Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
WŁODEK KOSTORZ
W 1958 r. Władysław Gomułka rzucił hasło „1000 szkół na tysiąclecie”, USS „Nautilus“ jako pierwszy przepłynął pod biegunem północnym, a na świat przyszedł autor tej książki. Jest absolwentem Wyższej Szkoły Morskiej w Szczecinie. 20 lat spędził na morzu jako oficer marynarki handlowej, na
polskich, holenderskich, angielskich i niemieckich statkach. Następne 25 lat pracował na berlińskich lotniskach jako asystent do spraw bezpieczeństwa lotów, gdzie dopasowywał się do lądowej rzeczywistości. W 2024 r. został emerytem. Dostrzegł, że teraz już nic nie musi, za to wszystko może.
Opis
Dziewiąty dzień tygodnia jest debiutem twórcy, który w sieci dał się poznać jako autor poczytnych tekstów. Ma dar pokazywania rzeczywistości w humorystyczny i barwny sposób, bogaty w zaskakujące porównania, zabawną przesadę, ciepły sarkazm i pozbawioną frustracji ironię. Autor
rezygnuje z konkretnej fabuły, na rzeczy portretowania uczestników codziennych wydarzeń. Jest to nielinearna opowieść o próbach dopasowania się do innych warunków, ale także o człowieku, którego priorytety i marzenia, zmieniają się wraz z rzeczywistością, okolicznościami i upływem lat.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 344
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dziewiąty dzień tygodnia
Włodzimierz Kostorz
Dziewiąty dzień tygodnia
(Bye, Billie)
Jeśli chcesz opisać prawdę, elegancję pozostaw krawcowi
podobno Albert Einstein
Spis treści
Dlaczego w sam raz dziewiąty?
Berlin, 66 lat później…
operacja „Matrioszka”
u dziadka Achima
dyktatura fraktali
natręctwa
no’ nix vorkomma lau
Яusкi Яомаиs
kochanka awaryjna
router
mamil
żółwik
Pałac Gretchen
w pałacowej recepcji
SPA
getto-shopping
poszukiwana, żywa lub martwa
chwilowo nieprzysiadalny
e-learning
samyj krasiwyj Ljunczer
american dream
małe Davos w Neukölln
xiè xie (szi szi)
wspaniały Pan Koczek
nazywał się Mayer, Ingo Mayer
Dr. Jekyll i Mr. Hyde
everyday heroes
radiotelegrafista
Gil
zostałem kolegą Dżamana
stand up and fight
Ob-La-Di, Ob-La-Da
remanent immunologiczny
zakaz szwendania się
pudełko z napisem – NIC
Wikinda
niezła sztuka
cepeliada
świstak
apostazja
du ju noł, łer is maj samolot?
palec boży
lokalny despota
w promocji
Ikar i Mendersi tego świata
karminadle
Muschi0815
skromna ryba z Hanoi
działanie uboczne
uśmiech Giocondy
Rebel Yell
Serengeti w SPA
licencję GH, poproszę
sorry Winnetou
kapelusz à la Honecker
gabinet osobliwości
piszą i dzwonią
Danusia Absolut
Kostorz interaktywny
kłopoty
otoczenie szpitalnej fauny
dwie poczekalnie
nie czytałem Kundery
sex and the (Airport) City
every dicks needs protection
Panpaweł
ściśle tajne
creature of habit
safari na trasie A10
mogłem być kim chcę
global player
sprawa zasad
prawa zucha
Babyboom Gen
Billie (Epilog)
Strona redakcyjna
W 1958 roku, po wyjściu z sali kinowej, wzburzony Marek Hłasko powiedział: „Ford zrobił film na temat, że ludzie nie mają się gdzie rżnąć. Co oczywiście nie jest prawdą, rżnąć się można wszędzie. Z filmu wyszło wielkie gówno”.
Co do sedna sprawy zgadzam się z panem Markiem, możliwości lokalowe nigdy nikogo nie ograniczały, wszystko zależy jedynie od kreatywności. Urodziłem się w tym czasie i myślę, że moi rodzice musieli być bardzo kreatywnymi ludźmi. W sprawie filmu nie mogę się wypowiedzieć, gdyż go nigdy nie widziałem. Zresztą niewielu ludzi ten filmu widziało, ustanowił on dziwaczny rekord. Zbanowany przez ówczesną cenzurę przeleżał na półkach całe 25 lat, a potem już prawie nikogo, z wyjątkiem studentów filmówki, nie interesował.
Jeśli ludyczna bezpośredniość recenzji, jaką Hłasko obdarował film Aleksandra Forda kogoś razi, powinien wiedzieć, że dotyczy ona ekranizacji opowiadania „Ósmy dzień tygodnia”, którego autorem był sam Hłasko. Może taka reakcja była wynikiem urazu, gdyż gdy cztery lata wcześniej pojawiło się wspomniane opowiadanie, krytyka prasowa wprawdzie nie była aż tak bezceremonialna, ale przesadnie przychylna autorowi też nie była.
Hłasko opisuje parę zakochanych ludzi, którzy w powojennej Warszawie nie mogą sobie znaleźć miejsca, dosłownie i w przenośni. Opowiadanie obrosło legendą, według której zakochana para miała symbolizować całe pokolenie szukające swojego miejsca w szarej, powojennej rzeczywistości. Być może to był jeden z powodów umiarkowanego entuzjazmu krytyków. Autorowi zarzucano tendencyjne odejście od lukrowanej stylistyki socrealizmu tamtych lat, stylistyki jakiej naród łaknął wtedy jak glista dżdżu, więc zdaniem krytyków, ten bohaterski naród, po latach zaborów i wojen oczekiwałby od młodych twórców mniej defetyzmu i czarnowidztwa, a więcej optymizmu. Jednym słowem, takie wejście na rynek dupy nie urywa i dokładnie tutaj jest pies pogrzebany. Obaj panowie bezpowrotnie zmarnowali fantastyczny tytuł, bo książka musi mieć dobry tytuł, bez tego poszło się bujać już wiele arcydzieł literatury i filmu. Nie sposób wymienić jakich, gdyż właśnie ze względu na nieciekawy tytuł, nikt ich nie zna. Logiczne. Nie twierdzę też, że opowiadanie Hłaski było złe, tytuł miało pierwsza klasa, bardzo by mi pasował, ale obaj zmarnowali, no zmarnowali.
Muszę zatem pogodzić się z faktem, że Hłasko był szybszy i nie pozostaje mi nic innego jak zadowolić się kolejnym dniem tygodnia. Taka jest brutalna rzeczywistość i teraz muszę jedynie jakoś nagiąć fakty i udowodnić, że mój tytuł jest przemyślanym zabiegiem intelektualnym, który symbolizuje coś tam szalenie ważnego dla ludzkości i historii naszego narodu. W Polsce nie da się napisać książki o niczym i dać jej pierwszy lepszy tytuł, który nie ma znaczenia symbolicznego wpisującego się w nasz historyczny etos i narodowy patos. Albo odwrotnie. Znawcy literatury nie wybaczyliby mi takiego postępowania, a fakt, że ktoś tam czytając moje dzieło, być może uśmieje się jak norka, nie jest żadnym argumentem. Wręcz przeciwnie, więc należy coś mądrego wykombinować, by nie wylądować tam gdzie Hłasko.
Na przykład, że urodzony w 1958 roku autor „dziewiątego dnia”, wpisuje się w tradycję narodową poszukiwania swojego miejsca na ziemi, więc jest to naturalna kontynuacja dramatu, paralela łącząca kolejne powojenne pokolenia Polaków. Patataj, patataj… pod okienko.
No i mamy, ale to była oficjalna wersja, gdyż nieoficjalnie jest niestety o wiele banalniej, by nie powiedzieć, że prozaicznie. Powiem wam jak było naprawdę, ale od tego momentu literacka fikcja obowiązuje także czytelnika, a więc…
Projekt okładki i stron tytułowych: Olga Kostorz
Korekta: Bogusław Reimann
Skład: WDR PROGRES | www.wdrprogres.pl
Copyright © by Włodzimierz Kostorz
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo STAPIS, Katowice 2025
ISBN 978-83-7967-324-7
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo.
Więcej na www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
Wydawca:
Wydawnictwo STAPIS
ul. Floriana 2a
40-288 Katowice
tel. +48/32/2597574
www.stapis.com.pl