Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zosia pomaga w schronisku dla zwierząt, gdzie pracuje jej ciocia Jola. Niebawem przed progiem schroniska ktoś podrzuca w pudełku trzy maleńkie szczenięta, którymi trzeba się zająć. Szczególnej opieki wymaga najmniejsze z nich, suczka Inka.
Zosia wie, że nie może mieć własnego psa, ale z upływem dni coraz bardziej przywiązuje się do szczeniąt, najbardziej zaś kocha Inkę. Jak dziewczynka poradzi sobie z rozstaniem, gdy suczka trafi do nowego domu?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 55
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Suczka, najmniejsza z całego miotu szczeniąt, cichutko zaskamlała. Kartonowe pudło przestało się poruszać, ale nikt nie przyszedł, by ją wyciągnąć. Wciąż było bardzo ciemno. Nie podobało jej się to. Nie wiedziała, gdzie jest jej mama, a doskwierał jej głód.
Pisnęła zdezorientowana i przestraszona, gdy pudłem wstrząsnął niski, dudniący dźwięk. Suczka miała wrażenie, że znowu się porusza. Najpierw pudło się zakołysało, a potem przesunęło. Jej dwaj bracia wpadli prosto na nią, przyciskając ją do ściany, gdy samochód wszedł w ostry zakręt.
Zdawało się, że jazda ciągnie się w nieskończoność, ale suczka nie mogła się nawet zwinąć i przespać. Za każdym razem, gdy robiło jej się wygodnie, pudło znowu się ślizgało i wszystkie szczenięta wpadały na siebie. Ale nie miało to nic wspólnego z ich baraszkowaniem w wielkim koszu w domu. Zderzenia były bolesne, a nie dało się odskoczyć i przytulić do mamy, kiedy miało się już dosyć zabawy.
Suczka wciśnięta w najdalszy kąt zaczęła nerwowo drapać swoich braci. Znowu siedzieli na niej! Po chwili zorientowała się, że się zatrzymali. Pudło już się nie przesuwało. Jej bracia ostrożnie się podnieśli. Szczenięta nasłuchiwały i lekko się wzdrygnęły na dźwięk otwieranego bagażnika. Potem pudło powędrowało w górę, a następnie opadło na ziemię z donośnym łoskotem.
Rozległy się kroki, które się oddalały. A potem pieski zostały same.
– Jesteś gotowa do wyjścia, Zosiu? – Ciocia Jola stała na tarasie ich domu, ubrana w kalosze i w polar z nazwą schroniska dla zwierząt Czerwinek.
– Tak! – Zosia pobiegła korytarzem, wciskając do pudełka śniadaniowego paczkę suszonych moreli, którą mama znalazła w głębi kuchennej szafki. Obie z mamą zapomniały, że w tym tygodniu będą jej potrzebne drugie śniadania, więc posiłek, który zabierała Zosia, składał się tak naprawdę z tego, co im się nawinęło pod rękę. A taką miała ochotę na kanapki z miodem!
– Gdzie twoja starsza siostra? – spytała ciocia Jola, zaglądając przez korytarz do kuchni.
– Jeszcze śpi. – Zosia pokręciła głową. – Kinga uważa, że zwariowałam, skoro wstaję tak wcześnie, chociaż nie muszę.
– Gdybyś została i siedziała w domu z siostrą, to przez całe ferie wielkanocne oglądałabyś telewizję! – zawołała mama. – W schronisku będzie znacznie ciekawiej!
– Słyszałam! – rozległ się z góry głos Kingi. – Nie śpię i nie oglądam telewizji. Uczę się! W łóżku! Do zobaczenia później, ciociu. Przyjadę odebrać Zosię.
Kinga miała wkrótce zdawać egzamin gimnazjalny, więc uczyła się całymi dniami. Zosia bardzo się cieszyła, że ciocia Jola pozwoliła jej pomagać w schronisku – zwykle mogła to robić tylko po lekcjach. Nudno byłoby siedzieć w domu z Kingą, a mama i tak nie mogła wziąć wolnego w pracy. Czasami po szkole dziewczynka spotykała się ze swoją przyjaciółką Blanką, teraz jednak ta wyjechała na całe ferie do dziadków.
– Dziękuję, że mogę z tobą spędzić cały dzień w schronisku – powiedziała Zosia do cioci, gdy szły do schroniska, które znajdowało się mniej więcej dziesięć minut drogi od domu Zosi.
– Nie ma za co! – kobieta uśmiechnęła się do niej. – Wiesz, tu wcale nie będzie lekko i przyjemnie. Mam dla ciebie długą listę zadań, takich jak sprzątanie wybiegów dla psów, szczotkowanie kotów, a może nawet robienie na drutach kamizelek dla świnek morskich – popatrzyła na zaniepokojoną minę dziewczynki. – Spokojnie, tylko sobie żartuję, Zosiu! Obiecuję, że będziesz mogła zrobić wiele pożytecznych rzeczy, ale głównie zależy mi na spacerach z psami, jeśli oczywiście nie będzie padało. W weekendy rzadziej wyprowadzamy je na spacery, bo wtedy mamy najwięcej odwiedzających. Na pewno bardzo chcą się porządnie wybiegać.
Schronisko Czerwinek było niewielkie, ale przyjmowało różne zwierzęta. Pracownicy robili co mogli, by wszystkie znalazły nowe domy, ale nie zawsze było to łatwe. Ciocia Jola pracowała tam od trzech lat – odkąd przyszła do schroniska po kota i wróciła do domu z Barnim, cudnym pręgowanym kocurem. Zobaczyła też wtedy wiele innych potrzebujących opieki zwierząt. W tym czasie pracowała jako recepcjonistka u miejscowego weterynarza. Dlatego sporo wiedziała też o schronisku i zgłosiła się, by pomagać tam w wolnym czasie. A gdy zaproponowano jej stanowisko kierowniczki, nie zastanawiała się ani chwili i przyjęła propozycję. Zosia też była tym zachwycona.
– Masz szczęście, że codziennie jesteś w schronisku i spotykasz te wszystkie psy – powiedziała z westchnieniem. – Jak będę starsza, na pewno będę pracować w takim miejscu. A może zostanę weterynarzem? – dodała rozmarzona.
Ciocia uśmiechnęła się do niej.
– Praca w schronisku jest wspaniała – zgodziła się. – Ale bywają też smutne momenty. Czasami naprawdę się wściekam, gdy widzę, że ludzie nie dbają o swoje zwierzęta jak należy. Zresztą to nie zawsze jest wina właścicieli. Czasami bardzo kochają swoje zwierzęta, ale po prostu nie mogą już się nimi opiekować tak jak dawniej, bo są chorzy albo brakuje im sił. To bardzo przykre – westchnęła. – Chciałabym zabrać je wszystkie do domu. Ale cztery koty to już sporo.
Pręgowany Barni niedługo mieszkał sam. Ciocia przepadała za puszystymi kotami.
– Mhm. A czy w poprzedni weekend ktoś przygarnął psa albo kota? – spytała Zosia. Uwielbiała słuchać o nowych domach, do których trafiały zwierzęta. Lubiła sobie wyobrażać samą siebie w niektórych opowieściach cioci. Bardzo chciałaby mieć psa ze schroniska, ale wiedziała, że to niemożliwe. Nie byłoby w porządku zostawiać zwierzaka samego w domu, podczas gdy mama szła do pracy, z kolei Kinga w ogóle nie była miłośniczką psów. Kiedy miała około czterech lat, pewien bernardyn pogonił ją w parku. Mama odprowadzała ją wtedy do przedszkola, a Kinga jechała na hulajnodze. Pies co prawda chciał się tylko przywitać, ale Kinga o tym nie wiedziała i przewróciła się, próbując uciec. Od tamtej pory boi się psów.
– Ktoś wziął Edzia! – powiedziała ciocia Jola. – Nareszcie! Tak się cieszę, Zosiu. Myślałam, że już nigdy nie znajdzie domu!
Dziewczynka uśmiechnęła się. Edzio był buldogiem i jednym ze starszych psów w schronisku. Wielu ludzi uważało, że dziwnie wygląda. Większość chciała przygarnąć urocze szczenięta, lecz Edzio pomimo nieco groźnego wyglądu miał nad wyraz miłe usposobienie.
– Przyszedł taki starszy pan – ciągnęła ciocia. – Od razu chciał Edzia. Powiedział, że zawsze miał buldogi, a Edzio to istna bomba. Tak go określił: bomba!
Zosia zachichotała.
– Miejmy nadzieję, że nią nie jest. Jest trochę niezdarny i często wpada na różne rzeczy, ale jeszcze nie eksplodował.
Ciocia parsknęła śmiechem.
– Jedna z pracownic od razu poszła obejrzeć dom, bo pan Jaworski koniecznie chciał zabrać psa od razu. Po tej wizycie stwierdziła, że dom jest idealny. Niewielki ogród, a w pobliżu park na dłuższe spacery. Uznała, że Edzio i pan Jaworski znakomicie do siebie pasują, bo obaj są już w starszym wieku. Wiesz, że Edzio nigdy nie lubił chodzić zbyt szybko!
Zosia pokiwała głową. Zdarzało jej się wyprowadzać Edzia do parku wraz z ciocią i kilkoma innymi psami ze schroniska. Były to najwolniejsze spacery w jej życiu!
– Szczęściarz z tego Edzia. I z pana Jaworskiego – powiedziała Zosia. – Na pewno będzie im razem dobrze. – Położyła rękę na ramieniu cioci i oparła się o nią z westchnieniem. – Wiem, że to niemożliwe, ale tak bym chciała mieć psa...