Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ile razy historia może zataczać koło? W którym momencie człowiek uczy się na własnych błędach i przestaje powielać schematy?
Alicja znajduje w sobie siłę, by wyrwać się z przemocowego związku. Ma wokół siebie życzliwe osoby, które jej w tym pomagają. Najmniej wsparcia daje jej rodzina, mimo to chce zacząć nowe życie na starych śmieciach. Los ma jednak najwyraźniej inne plany, bo… Ala z synkiem wsiadają nie do tego pociągu, do którego powinni.
Samo życie. Bez cukru i lukru.
Gniazdowanie to opowieść o codziennych trudach wicia gniazda, o zmaganiu się z trudną przeszłością, o budowaniu przyszłości, o szczęściu – nie tym wielkim, hollywoodzkim, ale o drobnym, codziennym, swoim…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 349
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Kasia Jurczyk, 2023
Copyright © by Wydawnictwo Na Szczęście, 2023
Wszystkie prawa zastrzeżone
Redakcja: Weronika May @bylo_sobie_slowo
Korekta: Marta Kudelska @pisanepoprawnie, Olga Smolec-Kmoch
Projekt okładki: Emilia Baczyńska-Majchrzycka @emilia_baczynska
Skład i łamanie: Mateusz Cichosz @magik.od.skladu.ksiazek
ISBN 978-83-967207-3-3
Wydanie I
Wydawnictwo NA SZCZĘŚCIE
https://wydawnictwonaszczescie.pl/
Wszystkie postaci z „Gniazdowania” stanowią wytwór wyobraźni autorki. Ich ewentualne podobieństwo do osób realnie żyjących jest przypadkowe.
Rodzinie
Alicja zerknęła na zegarek. Kilka minut do odjazdu pociągu. Miała jeszcze szansę wyjść z przedziału i wrócić do miasta. Spojrzała na Janka. Nie. Powrót nie wchodził w grę. Wczoraj oddali klucze do mieszkania, więc nawet nie mieli dokąd wracać. Spojrzała przez okno na bloki i wieżowce, które zawsze ją przytłaczały. Pociąg ruszył. Uśmiechnęła się, bo czuła, że tam, dokąd jedzie, zacznie wszystko od nowa. Pomyślała, że zostawia za sobą wszystkie problemy.
Marek wszedł do mieszkania i od progu zawołał żonę. Alicja westchnęła, spojrzała w lustro i przeczesała dłonią włosy. Zauważyła kilka srebrnych nitek, które odznaczały się na brązowych lokach. Nakręciła je specjalnie na wczorajszy dzień. Urodziny synka były dla niej najważniejszym świętem w roku. Niestety nie obchodzili ich tak, jak to sobie wymarzyła.
– Ooo, tu jesteś. – Marek stał w progu sypialni. – Lubicie sobie oboje pospać, co nie?
– Zmęczyliśmy się wczorajszą zabawą – odparła nerwowo.
– No tak. Urodziny. Mówiłem ci, że mam zebranie. Jak chcesz wiedzieć, to się udało. Podpisujemy umowę. Dzisiaj idziemy z kontrahentem na kolację.
– Trudno. Nie będziemy na ciebie czekać.
– Nie będziecie, bo idziesz ze mną. – Postawił na łóżku papierową torbę, z której wyciągnął sukienkę. – Przebieraj się!
Alicja nerwowo zdjęła piżamę i wciągnęła na siebie strój, który przyniósł jej mąż.
– Świetnie wyglądasz. – Marek podszedł do Alicji i podał jej kartkę. – Bądź pod tym adresem przed dwudziestą. Nie spóźnij się. To bardzo ważne.
– Skarbie, ale ja…
– Nie mam teraz czasu. Wyglądasz świetnie. Do wieczora.
Alicja obejrzała się w lustrze. Sukienka leżała idealnie. Czarna midi z bufiastymi szyfonowymi rękawami. Do tego sandałki na grubym słupku. Taki komplet miał przekonać nowego szefa jej męża do wspólnych wyjść. Miała ich dość. Wypad do restauracji czy modnego klubu był ciekawym doświadczeniem, ale od pewnego czasu niechętnie wychodziła na podobne spotkania. Zmęczenie dawało o sobie znać. Opieka nad dzieckiem i praca w wolnym czasie odbijały się na jej samopoczuciu. Wieczór najchętniej spędziłaby z mężem, ale bez dodatkowych obserwatorów. Wiedziała, że to jest niemożliwe. Marek zapraszał ją ostatnio tylko na kolacje firmowe. Jej głównym zadaniem były kurtuazyjne rozmowy z żonami, partnerkami czy też kochankami dyrektorów, prezesów i właścicieli firm.
– Mamusiu. Gdzie jest tatuś? – W progu sypialni stał drobny czterolatek.
– Pojechał do pracy. Wyspałeś się?
– Tak. Chce mi się pić.
Alicja narzuciła na siebie sweterek i weszła do kuchni. Za nią podreptał Janek. Woda bulgotała w czajniku. Zaparzyła herbatę i zajęła się kanapkami, a jej myśli krążyły wokół wczorajszego dnia. Spędziła go z Jankiem i sąsiadką Stenią. Tylko ona pojawiła się na urodzinach małego. Jego własny ojciec nawet nie zadzwonił z życzeniami. Gdy zobaczyła go dzisiaj, miała nadzieję, że zjedzą razem śniadanie. Jednak on wpadł tylko po to, żeby zostawić jej ubranie i adres, pod którym odbywała się dzisiejsza kolacja. Na jego życzenie włożyła sukienkę, bo była jeszcze szansa na wymianę. Każda taka przymiarka kończyła się sprawdzaniem, czy Alicja zbyt mocno nie przytyła. Marek bardzo pilnował jej rozmiaru. Podczas spotkania mieli świętować pozyskanie przez firmę dużego klienta. Zespół jej męża szybko zasłużył na miano najlepszego, a pracownicy chodzili jak w zegarku. Marek spędzał dużo czasu w nowej pracy, prawie w ogóle się nie widywali, więc Alicja zgadzała się na te kolacje. One były namiastką dawnych randek z mężem, za którymi tak tęskniła. Wiedziała, że nie może go zawieść, więc zawsze bardzo starannie przygotowywała się do wyjść. Starała się dowiedzieć jak najwięcej o osobie, z którą mieli się spotkać. Dzięki temu trafiała czasami na informacje o partnerce czy żonie i wiedziała, jakie pytania zadawać, a jakich unikać. Ubrania i buty kupował jej mąż, bo uważał, że ona nie ma za grosz gustu.
Podała synkowi kubeczek z wodą. Przeszła do sypialni, żeby poszukać torebki na wieczorne wyjście. Po chwili w drzwiach pojawił się Janek.
– Mamusiu, główka mnie boli.
Alicja wzięła synka na ręce. Był rozpalony. Dotknęła ustami jego czoła i natychmiast ruszyła do łazienki. Zmierzyła mu temperaturę. Prawie trzydzieści dziewięć stopni. Janek wyciągnął język i szeroko otworzył buzię – migdałki były czerwone. Podała małemu kolejny kubek wody i zadzwoniła do przychodni. Umówiła się na popołudniową wizytę i zaczęła zbijać gorączkę. Niestety temperatura wciąż rosła. Kiedy Janek zasnął, Alicja zadzwoniła do opiekunki, która miała przyjść wieczorem. Odwołała ją i po chwili wybrała numer męża.
– Co tam? Zgubiłaś kartkę z adresem?
– Nie przyjdę. Janek jest chory. – Alicja przygryzła dolną wargę w oczekiwaniu na wybuch. Oczywiście się doczekała.
– Oszalałaś! To najważniejsza kolacja w mojej karierze, a ty mnie wystawiasz?!
– Marek! Janek jest chory. Ma gorączkę – spokojnie odpowiedziała na krzyki męża.
– Nie wykręcaj się dzieckiem. Widziałem, jak kręciłaś nosem na kieckę. Nie dość, że wybuliłem na nią kupę kasy, to jeszcze się nie przyda.
– Przecież będą jeszcze okazje. Dzisiaj nie dam rady.
– Ala. To jest ważna kolacja. Zostaw małego z opiekunką.
– Nie. Odwołałam ją. Nie zostawię go w czasie choroby.
– Jesteś niemożliwa! Pieprzona matka kwoka!
– Przesadziłeś! – Alicja zacisnęła pięść.
– Ja?! To ty zawsze odwalasz numer z dzieciakiem. Spakuj kieckę. Nie chce ci się iść, to trzeba ją oddać!
Alicja spojrzała na telefon. Pokiwała głową i odłożyła go na stół w kuchni. Poszła spakować sukienkę i buty. Łzy napłynęły jej do oczu. Postawiła z impetem torbę na komodzie w korytarzu, po czym wróciła do sypialni i zajęła się ubieraniem Janka do lekarza. Usłyszała dzwonek. Za drzwiami stała kobieta, na oko kilka lat młodsza od Alicji.
– Dzień dobry. Marek prosił, żebym odebrała sukienkę i buty.
– Dzień dobry. A pani jest…?
– Koleżanką z pracy. Mieszkam niedaleko.
– Proszę, spakowałam wszystko.
– Szkoda, że się pani nie spodobała. Jest piękna. Jak tylko ją przymierzyłam, to wiedziałam, że ta i żadna inna.
– Jak to „przymierzyłam”?
– To ja ją wybierałam. Przecież Marek nie ma na takie pierdoły czasu. Poza tym wiem, co nasz szef lubi. – Kobieta mrugnęła jednym okiem, jednocześnie wysuwając lekko język.
– Nie rozumiem. – Alicja zmrużyła oczy. – Co ma wasz szef wspólnego z sukienką?
– Oj, tak tylko gadam głupoty. Ciao.
Kobieta złapała torbę i obróciła się na pięcie. Zawirowały kolorowe kolczyki w uszach. Sukienka w jaskrawych barwach zafalowała w locie. Wiosenna kurtka dodawała lekkości. Każdy detal jej stroju był doskonale dobrany. Nawet tatuaż motylka na nadgarstku pasował do całości w stylu egzotycznego ptaka.
Lekarka zdiagnozowała anginę. Przepisała jak zwykle antybiotyk, leki osłonowe i kilka nowych syropów, których plakaty wisiały w przychodni. Alicja po powrocie do domu, zajęta zbijaniem gorączki u syna, nie zauważyła, kiedy minęła północ. Zgrzyt w zamku poinformował ją, że Marek wrócił.
– Cześć. – Wszedł do sypialni chwiejnym krokiem.
– Cześć. Kolacja się udała? – Alicja przymknęła oczy.
Niepotrzebnie zadałam to pytanie – pomyślała.
– Jeszcze jak! – Marek podniósł ramiona. – Wszyscy pytali, gdzie jesteś. Kiedy odpowiadałem, że mały zachorował, to każdy wypluwał z siebie jakieś bzdurne opowieści o chorobach dzieci. W sumie nic nie załatwiłem.
– Przykro mi.
– Tobie?! Przecież o to ci chodziło! Zawsze wszyscy muszą mówić o tobie! – Wymierzył palec w żonę.
– Przesadzasz. – Alicja ruszyła w stronę łóżka.
– Ja przesadzam? To ty zwariowałaś! – Marek złapał jej ramię i gwałtownie ją odwrócił. – Ciągle tylko Janek to, Janek tamto. Przyznaj, że nie chciało ci się iść na kolację.
– On ma anginę. Ciężko mu się oddycha. Gorączka ciągle rośnie. Jak miałam go zostawić?! – Zabrakło jej tchu. Nogi odmówiły posłuszeństwa. Usiadła na brzegu łóżka.
– Normalnie. Opiekunka też wie, jak podawać syropki.
– Nie umiałabym się nawet skupić na rozmowach. – Alicja bezradnie rozłożyła ręce.
– Głupia jesteś! To naprawdę nic trudnego. Zamykasz drzwi i zapominasz, że masz dziecko.
– To nie jest takie proste!
– Ależ jest! Znam kobiety, które to potrafią. Dasz radę się tego nauczyć. Uwierz mi, nie jesteś wyjątkowa – rzucił mimochodem i podszedł do toaletki. Zdjął zegarek i zaczął mocowanie z guzikami przy koszuli.
– To nie o to chodzi. Janek ciężko przechodzi choroby – wyszeptała.
– Powinien iść do przedszkola. W dupie mu się poprzewraca, jak będziesz go tak rozpieszczać.
– Dobrze. Niech idzie. Ja wtedy pójdę do pracy. Ty będziesz z nim zostawał w domu na chorobowym, bo nikt na początku mi wolnego nie da.
– Zwariowałaś! To twój bachor. – Pokiwał głową i nerwowo ściągnął koszulę przez głowę.
– To nasze dziecko. Sama sobie go nie zrobiłam. – Wzruszyła ramionami.
Marek ruszył w jej stronę, ale zaplątał się w spodnie, które zdążył zsunąć do kolan.
– Dobrze wiesz, że ja go nie chciałem! Do niczego nie jest mi potrzebny. To takie piąte koło u wozu. Kładź się.
Władczy ton jego głosu sprawił, że zadrżała.
Zagryzła wargi. Marek był pijany. Czuła od niego alkohol. Za każdym razem tłumaczyła sobie, że on tak naprawdę nie myśli tego, co mówi. Na początku wydawało się, że jednak chce być dobrym ojcem. Po takim wieczorze wychodził wcześniej do pracy, a kiedy wracał, przynosił dla syna zabawki. Zostawiał je w jego pokoju, bo w tygodniu rzadko się widywali. Marek wychodził do biura, gdy mały jeszcze spał, a wracał, gdy Janek już był w łóżku. Czasami zastanawiała się, czy jej synek rozpozna tatę, kiedy ten będzie miał wolne. Gdy był młodszy, zdarzało mu się płakać na widok ojca – tak rzadko się widywali.
Skierowała się do pokoju synka. Przysunęła policzek do jego twarzy. Janek był ciepły, ale czuła, że temperatura mu spadła. Antybiotyk zaczął działać bardzo szybko. Poszła do łazienki i wzięła szybki prysznic. Miała nadzieję, że Marek zdążył zasnąć. Kiedy weszła do sypialni, leżał na łóżku, lekko pochrapując. Zastanowiła się chwilę, ale w końcu zmęczenie wygrało. Delikatnie przewróciła go na bok.
Weszła do łóżka i szczelnie przykryła się kołdrą. Zaczynała zapadać w głębszy sen, gdy poczuła jego dłoń na swojej piersi. Westchnęła. On przysunął się do niej. Już wiedziała, że nie będzie jej dane zasnąć. Złapał za jej pierś tak mocno, że aż zacisnęła zęby z bólu. Po chwili zaczął nieporadnie zdejmować jej piżamę. Odwrócił ją na plecy, położył się na niej i szepnął do ucha:
– Wkurwiasz mnie. Bardzo. Mnie. Wkurwiasz.
Podniósł jej ręce nad głowę i zamknął w żelaznym uścisku. Łzy napłynęły jej do oczu. Obróciła twarz do okna. Za szybą zobaczyła lądujący samolot. Skupiła się cała na nim. Kiedy Marek wpychał ją w materac, czuła, jak łzy spływają jej do gardła. Strach i obojętność paraliżowały ją tak bardzo, że nie potrafiła wydobyć z siebie głosu. Walczyła o oddech. Marek skończył, oparł czoło o jej ramię i uspokajał oddech. Zszedł z niej, obrócił się i za chwilę usłyszała jego chrapanie. W obawie przed powtórką, Alicja nie zmieniła pozycji do rana.
Następny dzień Alicja spędziła, pielęgnując synka. Przełykanie pokarmów stanowiło duży problem, więc pożyczyła od sąsiadki blender. Swojego nie miała, Marek uważał to za zbędny wydatek. Pieniądze, które od niego dostawała, wystarczały na jedzenie, leki i ubrania dla Janka. Jej garderobą zajmował się mąż. Podobnie jak rachunkami. Początkowa wdzięczność za zdjęcie z jej głowy spraw finansowych przerodziła się w niepokój. Marek nie chciał słyszeć o jej powrocie do pracy. Janek chorował tak często, że i tak musiałaby ciągle brać wolne. Zajęła się domem i synkiem. Na początku podobał jej się ten układ. Sąsiadka śmiała się, że Ala gniazduje. I tak było. Ostatnio wróciła nawet do swojego hobby sprzed lat. Wyciągnęła pudełko z szydełkami, drutami i włóczkami i zaczęła dziergać rzeczy dla Janka. Robótki ręczne zawsze ją uspokajały. Na początku małżeństwa schowała je na dnie szafy, nie miała na to czasu. Mąż planował jej niemal każdą minutę dnia, a ona ochoczo spełniała wszystkie jego zachcianki. Później czas dzieliła między Marka a dziecko i o swoich pasjach zupełnie zapomniała. Odkąd Janek stał się samodzielny i częściej bawił się sam, mogła wygospodarować chwilę dla siebie.
Synek potrzebował czapki na przyszłą zimę, więc Ala zdecydowała się wyciągnąć pudełko z dna szafy. Jej dłonie szybko przypomniały sobie ściegi. Nowe projekty i ukończone robótki zawsze sprawiały jej ogromną frajdę. Miała wtedy również czas na przemyślenia – te coraz częściej krążyły wokół jej małżeństwa.
Angina synka uziemiła ich na tydzień w domu, ale na szczęście Alicja miała zapas włóczek i kordonków. Zrobiła komplet czapek dla siebie i Janka, a do tego dwie siatki na zakupy i koszyczek na kredki. Zaczęła też rozpinany sweterek, ale okazało się, że zabrakło wełny na dokończenie rękawów. Portfel świecił pustkami.
Janek powoli dochodził do siebie. Czekała ich wizyta kontrolna u lekarza, co oznaczało kolejną receptę na syropy na wzmocnienie i odporność. Obawiała się rozmowy z Markiem, który zawsze narzekał, że pieniądze, które on zarabia, Janek wypija w syropach.
Włożyli wydziergane przez nią wiosenne czapki i ruszyli do przychodni. W środku czekało już kilka matek z dziećmi. Jedna z nich zerkała na Alicję. W końcu do niej podeszła i zapytała:
– Przepraszam. Czy mogę zapytać, gdzie kupiła pani te świetne tęczowe czapki?
– Naprawdę się pani podobają?
– Bardzo. To fantastyczny pomysł dla całej rodziny.
– Sama je zrobiłam. – Alicja z dumą podała kobiecie swoją czapkę.
– Czy robi pani również na zamówienie?
To pytanie zaskoczyło Alę, która szybko kalkulowała, czy będzie miała czas na zrobienie dodatkowych czapek.
– Hmm. Te konkretne czapki? – Grała na zwłokę.
– Tak. Chociaż może z cieńszej włóczki. Takie bardziej wiosenno-letnie. Jeśli to nie problem.
Pielęgniarka wywołała następnych pacjentów, którymi okazały się dzieci kobiety.
Alicja analizowała wszystkie za i przeciw. Zastanawiała się, co powie na to Marek. Ostatecznie nie musiała mu nic mówić. Pieniądze się przydadzą na kolejne leki i włóczki.
Jej rozmówczyni wyszła z gabinetu z uśmiechem na twarzy.
– Zdrowi. Nareszcie. – Ulga na jej twarzy wskazywała, jak bardzo wyczerpały ją infekcje dzieci.
– Cieszę się. – Alicja autentycznie odczuwała radość. Uważała, że zdrowie jest najważniejsze.
– To jak? Mogę na panią liczyć w sprawie tych czapek? – zapytała kobieta.
– Oczywiście. Może podam pani mój numer telefonu. Zmierzy pani głowy dzieciom i napisze, ile tych czapek – zaproponowała Alicja i aż uśmiechnęła się na myśl, że oto zaczyna coś nowego w swoim życiu.
– Super. Dam znać wieczorem. Marta jestem – przedstawiła się kobieta, wyciągnęła telefon i wymieniły się numerami.
Alicja została poproszona do gabinetu. Przyjmowała ich zupełnie nowa lekarka. Gardło Janka było czyste. Płuca i oskrzela również. Jednak kobietę zmartwił wygląd jego skóry – szorstka i w niektórych miejscach zaczerwieniona, jakby mały przed chwilą ją drapał. Chłopiec był też blady i miał podkrążone oczy. Alicja dostała dla syna skierowanie na badania krwi.
– Czy coś pani podejrzewa?
– Nie. Po prostu musimy sprawdzić, czy te antybiotyki zbytnio go nie wyjałowiły.
– To znaczy?
– Antybiotyk to lekarstwo, ale zabija nie tylko złe bakterie. Pozbywa się wszystkich. Nawet tych dobrych. Osłabia przez to organizm. Dlatego chciałabym sprawdzić stan Janka i w razie potrzeby go wzmocnić.
– On dostaje syropy na wzmocnienie i odporność.
– Tak. Widziałam plakaty. – Lekarka uśmiechnęła się pod nosem i pokiwała głową.
– Kiedy mam zrobić mu te badania?
– Jak najszybciej. Trzeba je wykonać rano, na czczo. Laboratorium jest za rogiem. Potem niech się pani znów umówi na wizytę. Najlepiej do mnie.
– Prywatnie? – zapytała z przekąsem Alicja. Już znała te sztuczki i ceny prywatnych wizyt.
– Nie. Przyjmuję tylko tutaj.
– Dobrze – odetchnęła z ulgą Alicja. – Dziękuję.
Janek pomachał pani doktor na do widzenia. Z dumnie wypiętą piersią kroczył obok mamy, a wszyscy przechodnie uśmiechali się na jego widok. W tęczowej czapeczce i z naklejką „Dzielny pacjent” był barwnym punktem na trasie mijających ich ludzi. Alicji przewijały się w głowie czarne scenariusze. Do tej pory żaden lekarz nie dawał im skierowania na badania. Skoro teraz dostali, musiał być konkretny powód. Ścisnęła mocno rączkę synka. O nikogo nigdy się tak nie bała jak o niego.
Wieczorem dostała zamówienie na czapki. Kobieta z przychodni chciała je mieć dla całej rodziny. Trzy dla dzieci i dwie dla dorosłych. Poprosiła również o numer konta, żeby przesłać pieniądze. Alicja wpadła w popłoch, bo nie miała swojego konta. Studenckie zamknęła zaraz po studiach, a nowego nie otwierała, bo Marek miał już jedno. Uznali, że dwa rachunki nie są im potrzebne. Podobnie z kartą, którą miał tylko on. Pomyślała o tym, żeby podać numer konta Marka. Gdy siedzieli w kuchni, opowiedziała mu o stanie zdrowia Janka.
– Pewnie znowu masz zapłacić krocie za badania – wycedził przez zęby.
– Nie. Mam skierowanie – odparła, wkładając spokojnie naczynia do zmywarki.
– Rób, co chcesz. Znowu coś wynajdziesz i kasa pójdzie na głupoty.
– Zdrowie Janka to nie są głupoty. – Odwróciła się do niego gwałtownie.
– Ty się nawet do opieki nad synem nie nadajesz. Ciągle coś mu jest. – Patrzył jej wyzywająco w oczy.
– Przecież to nie moja wina. – Minęła go, zamierzając wyjść z kuchni.
– A kogo? Ty się nim zajmujesz. Jakoś inne dzieciaki tak często nie chorują.
Alicja zatrzymała się w progu.
– Jakie dzieciaki?
– A choćby te spod bloku. Usmarkane do wieczora siedzą w piaskownicy.
– Marek! One tam siedzą, bo matka pijana wyrzuca je z domu – oburzyła się.
– No to się przynajmniej hartują i są zdrowe – stwierdził i popatrzył na nią hardo.
Alicja wiedziała, o co mu chodzi. To był wstęp do kłótni. Często opowiadała mu z przejęciem o tych dzieciach. Wzywała dzielnicowego, gdy widziała, jak siedzą zmarznięte na ławkach. One jednak zawsze powtarzały, że wyszły się tylko przewietrzyć. Czuła się bezsilna, a Marek uważał, że zachowuje się jak wariatka. Twierdził, że każdy ma prawo napić się dla odstresowania, a dzieci tylko w tym przeszkadzają. Gdy odpowiadała, że nie można się relaksować kosztem zdrowia dzieci, Marek odbijał piłeczkę, cytując Alicję, że „dzieci nie powinny widzieć rodziców pijanych”. Ona przypominała mu, że chodziło jej o niego. Marek wybuchał i natychmiast dawał jej do zrozumienia, że właśnie dlatego jest gościem w domu. Takie awantury odbywały się w ich sypialni coraz częściej. Po kłótniach Marek był spięty i potrzebował natychmiastowego rozładowania, co zazwyczaj oznaczało szybki seks, który niejednokrotnie był dla niej bolesny. Poczuła, że tym razem będzie podobnie. Nie chciała reagować na prowokację z jego strony. W panice opowiedziała mu o sytuacji z przychodni.
Marek się rozluźnił.
– I ona chce te twoje szmatki ubierać? Ani to ładne, ani eleganckie. – Wykrzywił usta, siadając na kanapie przed telewizorem.
– Dlaczego tak mówisz? Nam się podoba.
– Zawsze mówiłem, że nie masz gustu. Dobrze, że ci suknię ślubną wybrałem. – Zaśmiał się i zmrużył oczy, czekając na jej odpowiedź.
– Chciałam inną.
– Ten prosty fartuch? Chciałaś, żebym cię ze sprzątaczką w urzędzie pomylił? – Marek zarechotał głośno, przelewając piwo do kufla.
W pracy był menadżerem wyższego szczebla. Na firmowych kolacjach umiał udawać dobrze wychowanego. Skakał obok Alicji, odsuwał jej krzesło, podawał płaszcz. Z boku wyglądał na zakochanego i kulturalnego człowieka. Do momentu gdy wypił. Wtedy pokazywał swoje prawdziwe oblicze.
Alicja na początku wstydziła się jego zachowania i chamskich tekstów kierowanych w jej stronę. Ale po tych kilku latach nie zwracała już na nie uwagi. Nauczyła się, że te komentarze nie świadczą źle o niej. Z czasem większość znajomych odsunęła się od Marka. Czuli, że jeśli wypowiada się pogardliwie o żonie, to o nich zapewne też. Ludzie są bystrzy. Alicja o tym wiedziała, Marek uważał odwrotnie. Jego współpracownicy czasami stawali w jej obronie, ale częściej wymownie milczeli. Nie szukała u nich współczucia. Kilka razy kobiety przy pożegnaniu szeptały jej słowa otuchy i powodzenia, dostawała też wizytówki, gdyby chciała się spotkać i porozmawiać. Raz się zdarzyło, że przełożony Marka chciał go zwolnić już na kolacji z powodu jego żenującego zachowania. Częściej jednak panowie tylko się uśmiechali pod nosem, gdy słyszeli komentarze jej męża.
Pewnego dnia poskarżyła się matce, ale ta stwierdziła tylko, że musi to znosić – jako żona i matka. Jolanta uważała, że kobieta bez mężczyzny sobie nie poradzi. Przypomniała jej również, że jest na garnuszku męża, więc powinna mu okazywać wdzięczność. Tym bardziej że takie zachowanie może sprawić, że on ją porzuci. Więcej z mamą nie rozmawiała na temat swojego małżeństwa. W takich chwilach wspominała swoje dzieciństwo.
Alicja jako mała dziewczynka obserwowała matkę, która wciąż nadskakiwała ojcu. Sprzątała, gotowała, odgadywała większość jego zachcianek. A jeśli nie zgadła, to złość wyładowywała na córce. Życie Jolanty kręciło się wokół usługiwania mężowi. On chętnie z tego korzystał, chociaż sam wiele razy mówił, że nie potrzebuje takiego matkowania. Tym jeszcze bardziej rozwścieczał żonę. Jolanta robiła z siebie ofiarę, która poświęca się dla rodziny. Kilka razy wracała do pracy etatowej, ale wtedy atmosfera w domu robiła się nieznośna. Jolanta poprawiała wszystko, co jej mąż i córka zrobili w domu pod jej nieobecność. Według niej wszystko było zrobione na opak. Ojciec po całym dniu jej utyskiwań nalewał sobie koniaku i zasiadał przed telewizorem. Twierdził, że musi odpocząć, a jeśli matka chce wyładować się podczas wieczornego sprzątania, to jej sprawa. Tym samym jeszcze bardziej ją rozwścieczał. W rezultacie, wiecznie zmęczona i podenerwowana, szybko wypalała się w pracy i zaczynała chorować. Po kilku miesiącach ją zwalniano i atmosfera w domu wracała do normy.
Alicja miała wdrukowane, że dbanie o ognisko domowe to święty obowiązek kobiety. Natomiast praca zawodowa to ostateczność, bo łączenie jej z opieką nad domem generuje tylko choroby i wydatki na leczenie. Zgrzytało to jednak z tym, co widziała w innych rodzinach. Gdzieś w środku czuła, że praca zawodowa jest jej bardzo potrzebna. Chciała połączyć ją z zajmowaniem się domem tak, żeby nikt na tym nie ucierpiał. Zlecenie na wykonywanie czapek potraktowała jako pierwszy krok do harmonijnego połączenia życia rodzinnego z jej zawodowymi potrzebami.
Niestety rozmowa z mężem nie poszła po jej myśli. Marek nie zgodził się na wyciągnięcie z konta sumy potrzebnej na materiał.
– Jeśli jej tak zależy, to niech prześle całą kwotę od razu. Będę wiedział przynajmniej, czy ta kasa jest faktycznie od baby. I niech napisze za co.
Insynuacje Marka puściła mimo uszu. Jego zazdrość dobijała resztki ich miłości. Odkąd dowiedział się o ciąży, zastanawiał się głośno, jak to się stało, skoro się zabezpieczali. Obliczał też dokładny dzień poczęcia, żeby sprawdzić, czy faktycznie był wtedy w domu. Sugerował, że podczas jednej z jego delegacji Alicja mogła mieć skok w bok. Na jego nieszczęście Janek był do niego tak podobny, że położne nie mogły się na nich napatrzeć. Wciąż chwaliły to podobieństwo, tym bardziej że Marek czarował je za każdym razem, gdy przychodził do żony i syna. Przez pierwsze miesiące życia Janka zazdrość lekko zelżała. Niestety później mężczyzna zaczął uważać, że to mały jest przyczyną zepsucia ich relacji. W pijackim amoku często powtarzał, że pozbędzie się Janka.
Dla niej jasne było to, że to alkohol wszystko zniszczył. Nie mogła pogodzić się z tym, że musi chronić syna przed zazdrosnym ojcem. To pogarszało sprawę i ostatecznie zabiło resztki uczuć, jakie między nimi się tliły. Alicja nie ufała Markowi i nigdy nie zostawiała go samego z synem. Praca poza domem nie wchodziła w grę, to było zbyt duże ryzyko.
Alicja poskładała pranie i poszła się wykąpać. Po wyjściu z łazienki zobaczyła męża chrapiącego przed telewizorem. Odetchnęła z ulgą i poszła do sypialni. Sprawdziła oferty kont bankowych, które można założyć przez internet. Zdecydowała się na jedno i natychmiast wypełniła wniosek. Czuła, że dłużej nie może zwlekać z wzięciem życia w swoje ręce.
Janek dzielnie zniósł badanie krwi. Wyniki niektórych parametrów były poniżej normy. Alicja umówiła się na wizytę w przychodni. Lekarka obejrzała wyniki, następnie zbadała chłopca i zdiagnozowała anemię. Przepisała żelazo w syropie i zapowiedziała, że należy zmienić dietę i uwzględnić w niej większą liczbę potraw warzywno-owocowych. Alicja była przerażona.
Chłopiec rzadko jadał owoce, ponieważ po nich na jego skórze pojawiała się wysypka. Gdy lekarka się o tym dowiedziała, natychmiast skierowała go na badania alergologiczne. Dziwiła się również, że do tej pory żaden lekarz nie zajął się ewidentnym objawem uczulenia. Wysypka pojawiała się u Janka zawsze po zjedzeniu malin i kiwi. Zdarzała się nawet po jabłkach i gruszkach. Lekarka zastanawiała się nad alergią na owoce, ale bliższa była tezie alergii na opryski. Wyniki badań miały rozstrzygnąć tę kwestię. Alicji udało się przekonać synka do zrobienia testów. Janek nie był tym zachwycony. Delikatnie mówiąc. Po nakłuciu kilkunastu punktów na skórze zaczerwienienie pojawiło się tylko przy pierwszym punkciku. Alergolog stwierdziła, że świadczy to o uczuleniu, ale nie wiadomo na co. Janek okazał się za mały, żeby wyniki były miarodajne.
Lekarka opowiedziała Alicji o diecie eliminacyjnej, dzięki której Janek mógł być sprawdzany pod kątem ewentualnych reakcji na poszczególne składniki pokarmowe. Dostali rozpiskę z zasadami, z których najważniejszą okazało się dokładnie szorowanie owoców i warzyw przed jedzeniem.
– Pani również powinna się przebadać. – Lekarka spojrzała kątem oka na Alicję. – Blada cera i podkrążone oczy świadczą o wyczerpaniu organizmu.
– Jestem zmęczona, ale to raczej normalne. Opieka nad dzieckiem daje w kość.
– Zgadza się, ale trzeba pamiętać o sobie. Pani jest opiekunką Janka i musi być pani w formie, jeśli on ma być bezpieczny.
Alicja zgodziła się z tym stwierdzeniem. Podziękowała za poradę i kolejne skierowanie.
W domu sprawdziła jeszcze raz wszystkie artykuły spożywcze. Odłożyła na bok te, których Janek nie powinien jeść i postanowiła wykorzystać je do sporządzania posiłków tylko dla niej i Marka. Nie martwiła się tym, że nie będzie mu smakowało. Od kilku dni pojawiał się w domu grubo po północy i wychodził wcześnie rano. Gdy wracał, nie był głodny, tylko spragniony.
Pierwszy obiad na nowej diecie bardzo Jankowi pasował. Drugiego nie zdążyła przyrządzić. Kiedy wrócili ze spaceru, zobaczyli w kuchni rozgardiasz. Porozrywane torebki z kaszami i mąkami. Mleko wylane do zlewu. Warzywa wyrzucone do kosza.
– Co tutaj się stało?! – Alicja weszła do pokoju, w którym spał Marek.
– Czego się drzesz! – Bełkot mężczyzny zdradził jego stan. – Szukałem czegoś do jedzenia.
– Przecież jest półka z jedzeniem dla nas. A wyrzuciłeś jedzenie Janka.
– To gówno, a nie jedzenie.
Alicja wyszła do kuchni. Ciężkie kroki męża zwiastowały dalszy ciąg rozmowy.
– Naszykuj mi obiad.
– Jest w lodówce.
– Powiedziałem. Naszykuj. Mi. Obiad. – Marek złapał Alicję za nadgarstki i obrócił w swoją stronę.
– Mamusiu?
W drzwiach stał Janek. Patrzył na rodziców okrągłymi oczami. Wargi wygięte w podkówkę lekko drżały. W dłoniach ściskał pluszowego króliczka. Alicja powoli wyciągnęła ręce z dłoni Marka i podeszła do synka.
– Skarbie, idź pooglądać bajki. Ja zrobię obiadek.
– Żadnych, kurwa, bajek! – Marek ruszył w ich stronę, zachwiał się i przewrócił krzesło.
– Marek, przestań!
– Żadnych… kurwa… bajek!
Alicja złapała Janka i szybko wskoczyli do jego pokoju. Zamknęła drzwi od wewnątrz. Rozejrzała się wkoło. Usłyszała walenie w drzwi. Janek wtulił się w nią i zaczął szlochać. Alicja postanowiła przesunąć do drzwi łóżko synka, następnie odsunęła firankę i zestawiła kwiaty z parapetu. Mieszkanie na parterze w końcu na coś się przydało. Nagle walenie do drzwi ucichło. Obejrzała się. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami wejściowymi. Szybko zamknęła okno i zasłoniła firany. Spojrzała na wyjście z klatki i zobaczyła Marka, jak chwiejnym krokiem wychodzi na chodnik. Rozejrzał się, po czym ruszył w stronę parkingu. Po chwili wsiadł do srebrnego sedana. Zanim światło w samochodzie zgasło, Alicja zobaczyła, jak jej mąż obejmuje osobę siedzącą za kierownicą. Świat się dla niej zatrzymał.
Kolejne dni były spokojne. Marek pojawiał się tylko w nocy. Codziennie dzwonił, żeby zapytać, co na kolację. Alicja przyzwyczaiła się do tej formy kontroli. Wiedziała, że kiedy Marek dzwoni, ona musi natychmiast odebrać. W przeciwnym razie dzwonił ponownie, ale w tym czasie był już w drodze do domu. Po przekroczeniu progu szukał oznak bytności innych osób. Po wizycie sąsiadki potrafił rozbić filiżanki z niedopitą kawą o ścianę w kuchni. Według niego Alicja nie miała prawa spotykać się z nikim poza nim. Jej obowiązkiem było dbanie o dom i dziecko. Oczywiście w jego mniemaniu życie według planów męża miało ją uszczęśliwiać.
Kilka dni po feralnym wieczorze Marek wpadł do mieszkania, spakował plecak i rzucił na odchodne, że jedzie w delegację. Alicja zapytała, na ile i gdzie, ale nie uzyskała odpowiedzi. Po wyjściu męża odetchnęła z ulgą. Cieszyła się z jego wyjazdu, ale tylko do momentu gdy odkryła, że zabrał wszystkie banknoty z pudełka na oszczędności. Zostali z Jankiem bez pieniędzy. Podziękowała sobie, że założyła własne konto. Zalogowała się i odkryła, że ma już pieniądze od klientki z przychodni. Zaledwie dzień wcześniej dogadały się co do liczby czapek i ceny. Marta Pawlicka wpłaciła pieniądze na materiał natychmiast po wiadomości od Alicji. Czapki wydziergała bardzo szybko i kobiety umówiły się na odbiór w parku.
– Fantastyczne! – Marta zachwycała się pracą Alicji i wskazała na jej torbę. – A takie torby też robisz?
– Tak. Jeśli chcesz, też mogę taką zrobić.
– Genialnie! Chcę takie dwie. Jedną w brązowym kolorze, a jedną beżową.
– Dobrze. Zorientuję się, jak wygląda cena materiału, i dam ci znać.
– Interesy z tobą to sama przyjemność. Dzięki tobie problem z podarkami urodzinowymi mam z głowy. Nie cierpię chodzić po sklepach i szukać prezentów. Lubię je dawać, ale nie szukać. Cieszę się, że na ciebie wpadłam w tej przychodni.
– Nawet nie wiesz, jak ja się cieszę.
Alicja westchnęła. Pierwsze zarobione pieniądze! To jak zaczerpnięcie świeżego powietrza.
Janek bawił się z nowymi kolegami. Jego uśmiech wynagradzał Alicji wszystkie złe momenty, których doświadczali ostatnimi czasy. Postanowiła zadbać o to, by nie schodził mu z twarzy. Jednak do tego potrzebowała nie tylko odwagi, ale przede wszystkim funduszy. Z samego rękodzieła nie uzbiera na wydostanie się z tej męczącej codzienności. Musiała szukać pracy wszędzie. Dlatego nieśmiało spytała:
– Czy nie znasz kogoś, kto potrzebuje takich czapek, torebek, siatek na zakupy? Mogę zrobić na szydełku lub uszyć. Mogę też sprzątać albo gotować. Potrzebuję pracy.
– Ooo, a my potrzebujemy kogoś do sprzątania.
– Naprawdę? – Alicja uniosła brwi w górę.
– To znaczy nie do końca my. Firma, która sprząta w biurowcu, potrzebuje pracowników.
– Tyle że ja mogłabym tylko na kilka godzin.
– Jak Janek idzie do przedszkola? – Marta pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Nie. On nie chodzi do przedszkola. Muszę z nim pracować. – Alicja przełknęła ślinę. Dopiero kiedy powiedziała to na głos, zrozumiała, jak niedorzeczny jest jej plan. Szuka pracy, do której mogłaby chodzić z dzieckiem.
O dziwo, Marta zupełnie nie zwróciła na to uwagi.
– Biuro sprzątają dopiero po naszym wyjściu. Nie wiem, czy taki wymiar pracy ci pasuje.
– To już bez różnicy. Byle nie było bardzo późno.
– Wychodzimy najpóźniej o siedemnastej. Czasami zdarzają się nadgodziny, ale to już firmy sprzątającej nie interesuje. Po naszym wyjściu sprzątany jest open space. Do tego oczywiście części wspólne typu kuchnia czy sala konferencyjna. Myślę, że pójdzie ci szybko. Teraz jest już jasno wieczorem, a do jesieni znajdziesz opiekunkę dla synka. To co, zgadzasz się?
Alicja objęła dłonie Marty.
– Dziękuję bardzo. Naprawdę się cieszę, że cię poznałam.
– Polecę cię szefowi tej firmy sprzątającej.
Uśmiechnęła się. Nieogarnięta Alicja szukała pracy. Mama i Marek się jeszcze zdziwią.
Marek wrócił po tygodniu. Wyrzucił ubrania do kosza na pranie, spakował nowe i zapowiedział, że będzie za dwa dni. Alicja cieszyła się z kolejnych chwil spokoju. Po jego wyjściu zrobiła obiad, a po posiłku zajęła się praniem. Dzwonek telefonu wyrwał ją z wiru sprzątania. Podbiegła do telefonu i go odebrała. Nie spodziewała się tak szybko kontrolnej rozmowy z Markiem. Kobiecy głos sprawił, że spojrzała na wyświetlacz.
– Alicja?! Możesz przyjść dzisiaj do biura? – Marta jeszcze raz powtórzyła pytanie.
– O której?
– Na szesnastą. Możesz z Jankiem. Jeśli nie będzie przeszkadzał, a zapewniłam, że nie będzie, to możesz z nim przychodzić.
– Załatwiłaś mi pracę?
– Nie załatwiłam. – Alicja usłyszała śmiech Marty. – Na razie tylko takie jakby przesłuchanie. Masz przyjść i pokazać, jak sprzątasz. I pamiętaj. Tutaj liczy się czas. Wczoraj zostałam dłużej w pracy i widziałam, jak to wygląda. Odkurzanie, wymiana koszy, parapety. Biurek nie ruszasz. Za dużo na nich papierów i rzeczy pracowników. Każdy z nas sam dba o swoje miejsce pracy. W kuchni sprzątasz jak to w kuchni. Najważniejsze są czyste blaty, zlew i mikrofala. Pomieszczenie nie jest duże, więc się uwiniesz. Toalety nie należą do ciebie. Od tego jest inna ekipa, podobnie jak od klatek schodowych i wind. Chyba wszystko ci przekazałam. Nie spóźnij się. Pa.
– Marta!
Nie zdążyła zapytać o najważniejsze, więc próbowała oddzwonić. Gdy nikt nie odbierał, napisała wiadomość: „Podaj mi adres! Ala”.
Na miejscu zjawili się na pół godziny przed szesnastą. Wjechali na podane przez Martę piętro. Ona czekała już na nich z Anią, swoją współpracownicą.
– To ja może wezmę Janka ze sobą. – Ania spojrzała na Alicję. – Mamy tutaj kolorowanki i kredki. Lubisz kolorować?
– Lubię. – Janek ściskał swój plecaczek.
– Jasiu, mama musi iść porozmawiać z szefem. Tłumaczyłam ci, o co chodzi. Ale cały czas tu będę.
– Oczywiście, że mama tu będzie. A ty będziesz ją widział przez szybę. – Ania wskazała na pomieszczenie za szklaną ścianą.
– Naprawdę?
– Tak. Chodźcie. Pokażę wam, gdzie Janek może sobie posiedzieć.
Weszli do pomieszczenia konferencyjnego. Ania pokazała Jankowi kolorowanki i kredki. Mały zabrał się za rysowanie. Marta wyprowadziła Alicję i poszły w kierunku kuchni. Wytłumaczyła jej, że obie z Anią będą pracować w sali konferencyjnej. Mają trochę zaległości, więc dzisiaj to nadrobią, przy okazji popilnują Janka.
– Czy tu jest zawsze tak miło?
– Staramy się nie uprzykrzać sobie życia. – Marta uśmiechnęła się i wskazała ręką wejście do kuchni.
Koordynator firmy sprzątającej wytłumaczył, na czym polega praca, i przedstawił jej stawki godzinowe. Dziewczyna zgodziła się od razu i zabrała do pracy. Miała czas do dziewiętnastej. Alicja wiedziała, że musi dobrze rozplanować zadania. Podpytała Martę, które miejsca najszybciej pustoszeją, i od tych zaczęła sprzątanie. Lubiła ten rodzaj aktywności, więc szło jej sprawnie. Troszkę nuciła przy pracy. Jednak gdy zobaczyła, że pracownicy jej się przyglądają, zrezygnowała ze śpiewu. Nie chciała przeszkadzać. Co chwilę zerkała na salę konferencyjną, gdzie jej nowe znajome pracowały obłożone dokumentami. Janek rysował coś zapamiętale. Ona też przyspieszyła tempo i skończyła dziesięć minut przed czasem.
Koordynator przyszedł, sprawdził pomieszczenia i podpisał z nią umowę. Alicja dostała pracę. Marta i Ania pogratulowały jej i poinformowały, że Janek może spokojnie siedzieć w konferencyjnej. Jeśli zebrania się przedłużą, to jest też miejsce w kuchni. Alicja podziękowała im, chociaż miała nadzieję, że będzie mogła zostawiać Janka u Steni, sąsiadki z naprzeciwka. Janek podarował nowym znajomym rysunek, na którym obie siedziały przy laptopach, w otoczeniu różnokolorowych kwiatów.
Wieczór zakończył się bardzo miło i oboje wracali szczęśliwi do mieszkania. Czerwcowy upał lekko zelżał, wokół ludzie spacerowali całymi rodzinami. Alicja poczuła lekkie ukłucie zazdrości – też tak kiedyś chciała. Tymczasem wszystko się sypało. Spojrzała na synka. Janek opowiadał o wszystkim, co zobaczył w biurze. Alicja zawsze zachwycała się jego zmysłem obserwacji.
Gdy weszli do mieszkania, zamarli. Na podłodze w korytarzu leżał Marek. Alicja podbiegła do męża. Kiedy chciała go obrócić, poczuła odór wódki zmieszanej z wymiocinami. Jej elegancko ubrany mąż spał w zawartości swojego żołądka. Obróciła się i zobaczyła Janka, któremu po brodzie kapały łzy. Złapała go i zaniosła do pokoju. Włączyła bajki i wytłumaczyła, że musi się zająć tatą i doprowadzić go do porządku. Poprosiła, żeby nie wychodził z pokoju, a sama wróciła do korytarza.
W kuchni na stole stała opróżniona do połowy butelka wódki. Przypomniały jej się rady, które usłyszała pewnego razu w serialu detektywistycznym. Wyciągnęła telefon i nagrała chrapiącego w wymiocinach męża, po czym skierowała obiektyw na stół w kuchni.
Kiedy skończyła nagrywać, jej małżonek zaczął się ruszać i bełkotał przez sen. Wiedziała, że nie ma zbyt dużo czasu. Obróciła go na drugi bok. Umyła podłogę i otworzyła okna w kuchni i sypialni. Przeciąg sprawił, że zapach zaczął powolutku się ulatniać. Wyszorowała ręce i weszła do pokoju Janka. Późna godzina sprawiła, że chłopiec zasnął na swoim łóżku w ubraniu. Na jego buzi zauważyła ślady od łez.
Wiedziała, że musi przyspieszyć swój plan uniezależnienia się od pieniędzy męża. W głowie znów pojawiła się myśl, która wracała do niej wciąż po tym, jak zobaczyła Marka z tą obcą kobietą na parkingu. Myśl o rozwodzie. Chociaż bardzo starała się utrzymać to małżeństwo, to miała coraz więcej wątpliwości. Ostatnie zachowanie Marka było karygodne i nie mogła go wytłumaczyć piciem. Życie z nim w niczym nie przypominało bajki, którą jej obiecywał. Zaczynało do niej docierać, że się go boi. Awantury, które wywoływał, były coraz głośniejsze. Na razie skupiały się na niej. Do tej pory jego agresję słowną tłumaczyła sobie wpływem alkoholu, ale teraz zorientowała się, że ostatnie kłótnie prowokował także na trzeźwo.
Poczuła ucisk w klatce. Zabrakło jej tchu, gdy dotarło do niej, że Marek po prostu taki jest, niezależnie od tego, czy pije czy nie. Janek nie mógł się wychowywać w takich warunkach. Z takim wzorem mężczyzny i ojca. Zamknęła drzwi na klucz i położyła się obok synka. Jej łzy wsiąkały w poduszkę.
Wnocy obudził ją hałas w korytarzu. Usłyszała, jak Marek wchodzi do łazienki. Po chwili trzasnęły drzwi od sypialni. Odczekała kilka minut. Kiedy usłyszała jego chrapanie, ponownie zasnęła.
Rano wyszła z pokoju Janka i zajrzała do sypialni. Marek nadal spał. Naszykowała śniadanie, które Janek zjadł w kuchni, zerkając co chwilę na drzwi od sypialni. Kiedy zobaczył w nich ojca, spiął się i przestał jeść.
– Co się gapicie?
– Może grzeczniej.
– Nie pyskuj! – Ruszył w stronę żony.
Ona położyła zaciśnięte pięści na biodrach. W lewej dłoni trzymała ścierkę. Miała nadzieję, że wystarczy do ewentualnej samoobrony.
– Co się gapisz? – zwrócił się Marek do Janka, który schował się za matką.
– Leżałeś wczoraj w wymiocinach na podłodze w korytarzu. Wystraszył się.
– Taaak, leżałem na podłodze. A potem dziwnym trafem obudziłem się w łóżku. Może mnie przeniosłaś, chuderlaku?
– Nie. Umyłam tylko podłogę i spałeś dalej. Do sypialni przeszedłeś w nocy.
Marek zaczął głośno oddychać. Zacisnął pięści. Minął Alicję, trącając jej ramię. Wyciągnął z lodówki kefir i wyszedł. Po chwili usłyszeli włączony telewizor. Alicja odetchnęła i usiadła z Jankiem, żeby dokończyć śniadanie. Kiedy zjedli, usłyszeli głośne chrapanie dochodzące z salonu. Odetchnęli z ulgą.
Alicja przygotowała sobie kawę i zastanawiała się, jak zrobić obiad, żeby nie obudzić męża. Zdziwiło ją, że ma wolny dzień. Jego ostatnie wyjazdy stały się okazją do przemyślenia rozmowy, jaką chciała z nim odbyć. Ich małżeństwo wisiało na włosku. Stres, jaki Marek przeżywał w pracy, odbijał się na ich relacjach. Alicja starała się go zrozumieć, ale ostatnio czuła głównie złość. Ona wkładała wiele sił i energii, żeby w domu miał czas i miejsce na odpoczynek. On tego nie doceniał. Swoim zachowaniem sprawiał, że nie czuli się z Jankiem bezpiecznie. Kilka razy o tym wspominała, ale miała wrażenie, że on tego nie widzi. Nie czuł się winny. Żył, jak chciał, to ona się miała podporządkować.
Do Ali docierało powoli, że jednak to on ma tutaj najwięcej na sumieniu. Widok obejmującej się pary w srebrnym samochodzie wciąż do niej wracał.
– Gdzie się wczoraj szlajałaś?! – Krzyk Marka skutecznie wybił ją z rozmyślań.
– Byliśmy na spacerze.
– Na spacerze!? Sama?! Jak przyszliśmy, to już cię nie było. A było po szesnastej.
– Przyszliście? Z kim?
– Z Marcinem byłem. Chciał się z tobą zobaczyć. Teraz ty ruszysz do pracy, ale pod moim czujnym okiem – zarechotał Marek nad jej uchem.
– Coś ty znowu wymyślił? – Alicja odsunęła się kilka kroków od męża.
Marek uśmiechnął się szyderczo i odpalił papierosa. Wiedział, że Alicja nie życzy sobie palenia w domu, ale gdy tylko chciał jej dopiec, wyciągał papierosy. Dmuchnął jej w twarz.
– Wylali mnie! Nie będzie kasy na twoje pierdoły! Ale Marcin ma dla ciebie propozycję, bo otwiera nowy klub.
– Zwariowałeś! – Alicja otworzyła szeroko oczy.
Marcin prowadził kluby nocne w kilku miastach. Poznali się z Markiem zaraz po ich ślubie i to jego Alicja obwiniała za wciągnięcie męża w szpony alkoholowego nałogu.
– Dlaczego? Żadna praca nie hańbi. – Marek otaksował żonę.
– Marek, ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to jest klub z…
– Głupia jesteś. I zbyt brzydka. Ty masz tam tylko sprzątać. Tyle to podobno potrafisz. Chociaż Marcin, jak tu wczoraj przyszedł, to się zastanawiał. – Marek przejechał palcem po blacie.
– Nie ma takiej opcji. Mam pod opieką Janka.
– Ja się nim zajmę. – Wyciągnął rękę, żeby pogłaskać chłopca. Ten jednak skulił się i szybko uciekł do swojego pokoju. Marek skrzywił się i wypuścił dym z ust. Uśmiechnął się, mrużąc oczy. – Będziesz jeździć na mopie dopiero po zamknięciu klubu, czyli w nocy. On wtedy śpi.
– Nie.
– Co znaczy: nie?! – Marek ruszył w stronę Alicji, zaciskając pięści.
– Nie mogę. – Alicja próbowała znaleźć wiarygodną wymówkę. Nie chciała przyznawać się do tego, że pracuje. Bała się, że Marek zażąda pieniędzy z wypłaty.
– Co to za fagas?! Z kim się gzisz, ty… – przerwał, bo zza drzwi wychyliła się głowa Janka.
Wystraszony chłopiec trzymał w dłoni niebieskiego króliczka. Podbiegł do Alicji.
– Mamusia pracuje. Sprząta – szepnął Janek i złapał Alicję za rękę. Ona instynktownie schowała go za siebie.
– Ooo, no proszę! Czyli dobrze trafiłem! Wiedziałem, że lubisz sprzątać.
– Tak! Dzięki temu w nocy mogłam bez obrzydzenia posprzątać to, co tutaj nawywijałeś.
Spięta twarz Marka pokazała Alicji, że przesadziła. Podszedł do niej. Zacisnął zęby. Klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała. Alicja czuła odór jego oddechu. Łzy napływały jej do oczu. Mocno ścisnęła rączkę Janka, który schował się za nią. Cała trójka podskoczyła na dźwięk dzwonka do drzwi. Alicja, trzymając kurczowo Janka, wyszła z kuchni. Na klatce stała sąsiadka Stenia.
– Alu, bo mi się coś znowu pomieszało w telefonie. Możesz mi pomóc?
– Tak. Już idę.
Kazała Jankowi włożyć buty i kurtkę przeciwdeszczową. Sama też się ubrała i złapała torebkę. Marek stał z zaciśniętymi rękami. Nie odwrócił się, gdy wychodzili. Zamknęła za sobą drzwi i poszła za sąsiadką i synem do jej mieszkania.
– Wchodźcie, kochani. Słyszałam podniesione głosy. – Starsza kobieta starała się zachować spokój.
– Przepraszam, Steniu.
– Ty nie przepraszaj, dziecko. Ty uciekaj. – Sąsiadka złapała trzęsące się ręce Alicji.
– Nie mam dokąd – rozpłakała się Alicja i pokręciła głową.
– Znowu go wyrzucili z pracy? – Stenia włączyła Jankowi bajki i pociągnęła Alicję do kuchni.
– Tak. Może w końcu się opamięta – westchnęła Alicja i wyciągnęła chusteczki z torebki.
– Dziewczyno, obudź się. On już się nie opamięta. Dajesz mu kolejne szanse ze względu na Janka. A czy on w ogóle pamięta, że ma syna?
– Wiem, jak to wygląda – zasmuciła się Alicja i wytarła nos. Patrzyła na Janka, który oglądał bajkę, mocno ściskając pluszaka.