Gniazdowanie - Jurczyk Kasia - ebook + książka

Gniazdowanie ebook

Jurczyk Kasia

4,8

Opis

Ile razy historia może zataczać koło? W którym momencie człowiek uczy się na własnych błędach i przestaje powielać schematy?

Alicja znajduje w sobie siłę, by wyrwać się z przemocowego związku. Ma wokół siebie życzliwe osoby, które jej w tym pomagają. Najmniej wsparcia daje jej rodzina, mimo to chce zacząć nowe życie na starych śmieciach. Los ma jednak najwyraźniej inne plany, bo… Ala z synkiem wsiadają nie do tego pociągu, do którego powinni.

Samo życie. Bez cukru i lukru.

Gniazdowanie to opowieść o codziennych trudach wicia gniazda, o zmaganiu się z trudną przeszłością, o budowaniu przyszłości, o szczęściu – nie tym wielkim, hollywoodzkim, ale o drobnym, codziennym, swoim…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 349

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (13 ocen)
11
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Justyna8812

Dobrze spędzony czas

Książka porusza trudny temat przemocy domowej wiele kobiet ciepri w domach katusze w imię chorej miłości. Moze dzięki tej książce wkoncu zrozumia że nie wolno nic kobiet i że trzeba walczyć o sobie
10
Books_shine_like_the_stars

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna, chociaż trudna historia ❤️‍🩹
10
do_przeczyt_Ania

Nie oderwiesz się od lektury

Alicja marzy o szczęśliwej rodzinie. Tkwiąc dziel u boku męża tyrana, każdego dnia jest poniżana i terroryzowana. Kontrola finansowa, brak zaufania, alkohol i pretensje do własnego dziecka o jego istnienie, doprowadzają ich do rodzinnego dramatu- przemocy domowej. Marek z każdym powrotem staje się silniejszy. Ucieczka jest jedynym rozsądnym wyjściem. Zamykając wszystkie sprawy małżeńskie, Ala z synkiem wracają do rodziny, u której niestety brak wsparcia. Matka Alicji wciąż podcina jej skrzydła i obniża samoocenę. Podróż jednak kończy się w Częstochowie, bo wsiadają oni do innego pociągu niż powinni… Nagle wszystko staje się inne.. spokojniejsze, bezpieczniejsze.. z nadzieją na szczęście 🥹 Tylko czy woda i ogień się dogadają, gdy pojawi się między nimi zręczna Ala? Przepełniona bólem, niepewnością, walką o dobro dziecka… historia, którą powinien przeczytać każdy! Może Alicja mieszka tuż obok.. #gniazdowanie uświadamia, że warto reagować! #wartopomagać Polecam obowiązkowo #doprze...
10
EwaStep08

Nie oderwiesz się od lektury

Książka wciąga i wzbudza mnóstwo emocji 😍
00
Irenaira

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna książka , polecam koniecznie przeczytać 🥰
00

Popularność




Copyright © by Kasia Jurczyk, 2023

Copyright © by Wydawnictwo Na Szczęście, 2023

Wszystkie prawa zastrzeżone

Redakcja: Weronika May @bylo_sobie_slowo

Korekta: Marta Kudelska @pisanepoprawnie, Olga Smolec-Kmoch

Projekt okładki: Emilia Baczyńska-Majchrzycka @emilia_baczynska

Skład i łamanie: Mateusz Cichosz @magik.od.skladu.ksiazek

ISBN 978-83-967207-3-3

Wydanie I

Wydawnictwo NA SZCZĘŚCIE

[email protected]

https://wydawnictwonaszczescie.pl/

Wszystkie postaci z „Gniazdowania” stanowią wytwór wyobraźni autorki. Ich ewentualne podobieństwo do osób realnie żyjących jest przypadkowe.

Ro­dzi­nie

Ali­cja zer­k­nęła na ze­ga­rek. Kilka mi­nut do od­jazdu po­ciągu. Miała jesz­cze szansę wyjść z prze­działu i wró­cić do mia­sta. Spoj­rzała na Janka. Nie. Po­wrót nie wcho­dził w grę. Wczo­raj od­dali klu­cze do miesz­ka­nia, więc na­wet nie mieli do­kąd wra­cać. Spoj­rzała przez okno na bloki i wie­żowce, które za­wsze ją przy­tła­czały. Po­ciąg ru­szył. Uśmiech­nęła się, bo czuła, że tam, do­kąd je­dzie, za­cznie wszystko od nowa. Po­my­ślała, że zo­sta­wia za sobą wszyst­kie pro­blemy.

1.

Marek wszedł do miesz­ka­nia i od progu za­wo­łał żonę. Ali­cja wes­tchnęła, spoj­rzała w lu­stro i prze­cze­sała dło­nią włosy. Za­uwa­żyła kilka srebr­nych ni­tek, które od­zna­czały się na brą­zo­wych lo­kach. Na­krę­ciła je spe­cjal­nie na wczo­raj­szy dzień. Uro­dziny synka były dla niej naj­waż­niej­szym świę­tem w roku. Nie­stety nie ob­cho­dzili ich tak, jak to so­bie wy­ma­rzyła.

– Ooo, tu je­steś. – Ma­rek stał w progu sy­pialni. – Lu­bi­cie so­bie oboje po­spać, co nie?

– Zmę­czy­li­śmy się wczo­raj­szą za­bawą – od­parła ner­wowo.

– No tak. Uro­dziny. Mó­wi­łem ci, że mam ze­bra­nie. Jak chcesz wie­dzieć, to się udało. Pod­pi­su­jemy umowę. Dzi­siaj idziemy z kon­tra­hen­tem na ko­la­cję.

– Trudno. Nie bę­dziemy na cie­bie cze­kać.

– Nie bę­dzie­cie, bo idziesz ze mną. – Po­sta­wił na łóżku pa­pie­rową torbę, z któ­rej wy­cią­gnął su­kienkę. – Prze­bie­raj się!

Ali­cja ner­wowo zdjęła pi­żamę i wcią­gnęła na sie­bie strój, który przy­niósł jej mąż.

– Świet­nie wy­glą­dasz. – Ma­rek pod­szedł do Ali­cji i po­dał jej kartkę. – Bądź pod tym ad­re­sem przed dwu­dzie­stą. Nie spóź­nij się. To bar­dzo ważne.

– Skar­bie, ale ja…

– Nie mam te­raz czasu. Wy­glą­dasz świet­nie. Do wie­czora.

Ali­cja obej­rzała się w lu­strze. Su­kienka le­żała ide­al­nie. Czarna midi z bu­fia­stymi szy­fo­no­wymi rę­ka­wami. Do tego san­dałki na gru­bym słupku. Taki kom­plet miał prze­ko­nać no­wego szefa jej męża do wspól­nych wyjść. Miała ich dość. Wy­pad do re­stau­ra­cji czy mod­nego klubu był cie­ka­wym do­świad­cze­niem, ale od pew­nego czasu nie­chęt­nie wy­cho­dziła na po­dobne spo­tka­nia. Zmę­cze­nie da­wało o so­bie znać. Opieka nad dziec­kiem i praca w wol­nym cza­sie od­bi­jały się na jej sa­mo­po­czu­ciu. Wie­czór naj­chęt­niej spę­dzi­łaby z mę­żem, ale bez do­dat­ko­wych ob­ser­wa­to­rów. Wie­działa, że to jest nie­moż­liwe. Ma­rek za­pra­szał ją ostat­nio tylko na ko­la­cje fir­mowe. Jej głów­nym za­da­niem były kur­tu­azyjne roz­mowy z żo­nami, part­ner­kami czy też ko­chan­kami dy­rek­to­rów, pre­ze­sów i wła­ści­cieli firm.

– Ma­mu­siu. Gdzie jest ta­tuś? – W progu sy­pialni stał drobny czte­ro­la­tek.

– Po­je­chał do pracy. Wy­spa­łeś się?

– Tak. Chce mi się pić.

Ali­cja na­rzu­ciła na sie­bie swe­te­rek i we­szła do kuchni. Za nią po­drep­tał Ja­nek. Woda bul­go­tała w czaj­niku. Za­pa­rzyła her­batę i za­jęła się ka­nap­kami, a jej my­śli krą­żyły wo­kół wczo­raj­szego dnia. Spę­dziła go z Jan­kiem i są­siadką Ste­nią. Tylko ona po­ja­wiła się na uro­dzi­nach ma­łego. Jego wła­sny oj­ciec na­wet nie za­dzwo­nił z ży­cze­niami. Gdy zo­ba­czyła go dzi­siaj, miała na­dzieję, że zje­dzą ra­zem śnia­da­nie. Jed­nak on wpadł tylko po to, żeby zo­sta­wić jej ubra­nie i ad­res, pod któ­rym od­by­wała się dzi­siej­sza ko­la­cja. Na jego ży­cze­nie wło­żyła su­kienkę, bo była jesz­cze szansa na wy­mianę. Każda taka przy­miarka koń­czyła się spraw­dza­niem, czy Ali­cja zbyt mocno nie przy­tyła. Ma­rek bar­dzo pil­no­wał jej roz­miaru. Pod­czas spo­tka­nia mieli świę­to­wać po­zy­ska­nie przez firmę du­żego klienta. Ze­spół jej męża szybko za­słu­żył na miano naj­lep­szego, a pra­cow­nicy cho­dzili jak w ze­garku. Ma­rek spę­dzał dużo czasu w no­wej pracy, pra­wie w ogóle się nie wi­dy­wali, więc Ali­cja zga­dzała się na te ko­la­cje. One były na­miastką daw­nych ran­dek z mę­żem, za któ­rymi tak tę­sk­niła. Wie­działa, że nie może go za­wieść, więc za­wsze bar­dzo sta­ran­nie przy­go­to­wy­wała się do wyjść. Sta­rała się do­wie­dzieć jak naj­wię­cej o oso­bie, z którą mieli się spo­tkać. Dzięki temu tra­fiała cza­sami na in­for­ma­cje o part­nerce czy żo­nie i wie­działa, ja­kie py­ta­nia za­da­wać, a ja­kich uni­kać. Ubra­nia i buty ku­po­wał jej mąż, bo uwa­żał, że ona nie ma za grosz gu­stu.

Po­dała syn­kowi ku­be­czek z wodą. Prze­szła do sy­pialni, żeby po­szu­kać to­rebki na wie­czorne wyj­ście. Po chwili w drzwiach po­ja­wił się Ja­nek.

– Ma­mu­siu, główka mnie boli.

Ali­cja wzięła synka na ręce. Był roz­pa­lony. Do­tknęła ustami jego czoła i na­tych­miast ru­szyła do ła­zienki. Zmie­rzyła mu tem­pe­ra­turę. Pra­wie trzy­dzie­ści dzie­więć stopni. Ja­nek wy­cią­gnął ję­zyk i sze­roko otwo­rzył bu­zię – mig­dałki były czer­wone. Po­dała ma­łemu ko­lejny ku­bek wody i za­dzwo­niła do przy­chodni. Umó­wiła się na po­po­łu­dniową wi­zytę i za­częła zbi­jać go­rączkę. Nie­stety tem­pe­ra­tura wciąż ro­sła. Kiedy Ja­nek za­snął, Ali­cja za­dzwo­niła do opie­kunki, która miała przyjść wie­czo­rem. Od­wo­łała ją i po chwili wy­brała nu­mer męża.

– Co tam? Zgu­bi­łaś kartkę z ad­re­sem?

– Nie przyjdę. Ja­nek jest chory. – Ali­cja przy­gry­zła dolną wargę w ocze­ki­wa­niu na wy­buch. Oczy­wi­ście się do­cze­kała.

– Osza­la­łaś! To naj­waż­niej­sza ko­la­cja w mo­jej ka­rie­rze, a ty mnie wy­sta­wiasz?!

– Ma­rek! Ja­nek jest chory. Ma go­rączkę – spo­koj­nie od­po­wie­działa na krzyki męża.

– Nie wy­krę­caj się dziec­kiem. Wi­dzia­łem, jak krę­ci­łaś no­sem na kieckę. Nie dość, że wy­bu­li­łem na nią kupę kasy, to jesz­cze się nie przyda.

– Prze­cież będą jesz­cze oka­zje. Dzi­siaj nie dam rady.

– Ala. To jest ważna ko­la­cja. Zo­staw ma­łego z opie­kunką.

– Nie. Od­wo­ła­łam ją. Nie zo­sta­wię go w cza­sie cho­roby.

– Je­steś nie­moż­liwa! Pie­przona matka kwoka!

– Prze­sa­dzi­łeś! – Ali­cja za­ci­snęła pięść.

– Ja?! To ty za­wsze od­wa­lasz nu­mer z dzie­cia­kiem. Spa­kuj kieckę. Nie chce ci się iść, to trzeba ją od­dać!

Ali­cja spoj­rzała na te­le­fon. Po­ki­wała głową i odło­żyła go na stół w kuchni. Po­szła spa­ko­wać su­kienkę i buty. Łzy na­pły­nęły jej do oczu. Po­sta­wiła z im­pe­tem torbę na ko­mo­dzie w ko­ry­ta­rzu, po czym wró­ciła do sy­pialni i za­jęła się ubie­ra­niem Janka do le­ka­rza. Usły­szała dzwo­nek. Za drzwiami stała ko­bieta, na oko kilka lat młod­sza od Ali­cji.

– Dzień do­bry. Ma­rek pro­sił, że­bym ode­brała su­kienkę i buty.

– Dzień do­bry. A pani jest…?

– Ko­le­żanką z pracy. Miesz­kam nie­da­leko.

– Pro­szę, spa­ko­wa­łam wszystko.

– Szkoda, że się pani nie spodo­bała. Jest piękna. Jak tylko ją przy­mie­rzy­łam, to wie­dzia­łam, że ta i żadna inna.

– Jak to „przy­mie­rzy­łam”?

– To ja ją wy­bie­ra­łam. Prze­cież Ma­rek nie ma na ta­kie pier­doły czasu. Poza tym wiem, co nasz szef lubi. – Ko­bieta mrug­nęła jed­nym okiem, jed­no­cze­śnie wy­su­wa­jąc lekko ję­zyk.

– Nie ro­zu­miem. – Ali­cja zmru­żyła oczy. – Co ma wasz szef wspól­nego z su­kienką?

– Oj, tak tylko ga­dam głu­poty. Ciao.

Ko­bieta zła­pała torbę i ob­ró­ciła się na pię­cie. Za­wi­ro­wały ko­lo­rowe kol­czyki w uszach. Su­kienka w ja­skra­wych bar­wach za­fa­lo­wała w lo­cie. Wio­senna kurtka do­da­wała lek­ko­ści. Każdy de­tal jej stroju był do­sko­nale do­brany. Na­wet ta­tuaż mo­tylka na nad­garstku pa­so­wał do ca­ło­ści w stylu eg­zo­tycz­nego ptaka.

2.

Lekarka zdia­gno­zo­wała an­ginę. Prze­pi­sała jak zwyk­le an­ty­bio­tyk, leki osło­nowe i kilka no­wych sy­ro­pów, któ­rych pla­katy wi­siały w przy­chodni. Ali­cja po po­wro­cie do domu, za­jęta zbi­ja­niem go­rączki u syna, nie za­uwa­żyła, kiedy mi­nęła pół­noc. Zgrzyt w zamku po­in­for­mo­wał ją, że Ma­rek wró­cił.

– Cześć. – Wszedł do sy­pialni chwiej­nym kro­kiem.

– Cześć. Ko­la­cja się udała? – Ali­cja przy­mknęła oczy.

Nie­po­trzeb­nie za­da­łam to py­ta­nie – po­my­ślała.

– Jesz­cze jak! – Ma­rek pod­niósł ra­miona. – Wszy­scy py­tali, gdzie je­steś. Kiedy od­po­wia­da­łem, że mały za­cho­ro­wał, to każdy wy­plu­wał z sie­bie ja­kieś bzdurne opo­wie­ści o cho­ro­bach dzieci. W su­mie nic nie za­ła­twi­łem.

– Przy­kro mi.

– To­bie?! Prze­cież o to ci cho­dziło! Za­wsze wszy­scy mu­szą mó­wić o to­bie! – Wy­mie­rzył pa­lec w żonę.

– Prze­sa­dzasz. – Ali­cja ru­szyła w stronę łóżka.

– Ja prze­sa­dzam? To ty zwa­rio­wa­łaś! – Ma­rek zła­pał jej ra­mię i gwał­tow­nie ją od­wró­cił. – Cią­gle tylko Ja­nek to, Ja­nek tamto. Przy­znaj, że nie chciało ci się iść na ko­la­cję.

– On ma an­ginę. Ciężko mu się od­dy­cha. Go­rączka cią­gle ro­śnie. Jak mia­łam go zo­sta­wić?! – Za­bra­kło jej tchu. Nogi od­mó­wiły po­słu­szeń­stwa. Usia­dła na brzegu łóżka.

– Nor­mal­nie. Opie­kunka też wie, jak po­da­wać sy­ropki.

– Nie umia­ła­bym się na­wet sku­pić na roz­mo­wach. – Ali­cja bez­rad­nie roz­ło­żyła ręce.

– Głu­pia je­steś! To na­prawdę nic trud­nego. Za­my­kasz drzwi i za­po­mi­nasz, że masz dziecko.

– To nie jest ta­kie pro­ste!

– Ależ jest! Znam ko­biety, które to po­tra­fią. Dasz radę się tego na­uczyć. Uwierz mi, nie je­steś wy­jąt­kowa – rzu­cił mi­mo­cho­dem i pod­szedł do to­a­letki. Zdjął ze­ga­rek i za­czął mo­co­wa­nie z gu­zi­kami przy ko­szuli.

– To nie o to cho­dzi. Ja­nek ciężko prze­cho­dzi cho­roby – wy­szep­tała.

– Po­wi­nien iść do przed­szkola. W du­pie mu się po­przew­raca, jak bę­dziesz go tak roz­piesz­czać.

– Do­brze. Niech idzie. Ja wtedy pójdę do pracy. Ty bę­dziesz z nim zo­sta­wał w domu na cho­ro­bo­wym, bo nikt na po­czątku mi wol­nego nie da.

– Zwa­rio­wa­łaś! To twój ba­chor. – Po­ki­wał głową i ner­wowo ścią­gnął ko­szulę przez głowę.

– To na­sze dziecko. Sama so­bie go nie zro­bi­łam. – Wzru­szyła ra­mio­nami.

Ma­rek ru­szył w jej stronę, ale za­plą­tał się w spodnie, które zdą­żył zsu­nąć do ko­lan.

– Do­brze wiesz, że ja go nie chcia­łem! Do ni­czego nie jest mi po­trzebny. To ta­kie piąte koło u wozu. Kładź się.

Wład­czy ton jego głosu spra­wił, że za­drżała.

Za­gry­zła wargi. Ma­rek był pi­jany. Czuła od niego al­ko­hol. Za każ­dym ra­zem tłu­ma­czyła so­bie, że on tak na­prawdę nie my­śli tego, co mówi. Na po­czątku wy­da­wało się, że jed­nak chce być do­brym oj­cem. Po ta­kim wie­czo­rze wy­cho­dził wcze­śniej do pracy, a kiedy wra­cał, przy­no­sił dla syna za­bawki. Zo­sta­wiał je w jego po­koju, bo w ty­go­dniu rzadko się wi­dy­wali. Ma­rek wy­cho­dził do biura, gdy mały jesz­cze spał, a wra­cał, gdy Ja­nek już był w łóżku. Cza­sami za­sta­na­wiała się, czy jej sy­nek roz­po­zna tatę, kiedy ten bę­dzie miał wolne. Gdy był młod­szy, zda­rzało mu się pła­kać na wi­dok ojca – tak rzadko się wi­dy­wali.

Skie­ro­wała się do po­koju synka. Przy­su­nęła po­li­czek do jego twa­rzy. Ja­nek był cie­pły, ale czuła, że tem­pe­ra­tura mu spa­dła. An­ty­bio­tyk za­czął dzia­łać bar­dzo szybko. Po­szła do ła­zienki i wzięła szybki prysz­nic. Miała na­dzieję, że Ma­rek zdą­żył za­snąć. Kiedy we­szła do sy­pialni, le­żał na łóżku, lekko po­chra­pu­jąc. Za­sta­no­wiła się chwilę, ale w końcu zmę­cze­nie wy­grało. De­li­kat­nie prze­wró­ciła go na bok.

We­szła do łóżka i szczel­nie przy­kryła się koł­drą. Za­czy­nała za­pa­dać w głęb­szy sen, gdy po­czuła jego dłoń na swo­jej piersi. Wes­tchnęła. On przy­su­nął się do niej. Już wie­działa, że nie bę­dzie jej dane za­snąć. Zła­pał za jej pierś tak mocno, że aż za­cis­nęła zęby z bólu. Po chwili za­czął nie­po­rad­nie zdej­mo­wać jej pi­żamę. Od­wró­cił ją na plecy, po­ło­żył się na niej i szep­nął do ucha:

– Wkur­wiasz mnie. Bar­dzo. Mnie. Wkur­wiasz.

Pod­niósł jej ręce nad głowę i za­mknął w że­la­znym uści­sku. Łzy na­pły­nęły jej do oczu. Ob­ró­ciła twarz do okna. Za szybą zo­ba­czyła lą­du­jący sa­mo­lot. Sku­piła się cała na nim. Kiedy Ma­rek wpy­chał ją w ma­te­rac, czuła, jak łzy spły­wają jej do gar­dła. Strach i obo­jęt­ność pa­ra­li­żo­wały ją tak bar­dzo, że nie po­tra­fiła wy­do­być z sie­bie głosu. Wal­czyła o od­dech. Ma­rek skoń­czył, oparł czoło o jej ra­mię i uspo­ka­jał od­dech. Zszedł z niej, ob­ró­cił się i za chwilę usły­szała jego chra­pa­nie. W oba­wie przed po­wtórką, Ali­cja nie zmie­niła po­zy­cji do rana.

3.

Następny dzień Ali­cja spę­dziła, pie­lę­gnu­jąc synka. Prze­ły­ka­nie po­kar­mów sta­no­wiło duży pro­blem, więc po­ży­czyła od są­siadki blen­der. Swo­jego nie miała, Ma­rek uwa­żał to za zbędny wy­da­tek. Pie­nią­dze, które od niego ­do­sta­wała, wy­star­czały na je­dze­nie, leki i ubra­nia dla Janka. Jej gar­de­robą zaj­mo­wał się mąż. Po­dob­nie jak ra­chun­kami. Po­cząt­kowa wdzięcz­ność za zdję­cie z jej głowy spraw fi­nan­so­wych prze­ro­dziła się w nie­po­kój. Ma­rek nie chciał sły­szeć o jej po­wro­cie do pracy. Ja­nek cho­ro­wał tak czę­sto, że i tak mu­sia­łaby cią­gle brać wolne. Za­jęła się do­mem i syn­kiem. Na po­czątku po­do­bał jej się ten układ. Są­siadka śmiała się, że Ala gniaz­duje. I tak było. Ostat­nio wró­ciła na­wet do swo­jego hobby sprzed lat. Wy­cią­gnęła pu­dełko z szy­deł­kami, dru­tami i włócz­kami i za­częła dzier­gać rze­czy dla Janka. Ro­bótki ręczne za­wsze ją uspo­ka­jały. Na po­czątku mał­żeń­stwa scho­wała je na dnie szafy, nie miała na to czasu. Mąż pla­no­wał jej nie­mal każdą mi­nutę dnia, a ona ocho­czo speł­niała wszyst­kie jego za­chcianki. Póź­niej czas dzie­liła mię­dzy Marka a dziecko i o swo­ich pa­sjach zu­peł­nie za­po­mniała. Od­kąd Ja­nek stał się sa­mo­dzielny i czę­ściej ba­wił się sam, mo­gła wy­go­spo­da­ro­wać chwilę dla sie­bie.

Sy­nek po­trze­bo­wał czapki na przy­szłą zimę, więc Ala zde­cy­do­wała się wy­cią­gnąć pu­dełko z dna szafy. Jej dło­nie szybko przy­po­mniały so­bie ściegi. Nowe pro­jekty i ukoń­czone ro­bótki za­wsze spra­wiały jej ogromną frajdę. Miała wtedy rów­nież czas na prze­my­śle­nia – te co­raz czę­ściej krą­żyły wo­kół jej mał­żeń­stwa.

An­gina synka uzie­miła ich na ty­dzień w domu, ale na szczę­ście Ali­cja miała za­pas włó­czek i kor­don­ków. Zro­biła kom­plet cza­pek dla sie­bie i Janka, a do tego dwie siatki na za­kupy i ko­szy­czek na kredki. Za­częła też roz­pi­nany swe­te­rek, ale oka­zało się, że za­bra­kło wełny na do­koń­cze­nie rę­ka­wów. Port­fel świe­cił pust­kami.

Ja­nek po­woli do­cho­dził do sie­bie. Cze­kała ich wi­zyta kon­tro­lna u le­ka­rza, co ozna­czało ko­lejną re­ceptę na sy­ropy na wzmoc­nie­nie i od­por­ność. Oba­wiała się roz­mowy z Mar­kiem, który za­wsze na­rze­kał, że pie­nią­dze, które on za­ra­bia, Ja­nek wy­pija w sy­ro­pach.

Wło­żyli wy­dzier­gane przez nią wio­senne czapki i ru­szyli do przy­chodni. W środku cze­kało już kilka ma­tek z dziećmi. Jedna z nich zer­kała na Ali­cję. W końcu do niej po­de­szła i za­py­tała:

– Prze­pra­szam. Czy mogę za­py­tać, gdzie ku­piła pani te świetne tę­czowe czapki?

– Na­prawdę się pani po­do­bają?

– Bar­dzo. To fan­ta­styczny po­mysł dla ca­łej ro­dziny.

– Sama je zro­bi­łam. – Ali­cja z dumą po­dała ko­bie­cie swoją czapkę.

– Czy robi pani rów­nież na za­mó­wie­nie?

To py­ta­nie za­sko­czyło Alę, która szybko kal­ku­lo­wała, czy ­bę­dzie miała czas na zro­bie­nie do­dat­ko­wych cza­pek.

– Hmm. Te kon­kretne czapki? – Grała na zwłokę.

– Tak. Cho­ciaż może z cień­szej włóczki. Ta­kie bar­dziej wio­senno-let­nie. Je­śli to nie pro­blem.

Pie­lę­gniarka wy­wo­łała na­stęp­nych pa­cjen­tów, któ­rymi oka­zały się dzieci ko­biety.

Ali­cja ana­li­zo­wała wszyst­kie za i prze­ciw. Za­sta­na­wiała się, co po­wie na to Ma­rek. Osta­tecz­nie nie mu­siała mu nic mó­wić. Pie­nią­dze się przy­da­dzą na ko­lejne leki i włóczki.

Jej roz­mów­czyni wy­szła z ga­bi­netu z uśmie­chem na twa­rzy.

– Zdrowi. Na­resz­cie. – Ulga na jej twa­rzy wska­zy­wała, jak bar­dzo wy­czer­pały ją in­fek­cje dzieci.

– Cie­szę się. – Ali­cja au­ten­tycz­nie od­czu­wała ra­dość. Uwa­żała, że zdro­wie jest naj­waż­niej­sze.

– To jak? Mogę na pa­nią li­czyć w spra­wie tych cza­pek? – zapy­tała ko­bieta.

– Oczy­wi­ście. Może po­dam pani mój nu­mer te­le­fonu. Zmie­rzy pani głowy dzie­ciom i na­pi­sze, ile tych cza­pek – za­pro­po­no­wała Ali­cja i aż uśmiech­nęła się na myśl, że oto za­czyna coś no­wego w swoim ży­ciu.

– Su­per. Dam znać wie­czo­rem. Marta je­stem – przed­sta­wiła się ko­bieta, wy­cią­gnęła te­le­fon i wy­mie­niły się nu­me­rami.

Ali­cja zo­stała po­pro­szona do ga­bi­netu. Przyj­mo­wała ich zu­peł­nie nowa le­karka. Gar­dło Janka było czy­ste. Płuca i oskrzela rów­nież. Jed­nak ko­bietę zmar­twił wy­gląd jego skóry – szorstka i w nie­któ­rych miej­scach za­czer­wie­niona, jakby mały przed chwilą ją dra­pał. Chło­piec był też blady i miał pod­krą­żone oczy. Ali­cja do­stała dla syna skie­ro­wa­nie na ba­da­nia krwi.

– Czy coś pani po­dej­rzewa?

– Nie. Po pro­stu mu­simy spraw­dzić, czy te an­ty­bio­tyki zbyt­nio go nie wy­ja­ło­wiły.

– To zna­czy?

– An­ty­bio­tyk to le­kar­stwo, ale za­bija nie tylko złe bak­te­rie. Po­zbywa się wszyst­kich. Na­wet tych do­brych. Osła­bia przez to or­ga­nizm. Dla­tego chcia­ła­bym spraw­dzić stan Janka i w ra­zie po­trzeby go wzmoc­nić.

– On do­staje sy­ropy na wzmoc­nie­nie i od­por­ność.

– Tak. Wi­dzia­łam pla­katy. – Le­karka uśmiech­nęła się pod no­sem i po­ki­wała głową.

– Kiedy mam zro­bić mu te ba­da­nia?

– Jak naj­szyb­ciej. Trzeba je wy­ko­nać rano, na czczo. La­bo­ra­to­rium jest za ro­giem. Po­tem niech się pani znów umówi na wi­zytę. Naj­le­piej do mnie.

– Pry­wat­nie? – za­py­tała z prze­ką­sem Ali­cja. Już znała te sztuczki i ceny pry­wat­nych wi­zyt.

– Nie. Przyj­muję tylko tu­taj.

– Do­brze – ode­tchnęła z ulgą Ali­cja. – Dzię­kuję.

Ja­nek po­ma­chał pani dok­tor na do wi­dze­nia. Z dum­nie wy­piętą pier­sią kro­czył obok mamy, a wszy­scy prze­chod­nie uśmie­chali się na jego wi­dok. W tę­czo­wej cza­peczce i z na­klejką „Dzielny pa­cjent” był barw­nym punk­tem na tra­sie mi­ja­ją­cych ich lu­dzi. Ali­cji prze­wi­jały się w gło­wie czarne sce­na­riu­sze. Do tej pory ża­den le­karz nie da­wał im skie­ro­wa­nia na ba­da­nia. Skoro te­raz do­stali, mu­siał być kon­kretny po­wód. Ści­snęła mocno rączkę synka. O ni­kogo ni­gdy się tak nie bała jak o niego.

4.

Wie­czo­rem do­stała za­mó­wie­nie na czapki. Ko­bieta z przy­chodni chciała je mieć dla ca­łej ro­dziny. Trzy dla dzieci i dwie dla do­ro­słych. Po­pro­siła rów­nież o nu­mer konta, żeby prze­słać pie­nią­dze. Ali­cja wpa­dła w po­płoch, bo nie miała swo­jego konta. Stu­denc­kie za­mknęła za­raz po stu­diach, a no­wego nie otwie­rała, bo Ma­rek miał już jedno. Uznali, że dwa ra­chunki nie są im po­trzebne. Po­dob­nie z kartą, którą miał tylko on. Po­my­ślała o tym, żeby po­dać nu­mer konta Marka. Gdy sie­dzieli w kuchni, opo­wie­działa mu o sta­nie zdro­wia Janka.

– Pew­nie znowu masz za­pła­cić kro­cie za ba­da­nia – wy­ce­dził przez zęby.

– Nie. Mam skie­ro­wa­nie – od­parła, wkła­da­jąc spo­koj­nie na­czy­nia do zmy­warki.

– Rób, co chcesz. Znowu coś wy­naj­dziesz i kasa pój­dzie na głu­poty.

– Zdro­wie Janka to nie są głu­poty. – Od­wró­ciła się do niego gwał­tow­nie.

– Ty się na­wet do opieki nad sy­nem nie na­da­jesz. Cią­gle coś mu jest. – Pa­trzył jej wy­zy­wa­jąco w oczy.

– Prze­cież to nie moja wina. – Mi­nęła go, za­mie­rza­jąc wyjść z kuchni.

– A kogo? Ty się nim zaj­mu­jesz. Ja­koś inne dzie­ciaki tak czę­sto nie cho­rują.

Ali­cja za­trzy­mała się w progu.

– Ja­kie dzie­ciaki?

– A choćby te spod bloku. Usmar­kane do wie­czora sie­dzą w pia­skow­nicy.

– Ma­rek! One tam sie­dzą, bo matka pi­jana wy­rzuca je z domu – obu­rzyła się.

– No to się przy­naj­mniej har­tują i są zdrowe – stwier­dził i po­pa­trzył na nią hardo.

Ali­cja wie­działa, o co mu cho­dzi. To był wstęp do kłótni. Czę­sto opo­wia­dała mu z prze­ję­ciem o tych dzie­ciach. Wzy­wała dziel­ni­co­wego, gdy wi­działa, jak sie­dzą zmar­z­nięte na ław­kach. One jed­nak za­wsze po­wta­rzały, że wy­szły się tylko prze­wie­trzyć. Czuła się bez­silna, a Ma­rek uwa­żał, że za­cho­wuje się jak wa­riatka. Twier­dził, że każdy ma prawo na­pić się dla od­stre­so­wa­nia, a dzieci tylko w tym prze­szka­dzają. Gdy od­po­wia­dała, że nie można się re­lak­so­wać kosz­tem zdro­wia dzieci, Ma­rek od­bi­jał pi­łeczkę, cy­tu­jąc Ali­cję, że „dzieci nie po­winny wi­dzieć ro­dzi­ców pi­ja­nych”. Ona przy­po­mi­nała mu, że cho­dziło jej o niego. Ma­rek wy­bu­chał i na­tych­miast da­wał jej do zro­zu­mie­nia, że wła­śnie dla­tego jest go­ściem w domu. Ta­kie awan­tury od­by­wały się w ich sy­pialni co­raz czę­ściej. Po kłót­niach Ma­rek był spięty i po­trze­bo­wał na­tych­mia­sto­wego roz­ła­do­wa­nia, co za­zwy­czaj ozna­czało szybki seks, który nie­jed­no­krot­nie był dla niej bo­le­sny. Po­czuła, że tym ra­zem bę­dzie po­dob­nie. Nie chciała re­ago­wać na pro­wo­ka­cję z jego strony. W pa­nice opo­wie­działa mu o sy­tu­acji z przy­chodni.

Ma­rek się roz­luź­nił.

– I ona chce te twoje szmatki ubie­rać? Ani to ładne, ani ele­ganc­kie. – Wy­krzy­wił usta, sia­da­jąc na ka­na­pie przed te­le­wi­zo­rem.

– Dla­czego tak mó­wisz? Nam się po­doba.

– Za­wsze mó­wi­łem, że nie masz gu­stu. Do­brze, że ci suk­nię ślubną wy­bra­łem. – Za­śmiał się i zmru­żył oczy, cze­ka­jąc na jej od­po­wiedź.

– Chcia­łam inną.

– Ten pro­sty far­tuch? Chcia­łaś, że­bym cię ze sprzą­taczką w urzę­dzie po­my­lił? – Ma­rek za­re­cho­tał gło­śno, prze­le­wa­jąc piwo do ku­fla.

W pracy był me­na­dże­rem wyż­szego szcze­bla. Na fir­mo­wych ko­la­cjach umiał uda­wać do­brze wy­cho­wa­nego. Ska­kał obok Ali­cji, od­su­wał jej krze­sło, po­da­wał płaszcz. Z boku wy­glą­dał na za­ko­cha­nego i kul­tu­ral­nego czło­wieka. Do mo­mentu gdy wy­pił. Wtedy po­ka­zy­wał swoje praw­dziwe ob­li­cze.

Ali­cja na po­czątku wsty­dziła się jego za­cho­wa­nia i cham­skich tek­stów kie­ro­wa­nych w jej stronę. Ale po tych kilku la­tach nie zwra­cała już na nie uwagi. Na­uczyła się, że te ko­men­ta­rze nie świad­czą źle o niej. Z cza­sem więk­szość zna­jo­mych od­su­nęła się od Marka. Czuli, że je­śli wy­po­wiada się po­gar­dli­wie o żo­nie, to o nich za­pewne też. Lu­dzie są by­strzy. Ali­cja o tym wie­działa, Ma­rek uwa­żał od­wrot­nie. Jego współ­pra­cow­nicy cza­sami sta­wali w jej obro­nie, ale czę­ściej wy­mow­nie mil­czeli. Nie szu­kała u nich współ­czu­cia. Kilka razy ko­biety przy po­że­gna­niu szep­tały jej słowa otu­chy i po­wo­dze­nia, do­sta­wała też wi­zy­tówki, gdyby chciała się spo­tkać i po­roz­ma­wiać. Raz się zda­rzyło, że prze­ło­żony Marka chciał go zwol­nić już na ko­la­cji z po­wodu jego że­nu­ją­cego za­cho­wa­nia. Czę­ściej jed­nak pa­no­wie tylko się uśmie­chali pod ­no­sem, gdy sły­szeli ko­men­ta­rze jej męża.

Pew­nego dnia po­skar­żyła się matce, ale ta stwier­dziła tylko, że musi to zno­sić – jako żona i matka. Jo­lanta uwa­żała, że ko­bieta bez męż­czy­zny so­bie nie po­ra­dzi. Przy­po­mniała jej rów­nież, że jest na gar­nuszku męża, więc po­winna mu oka­zy­wać wdzięcz­ność. Tym bar­dziej że ta­kie za­cho­wa­nie może spra­wić, że on ją po­rzuci. Wię­cej z mamą nie roz­ma­wiała na te­mat swo­jego mał­żeń­stwa. W ta­kich chwi­lach wspo­mi­nała swoje dzie­ciń­stwo.

Ali­cja jako mała dziew­czynka ob­ser­wo­wała matkę, która wciąż nad­ska­ki­wała ojcu. Sprzą­tała, go­to­wała, od­ga­dy­wała więk­szość jego za­chcia­nek. A je­śli nie zga­dła, to złość wy­ła­do­wy­wała na córce. Ży­cie Jo­lanty krę­ciło się wo­kół usłu­gi­wa­nia mę­żowi. On chęt­nie z tego ko­rzy­stał, cho­ciaż sam wiele razy mó­wił, że nie po­trze­buje ta­kiego mat­ko­wa­nia. Tym jesz­cze bar­dziej roz­wście­czał żonę. Jo­lanta ro­biła z sie­bie ofiarę, która po­święca się dla ro­dziny. Kilka razy wra­cała do pracy eta­to­wej, ale wtedy at­mos­fera w domu ro­biła się nie­zno­śna. Jo­lanta po­pra­wiała wszystko, co jej mąż i córka zro­bili w domu pod jej nie­obec­ność. We­dług niej wszystko było zro­bione na opak. Oj­ciec po ca­łym dniu jej uty­ski­wań na­le­wał so­bie ko­niaku i za­sia­dał przed te­le­wi­zo­rem. Twier­dził, że musi od­po­cząć, a je­śli matka chce wy­ła­do­wać się pod­czas wie­czor­nego sprzą­ta­nia, to jej sprawa. Tym sa­mym jesz­cze bar­dziej ją roz­wście­czał. W re­zul­ta­cie, wiecz­nie zmę­czona i po­de­ner­wo­wana, szybko wy­pa­lała się w pracy i za­czy­nała cho­ro­wać. Po kilku mie­sią­cach ją zwal­niano i at­mos­fera w domu wra­cała do normy.

Ali­cja miała wdru­ko­wane, że dba­nie o ogni­sko do­mowe to święty obo­wią­zek ko­biety. Na­to­miast praca za­wo­dowa to osta­tecz­ność, bo łą­cze­nie jej z opieką nad do­mem ge­ne­ruje tylko cho­roby i wy­datki na le­cze­nie. Zgrzy­tało to jed­nak z tym, co wi­działa w in­nych ro­dzi­nach. Gdzieś w środku czuła, że praca za­wo­dowa jest jej bar­dzo po­trzebna. Chciała po­łą­czyć ją z zaj­mo­wa­niem się do­mem tak, żeby nikt na tym nie ucier­piał. Zle­ce­nie na wy­ko­ny­wa­nie cza­pek po­trak­to­wała jako pierw­szy krok do har­mo­nij­nego po­łą­cze­nia ży­cia ro­dzin­nego z jej za­wo­do­wymi po­trze­bami.

Nie­stety roz­mowa z mę­żem nie po­szła po jej my­śli. Ma­rek nie zgo­dził się na wy­cią­gnię­cie z konta sumy po­trzeb­nej na ma­te­riał.

– Je­śli jej tak za­leży, to niech prze­śle całą kwotę od razu. Będę wie­dział przy­naj­mniej, czy ta kasa jest fak­tycz­nie od baby. I niech na­pi­sze za co.

In­sy­nu­acje Marka pu­ściła mimo uszu. Jego za­zdrość do­bi­jała resztki ich mi­ło­ści. Od­kąd do­wie­dział się o ciąży, za­sta­na­wiał się gło­śno, jak to się stało, skoro się za­bez­pie­czali. Ob­li­czał też do­kładny dzień po­czę­cia, żeby spraw­dzić, czy fak­tycz­nie był wtedy w domu. Su­ge­ro­wał, że pod­czas jed­nej z jego de­le­ga­cji Ali­cja mo­gła mieć skok w bok. Na jego nie­szczę­ście Ja­nek był do niego tak po­dobny, że po­łożne nie mo­gły się na nich na­pa­trzeć. Wciąż chwa­liły to po­do­bień­stwo, tym bar­dziej że Ma­rek cza­ro­wał je za każ­dym ra­zem, gdy przy­cho­dził do żony i syna. Przez pierw­sze mie­siące ży­cia Janka za­zdrość lekko ze­lżała. Nie­stety póź­niej męż­czy­zna za­czął uwa­żać, że to mały jest przy­czyną ze­psu­cia ich re­la­cji. W pi­jac­kim amoku czę­sto po­wta­rzał, że po­zbę­dzie się Janka.

Dla niej ja­sne było to, że to al­ko­hol wszystko znisz­czył. Nie mo­gła po­go­dzić się z tym, że musi chro­nić syna przed za­zdro­snym oj­cem. To po­gar­szało sprawę i osta­tecz­nie za­biło resztki uczuć, ja­kie mię­dzy nimi się tliły. Ali­cja nie ufała Mar­kowi i ni­gdy nie zo­sta­wiała go sa­mego z sy­nem. Praca poza do­mem nie wcho­dziła w grę, to było zbyt duże ry­zyko.

Ali­cja po­skła­dała pra­nie i po­szła się wy­ką­pać. Po wyj­ściu z ła­zienki zo­ba­czyła męża chra­pią­cego przed te­le­wi­zo­rem. Ode­tchnęła z ulgą i po­szła do sy­pialni. Spraw­dziła oferty kont ban­ko­wych, które można za­ło­żyć przez in­ter­net. Zde­cy­do­wała się na jedno i na­tych­miast wy­peł­niła wnio­sek. Czuła, że dłu­żej nie może zwle­kać z wzię­ciem ży­cia w swoje ręce.

5.

Janek dziel­nie zniósł ba­da­nie krwi. Wy­niki nie­któ­rych pa­ra­me­trów były po­ni­żej normy. Ali­cja umó­wiła się na wi­zytę w przy­chodni. Le­karka obej­rzała wy­niki, na­stęp­nie zba­dała chłopca i zdia­gno­zo­wała ane­mię. Prze­pi­sała że­lazo w sy­ro­pie i za­po­wie­działa, że na­leży zmie­nić dietę i uwzględ­nić w niej więk­szą liczbę po­traw wa­rzywno-owo­co­wych. Ali­cja była prze­ra­żona.

Chło­piec rzadko ja­dał owoce, po­nie­waż po nich na jego skó­rze po­ja­wiała się wy­sypka. Gdy le­karka się o tym do­wie­działa, na­tych­miast skie­ro­wała go na ba­da­nia aler­go­lo­giczne. Dzi­wiła się rów­nież, że do tej pory ża­den le­karz nie za­jął się ewi­dent­nym ob­ja­wem uczu­le­nia. Wy­sypka po­ja­wiała się u Janka za­wsze po zje­dze­niu ma­lin i kiwi. Zda­rzała się na­wet po jabł­kach i grusz­kach. Le­karka za­sta­na­wiała się nad aler­gią na owoce, ale bliż­sza była te­zie aler­gii na opry­ski. Wy­niki ba­dań miały roz­strzy­gnąć tę kwe­stię. Ali­cji udało się prze­ko­nać synka do zro­bie­nia te­stów. Ja­nek nie był tym za­chwy­cony. De­li­kat­nie mó­wiąc. Po na­kłu­ciu kil­ku­na­stu punk­tów na skó­rze za­czer­wie­nie­nie po­ja­wiło się tylko przy pierw­szym punk­ciku. Aler­go­log stwier­dziła, że świad­czy to o uczu­le­niu, ale nie wia­domo na co. Ja­nek oka­zał się za mały, żeby wy­niki były mia­ro­dajne.

Le­karka opo­wie­działa Ali­cji o die­cie eli­mi­na­cyj­nej, dzięki któ­rej Ja­nek mógł być spraw­dzany pod ką­tem ewen­tu­al­nych re­ak­cji na po­szcze­gólne skład­niki po­kar­mowe. Do­stali roz­pi­skę z za­sa­dami, z któ­rych naj­waż­niej­szą oka­zało się do­kład­nie szo­ro­wa­nie owo­ców i wa­rzyw przed je­dze­niem.

– Pani rów­nież po­winna się prze­ba­dać. – Le­karka spoj­rzała ką­tem oka na Ali­cję. – Blada cera i pod­krą­żone oczy świad­czą o wy­czer­pa­niu or­ga­ni­zmu.

– Je­stem zmę­czona, ale to ra­czej nor­malne. Opieka nad dziec­kiem daje w kość.

– Zga­dza się, ale trzeba pa­mię­tać o so­bie. Pani jest opie­kunką Janka i musi być pani w for­mie, je­śli on ma być bez­pieczny.

Ali­cja zgo­dziła się z tym stwier­dze­niem. Po­dzię­ko­wała za po­radę i ko­lejne skie­ro­wa­nie.

W domu spraw­dziła jesz­cze raz wszyst­kie ar­ty­kuły spo­żyw­cze. Odło­żyła na bok te, któ­rych Ja­nek nie po­wi­nien jeść i po­sta­no­wiła wy­ko­rzy­stać je do spo­rzą­dza­nia po­sił­ków tylko dla niej i Marka. Nie mar­twiła się tym, że nie bę­dzie mu sma­ko­wało. Od kilku dni po­ja­wiał się w domu grubo po pół­nocy i wy­cho­dził wcze­śnie rano. Gdy wra­cał, nie był głodny, tylko spra­gniony.

Pierw­szy obiad na no­wej die­cie bar­dzo Jan­kowi pa­so­wał. Dru­giego nie zdą­żyła przy­rzą­dzić. Kiedy wró­cili ze spa­ceru, zo­ba­czyli w kuchni roz­gar­diasz. Po­roz­ry­wane to­rebki z ka­szami i mą­kami. Mleko wy­lane do zlewu. Wa­rzywa wy­rzu­cone do ko­sza.

– Co tu­taj się stało?! – Ali­cja we­szła do po­koju, w któ­rym spał Ma­rek.

– Czego się drzesz! – Beł­kot męż­czy­zny zdra­dził jego stan. – Szu­ka­łem cze­goś do je­dze­nia.

– Prze­cież jest półka z je­dze­niem dla nas. A wy­rzu­ci­łeś je­dze­nie Janka.

– To gówno, a nie je­dze­nie.

Ali­cja wy­szła do kuchni. Cięż­kie kroki męża zwia­sto­wały dal­szy ciąg roz­mowy.

– Na­szy­kuj mi obiad.

– Jest w lo­dówce.

– Po­wie­dzia­łem. Na­szy­kuj. Mi. Obiad. – Ma­rek zła­pał Ali­cję za nad­garstki i ob­ró­cił w swoją stronę.

– Ma­mu­siu?

W drzwiach stał Ja­nek. Pa­trzył na ro­dzi­ców okrą­głymi oczami. Wargi wy­gięte w pod­kówkę lekko drżały. W dło­niach ści­skał plu­szo­wego kró­liczka. Ali­cja po­woli wy­cią­gnęła ręce z dłoni Marka i po­de­szła do synka.

– Skar­bie, idź po­oglą­dać bajki. Ja zro­bię obia­dek.

– Żad­nych, kurwa, ba­jek! – Ma­rek ru­szył w ich stronę, za­chwiał się i prze­wró­cił krze­sło.

– Ma­rek, prze­stań!

– Żad­nych… kurwa… ba­jek!

Ali­cja zła­pała Janka i szybko wsko­czyli do jego po­koju. Za­mknęła drzwi od we­wnątrz. Ro­zej­rzała się wkoło. Usły­szała wa­le­nie w drzwi. Ja­nek wtu­lił się w nią i za­czął szlo­chać. Ali­cja po­sta­no­wiła prze­su­nąć do drzwi łóżko synka, na­stęp­nie od­su­nęła fi­rankę i ze­sta­wiła kwiaty z pa­ra­petu. Miesz­ka­nie na par­te­rze w końcu na coś się przy­dało. Na­gle wa­le­nie do drzwi uci­chło. Obej­rzała się. Usły­szała trza­śnię­cie drzwiami wej­ścio­wymi. Szybko za­mknęła okno i za­sło­niła fi­rany. Spoj­rzała na wyj­ście z klatki i zo­ba­czyła Marka, jak chwiej­nym kro­kiem wy­cho­dzi na chod­nik. Ro­zej­rzał się, po czym ru­szył w stronę par­kingu. Po chwili wsiadł do srebr­nego se­dana. Za­nim świa­tło w sa­mo­cho­dzie zga­sło, Ali­cja zo­ba­czyła, jak jej mąż obej­muje osobę sie­dzącą za kie­row­nicą. Świat się dla niej za­trzy­mał.

6.

Kolejne dni były spo­kojne. Ma­rek po­ja­wiał się tylko w nocy. Co­dzien­nie dzwo­nił, żeby za­py­tać, co na ko­la­cję. Ali­cja przy­zwy­cza­iła się do tej formy kon­troli. Wie­działa, że kiedy Ma­rek dzwoni, ona musi na­tych­miast ode­brać. W prze­ciw­nym ra­zie dzwo­nił po­now­nie, ale w tym cza­sie był już w dro­dze do domu. Po prze­kro­cze­niu progu szu­kał oznak byt­no­ści in­nych osób. Po wi­zy­cie są­siadki po­tra­fił roz­bić fi­li­żanki z nie­do­pitą kawą o ścianę w kuchni. We­dług niego Ali­cja nie miała prawa spo­ty­kać się z ni­kim poza nim. Jej obo­wiąz­kiem było dba­nie o dom i dziecko. Oczy­wi­ście w jego mnie­ma­niu ży­cie we­dług pla­nów męża miało ją uszczę­śli­wiać.

Kilka dni po fe­ral­nym wie­czo­rze Ma­rek wpadł do miesz­ka­nia, spa­ko­wał ple­cak i rzu­cił na od­chodne, że je­dzie w de­le­ga­cję. Ali­cja za­py­tała, na ile i gdzie, ale nie uzy­skała od­po­wie­dzi. Po wyj­ściu męża ode­tchnęła z ulgą. Cie­szyła się z jego wy­jazdu, ale tylko do mo­mentu gdy od­kryła, że za­brał wszyst­kie bank­noty z pu­dełka na oszczęd­no­ści. Zo­stali z Jan­kiem bez pie­nię­dzy. Po­dzię­ko­wała so­bie, że za­ło­żyła wła­sne konto. Za­lo­go­wała się i od­kryła, że ma już pie­nią­dze od klientki z przy­chodni. Za­le­d­wie dzień wcze­śniej do­ga­dały się co do liczby cza­pek i ceny. Marta Paw­licka wpła­ciła pie­nią­dze na ma­te­riał na­tych­miast po wia­do­mo­ści od Ali­cji. Czapki wy­dzier­gała bar­dzo szybko i ko­biety umó­wiły się na od­biór w parku.

– Fan­ta­styczne! – Marta za­chwy­cała się pracą Ali­cji i wska­zała na jej torbę. – A ta­kie torby też ro­bisz?

– Tak. Je­śli chcesz, też mogę taką zro­bić.

– Ge­nial­nie! Chcę ta­kie dwie. Jedną w brą­zo­wym ko­lo­rze, a jedną be­żową.

– Do­brze. Zo­rien­tuję się, jak wy­gląda cena ma­te­riału, i dam ci znać.

– In­te­resy z tobą to sama przy­jem­ność. Dzięki to­bie pro­blem z po­dar­kami uro­dzi­no­wymi mam z głowy. Nie cier­pię cho­dzić po skle­pach i szu­kać pre­zen­tów. Lu­bię je da­wać, ale nie szu­kać. Cie­szę się, że na cie­bie wpa­dłam w tej przy­chodni.

– Na­wet nie wiesz, jak ja się cie­szę.

Ali­cja wes­tchnęła. Pierw­sze za­ro­bione pie­nią­dze! To jak za­czerp­nię­cie świe­żego po­wie­trza.

Ja­nek ba­wił się z no­wymi ko­le­gami. Jego uśmiech wy­na­gra­dzał Ali­cji wszyst­kie złe mo­menty, któ­rych do­świad­czali ostat­nimi czasy. Po­sta­no­wiła za­dbać o to, by nie scho­dził mu z twa­rzy. Jed­nak do tego po­trze­bo­wała nie tylko od­wagi, ale przede wszyst­kim fun­du­szy. Z sa­mego rę­ko­dzieła nie uzbiera na wy­do­sta­nie się z tej mę­czą­cej co­dzien­no­ści. Mu­siała szu­kać pracy wszę­dzie. Dla­tego nie­śmiało spy­tała:

– Czy nie znasz ko­goś, kto po­trze­buje ta­kich cza­pek, to­re­bek, sia­tek na za­kupy? Mogę zro­bić na szy­dełku lub uszyć. Mogę też sprzą­tać albo go­to­wać. Po­trze­buję pracy.

– Ooo, a my po­trze­bu­jemy ko­goś do sprzą­ta­nia.

– Na­prawdę? – Ali­cja unio­sła brwi w górę.

– To zna­czy nie do końca my. Firma, która sprząta w biu­rowcu, po­trze­buje pra­cow­ni­ków.

– Tyle że ja mo­gła­bym tylko na kilka go­dzin.

– Jak Ja­nek idzie do przed­szkola? – Marta po­ki­wała głową ze zro­zu­mie­niem.

– Nie. On nie cho­dzi do przed­szkola. Mu­szę z nim pra­co­wać. – Ali­cja prze­łknęła ślinę. Do­piero kiedy po­wie­działa to na głos, zro­zu­miała, jak nie­do­rzeczny jest jej plan. Szuka pracy, do któ­rej mo­głaby cho­dzić z dziec­kiem.

O dziwo, Marta zu­peł­nie nie zwró­ciła na to uwagi.

– Biuro sprzą­tają do­piero po na­szym wyj­ściu. Nie wiem, czy taki wy­miar pracy ci pa­suje.

– To już bez róż­nicy. Byle nie było bar­dzo późno.

– Wy­cho­dzimy naj­póź­niej o sie­dem­na­stej. Cza­sami zda­rzają się nad­go­dziny, ale to już firmy sprzą­ta­ją­cej nie in­te­re­suje. Po na­szym wyj­ściu sprzą­tany jest open space. Do tego oczy­wi­ście czę­ści wspólne typu kuch­nia czy sala kon­fe­ren­cyjna. My­ślę, że pój­dzie ci szybko. Te­raz jest już ja­sno wie­czo­rem, a do je­sieni znaj­dziesz opie­kunkę dla synka. To co, zga­dzasz się?

Ali­cja ob­jęła dło­nie Marty.

– Dzię­kuję bar­dzo. Na­prawdę się cie­szę, że cię po­zna­łam.

– Po­lecę cię sze­fowi tej firmy sprzą­ta­ją­cej.

Uśmiech­nęła się. Nie­ogar­nięta Ali­cja szu­kała pracy. Mama i Ma­rek się jesz­cze zdzi­wią.

7.

Marek wró­cił po ty­go­dniu. Wy­rzu­cił ubra­nia do ko­sza na pra­nie, spa­ko­wał nowe i za­po­wie­dział, że bę­dzie za dwa dni. Ali­cja cie­szyła się z ko­lej­nych chwil spo­koju. Po jego wyj­ściu zro­biła obiad, a po po­siłku za­jęła się pra­niem. Dzwo­nek te­le­fonu wy­rwał ją z wiru sprzą­ta­nia. Pod­bie­gła do te­le­fonu i go ode­brała. Nie spo­dzie­wała się tak szybko kon­tro­l­nej roz­mowy z Mar­kiem. Ko­biecy głos spra­wił, że spoj­rzała na wy­świe­tlacz.

– Ali­cja?! Mo­żesz przyjść dzi­siaj do biura? – Marta jesz­cze raz po­wtó­rzyła py­ta­nie.

– O któ­rej?

– Na szes­na­stą. Mo­żesz z Jan­kiem. Je­śli nie bę­dzie prze­szka­dzał, a za­pew­ni­łam, że nie bę­dzie, to mo­żesz z nim przy­cho­dzić.

– Za­ła­twi­łaś mi pracę?

– Nie za­ła­twi­łam. – Ali­cja usły­szała śmiech Marty. – Na ra­zie tylko ta­kie jakby prze­słu­cha­nie. Masz przyjść i po­ka­zać, jak sprzą­tasz. I pa­mię­taj. Tu­taj li­czy się czas. Wczo­raj zo­sta­łam dłu­żej w pracy i wi­dzia­łam, jak to wy­gląda. Od­ku­rza­nie, wy­miana ko­szy, pa­ra­pety. Biu­rek nie ru­szasz. Za dużo na nich pa­pie­rów i rze­czy pra­cow­ni­ków. Każdy z nas sam dba o swoje miej­sce pracy. W kuchni sprzą­tasz jak to w kuchni. Naj­waż­niej­sze są czy­ste blaty, zlew i mi­kro­fala. Po­miesz­cze­nie nie jest duże, więc się uwi­niesz. To­a­lety nie na­leżą do cie­bie. Od tego jest inna ekipa, po­dob­nie jak od kla­tek scho­do­wych i wind. Chyba wszystko ci prze­ka­za­łam. Nie spóź­nij się. Pa.

– Marta!

Nie zdą­żyła za­py­tać o naj­waż­niej­sze, więc pró­bo­wała od­dzwo­nić. Gdy nikt nie od­bie­rał, na­pi­sała wia­do­mość: „Po­daj mi ad­res! Ala”.

Na miej­scu zja­wili się na pół go­dziny przed szes­na­stą. Wje­chali na po­dane przez Martę pię­tro. Ona cze­kała już na nich z Anią, swoją współ­pra­cow­nicą.

– To ja może we­zmę Janka ze sobą. – Ania spoj­rzała na Ali­cję. – Mamy tu­taj ko­lo­ro­wanki i kredki. Lu­bisz ko­lo­ro­wać?

– Lu­bię. – Ja­nek ści­skał swój ple­ca­czek.

– Ja­siu, mama musi iść po­roz­ma­wiać z sze­fem. Tłu­ma­czy­łam ci, o co cho­dzi. Ale cały czas tu będę.

– Oczy­wi­ście, że mama tu bę­dzie. A ty bę­dziesz ją wi­dział przez szybę. – Ania wska­zała na po­miesz­cze­nie za szklaną ścianą.

– Na­prawdę?

– Tak. Chodź­cie. Po­każę wam, gdzie Ja­nek może so­bie po­sie­dzieć.

We­szli do po­miesz­cze­nia kon­fe­ren­cyj­nego. Ania po­ka­zała Jan­kowi ko­lo­ro­wanki i kredki. Mały za­brał się za ry­so­wa­nie. Marta wy­pro­wa­dziła Ali­cję i po­szły w kie­runku kuchni. Wy­tłu­ma­czyła jej, że obie z Anią będą pra­co­wać w sali kon­fe­ren­cyj­nej. Mają tro­chę za­le­gło­ści, więc dzi­siaj to nad­ro­bią, przy oka­zji po­pil­nują Janka.

– Czy tu jest za­wsze tak miło?

– Sta­ramy się nie uprzy­krzać so­bie ży­cia. – Marta uśmiech­nęła się i wska­zała ręką wej­ście do kuchni.

Ko­or­dy­na­tor firmy sprzą­ta­ją­cej wy­tłu­ma­czył, na czym po­lega praca, i przed­sta­wił jej stawki go­dzi­nowe. Dziew­czyna zgo­dziła się od razu i za­brała do pracy. Miała czas do dzie­więt­na­stej. Ali­cja wie­działa, że musi do­brze roz­pla­no­wać za­da­nia. Pod­py­tała Martę, które miej­sca naj­szyb­ciej pu­sto­szeją, i od tych za­częła sprzą­ta­nie. Lu­biła ten ro­dzaj ak­tyw­no­ści, więc szło jej spraw­nie. Troszkę nu­ciła przy pracy. Jed­nak gdy zo­ba­czyła, że pra­cow­nicy jej się przy­glą­dają, zre­zy­gno­wała ze śpiewu. Nie chciała prze­szka­dzać. Co chwilę zer­kała na salę kon­fe­ren­cyjną, gdzie jej nowe zna­jome pra­co­wały ob­ło­żone do­ku­men­tami. Ja­nek ry­so­wał coś za­pa­mię­tale. Ona też przy­spie­szyła tempo i skoń­czyła dzie­sięć mi­nut przed cza­sem.

Ko­or­dy­na­tor przy­szedł, spraw­dził po­miesz­cze­nia i pod­pi­sał z nią umowę. Ali­cja do­stała pracę. Marta i Ania po­gra­tu­lo­wały jej i po­in­for­mo­wały, że Ja­nek może spo­koj­nie sie­dzieć w kon­fe­ren­cyj­nej. Je­śli ze­bra­nia się prze­dłużą, to jest też miej­sce w kuchni. Ali­cja po­dzię­ko­wała im, cho­ciaż miała na­dzieję, że bę­dzie mo­gła zo­sta­wiać Janka u Steni, są­siadki z na­prze­ciwka. Ja­nek po­da­ro­wał no­wym zna­jo­mym ry­su­nek, na któ­rym obie sie­działy przy lap­to­pach, w oto­cze­niu róż­no­ko­lo­ro­wych kwia­tów.

Wie­czór za­koń­czył się bar­dzo miło i oboje wra­cali szczę­śliwi do miesz­ka­nia. Czerw­cowy upał lekko ze­lżał, wo­kół lu­dzie spa­ce­ro­wali ca­łymi ro­dzi­nami. Ali­cja po­czuła lek­kie ukłu­cie za­zdro­ści – też tak kie­dyś chciała. Tym­cza­sem wszystko się sy­pało. Spoj­rzała na synka. Ja­nek opo­wia­dał o wszyst­kim, co zo­ba­czył w biu­rze. Ali­cja za­wsze za­chwy­cała się jego zmy­słem ob­ser­wa­cji.

Gdy we­szli do miesz­ka­nia, za­marli. Na pod­ło­dze w ko­ry­ta­rzu le­żał Ma­rek. Ali­cja pod­bie­gła do męża. Kiedy chciała go ob­ró­cić, po­czuła odór wódki zmie­sza­nej z wy­mio­ci­nami. Jej ele­gancko ubrany mąż spał w za­war­to­ści swo­jego żo­łądka. Ob­ró­ciła się i zo­ba­czyła Janka, któ­remu po bro­dzie ka­pały łzy. Zła­pała go i za­nio­sła do po­koju. Włą­czyła bajki i wy­tłu­ma­czyła, że musi się za­jąć tatą i do­pro­wa­dzić go do po­rządku. Po­pro­siła, żeby nie wy­cho­dził z po­koju, a sama wró­ciła do ko­ry­ta­rza.

W kuchni na stole stała opróż­niona do po­łowy bu­telka wódki. Przy­po­mniały jej się rady, które usły­szała pew­nego razu w se­rialu de­tek­ty­wi­stycz­nym. Wy­cią­gnęła te­le­fon i na­grała chra­pią­cego w wy­mio­ci­nach męża, po czym skie­ro­wała obiek­tyw na stół w kuchni.

Kiedy skoń­czyła na­gry­wać, jej mał­żo­nek za­czął się ru­szać i beł­ko­tał przez sen. Wie­działa, że nie ma zbyt dużo czasu. Ob­ró­ciła go na drugi bok. Umyła pod­łogę i otwo­rzyła okna w kuchni i sy­pialni. Prze­ciąg spra­wił, że za­pach za­czął po­wo­lutku się ulat­niać. Wy­szo­ro­wała ręce i we­szła do po­koju Janka. Późna go­dzina spra­wiła, że chło­piec za­snął na swoim łóżku w ubra­niu. Na jego buzi za­uwa­żyła ślady od łez.

Wie­działa, że musi przy­spie­szyć swój plan unie­za­leż­nie­nia się od pie­nię­dzy męża. W gło­wie znów po­ja­wiła się myśl, która wra­cała do niej wciąż po tym, jak zo­ba­czyła Marka z tą obcą ko­bietą na par­kingu. Myśl o roz­wo­dzie. Cho­ciaż bar­dzo sta­rała się utrzy­mać to mał­żeń­stwo, to miała co­raz wię­cej wąt­pli­wo­ści. Ostat­nie za­cho­wa­nie Marka było ka­ry­godne i nie mo­gła go wy­tłu­ma­czyć pi­ciem. Ży­cie z nim w ni­czym nie przy­po­mi­nało bajki, którą jej obie­cy­wał. Za­czy­nało do niej do­cie­rać, że się go boi. Awan­tury, które wy­wo­ły­wał, były co­raz gło­śniej­sze. Na ra­zie sku­piały się na niej. Do tej pory jego agre­sję słowną tłu­ma­czyła so­bie wpły­wem al­ko­holu, ale te­raz zo­rien­to­wała się, że ostat­nie kłót­nie pro­wo­ko­wał także na trzeźwo.

Po­czuła ucisk w klatce. Za­bra­kło jej tchu, gdy do­tarło do niej, że Ma­rek po pro­stu taki jest, nie­za­leż­nie od tego, czy pije czy nie. Ja­nek nie mógł się wy­cho­wy­wać w ta­kich wa­run­kach. Z ta­kim wzo­rem męż­czy­zny i ojca. Za­mknęła drzwi na klucz i po­ło­żyła się obok synka. Jej łzy wsią­kały w po­duszkę.

8.

Wnocy obu­dził ją ha­łas w ko­ry­ta­rzu. Usły­szała, jak Ma­rek wcho­dzi do ła­zienki. Po chwili trza­snęły drzwi od sy­pialni. Od­cze­kała kilka mi­nut. Kiedy usły­szała jego chra­pa­nie, po­now­nie za­snęła.

Rano wy­szła z po­koju Janka i zaj­rzała do sy­pialni. Ma­rek na­dal spał. Na­szy­ko­wała śnia­da­nie, które Ja­nek zjadł w kuchni, zer­ka­jąc co chwilę na drzwi od sy­pialni. Kiedy zo­ba­czył w nich ojca, spiął się i prze­stał jeść.

– Co się ga­pi­cie?

– Może grzecz­niej.

– Nie py­skuj! – Ru­szył w stronę żony.

Ona po­ło­żyła za­ci­śnięte pię­ści na bio­drach. W le­wej dłoni trzy­mała ścierkę. Miała na­dzieję, że wy­star­czy do ewen­tu­al­nej sa­mo­obrony.

– Co się ga­pisz? – zwró­cił się Ma­rek do Janka, który scho­wał się za matką.

– Le­ża­łeś wczo­raj w wy­mio­ci­nach na pod­ło­dze w ko­ry­ta­rzu. Wy­stra­szył się.

– Ta­aak, le­ża­łem na pod­ło­dze. A po­tem dziw­nym tra­fem obu­dzi­łem się w łóżku. Może mnie prze­nio­słaś, chu­der­laku?

– Nie. Umy­łam tylko pod­łogę i spa­łeś da­lej. Do sy­pialni prze­sze­dłeś w nocy.

Ma­rek za­czął gło­śno od­dy­chać. Za­ci­snął pię­ści. Mi­nął Ali­cję, trą­ca­jąc jej ra­mię. Wy­cią­gnął z lo­dówki ke­fir i wy­szedł. Po chwili usły­szeli włą­czony te­le­wi­zor. Ali­cja ode­tchnęła i usia­dła z Jan­kiem, żeby do­koń­czyć śnia­da­nie. Kiedy zje­dli, usły­szeli gło­śne chra­pa­nie do­cho­dzące z sa­lonu. Ode­tchnęli z ulgą.

Ali­cja przy­go­to­wała so­bie kawę i za­sta­na­wiała się, jak zro­bić obiad, żeby nie obu­dzić męża. Zdzi­wiło ją, że ma wolny dzień. Jego ostat­nie wy­jazdy stały się oka­zją do prze­my­śle­nia roz­mowy, jaką chciała z nim od­być. Ich mał­żeń­stwo wi­siało na wło­sku. Stres, jaki Ma­rek prze­ży­wał w pracy, od­bi­jał się na ich re­la­cjach. Ali­cja sta­rała się go zro­zu­mieć, ale ostat­nio czuła głów­nie złość. Ona wkła­dała wiele sił i ener­gii, żeby w domu miał czas i miej­sce na od­po­czy­nek. On tego nie do­ce­niał. Swoim za­cho­wa­niem spra­wiał, że nie czuli się z Jan­kiem bez­piecz­nie. Kilka razy o tym wspo­mi­nała, ale miała wra­że­nie, że on tego nie wi­dzi. Nie czuł się winny. Żył, jak chciał, to ona się miała pod­po­rząd­ko­wać.

Do Ali do­cie­rało po­woli, że jed­nak to on ma tu­taj naj­wię­cej na su­mie­niu. Wi­dok obej­mu­ją­cej się pary w srebr­nym sa­mo­cho­dzie wciąż do niej wra­cał.

– Gdzie się wczo­raj szla­ja­łaś?! – Krzyk Marka sku­tecz­nie wy­bił ją z roz­my­ślań.

– By­li­śmy na spa­ce­rze.

– Na spa­ce­rze!? Sama?! Jak przy­szli­śmy, to już cię nie było. A było po szes­na­stej.

– Przy­szli­ście? Z kim?

– Z Mar­ci­nem by­łem. Chciał się z tobą zo­ba­czyć. Te­raz ty ru­szysz do pracy, ale pod moim czuj­nym okiem – za­re­cho­tał Ma­rek nad jej uchem.

– Coś ty znowu wy­my­ślił? – Ali­cja od­su­nęła się kilka kro­ków od męża.

Ma­rek uśmiech­nął się szy­der­czo i od­pa­lił pa­pie­rosa. Wie­dział, że Ali­cja nie ży­czy so­bie pa­le­nia w domu, ale gdy tylko chciał jej do­piec, wy­cią­gał pa­pie­rosy. Dmuch­nął jej w twarz.

– Wy­lali mnie! Nie bę­dzie kasy na twoje pier­doły! Ale Mar­cin ma dla cie­bie pro­po­zy­cję, bo otwiera nowy klub.

– Zwa­rio­wa­łeś! – Ali­cja otwo­rzyła sze­roko oczy.

Mar­cin pro­wa­dził kluby nocne w kilku mia­stach. Po­znali się z Mar­kiem za­raz po ich ślu­bie i to jego Ali­cja ob­wi­niała za wcią­gnię­cie męża w szpony al­ko­ho­lo­wego na­łogu.

– Dla­czego? Żadna praca nie hańbi. – Ma­rek otak­so­wał żonę.

– Ma­rek, ty chyba nie chcesz mi po­wie­dzieć, że to jest klub z…

– Głu­pia je­steś. I zbyt brzydka. Ty masz tam tylko sprzą­tać. Tyle to po­dobno po­tra­fisz. Cho­ciaż Mar­cin, jak tu wczo­raj przy­szedł, to się za­sta­na­wiał. – Ma­rek prze­je­chał pal­cem po bla­cie.

– Nie ma ta­kiej opcji. Mam pod opieką Janka.

– Ja się nim zajmę. – Wy­cią­gnął rękę, żeby po­gła­skać chłopca. Ten jed­nak sku­lił się i szybko uciekł do swo­jego po­koju. Ma­rek skrzy­wił się i wy­pu­ścił dym z ust. Uśmiech­nął się, mru­żąc oczy. – Bę­dziesz jeź­dzić na mo­pie do­piero po za­mknię­ciu klubu, czyli w nocy. On wtedy śpi.

– Nie.

– Co zna­czy: nie?! – Ma­rek ru­szył w stronę Ali­cji, za­ci­ska­jąc pię­ści.

– Nie mogę. – Ali­cja pró­bo­wała zna­leźć wia­ry­godną wy­mówkę. Nie chciała przy­zna­wać się do tego, że pra­cuje. Bała się, że Ma­rek za­żąda pie­nię­dzy z wy­płaty.

– Co to za fa­gas?! Z kim się gzisz, ty… – prze­rwał, bo zza drzwi wy­chy­liła się głowa Janka.

Wy­stra­szony chło­piec trzy­mał w dłoni nie­bie­skiego kró­liczka. Pod­biegł do Ali­cji.

– Ma­mu­sia pra­cuje. Sprząta – szep­nął Ja­nek i zła­pał Ali­cję za rękę. Ona in­stynk­tow­nie scho­wała go za sie­bie.

– Ooo, no pro­szę! Czyli do­brze tra­fi­łem! Wie­dzia­łem, że lu­bisz sprzą­tać.

– Tak! Dzięki temu w nocy mo­głam bez obrzy­dze­nia po­sprzą­tać to, co tu­taj na­wy­wi­ja­łeś.

Spięta twarz Marka po­ka­zała Ali­cji, że prze­sa­dziła. Pod­szedł do niej. Za­ci­snął zęby. Klatka pier­siowa szybko uno­siła się i opa­dała. Ali­cja czuła odór jego od­de­chu. Łzy na­pły­wały jej do oczu. Mocno ści­snęła rączkę Janka, który scho­wał się za nią. Cała trójka pod­sko­czyła na dźwięk dzwonka do drzwi. Ali­cja, trzy­ma­jąc kur­czowo Janka, wy­szła z kuchni. Na klatce stała są­siadka Ste­nia.

– Alu, bo mi się coś znowu po­mie­szało w te­le­fo­nie. Mo­żesz mi po­móc?

– Tak. Już idę.

Ka­zała Jan­kowi wło­żyć buty i kurtkę prze­ciw­desz­czową. Sama też się ubrała i zła­pała to­rebkę. Ma­rek stał z za­ci­śnię­tymi rę­kami. Nie od­wró­cił się, gdy wy­cho­dzili. Za­mknęła za sobą drzwi i po­szła za są­siadką i sy­nem do jej miesz­ka­nia.

– Wchodź­cie, ko­chani. Sły­sza­łam pod­nie­sione głosy. – Star­sza ko­bieta sta­rała się za­cho­wać spo­kój.

– Prze­pra­szam, Ste­niu.

– Ty nie prze­pra­szaj, dziecko. Ty ucie­kaj. – Są­siadka zła­pała trzę­sące się ręce Ali­cji.

– Nie mam do­kąd – roz­pła­kała się Ali­cja i po­krę­ciła głową.

– Znowu go wy­rzu­cili z pracy? – Ste­nia włą­czyła Jan­kowi bajki i po­cią­gnęła Ali­cję do kuchni.

– Tak. Może w końcu się opa­mięta – wes­tchnęła Ali­cja i wy­cią­gnęła chu­s­teczki z to­rebki.

– Dziew­czyno, obudź się. On już się nie opa­mięta. Da­jesz mu ko­lejne szanse ze względu na Janka. A czy on w ogóle pa­mięta, że ma syna?

– Wiem, jak to wy­gląda – za­smu­ciła się Ali­cja i wy­tarła nos. Pa­trzyła na Janka, który oglą­dał bajkę, mocno ści­ska­jąc plu­szaka.