9,99 zł
Presley nie uważała się za atrakcyjną. Ojciec wyrzucał jej, że jest chłopczycą, macocha wypominała brak kobiecości. Miała wielką miłość: konie i wyścigi. Kane’a poznała, gdy macocha sprzedała mu jej ukochanego konia. Kane zgodził się go oddać pod warunkiem, że Presley wprowadzi go w ekskluzywny świat ludzi związanych z wyścigami. Aby nie podejrzewano ich o korzystny układ, miał przedstawiać ją jako narzeczoną. Presley przyjęła jego propozycję chłodno. Nie sądziła, że ten mężczyzna rozbudzi w niej namiętność...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 158
Tłumaczenie:Katarzyna Ciążyńska
– Możesz mi pokazać ogród…
Kane Harrington zerknął w stronę łukowych okien w holu na tyłach Harrington House, za którymi po zachodzie słońca szare niebo jeszcze pociemniało.
– Trochę za ciemno na spacer.
Sprytna szelma – na imię miała Joan, jeśli dobrze zapamiętał – przysunęła się bliżej.
– Mnie to nie przeszkadza.
Ale jemu przeszkadzało. Przeszkadzały mu też wszystkie te młode kobiety i ich matki, które miały nadzieję, że poświęci im choć kilka minut.
Był jedynym Harringtonem do wzięcia, więc znalazł się w centrum uwagi podczas imprezy, którą razem z bratem, Masonem, urządzili dla miejscowych notabli, by pochwalić się swoją nową rezydencją oraz stajnią.
Nagle cztery godziny, które jakoś przecierpiał, zaczęły dawać mu się we znaki.
– Wybacz. – Starał się mówić z żalem. – Właśnie sobie przypomniałem, że muszę wykonać pilny telefon.
Szybkim krokiem oddalił się do gabinetu niedostępnego dla gości. Miał tu biurko i komputer, choć nie mieszkał w rezydencji z Masonem i jego narzeczoną EvąMarie.
Z westchnieniem opadł na fotel za biurkiem. Ciężkie rzeźbione drzwi odgradzały go od gwaru. Nagłe zmęczenie przypomniało mu, czemu unikał towarzyskich spotkań. Gdy tylko rozeszła się wieść, że odziedziczyli z bratem dość pieniędzy, by zasłużyć na miano miliarderów, zaczęła go ścigać nieprzyzwoita liczba kandydatek na żonę.
Zgodził się na tę imprezę, by zwrócić uwagę liczących się osób na ich nowe stajnie. Ojciec zadbał o ich finanse. Musieli jednak postarać się zdobyć rozgłos wśród wpływowych ludzi w Kentucky, krainie muzyki bluegrass. Kane postanowił nie szczędzić starań, by ich nazwisko znalazło się na ustach wszystkich podczas największych wydarzeń tego roku związanych z wyścigiem o Potrójną Koronę. Kiedy tylko chwilę odpocznie…
Zdumiewające, jak bardzo znużyły go przybyłe tu tego dnia kobiety. On szukał wyzwań, czegoś, co wykraczałoby poza sztampę. Dotąd tego nie znalazł. I ta ucieczka, wyraz jego bezradności. Skutek pełnego kalkulacji zachowania dziewczyny, które budziło w nim niechęć.
Leniwie kliknął ikonkę poczty. Ekran wypełnił stały zestaw reklam i korespondencji biznesowej. Niezależnie od tego, jak często sprawdzał skrzynkę, zdawało się, że wciąż się zapełnia. Nagle jego wzrok przyciągnęło nazwisko Vanessy i jego świat zatrzymał się na długie sekundy.
Rozpoznał je, choć minęło kilka lat. W końcu Vanessa miała zostać jego teściową. Oczami wyobraźni ujrzał Vanessę z córką, obie roześmiane. Były do siebie podobne, tyle że ciemnowłosa Vanessa wcześnie posiwiała. Włosy jej córki Emily były czarne jak noc. Ta myśl go zasmuciła.
Wbrew rozsądkowi otworzył mejla i przeczytał go, podczas gdy załączone zdjęcie się ładowało.
„Kane, być może nie powinnam do Ciebie pisać. Chciałam Cię tylko poinformować, że wszystko jest w porządku i że Emily ułożyła sobie życie”.
Kane zerknął na zdjęcie, które pojawiło się na ekranie, i poczuł się, jakby ktoś uderzył go w splot słoneczny.
Oto i ona, piękność, którą chciał nazwać swoją. Myślał wtedy, że nigdy nie przestanie jej kochać. Teraz już nie czuł miłości. Zamiast tego zalała go znajoma fala słabości, która po raz pierwszy zatruwała mu życie podczas choroby matki i jej śmierci. Potem Emily uległa wypadkowi, ale nie chciała jego pomocy. Uznała ją za litość.
Obok niej na zdjęciu widniał przeciętnie wyglądający mężczyzna w smokingu. Jego oczy błyszczały szczęściem. Ponad ramieniem Emily Kane dostrzegł uchwyt wózka inwalidzkiego. Więc wciąż jest przynajmniej częściowo sparaliżowana. Jest też piękną żoną mężczyzny, który najwyraźniej spełniał jej potrzeby lepiej niż Kane, niezależnie od tego, jak bardzo Kane się starał.
Poczuł złość. Musiał niechętnie przyznać, że Emily miała prawo ułożyć sobie życie. Ale on miał prawo o tym nie wiedzieć, a tymczasem przypomniano mu, że nie sprostał. Podrywając się na nogi, zignorował uderzenie fotela o ścianę. Niewiele myśląc, wybiegł z gabinetu i szedł holem, nie zauważając mijanych gości. Wyobrażał sobie, że w tym momencie nie miał zbyt przyjaznej miny.
Sposób, w jaki ludzie schodzili mu z drogi, potwierdzał jego podejrzenia i rozpalał złość.
Ale on wiedział, czego mu trzeba. W stajni zawsze znajdował spokój. W akceptacji koni. W zapachu ziemi, który osadzał go w teraźniejszości.
Zaraz po wejściu zwolnił kroku, jego oddech się uspokoił, serce wróciło do normalnego rytmu. Przystanął, zasłuchany w ciche szuranie końskich kopyt i głosy zwierząt, które wyczuły jego obecność. Gdy znów ruszył naprzód, jego kroki były niemal niesłyszalne. Razem z bratem spełnili swoje marzenie o wysokiej klasy stajni i koniach, z których jeden zostanie kiedyś championem.
Żałował tylko, że ojciec nie dożył tej chwili.
Raptem jakiś pisk zakłócił ciszę. Kane usłyszał głos z prawej strony alejki. Więc nie jest tutaj sam. Jakaś para postanowiła się tu zabawić? Normalnie by to zignorował, ale to skrzydło miało być niedostępne dla gości. Ponieważ właśnie tu trzymali nowego ogiera rozpłodowego.
Sun przyjechał dopiero wczoraj. Kane nie chciał, by niepokoili go gapie. Koń musi przywyknąć do nowego miejsca. Skierował się w stronę, skąd płynęły dźwięki. Z każdym krokiem bardziej się denerwował, gdyż zdawało się, że głos dochodzi z boksu właśnie ogiera. I należał do kobiety. Albo mówiła coś do konia albo szeptała do ucha mężczyźnie.
Gdy był już naprawdę blisko, jego uwagę zwróciło coś jeszcze. Tylne drzwi stajni były uchylone, pokazując mu skrawek ciemnego nieba… i światło stajni odbite w metalu. Pickup? Przyczepa?
Czy ta kobieta chce ukraść konia?
Obszedł boks szerokim łukiem, by móc coś zobaczyć, samemu nie będąc widzianym. Kiedy się zatrzymał, poczuł, jak wali mu serce. Już nie był znudzony.
Ogier stał nieruchomo, jakby zahipnotyzowany głosem kobiety, ona zaś nie przestawała do niego mówić. Z tego, co Kane zdołał dojrzeć, a stała do niego tyłem, rzeczywiście szykowała konia do transportu.
Jej strój nie wskazywał na niecne zamiary. Przez otwarte drzwi boksu Kane dojrzał płaskie sandały z paskami zdobionymi sztucznymi kamieniami. Luźna letnia sukienka z szaroniebieskiego materiału muskała jej ciało, nie podkreślając figury. Karmelowe włosy ściągnęła w koński ogon. Był ciekaw jej twarzy, ale przede wszystkim chciał wiedzieć, co tu robi.
Stał w milczeniu dobre dziesięć minut, zgadując jej intencje. Miała nadzwyczajny talent, potrafiła uspokoić olbrzymiego ogiera, któremu nadali ksywkę Bestia. Postronek, koc i owijki na końskich nogach nie pozostawiały wątpliwości, że planowała opuścić ich dom razem z koniem. Jakby pickup i przyczepa nie dowodziły tego dość jasno.
Kiedy skończyła przygotowywać konia, Kane uznał, że pora wkroczyć do akcji. Wyszedłszy z cienia, zablokował drzwi boksu. Najpierw zobaczył go koń i uniósł łeb.
Mała złodziejka nie zorientowała się tak szybko. Położyła dłoń na szyi konia i mówiła do niego łagodnie. Koń zarżał, zdawało się, że kiwnął głową. Kane nie był pewien, czy zwierzę jej przytaknęło, czy chciało ją ostrzec. Oparł się o framugę i poważnym tonem huknął:
– A co my tu mamy?
Presley tak skoncentrowała się na Sunie, że zapomniała o zagrożeniu, jakie stanowili Harringtonowie. Zorientowała się, że została przyłapana przez jednego z braci, a nie stajennego. Przypominając sobie o papierach, które miała w kieszeni, uniosła głowę i odwróciła się do niego.
– Jestem Presley Macarthur. A kim pan jest?
Znała odpowiedź. W końcu Kane pojawił się kilka razy w kronice towarzyskiej, choć jego brat Mason był częstszym bohaterem tych stron i pewnie po dzisiejszym ogłoszeniu zaręczyn z EvąMarią Hyatt zajmie całą stronę.
Mogłaby z pamięci wyrecytować historię braci, dawnych stajennych, którzy stąd wyjechali, kiedy ich ojciec dżokej został wykluczony ze środowiska. Wrócili tu w minionym roku, odziedziczywszy dużą sumę pieniędzy po śmierci ojca, z planem odniesienia sukcesu w świecie wyścigów konnych.
Mężczyzna stał w milczeniu, a ona nie zamierzała się poddać ani tłumaczyć. Pomyślałby, że ma nad nią przewagę, co nie było prawdą.
Odsunął się od drzwi i podszedł bliżej.
– Mógłbym uznać, że skoro przebywa pani w mojej stajni i kradnie mojego konia, to wie pani, kim jestem.
Powróciła złość i zażenowanie, które Presley poczuła, kiedy macocha przyznała się, co zrobiła z Sunem.
– Nie kradnę. Zabieram to, co należy do mnie.
– Nie sądzę – odrzekł Kane. – Mam dokument poświadczający, że legalnie kupiłem tego konia.
Sun się poruszył, jakby rozumiał, o czym rozmawiają. Presley położyła dłoń na jego kłębie.
– Legalnie? Jest pan pewien?
Jedyną odpowiedzią Kane’a było uniesienie brwi. Presley starała się nad sobą panować. W obliczu jego pewności siebie ogarnął ją strach, a to było coś nowego. Od lat miała do czynienia z mężczyznami, którzy na wieść, że to kobieta rządzi, usiłowali wykazać swoją wyższość, więc w sytuacjach zawodowych strach był jej obcy.
– Jeśli w tym dokumencie jako sprzedający nie występuje Presley Macarthur, to obawiam się, że kupił pan tego konia nielegalnie.
Natychmiast chciała cofnąć te słowa. Przyjąć inną taktykę. Spokojnie się do tego przygotowywała, a teraz wszystko diabli wzięli.
– Chciałam powiedzieć, że nastąpiło nieporozumienie.
– Zgadzam się, ponieważ kupiłem tego konia ze stajni Marjorie Macarthur, wdowy po panu Macarthurze.
Kiedy ona wyjechała z domu.
– Jestem tego pewna, panie Harrington. – To nazwisko ledwie przechodziło jej przez gardło. – Tyle że Sun jest moją własnością, jedynej córki Macarthura. Nie wdowy po nim. – Uśmiechnęła się tak słodko, jak potrafiła. Fałszywie, rzecz jasna. – Chociaż obie jesteśmy właścicielkami firmy.
Jego złowieszcze spojrzenie omal nie sprawiło, że zaczęła się jąkać. Sięgnęła do bocznej kieszeni i wyjęła kopię dokumentu.
– Jeśli potrzebuje pan dowodu, proszę.
Kane podszedł bliżej, a jej dłonie zaczęły się pocić. Miała świadomość, że to nie tylko stresująca sytuacja tak na nią działa. Musnął jej palce, biorąc od niej dokument, a jej się wydawało, że zajęła się ogniem. Presley niełatwo wpadała w zachwyt czy stan uniesienia. Nigdy do tej pory żaden mężczyzna nie działał na nią tak jak Kane. Jakby dopadło ją tornado, kłębiąc jej emocje i myśli, tworząc zamęt, którego nie była w stanie kontrolować czy choćby pojąć. Kiedy Kane czytał dokument, miała moment, by się pozbierać, nim znów przyszpili ją wzrokiem.
– Cóż, wygląda na to, że znaleźliśmy się w impasie.
– Nie. – Mówiła, jakby była dzieckiem, które wymaga pomocy. – Sytuacja jest jasna. Zabieram Suna do domu.
– A czek, który wręczyłem pani Macarthur?
Presley starała się nie skrzywić.
– Zapewniam, że otrzyma pan zwrot całej sumy. – Niezależnie od tego, jak bardzo ucierpi na tym jej biznes.
– A co z moją reputacją?
– Słucham? – Przekrzywiła głowę, zaciskając palce na postronku Suna.
Kane podszedł jeszcze bliżej, rzucając na nią cień.
– Kupiłem tego konia nie bez powodu. Na pewno jest pani świadoma, ile nasz program hodowlany zyska na posiadaniu ogiera tego kalibru.
– Rozumiem, nie wiem tylko, czemu miałabym się tym przejmować.
Spojrzenie Kane’a powiedziało jej, że już on się postara, by musiała się tym przejąć.
– Wydaje mi się, że moi goście nie zgodziliby się z panią.
– O czym pan mówi?
– Oboje znamy się na tym biznesie – odrzekł. – Wiemy, że niemal w takiej samej mierze zależy od reputacji, co od sukcesów naszych koni.
Och, oczywiście, Presley to wiedziała. Musiała stoczyć walkę z macochą, by po śmierci ojca trzymać ją z dala od stajni. Macocha nie miała o tym pojęcia, widziała w koniach jedynie pieniądze, których chciała wciąż więcej, niezależnie od tego, kogo po drodze krzywdziła.
„Oni potrafią wyczuć najsłabsze ogniwo lepiej niż pies myśliwski i wydrą to siłą lub szantażem lepiej niż prawnik. Nigdy przy nich nie okazuj słabości”.
Ojciec powtarzał jej to raz za razem, czemu więc zdecydował, że jego córka i żona mają być współwłaścicielkami biznesu, który zbudował ciężką pracą jeszcze przed narodzinami Presley? Macocha była tu najsłabszym ogniwem, a Presley miała przeczucie, że Harrington doskonale o tym wiedział.
Kiedy stanął za jej plecami, pochyliła się i przeszła pod szyją konia, by znaleźć się w bezpiecznej odległości. Kane uniósł brwi, lecz nie nazwał jej tchórzem.
– W mojej opinii pani macocha popełniła czyn niezgodny z prawem. Proszę też wziąć pod uwagę sytuację stajni Harringtonów związaną z wycofaniem ogłoszenia, że Sun do nas dołączy. – Przeszywał Presley niewzruszonym spojrzeniem, które powinno doprowadzić ją do szału, a tymczasem przyprawiło ją o dziwne dreszcze. – Jeśli moja reputacja na tym ucierpi, ucierpi też pani opinia.
Oczy Kane’a mówiły Presley, że będzie zmuszona do licznych ustępstw, czy tego chce czy nie.
Kane dokładnie wiedział, kiedy Presley zdała sobie sprawę, że nie wyjdzie z tej opresji bez konsekwencji. Potrafiła nieźle ukrywać emocje, ale jej piękne oczy w kolorze mchu ją zdradziły.
Próbowała jakoś się z tego wymigać.
– Naprawdę m-mi przykro…
Nie powinien cieszyć się jej jąkaniem ani pragnąć, by było skutkiem czegoś więcej niż tylko presji, jaką na niej wywierał. Bo wtedy okazałby się złym człowiekiem. A jednak to nie powstrzymało jego satysfakcji. Ani zaciekawienia.
– Więc jest pani przykro, że macocha popełniła błąd. Jak zamierza mi pani to wynagrodzić?
Dopiero kiedy szerzej otworzyła oczy, uświadomił sobie, jak to zabrzmiało. Pożądanie, jakie rozpaliła w nim ta kobieta, sprawiło, że jego głos lekko ochrypł. Nie zdarzyło mu się to od czasu, gdy wrócił do Kentucky.
A nawet wcześniej, do diabła.
Czemu akurat ona? Nie rzucała się w oczy. Sukienkę miała niebrzydką, z materiału dobrej jakości, ale za luźną, by podkreśliła kobiece kształty. Ciekaw był, co się pod nią kryje. Z bliska zauważył jeszcze jedno. Podczas gdy wszystkie kobiety tego wieczoru miały bogaty makijaż, twarz Presley była naturalna. Nie podkreśliła nawet błyszczykiem warg. Nagle wyprostowała się, jakby chciała wydać się wyższa.
– Co ma pan na myśli?
Jej reakcja go zaintrygowała. Ostatnia rzecz, jakiej pragnął, to słaba kobieta, którą trzeba się opiekować – ten typ miał na niego zgubny wpływ, co udowodniła Emily. Teraz miał przed sobą atrakcyjną kobietę sukcesu. Jeśli w plotkach, które słyszał, było coś z prawdy, prócz prowadzenia firmy udzielała też konsultacji w kwestii hodowli koni.
Potrząsnął głową, ignorując jej pytanie, a jednocześnie myślał, jak rozwiązać tę łamigłówkę, świadomy, że jego milczenie działa onieśmielająco. Co się z nim dzieje? Najpierw wpadł w złość. Teraz rozważał…
Szantaż?
Nie. Pomysł, który wpadł mu do głowy, był nieprzyzwoity. Presley patrzyła na niego podejrzliwie. Kane polegał na instynkcie, ale zwykle nie palił się do działania. Dokładnie ważył konsekwencje. Robił plany. Impulsywne działanie było raczej w stylu Masona.
Ten wieczór pokazał co innego.
Okazja była zbyt kusząca.
– Będzie pani musiała to jakoś naprawić…
– Poważnie bym się zastanowiła na pana miejscu, zanim spróbuje mnie pan zmusić do czegoś niewłaściwego.
– Och, nic podobnego. – Pozwolił, by jego zwodniczo uspokajający ton wprawił ją w zmieszanie, podczas gdy sam przeszedł na drugą stronę konia i naruszył jej osobistą przestrzeń.
Presley jeszcze bardziej zesztywniała. Najwyraźniej jej się to nie podobało. A może jednak? Z tak bliska nie mógł nie dostrzec przyspieszonego pulsu u podstawy szyi czy tego, że koniuszkiem języka zwilżała wargi. Przyłapał ją też na tym, jak spuściła wzrok na jego dopasowane spodnie i szybko przeniosła go na jego twarz, a poczucie winy przyciemniło jej oczy.
To przecież nic strasznego, jeżeli wykorzysta jej zainteresowanie, by zyskać nad nią przewagę. A może to egoistyczne? Cóż, to nie odwiedzie go od jego planu.
– Po prostu bardzo dobrze się poznamy.
– Co? – Jej głos zaskrzypiał, a na policzki wypłynął rumieniec, który powiedział Kane’owi, że trafił w dziesiątkę.
Zrobił krok, zmuszając ją do cofnięcia się pod ścianę.
– Znam pani nazwisko, stajnie i rodzinę. – Miał uczucie, że jego uśmiech jej nie uspokaja. – Tak jak wszyscy w tym stanie, i nie tylko.
– Więc?
Och, podobał mu się ten lekko zdyszany głos.
– Więc kiedy pojawimy się razem, to będzie jak pani pieczęć aprobaty dla stajni Harringtonów.
– Razem? – spytała wysokim głosem.
Kane oparł rękę na ścianie ponad jej ramieniem. Czy będzie odpowiadać mu tylko jednym słowem? Jego bliskość wytrąciła ją z równowagi, wydawało się, że wije się jak piskorz pod jego spojrzeniem. I to nie ze strachu.
– To znaczy, kiedy będziemy robić wrażenie, że jesteśmy razem – uściślił. – Żeby wszyscy myśleli, że jesteśmy kochankami.
– No… nie.
– Jest pani pewna?
– Jestem pewna, że mogę udzielić panu poparcia w inny sposób.
Tyle że on tego nie chciał.
– Nie dając do zrozumienia, że została pani do tego zmuszona?
– Wyjdzie mi to lepiej niż udawanie pańskiej…
– Kochanki? – Odnosił wrażenie, że tematy zbyt osobiste wprawiają pannę Macarthur w zakłopotanie.
– Zdecydowanie.
Cofnął się, wyciągając przed siebie ręce.
– Okej. Powiemy wszystkim prawdę. Że pani macocha wydębiła ode mnie niewiarygodną sumę pieniędzy…
– Nieprawda. – Presley oparła ręce na biodrach, mimo woli przyciskając sukienkę do ciała, co pozwoliło mu dojrzeć krągłości, które rozpaliły jego zainteresowanie.
Presley była tego nieświadoma.
– Ona tylko…
– Co? – spytał wyzywająco, krzyżując ramiona. – Omyłkowo sprzedała mi konia, który do niej nie należał?
Wyraz twarzy Presley wiele o niej mówił. Kane znał mnóstwo ludzi, którzy na jej miejscu stwierdziliby, że nie mają z tym nic wspólnego, więc nie biorą za to odpowiedzialności. Ale nie Presley. Mogłaby rzucić macochę wilkom na pożarcie, a tymczasem uniosła głowę i spytała:
– Jakie konkretnie są pańskie oczekiwania?
Cóż, wymyślił to na poczekaniu i nie znał odpowiedzi.
– Możemy o tym porozmawiać.
– Możemy o tym porozmawiać teraz. – Przyjęła taką samą postawę jak Kane.
Zaczynał rozumieć, że była pełna sprzeczności. Bystrą i odważną kobietę w określonych sytuacjach ogarniało onieśmielenie. Która z tych Presley jest prawdziwa?
– Postanowiłem, że podczas sezonu wyścigowego sporo czasu poświęcę na życie towarzyskie – oznajmił. – Mogłaby mi pani towarzyszyć.
– Jako pańska dziewczyna?
Powściągnął uśmiech.
– Może mnie pani przedstawić znajomym, zagaić rozmowę, która pozwoli mi zaprezentować stajnię…
– Dbając o to, żeby i pana uznano za ogiera.
– Jeśli nie docenia pani znaczenia osobistych relacji, chyba krótko jest pani w tym biznesie.
Choć była od niego dużo młodsza – pewnie jakieś dziesięć lat – wiedział, że jest zawodowcem. A potencjalni klienci chcą pracować z ludźmi, których znają, którzy zostali już sprawdzeni i zaakceptowani.
– Jeżeli pod koniec sezonu będę usatysfakcjonowany, wszystko, co złe, zostanie zapomniane.
– Nie – oznajmiła, patrząc na niego przez zmrużone oczy. – Pan bardzo dużo na tym zyska, i to właściwie bez żadnego wysiłku.
– Ma pani jeszcze jakąś propozycję?
– Tak. Dziesięć procent zniżki od sumy, którą mam panu zwrócić. Uczestniczenie w licznych imprezach będzie mnie kosztowało sporo czasu i pieniędzy. Myślę, że taka rekompensata jest sprawiedliwa, skoro to pan odniesie z tego korzyść.
Powoli skinął głową. W tej kwestii mógł okazać wspaniałomyślność.
– Pewnie honorarium za pani konsultacje byłoby wyższe. Niech to będzie czterdzieści procent.
Otworzyła szeroko oczy, aż Kane omal się nie zaśmiał. Nie spodziewała się takiej hojności, ale Kane miał tyle pieniędzy, że nie wiedział, co z nimi począć, a miał ochotę spędzić z nią czas. Niezależnie od kosztów.
– Ale będzie pani udawała moją kochankę.
Tym razem jej mina oznaczała sprzeciw.
– Nikogo nie będzie obchodziło pani poparcie, jeśli dowiedzą się, że za nie zapłaciłem – ciągnął – więc to niezbywalna część umowy. Może ją pani zaakceptować albo nie.
– W takim razie dorzucam jeszcze jeden warunek. – Ostrzegawczo uniosła palec. – Będzie pan trzymał ręce przy sobie.
– Będę trzymał ręce przy sobie poza sytuacjami wymagającymi innego zachowania.
– I to pan zdecyduje, które to sytuacje?
– Za to pani może mnie dotykać, kiedy przyjdzie pani ochota.
– Skoro jestem tak hojny – rzekł Kane, zanim Presley miała szansę ułożyć sobie to, co wydarzyło się w ciągu minionej pół godziny – proponuję, żebyśmy wrócili na przyjęcie i zaczęli naszą grę.
– Co? – Myślenie nie było w tym momencie jej najsilniejszą stroną.
– Jeśli dziś chce pani zabrać Suna do domu, nie ma na co czekać.
Czemu jego arogancka mina sprawiała, że miała chęć go uderzyć, a jednocześnie przesunąć kciukiem wzdłuż łuku jego brwi?
– Kiedy już pokażemy się razem, sam dopilnuję, żeby go bezpiecznie załadowano na przyczepę.
Omiótł wzrokiem jej strój. Ubrała się stosownie na przyjęcie, choć nie zamierzała w nim uczestniczyć.
Jej też nie umknęła ironia tej sytuacji. Kane sądził, że zdobył pomocnika, który wprowadzi go w zamknięte kręgi towarzyskie ludzi związanych z wyścigami. Co się stanie, gdy się zorientuje, że Presley nie jest osobą towarzyską?
Duże zgromadzenia przyprawiały ją o pokrzywkę. Brała udział w przyjęciach wyłącznie pod naciskiem ojca i zwykle starała się robić jak najlepsze wrażenie, podpierając ściany. Mężczyźni, którzy nieustannie dzwonili, prosząc ją o radę, zachowywali się, jakby mieli klapki na oczach, gdy tylko wkładała sukienkę.
Nie miała im tego za złe. Kiepsko prezentowała się w eleganckich ciuchach i czuła się w nich niewygodnie. Mimo wszystko wielu mężczyzn podchodziło do niej na przyjęciach, by porozmawiać o biznesie. Niekończące się rozmowy na temat koni gasły, gdy na horyzoncie pojawiały się ładniejsze kobiety, więc przyjęcia stały się dla Presley polem minowym, po którym nie potrafiła się poruszać.
Może Kane tego nie zauważy?
– Idziemy?
Kane na pozór uprzejmie wskazał, by szła pierwsza. Jego ciemne oczy mówiły jednak otwarcie, że jeśli nie będzie z nim współpracowała, rozpuści informację o jej macosze i ją zniszczy.
Opuściła boks, starając się nie zabrudzić sandałów. Kojąca swojskość, którą czuła w obecności zwierząt, zniknęła, gdy ruszyła przez stajnię. Mijając Kane’a, po raz kolejny była pod wrażeniem jego wzrostu.
Informacje, jakie posiadała na temat braci Harringtonów, pochodziły głównie z plotek, a dotyczyły zwłaszcza Masona. Kane wrócił tu niedawno, a mieszkał w domu w zabytkowym centrum miasta. Podobno był samotny, choć nie z powodu braku zainteresowania ze strony kobiet. Wiele z nich chętnie zabrałoby go na jazdę próbną.
Presley nie będzie ich ulubienicą. Zwolniła kroku, wracając myślą do poważnej wady planu Kane’a. Nie najlepiej się do tego nadawała. Obawa, że Kane zorientuje się, jak bardzo jest nieprzydatna, rozpaliła jej policzki.
Nie mogła jednak dopuścić do tego, by z powodu chciwości i niekompetencji macochy ucierpiała jej opinia.
Zbliżywszy się do wyjścia, przystanęła. Kane nieco ją wyprzedził, po czym się zatrzymał. Zerknął pytająco przez ramię. Jego spojrzenie było wymowne. Miała uczucie, że czasu spędzony z Harringtonem nie wypełnią pogaduszki o wszystkim i o niczym.
Co zresztą byłoby miłą odmianą po nieskończonych godzinach pustych rozmów z macochą.
O rety! Zapomniała, że Marjorie przez cały tydzień ekscytowała się dniem otwartym w domu Harringtonów, więc będzie świadkiem jej galowego przedstawienia. A była więcej niż świadoma słabości Presley i dzieliła się tym bez skrępowania przy każdej okazji. Nie mściwie – po prostu nie wpadło do jej pustej głowy, że te opowieści wprawiają Presley w zażenowanie.
Nie mogła się na to zgodzić.
– O co chodzi, Presley?
Mogłaby skłamać, lecz jego perswazyjny ton przywołał na jej usta najmniej oczekiwane słowa.
– Jak mogę udawać, że jestem – lekko odchrząknęła – kochanką kompletnie obcego człowieka?
Nie wydawał się zbity z tropu jej pytaniem.
– Chciałaby pani najpierw to przećwiczyć? – spytał głosem, który wywołał w niej dreszcz.
Tak.
– Nie. Potrzebuję tylko czasu.
– A ja chcę, żeby wszyscy mówili o czymś jeszcze poza tym, że słynny ogier nie trafi do mojej stajni.
– Tym właśnie się martwię.
Na dźwięk jego nieoczekiwanego śmiechu Presley zamarła. Kane bez uprzedzenia pogłaskał ją po brodzie. Zaskoczona ciepłym dotykiem podniosła wzrok, lecz jego twarz znajdowała się w cieniu, więc nie mogła nawet odgadnąć jego myśli. On tymczasem przywarł wargami do jej ust. Poczuła się obezwładniona.
Nie, nie wpychał języka do jej ust. Nie był nazbyt natrętnym chłopcem, któremu brak cierpliwości. Większość jej intymnych doświadczeń tak właśnie wyglądała. Kane tylko dotykał wargami do jej ust. Dość długo, by mogła przewidzieć jego następny ruch.
Kiedy ten nadszedł, zabrakło jej tchu. Muskał jej wargi, aż je rozchyliła. Nadal nie robił niczego na siłę. Czubkiem języka wodził wzdłuż konturu jej warg. Na moment wsunął język między zęby Presley, a potem się odsunął.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że jej świat w tym momencie ograniczył się do tego mężczyzny.
– Jak pan śmiał? – wydyszała.
Zerknął na nią z góry. Jej spojrzenie powędrowało za jego spojrzeniem i policzki znów zaczęły ją palić.
Bezwiednie ściskała poły jego marynarki. Dyszała jak koń po wyścigu, a przyspieszone tętno znajdowało zawstydzające echo w pulsowaniu ciała. Mężczyzna, który stał przed nią z opuszczonymi rękami, wydawał się nieporuszony.
– Mówiłam, żeby trzymał pan ręce przy sobie.
– Nie używałem rąk – odparł. – Widzi pani? Nic złego się nie stało.
Kłamał w żywe oczy.
Tytuł oryginału: Unbriddled Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2018
Redaktor serii: Ewa Godycka
© 2018 by Dani Wade
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN: 9788327643612
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.