Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Drugie, pełne żaru spotkanie z bohaterami nowego wydania bestsellerowej serii K.N. Haner – „Skandal”. Ebook „Femme fatale” wbije was w fotel! Julia nie jest już tą Julią z Nowego Jorku. Nowa praca w Paryżu zmieniła ją, a James, dawny kochanek, ma teraz poważnego konkurenta. Dla którego z nich Julia okaże się femme fatale?
Za dnia – elegancka, profesjonalna i porządna. W nocy – zmysłowa, namiętna i nienasycona.
Julia chce się odciąć od skandalu, który został wywołany przez jej romans z arystokratą Jamesem, i ułożyć od nowa swoje dotychczasowe życie. Pełna obaw decyduje się przyjąć wyjątkowo atrakcyjną ofertę pracy w luksusowym paryskim hotelu. Zaczyna poznawać magię Paryża i… Francuzów, zwłaszcza jednego – Gasparda.
Przeszłość nie daje jednak o sobie zapomnieć i na drodze Julii stawia dawnego kochanka. Tyle że ona nie jest już tą Julią z Nowego Jorku, Paryż ją odmienił, a James ma poważnego konkurenta…
K.N. Haner– jedna z najpopularniejszych polskich autorek powieści obyczajowych i erotycznych. Pochodzi z rodziny silnych kobiet. Po babci odziedziczyła łatwość opowiadania i lekkie pióro. Na koncie ma już ponad milion sprzedanych egzemplarzy. Z hobby uczyniła swój zawód. Jej książki wielokrotnie trafiały na szczyty list bestsellerów. Zmysły czytelników rozpaliła m.in. serią • Dyrektor Generalny oraz takimi tytułami, jak: • Sny Morfeusza, • Zapomnij o mnie, Sponsor, • Zakazany układ, • Złe miejsce czy • Wycena.
Mieszka pod Warszawą. W wolnych chwilach gotuje. Oprócz tego namiętnie ogląda seriale na Netflixie, uwielbia planszówki i potrafi zarwać noc na graniu w The Sims.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
Redakcja: Katarzyna Juszyńska
Korekta: Joanna Morawska, Marzena Kłos
Layout, skład i łamanie: Beata Rukat/Katka
Projekt okładki: Agnieszka Zawadka
Wydanie drugie
Agora SA
ul. Czerska 8/10
00-732 Warszawa
Copyright © by Agora SA, 2023
Copyright © by Katarzyna Nowakowska, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2023
ISBN: 978-83-268-4318-1
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Wyszłam z terminala przylotów na lotnisku Charles’a de Gaulle’a w Paryżu i pierwsze, o czym pomyślałam, to palma, która stoi na środku ronda w centrum Warszawy. Do tej pory Paryż kojarzył mi się z weekendowymi wypadami na zakupy, z szampanem, pysznym jedzeniem, ale nie z pracą. Już od pierwszej sekundy nie chciałam tu być, a przez najbliższe miesiące byłam zmuszona pracować z jakimś żabojadem, którego jeszcze nie poznałam. I nie miałam na to najmniejszej ochoty.
W tym momencie mojego życia nie było takiego miejsca na ziemi, w którym czułabym się dobrze. Miałam złamane serce i żal do siebie, że okazałam się tak naiwna. Wściekałam się na cały świat, a tak naprawdę na Jamesa. Przecież do niedawna był dla mnie wszystkim. Tworzył cały mój świat, ale ta bajka wydawała się zbyt piękna, by okazała się prawdą.
Ścisnęłam mocno rączkę torby podróżnej i ruszyłam w stronę postoju taksówek. Iga wszystko dokładnie zaplanowała, ale ja niczego wcześniej nie sprawdziłam. Zerknęłam jedynie na wskazówki w telefonie: miałam się zameldować w hotelu, a wieczorem czekała mnie kolacja z szefem. I nie wiem, czy się po prostu tym denerwowałam, czy stresowała mnie ta cała moja życiowa sytuacja, ale tak okropnie bolał mnie brzuch, że musiałam na chwilę przystanąć. Wzięłam głęboki oddech, raz jeszcze sprawdziłam w telefonie nazwę hotelu i wyszłam z budynku. Stanęłam z boku, by przeczekać chaos, który panuje na dużych lotniskach tuż po przylocie samolotu. Gdy wszystko się uspokoiło, bez problemu złapałam taksówkę i poprosiłam o kurs do hotelu. W drodze przeczytałam informacje o nowym szefie. Było tego sporo, ale nic, co mogłoby mi nakreślić, jakim jest człowiekiem. Bałam się tej relacji. Nie byłam gotowa na nowe znajomości, moja otwartość na ludzi znacznie osłabła. Ostatnie dwa tygodnie spędziłam w domu, w którym głównie płakałam. Kilka dni przed wylotem Iga zmusiła mnie do wizyty u fryzjera i kosmetyczki, by dziewczyny doprowadziły mi włosy i twarz do porządku. Nie miałam apetytu, więc straciłam kilka kilogramów, ale niespecjalnie mnie to cieszyło. Mój obecny wygląd kojarzył mi się z Jamesem i tym, że ta metamorfoza była efektem naszej znajomości. Miłość mnie uskrzydliła, a teraz czułam się, jakbym spadła na samo dno, i nie miałam sił się stamtąd wydostać. Nie zależało mi, a to był bardzo zły znak. Powinnam się przecież ogarnąć i sprostać zadaniom, które przede mną stały, ale nie potrafiłam. Jeszcze nie teraz.
Mój hotel mieścił się w 16. dzielnicy Paryża, tuż nad Sekwaną i rzut beretem od mostu, który prowadził prosto do wieży Eiffla. Miejscówka bardzo prestiżowa, ale to tylko przysparzało mi zmartwień. Zdawałam sobie sprawę, że mój nowy szef jest bardzo zamożnym człowiekiem. Inwestorem i biznesmenem. Odnosiłam wrażenie, że to będzie kolejny James. Przerażało mnie to. Tak się na tym zafiksowałam, że z góry negatywnie się do niego nastawiłam, a przecież nie znałam tego człowieka. Kiedy dojechałam na miejsce, zdziwiło mnie, że wokół budynku stały rusztowania. Nie spodziewałam się, że będę mieszkała w hotelu, w którym trwał remont. Wysiadłam z taksówki, kierowca pomógł mi wyjąć walizkę z bagażnika i szybko odjechał. Spojrzałam w górę na pięciopiętrową kamienicę i westchnęłam. Dawna Julia wzięłaby się w garść, uśmiechnęła i weszła dziarskim krokiem do środka. Nowej Julii drżały i pociły się dłonie, a zaciśnięty żołądek przyprawiał ją o mdłości.
Boże Święty, chyba nie dam rady.
I już miałam się cofnąć i dać sobie jeszcze chwilę, gdy nagle zza pleców usłyszałam:
– Bonjour, Julio!
Odwróciłam się i dojrzałam mężczyznę, który właśnie wysiadał z czarnego mercedesa klasy S. W pierwszej chwili nie skojarzyłam, kto do mnie wołał. Dopiero gdy mężczyzna podszedł, dotarło do mnie, że to mój nowy szef. Gaspard de Riguad.
Zdębiałam.
Widziałam go na zdjęciach, które wyszukała dla mnie Iga, ale na nich wyglądał zdecydowanie mniej korzystnie niż na żywo. Był wyższy ode mnie przynajmniej o głowę, miał ciemne włosy i niebieskie oczy, do których docierał uśmiech. Wyglądał trochę jak młody Vincent Cassel, a to mnie nieco ośmieliło, bo bardzo lubię tego aktora.
– Bonjour, monsieur de Riguad! – odpowiedziałam po francusku.
Znajomość tego języka nie była moją specjalnością, ale wiedziałam też, że mój szef płynnie mówi po angielsku, więc mnie to nie martwiło.
– Byłem przekonany, że dotrze pani do hotelu za godzinę. Przyjechałem, by się upewnić, że wszystko jest gotowe. – Podszedł do mnie i spojrzał na walizkę, która stała obok. – Tylko jedna? – zdziwił się.
– Tak, spakowałam swoje życie do jednej walizki. No i jestem – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.
– W Paryżu nie brakuje butików i sklepów, więc będzie miała pani okazję, by zrobić zakupy – zapewnił. – A może moglibyśmy mówić sobie po imieniu? – zaproponował.
Ogromnie mnie to zaskoczyło.
– Tak, jasne... – Kiwnęłam głową.
Jeszcze do mnie nie docierało, że to wszystko działo się naprawdę. Uścisnęłam dłoń mężczyzny, a po chwili weszliśmy do budynku. Miałam wrażenie, że tutaj też trwał remont. Niczego z tego nie rozumiałam. Nie czułam się jednak na tyle pewnie, by zapytać, dlaczego wybrał to miejsce na mój pobyt.
W dużej przestronnej recepcji stało mnóstwo sprzętów budowlanych i wiader po farbach. Folia malarska fruwała, unosząc sporą ilość pyłu po wygładzaniu ścian. Zrobiłam krok i weszłam prosto w kupkę gruzu. Prawie się potknęłam.
– Nie wygląda to najlepiej, ale jeszcze tydzień lub dwa i wszystko będzie gotowe. – Mój szef uśmiechnął się szeroko, widząc moją minę.
– Jakoś przetrwam – odpowiedziałam, omijając kolejną przeszkodę z gruzu.
– Czeka nas dużo pracy. Nie wiem, co zrobić z tym sufitem. Projektantka sugeruje wstawienie przeszklenia, a wykonawca upiera się, że to mało praktyczne i ryzykowne – zaczął opowiadać, jakby był właścicielem tego hotelu.
I nagle dotarło do mnie, że... Tak. To było moje zadanie specjalne, o którym Iga truła mi przez ostatnie tygodnie, ale nie słuchałam jej za bardzo. Zła i rozżalona ignorowałam to, co próbowała mi przekazać. Miałam pomóc Gaspardowi wykończyć ten hotel i zarządzać nim na początku, tak by to wszystko ruszyło. Za cholerę nie wiedziałam nic o takich obowiązkach, więc nie wiem, jak to się stało, że skierowała mnie do tej pracy.
– Proszę mi wybaczyć, ale ja się na tym nie znam – bąknęłam zażenowana.
– Iga uprzedzała, że nie masz doświadczenia w tej dziedzinie, ale na początek chodzi głównie o organizację pracy, otwarcie i prowadzenie hotelu. W tym jesteś dobra. Pomożesz mi negocjować z inwestorami i klientami, bo potrzeba tu jeszcze sporo pracy. Chcemy rozbudować hotel, a to nie lada wyzwanie – wyjaśnił, uśmiechając się szczerze.
Dlaczego nie zapoznałam się z dokumentami, które dała mi Iga? Dlaczego nie zrobiłam nic poza obejrzeniem zdjęć mojego nowego szefa?
Ja pierdolę.
W co ja się wpakowałam?
– Wyzwanie życia – bąknęłam pod nosem, rozglądając się po recepcji, na razie nieprzypominającej pomieszczenia, którym była. Panował tu taki sam chaos i rozpierdol jak w moim życiu. Ja też nie przypominałam siebie, ale... Chyba przyszedł czas, bym wzięła się w garść. Nie mogłam przecież użalać się nad sobą w nieskończoność.
On nie był tego wart – wmawiałam to sobie każdego pieprzonego dnia.
Gaspard prowadził mnie na kolejne piętra hotelu, taszcząc moją walizkę, a ja rozglądałam się po zakrytych folią malarską schodach i próbowałam się nie potknąć. Zachodziłam w głowę, czemu nie skorzystaliśmy z windy, ale może jeszcze jej nie uruchomili? Gdy dotarliśmy na ostatnie piętro, serce łomotało mi w piersi i łapałam łapczywie każdy oddech. Tutaj na szczęście wszystko wyglądało na prawie gotowe. Nie było folii i kurzu, a to już coś.
– Na szóstym piętrze będą nasze najlepsze apartamenty, w tym ten, w którym zamieszkasz – oznajmił szef.
Spojrzałam na niego, krzywiąc się lekko.
– Ale to jest piąte piętro – odpowiedziałam niepewnie i raz jeszcze policzyłam w myślach te wszystkie piętra.
– Szóste. We Francji parter to pierwsze piętro – wyjaśnił Gaspard, przyglądając mi się z rozbawieniem.
– Powinnam to wiedzieć? – zapytałam lekko zażenowana.
– Już wiesz, więc nie ma problemu. – Wskazał, bym ruszyła przodem. – Ostatnie drzwi po lewej to twój apartament – dodał i tam się skierowaliśmy.
Ściany korytarza były odnowione i pomalowane na szaro, a sztukateria nadawała temu miejscu klasy. Lubiłam taki styl we wnętrzach. Białe listwy wydzielały przestrzeń na ścianach, a w każdej z nich znajdowało się miejsce na obraz bądź ozdobny kinkiet. Najbardziej jednak urzekły mnie świetliki w sufitach, które pięknie doświetlały cały korytarz. Zadarłam głowę, by spojrzeć na błękitne niebo, i westchnęłam pod nosem.
– Zapraszam! – Usłyszałam głos Gasparda, który właśnie otworzył drzwi do apartamentu.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale apartament faktycznie był gotowy. I to, co zobaczyłam, zaparło mi dech w piersi: przez wielkie okna miałam widok wprost na wieżę Eiffla. Podeszłam i z zachwytem patrzyłam w jej kierunku.
– Robi wrażenie, prawda? – zapytał mój szef, a ja jedynie pokiwałam głową. – Z sypialni też widać wieżę Eiffla, i z łazienki. Wanna stoi tuż przy oknie, więc codziennie będziesz mogła brać relaksującą kąpiel z widokiem – dodał, a wtedy na niego spojrzałam.
– Dziękuję, to naprawdę piękny apartament. – Uśmiechnęłam się lekko.
– Czeka nas sporo pracy, zależy mi, byś była wypoczęta i czuła się komfortowo. Mam przygotowane dla ciebie wszystkie dokumenty, materiały i kalendarz spotkań. Zaczynamy od poniedziałku, więc dziś jeszcze o tym nie myśl. Jeśli chcesz, pokażę ci fajne miejsca w pobliżu, a resztę będziesz odkrywać sama.
Nie bardzo wiedziałam, jak na to zareagować. Absolutnie nie chciałam się spoufalać z kolejnym szefem.
– Sama się rozejrzę, ale dziękuję za propozycję – odpowiedziałam niepewnie. – W razie czego będę pytać – dodałam, by nie pomyślał o mnie źle.
Czemu znowu się tym przejmowałam? Przecież nie powinno mnie obchodzić zdanie innych ludzi. Sądziłam, że mam to już za sobą, ale się myliłam. To ciągle we mnie siedziało.
– Oczywiście. – Gaspard uśmiechnął się szczerze. – Teraz zapewne chcesz zostać sama i odpocząć, więc nie będę zawracał ci głowy.
– Rozpakuję się, dziękuję. – Kiwnęłam głową.
Mężczyzna ruszył do wyjścia, a ja za nim. Wymieniliśmy jeszcze jedno spojrzenie, po czym zamknęłam drzwi. Oparłam się o nie i rozejrzałam po pomieszczeniu. Targały mną skrajne emocje. Z jednej strony czułam się podekscytowana, bo to wszystko było namacalne, a z drugiej ciągle w głowie miałam to, co się wydarzyło. I nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.
Zrobiłam sobie mały tour po apartamencie. Zaczęłam od łazienki, bo zaintrygowała mnie wanna pod oknem. I faktycznie, piękna wolno stojąca wanna idealnie pasowała do wnętrza urządzonego w stylu spa. Na podłodze znajdowały się kafle imitujące drewno, a na ścianach białe, które ładnie rozświetlały całe pomieszczenie. Za ścianą wyłożoną kafelkami skrywał się prysznic. Duże lustro, które zajmowało całą ścianę, dawało wrażenie przestrzeni, choć łazienka nie była mała. Na szeregu białych szafek umieszczono dwie okrągłe umywalki i wolno stojące baterie umywalkowe, zauważyłam też kosmetyki marki L’Occitane, którą doskonale znałam z Polski. Podeszłam i otworzyłam opakowanie masła do ciała, którego zapach uwielbiałam. Nabrałam odrobinę kosmetyku, wtarłam w dłonie i znowu powąchałam. Uśmiechnęłam się i pomyślałam o czymś miłym. Wtedy poszłam obejrzeć sypialnię, która mieściła się tuż obok łazienki. Wielkie podwójne łóżko wyglądało na wygodne, ale musiałam się o tym przekonać. Zdjęłam buty i rzuciłam się na równo posłaną białą satynową pościel. Opadłam na miękkie i pachnące świeżością poduszki, a następnie spojrzałam w stronę okna. Tak, znowu widziałam wieżę Eiffla. Pomyślałam o tym, że wieczorami i w nocy będę miała najlepszy widok w Paryżu. Uśmiechnęłam się i rozejrzałam. Z łóżka mogłam oglądać telewizję, bo na ścianie naprzeciwko wisiała wielka plazma, pod którą znajdowała się podłużna szafka z wbudowanym systemem nagłośnienia. Podobały mi się kolory ścian i podłóg, bo były stonowane i spokojne. Biel, beż, nieco kremowego. Miękka wykładzina aż się prosiła, by chodzić po niej boso. Pomyślałam, że miło będzie się obudzić i bosymi stopami przejść po niej do łazienki, a potem do salonu. Tam wydzielona strefa do relaksu i posiłków ładnie ze sobą współgrały. Siedząc przy stole, również można było podziwiać widok za oknem. Śniadanie w takich okolicznościach wiele zyskiwało. Postanowiłam skupić się na takich drobnych pozytywach, by jakoś powoli wrócić do normalności. Co mi pozostało? Nie mogłam się wiecznie nad sobą użalać, chociaż to nie było odpowiednie słowo. Miałam po prostu roztrzaskane w drobny mak serce, ale przecież w końcu musiałam je jakoś posklejać.
Po obejrzeniu całego apartamentu zadzwoniłam do Moni, jedynej osoby, z którą chciałam utrzymywać kontakt. Z ojcem i Igą prawie nie rozmawiałam. Damian się nie odzywał, więc ja również nie próbowałam się kontaktować. James milczał i mimo że oprócz tego jednego esemesa nie napisał już nic więcej ani nie zadzwonił, to za każdym razem, gdy przychodziło jakieś powiadomienie, łudziłam się, że to właśnie on. Czego oczekiwałam? Wyjaśnień? Przeprosin? Nie wiedziałam, co tak naprawdę mogłoby sprawić, bym poczuła się lepiej. Może po prostu musiało minąć więcej czasu? Bo przecież, jak mówią, czas leczy rany.
Rozpakowałam walizkę, rozwiesiłam ubrania w sporej garderobie, która znajdowała się tuż obok łazienki, i postanowiłam przejść się po okolicy. Chciałam poznać najbliższe uliczki i sklepy, by wiedzieć, co mam pod ręką. Przebrałam się po podróży i w welurowym dresie oraz adidasach zeszłam na parter. Zbieganie z piątego... tfu, szóstego piętra sprawiło, że przyśpieszył mi puls i poczułam fajną energię. Minęłam grupę robotników, którzy właśnie zaczęli sprzątać gruz z podłogi. Przywitałam się z nimi i wyszłam przed budynek. Wciągnęłam głęboko powietrze, a do moich nozdrzy dotarł słodki zapach eklerów. Rozejrzałam się, a w szeregu budynków dostrzegłam szyld kawiarni o nazwie Galerie Lavende. Postanowiłam tam pójść i skosztować wypieków. Kocham słodycze, a francuskie należą do najsmaczniejszych na świecie. Ruszyłam w tamtą stronę. Różowa markiza rzucała cień na kilka stolików ustawionych tuż pod oknami kawiarni. Odgrodzone od ruchliwej ulicy koszami pełnymi lawendy zachęcały, by usiąść, wypić pyszną kawę i zjeść coś słodkiego. Taki właśnie miałam zamiar. Uśmiechnęłam się i dziarskim krokiem weszłam do kawiarni. W środku również znajdowały się stoliki, wszędzie była lawenda. Nie mogłam wyjść z podziwu nad urokiem tego miejsca. A pachniało tak, że od razu zaburczało mi w brzuchu. Wybór słodkości był ogromny. Makaroniki, eklery, ciastka francuskie z przeróżnymi nadzieniami i owocami, crème brûlée. Nie zabrakło też ciastek lawendowych i to właśnie na nie się zdecydowałam. Zamówiłam kawę z mleczną pianką i kilka ciasteczek. Zajęłam miejsce przy wolnym stoliku na zewnątrz i czekałam chwilę na zamówienie. Rozglądałam się wokół, bo nadal nie mogłam uwierzyć, że naprawdę znalazłam się w Paryżu. Minęła mnie grupka młodych dziewczyn ubranych tak stylowo, że w swoim markowym dresie poczułam się jak uboga krewna. Pomyślałam od razu, że jestem przecież w światowej stolicy mody. Mogłam tu nieco poeksperymentować z garderobą i być bardziej otwartą w tym względzie. Aż się uśmiechnęłam na widok kobiety w trenczu w pepitkę, czerwonych szpilkach i berecie. Dotychczas nie miałam tyle odwagi, ale teraz... Kto mnie tu znał? Nikt. Mogłam zacząć budować siebie od nowa. Uświadomiłam sobie, że tego właśnie chcę. I choć zakupy nigdy nie były dla mnie pocieszeniem, to uznałam, że koniecznie muszę mieć taki beret i trencz. Czerwonych szpilek nie zabrałam ze sobą do Paryża, ale nowa para to zawsze ozdoba garderoby, a nigdy nie wiadomo, na jaką okazję będę mogła je założyć. Dopiłam kawę, poprosiłam o zapakowanie reszty ciasteczek na wynos i ruszyłam chodnikiem w stronę hotelu. Chciałam się przebrać i wyglądać bardziej „parysko”. Wdrapałam się na szóste piętro, zmieniłam dres na klasyczne wąskie dżinsy, które ładnie opinały mój nadal krągły, ale o wiele szczuplejszy tyłek. Na górę włożyłam zwykłą białą koszulkę na szerokich ramiączkach i długi wełniany kardigan w karmelowym odcieniu. Adidasy zamieniłam na lakierowane szpilki w kolorze nude. Postanowiłam się też nieco podmalować, bo odrobina różu i czerwona pomadka zawsze się sprawdzały. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i dodałam nieco więcej koloru na policzki. Uśmiechnęłam się i nie wiem czemu, ale wróciła mi pewność siebie. Chciałam, by to trwało już zawsze, by nic ani nikt mi tego nie zabrał.
Schodziłam po schodach i nagle dotarł do mnie głos Gasparda, który z kimś rozmawiał. Szczerze mówiąc, momentalnie poczułam w żołądku ucisk, bo nowy szef był dla mnie wielką zagadką. Wydawał się miły, uprzejmy i pozytywnie nastawiony, ale to, czym miałam się zająć, stanowiło dla mnie ogromne wyzwanie. Nie znałam tego człowieka, więc nie czułam się przy nim swobodnie. Zwolniłam nieco, bo miałam na nogach szpilki, a nie chciałam się wywrócić. Dotarłam na dół i już z półpiętra dostrzegłam Gasparda, który stał obok zakrytej folią recepcji i coś komuś pokazywał. Wzięłam głęboki oddech i zrobiłam krok. W tej samej sekundzie szef dostrzegł mnie i uśmiechnął szeroko. Drugi mężczyzna odwrócił się w moją stronę, a ja zbladłam. Zrobiłam kolejny krok i musiałam stanąć na kawałek gruzu, bo kostka mi się wykrzywiła, a ja w ostatniej chwili chwyciłam się barierki, by nie spaść. Oszołomiona patrzyłam, jak w moją stronę biegną mój nowy szef Gaspard i... mój były szef James. James pierwszy podał mi rękę, pytając, czy nic mi nie jest. A ja nadal byłam blada. Wydawało mi się, że śnię albo że mam halucynacje. Odruchowo chwyciłam wyciągniętą dłoń, by bezpiecznie zejść ze schodów. Obaj mężczyźni coś mówili, a ja nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Gdy puściłam rękę Jamesa, aż się zachwiałam.
– Pani Julio, może pani usiądzie? – zaproponował mój były szef, a ja spojrzałam na niego i wciąż brakowało mi słów.
– Wyjdźmy na zewnątrz. Duszno tu od tego kurzu – wtrącił zaniepokojony Gaspard.
Pokiwałam głową i chwyciłam Gasparda pod ramię, które mi bohatersko podał. Trzymałam go tak mocno, bo miałam wrażenie, że zaraz upadnę. Zerknęłam na Jamesa, który szedł tuż obok i był taki... Kurwa mać. Takiego go pamiętałam. W dodatku ten zapach... Perfumy, których używał, dotarły do moich nozdrzy i jeszcze bardziej mnie oszołomiły. Wyszliśmy przed hotel, wzięłam głęboki oddech. Czułam, jak waliło mi serce, nogi ciągle miałam jak z waty. Odeszliśmy kawałek, przysiadłam na ławeczce. Nade mną stanęli obaj mężczyźni, ale patrzyłam tylko na Jamesa. A co było najgorsze? Niczego nie mogłam wyczytać z jego oczu. Zupełna obojętność.
– Szpilki na placu budowy to nie jest dobry pomysł – zagaił Gaspard i uśmiechnął się do mnie.
– Tak, chyba tak – przytaknęłam.
– Już lepiej? – nie ustępował Gaspard.
– Nie wiem... – odpowiedziałam i znowu spojrzałam na Jamesa. Poczułam taką złość, że zapytałam wprost: – Co tu robisz?!
– Jestem wspólnikiem Gasparda. Nikt pani nie poinformował, pani Julio? – wyjaśnił James, a do mnie dotarło, że znowu zwracał się do mnie per pani. Ponownie mnie zatkało.
– Miałem Julii powiedzieć o tym jutro, podczas kolacji, ale to chyba nie problem, prawda, Julio? Pracowałaś z Jamesem, znacie się, myślę, że to nam pomoże – dodał niczego nieświadomy Gaspard.
– Nie wiem, może... Przepraszam panów, muszę... się przejść – wydusiłam z siebie i wstałam.
Musiałam natychmiast się stamtąd oddalić, bo przy Jamesie miałam wrażenie, że się duszę. Zrobiłam kilka kroków i zaczęło do mnie docierać, że znowu mam z nim pracować. Niczego z tego nie rozumiałam. Wydawało mi się, że zaraz spanikuję i ucieknę z powrotem do Polski. Gdy tylko straciłam z oczu Jamesa i Gasparda, przyśpieszyłam kroku i jak małe dziecko schowałam się za rogiem. Oparłam się plecami o fasadę budynku i zamknęłam oczy. Czy to żart? Dlaczego od razu pomyślałam o tym, że to wszystko było zaplanowane? Dlaczego James patrzył na mnie z taką obojętnością? Dlaczego znowu zwracał się do mnie per pani? Wydawało mi się, że zasługiwałam na to, by wszystko mi wyjaśnił, on tygodniami milczał, a teraz nagle jak gdyby nigdy nic zjawił się w Paryżu. W dodatku jako wspólnik mojego nowego szefa. Skąd oni się znali? Długo współpracowali? Gaspard wiedział o nas? W głowie mnożyły się pytania, czułam się zdezorientowana, a jednocześnie ogarnął mnie gniew. Znów wściekałam się na Jamesa, że miał czelność kolejny raz wchodzić w moje życie z buciorami. Nawet jeśli faktycznie chodziło tylko o biznes, to ze względu na mnie, na to, co się stało, powinien się wycofać. Powinien schować pieprzoną dumę w kieszeń i wyjechać. Na pewno wiedział, że tu będę. Okazał się po prostu tchórzem, który świadomie lub nie, bo już niczego nie byłam pewna, rujnował mi życie po raz drugi.
Krążyłam po okolicy chyba przez godzinę, bo tak naprawdę nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Mogłam udawać, że mnie to nie rusza, albo powiedzieć Gaspardowi wprost, że nie zamierzam współpracować z Jamesem. Ale czemu miałam wychodzić przez niego na nieprofesjonalną i niekompetentną histeryczkę? Facet złamał mi serce – i co z tego? Nie ja pierwsza i nie ostatnia zostałam oszukana. Wcale mi nie było lepiej z tym, że znalazłam się w gronie takich kobiet, ale już się stało. Jakoś musiałam to przetrawić, a teraz dodatkowo jeszcze zaakceptować fakt, że James nie zniknął z mojego życia. Na myśl o tym buzowały we mnie skrajne emocje. Z jednej strony przecież nadal go kochałam, ale z drugiej... Nie rozumiałam, dlaczego mi to zrobił. Nie łudziłam się, że cokolwiek mi wyjaśni. To chyba bolało najbardziej. Według niego nie zasługiwałam nawet na krótką szczerą rozmowę. Zachodziłam w głowę, co zrobiłam nie tak, że mnie okłamał, a po nim spływało to jak po kaczce. Byłam albo tak bardzo naiwna, albo to James był tak doskonałym aktorem. Wierzyłam mu, ufałam, wydawało mi się, że między nami narodziła się więź. Coś wyjątkowego. Kompletnie niczego nie potrafiłam racjonalnie wyjaśnić. Godzinami analizowałam każdy dzień, który spędziliśmy razem. Od momentu, gdy pomyliłam go z kelnerem, do chwili, gdy wychodziłam z hotelu po powrocie do Warszawy. Zupełnie nic nie wskazywało na to, że James ma żonę. Kurwa! Jaką żonę? Jeszcze to do mnie nie docierało, ale było mi wstyd, że sypiałam z żonatym facetem. Gdybym wiedziała... Boże. Nigdy, przenigdy nie weszłabym w taką relację. Skoro była żona, to może też dzieci? Na tę myśl za każdym razem robiło mi się jeszcze gorzej. Moje serce znowu wypełnił smutek. Ten sam, który towarzyszył mi, nim tu przyjechałam. Pomyślałam, że to może ja powinnam wymóc na Jamesie rozmowę? Chyba miałam do tego prawo, prawda? Brakowało mi jednak odwagi. Nie dziś. Nie jutro. Może za jakiś czas dam radę zapytać go o wszystko, patrząc mu prosto w oczy i bezkompromisowo oczekując odpowiedzi.
Z duszą na ramieniu wróciłam do hotelu. Nie chciałam ponownie spotkać Jamesa, ale na szczęście w budynku był tylko Gaspard. Pomachał mi, gdy usłyszał, że idę w jego kierunku.
– Nie jesteś zadowolona ze współpracy z Jamesem – stwierdził bez ogródek, a ja zdębiałam.
Mogłam kłamać, ale moja mina mówiła wszystko.
– Pan Windstor jest specyficznym i trudnym szefem – odpowiedziałam dyplomatycznie. Nie miałam pojęcia, co dokładnie wiedział Gaspard.
– Ale tym razem to ja jestem twoim szefem, a nie on. W dodatku on bardzo cię chwalił, więc chyba sobie z nim poradziłaś. – Gaspard uśmiechnął się szeroko.
– Chwalił mnie? – zdziwiłam się. – Mam nadzieję, że nie za bardzo, bo nie chcę zawieść waszych oczekiwań – dodałam.
– Mamy tu zespół kreatywnych młodych ludzi, więc wierzę, że się uda. Ach, a o tej jutrzejszej kolacji mówiłem poważnie. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko? – Mężczyzna przyglądał mi się uważnie.
– Kolacja integracyjno-zapoznawcza? – zapytałam.
To było oczywiste, że James tam będzie. Musiałam to po prostu zaakceptować.
– Powiedzmy, bo przecież z Jamesem już się znasz. Pracowaliście razem w Nowym Jorku, tak?
– Tak, pomagałam mu, ale byłam tylko asystentką. – Te słowa zabrzmiały bardziej emocjonalnie, niż chciałam.
– Chyba nie tylko – powiedział, wpatrując się we mnie. – Skoro wytrzymałaś z nim trzy miesiące, to musiał cię polubić. Wiem, że James jest trudny, ale na biznesie zna się jak mało kto. Zależy mi, by był w tym projekcie. Chce zainwestować, a to dla mnie kluczowe – wyjaśnił, widząc moją minę.
Co miałam odpowiedzieć? Gaspard wydawał się w porządku. Na pewno nie był takim gburem jak James, gdy go poznałam. To dawało mi odrobinę nadziei, że nasza współpraca będzie miała sens. Gaspard sam powiedział, że to on jest moim szefem, a nie James.
– To twój hotel, a ja zrobię co w mojej mocy, by ci pomóc – zadeklarowałam szczerze.
Rzucenie się w wir pracy zawsze odrywało mnie od problemów. Miałam tak po ojcu.
– To świetnie, bardzo cieszę się na naszą współpracę. Podczas jutrzejszej kolacji ustalimy szczegóły na najbliższy tydzień. Czeka nas kilka wyjazdów, więc warto, byś miała mniejszą walizkę. Mogę się tym zająć.
– Odwiedzę jakąś galerię i kupię – odpowiedziałam.
– Niezależna i stanowcza – stwierdził nagle.
– Proszę? – Spojrzałam na niego zaskoczona.
– James mówił, że jesteś niezależna i stanowcza. I potrafisz załatwić dosłownie wszystko – wyjaśnił Gaspard.
Teraz już nie miałam pojęcia, czy on wiedział o mnie i Jamesie, czy nie?
– To się dopiero okaże, szefie. – Spojrzałam mu w oczy. – Pójdę do siebie. Chyba jednak muszę odpocząć po podróży – dodałam i ruszyłam w kierunku schodów.
Czułam na sobie spojrzenie Gasparda. Zerknęłam w jego stronę, gdy chwyciłam się zakurzonej barierki.
– Zdejmij szpilki. Nie byłoby dobrze, gdybyś spadła ze schodów i sobie coś złamała – ostrzegł mnie z szerokim uśmiechem, którym mnie zaraził.
Zaśmiałam się, schyliłam i zsunęłam ze stóp buty, po czym wzięłam je do ręki. Ruszyłam na górę i zaszyłam się w swoim apartamencie. Potrzebowałam jeszcze kilku godzin, by sobie to wszystko poukładać w głowie i przygotować się na to, co mogło mnie czekać.
Wczesnym wieczorem postanowiłam wybrać się do najbliższej galerii handlowej i kupić walizkę. Musiałam być gotowa na wyjazd w każdej chwili. Przy okazji lepiej poznałam okolicę i okazało się, że mój francuski wcale nie był taki zły. Dogadałam się z kierowcą Ubera i z panią w sklepie z galanterią skórzaną i walizkami. Wybrałam model w czerwonym kolorze, na czterech kółeczkach i z kuferkiem na kosmetyki. Oglądając tę walizkę, pomyślałam, że Iga nie spakowałaby się w nią nawet na jeden dzień. Ale ja nie byłam Igą. Dobrze, że chociaż to w końcu zrozumiałam. Zapłaciłam i wyszłam z uśmiechem ze sklepu. Poszwendałam się po sieciówkach i drogerii, a następnie wzięłam na wynos smażony makaron ryżowy z kurczakiem. Chciałam go zjeść na kolację, a zapomniałam zapytać Gasparda o to, czy w hotelu już funkcjonowała kuchnia. Wydawało mi się jednak, że raczej nie, skoro wszędzie na niższych piętrach trwał remont. Spacerkiem wróciłam do hotelu, gdzie na szczęście nie spotkałam już nikogo. Zaczęłam się jednak zastanawiać, czy będę w tym wielkim budynku spała zupełnie sama. Nieco mnie to przeraziło. Dotarłam do apartamentu, zamknęłam się od środka i siedząc przy stole tuż pod oknem, zjadłam makaron, wpatrując się w symbol Paryża. I siedziałam tam do zmroku, by zobaczyć, jak na wieży Eiffla zaczyna się spektakularny pokaz świateł. Mimo że widziałam go już kilka razy, to nigdy z tej perspektywy. Zawsze byłam wtedy tuż pod wieżą, z Igą. Teraz siedziałam sama w apartamencie opuszczonego remontowanego hotelu. I wcale nie było mi z tym źle. Miałam mnóstwo obaw, ale przecież jakoś to wszystko musiało się ułożyć.
[...]