9,99 zł
Niespodziewany spadek umożliwia Masonowi powrót do rodzinnego miasta. Ma do wyrównania dawne porachunki, chce także spełnić swe marzenia. Przejmuje elitarną stadninę koni będącą własnością dziewczyny, która kiedyś złamała mu serce. Bardzo chce się na niej zemścić, ale pożądanie bierze górę...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 155
Tłumaczenie:Julita Mirska
Mason Harrington czuł się tak, jakby odniósł największy sukces w życiu: w końcu ile osób ma szansę spełnić swoje marzenie, a jednocześnie dokonać upragnionej zemsty?
– Przed chwilą zatwierdzono wniosek o egzekucję – oznajmił dyrektor banku. – Rodzina jeszcze nie została powiadomiona…
– Chętnie sam ją poinformuję.
Spojrzenie bankowca i kuksaniec wymierzony przez brata uzmysłowiły Masonowi, że się zagalopował. No tak, Kane miał żal do Daultona Hyatta, że zniszczył opinię ich ojca, ale to on, Mason, poznał na własnej skórze, do czego facet jest zdolny. Nigdy nie zapomni, z jaką satysfakcją Daulton go upokorzył, w dodatku na oczach Evy-Marie, która nawet nie kiwnęła palcem w jego obronie.
– Byłem temu przeciwny – kontynuował dyrektor banku. – Chciałem pomóc Evie-Marie wyjść na prostą.
– Evie-Marie? A to nie Daulton potrzebuje pomocy? – zdziwił się Kane.
Mężczyzna siedzący po drugiej stronie biurka zerknął na leżące przed nim papiery.
– Nie powinienem poruszać prywatnych spraw moich klientów. Po prostu…
– Proszę pana – przerwał mu Mason. – Bank zamieścił informację o sprzedaży w internecie. My oferujemy więcej, gotówką, niż wynosi cena podana w ofercie. Czy mamy zwrócić się do zarządu?
Nie, tego bankowiec nie chciał, sądząc po jego minie.
– Możemy natychmiast zlecić przelew – rzekł Kane. – Nasza oferta ważna jest godzinę. Więc jak będzie?
Mason wystraszył się, ale Kane wiedział, co robi.
Bankowiec skinął powoli głową.
– Nie mogę powstrzymać egzekucji. – Wstał z fotela, poprawił marynarkę i krawat. – Zostawię panów na moment i poproszę sekretarkę, żeby przygotowała dokumenty.
Mason pogratulował sobie w duchu. Bracia Harringtonowie na ogół osiągali zamierzone cele, zwykle dzięki uporowi i wytrwałości; w tym wypadku pomógł spadek. Pieniądze zdecydowanie mają siłę sprawczą.
Harrington senior zmarł pół roku temu. Większość życia spędzili we trzech. Byli zszokowani, kiedy powiedział im, że ma raka. A potem przekazał im drugą zaskakującą informację.
Ich matka pochodziła z bardzo zamożnej rodziny mieszkającej w sąsiednim stanie. O tym wiedzieli. Zmarła na nowotwór mózgu, kiedy Mason miał siedem lat. Natomiast nie wiedzieli, że zostawiła im coś w spadku. Coś? To była fortuna! A ojciec rozsądnie zarządzał pieniędzmi, powiększając i tak już olbrzymi majątek.
Harringtonowie często żyli na skraju ubóstwa. Wtedy, gdy Mason stracił pracę u Hyattów, wrócili w rodzinne strony matki. Oczywiście ani on, ani Kane nie mieli pojęcia, że ojciec cały czas oszczędzał „na przyszłość”.
I ta przyszłość właśnie nastała.
Kiedy umierający wyjawił im prawdę, Mason spytał: dlaczego nie skorzystałeś z tych pieniędzy, żeby polepszyć życie sobie i nam? Odparł, że jego teściowie uważali, iż poślubił ich córkę nie z miłości, lecz dla kasy, a on chciał im pokazać, jak bardzo się mylą.
Chłopcy wychowywali się wśród koni. Ojciec był znakomitym trenerem; „jego” ogiery często wygrywały zawody. Nauczył synów wszystkiego, co sam wiedział. Niezależnie od tego obaj zdobyli doświadczenie, pracując w najlepszych stadninach. Teraz mogli mieć własną hodowlę koni wyścigowych. I przy okazji zemścić się na Evie-Marie Hyatt.
– Nie podoba mi się twoja mina – powiedział Kane, przyglądając się bratu.
Mason zaczął krążyć po gabinecie.
– Nie mogę uwierzyć, że to się wreszcie dzieje.
– Wiesz, że ojciec by nie chciał, abyśmy po piętnastu latach mścili się na Hyattach?
Choć faktycznie minęło prawie piętnaście lat, Mason nadal czuł ból i gniew, jakby wszystko wydarzyło się zaledwie parę dni temu. Kane’owi wydawało się, że to było zwykłe zauroczenie, ale on, Mason, kochał Evę-Marie do szaleństwa.
– Wiem – mruknął. Jako zemsta wystarczy mu zdumienie na twarzy Evy-Marie i tego despoty, Daultona. – Chyba nie zmieniłeś zdania, co? – spytał brata.
Kane długo milczał. Widać było, że w garniturze czuje się nieswojo. Obaj zwykle chodzili w dżinsach i flanelowych koszulach, ale zważywszy na spadek i zmianę pozycji społecznej, musieli przyzwyczajać się do bardziej starannego ubioru.
– Nie, ale… – Kane potrząsnął głową. – Sam nie wiem. Coś mi mówi, że sprawy potoczą się inaczej, niż sobie wyobrażasz. Zresztą podejrzewam, że Hyattom będzie wszystko jedno, kto kupi ich posiadłość.
Mason wrócił pamięcią do domu Hyattów, o który matka Evy-Marie dbała pieczołowicie i który był całym jej życiem. A w którym on, Mason, był zaledwie dwukrotnie. Raz, gdy zaniósł dokumenty Daultonowi – Bev Hyatt dreptała wtedy za nim, pilnując, by nie zabrudził jej drogocennych dywanów; a drugi raz, gdy rodzice Evy-Marie wyjechali na dwa dni, zostawiając ranczo na głowie córki.
– Wszystko jedno? Nie sądzę.
Przez okno sypialni Eva-Marie zobaczyła zbliżającą się luksusową limuzynę oraz lśniącą nową furgonetkę. Jęknęła w duchu; nie miała ochoty na gości! Była brudna i spocona, od paru godzin obijała ściany w dawnej garderobie materiałem dźwiękoszczelnym, w dodatku głowa pękała jej z bólu.
No trudno. Wzięła się szybko w garść i zbiegła po schodach na tyłach domu. Musiała chronić rodziców, którzy kiedyś uwielbiali błyszczeć w towarzystwie, a obecnie stronili od ludzi.
Dotarła do bocznego wejścia w chwili, gdy pojazdy zatrzymały się na podjeździe. Lekko zdenerwowana, przeczesała ręką włosy. Zajmowanie się rodzicami i domem sprawiało, że z miesiąca na miesiąc stawała się coraz większym odludkiem.
Z pierwszego auta wysiadł dyrektor banku. Patrząc na jego nienaganny garnitur, sama w spodniach dresowych i zakurzonym T-shircie poczuła się nieswojo. Ale to kierowca furgonetki wzbudził jej ciekawość. Nie znała go, ale coś w jego dumnie wyprostowanej sylwetce i w pewnym siebie sprężystym kroku wydało jej się znajome. Po chwili doznała olśnienia: Mason Harrington! Nie widziała go od piętnastu lat. Codziennie o nim myślała, lecz nie próbowała go odszukać. Podejrzewała, że jest ostatnią osobą, z którą chciałby rozmawiać.
Czas dobrze się z nim obszedł. Ciemnoblond włosy miał krótko przycięte na bokach, dłuższe u góry; ręce duże, spracowane, o długich palcach, usta pełne, brodę mocno zarysowaną. Był wyższy niż przed laty, bardziej umięśniony. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w nią intensywnie, jakby usiłowały przewiercić ją na wylot.
Dawny chłopak był teraz mężczyzną z krwi i kości. Mężczyzną, którego nie mogła dopuścić przed oblicze swojego ojca. Pośpieszyła gościom naprzeciw i ignorując Masona, popatrzyła na bankowca.
– Clive, co cię sprowadza?
– Obawiam się, złotko, że mam złe wieści.
Korciło ją, by zerknąć na Masona, sprawdzić, czy wie, o co chodzi. Oczywiście musiał wiedzieć, inaczej by go tu nie było.
– Myślałam, że w zeszłym miesiącu wszystko ustaliliśmy?
– Niestety zarząd nie wyraził zgody.
– Ale… – Zamilkła. – Nie zdołałeś…
– Przykro mi. Zamierzałem dziś do ciebie zadzwonić, ale – łypnął na Masona – byłem zajęty.
Zakręciło jej się w głowie. W ciągu ostatnich pięciu lat wiele przeszła. Ile jeszcze wytrzyma?
– To znaczy…?
Mason postąpił krok do przodu.
– To znaczy, że jestem nowym właścicielem.
Nie była w stanie spojrzeć mu w oczy. Ponownie zwróciła się do Clive’a:
– Potrzebuję odrobinę więcej czasu.
– Za późno – oznajmił chłodno Mason.
– Clive, wkrótce klacze się oźrebią…
Bankowiec podszedł bliżej i położył dłoń na jej ramieniu.
– Sama wiesz, że to starczy na kilka rat – powiedział łagodnie. – Potem znów będziecie zalegać. Zrobiłaś, co mogłaś, Evo. Nie ma sensu przedłużać agonii.
Ma przegrać z Harringtonem? Przyznać się do porażki? Przełknęła łzy i powiodła wzrokiem po wielkich rozłożystych drzewach, które były świadkiem jej pierwszych kroków, po majaczącym w oddali jeziorze, w którym uczyła się pływać, po wzgórzach, których widok działał na nią tak kojąco. Kiedyś ranczo tętniło życiem, a teraz…
Starała się, naprawdę ciężko pracowała. Ale ilekroć myślała, że zaraz skończą się kłopoty, pojawiały się kolejne. Popatrzyła na Masona. Sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. Czy tak bardzo jej nie lubi? Najwyraźniej.
– Kiedy mamy się wyprowadzić? – spytała cicho.
Podszedł bliżej. Zdumiało ją, że w ogóle usłyszał pytanie.
– Jak najszybciej – odparł. – Szczegóły ustalisz później z Clive’em. Teraz chciałbym cię prosić, żebyś oprowadziła mnie po moim nowym nabytku. – Jego twarz nie zdradzała cienia współczucia.
Eva-Marie przyjrzała się uważnie człowiekowi, któremu przed laty oddała swoje serce i ciało. I przyglądając mu się, żałowała, że nie ma odwagi, aby odwinąć się i strzelić mu z liścia.
Kiedy wszedł za Evą-Marie do jej domu, satysfakcja, jaką czuł z pokonania Hyattów, zamieniła się w konsternację. Dom wydawał się… ogołocony; był jak wspaniały obraz, z którego ktoś zdarł warstwy farby, zostawiając tylko zagruntowane płótno. Owszem, zostały dawne eleganckie szafki w kuchni, kryształowe klamki, ozdobne elementy z kutego żelaza, ale znikły piękne serwisy, porcelanowe figurki, grafiki. Puste półki i ściany tchnęły smutkiem.
Mason wędrował za Evą długim korytarzem prowadzącym od bocznego wejścia. Minęli jadalnię, salon, ze dwa puste pokoje i doszli do znajdującej się w głębi domu sali z ogromnym marmurowym kominkiem oraz wielkim orientalnym dywanem na podłodze. Meble nosiły ślady używania, tapicerka była przetarta, ale nie to zwróciło uwagę Masona, lecz kwiaty na stole.
Doskonale pamiętał ze swojej pierwszej wizyty ogromne bukiety w przepięknych wazonach, które stały dosłownie wszędzie, po kilka w pokoju. Dziś nie widział wazonów; ten w sali kominkowej był pierwszy, prosty, szklany, a kwiaty, które w nim stały, wyglądały tak, jakby zerwano je na łące. To znaczy były ładne, świeże, ale w niczym nie przypominały dawnych bukietów.
W parze siedzącej przed kominkiem rozpoznał rodziców Evy-Marie. Postarzeli się. Bev Hyatt była starannie uczesana, miała na sobie jedwabną bluzkę, elegancką spódnicę oraz perły.
– O co chodzi? – spytał Daulton dudniącym głosem, od którego zatrzęsły się ściany. – Clive, co tu robisz?
Dyrektor banku przywitał się z gospodarzami, po czym odsunął się na bok. Mason sądził, że z przyjemnością będzie patrzył na reakcję Hyattów na wieść o utracie domu, mimo to nie potrafił zmniejszyć dystansu między sobą a nimi na tyle, by z bliska obserwować ich twarze. Żeby przypadkiem nie odwrócić wzroku, przywołał w pamięci dzień, kiedy ojciec poinformował jego i Kane’a, że po dziesięciu latach, na żądanie Hyatta, został zwolniony z pracy.
– Mamo, tato…
Eva-Marie mówiła tak cicho, że ledwo ją słyszał. Uwielbiał jej głos, niski, ochrypły, zmysłowy.
– Bank sprzedał nasz dom.
Bev Hyatt wciągnęła z sykiem powietrze, jej mąż zaklął.
– Sprzedał? Jak to możliwe? Clive, wytłumacz się.
– Tatusiu…
– Przykro mi, panie Hyatt. Nie mogłem nic…
– Po co człowiekowi osobisty doradca bankowy, jeśli nie można na niego liczyć?
– Tato, Clive wielokrotnie nam pomagał. Teraz niestety musimy spojrzeć prawdzie w oczy i…
– Nie zamierzam się wyprowadzać! – Rozległ się głośny stukot, jakby uderzenie laską o podłogę. – Zresztą nie wierzę, żeby bank tak szybko znalazł kupca!
Clive odsunął się, wskazując na Masona.
– To jest pan Mason Harrington z Tennessee – oznajmił. – On i jego brat zgłosili się do nas dziś rano.
Daulton zmrużył oczy.
– Po cholerę komuś z Tennessee ranczo w Kentucky?
Czując wyrzut adrenaliny, Mason podszedł bliżej.
– Zamierzam założyć stajnię wyścigową, a to miejsce idealnie się do tego nadaje.
W spojrzeniu Hyatta dostrzegł błysk rozpoznania, a po chwili wściekłość.
– Znam cię! – Daulton pochylił się, ignorując dłoń żony na ramieniu. – Jesteś tym łapserdakiem, tym stajennym od siedmiu boleści, który usiłował dobrać się do mojej córki!
I dobrał, odpowiedział mu w myślach Mason.
– Ten łapserdak, panie Hyatt, już nie jest stajennym. I w przeciwieństwie do pana ma na koncie miliony dolarów.
– Łapserdak zawsze pozostanie łapserdakiem! Chcesz założyć hodowlę koni wyścigowych? Nigdy nie odniesiesz sukcesu. Zbankrutujesz w ciągu roku!
– Może. – Mason wyszczerzył zęby. – To już wyłącznie moja sprawa.
Hyatt zrobił się czerwony na twarzy. Po chwili zaczął się podnosić.
– Kochanie… – szepnęła ostrzegawczo jego żona.
Daulton Hyatt dźwignął się na nogi, wykonał krok i runął na podłogę. Ktoś krzyknął i wszyscy oprócz Masona, który stał skonsternowany, rzucili się na pomoc. Kobiety wraz z Clive’em uniosły Hyatta do pozycji siedzącej. Eva-Marie kucnęła przy ojcu. Potargana, w zakurzonym ubraniu, obejrzała się przez ramię.
– Mason, czy mógłbyś na chwilę zostawić nas samych? – Skinęła w stronę korytarza.
Ilekroć słyszał władczy ton, szczególnie z ust któregoś z Hyattów, zawsze odczuwał chęć sprzeciwu. Dziś jednak posłusznie skierował się ku drzwiom, a idąc, myślał o słowach Kane’a, że sprawy potoczą się inaczej, niż sobie wyobrażał.
Ręce jej drżały, kiedy pomógłszy ojcu usiąść z powrotem w fotelu, wyszła do holu, gdzie czekał Mason. Z deszczu pod rynnę, jak mówi przysłowie. Przysłuchując się gniewnej wymianie zdań, miała wrażenie, jakby trafiła do wehikułu czasu i cofnęła się do tego dnia, kiedy ojciec wydzierał się na osiemnastoletniego Masona.
Całe życie się pilnowała, by nie nadepnąć ojcu na odcisk, nie zdenerwować go, nie narazić się na jego złość. Kiedy w końcu dorosła i nabrała pewności siebie, ojciec przestał się wściekać przy byle okazji. Owszem, nadal wybuchał, ale wyłącznie w chwilach silnego stresu, a wtedy ona kurczyła się w sobie jak wtedy, gdy była dzieckiem.
Teraz musiała wyjść do Masona, porozmawiać z nim; nawet nie miała czasu, by się uspokoić lub włożyć niewidzialną zbroję. Jego obecność tu wydawała jej się czymś niepojętym, lecz wyraz pogardy na jego twarz był jak najbardziej prawdziwy.
– Gratuluję, Mason – powiedziała, starając się nie gapić na jego szerokie ramiona okryte stylową marynarką. Oprócz marynarki miał na sobie ciemne dżinsy i skórzane kowbojki, a w ręce trzymał czarny kowbojski kapelusz.
Słysząc kroki, odwrócił się i uniósł lekko brwi.
– Czego?
– Zmiany w życiu. Najwyraźniej dobrze ci się powodzi, skoro…
– …nie pozwalam bogaczom sobą pomiatać?
Eva-Marie zastygła. Jego słowa wszystko tłumaczyły: co czuł w dzieciństwie, jak postrzegał ich rozstanie, dlaczego wrócił. Podejrzewała, że obecna sytuacja sprawia mu wiele satysfakcji.
– W czym mogłabym ci pomóc? – spytała.
– Mogłabyś mnie oprowadzić po piętrze.
Ruszyła przed siebie, zatrzymując się przy kolejnych pokojach. Starała się być głucha na docinki i krytykę.
– Nie bardzo mi się podoba to, co tu zrobiliście. Minimalizm posunięty do granic absurdu.
Tak, to prawda. Sama cierpiała katusze, patrząc na puste wyjałowione wnętrza, ale nie chciała, aby inni poddawali krytyce jej ukochany dom.
Zamiast wdawać się w dyskusję na temat braku drogich mebli, wazonów czy obrazów, pokazywała Masonowi piękny parkiet, importowane kafelki i różne udogodnienia, na które ojciec nalegał.
– Zrobiłeś dobry interes – oznajmiła możliwie neutralnym tonem.
– Doskonały.
Stali na półpiętrze, zwróceni twarzą do okna, za którym rozciągał się widok na stajnie, łąki i las.
– Wciąż przychodzi ogrodnik?
– Już nie.
– To wiele tłumaczy.
Eva-Marie spięła się jeszcze bardziej. Spodziewała się krytyki, ale kolejne słowa Masona zbiły ją z tropu.
– Brat i ja chcemy zaproponować pracę zatrudnionym tu osobom. Tylko dlatego, że dom zmienił właściciela, nie wszyscy muszą na gwałt szukać nowego zajęcia. – Zmarszczywszy czoło, Mason popatrzył z wysokości półpiętra na parter. – Dom wymaga gruntownego remontu…
Dom wymaga remontu, potem będzie jak nowy, służba nie musi się o nic martwić ani szukać nowej pracy. Tylko oni, Hyattowie, zostaną na lodzie, z niczym. Eva-Marie westchnęła ciężko.
– To miło z twojej strony – powiedziała cicho. – Obecnie mamy jednego pracownika, Jima, który zarządza stajnią.
Mason wytrzeszczył oczy.
– A resztą kto się zajmuje?
– Ja.
– Pierzesz? Sprzątasz? – Pokręcił głową. – Pamiętam rozpieszczoną panienkę, która wszystko miała podane na tacy. Zmieniłaś się.
Eva-Marie się zaczerwieniła.
– Jeśli to komplement, to dziękuję. – Ruszyła wyżej. – Na piętrze znajduje się nieduży salonik, sypialnie i łazienki.
– Rodzice tu urzędują? W sypialni małżeńskiej?
– Nie, na dole, za kuchnią. – Dawniej pokoje za kuchnią przeznaczone były dla służby. – Schody są zbyt wielką przeszkodą dla ojca.
– W takim razie chętnie zobaczę główną sypialnię.
Eva-Marie skręciła w lewo.
– Co dolega ojcu?
– Stwardnienie rozsiane – odparła rzeczowym tonem. Nie ma sensu się roztkliwiać, narzekać na trudy związane z byciem opiekunką chorego. – W ciągu ostatnich dwóch lat jego stan bardzo się pogorszył.
Stan matki również, nie na skutek choroby, lecz z powodu utraty pozycji społecznej, którą cieszyła się niemal od urodzenia.
Weszli do dawnej sypialni rodziców. Właściwie były to dwa połączone pokoje z grubą listwą wieńczącą pod sufitem; w każdym wisiał ogromny kryształowy żyrandol. Pokój zapierał dech w piersi, nawet w obecnym kształcie, bez mebli czy zasłon.
Eva-Marie odsunęła się na bok, podczas gdy Mason zwiedzał. Odgłos jego kroków dudnił na drewnianej podłodze.
– Jak widzisz, są tu dwie garderoby i dwie łazienki, choć przydałby im się remont.
– To nie problem – odrzekł Mason.
Stał na środku pomieszczenia. Niemal całą jedną ścianę zajmował kominek. Eva-Marie pamiętała, jak w śnieżne dni przychodziła do mamy do łóżka: piły gorącą czekoladę i wpatrywały się w strzelające płomienie. W łazience mamy znajdowała się piękna marmurowa wanna, na tyle głęboka, że jako mały brzdąc ona, Eva-Marie, w niej pływała. Przypuszczalnie jednak Mason wymieni urządzenie na nowszy wypasiony model z hydromasażem.
– A twój pokój?
– Jest tam, gdzie dawniej, na końcu korytarza. – Wstrzymała oddech. Modliła się, by Mason nie chciał tam zaglądać. Pośrodku, między jej sypialnią a sypialnią rodziców, był pokój Chrisa. Błagam, idźmy stąd! Bała się, że nie zdoła pohamować łez. – Drugie piętro od lat jest nieużywane. Są tam dwie spore łazienki, a dwa większe pokoje mają kominki. Aha, no i nadal mieści się tam biblioteka.
Mason milczał. Ciekawa była, czy pamięta, jak zaprowadziła go kiedyś na górę, by pokazać mu swoje najbardziej ukochane miejsce w całym domu. Uwielbiała godzinami przesiadywać w bibliotece. Schodziła na dół, gdy mama wołała ją do stołu. Chyba pamiętał, bo ruszył ku schodom.
– Może górę zostawimy na inny dzień – zaproponowała.
Zeszli na dół. Z ręką zaciśniętą na kryształowej klamce odwrócił się przy drzwiach.
– Gdyby pojawiły się problemy, mój prawnik się z tobą skontaktuje. Miło było cię znów widzieć – dodał, uśmiechając się z zadowoleniem.
Eva-Marie skinęła głową. Chciałaby móc powiedzieć to samo.
Tytuł oryginału: Reining in the Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2017 by Katherine Worsham
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3839-7
www.harlequin.pl