Eksperyment ze znikaniem - Zocha Skrzypulec - ebook
NOWOŚĆ

Eksperyment ze znikaniem ebook

Zocha Skrzypulec

3,5

Opis

Zofia Skrzypulec jest dynamiczną, wschodzącą pisarką, niepodobną do żadnej innej w jej ojczystej Polsce, jej literacka kartografia to połączenie Joan Didion, Maggie Nelson, Franka O’Hary i głosów z krakowskich ulic. Niezainteresowana pułapkami gatunku, oferuje dramatyczne i bezkompromisowe zmiany tonu i powierzchni, szarpiąc i skręcając zdania, nagina pojęcie wiarygodności.

Mark Tardi


***

Czytając Eksperyment ze znikaniem nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przysłuchuję się rozmowie o pracę, której kandydatka nie chce dostać albo, że znalazłam się tuż obok randki, na której nie istnieje podryw czy flirt. W bardzo przecież intymnych tekstach nie znajduję przymilania się czy wdzięczenia do czytelnika, brak tu łatwych chwytów, gier słownych czy „nieszablonowego” szyku zdań. Co za czytelnicza ulga! Częściej niż „ooo, ja też tak mam” myślę - z ciekawością: „co ty, osobo, odpierdalasz?” A wraz z przedzieraniem się przez kolejne zdania – po których zostaję sam na sam z krępującą wszystko ciszą – myślę o tym, że literatury, która nie robi przerwy na brawa – potrzebujemy najbardziej.

Olga Hund

 

***

Jest w tym pisaniu uważność i skupienie na szczególe, jest obserwująca narratorka, która nie pragnie zajmować centralnej pozycji. Osobiste metafory miejskiej kartografii, obrazy ruchliwych ulic, „dzielnic halunów” czy klatek schodowych łączą się z opisami kamienicznych mieszkań dzielonych z przypadkowymi osobami albo punktów ksero, w których wieloletnie klientki drukują codziennie zdjęcia dzieci, a szaleńcy zlecają wydruki wielotomowych powieści. I naprawdę przyjemnie jest się w tym świecie zatopić.

Anna Mazurek, redaktorka



[FRAGMENT]

"Kiedy elektryczność wraca, ostatni widok “sprzed” jest  zupełnie nieaktualny, ale stanowi jakiś rodzaj punktu odniesienia. Czasami chodzi o mechanizm  działania, zegar z kukułką, słowo klucz, czasami o kształt, a czasami nic z tych rzeczy. Tylko napisy  zostają, jak dobrze (jak dobrze jak dobrze) się przyjrzysz, okazuje się, że stare wyzierają spod  nowych. Oczywiście należy podkreślić element humoru. Określiłabym go jako ważny – narzędzie intonacji,  ciepły, żywy.  

Uśmiech na twarzy - piękny cel."

 

***

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 87

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
1
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Andrzejapi

Nie oderwiesz się od lektury

wyrąbiście odświeżacz patrzał tutaj śmiga
00
Dapikus

Z braku laku…

książka bez fabuły tylko z treścią
00

Popularność




Zo­cha Skrzy­pu­lec, Eks­pe­ry­ment ze zni­ka­niem, Kra­ków 2025
Co­py­ri­ght © by the Au­thor, 2025 Co­py­ri­ght © for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Ha!art, 2025
Re­dak­cja se­rii • Piotr Ma­recki
Re­dak­torka pro­wa­dząca • Alek­san­dra Ma­łecka
Re­dak­cja • Anna Ma­zu­rek
Ko­rekta • We­ro­nika Kli­mo­wicz-Ko­złow­ska
Pro­jekt okładki • Bo­le­sław Chromry
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny, skład i ła­ma­nie • By Mo­use • www.by­mo­use.pl
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67713-55-9
550. pu­bli­ka­cja wy­daw­nic­twa
Wy­daw­nic­two Ha!art ul. Ko­nar­skiego 35/8, 30-049 Kra­ków tel. 795 124 207wy­daw­nic­[email protected]
Wy­daw­nic­two Ha!art
@wy­daw­nic­two­ha­art
@wy­dha­art
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Se­ria pro­za­tor­ska pod re­dak­cją Pio­tra Ma­rec­kiego

Je­rzy Fran­czak, Trzy hi­sto­rye

Sła­wo­mir Shuty, Beł­kot

Łu­kasz Or­bi­tow­ski, Sze­roki, głę­boki, wy­ma­lo­wać wszystko

Piotr Ce­giełka, San­dacz w bursz­ty­nie

Sła­wo­mir Shuty, Cu­kier w nor­mie

Mi­chał Pal­mow­ski, Przy­gody Hisz­pana Dete

Mi­chał Wit­kow­ski, Lu­biewo

Marta Dzido, Małż

Ma­rian Pan­kow­ski, Ru­dolf

Ma­ciek Mil­ler, Po­zy­tywni

Ewa Schil­ling, Głu­piec

Adam Wie­de­mann, Sceny łóż­kowe

Jan Dzban, Den­tro

Piotr Szul­kin, So­cjo­pa­tia

Ma­rian Pan­kow­ski, Bal wdów i wdow­ców

Je­rzy Na­sie­row­ski, Zbrod­nia i...

Piotr Czer­ski, Oj­ciec od­cho­dzi

Ma­ciek Mil­ler, Za­kręt hi­po­kampa

Łu­kasz Or­bi­tow­ski, Hor­ror Show

Jo­anna Paw­luś­kie­wicz, Pani na dom­kach

Jo­anna Wi­len­gow­ska, Zęby

Marta Dzido, Ślad po ma­mie

Jan Kra­sno­wol­ski, Klatka

Ma­rian Pan­kow­ski, Pąt­nicy z Ma­cie­rzy­zny

Hu­bert Klimko-Do­brza­niecki, Raz. Dwa. Trzy

Mi­chał Zyg­munt, New Ro­man­tic

Jo­anna Paw­luś­kie­wicz, Te­le­no­wela

Je­rzy Fran­czak, Przy­mie­rzal­nia

Woj­ciech Bru­szew­ski, Fo­to­graf

Krzysz­tof Niem­czyk, Kur­ty­zana i pi­sklęta

Syl­wia Chut­nik, Kie­szon­kowy atlas ko­biet

Ju­liusz Stra­chota, Cień pod blo­kiem Mi­rona Bia­ło­szew­skiego

Na­ta­lia Rol­le­czek, Drew­niany ró­ża­niec

Ma­rian Pan­kow­ski, Nie­wola i dola Adama Po­remby

Ma­ciek Mil­ler, Coc­kring

Do­mi­nika Oża­row­ska, Nie ude­rzy ża­den pio­run

Ewa Schil­ling, Co­dzien­ność

Ma­rian Pan­kow­ski, Tra­twa nas czeka

Piotr Szul­kin, Epi­kryza

Je­rzy Fran­czak, NN

Sła­wo­mir Shuty, Jasz­czur

Da­rek Foks, Ke­bab Me­ister

To­masz Pułka, Vida Lo­cal

Zie­mo­wit Szcze­rek, Przyj­dzie Mor­dor i nas zje, czyli tajna hi­sto­ria Sło­wian

Woj­ciech Bru­szew­ski, Big Dick. Fik­cja do­ku­men­talna

Jan Kra­sno­wol­ski,Afry­kań­ska elek­tro­nika

Da­niel Kot, Kie­run­kowy 22

Ma­rian Pan­kow­ski, Na­stka, śmiej się! Opo­wia­da­nia

Sła­wo­mir Shuty, Dzie­więć­dzie­siąte

Łu­kasz Or­bi­tow­ski, Hor­ror Show [wyd. II popr.]

Jo­anna Dzi­wak, Gry lo­sowe

Søren Gau­ger, Nie to / nie tamto

Ma­ciej Bo­bula, Ka­ta­rzyna Gon­dek, Adam Mi­klasz, Alek­san­der Przy­byl­ski, Mi­chał Zant­man, Bę­karty Wołgi. Klechdy miej­skie

Zie­mo­wit Szcze­rek, Sió­demka

Ju­liusz Stra­chota, Re­laks ame­ry­kań­ski

Flash fic­tion. An­to­lo­gia

Da­riusz Or­szu­lew­ski, Zjed­no­czone Siły Kró­le­stwa Uto­pii

Sta­ni­sław Czycz, Nie wierz ni­komu. Baza

Kon­rad Jan­czura, Prze­myt­nicy

Ma­ciej Piotr Prus, Przy­du­cha

Marta Dzido, Frajda

Olga Hund, Psy ras drob­nych

Ju­liusz Stra­chota, Tu­ry­sta pol­ski wZSRR

Ja­kub Mi­chal­cze­nia, Gi­gu­sie

Anna Ma­zu­rek, Dziwka

Na­talka Susz­czyń­ska, Dro­pie

An­to­nina Kar­daś, Czer­nu­cha

Alek­san­dra Wstecz, Kwiaty roz­łączki

Ja­rek Sku­rzyń­ski, Zro­lo­wany wrze­śniowy Vo­gue

Ze­non Sak­son, Za­cza­ro­wany uber

Sła­wo­mir Shuty, Hi­sto­rie o lu­dziach z wol­nego wy­biegu. Pa­sty i skity

Ma­ciej To­pol­ski, Niż

Ja­kub Mi­chal­cze­nia, Kor­sza­kowo [wyd. II popr. i uzu­peł.]

Ma­ciej Piotr Prus, Wy­spa i inni lu­dzie

Jan Dzban, Den­tro De Luxe

Anna Su­doł, Pro­jekt

Sła­wo­mir Shuty, Beł­kot [wyd. II popr.]

Jaga Sło­wiń­ska, Czar­no­las

Sła­wo­mir Shuty, Cu­kier w nor­mie [wyd. III popr.]

Sła­wo­mir Shuty, Nowy wspa­niały smak

Ma­rian Pi­lot, Dzi­kie mieso

So­ren Gau­ger, Imi­ta­cja ży­cia

Ma­te­usz Gór­niak, Trash Story

Gaba Krzy­ża­now­ska, Jedna czwarta wró­bla

Marta Ko­złow­ska, Ber­dy­czów

Z. Szcze­rek, Przyj­dzie Mor­dor i nas zje, czyli tajna hi­sto­ria Sło­wian [wyd. II]

M. Pi­lot, Za­kaz zwałki

M. Czub, Ob­ja­wie­nie Bo­gini-Świni

A. Ka­cza­now­ski, Ze Sło­wac­kiego

J. Bliź­niak, Dźwięki z Ha’Tun

N. Susz­czyń­ska, Chipsy dla go­ści

J. Sło­wiń­ska, Sio­stro

K. Kra­sny, Love song

Z. Skrzy­pu­lec, Eks­pe­ry­ment ze zni­ka­niem

Może na­leży więc po­sta­wić dwa py­ta­nia: „co się klei?” (py­ta­nie, które na­leży za­dać so­bie i in­nym) i bar­dziej opty­mi­styczne: jak trzy­mać się od­mowy wo­bec za­sad lo­jal­no­ści?

Sara Ah­med, Per­for­ma­tyw­ność obrzy­dze­nia

Znowu znowu

„znowu znowu” ma wnę­trze i mały ga­nek na cztery sto­liki do sie­dze­nia na ze­wnątrz. W środku pach­nie świecz­kami za­pa­cho­wymi albo śnia­da­niem, je­śli jest pora na wy­da­wa­nie śnia­dań. Lo­dówka nr 1 z le­mo­nia­dami i lo­dówka nr 2, a w niej cia­sta. Pod­świe­tlone, w peł­nej kra­sie. Al­go­rytm w ta­ble­cie do pusz­cza­nia muzy pro­po­nuje plej­li­sty typu chill mix piano jazz, pol­ski rock różne lata, sum­mer­bang, lazy and rain. Z okien na­prze­ciwko lu­dzie spusz­czają ka­ble, z okna nad nami ktoś rzuca szkłem.

Pra­cuję w „znowu znowu” od jed­nego do trzech dni w ty­go­dniu. W te dni ty­go­dnia jest czas na żarty. Każ­dego dnia pracy po­wstaje ja­kiś żart. Ostatni brzmi tak: przy­cho­dzi klient; dzień do­bry po­pro­szę kawę, mówi. Jaką kawę so­bie ży­czysz, py­tasz. Od­po­wiada: (przy­kła­dowo) latte na owsia­nym. Ja­sne, na miej­scu, na wy­nos? Mówi: na miej­scu albo na wy­nos, ro­bisz kawę, wstu­ku­jesz w ter­mi­nal kwotę, klient przy­kłada kartę, ter­mi­nal wy­świe­tla na­pis: trans­ak­cja od­rzu­cona. Mó­wisz z uśmie­chem na ustach: a to ci do­piero, trans­ak­cja od­rzu­cona, wy­pi­jasz na­pój, który za­mó­wił, na jego oczach, a po­tem zaj­mu­jesz się swo­imi spra­wami, nie wra­casz do te­matu.

Mamy różne dni np. dzień piwka bez­alko, kiedy pi­jemy piwko bez­alko. Albo dzień na opak. Dzień na opak jest, kiedy ktoś przy­cho­dzi i prosi o kawę, a ty od­po­wia­dasz: no ra­czej ty mi zrób kawę, zio­muś, nie umiesz czy­tać? Na­pi­sa­li­śmy na drzwiach, że dziś dzień na opak.

Za­czy­nam pracę o 9, koń­czę o 19, ro­bimy dy­szki.

My­śla­łam o żar­tach, kiedy czy­ta­łam tekst Sary Ah­med, a po­tem skoń­czy­łam pracę.

Plan: przejść się chwilę, za­pi­sać no­tatki. W 24 mi­nu­cie faj­rantu wpi­sa­łam w wy­szu­ki­warkę „kra­ków za­chód słońca” i oka­zało się, że wy­pada on tego dnia wła­śnie o tej go­dzi­nie (19:24). Kiedy pa­trzę w lewo, wi­dzę przed sobą kilka bu­dyn­ków. W jed­nym na par­te­rze jest schro­ni­sko mło­dzie­żowe. Za­cho­dzi słońce, niebo jest nie­bie­sko­białe. Po pra­wej wi­dzę szyb windy, ko­ry­tarz i mi­ga­jący na­pis „exit”.

Pod­czas spa­ce­ro­wa­nia przy­po­mina mi się ob­ser­wa­cja: Ba­sen. Mała dziew­czynka, ok. 5 lat, w szatni, sie­dzi, faj­ta­jąc no­gami, i po­syła sie­dzą­cej na­prze­ciwko ma­mie po­wietrzne bu­ziaki. Mama jest ubrana, na­wet kurtkę ma na­rzu­coną. Tro­chę po­śpie­sza córę. Ale wtedy nad­cho­dzi druga córka, tro­chę star­sza i mówi: mamo! Od­po­wiedz na bu­ziaczki Hani!. Ka­te­go­rycz­nie. Mama w od­we­cie: mu­szę was or­ga­ni­zo­wać, bo strasz­nie mi cie­pło i wolno wam idzie. Na co 5-latka od­po­wie­działa wła­śnie tak: cza­sami pro­ces or­ga­ni­zo­wa­nia wy­maga cmo­ka­nia.

Sia­dam na ławce, wi­dzę czło­wieka z dwoma mop­sami. Wi­dzę trzy dziew­czynki na rol­kach – jedna mówi, że wy­słała dru­giej gło­sówkę z ja­kie­goś sy­fia­stego miej­sca, a po­tem po­rów­nują dłu­gość pa­znokci (ty masz ta­kie dłu­gie, no już mu­szę ob­ciąć, a ona: patrz ma ko­lo­rowe piękne). Czy­tam Di­dion.

Jest frag­ment książki, w któ­rym Jo­anne opi­suje wspo­mnie­nie wy­jazdu z córką. Jadą, do­jeż­dżają na miej­sce, córka idzie spać, a ona od­pala ra­dio i słu­cha. Na­dają au­dy­cję – słu­cho­wi­sko. Tre­ścią słu­cho­wi­ska jest Smu­tek tro­pi­ków Lévi-Straussa.

Jo­anne słu­cha, czeka na frazę, którą za­pa­mię­tała z lek­tury tej książki, a któ­rej treść miała brzmieć: „Tro­piki nie są eg­zo­tyczne, są po pro­stu prze­sta­rzałe”. Fraza nie pada. Książka Di­dion, o któ­rej my­ślę, to Błę­kitne noce, na­pi­sana po śmierci Q, córki Di­dion. My­śla­łam chwilę o tym, dla­czego aku­rat ten mo­ment książki z ubz­du­ra­nym cy­ta­tem jest przeze mnie naj­bar­dziej za­pa­mię­tany, oprócz tego, że mnie roz­śmie­szył. Przy­glą­dam się temu za­pi­sa­nemu wspo­mnie­niu. Opis wspo­mnie­nia, w któ­rym to, jak się coś za­pa­mię­tało, oka­zuje się au­tor­skim wy­my­słem. To tro­chę jak z ła­pa­niem my­śli o po­ranku.W ze­szłym roku do­sta­łam od zio­mala zina, na który składa się wstęp oraz ze­staw gra­fik. Gra­fiki przed­sta­wiają zła­pane o po­ranku sny. Wstęp do­ty­czy wspo­mnień, fak­tur i ko­lo­rów, brzmi mniej wię­cej tak: „Pa­mię­tam gruby weł­niany koc, szorstki jak pa­pier ścierny i gi­gan­tyczną, ciężką, nie­bie­ską pie­rzynę, wa­żyła z tonę. Moja ulu­biona na­rzutka miała na so­bie ry­su­nek mia­sta o czer­wo­nych da­chach. W mie­ście na tka­ni­nie żyli na­ry­so­wani lu­dzie. Stary te­le­wi­zor mo­jej ro­dziny jest – te­raz opcje tłu­ma­cze­nia – (1) po­chy­nięty, (2) rzu­cony, (3) re­zy­duje w ko­ko­nie, który kie­dyś wy­dzier­ga­łam”.

Po­tem au­torka przy­wo­łuje taką ko­cy­kową wła­ści­wość: zmiany na­rzut, kocy, jakby były wy­stro­jem na se­zon. W taki spo­sób, że każdy nowy se­zon (np. pora roku) sprzę­żony jest u niej ze zmianą koca, na­rzuty, kapy. Można się za­sta­no­wić; czy zmiany lo­oku ze­wnętrz­nego w bez­piecz­nym za­kre­sie moż­li­wej de­cy­zji mogą po­świad­czać o kom­for­cie i szczę­ściu? Na ko­niec au­torka wy­mie­nia ze­staw po­ran­nych czyn­no­ści: „prze­bu­dza­nie, zrzu­ca­nie koca, do­sy­pia­nie, krę­ce­nie się w wy­rze, za­wi­ja­nie, prze­wi­ja­nie my­śli, znaj­dy­wa­nie po­wią­zań”.

Zin ma wdzięczny no­tat­ni­kowy for­mat A6, przez ja­kiś czas za­pi­sy­wa­łam wła­sne po­ranne my­śli na zgię­tych w ćwiartki pu­stych z jed­nej strony aczwór­kach i wkła­da­łam mu za okładkę.

Obu­dzi­łam się z zimną skórą ra­mion i lę­dźwi, my­śla­łam, że taką wła­sność ma tylko cu­dza skóra, kiedy jej do­ty­kam w tych miej­scach (ra­miona, lę­dź­wie). Od­kąd się obu­dzi­łam, było ja­sno. Kiedy z nu­dów do­tknę­łam swo­ich ra­mion, mia­łam nie­spo­dziankę o tre­ści zimna i miękka gład­kość. Je­stem tro­chę przy­tłu­miona. Do­piero kiedy po­ja­wiają się ko­lejne bodźce, za­uwa­żam, że nie zwra­ca­łam na nie uwagi wcze­śniej. Np. dźwięki z ze­wnątrz. Cie­kawe, że po­ja­wiają się stop­niowo, że jest „co­raz gło­śniej”, ale nie do­ciera. Można to prze­dłu­żać.

Wy­szłam z domu, żeby iść na Kle­parz, chcia­łam upiec cia­sto, po­je­chać za­wieźć je chło­pa­kom, wró­cić, od­ha­czyć le­ka­rza i pójść coś obej­rzeć z zio­ma­lami. Wsta­łam wcze­śnie, wy­ję­łam pra­nie, zdję­łam wcze­śniej­sze pra­nie, po­wie­si­łam nowe pra­nie. Po­szłam usiąść na ławce obok kio­sku ru­chu, przy ulicy, po­mię­dzy ka­mie­ni­cami, na skwerku. I za­pi­sa­łam: „za­gadka – kiedy byś się na­ćpał ale już nie ćpasz, co ro­bisz?”

Obu­dzi­łam się z my­ślą o wczo­raj. Sie­dzę w cie­niu na­prze­ciwko kio­sku ru­chu. Bli­sko po­de­szły dwie osoby, po­nie­waż sie­dzia­łam obok śmiet­nika. Po­de­szły sko­rzy­stać, więc się prze­sia­dłam, te­raz sie­dzę w bra­mie oraz peł­nym słońcu. Mija mnie wię­cej lu­dzi, ale z bli­ska tylko je­den zio­mek. Dwóch ty­pów ka­wa­łek da­lej roz­ma­wia o ban­ko­ma­tach, je­den szuka, a drugi wska­zuje. Mówi: po tej albo po tam­tej stro­nie ulicy, w tej sa­mej od­le­gło­ści od nas. Prze­jeż­dża służba zie­leni.

Prze­cho­dzi dwójka lu­dzi mó­wią­cych do sie­bie, za mały no, za mały, coś so­bie po­ka­zy­wali. Czło­wiek, który wska­zy­wał drogę, ma dłu­gie siwe włosy spięte w ku­cyk. Stoi długo przed tą furką, może warto zwró­cić uwagę, że to czer­wony ford fo­cus. Pani krzy­czy w te­le­fon, że to coś go za­bije i że trzeba go wziąć do we­te­ry­na­rza. Pew­nie, we­zmą. Ko­bieta, która krzy­czała, od­pala szluga. Ja kręcę pal­cami mły­nek i pa­trzę. Mija czas.

Praca w „znowu znowu” po­zwala mi na ży­cie, to zna­czy opła­ca­nie wy­dat­ków co­dzien­no­ści. Nie lu­bię kosz­tów, ko­ja­rzą mi się z za­leż­no­ścią i stratą.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki