Głęboki wdech #2 - Erin Govise - ebook

Głęboki wdech #2 ebook

Erin Govise

4,7

Opis

Odcinek 2 z cyklu odcinków.

 

Marina Perez jest kobietą, która w swoim życiu dokonała już wielu niebezpiecznych wyborów. Praca dla kartelu narkotykowego niesie za sobą wielkie ryzyko, z którym musi się mierzyć na co dzień.

Pewnego dnia do jej poukładanego w każdym calu świata los przemyca szereg niewiadomych, powodując, że kolejne wybory mogą mieć znamiona zabójczych. Natomiast jej życie wpada w pasmo zawiłości, przez co nagle niemożliwym staje się odróżnienie przyjaciela od wroga.

 

W tym wszystkim Marinie nie pomaga nowo poznany Mark Goldberg, a także tajemniczy syn szefa kartelu z Cali, Jesus Navarro.

 

Gdy Marina przemyca narkotyki dla kartelu, los przemyca do jej życia miłość.

 

Czy kobieta będzie w stanie zdecydować, kogo kocha naprawdę?

Czy uda jej się uratować własne życie i odzyskać wolność?

Czy przyjaciel okaże się przyjacielem, a wróg wrogiem?

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 51

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (13 ocen)
10
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

To musisz przeczytać Polecam
00
Bunia21

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejne rozdziały uświadamiają, że warto czekać na kolejny odcinek. Jestem bardzo ciekawa, co wydarzy się dalej.
00
Jvstys

Całkiem niezła

Ciekawie się zapowiada. Choć wkurzające jest to że książka to tak naprawdę kilka rozdziałów
00
aniakulka23

Nie oderwiesz się od lektury

Drugi odcinek za mną robi się coraz ciekawiej. Fabuła nabiera tempa. Z niecierpliwością czekam na kolejną część, bo to naprawdę bardzo dobra historia. Polecam i ta okładka ❤️
00
sylwiak801

Nie oderwiesz się od lektury

coraz ciekawiej się robi. Tajemnice zagadki. Bardzo wciągająca fabuła oczywiście czekam na następny 😁
00

Popularność




Co­py­ri­ght © Erin Go­vise

Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

Wy­da­nie I

Wilk­szyn 2022

ISBN 978-83-67520-05-8

Wszel­kie prawa za­strze­żone. Roz­po­wszech­nia­nie i ko­pio­wa­nie ca­ło­ści lub czę­ści pu­bli­ka­cji w ja­kiej­kol­wiek po­staci za­bro­nione bez wcze­śniej­szej pi­sem­nej zgody au­tora oraz wy­dawcy. Do­ty­czy to także fo­to­ko­pii i mi­kro­fil­mów oraz roz­po­wszech­nia­nia za po­mocą no­śni­ków elek­tro­nicz­nych.

Pro­jekt okładki: Ka­ta­rzyna Mor­dal

Zdję­cie na okładce: stock.chroma.pl / ELY­MAS

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Wy­daw­nic­two Re­Wi­zja

Rozdział 9

Do­piero kiedy wsia­dam do auta, je­stem w sta­nie wy­pu­ścić do końca po­wie­trze. Czuję, jak roz­pa­dam się na mi­lion ka­wa­łecz­ków. Do­pada mnie strach. Wiem, że za­gra­łam va ba­nque, ale opła­ciło się, przy­naj­mniej na ra­zie. Mam na­dzieję, że Na­varro nie do­wie się o tym, że wy­cie­ram so­bie ich na­zwi­skiem usta. Nie po­win­nam tego ro­bić, ale nie było in­nego wyj­ścia.

Nie wy­czuli we mnie sła­bo­ści i to jest w tej chwili naj­waż­niej­sze. Wy­jeż­dżam z te­renu po­se­sji, kur­czowo trzy­ma­jąc się kie­row­nicy. Wszyst­kie mię­śnie w rę­kach mam na­pięte i do­piero kiedy prze­kra­czamy bramę, za­czyna mnie pusz­czać. Naj­pierw trzęsę się w środku, aż w końcu moje ciało za­czyna drgać ra­zem z du­szą.

Za­trzy­muję się kilka prze­cznic da­lej. Samu pa­trzy na mnie, pró­buje mnie do­tknąć, ale wzdry­gam się, kiedy jego dłoń lą­duje na moim ra­mie­niu.

– Już do­brze – mówi do mnie spo­koj­nie.

Nie od­po­wia­dam. Nie po­trze­buję jego po­mocy. Sama mu­szę się po­zbie­rać. Nikt nie jest w sta­nie opa­no­wać mo­ich emo­cji, poza mną samą. Za­my­kam oczy i biorę głę­boki wdech. Wszystko wo­kół mnie znika. Je­stem tylko ja i ci­sza w mo­jej gło­wie. Po­zby­wam się z niej my­śli i wszyst­kich zmar­twień. Nie boję się już. Otwie­ram oczy i wy­pusz­czam gło­śno po­wie­trze.

Uśmie­cham się do Samu, da­jąc mu znać, że już wszystko jest okej. Ru­szamy w dal­szą po­dróż. Dla mo­jego przy­ja­ciela koń­czy się ona po po­ko­na­niu kilku ko­lej­nych prze­cznic. Wy­siada z auta, ale nie za­myka od razu drzwi.

– O nic się nie martw – mówi, za­nim od­cho­dzi.

Za­wsze się mar­twi i na pewno ni­gdy nie prze­sta­nie. Ufam mu, ale wiem, ile rze­czy może pójść nie tak. Przy­go­to­wa­nie miej­sca prze­ka­za­nia w ciągu doby nie na­leży do naj­ła­twiej­szych. Samu nie bę­dzie ro­bił tego po raz pierw­szy, ale to nie zmie­nia faktu ry­zyka, które i on i ja po­no­simy. Do tego jesz­cze Mark i Je­sus są na mo­jej gło­wie. O tyle o ile w przy­padku Je­susa je­stem chwi­lowo spo­kojna, to Mark jest dla mnie nie­wia­domą, którą nie­zwłocz­nie mu­szę się za­jąć.

Po po­wro­cie do domu pierw­sze, co ro­bię, to szu­kam ser­wetki z nu­me­rem Marka. Trzy­mam przy­ja­ciół bli­sko, a wro­gów jesz­cze bli­żej. Znaj­duję ją wresz­cie w to­rebce, którą mia­łam ze sobą wczo­raj. Wy­bie­ram jego nu­mer i…

Nie mogę na­ci­snąć zie­lo­nej słu­chawki, jakby mój kciuk za­blo­ko­wał się w jed­nej po­zy­cji. Nie kon­tro­luję się. Idę z te­le­fo­nem w ręku do sa­lonu. Sia­dam na fo­telu, od­gar­niam włosy i prze­cie­ram twarz.

– Skup się! – mó­wię do sie­bie.

Nie wiem na­wet, czy od­bie­rze, więc nie mam się czym przej­mo­wać. W końcu wy­bie­ram po­łą­cze­nie, je­den sy­gnał, drugi.

– Uff. – Wzdy­cham. – Nie od­bie­rze.

– Co mó­wi­łaś? – Sły­szę w słu­chawce.

Pod­ska­kuję na fo­telu, a serce za­czyna mi bić jak osza­lałe. Ła­pię się za klatkę pier­siową.

– O kurwa! – krzy­czę, jak­bym była nie­świa­doma, że je­stem na li­nii z Mar­kiem.

– Ma­rina? – par­ska śmie­chem. – Wszystko w po­rządku?

– Tak, tak – po­wta­rzam, pró­bu­jąc się opa­no­wać. – Słu­chaj, Mark – za­czy­nam z po­wagą w gło­sie. – Wczo­raj ucie­kłam w po­ło­wie spo­tka­nia, może umó­wimy się dzi­siaj na ko­la­cję? – py­tam.

Przez chwilę nie od­po­wiada. Czyżby jed­nak nie był mną za­in­te­re­so­wany? Wła­ści­wie to jak on śmie. W jed­nej chwili stres prze­ra­dza się w złość. Za­ci­skam pię­ści i już mam na niego krzyk­nąć i przy­wo­łać go do po­rządku kiedy…

– Ja­sne, o któ­rej po cie­bie przy­je­chać? – pyta, a ja czuję en­tu­zjazm w jego gło­sie.

– O siód­mej, ale spo­tkamy się na miej­scu – koń­czę i już mam się roz­łą­czać.

– Ja­kim miej­scu? – pyta, a ja wy­bu­cham śmie­chem.

– No tak, przy molo w So­uth Be­ach – od­po­wia­dam i roz­łą­czam się.

Ci­skam te­le­fo­nem na sofę obok sie­bie i aż mam ochotę wy­ko­nać zwy­cię­ski ta­niec, ale tego nie ro­bię. Mu­szę po­zbyć się chęci prze­by­wa­nia z tym ty­pem. W końcu jest on dla mnie prze­szkodą, któ­rej mu­szę się po­zbyć. Przy­wią­za­nie emo­cjo­nalne na pewno nie po­może mi w wy­ko­na­niu za­da­nia. Tylko co zro­bić, jak z każ­dym jego ko­lej­nym sło­wem co­raz bar­dziej go pra­gnę?

Na­wet nie wiem, dla­czego przed tym spo­tka­niem urzą­dzam so­bie do­mowe SPA. Leżę w wan­nie i do­pro­wa­dzam moje ciało do gład­ko­ści, tak jak­bym pod­świa­do­mie li­czyła na to, że ta ko­la­cja po­cią­gnie za sobą dal­szy ciąg zda­rzeń. Tłu­ma­czę to so­bie tym, że ko­bieta za­wsze musi być opa­ko­wana w swoje naj­lep­sze wy­da­nie. Wszy­scy jed­nak wiemy, jaka jest prawda…

Dla­czego to wła­śnie mi przy­da­rzają się ta­kie rze­czy? Jak nie przy­stojny po­li­cjant, to syn szefa kar­telu. No i do tego wszyst­kiego jesz­cze za­ko­chany we mnie po uszy Samu, któ­rego ni­gdy w ży­ciu nie chcia­ła­bym skrzyw­dzić. Chyba naj­lep­szym wyj­ściem by­łoby znik­nię­cie.

Wy­cho­dzę w końcu z wanny i owi­jam się ręcz­ni­kiem. Two­rzę tur­ban na gło­wie i tak idę ze szczo­teczką w ustach do sa­lonu. Sia­dam na fo­telu i za­sty­gam. Cho­lera, ja chcę tam iść, a nie po­win­nam tego pra­gnąć. W głębi du­szy li­czę, że moje po­dej­rze­nia okażą się nie­praw­dziwe. Na­sza re­la­cja i tak nie ma szansy na roz­wój, ale przy­naj­mniej wtedy Mark za­chowa ży­cie. Nie będę mu­siała ujaw­niać przed nim swo­jej gor­szej strony.

Wy­bie­ra­jąc wie­czo­rową kre­ację, na­sta­wiam się na to, żeby go za­bo­lało, ale żeby nie wie­dział, z któ­rej strony. Mu­szę błysz­czeć, a jego oczy mają być skie­ro­wane wy­łącz­nie w moim kie­runku. Ma to być przy­kry­cie dla kłamstw, które będę mu po­woli do­zo­wać. Nie może się w tym po­ła­pać, je­śli jesz­cze nie wie. Po­dwójna gra za­czyna się w mo­men­cie, kiedy wci­skam moje cztery li­tery w cho­ler­nie ob­ci­słą czer­woną su­kienkę, z roz­cię­ciem mię­dzy no­gami. Mark jest wy­soki, więc mogę so­bie po­zwo­lić na nie­by­wale wy­so­kie szpilki, wy­sa­dzane ma­lut­kimi krysz­tał­kami.

Idąc do sa­mo­chodu, za­czy­nam za­tra­cać się w my­ślach. Biorę głę­boki wdech, a w mo­jej gło­wie po­ka­zuje się przy­szłość, nie­re­alna, a za­ra­zem piękna. Nie cho­dzi tu­taj o Marka, tylko o mnie. Ja i mę­ski osob­nik u mo­jego boku. Czuję na dłoni silny uścisk męż­czy­zny. Je­stem spo­kojna, po­zba­wiona ja­kie­go­kol­wiek stresu. Przez chwilę czuję się ina­czej niż zwy­kle. Wy­pusz­czam po­wie­trze.

Nie, jed­nak sa­mo­chód nie bę­dzie do­brym wy­bo­rem na ten wie­czór. Naj­lep­szym spo­so­bem, żeby roz­wią­zać mu ję­zyk, bę­dzie upi­cie go do stanu, w któ­rym nie bę­dzie kon­tro­lo­wał, co mówi. Wyj­muję z to­rebki te­le­fon i dzwo­nię po tak­sówkę. Ocze­ku­jąc na trans­port, od­pa­lam pa­pie­rosa. Za­cią­gam się dwa, może trzy razy, aż w od­dali za­uwa­żam zbli­ża­jące się świa­tła. Na­wet pa­pie­rosa mi nie da do­koń­czyć, a zwy­kle tyle czasu każą na sie­bie cze­kać.