Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Helena bardzo lubi pomagać w klinice weterynaryjnej, gdzie pracuje jej starsza kuzynka Weronika. Gdy znajduje małego kotka, potrąconego przez samochód, zabiera go prosto do kliniki. Helena pomaga w opiece nad kotkiem, którego nazywa Karmelem. Dziewczynka bardzo martwi się, że nie można ustalić, kto jest jego właścicielem.
Karmel ma dosyć przebywania w klinice, a najbardziej nie podoba mu się szorstki opatrunek na nodze. Nikt jednak się po niego nie zgłasza. Gdzie Karmel znajdzie miejsce, które mógłby uznać za swój dom?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 54
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Heleny i jej pięknego kota Karmela,których historia zainspirowała mniedo napisania tej książki.
– Lepiej się pospieszmy, Helenko – powiedziała Weronika, spoglądając na zegarek i przyspieszając kroku. – Dziś rano mamy dużo pracy, bo przychodzą te dwa psy na operację. Muszę wszystko przygotować.
– Pomogę – powiedziała radośnie Helena, wykonując piruet na chodniku przed kuzynką. Pomaganie w klinice weterynaryjnej było dla niej ulubioną atrakcją. – Mogę sama zająć się karmieniem i posprzątać klatki. Umiem to robić.
Weronika uśmiechnęła się do niej.
– Wiem. Jesteś najmłodszą pielęgniarką weterynaryjną w kraju. Masz prawie tyle samo lat praktyki co ja.
– Jeszcze nie zdecydowałam, kim chcę zostać czy pielęgniarką, czy lekarzem weterynarii – powiedziała Helena z powagą. – Weterynarz ma mnóstwo odpowiedzialnych obowiązków. Nie wiem, czy dałabym radę wykonać operację. Tak naprawdę nie lubię widoku krwi. Ale może się przyzwyczaję.
– Na pewno – zapewniła Weronika. – Też tego nie lubiłam, kiedy zaczęłam się szkolić na pielęgniarkę, ale teraz krew w ogóle mi nie przeszkadza.
– Ten śliczny króliczek z oklapłym uchem pewnie już poszedł do domu? – spytała Helena. Była zachwycona głaskaniem króliczka, gdy kilka dni wcześniej poszła po szkole odwiedzić Werkę w klinice. – Był taki przyjazny i... Ooo, co to jest? – Przestała tańczyć na chodniku i z niepokojem popatrzyła na samochód zaparkowany przed nimi. Pod samochodem widać było fragment bladego, piaskowego futerka.
– O nie... – mruknęła Weronika. – Helenko, nie patrz, dobrze? Zaczekaj tutaj.
– Co to jest? – powtórzyła dziewczynka. Nagle zrobiło jej się niedobrze, a serce zaczęło jej mocno bić. Nie chciała podchodzić bliżej i patrzeć, co to takiego. Ale jednocześnie nie mogła stać z boku. To coś przypominało kota, ale przecież koty zazwyczaj tak nie leżą – wyciągnięte jak długie, w każdym razie na pewno nie na jezdni. Jeśli już, to w jakimś ciepłym, bezpiecznym miejscu. – Czy to kot? – szepnęła żałośnie do Weroniki, podchodząc bliżej. – Przejechał go samochód?
Weronika odwróciła się do niej, marszcząc brwi, ale widać było, że nie ma szans, by Helenka trzymała się z dala od całej sytuacji. Dziewczynka kochała koty, mimo że nie miała swojego. Weronika wiedziała też, jaka wrażliwa jest jej kuzynka.
– Tak mi się wydaje. Nie płacz, Helenko. To na pewno był wy... – Helena jednak nie słuchała.
– Zobacz! Poruszył się! Jestem pewna, że się poruszył.
Weronika odwróciła się na pięcie. Kotek leżał nieruchomo i nie przypuszczała, że może się w nim jeszcze tlić życie, ale Helena miała rację! Drgnął, choć był to ledwo zauważalny ruch.
– Ojej... – szepnęła. – Musimy zabrać go do kliniki, i to natychmiast. Monika i Piotrek niedługo przyjdą. Na pewno musi go zbadać weterynarz.
– Ale jak go tam zabrać? Nie zrobimy mu krzywdy, jeśli go podniesiemy? – Helena kucnęła przy samochodzie, przyglądając się kociakowi. Jedna z jego tylnych łap była mocno spuchnięta i wydawała się wygięta pod dziwnym kątem, a przy tym prawie nie było widać, żeby oddychał. Oczka jednak miał już częściowo otwarte, niczym wąziutkie złote szparki. Patrzył na nie.
– Tak, lepiej byłoby go nie ruszać – przyznała Weronika. – Poza tym może nie chcieć, żebyśmy go dotykały. Ale musimy szybko go zanieść do kliniki. Jest w szoku i mam wrażenie, że leży tu już długo, jest taki wychłodzony. – Ściągnęła swój duży szal i delikatnie owinęła nim kotka, po czym podniosła go, bardzo ostrożnie próbując podtrzymać ranną łapkę.
Helena patrzyła na to, przygryzając wargę. Widziała w klinice koty, które syczały na Werkę czy weterynarzy lub drapały ich ze strachu albo z bólu. Miała nadzieję, że ten kotek nie będzie próbował się wyrwać. Wydawało się, że nie ma na to siły.
Może był po prostu zbyt osłabiony, a może rozumiał, że Weronika i Helenka próbują mu pomóc. Leżał nieruchomo na rękach Weroniki, gdy dziewczęta pospiesznie szły ulicą. Helena biegła truchtem obok kuzynki, niosąc torbę i co rusz spoglądając na kotka. Łebek opadał mu na przedramię Werki, a jego pyszczek otwierał się co jakiś czas w maleńkim, bezgłośnym miauknięciu.
– Może coś go boli – powiedziała z niepokojem do kuzynki.
– Możliwe. Ale jesteśmy prawie na miejscu. Zobacz, jest samochód Moniki, na szczęście już przyjechała.
Helena mocnym pchnięciem otworzyła drzwi kliniki i rozejrzała się. Monika musiała być gdzieś na zapleczu albo poszła na górę zaparzyć kawę.
– Helenko, potrzymaj go – Weronika ostrożnie podała jej zawiniątko w szalu. – Zabierz go na zaplecze. Pójdę poszukać Moniki.
Helena stała bezradnie. Kot prawie nic nie ważył i się nie poruszał. Miała okropne przeczucie, że tego nie przeżyje – był zbyt słaby.
– Wytrzymaj – szepnęła, niosąc go do sali, w której Monika i Piotrek przeprowadzali operacje. Nie wiedziała, czy powinna położyć go na stole, ale nie chciała tego robić. Stół był zimny i twardy, a chciała, by kotek wiedział, że ktoś się o niego troszczy. – Wytrzymaj, proszę... Wyleczymy cię.
Złocisty kotek otworzył oczy i popatrzył na nią. Nie rozumiał, co się dzieje. Miał poczucie, że wszystko go boli, i był bardzo przestraszony. Ciągle nie był pewien, co się zdarzyło – w ciemności pojawiły się niespodziewanie rażące światła i rozległ się straszny hałas. Później nie pamiętał już nic, aż ocknął się na skraju jezdni, a jego łapy były poturbowane i nie mógł wstać.
Tak bardzo chciał iść do domu, zwinąć się w kłębek w swoim koszyku i schować się, dopóki nie poczuje się lepiej. Ale był tak oszołomiony i było mu tak niedobrze, że nie wiedział, gdzie jest jego dom. A każdy ruch sprawiał mu ból. Nie mógł chodzić, jedną z tylnych łap w ogóle nie był w stanie ruszać, a druga też bardzo bolała. Był zdolny wykonać tylko dziwne podskoki, przy których ciągnął zranioną łapę za sobą. Zdołał pokonać kawałek drogi, ale potem poczuł się taki zmarznięty i zmęczony, że schował się pod zaparkowanym samochodem. Kiedy już się położył, trudno mu było znów wstać. Teraz czuł wokół siebie ciepło rąk dziewczynki. Podobał mu się też jej łagodny głos. Wydawała się miła i potarł łebkiem o jej przedramię, tak troszeczkę, by okazać wdzięczność. Za bardzo wszystko go bolało, by zrobić coś więcej, i oczy znowu mu się zamknęły.