Farmazony - Żabicki Piotr - ebook + książka

Farmazony ebook

Żabicki Piotr

3,0

Opis

Podejmij wyzwanie i… wróć do korzeni!

Ekofarma to miejsce, gdzie czas płynie w rytmie natury. Właśnie tu rozpoczyna się eksperyment, w którym udział bierze dwanaścioro śmiałków. Zostają oni zamknięci w gospodarstwie bez elektryczności, dostępu do sklepów czy technologii cyfrowej. Muszą wykorzystać własną siłę i spryt, aby przeżyć czterdzieści sześć dni na ekofarmie. Wkrótce to wyzwanie okazuje się jednak dużo trudniejsze, niż podejrzewali…

Brak kontaktu ze światem zaczyna dawać się im we znaki. Konflikty narastają, zwłaszcza że z biegiem czasu w gospodarstwie zostaje coraz mniej osób. Izolacja zmienia ludzi, wyciągając na wierzch ich prawdziwą naturę. Uczestnicy muszą pokonać własne słabości i znaleźć sposób, by nie dać się złamać – ani swoim przeciwnikom, ani brutalnym prawom przyrody.
Kto dotrwa do końca?


– Taką mamy naturę, że każdy zazdrości innym i poszukuje tego, czego akurat sam nie ma – kontynuował. – Więc uganiamy się za tym, czego nie mamy, nie doceniając tego, co mamy. To jest swoista pułapka, ale też motor do rozwoju. Dlatego tak ciężko zadowolić ludzi. Zawsze im czegoś będzie brakować…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 248

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (2 oceny)
1
0
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Piotr Żabicki

Farmazony

ucieczka

Zawsze się wydaje, że w innym miejscu będzie lepiej[1].

Antoine de Saint-Exupéry

Każdy z nas powinien co jakiś czas odciąć się od rutyny, od komfortu tego, co znane, od przyzwyczajeń i schematów, uwolnić się od codziennych spraw, zmienić perspektywę. To pozwala dostrzec rzeczy, które gubimy w zwyczajności. Trzeba wyrywać się z zalewu informacyjnego szumu, jakim karmią nas media i wszechobecny marketing „dóbr konsumpcyjnych”. Można wyjechać w dalekie i dzikie miejsce na Ziemi, zdobywać góry, przemierzać puszcze, pustynie albo uprawiać ekstremalne sporty. Można też wziąć udział w castingu do eksperymentu naukowego i dać się zamknąć w opuszczonym gospodarstwie rolnym.

Trafiłem na ekofarmę, mając za sobą czterdzieści pięć lat życia, według podręczników: w okresie, kiedy mężczyznę dopada „kryzys wieku średniego”. Czy to była przyczyna dobrowolnego zgłoszenia się na to socjologiczne doświadczenie – wyjazd na odludzie, bez dostępu do telefonu, komputera i z grupką przypadkowych osób? Byłem już znużony niezmiennością. Wiele lat pracy w jednym zawodzie i miejscu. Niby ciągle coś nowego, ale tak naprawdę cały czas to samo.

Budzę się o szóstej trzydzieści, golę się, ubieram, jem śniadanie, poganiam dzieci do szkoły, jadę do pracy, włączam komputer, odbieram korespondencję, odpowiadam na nią, piję kawę, spotykam się ze współpracownikami, tłumaczę, zachęcam, rozdzielam obowiązki, pilnuję i sprawdzam ich wykonanie, jem lunch, jadę na naradę, na budowę, tłumaczę inżynierom i robotnikom, jaki mają osiągnąć efekt pracy, sprawdzam jakość, szukam rozwiązań, decyduję, wracam, znów przed ekran, tabelki, pisma, wnioski, kawa, nowy pakiet korespondencji, wypełnianie dokumentów, za oknem robi się ciemno, wracam do domu, pomagam dzieciom przy lekcjach, bawię się z nimi, jem kolację, sprawdzając w sieci, co robią inni znajomi, robię zakupy przez internet, piję z żoną lampkę wina, czasem oglądamy film lub czytam książkę, biorę kąpiel, myję zęby, kładę się spać.

W ciągu całego dnia nie było czasu na zachwyt, sprzedałem swój czas – jedyne, co mam prawdziwie cenne. Czasem oglądam na ekranie komórki lub komputera piękne miejsca na świecie (fotografie są retuszowane i podają obrazy równie odległe od realiów jak zdjęcia kobiet z okładek kolorowych magazynów), naiwnie myśląc sobie, że kiedyś tam pojadę i będę jeszcze szczęśliwszy. Chyba jestem nienormalny, bo przecież tylu ludzi zazdrości mi życia, dokonań, majątku, rodziny, a mnie cały czas jest mało.

W domu mam piękną żonę i wspaniałe dzieci, kocham ich bardzo, choć często sam nie czuję się kochany. Pewnie przesadzam, bo mam lekko narcystyczną naturę i chciałbym być ciągle podziwiany. Tymczasem w codziennych sytuacjach częściej słyszę słowa krytyki niż podziwu. No i z bliskimi zazwyczaj mijamy się w czasie – kiedy ja chcę z nimi coś zrobić, oni są zajęci; kiedy oni mogą coś robić ze mną – ja właśnie zająłem się czymś wymagającym koncentracji. Pomyślałem, że rozłąka dobrze nam zrobi, żeby docenić się wzajemnie i bardziej szanować czas spędzony razem. Ale przede wszystkim byłem znużony rutyną życia, szukałem przygody i dlatego uciekłem na ekofarmę.

A ekofarma to eksperyment socjologiczny. Mają obserwować nas naukowcy. Będą wyciągać wnioski i snuć teorie o naszym zachowaniu i wyborach. Zasady są proste: wywożą nas w nieznane, odległe i trudno dostępne miejsce (oddzielone lasami, bagnami i rzekami od najbliższego sąsiedztwa), skąd nie jest łatwo uciec, gdyby nam się coś nie spodobało. Mamy mieć przy naszym siedlisku ogródek i zwierzęta, co umożliwi nam zaspokojenie głodu i przetrwanie czterdziestu sześciu dni (na tyle zaplanowano badania). Mamy otrzymywać od organizatorów różne zadania.

Co pięć dni ekofarmę będzie opuszczać jedna osoba, która zostanie wytypowana przez pozostałe osoby w głosowaniu. W przypadku remisu o odejściu decydować będą pojedynki na zadania. Po czterdziestu pięciu dniach pozostanie trójka finałowa, która zainkasuje sporą premię za wygraną. Naukowców interesuje, jak będziemy starać się przekonywać pozostałych do swojego dalszego pobytu: knuciem, sojuszami, manipulacjami, a może dobrocią i najlepszym wykonywaniem obowiązków. Czy to mikrospołeczeństwo wybierze najlepszych farmerów czy może bezdusznych i śliskich kombinatorów? Czy osoby, które będą najlepiej wykonywać prace, mają większą szansę na dotrwanie do końca testu?

Motywacją dla nas ma być wysoka tygodniowa pensja, wypłacana po zakończeniu eksperymentu (kto zostanie dłużej, zainkasuje więcej). Organizatorzy mają nagrywać nas systemem kamer i mikrofonów. Jednak pomiędzy godziną dwudziestą trzecią a siódmą rano kamery mają być wyłączane, aby dać uczestnikom choć na chwilę nieco prywatności. W umowie, którą każdy z nas podpisał, była zapisana zgoda na publiczne udostępnianie fragmentów nagrań – w telewizji i innych mediach.

Dla mediów taka publikacja jest łakomym kąskiem – programy reality show nadal gromadzą przed ekranami rzesze widzów. Z kolei dla naukowców to sposób na sfinansowanie ich badań. Już podczas pobytu na ekofarmie zauważyłem, że dla niektórych uczestników szansa na zaistnienie była podstawowym bodźcem do udziału w eksperymencie, bo pokazanie się w mediach (nieważne jak, ważne, że w ogóle) to dziś okazja na rozpoznawalność, tysiące nowych fanów w mediach społecznościowych i karierę influencera, która dla wielu osób jest pracą marzeń.

Zdarzenia, które miały miejsce na ekofarmie, wydobyły mnie z rutyny. Dały mi też bagaż emocji i refleksji, które zmotywowały mnie do spisania ekofarmowej historii. Po zakończeniu eksperymentu jako jego uczestnik skorzystałem z prawa zapoznania się z raportem z badań, gdzie wyczytałem, co działo się za moimi plecami, kto co mówił, jak się zachowywał. Były tam też zapisane rozmowy organizatorów z uczestnikami, którzy po zakończeniu eksperymentu odpowiadali na pytania naukowców oraz opowiadali o motywach swoich zachowań, a także o swoich odczuciach. Ta dokumentacja dała mi pełny obraz wydarzeń.

poznawanie

Ważne jest, by nigdy nie przestać pytać.[…] Kto nie potrafi pytać, nie potrafi żyć[2].

Albert Einstein

Dowieziono mnie na parking przed ścianą lasu. Stąd z moim przewodnikiem miałem jeszcze przejść pieszo około kilometra do naszego siedliska. Wyjechaliśmy w nocy, teraz jest poranek, w trasie głównie spałem, więc rozglądałem się ciekawie wkoło zaspanymi oczami. Byliśmy nad rzeką, przy drewnianym mostku, przez który można było przejść na drugi brzeg. Tam w ciemnej ścianie lasu widać było przecinkę leśnej drogi. Przed mostkiem stały drewniane ławy, widać było, że od czasu do czasu zapuszczają się tu turyści szukający ciszy.

Wyciągnąłem z bagażnika worek z ubraniami i rzeczami osobistymi i ruszyliśmy w dalszą drogę pieszo. Przeszliśmy przez kładkę i zagłębiliśmy się w ciemność. Z każdym krokiem robiło się coraz mroczniej, las gęstniał wraz z oddalaniem się od jego krawędzi. Droga była wyraźna, choć rzadko uczęszczana, więc dziarsko szliśmy naprzód. Po kwadransie marszu dostrzegłem przed sobą rozrzedzającą się gęstwinę, najwidoczniej sporą polanę leśną, a w dalszej perspektywie wysokie, pełne ogrodzenie siedliska. Było zbite z desek i porośnięte pnączami – gdyby nie roślinność, wyglądałoby jak ogrodzenie więzienia. Dlatego przez chwilę poczułem wątpliwości, czy tam wchodzić. Moja potrzeba wolności opierała się zamknięciu wewnątrz, ale chęć przeżycia przygody pchała mnie dalej. Mój przewodnik kluczem otworzył furtkę, pożegnał się ze mną uściskiem dłoni, życzył „powodzenia” i poczekał, aż wejdę do środka. Gdy już byłem wewnątrz, zamknął za mną bramkę na klucz. Nie miałem już odwrotu.

Ekofarmę tworzyły zabudowania mieszkalne i gospodarcze. Centralne miejsce zajmował drewniany dom, przed którym, na zadaszonym ganku, zobaczyłem grupkę ludzi przy stole. Rozmawiali ze sobą ożywieni, słychać było śmiechy. Wszyscy farmerzy byli już na terenie gospodarstwa, najwidoczniej ja dotarłem tu jako ostatni. Gdy mnie zobaczyli, pomachali do mnie i część z nich ruszyła w moją stronę. Wyciągnęły się do mnie ręce w przyjacielskim geście powitania i po tradycyjnym „cześć” zwyczajowo wymieniliśmy się imionami.

I tak ich wszystkich nie zapamiętam – pomyślałem. Zapytałem, czy ktoś mnie oprowadzi po gospodarstwie, i usłyszałem od Weroniki, Ewy i Marka, że zrobią to chętnie. Ruszyłem więc z nimi na zwiedzanie.

Po lewej stronie domu stały chlew dla zwierząt i warsztat, po prawej – stodoła i wychodek. Najpierw zajrzeliśmy do chlewu, gdzie były krowy i kozy, potem rozejrzeliśmy się po warsztacie. W stodole po jednej stronie składowano siano, po drugiej słomę. Wychodka na razie nie chciałem zwiedzać. Pomiędzy zabudowaniami było rozległe podwórko ze studnią pośrodku. Za chlewem rozciągało się pastwisko, którego koniec wyznaczała rzeczka, tworząca w jednym miejscu rozlewisko. Na wprost domu rozciągało się pole uprawne obsiane pszenicą, zakończone linią lasu. Z drugiej strony znalazłem warzywniak, a dalej – za nim – sad. Na końcu sadu stały ule.

Dom był drewniany, z gankiem, piętrowy. Parter ułożony w amfiladzie składał się z sieni wejściowej i kuchni z jadalnią, za którą zlokalizowano niewielką sypialnię. Na poddasze, gdzie znajdowały się nasze posłania (sienniki na podłodze), prowadziły schody z przedpokoju. W naszym schronieniu nie było wygód. W kuchni stał tylko piec opalany drewnem, nie było lodówki i typowych dla współczesności urządzeń. W obejściu nie było żadnych udogodnień, łazienki, prysznica. Brakowało oświetlenia elektrycznego (mieliśmy tylko lampy naftowe) i instalacji elektrycznej, co uniemożliwiało korzystanie z jakiegokolwiek sprzętu elektrycznego.

Naszą umywalnię stanowił ustawiony przy ścianie chlewika blat z miednicą i wiszącym na gwoździu lustrem. Obok Marek wskazał miejsce, gdzie zamierzał jeszcze dziś wybudować plenerowy prysznic. Zaoferowałem mu w tym pomoc.

Gdy zapoznałem się z ekofarmą, przyszedł czas na poznanie farmerów. Siedliśmy wszyscy na ganku przy stole, kobiety zebrały się w jednej grupce, mężczyźni w drugiej, i przedstawialiśmy się po kolei:

– Cześć, jestem Ania, mam czterdzieści lat, mieszkam w Gdyni, gdzie prowadzę swoją firmę w branży nieruchomości. Wcześniej pracowałam w korporacjach. Mam męża i dwójkę dzieci.

– Mam na imię Natasza, przyjechałam z Ukrainy, mieszkam teraz w Katowicach, sprzątam biura. Ukończyłam Akademię Muzyczną w Kijowie, jestem muzykiem z wykształcenia. Mam trzydzieści pięć lat, dwunastoletnią córkę, a mój mąż walczy na froncie z ruskimi.

Siedząca obok Ewa przytuliła wyraźnie posmutniałą myślą o rozłące z rodziną Nataszę i się odezwała:

– Jestem Ewa, z wykształcenia lekarka, z przekonania feministka i obrończyni praw mniejszości, zwłaszcza środowisk LGBT. Nie zamierzam mieć męża, wolę kobiety: mam partnerkę. Mam trzydzieści jeden lat. Mieszkam w Poznaniu.

– Siema! Jestem Julia, pochodzę z Białegostoku, mam dwadzieścia lat, skończyłam liceum, a teraz zrobiłam sobie przerwę w edukacji, żeby chwilę pożyć na luzie i zastanowić się, co dalej robić w życiu. Chciałabym być influencerką. Być może pójdę na studia, ale na razie nie wiem, jaki miałabym wybrać kierunek. Zobaczymy. Może ktoś z was mnie natchnie? Jestem singielką.

– Mam na imię Weronika, dwadzieścia cztery lata, jestem obywatelką świata, nie czuję się związana z jednym miejscem, aktualnie mieszkam w Warszawie. Jestem wolna, ale mam… – kobieta zawahała się wyraźnie – trzech bliskich przyjaciół, z którymi się spotykam.

Widać było, że farmerów takie przyznanie się do nieklasycznych, poligamicznych relacji damsko-męskich zaskoczyło. Zapadła krótka cisza, którą przerwał Łukasz:

– A czym się zajmujesz zawodowo?

Weronika znów się zawahała, ale po chwili wzięła większy oddech i wypaliła:

– Nie muszę pracować, utrzymują mnie moi przyjaciele, opłacając mieszkanie i zapewniając pieniądze na dostatnie życie.

To zaskakujące wyznanie wywołało szum, bo stało się jasne, że Werę utrzymują sponsorzy. Kilkoro farmerów nie mogło się powstrzymać od komentarza, pod nosem albo do sąsiada, co złożyło się razem na ogólną wrzawę. Weronika wyglądała całkiem „normalnie” – jak dobrze sytuowana studentka lub młoda businesswoman, a nie jak narkomanka lub półnaga, mocno wymalowana postać z filmów erotycznych, z biustem i połową pośladków na wierzchu. Zenek z chichotem stuknął łokciem siedzącego obok Łukasza i mrugnął do niego porozumiewawczo okiem, na co Ewa spiorunowała go wzrokiem i szepnęła:

– Prymitywny samiec…

Aga, siedząca obok Werki, odsunęła się nieco dalej po jej wyznaniu.

– Mam na imię Agnieszka, ale mówcie mi Aga. Jestem nauczycielką historii oraz HiT-u, mam trzydzieści sześć lat, jestem mężatką i mam dwójkę dzieci. Mieszkam we Włoszczowej, to miasto w województwie świętokrzyskim.

Farmerom nie trzeba było tego tłumaczyć, Włoszczowa została rozsławiona na całą Polskę za sprawą kontrowersyjnej budowy peronu na trasie Centralnej Magistrali Kolejowej.

– Niestety na czas zamknięcia tu nie mamy możliwości uczestniczenia w mszy świętej w niedziele, co stanowi grzech, ale uzyskałam dyspensę od proboszcza pod warunkiem żarliwej modlitwy i uczynków pobożnych, do czego zapraszam! – kontynuowała Aga.

Nie widać było entuzjazmu odnośnie do modłów, a wręcz przeciwnie, można było zauważyć kilka drwiących uśmieszków i porozumiewawczych spojrzeń. Przynajmniej od jednej osoby Aga otrzymała głośne wsparcie:

– Koniecznie powinniśmy się wspólnie modlić, nie tylko by nam układało się tu dobrze, ale też, by Polska wreszcie wstała z kolan pod rządami włodarzy dbających o to, by zepsucie nie ogarnęło naszego narodu! – Zenek popatrzył gniewnie na Ewę i trochę łagodniej na Weronikę, i kontynuował: – Jestem Zenek, mam sześćdziesiąt lat, jestem budowlańcem i złotą rączką, mieszkam w Przytułach[3] w Podlaskiem, mam żonę i piątkę dzieci, wierzę w Boga, słowa proboszcza i prezesa Kaczyńskiego!

– Na moje modły nie liczcie – rzekł Benek. – Sam sobie jestem pasterzem i innego nie potrzebuję. Jestem wolnym człowiekiem, nie mam niczego, mieszkam pod mostem w Warszawie, nie muszę nic robić i dobrze mi z tym. Mam czterdzieści lat.

Farmerzy znów wydali się zaskoczeni, bo Benek wyglądał jak jeden z nich, nie był brudny, śmierdzący, pokryty wrzodami.

– Ja też nie muszę nic robić – zareagował ochoczo Józio. – Mieszkam u rodziców w Gdyni, wygodnie mi z tym, a moja mama wcale nie chce, żebym się wyprowadzał z domu. Mogę się zająć swoim życiem i rozwojem osobistym, nie martwiąc się o kasę i jedzenie, bo mamusia gotuje najlepiej! Mam trzydzieści lat. Singiel. – Spojrzał się na Julię, która mu się podobała. Chciał zobaczyć jej reakcję na swoje oświadczenie, ale Julka nie dała poznać, że dla niej ta deklaracja nie była obojętna.

– Jestem Łukasz, mam dwadzieścia siedem lat, jestem aplikantem w kancelarii prawnej we Wrocławiu. Singiel.

– Mam na imię Marek, kiedyś uprawiałem zawodowo sport, dziś prowadzę małą firmę deweloperską. Mam czterdzieści pięć lat, żonę i syna. Mieszkam w Szczecinie.

Na koniec zostałem ja.

– Jestem Paweł, też mam czterdzieści pięć lat, pracuję jako architekt. Szczęśliwy mąż, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Sporo w życiu pracowałem. Chcę tu odpocząć od dotychczasowych obowiązków i zwolnić rytm życia. Mieszkam w Krakowie.

Początki międzyludzkich znajomości cechują się większą uważnością i otwartością na poznawaną osobę. Choć widać było, że niektórzy farmerzy nabrali już uprzedzeń do innych. Aga w zasadzie była uprzedzona do wszystkich, bo nikt prócz Zenka nie zadeklarował chęci udziału we wspólnej modlitwie, ale z największym politowaniem patrzyła na Weronikę – bo przecież ta otwarcie przyznała się do życia w grzechu i nieczystych, cielesnych uciech z trzema facetami!

Sporo farmerów ze zgrozą i pogardą patrzyła na Zenka, wyznawcę prostych nieprawd podawanych przez ostatnie lata przez reżimową telewizję i radio ojca redemptorysty. Oni nie mieli wokół siebie wielu takich postaci, niektórych babcie i dziadkowie wprawdzie głosowali na populistyczną prawicę, ale nie afiszowali się tak jawną pogardą dla środowisk LGBT, agentów wszelkiej maści oraz „komunistów i złodziei”[4]. W dużych miastach można było bezpiecznie dworować sobie z pisiorów, bo ich mieszkańcy deklarowali w większości przychylność przeciwnym opcjom politycznym, ale wobec Zenka nie było to bezpieczne. Był zapalczywy i emocjonalny, a łapę miał, mimo wieku, jak jakiś strongman.

W trakcie tego pierwszego wieczoru dało się zaobserwować pierwsze podziały na grupki: Ania i Ewa trzymały się razem i przygarnęły pod swoje skrzydła Julkę, ale z góry patrzyły na Weronikę. Marek złapał dobry vibe ze mną i Benkiem. Łukasz, z racji wieku, miał sporo tematów wspólnych z Józiem i Julią. Aga zainteresowała się Nataszą i opowiadały sobie o swoim życiu, a przysłuchiwał się temu Zenek, ożywiając się przy opowieściach Nataszy o wojnie na Ukrainie.

W tych wspólnych początkach naszej społeczności dało się zaobserwować dużo życzliwej ciekawości wobec drugiej osoby. A to ważne, by nie przestawać pytać, jacy są ludzie, świat (i dlaczego) i jacy jesteśmy my sami. Widać było podekscytowanie nowością i często nadzieję, że może spotkamy bratnią duszę. Widać też było, że farmerzy, dając się poznawać, staranniej niż zwykle dobierali słowa i gesty, próbując wykreować określony wizerunek. Chcąc wpłynąć na percepcję ich osoby, przedstawiali otoczeniu swoją wersję demo.

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas o sobie, ale trzeba też było zapoznać się z naszymi obowiązkami. Każdy po kolei czytał więc tego dnia na głos rozdział z księgi, w której były opisane prace, jakie powinniśmy wykonywać: jak opiekować się zwierzętami, jak troszczyć się o rośliny, jak zdobyć pożywienie, jak przygotowywać przetwory i potrawy z tego, co znajdziemy na ekofarmie. Lektura ta uświadomiła nam, że od razu musimy zabrać się do pracy. Anka przejęła inicjatywę i zaproponowała podział obowiązków. Po kilku drobnych korektach jej plan został przyjęty i rozeszliśmy się do pracy.

postacie

Ludzi nie kocha się za to, że są doskonali, tylko pomimo to, że tacy nie są[5].

Jodi Picoult

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

[1] A. de Saint-Exupéry, Mały Książę, tłum. J. Szwykowski, Warszawa 1981.

[2] J. Fedirko, Einsteiniana, „Alma Mater” maj 2009, nr 114.

[3] W wyborach w 2019 roku 89% głosujących w tej gminie oddało swój głos na PiS, zob. Szczegółowe wyniki wyborów w każdej gminie, europapnews.pap.pl, online: https://europapnews.pap.pl/szczegolowe-wyniki-wyborow-w-kazdej-gminie [dostęp: 1.02.2024].

[4] Okrzyk Joachima Brudzińskiego na wiecu PiS w 2015 roku; zob. P. Wiejas, Wiejas: „’Cała Polska z was się śmieje…’. Panie ministrze Brudziński, proszę dokończyć” (Opinia), wp.pl, online: https://wiadomosci.wp.pl/wiejas-cala-polska-z-was-sie-smieje-panie-ministrze-brudzinski-prosze-dokonczyc-opinia-6369509679663233a [dostęp: 1.02.2024].

[5] J. Picoult, Bez mojej zgody, tłum. M. Juszkiewicz, Warszawa 2005.

spis treści:

okładka
strona tytułowa
ucieczka
poznawanie
postacie
zasady
ekofarma
rozmowa
przetrwanie
zupa
sojusz
praca
władza
miłość
romans
opinie
tęsknota
żniwa
porządki Ewy
animozje

Farmazony

ISBN: 978-83-8373-127-8

© Piotr Żabicki i Wydawnictwo Novae Res 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Jędrzej Szulga

KOREKTA: Anna Grabarczyk

OKŁADKA: Marta Róża Żak

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek