Głęboki wdech #1 - Erin Govise - ebook

Głęboki wdech #1 ebook

Erin Govise

4,3

Opis

Odcinek 1 z cyklu odcinków.

 

Marina Perez jest kobietą, która w swoim życiu dokonała już wielu niebezpiecznych wyborów. Praca dla kartelu narkotykowego niesie za sobą wielkie ryzyko, z którym musi się mierzyć na co dzień.

Pewnego dnia do jej poukładanego w każdym calu świata los przemyca szereg niewiadomych, powodując, że kolejne wybory mogą mieć znamiona zabójczych. Natomiast jej życie wpada w pasmo zawiłości, przez co nagle niemożliwym staje się odróżnienie przyjaciela od wroga.

 

W tym wszystkim Marinie nie pomaga nowo poznany Mark Goldberg, a także tajemniczy syn szefa kartelu z Cali, Jesus Navarro.

 

Gdy Marina przemyca narkotyki dla kartelu, los przemyca do jej życia miłość.

 

Czy kobieta będzie w stanie zdecydować, kogo kocha naprawdę?

Czy uda jej się uratować własne życie i odzyskać wolność?

Czy przyjaciel okaże się przyjacielem, a wróg wrogiem?

 

Pierwszy z cyklu odcinków.

Kolejne już niebawem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 54

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (29 ocen)
21
2
2
1
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
agnieszkanieroda86

Nie oderwiesz się od lektury

Muszę powiedzieć, że przepadłam, bardzo dobra fabuła, która wciąga już od pierwszej strony. Gratuluję i czekam na więcej 😁
10
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

WOW 😍 bardzo ciekawa fabuła wciągająca na maxa i to zakończenie które powoduje chęć przeczytania więcej 😁 nie mogę się doczekać. Tajemnice. Zaskakujaca fabuła. super 😍
10
ania83sosnowiec

Nie oderwiesz się od lektury

Wciągająca od pierwszej strony. Nieschematyczna fabuła. Barwna bohaterka niczym James Bond w spódnicy. Zaskakujące rozgrywki a w tle kartel narkotykowy. Trzymającą w napięciu. Na pewno sięgnę po ciąg dalszy. Jestem zachwycona.
10
aniakulka23

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo mnie zainteresowała ta pozycja chętnie przeczytam więcej. Dawno czegoś tak innego nie czytałam. Podobał mi się też styl pisania. I okłada która jest świetna. Polecam.
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Idealna historia na miło spędzony czas
00

Popularność




Prolog

Tylko je­den krok dzieli mnie od zmiany swo­jego do­tych­cza­so­wego ży­cia. Nie wiem, czy ro­bię do­brze, czy może jed­nak po­peł­niam błąd, ale czy to istotne? Cel uświęca środki, a mój jest kla­rowny i do­brze prze­my­ślany.

Nie mam za­miaru dłu­żej mę­czyć się w klatce. Zresztą i tak nie mam nic do stra­ce­nia. Całe ży­cie je­stem sama, nikt mi nic nie dał. By­cie ko­wa­lem wła­snego losu bywa mę­czące, ale też na­uczyło mnie cie­szyć się z ma­łych suk­ce­sów. Oby dzi­siaj ta­kie małe zwy­cię­stwo się przy­tra­fiło.

Biorę głę­boki wdech i ru­szam przed sie­bie. Tak nie­wiele dzieli mnie od celu, tylko czy mi się uda? Roz­glą­dam się na boki i czuję na so­bie spoj­rze­nia wszyst­kich, tak jakby wie­dzieli, co tu­taj ro­bię. W du­chu śmieję się sama do sie­bie, prze­cież to nie­moż­liwe.

Nie je­stem ama­torką i to nie był mój pierw­szy raz. Uśmie­cham się i wy­ko­nuję kilka kro­ków w przód. Wi­do­wi­skowo za­rzu­cam na plecy to­rebkę nie­sioną w dłoni . Spe­cjal­nie kręcę moc­niej tył­kiem, żeby to na niego kie­ro­wali wzrok. Za­czy­nam wi­docz­nie rzuć gumę w ustach.

Rzu­cam torbę na ta­śmę i prze­cho­dzę przez bramkę. Męż­czy­zna za­trzy­muje mnie wy­su­niętą przed twarz dło­nią, czyżby jed­nak coś po­szło nie tak? To nie­moż­liwe, więc nie wpa­dam w pa­nikę, wy­czułby to od razu.

– Z tym nie można – mówi, pa­trząc mi na usta.

Wy­suwa dłoń, żeby po­ka­zać mi śmiet­nik. ale ja, nie­wiele my­śląc, wy­plu­łam mu gumę na dłoń. Wi­dzę za­że­no­wa­nie w jego oczach, ale ru­szam przed sie­bie. Wiem o tym, że nie mogę na niego spoj­rzeć po raz drugi, więc tego nie ro­bię.

– Ma­rina Pe­rez, ostat­nie we­zwa­nie na po­kład lotu czte­ry­sta dwa­dzie­ścia trzy do Miami – sły­szę wo­ła­nie z gło­śni­ków i uświa­da­miam so­bie, że pra­wie się spóź­ni­łam.

Jest to duże nie­do­po­wie­dze­nie z mo­jej strony, bo moje dzia­ła­nie jest ce­lowe. Idę pew­nym kro­kiem do sta­no­wi­ska przy któ­rym pro­wa­dzona jest od­prawa bi­le­towa, ostat­nia przed od­lo­tem. Po­daję bi­let i z uśmie­chem na ustach wcho­dzę do rę­kawa pro­wa­dzą­cego do sa­mo­lotu.

Te­raz już mogę, więc gło­śno wy­pusz­czam po­wie­trze. Po chwili zer­kam za sie­bie i ostatni raz pa­trzę na Ko­lum­bię. Choć tak na­prawdę wi­dzę tylko gma­chu lot­ni­ska, a i tak za każ­dym ra­zem to ro­bię. Za­wsze mu­szę się po­że­gnać z tym miej­scem, bo za­kła­dam, że ina­czej przy­nie­sie mi to pe­cha.

Na­zy­wam się Ma­rina Pe­rez i je­stem ku­rie­rem.

Naj­lep­sza w swoim fa­chu, ale nie za­wsze tak było.

Po­czątki ni­gdy nie są pro­ste, za­czy­na­łam jako po­ły­kacz i nie mam tu na my­śli mie­czy. Trans­por­to­wa­łam w żo­łądku różne przed­mioty, naj­czę­ściej nar­ko­tyki, ale tra­fiały się też ka­mie­nie szla­chetne i bi­żu­te­ria.

Po­ły­ka­łam wy­pchane dra­gami pre­zer­wa­tywy albo spe­cjalne worki, które nie pod­da­wały się pro­ce­som tra­wien­nym, przy­naj­mniej przez pe­wien czas . Sporo ry­zy­ko­wa­łam, a zysk był nie­pro­por­cjo­nalny. By­łam jedną z wielu osób, które to ro­biły, więc gdy­bym wpa­dła, nikt by się tym nie prze­jął. Można było mnie za­stą­pić, do czasu.

Cały czas my­ślę w ten spo­sób, oszu­ku­jąc samą sie­bie. W tym świe­cie nie ist­nieją lu­dzie nie­za­stą­pieni. Są tylko ci, któ­rych trudno wy­mie­nić i chyba do nich wła­śnie na­leżę.

Kar­tel nie ma po­ję­cia w jaki spo­sób prze­wożę ta­kie ilo­ści nar­ko­ty­ków i nie daję się zła­pać. To mój as w rę­ka­wie i wiem, że nie mogę im tego zdra­dzić, bo tra­fię na li­stę lu­dzi, któ­rych na­leży się po­zbyć.

Nie dzia­łam jed­nak sama. Mam grupę lu­dzi, któ­rzy ze mną współ­pra­cują, choć nie do końca wie­dzą, w jak wiel­kie gówno wdep­nęli. Za każ­dym ra­zem mam tylko na­dzieję, że nasz lot nie prze­dłuży się na tyle, że bę­dziemy mu­sieli sko­rzy­stać z ostat­niego zbior­nika pa­liwa, bo nie­stety nie ma w nim ani grama ke­ro­zyny. W do­datku jest odłą­czony od układu pa­li­wo­wego pod­czas każ­dego mo­jego lotu.

Rozdział 1

Spo­glą­dam za okno i wiem, że je­ste­śmy już nad Flo­rydą. Za­my­kam oczy i li­czę do dzie­się­ciu. Każdy ko­lejny wdech nie jest dla mnie na­tu­ralny, wy­mu­szam je, żeby były jak naj­bar­dziej pełne. Chcę się uspo­koić, bo po­mimo upływu lat na­dal od­czu­wam stres, do­kład­nie taki sam jak za pierw­szym ra­zem. Na szczę­ście dzieje się to tylko we­wnątrz mnie.

Sa­mo­lot za­czyna lą­do­wa­nie. Spod po­kładu wy­su­wają się koła, a my je­ste­śmy co­raz bli­żej pasa. Czuję, jak sty­kamy się z zie­mią. Wy­pusz­czam wresz­cie po­wie­trze, czu­jąc ulgę. Przez okno wi­dzę gmach ter­mi­nala, więc przy­go­to­wuję się po­woli do wyj­ścia. Za­bie­ram pod­ręczny ba­gaż i udaję się w kie­runku dziobu.

I znowu ja wraz z pa­sa­że­rami i za­łogą za chwilę sta­niemy na tej ziemi. W miej­scu, w któ­rym uko­je­nie zna­leźli pod­sta­rzali mod­ni­sie szu­ka­jący wra­żeń na eme­ry­tu­rze. W kra­inie, w któ­rej ko­ka­ina jest na wagę złota, a im lep­szy to­war tym więk­sza za­płata. Tu­taj nikt nie kręci no­sem, sły­sząc wy­gó­ro­waną ofertę, li­czy się tylko ja­kość.

Moja rola nie koń­czy się na prze­my­cie, mu­szę jesz­cze od­zy­skać to­war z płynu i prze­ka­zać go od­bior­com. Kar­tel wła­ści­wie poza do­star­cza­niem nar­ko­ty­ków nie robi nic. W sy­tu­acjach awa­ryj­nych są w sta­nie mnie chro­nić i po­móc z prze­szko­dami na swój spo­sób. To ja do­bie­ram lu­dzi, z któ­rym pra­cuję, któ­rym sprze­daję to­war i któ­rych wi­dzę na co dzień.

Sta­wiam pierw­szy krok na scho­dach. Cie­płe po­wie­trze ude­rza mi w twarz, a pro­mie­nie sło­neczne nie­mal przy­pa­lają skórę, jed­no­cze­śnie mnie ośle­pia­jąc. Nie wi­dzę i nie sły­szę zu­peł­nie nic, jakby wszystko na chwilę zga­sło.

Ob­raz po­woli staje się kla­rowny, a wszystko wy­gląda tak jak po­winno, nor­mal­nie. Udało mi się. W gło­wie od­pra­wiam ta­niec zwy­cię­stwa i pew­nie wie­czo­rem przy drinku go po­wtó­rzę. Nie wiem, ile stopni mają schody pod­sta­wiane do sa­mo­lotu, ale za każ­dym ra­zem czuję, jakby zej­ście po nich zaj­mo­wało wiecz­ność.

Wresz­cie je­stem na ziemi. Ostatni krok za­wsze jest ciężki. Wy­daje się wtedy, jakby moja nóżka na­gle za­częła wa­żyć co naj­mniej tonę, a tak prze­cież nie jest. Każdy ko­lejny robi się co­raz lżej­szy i lżej­szy.

Do­cho­dzę do au­to­busu sama, ale wy­daje mi się, jakby fa­cet który sie­dział za mną w sa­mo­lo­cie, cią­gle mi się przy­glą­dał. Je­stem piękną ko­bietą, znam swoją war­tość, ale to już prze­sada. Spraw­dzam do­kład­nie ubra­nie, ale nie ma na nim żad­nej plamy ani roz­dar­cia, więc to nie o to cho­dzi.

Spo­glą­dam w kie­runku sa­mo­lotu. Za­czy­nają go tan­ko­wać i nic nie jest inne niż zwy­kle. Mogę ode­tchnąć z ulgą, choć i tak je­stem pewna nad­cho­dzą­cych kło­po­tów. Wyj­ścia są co naj­mniej dwa, albo kon­ku­ren­cja albo po­li­cja. Żadne z nich nie­stety nie jest dla mnie ko­rzystne.

Staję na sa­mym końcu po­jazdu i chwy­tam pew­nie za po­ręcz nad głową. Wi­dzę, jak męż­czy­zna zbliża się do mnie. Z każ­dym ko­lej­nym kro­kiem staje się co­raz cie­kaw­szy. Do­strze­gam go w peł­nej oka­za­ło­ści i już wiem, że na pewno nie po­cho­dzi z mo­jej oj­czy­zny.

Ktoś taki ozna­cza kło­poty. Już kie­dyś wi­dzia­łam ten spo­sób po­ru­sza­nia się – jed­nostki spe­cjalne. Nie jest do­brze. Sta­jemy nie­mal twa­rzą w twarz. Rzuca mi mro­żące krew w ży­łach spoj­rze­nie i po pro­stu staje obok mnie i chwyta się po­rę­czy nad głową.

Chyba po­pa­dam w pa­ra­noję i naj­wy­raź­niej on też to do­strzega. Ką­tem oka za­uwa­żam, że le­d­wie za­uwa­żal­nie uśmie­cha się pod no­sem, z trud­no­ścią się po­wstrzy­mu­jąc.