Tytus, smutny szczeniak - Holly Webb - ebook

Tytus, smutny szczeniak ebook

Holly Webb

4,6
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Poznaj kolejną książkę z bestsellerowej serii „Zaopiekuj się mną”!

Amelia uwielbia swojego szczeniaka Tytusa i spędza z nim każdą wolną chwilę. Dziadek dziewczynki źle się czuje i nie może dłużej opiekować się swoją jamniczką Stokrotką. O pomoc prosi Amelkę, która obiecuje zrobić wszystko, aby spełnić prośbę dziadka.

Amelka zabiera jamniczkę do swojego domu. Niestety, Stokrotka bardzo tęskni za swoim panem i jest bardzo przygnębiona. Tytus z dnia na dzień też jest coraz smutniejszy i coraz bardziej przygnębiony, bo nie rozumie, dlaczego dziewczynka nie ma już dla niego czasu. Czyżby przestała go kochać?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 54

Oceny
4,6 (89 ocen)
62
21
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
vanilaa

Nie oderwiesz się od lektury

🫶
00
domi93

Nie oderwiesz się od lektury

exttra książka
00
CzytajacyAdam5

Nie oderwiesz się od lektury

słotki piesek 🐶🐕🐶
00



Tytuł oryginału: MONTY THE SAD PUPPY
Przekład: PATRYK DOBROWOLSKI
Redaktor prowadząca: SYLWIA KUREK
Redakcja: TERESA ZIELIŃSKA
Korekta: MONIKA PLES
Projekt okładki: DOMINIKA KROGULSKA-NOWICKA
Opracowanie graficzne okładki, skład i łamanie: Studio 3 Kolory
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa, Warszawa 2018 Wszystkie prawa zastrzeżone. Text copyright © Holly Webb, 2017 Illustration copyright © Sophy Williams, 2017
Wydanie I
ISBN 978-83-8154-055-1
Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o. 00-807 Warszawa, Al. Jerozolimskie 94 tel. 22 379 85 50, fax 22 379 85 51 e-mail: [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Dla wszystkich, którzy pytali o kolejną książkę o labradorze!

.

– Może pójdziemy jeszcze na pole? – zaproponowała Amelka. – Tytus mógłby sobie porządnie pobiegać. – Zaśmiała się. – Patrzcie, zrozumiał mnie!

Kosmate czarne uszka Tytusa podniosły się nagle i piesek spojrzał na dziewczynkę z nadzieją. Był jeszcze szczeniaczkiem, ale miał długie nogi i uwielbiał biegać.

Brat Amelii sprawdził godzinę na telefonie.

– Dobrze, ale nie na długo. Jesteśmy już na zewnątrz od dwudziestu minut, a on nie powinien spacerować dłużej niż dwadzieścia pięć.

Amelka westchnęła.

– Wiem, że tak było napisane w broszurce, ale tylko na niego spójrz, Janku! Jest zdesperowany! Marzy o prawdziwym biegu, prawda, Tytus?

Mały czarny labrador zakręcił się wokół jej nóg, poszczekując radośnie.

– To takie niesprawiedliwe, co? – dodała Amelka. – Przecież i ty, i my tak bardzo kochamy spacery!

Dziewczynka przykucnęła, by pogładzić pieska po łebku i zmierzwić mu uszka. Były takie jedwabiste. Amelka uwielbiała, gdy zamykał oczka i wystawiał nosek za każdym razem, kiedy go głaskała.

– Niedługo będzie mógł chodzić na naprawdę długie spacery – rzekł Janek, po czym uśmiechnął się szeroko. – Ma już pięć miesięcy, więc zostało nam tylko siedem!

Amelka przewróciła oczami. Jankowi czasami wydawało się, że jest zabawny. Ona i mama uważały, że to typowe u nastoletniego chłopca.

– Przestań, dobrze? Jeśli pójdziemy polem, możemy skręcić w alejkę i wrócić do domu na skróty.

Kiedy trzy miesiące wcześniej kupili Tytusa, dostali od hodowczyni broszurkę z poradami na temat właściwej opieki nad labradorem. Kobieta wyjaśniła im, że Tytus w ogóle nie powinien wychodzić na spacery, do czasu aż otrzyma wszystkie szczepienia. A później powinni uważać, by go nie przemęczać przed ukończeniem pierwszego roku życia. Broszurka zawierała sugestię, by stosować zasadę pięciu minut, mówiącą, że czas intensywnej aktywności Tytusa powinien wydłużać się o pięć minut z każdym miesiącem, aby nie uszkodzić jego rosnących łap.

Amelka wiedziała, że należało się do tych zasad stosować, choć nie do końca jej się to podobało. Miała wrażenie, że za każdym razem zanim na dobre poczuli, że spacerują, muszą wracać do domu.

– Może masz rację – przyznał Janek. – Przynajmniej zgłodnieje przed obiadem. Chodź, Tytus! Idziemy na pole!

Tytus pędził radośnie skocznym krokiem. Uwielbiał popołudniowe przechadzki z Amelką i Jankiem. Rano chodził na spacery z ich tatą, który zdaniem psa za często przystawał, by porozmawiać z napotkanymi znajomymi w czasie swojej rundki wokół jeziora. Dzieci biegały i rzucały mu patyki. Często brały też zabawki, za którymi mógł gonić. Tytus pociągnął mocno za smycz i skierował się ku furtce prowadzącej na pole.

– Tytus, do nogi – poleciła Amelka, przyciągając go łagodnie do siebie. Dziewczynka wraz z bratem zabierała Tytusa na sesje treningowe, podczas których dzieci dowiedziały się, że nie powinny pozwalać psu na wyrywanie się, gdy ten miał iść przy nodze. Tytus posłusznie wrócił na swoje miejsce, a Janek wyciągnął z kieszeni psi przysmak.

– Dobry piesek!

– To niesamowite, że chodzi na treningi dopiero od trzech tygodni, prawda? – rzekła z dumą Amelka, otwierając furtkę.

Janek uśmiechnął się szeroko.

– Jest żarłoczny jak świnka. Dla tych łakoci zrobi wszystko.

– Tak, ale niektóre psy nigdy się nie nauczą takich sztuczek. Na przykład Stokrotka. Dziadek nigdy nie nauczył jej siadać i zostawać, a przy nodze chodzi tylko, kiedy sama ma na to ochotę. Przypomnij sobie poprzedni tydzień!

– No tak... – Janek pokiwał głową. Dziadek wybrał się na krótki spacer ze Stokrotką, swoją jamniczką. Kiedy przechodzili obok dziewczynki jedzącej herbatniki, suczka podkradła ciastko prosto z jej ręki. Mama dziewczynki bardzo się zdenerwowała, choć dziadek wiele razy ją przepraszał. Bardzo mu było z tego powodu przykro, ale Stokrotka nic sobie z tego nie robiła...

– To pewnie dlatego, że jest jamniczką – stwierdził Janek. – Niełatwo je wytresować. Labradory takie jak Tytus są w tym znacznie lepsze. Chyba nie istnieją jamniki przewodniki?

Amelka zachichotała.

– Stokrotka byłaby beznadziejnym psem przewodnikiem. Może masz rację, że wszystkie labradory są mądrzejsze, ale wydaje mi się, że Tytus jest naprawdę wyjątkowy. Możesz potrzymać chwilę jego smycz, jeśli chcesz.

Tytus patrzył na dzieci z nadzieją, że będzie miał okazję pobiegać po polach. Amelka poklepała go po łebku, po czym podała smycz bratu.

– Chodź, Tytus! – zawołała, wbiegając tyłem w wysoką trawę okalającą piłkarskie boisko.

Amelka bardzo lubiła ten park. Pamiętała, jak odwiedzała go we wczesnym dzieciństwie. Tata prawie codziennie zabierał ją na spacery dookoła jeziora i pozwalał jej karmić kaczki. Ale dopiero mając własnego psa, zdała sobie sprawę, jakie to szczęście mieszkać tak blisko parku. Rozciągał się on pomiędzy wszystkimi domami na ich ulicy.

Janek i Tytus popędzili obok Amelki. Szczeniaczek poszczekiwał przy tym z podekscytowania. Dziewczynka pobiegła za nimi i po chwili, kiedy dotarła do swego ogrodu, zatrzymała się przy metalowej siatce ogrodzeniowej. Tata czasami wychodził na zewnątrz na filiżankę herbaty, gdy robił sobie przerwę. Wyjrzała zza jabłoni, starając się popatrzeć w głąb ogrodu, ale nigdzie go nie widziała. Na wszelki wypadek pomachała, by po chwili pobiec za Jankiem i Tytusem. Malec był tak szczęśliwy, że biegał w kółko jak szalony.

– Janku, uważaj! – zawołała Amelka, ale było już za późno.

Tytus zauważył, że dziewczynka jest za nimi, i postanowił pobiec w jej kierunku, okręcając smycz wokół nóg chłopca i wywracając go. Wysoki i szczupły brat Amelki zachwiał się jak kłoda i z jękiem wylądował w wysokiej trawie.

– Łap go! – zawołał. – Amelka, złap za smycz!

– Mam! – krzyknęła dziewczynka, chwytając sunącą po ziemi smycz roztańczonego labradora. – Tytus, ty głuptasku – rzekła do niego czule. – Co ty sobie wyobrażałeś?

– Nic mi nie jest, dzięki za troskę – wymamrotał Janek, podnosząc się z trawy. – Fuj, chyba wylądowałem w czymś okropnym.

Amelka ujrzała na dżinsach brata brązową plamę.

– To tylko błoto – uspokoiła go. – Nic ci się nie stało, prawda?

– Nie – westchnął Janek. – Ale Tytus napędził mi stracha. Teraz już będę pamiętał, żeby nie pozwolić mu się tak oplątać smyczą. Nie pomyślałem, że jest aż tak silny.

Labrador usiadł przy stopach Amelki, spoglądając radośnie w górę na rodzeństwo. Nie miał pojęcia, o czym mówi chłopiec, ale miał nadzieję, że to nie oznacza dla niego końca spaceru.

Amelka pomyślała, że Janek zdąży przemknąć na górę i się przebrać, zanim zauważy go tata. Jednak ten akurat stał w przedpokoju, gdy wrócili, i to w towarzystwie mamy, co było raczej niezwykłe. Mama rzadko wracała tak wcześnie ze sklepu, w którym pracowała. Amelka odpięła ze smyczy Tytusa, który od razu pognał do kuchni, by napić się wody. Mama przytuliła dziewczynkę, lecz ta podniosła na nią niepewnie wzrok, widząc jej poważną minę.

– O co chodzi? – Janek nagle zapomniał o swoich spodniach.

Mama wzięła głęboki wdech.

– Chodzi o dziadka... – zaczęła, na co Amelka poczuła ścisk w żołądku. Tata jej mamy od jakiegoś czasu czuł się nie najlepiej. Kilka miesięcy wcześniej miał zawał i spędził parę dni w szpitalu. Dziewczynka sądziła, że po powrocie do domu dziadek nabierze sił. Kiedy ostatnio się widzieli, wyglądał na zdrowego.

– Co się stało? – wyszeptała, czując, że do jej oczu błyskawicznie napływają łzy.

Mama objęła ją ramieniem.

– Kolejny zawał. Nie panikuj, Amelko, wygląda na to, że z tego wyjdzie. Ale tym razem potrzebuje więcej czasu na powrót do zdrowia. Prawdopodobnie nie będzie w stanie poradzić sobie sam w domu nawet po opuszczeniu szpitala. Będzie musiał spędzić trochę czasu w domu opieki, gdzie zajmą się nim pracownicy ośrodka.

– Aha... – Amelka poczuła ulgę i oparła się o mamę. Przez chwilę obawiała się, że usłyszy coś znacznie gorszego. – Biedny dziadziuś – rzekła.

Janek zmarszczył czoło.

– Czy to znaczy, że teraz już zawsze będzie wymagał opieki, mamo? – spytał.

– Nie jesteśmy pewni. – Rodzice wymienili zmartwione spojrzenia. – To się stało przed chwilą, synku. Jeszcze go nawet nie widzieliśmy. Ale z tego, co mówią lekarze, wynika, że jest gorzej niż za ostatnim razem. Być może dziadek będzie musiał przeprowadzić się na stałe do specjalnej placówki. W miejsce, które zagwarantuje mu odpowiednią opiekę.

– A co ze Stokrotką? – spytała Amelka, podnosząc wzrok. – Będzie mógł zabrać ją tam ze sobą?

Mama wlepiła w nią wzrok.

– O rany! Zapomniałam o Stokrotce. Ostatnim razem gdy dziadek był w szpitalu, zajęli się nią jego sąsiedzi.

Tata zmierzwił włosy ręką.

– Tym razem się nie uda. Suczka będzie potrzebowała prawdziwego domu. – To mówiąc, rozejrzał się w zamyśleniu po przedpokoju, jakby próbował sobie wyobrazić biegającego po nim drugiego psa. Amelka wstrzymała oddech.

– Mama i ja rozmawialiśmy o tym jakiś czas temu – ciągnął tata. – W końcu Stokrotka nas zna, prawda?

Mama pokiwała głową.

– Wspominaliśmy o tym dziadkowi. Zaproponowaliśmy, by Stokrotka zamieszkała z nami.

Tytus wrócił do przedpokoju i z uwagą przyjrzał się wszystkim stojącym postaciom. Amelka przykucnęła, by go pogłaskać, a piesek trącił ją pyszczkiem i polizał po policzku. Dziewczynka pomyślała, że mógł wyczuć, że płakała. Szczeniaczek machał lekko ogonem, jak zawsze gdy coś go trapiło.

– Tytus – wyszeptała – co byś powiedział na przygarnięcie do domu nowego psiaka?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki