­son za­ła­twił już so­bie pod­wóz­kę, a chcia­ła­bym spędzić z nim ka­żdą ostat­nią chwi­lę.

– Sądzi­łem, że to oczy­wi­ste. Dam ci po­pro­wa­dzić ca­dil­la­ca i na ja­kiś czas ci go zo­sta­wię.

Prze­cie­ram oczy ze zdu­mie­nia. Zo­sta­wi mi auto? Ale jak to? Czy w No­wym Jor­ku nie będzie po­trze­bo­wać sa­mo­cho­du?

– Nie patrz tak na mnie. W kontr­ak­cie z Gi­gan­ta­mi mam za­pis, że za­pew­nią mi auto, miesz­ka­nie, i tak da­lej. Nie ma po­trze­by, że­bym miał tam dwa sa­mo­cho­dy, a to­bie się przy­da.

– Zo­sta­wisz mi swo­je­go ca­dil­la­ca? – py­tam jesz­cze raz, da­lej nie do­wie­rza­jąc.

– Tak, zo­sta­wię. To tyl­ko sa­mo­chód, nie rób z tego nie wia­do­mo cze­go, Mio.

– Ro­zu­miem, ale to auto jest dla cie­bie cen­ne. Je­stem w szo­ku, że je­steś go­tów mi je zo­sta­wić – przy­zna­ję, szcze­rze zdu­mio­na jego po­sta­wą.

– Ty też je­steś dla mnie cen­na, za­le­ży mi na to­bie o wie­le bar­dziej niż na sa­mo­cho­dzie. Je­śli ma ci on uła­twić ży­cie, to na­praw­dę nie wi­dzę pro­ble­mu w tym, że będziesz nim je­ździć. Nie sza­le­jesz na dro­dze, więc je­stem spo­koj­ny.

– Wow, ależ to ro­man­tycz­ne! – Drwię odro­bi­nę, nie­co roz­ła­do­wu­jąc at­mos­fe­rę.

– Nie szy­dź ze mnie, uwierz mi, że znam ta­kich, któ­rzy swo­je dziew­czy­ny sta­wia­ją do­pie­ro po sa­mo­cho­dach i ko­le­gach. Nie je­stem jak oni. Dla mnie za­wsze będziesz naj­wa­żniej­sza, chcę, że­byś o tym wie­dzia­ła.

– Ma­son... – za­czy­nam, ale wła­ści­wie sama nie wiem, co chcę mu po­wie­dzieć.

Cie­szę się, że je­stem dla nie­go naj­wa­żniej­sza, ale fru­stru­je mnie fakt, że jesz­cze nie wy­znał mi, co na­praw­dę czu­je.

– Wiem, mała, wiem. Wstąpi­my jesz­cze do Luke’a? Chcia­łbym z nim po­roz­ma­wiać przed wy­jaz­dem, bo nie mogę wy­je­chać bez wy­ja­śnie­nia z nim kil­ku kwe­stii.

Ki­wam gło­wą. Po­cze­kam w au­cie, nie chcę być przy tej roz­mo­wie, bo czu­ła­bym się nie­zręcz­nie.

Nie by­łam w tym domu, od­kąd prze­pro­wa­dzi­łam się do mamy. Nie po­tra­fię spoj­rzeć ta­cie w oczy. Jest mi wstyd, że tak się za­cho­wa­łam i na­ra­zi­łam na szwank ich re­pu­ta­cję. Nie mogą so­bie po­zwo­lić na ta­kie skan­da­le, zwłasz­cza, że często wspó­łpra­cu­ją z ce­le­bry­ta­mi.

– Jak chcesz, to mo­że­my, ale ja nie wej­dę. Nie chcę z nim roz­ma­wiać. Źle bym się z tym czu­ła, bo obie­ca­łam ro­dzi­com, że już wi­ęcej nie znaj­dę się z nim sam na sam w jed­nym po­miesz­cze­niu.

To była pierw­sza za­sa­da, któ­rą usta­no­wi­li ro­dzi­ce, i to wspól­nie z Lo­uisem oraz Me­lis­są. Całą czwór­ką moc­no o tym dys­ku­to­wa­li, nie wie­dząc, co z nami zro­bić.

Oczy­wi­ście mama nie wie, że da­lej spo­ty­kam się z Ma­so­nem. Te­raz my­śli, że je­stem z Mi­chel­le. Przy­ja­ció­łka zgo­dzi­ła się mnie kryć, wy­sy­ła jej zdjęcia, że je­ste­śmy na za­ku­pach, fo­to­gra­fie są praw­dzi­we, choć nie z dzi­siaj. Wy­bra­ły­śmy się wcze­śniej i zbie­ra­ły­śmy do­wo­dy, wła­śnie na ta­kie oko­licz­no­ści. Mi­chel­le jest cu­dow­ną przy­ja­ció­łką, cie­szę się, że ją mam. Gdy­by nie ona, to pew­nie bym zwa­rio­wa­ła. Zwłasz­cza w col­le­ge’u, bo na sa­mym po­cząt­ku było okrop­nie trud­no. Lu­dzie wy­ty­ka­li mnie pal­ca­mi, na­zy­wa­li dziw­ką i py­ta­li, czy sko­ro sy­piam z Ma­so­nem i Lu­kiem, to im też dam. Ma­son mało co nie wy­le­ciał ze szko­ły za po­bi­cie. Całe szczęście jego przy­ja­cie­le za­in­ter­we­nio­wa­li. Raz po­bił jed­ne­go chło­pa­ka z mo­je­go roku, bo po­wie­dział to na tyle gło­śno, że mój chło­pak do­sko­na­le wszyst­ko sły­szał. Ner­wy mu wte­dy pu­ści­ły i rzu­cił się na nie­go. Gdy­by nie resz­ta chło­pa­ków, sko­ńczy­ło­by się to dużo go­rzej. Oczy­wi­ście, wszy­scy, któ­rzy byli tego świad­ka­mi, uda­wa­li, że nic nie wi­dzą.

Na­stęp­ne­go dnia, a wła­ści­wie wie­czo­ru, zna­la­zł się ko­lej­ny idio­ta, któ­ry przy nich mnie ob­ra­żał. Tym ra­zem po­bił go Luke, ale to Ma­son był głów­nym po­dej­rza­nym. Tu­taj już ten dru­gi był dużo od­wa­żniej­szy, bo zgło­sił spra­wę. Po­now­nie za­in­ter­we­nio­wa­li przy­ja­cie­le, ale na nie­wie­le się to zda­ło.

Chło­pak i tak na dru­gi dzień przy­sze­dł cały po­kie­re­szo­wa­ny, ale to nie Ma­son był spraw­cą. Wie­dzia­łam o tym od sa­me­go po­cząt­ku, bo całą noc spędził w moim łó­żku. Tak też po­wie­dzia­łam dzie­ka­no­wi, gdy zo­sta­łam we­zwa­na na roz­mo­wę. Oczy­wi­ście mój chło­pak nad ra­nem się wy­mknął, żeby mama go nie przy­ła­pa­ła, bo znów by­ła­by mną roz­cza­ro­wa­na.

– Wiem, mnie też wku­rza cała ta sy­tu­acja. Jak tyl­ko do­wiem się, kto na­grał ten fil­mik, ze­msz­czę się na nim. Obie­cu­ję ci to. – Ma­son przy­ci­ąga mnie do sie­bie.

– Ma­son, to nie cho­dzi o ze­mstę, chcę wie­dzieć, dla­cze­go ktoś to zro­bił. Zra­ni­łam ro­dzi­ców, skrzyw­dzi­łam Luke’a...

– Ża­łu­jesz? – pyta z po­wa­gą w gło­sie.

Wiem, do cze­go zmie­rza.

– Nie. Nie ża­łu­ję. Było mi z wami do­brze, a dzi­ęki temu mo­głam się zbli­żyć do cie­bie, o co od po­cząt­ku mi cho­dzi­ło – wy­zna­ję, cho­ciaż już do­sko­na­le to wie, bo po­wta­rza­łam to chy­ba ze trzy razy.

– Prze­pra­szam, że ci­ągle cię o to py­tam, ale mam wra­że­nie, że na­szą głu­po­tą zruj­no­wa­li­śmy ci ży­cie.

– Wca­le nie, to zna­czy na pew­no je znacz­nie skom­pli­ko­wa­li­ście, ale wie­dzia­łam, na co się pi­szę. Nie zmu­si­li­ście mnie do tego.

– Cho­dź tu do mnie – mówi, przy­ci­ąga­jąc mnie do sie­bie.

Ca­łu­je mnie de­li­kat­nie w usta, a ja od­po­wia­dam tym sa­mym. Za­rzu­cam mu ręce na szy­ję i po­głębiam po­ca­łu­nek. To są na­sze ostat­nie wspól­ne chwi­le przed jego wy­lo­tem, więc za­mie­rzam je po­rząd­nie wy­ko­rzy­stać. Ma­son chwy­ta mnie za bio­dra, pod­ska­ku­ję i trzy­ma mnie na rękach. Idzie w stro­nę łó­żka, któ­re jest za­wa­lo­ne kar­to­na­mi, ale to mu nie prze­szka­dza, bo po pro­stu je zrzu­ca.

– To będzie szyb­kie, bo nie mamy wie­le cza­su – mówi, od razu zdej­mu­jąc ze mnie ubra­nia.

Ab­so­lut­nie mi to nie prze­szka­dza, chcę po pro­stu jesz­cze raz z nim być. Nie­wa­żne, że go­dzi­nę wcze­śniej upra­wia­li­śmy seks, chcę jesz­cze raz. Być może ten ostat­ni.

Pal­ca­mi pie­ści moją łech­tacz­kę, a ja się cała wy­gi­nam. Po­trze­bu­ję jego do­ty­ku jak tle­nu. Nie wiem, co bez nie­go zro­bię. Ten mężczy­zna ca­łko­wi­cie mnie od sie­bie uza­le­żnił. Mam wra­że­nie, że moje cia­ło bez nie­go jest nie­kom­plet­ne, wy­bra­ko­wa­ne.

Gdy za­głębia się we mnie, cała się roz­pły­wam. Mia­ło być szyb­ko, bo nie mamy cza­su, a mimo to Ma­son po­ru­sza się nie­spiesz­nie, ci­ągle ca­łu­jąc moje usta i szep­cząc mi do ucha, jak bar­dzo mnie uwiel­bia. Nie mówi „ko­cham cię”, ale to nic, bo uczu­cia ma wy­pi­sa­ne na twa­rzy. To mi wy­star­cza.

*

Po wszyst­kim ubie­ra­my się i wy­cho­dzi­my. Chcę po­móc Ma­so­no­wi z ba­ga­ża­mi, ale za­bra­nia mi to ro­bić. Bie­rze dwie wa­liz­ki: po resz­tę przy­je­dzie fir­ma zaj­mu­jąca się prze­pro­wadz­ka­mi. Ostat­ni raz zer­ka na dom i od­je­żdża­my.

– Coś się ko­ńczy, coś za­czy­na – mru­czy pod no­sem.

Nie je­stem pew­na, czy mówi o miesz­ka­niu tu­taj i wy­pro­wadz­ce do No­we­go Jor­ku, czy ogól­nie o swo­im ży­ciu tu­taj. Może ma na my­śli to, iż czu­je, że nasz zwi­ązek zbli­ża się ku ko­ńco­wi? Nie wiem, co my­śleć o jego sło­wach.

Nie do­py­tu­ję. Na ra­zie wolę żyć w bło­giej nie­świa­do­mo­ści. Sie­dzę za­my­ślo­na i ob­ser­wu­ję dro­gę, co chwi­la ukrad­kiem zer­ka­jąc na Ma­so­na. Ma za­ci­śni­ęte zęby i jest sku­pio­ny na dro­dze. Wy­gląda, jak­by nad czy­mś bar­dzo in­ten­syw­nie my­ślał. Czy jego my­śli błądzą w tym sa­mym kie­run­ku, co moje?

Pod­je­żdża­my przed dom, w któ­rym wszyst­ko ma swój po­czątek, a moje ser­ce za­czy­na szyb­ciej bić, gdy wspo­mnie­nia za­le­wa­ją mój umy­sł.

– Da­lej chcesz zo­stać w sa­mo­cho­dzie? – Meer od­wra­ca się w moją stro­nę z tro­skli­wym spoj­rze­niem.

Ki­wam je­dy­nie gło­wą. Nie wej­dę tam. Co, je­śli jest tam Me­lis­sa? Od razu za­dzwo­ni do mo­jej mat­ki i mnie wyda. Nie mogę ry­zy­ko­wać, no i nie chcę się spo­tkać z Lu­kiem. Wy­star­czy, że mu­si­my się wi­dy­wać na kam­pu­sie.

– Nie­dłu­go wró­cę. – Prze­lot­nie ca­łu­je mnie w usta i idzie w stro­nę domu.

De­ner­wu­ję się, bo boję się, co może wy­nik­nąć z ich roz­mo­wy. A może się ja­koś do­ga­da­ją i Ma­son po­sta­no­wi mnie rzu­cić, aby od­zy­skać przy­ja­cie­la?

Zbyt wie­le my­śli w mo­jej gło­wie po­wo­du­je mi­gre­nę. Od mie­si­ąca mam je pra­wie cały czas i na­cho­dzą mnie w naj­mniej ocze­ki­wa­nych mo­men­tach. Naj­go­rzej jest, gdy do­pa­da­ją mnie w trak­cie tre­nin­gów. Wte­dy nie po­tra­fię się sku­pić na grze tak, jak po­win­nam. Nie je­stem sku­tecz­na w stu pro­cen­tach, przez co mo­że­my prze­grać w fi­na­łach. Nie wy­ba­czę so­bie, je­śli z mo­jej winy stra­ci­my szan­sę na zwy­ci­ęstwo.

Ba­wię się te­le­fo­nem, ale nie­wie­le mogę z nim ro­bić, bo po pu­bli­ka­cji sek­sta­śmy usu­nęłam wszyst­kie kon­ta w so­cial me­diach. Nie chcia­łam, żeby pi­sa­li do mnie ja­kieś głu­pie wia­do­mo­ści czy wy­sy­ła­li zrzu­ty ekra­nu z na­gra­nia.

W ko­ńcu włączam so­bie mecz siat­ków­ki ja­kie­jś wło­skiej dru­ży­ny z ro­syj­skim klu­bem. W Eu­ro­pie trwa te­raz Liga Mi­strzów i o zwy­ci­ęstwo wal­czą same naj­lep­sze eu­ro­pej­skie dru­ży­ny. Wi­dzia­łam, że kon­ku­ren­cja jest dość moc­na.

Kie­dy ko­ńczy się dru­gi set, wra­ca Ma­son. Stra­ci­łam po­czu­cie cza­su, nie wiem, jak dłu­go tam był. Przy­glądam mu się, gdy wsia­da do auta. Minę ma nie­od­gad­nio­ną, więc nie mam po­jęcia, jak po­szło. Trud­no go roz­szy­fro­wać.

– Je­dźmy, bo za­raz się spó­źnię na sa­mo­lot – mówi tyl­ko i ru­sza.

Chcę go za­py­tać, na­praw­dę chcę, ale nie wiem, czy to jest od­po­wied­ni mo­ment. Co je­śli w na­szych ostat­nich wspól­nych mi­nu­tach się po­kłó­ci­my i roz­sta­nie­my się w nie­zgo­dzie?

– Na po­cząt­ku było trud­no, ale w ko­ńcu ja­koś do­szli­śmy do po­ro­zu­mie­nia. Nie będzie jak daw­niej, ale przy­naj­mniej mam pew­no­ść, że nie zo­sta­wiam cię tu sa­mej. – W ko­ńcu prze­ry­wa mil­cze­nie.

Pa­trzę na nie­go zdzi­wio­na, bo nie ro­zu­miem, co ma na my­śli.

– Mo­żesz ja­śniej?

– Po pro­stu wy­ja­śni­łem z Lu­kiem kil­ka kwe­stii. Jest jesz­cze wie­le do ob­ga­da­nia, ale zro­bi­my to, gdy na­stęp­nym ra­zem się spo­tka­my. Na ra­zie po pro­stu sta­nęło na tym, że obie­cał mieć na cie­bie oko.

– Cho­le­ra ja­sna, Ma­son. Nie po­trze­bu­ję żad­nej nia­ńki, a już zwłasz­cza nie w oso­bie Luke’a. Po co z nim o tym roz­ma­wia­łeś? – wy­bu­cham, wście­kła, że za­miast do­jść do po­ro­zu­mie­nia ze swo­im przy­ja­cie­lem, po­ru­szy­li mój te­mat.

– Nie po­wie­dzia­łem, że on będzie two­ją nia­ńką, więc wy­lu­zuj i prze­stań się uno­sić. Po pro­stu ktoś musi tu mieć na cie­bie oko, gdy mnie nie będzie.

– Czy­li jed­nak będzie moją nia­ńką. – Wście­kam się, bo nie­wa­żne, co mówi, wy­cho­dzi na jed­no.

Po co Luke ma mnie pil­no­wać? Ma­son mi nie ufa? Sądzi, że go zdra­dzę, czy o co cho­dzi?

Nie chcia­łam się kłó­cić dzi­siaj z Ma­so­nem, ale je­śli nie da mi po­wa­żne­go po­wo­du, dla któ­re­go za­an­ga­żo­wał w to Luke’a, to niech się buja i sam so­bie je­dzie na lot­ni­sko.

– Mio, mo­żesz od­pu­ścić? To nie jest istot­ne. – Ci­ężko wzdy­cha, za­ci­ska­jąc moc­niej ręce na kie­row­ni­cy.

– Nie, nie mogę od­pu­ścić. Wi­dzi­my się dzi­siaj ostat­ni raz na dłu­gi czas pew­nie, a ty nie mo­żesz mi po­wie­dzieć, dla­cze­go Luke ma mnie mieć na oku?

– Szcze­rze? – pyta, jak­by wąt­pił, że ocze­ku­ję od nie­go je­dy­nie szcze­ro­ści.

– No ra­czej! – Chcę usły­szeć praw­dę, nie­wa­żne, jaka ona mia­ła­by być.

– Pa­mi­ętasz wal­ki?

– Jak mo­gła­bym o nich za­po­mnieć... – mó­wię ci­cho, bo to tam wie­le się wy­da­rzy­ło.

– No więc Gu­zman nie był za­do­wo­lo­ny z tam­tej bój­ki, a jesz­cze bar­dziej z mo­je­go wcze­śniej­sze­go ode­jścia. Po­wie­dział, że nie będzie pro­ble­mu, je­śli za­ro­bię dla nie­go jesz­cze tro­chę go­tów­ki... Zgo­dzi­łem się. Wte­dy, gdy ci mó­wi­łem, że wy­cho­dzę na tre­nin­gi, tak na­praw­dę cho­dzi­łem na wal­ki. Za­ro­bi­łem dla nie­go mnó­stwo kasy. Wy­ko­na­łem swo­ją część umo­wy. Gu­zman mnie pu­ścił, jed­nak coś mi pod­po­wia­da, że to nie ko­niec. Nie od­pu­ści tak ła­two. Po­pro­si­łem Luke’a, żeby miał na cie­bie oko, bo boję się, że Gu­zman będzie coś kom­bi­no­wać. Luke da­lej będzie tam wal­czyć, więc może spró­bo­wać się cze­goś do­wie­dzieć. Po pro­stu będę o wie­le spo­koj­niej­szy, wie­dząc, że ktoś tu­taj o cie­bie dba tak jak ja.

Cho­le­ra. Czy to zna­czy, że mogę mieć kło­po­ty? Czy ten mężczy­zna może chcieć mi rze­czy­wi­ście coś zro­bić? Dla­cze­go Ma­son nie po­wie­dział mi o tym wcze­śniej? Chy­ba po­win­nam wie­dzieć ta­kie rze­czy.

– Ma­son, mo­głeś mi po­wie­dzieć praw­dę, a w za­sa­dzie to po­wi­nie­neś mi ją po­wie­dzieć. Nie mo­żesz przede mną za­ta­jać ta­kich rze­czy...

– Nie chcia­łem cię mar­twić. Wi­dzisz? Już je­steś prze­ra­żo­na. Nie martw się na za­pas. Luke się tu­taj wszyst­kim zaj­mie, a w ra­zie cze­go, to spro­wa­dzę cię do sie­bie, do No­we­go Jor­ku.

– Cho­le­ra, Ma­son! Co to zna­czy, że nie chcia­łeś mnie mar­twić? Nie sądzisz, że wy­pa­da­ło­by mi o tym po­wie­dzieć? Mo­gła­bym się wte­dy bar­dziej pil­no­wać, nie wiem, nie cho­dzić sama po zmro­ku czy coś. Zwi­ązek na tym po­le­ga, wiesz? Lu­dzie mó­wią so­bie ta­kie rze­czy! – Pod­no­szę głos, bo je­stem zła, że za­ta­ił przede mną tak wa­żną in­for­ma­cję.

Jak on mógł? Czy w ogó­le za­mie­rzał mi o tym po­wie­dzieć? A może przy­zna­łby to do­pie­ro, jak­by mi się coś sta­ło? Wolę o tym nie my­śleć. Od sa­me­go po­cząt­ku ci mężczy­źni mnie prze­ra­ża­li, a te­raz jesz­cze bar­dziej się boję, gdy przy­pom­nę so­bie, jak mnie ob­ser­wo­wa­li.

– Prze­pra­szam, Mio... Sądzi­łem, że to będzie dla cie­bie naj­lep­sze roz­wi­ąza­nie. Czy od te­raz mo­żesz trzy­mać się bli­żej Luke’a? Że­bym był o cie­bie spo­koj­niej­szy?

Czy on spa­dł z cho­in­ki? Ja mam się zbli­żyć do Luke’a?! Nie ma ta­kiej opcji! Po­mi­ja­jąc już fakt, że ro­dzi­ce by mnie za to za­bi­li, to sama nie chcę być bli­sko nie­go. Był dla mnie dup­kiem, pó­źniej na­stąpi­ła chwi­la prze­rwy na by­cie mi­łym, a pó­źniej znów stał się dup­kiem. Naj­pierw mu­sia­łby mnie chy­ba z mi­lion razy prze­pro­sić, że­bym po­de­szła do nie­go bli­żej niż na od­le­gło­ść stu me­trów.

– Czy mo­że­my na ra­zie zo­sta­wić ten te­mat? Chcia­łbym te ostat­nie mi­nu­ty spędzić z tobą ina­czej niż na kłót­ni, a już do­je­żdża­my na lot­ni­sko. Mo­żesz uda­wać choć przez mo­ment, że ta roz­mo­wa nie mia­ła miej­sca? Gdy do­le­cę, to po­roz­ma­wia­my o tym wszyst­kim na wi­de­ocza­cie. Co ty na to?

Ki­wam gło­wą. Ma­son na ra­cję, to nie czas i miej­sce na ta­kie roz­mo­wy. Po­win­ni­śmy się cie­szyć wspól­nym cza­sem.

– Do­bra, ale nie od­pusz­czę ci tego te­ma­tu. Przez cie­bie te­raz boję się wra­cać sama do domu – przy­zna­ję prze­ra­żo­na.

– Za dnia ci nic nie zro­bią, nie zbli­żą się na­wet. Po pro­stu je­śli wie­czo­rem będziesz gdzieś szła, za­bie­raj ze sobą Luke’a albo któ­re­goś z chło­pa­ków. Zna­ją te­mat, będą wie­dzieć, co ro­bić.

Do­je­żdża­my na par­king. Zna­le­zie­nie wol­ne­go miej­sca zaj­mu­je nam dłu­ższą chwi­lę. W ko­ńcu uda­je mi się ja­kieś wy­pa­trzyć i Meer tam wje­żdża. Uda­je mi się wy­gra­mo­lić z auta bez obi­cia drzwia­mi sąsied­nie­go po­jaz­du.

Ma­son wy­ci­ąga swo­je ba­ga­że, tym ra­zem nie pro­te­stu­je, gdy ofe­ru­ję mu swo­ją po­moc. Daję mi naj­mniej­szą wa­liz­kę, ale i tak się cie­szę, że mogę mu po­móc.

Im bli­żej we­jścia na lot­ni­sko, tym bar­dziej zbie­ra mi się na płacz. Za­gry­zam war­gę, żeby się po­wstrzy­mać, bo nie chcę, aby zo­ba­czył moje łzy. Dam radę. To tyl­ko pó­łto­ra roku. Po­ra­dzi­my so­bie. Na pew­no. Poza tym se­zon nie trwa przez cały rok, a ja mam prze­rwy, wa­ka­cje i tak da­lej. Będzie do­brze, musi być.

Nad­cho­dzi mo­ment roz­sta­nia. Nie wy­trzy­mu­ję. Z mo­ich oczu wy­le­wa się mo­rze łez. Ma­son ocie­ra ka­żdą z nich i moc­no mnie do sie­bie tuli. Pa­trzę na nie­go.

– To nie ko­niec, praw­da? – py­tam, po­ci­ąga­jąc no­sem, bo prze­ra­ża mnie ta per­spek­ty­wa.

– Nie, mała, to nie jest ko­niec. To do­pie­ro po­czątek, obie­cu­ję ci – mówi i skła­da na mo­ich ustach po­ca­łu­nek.

Jest inny niż wszyst­kie na­sze do­tych­cza­so­we. Po­wol­ny, słod­ki, a jed­no­cze­śnie gorz­ki. Mam wra­że­nie, że w ten spo­sób się ze mną że­gna. Czu­ję sło­ny po­smak swo­ich łez, ale nie za­wra­cam so­bie tym gło­wy. Te­raz li­czy się tyl­ko on i nic wi­ęcej.

– Do zo­ba­cze­nia – mó­wię, gdy się ode mnie w ko­ńcu od­su­wa. Sło­wa przy­cho­dzą mi z wiel­kim tru­dem.

– Ko­cham cię, nie wątp w to i bądź dziel­na – mówi, a ja pa­trzę na nie­go jak za­cza­ro­wa­na.

Po­wie­dział to, w ko­ńcu to po­wie­dział. Nie wie­rzę. Uśmie­cham się przez łzy i od­po­wia­dam tym sa­mym. Od­su­wam się, po­zwa­la­jąc mu ode­jść. Ufam, że do mnie wró­ci. Musi wró­cić.

Ob­ser­wu­ję go, gdy kro­czy w stro­nę sta­no­wisk od­pra­wy. Wje­żdża ru­cho­my­mi scho­da­mi na górę, za­raz znik­nie mi z oczu.

– Od­wróć się – po­wta­rzam jak man­trę, chcąc jesz­cze raz uj­rzeć jego twarz.

Robi to, od­wra­ca się, uśmie­cha się de­li­kat­nie i zni­ka mi z pola wi­dze­nia.

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki
``