Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Odcinek 2 z cyklu odcinków.
Marina Perez jest kobietą, która w swoim życiu dokonała już wielu niebezpiecznych wyborów. Praca dla kartelu narkotykowego niesie za sobą wielkie ryzyko, z którym musi się mierzyć na co dzień.
Pewnego dnia do jej poukładanego w każdym calu świata los przemyca szereg niewiadomych, powodując, że kolejne wybory mogą mieć znamiona zabójczych. Natomiast jej życie wpada w pasmo zawiłości, przez co nagle niemożliwym staje się odróżnienie przyjaciela od wroga.
W tym wszystkim Marinie nie pomaga nowo poznany Mark Goldberg, a także tajemniczy syn szefa kartelu z Cali, Jesus Navarro.
Gdy Marina przemyca narkotyki dla kartelu, los przemyca do jej życia miłość.
Czy kobieta będzie w stanie zdecydować, kogo kocha naprawdę?
Czy uda jej się uratować własne życie i odzyskać wolność?
Czy przyjaciel okaże się przyjacielem, a wróg wrogiem?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 51
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Erin Govise
Copyright © Wydawnictwo ReWizja
Wydanie I
Wilkszyn 2022
ISBN 978-83-67520-05-8
Wszelkie prawa zastrzeżone. Rozpowszechnianie i kopiowanie całości lub części publikacji w jakiejkolwiek postaci zabronione bez wcześniejszej pisemnej zgody autora oraz wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pomocą nośników elektronicznych.
Projekt okładki: Katarzyna Mordal
Zdjęcie na okładce: stock.chroma.pl / ELYMAS
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wydawnictwo ReWizja
Dopiero kiedy wsiadam do auta, jestem w stanie wypuścić do końca powietrze. Czuję, jak rozpadam się na milion kawałeczków. Dopada mnie strach. Wiem, że zagrałam va banque, ale opłaciło się, przynajmniej na razie. Mam nadzieję, że Navarro nie dowie się o tym, że wycieram sobie ich nazwiskiem usta. Nie powinnam tego robić, ale nie było innego wyjścia.
Nie wyczuli we mnie słabości i to jest w tej chwili najważniejsze. Wyjeżdżam z terenu posesji, kurczowo trzymając się kierownicy. Wszystkie mięśnie w rękach mam napięte i dopiero kiedy przekraczamy bramę, zaczyna mnie puszczać. Najpierw trzęsę się w środku, aż w końcu moje ciało zaczyna drgać razem z duszą.
Zatrzymuję się kilka przecznic dalej. Samu patrzy na mnie, próbuje mnie dotknąć, ale wzdrygam się, kiedy jego dłoń ląduje na moim ramieniu.
– Już dobrze – mówi do mnie spokojnie.
Nie odpowiadam. Nie potrzebuję jego pomocy. Sama muszę się pozbierać. Nikt nie jest w stanie opanować moich emocji, poza mną samą. Zamykam oczy i biorę głęboki wdech. Wszystko wokół mnie znika. Jestem tylko ja i cisza w mojej głowie. Pozbywam się z niej myśli i wszystkich zmartwień. Nie boję się już. Otwieram oczy i wypuszczam głośno powietrze.
Uśmiecham się do Samu, dając mu znać, że już wszystko jest okej. Ruszamy w dalszą podróż. Dla mojego przyjaciela kończy się ona po pokonaniu kilku kolejnych przecznic. Wysiada z auta, ale nie zamyka od razu drzwi.
– O nic się nie martw – mówi, zanim odchodzi.
Zawsze się martwi i na pewno nigdy nie przestanie. Ufam mu, ale wiem, ile rzeczy może pójść nie tak. Przygotowanie miejsca przekazania w ciągu doby nie należy do najłatwiejszych. Samu nie będzie robił tego po raz pierwszy, ale to nie zmienia faktu ryzyka, które i on i ja ponosimy. Do tego jeszcze Mark i Jesus są na mojej głowie. O tyle o ile w przypadku Jesusa jestem chwilowo spokojna, to Mark jest dla mnie niewiadomą, którą niezwłocznie muszę się zająć.
Po powrocie do domu pierwsze, co robię, to szukam serwetki z numerem Marka. Trzymam przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Znajduję ją wreszcie w torebce, którą miałam ze sobą wczoraj. Wybieram jego numer i…
Nie mogę nacisnąć zielonej słuchawki, jakby mój kciuk zablokował się w jednej pozycji. Nie kontroluję się. Idę z telefonem w ręku do salonu. Siadam na fotelu, odgarniam włosy i przecieram twarz.
– Skup się! – mówię do siebie.
Nie wiem nawet, czy odbierze, więc nie mam się czym przejmować. W końcu wybieram połączenie, jeden sygnał, drugi.
– Uff. – Wzdycham. – Nie odbierze.
– Co mówiłaś? – Słyszę w słuchawce.
Podskakuję na fotelu, a serce zaczyna mi bić jak oszalałe. Łapię się za klatkę piersiową.
– O kurwa! – krzyczę, jakbym była nieświadoma, że jestem na linii z Markiem.
– Marina? – parska śmiechem. – Wszystko w porządku?
– Tak, tak – powtarzam, próbując się opanować. – Słuchaj, Mark – zaczynam z powagą w głosie. – Wczoraj uciekłam w połowie spotkania, może umówimy się dzisiaj na kolację? – pytam.
Przez chwilę nie odpowiada. Czyżby jednak nie był mną zainteresowany? Właściwie to jak on śmie. W jednej chwili stres przeradza się w złość. Zaciskam pięści i już mam na niego krzyknąć i przywołać go do porządku kiedy…
– Jasne, o której po ciebie przyjechać? – pyta, a ja czuję entuzjazm w jego głosie.
– O siódmej, ale spotkamy się na miejscu – kończę i już mam się rozłączać.
– Jakim miejscu? – pyta, a ja wybucham śmiechem.
– No tak, przy molo w South Beach – odpowiadam i rozłączam się.
Ciskam telefonem na sofę obok siebie i aż mam ochotę wykonać zwycięski taniec, ale tego nie robię. Muszę pozbyć się chęci przebywania z tym typem. W końcu jest on dla mnie przeszkodą, której muszę się pozbyć. Przywiązanie emocjonalne na pewno nie pomoże mi w wykonaniu zadania. Tylko co zrobić, jak z każdym jego kolejnym słowem coraz bardziej go pragnę?
Nawet nie wiem, dlaczego przed tym spotkaniem urządzam sobie domowe SPA. Leżę w wannie i doprowadzam moje ciało do gładkości, tak jakbym podświadomie liczyła na to, że ta kolacja pociągnie za sobą dalszy ciąg zdarzeń. Tłumaczę to sobie tym, że kobieta zawsze musi być opakowana w swoje najlepsze wydanie. Wszyscy jednak wiemy, jaka jest prawda…
Dlaczego to właśnie mi przydarzają się takie rzeczy? Jak nie przystojny policjant, to syn szefa kartelu. No i do tego wszystkiego jeszcze zakochany we mnie po uszy Samu, którego nigdy w życiu nie chciałabym skrzywdzić. Chyba najlepszym wyjściem byłoby zniknięcie.
Wychodzę w końcu z wanny i owijam się ręcznikiem. Tworzę turban na głowie i tak idę ze szczoteczką w ustach do salonu. Siadam na fotelu i zastygam. Cholera, ja chcę tam iść, a nie powinnam tego pragnąć. W głębi duszy liczę, że moje podejrzenia okażą się nieprawdziwe. Nasza relacja i tak nie ma szansy na rozwój, ale przynajmniej wtedy Mark zachowa życie. Nie będę musiała ujawniać przed nim swojej gorszej strony.
Wybierając wieczorową kreację, nastawiam się na to, żeby go zabolało, ale żeby nie wiedział, z której strony. Muszę błyszczeć, a jego oczy mają być skierowane wyłącznie w moim kierunku. Ma to być przykrycie dla kłamstw, które będę mu powoli dozować. Nie może się w tym połapać, jeśli jeszcze nie wie. Podwójna gra zaczyna się w momencie, kiedy wciskam moje cztery litery w cholernie obcisłą czerwoną sukienkę, z rozcięciem między nogami. Mark jest wysoki, więc mogę sobie pozwolić na niebywale wysokie szpilki, wysadzane malutkimi kryształkami.
Idąc do samochodu, zaczynam zatracać się w myślach. Biorę głęboki wdech, a w mojej głowie pokazuje się przyszłość, nierealna, a zarazem piękna. Nie chodzi tutaj o Marka, tylko o mnie. Ja i męski osobnik u mojego boku. Czuję na dłoni silny uścisk mężczyzny. Jestem spokojna, pozbawiona jakiegokolwiek stresu. Przez chwilę czuję się inaczej niż zwykle. Wypuszczam powietrze.
Nie, jednak samochód nie będzie dobrym wyborem na ten wieczór. Najlepszym sposobem, żeby rozwiązać mu język, będzie upicie go do stanu, w którym nie będzie kontrolował, co mówi. Wyjmuję z torebki telefon i dzwonię po taksówkę. Oczekując na transport, odpalam papierosa. Zaciągam się dwa, może trzy razy, aż w oddali zauważam zbliżające się światła. Nawet papierosa mi nie da dokończyć, a zwykle tyle czasu każą na siebie czekać.