Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Kontynuacja historii bohaterów Słonecznego Gonu.
Minęło pięć lat, odkąd Val przebywa w Nikaze – królestwie Lumii. Przez ten czas pomagała matce utrzymać władzę w Cesarstwie, ale też przygotowywała swój plan unicestwienia Daero. W końcu nadszedł czas, by wprowadzić go w życie.
Val postanawia dołączyć do Akademii wojskowej Kelio, by stworzyć własny zespół czarodziejek składających się z najsilniejszych urodzonych w żywiole kadetek. Przez kolejne miesiące przechodzi przez trening magii, w którym musi się zmierzyć ze swoją przeszłością, wciąż ukrywając przed wszystkimi swoje Błogosławieństwo.
Musi odszukać dziewczyny, na których jej zależy, przekonać je do siebie, by jej zaufały, bez zdradzania im swoich prawdziwych pobudek, czyli zniszczenia Daero.
Nie jest to jednak takie proste. Czarodziejki nie mogą zdradzić, jakimi mocami władają. Owiana sławą Akademia nie wydaje się za dobrze szkolić do zbliżającej się wojny, a na dodatek na horyzoncie pojawia się elf, który obiecał dopaść Valkyrie w zemście za wyrządzone mu krzywdy.
W końcu do dziewczyny dociera, że wpadła w pułapkę, nie mogąc uciec z Akademii, dopóki bramy Kelio nie otworzą się ponownie.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej szesnastego roku życia. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 865
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2024 by Mags Green
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo Nowe Strony
Oświęcim 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone
Redakcja:
Alicja Chybińska
Korekta:
Sandra Pętecka
Joanna Boguszewska
Aga Dubicka
Redakcja techniczna:
Michał Swędrowski
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Ilustratorka:
Ida Chańko
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8362-460-0
Valkyrie Tsumashi zostaje zamordowana podczas swojego balu zaręczynowego przez swojego niedoszłego męża, przyjaciela, kochanka i ojca. Uzyskuje jednak szansę od Bogini Lumor, która nadała jej swoje Błogosławieństwo Nybris. Dzięki niemu Val powraca do żywych, staje się nieśmiertelna, a tylko jeden warunek może zakończyć jej życie – przeszycie serca dziewczyny magicznym ostrzem, podczas gdy ona jest zakochana. Wtedy jej dusza powróci do Lumor. Do tego Błogosławiona ma pomagać Lumiom – elfom i czarodziejkom, które obecnie ukrywają się wśród ludzi ze względu na agresywną politykę ludzkich władców.
By uzyskać pełnię mocy, Val musi zabić wszystkich tych, którzy winni są jej śmierci. W królestwie wszyscy myślą, że księżniczka Val zaginęła, tymczasem ona jako Nybris udaje się do Kapłanki Nocy Ryo i Wojownika Nocy Jassa, którzy powołani przez Zakon Lumor mają przejść z nią szkolenie miecza i magii. Jednak już od początku dziewczynie towarzyszy także tajemniczy Ves – były Nybris pojawiający się w jej snach i pomagający jej w obliczu stojących przed nią wyzwań. Do tego Błogosławiona odkrywa, że przez całe życie jej ojciec ukrywał jej prawdziwą tożsamość – to, że urodziła się czarodziejką, tak samo jak jej zmarła matka.
Podczas tropienia i zabijania swoich kolejnych celów, Val odkrywa, że jej śmierć to przypadek, a głównym prowokatorem tragicznego zdarzenia był jej narzeczony.
Nybris nie może dojść do porozumienia w kwestii treningu z Jassem oraz nauk wpajanych przez Ryo i z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przestaje im ufać. W trakcie swoich podróży docierają do pałacu jednego z senatorów, który odkrywa, że księżniczka Ita, której wszyscy szukają, stała się Nybrisem. Oferuje pomoc w znalezieniu jej zabójców oraz lokum, o ile ona odwiedzie swojego brata Oryxa od poszukiwań siostry na terenach należących do senatora Petrolosa.
Na dziewczynę zostaje zastawiona zasadzka, w wyniku której w jej serce wbito magiczny sztylet. Starożytny artefakt, który pozbawia ją mocy. Jej napastnikiem i porywaczem okazuje się Finn – jej były strażnik, który nie poznaje księżniczki Ita, gdyż ta nie nosi już medalionu maskującego jej prawdziwy wygląd czarodziejki. Podczas pobytu w niewoli na statku Nybris przekonuje do siebie chłopaka i wyjawia przed nim, kim tak naprawdę jest, przez co finalnie Finn pozbywa się większego fragmentu sztyletu z jej serca, dzięki czemu ostrze traci swoją moc. Val dowiaduje się, że przez cały czas była obserwowana i poddawana próbom przez Daero – poprzedniego Nybrisa, który nie powinien istnieć, ponieważ według legendy, Lumor obdarowuje tylko jedną osobę swoim Błogosławieństwem. Wychodzi na jaw, że to Daero stoi za zagładą wszystkich Lumii na Świecie, mając w tym swój ukryty cel.
Podczas wędrówki do domu między Val a Finnem rozwijają się uczucia, na które dziewczyna nie może sobie pozwolić przez wciąż znajdujący się fragment magicznego sztyletu w sercu. Mimo tego chłopak dołącza do jej zespołu, który powoli zaczyna się rozpadać przez fakt istnienia poprzedniego Nybrisa. Razem jednak decydują się na podróż do ostatnich dwóch celów – byłego narzeczonego księżniczki i Króla Ita.
W pałacu Ita Val dowiaduje się, że jej narzeczony uknuł spisek, dzięki któremu będzie mógł zgarnąć połowę królestwa jej ojca przez dokument, który podpisała nieświadomie i z przymusu wywołanego kolejnym magicznym artefaktem. Val zabija Jaspera za pomocą demonów, a jej ojciec popełnia samobójstwo, wiedząc, że uniemożliwi to dziewczynie osiągniecie pełni mocy. Nybris nawiązuje z Oryxem umowę, że wybije całe wojsko, które były narzeczony ściągnął pod ich mury, w zamian za przebaczenie.
Do Ita nadciąga Daero, podczas gdy Val dowiaduje się o decyzji Ryo – kapłanka dołącza do poprzedniego Nybrisa, twierdząc, że to jemu powinna służyć. Valkyrie puszcza ją wolno, ale wcześniej odbiera jej moc i zrywa łańcuszek z szyi, który kapłanka dostała od swojej siostry. Val odnajduje Jassa, który przyznaje się, że przez cały czas spiskował z Daero, by złapać ją w pułapkę i przekazać mężczyźnie. Dziewczyna chce go zabić za jego zdradę, ale wyręcza ją w tym drugi Nybris.
Po zgładzeniu wojska Val ucieka razem z Finnem pod Mur – magiczną granicę oddzielającą świat ludzi od Nikaze, do którego mogą dostać się tylko Lumie. Strażnik, by kupić jej czas, zeskakuje z konia, aby zmierzyć się z Nybrisem, ale nie udaje mu się to, bo jego pierś przeszywa strzała. Val toczy krótką walkę z Daero, ale nie zdoławszy zabić ojca, wierzy, że jest za słaba na to, by wygrać, dlatego pozwala siłą wciągnąć się za Mur. Tam spotyka swoją rzekomo zmarłą matkę.
Daero wysyła za Val łasiczkę – demona, który jako jedyny mógł przejść przez Mur dlatego, że Val wciąż ma w sercu fragment artefaktu, z którego pochodzi demon, a sam Nybris obiecuje, że ją dopadnie, nazywając ją swoją galdrein.
Z pierwszego tomu:
Lumie – czarodziejki i elfy, dzieci Praboga Słońca
Nybris – Błogosławiony przez Lumor człowiek, który został wskrzeszony i otrzymał nieśmiertelność
vekon – zlecenie dla Nybrisa
droso – cele, które Nybris musi zabić. Osoby, które przyczyniły się do śmierci Nybrisa
ozgos – warunek śmierci – jedyna rzecz, która może zabić Nybrisa
esre – unikatowa umiejętność, którą Nybris musi rozwinąć dla przyszłych Nybrisów
Koło Fortuny – system magii oparty na żywiołach (ziemia, woda, ogień, powietrze) i arkanach (po trzy „dziedziny” z każdego żywiołu)
Zakon Lumor – organizacja powołana przez Kapłanki i Wojowników Nocy, którzy szkolą Nybrisów
Nikaze – Przylądek Nadziei, który stworzyła Lumor dla Lumii
Mur – mur broniący Nikaze, pozwalający przejść tylko tym, którzy mają w sobie kroplę krwi Lumii
Kertuz – rodzaj broni jednoręcznej z zakrzywionymi wycięciami, idealna do walki, ulubiona broń Val
Z drugiego tomu:
Promienie – Królestwa Lumii w Nikaze. Mieszkają tam szlachetne rody Lumii skoligacone z władcą danego Promienia
Brama – przejście do świata demonów, które znajduje się dokładnie po drugiej stronie Muru w Nikaze
Centrum – Dzielnica, w której mieszka arystokracja Lumii niezwiązana z żadnym rodem. Często urzędnicy, bogaci magnaci itd.
Dzielnica Słońca – w jej skład wchodzą Promienie oraz Centrum
isere – arystokracja Lumii
fezro – szczury, przestępcy, biedota, półkrwi Lumie mieszkające w Księżycu
Dzielnica Księżyca – dzielnica, w której mieszkają fezro
Akademia Kelio – akademia wojskowa, która szkoli zespoły Lumii
vere – zespół czterech czarodziejek
virse – zespół czterech elfów
verevirse – połączone zespoły elfów i czarodziejek złączone przez proces w Akademii
vi – połączenie między elfem a czarodziejką
Hashiro – długi, prosty miecz
galdrein – bratnia dusza
Dla wszystkich dziewczyn, którym zawsze mówiono, że nie wypada oddawać, gdy zostaną skrzywdzone
Oddawajcie
Dwa razy mocniej
W książce można natrafić na treści wywołujące dyskomfort oraz niepokój. Są to: zabójstwo, sceny masowych mordów, tortury, zniewolenie, akt mający na celu kanibalizm, wspomnienie napaści seksualnej.
Opowiem ci o dniu, w którym zdecydowałam się zniszczyć Świat.
Głowa elfa upadła na ziemię, gdy ostrze przecięło jego krtań i wbiło się w ścianę budynku, a oddzielone od niej ciało osunęło się z nieprzyjemnym dźwiękiem na podłoże, gdy Val wyrwała miecz – Hashiro – z muru.
W tej chwili miała na sobie inny strój, inne imię, inną przeszłość, ale wciąż tę samą misję – by zabić. Tylko jej cele, które ma dosięgnąć śmierć, się zmieniły. Dziewczyna torowała drogę buntownikom, Lumiom, które w innym wcieleniu podżegała do walki przez ostatnie tygodnie. Dziś w końcu zaatakowali. Dym, żywioły i krew łączyły się ze sobą w breję, gdy biedniejsi mieszkańcy napadali na bogatsze domy i bez problemu kradli i odbierali życie ich właścicielom. W końcu Val im to ułatwiła. Nie wygraliby tej bitwy, gdyby nie ona. Poprowadziła ich pod same mury pałacu Kedite, znajdującego się w Pierwszym Promieniu – jednym z ośmiu królestw Nikaze. Gdy już wiedziała, że buntownicy zdołają dotrzeć do pałacu, dziewczyna oddzieliła się od bandy po cichu, stając się cieniem między budynkami i kierując się w stronę Centrum Nikaze. Wiedziała, że jej misja zakończy się powodzeniem, więc mogła odetchnąć spokojniej.
Przez ostatni miesiąc była dla tych ludzi bohaterką w innym wcieleniu. A jej sojusznicy nie wiedzieli, że byli tylko narzędziem w rękach potwora.
Nybris przekroczyła granicę między Centrum a Kedite, materializując się w swojej pierwotnej postaci sekundę przed tym, gdy podniosła się magiczna bariera, niepozwalająca nikomu umknąć z płonącego królestwa. Ubrana była w swój standardowy strój łowcy – czarny jak noc kombinezon, wysokie, ciężkie buty, kaptur utkany z czarnego nieba i maskę z czaszki dzikiego zwierzęcia. Val odbiła się stopą od ściany jednego z budynków, by wskoczyć na przeciwległą i wspiąć się na dach, skąd miała doskonały widok na Pierwszy Promień.
Kedite płonęło na tle czarnego nocnego nieba. Wojowniczka słyszała krzyki ludzi, czuła swąd spalonych ciał i zapach dymu w powietrzu, które powoli wciągnęła do płuc. Z lekkim uśmiechem przysłoniętym maską, zamknęła oczy, rozkoszując się wywołanym przez siebie chaosem. Chaosem, za który nie zostanie osądzona.
Bo w końcu działa na rozkaz Słonecznej Cesarzowej Nikaze. Jej i tylko jej.
Nie ma kontraktu na ten masowy mord i obalenie rządów Kedite, posiada raczej wieczny vekon, odkądwyjawiła jej, kim jest.
Rozkaz był prosty. Wszcząć bunt, zniszczyć rodzinę królewską Pierwszego Promienia nie swoimi rękoma, po odpowiednim czasie zabić uzurpatorów i oddać królestwo nowym władcom mającym objąć rządy i będącym z pewnością bardziej ugodowi dla Rady Nikaze i Cesarzowej.
Przez pięć lat w Nikaze Val nauczyła się, że po władzę nie sięga się szybko. Władza jest jak uprawianie roślin. Rwanie stojących na drodze chwastów i zasiewanie ziaren wpływów. Teraz mogła podziwiać owoce swoich działań. Lubiła patrzeć, jak za sprawą jednego zaklęcia niszczyła wszystko na swojej drodze.
Noc była młoda, a ona miała jeszcze ważniejszą dla siebie misję. Własny vekon. Zniszczenie poprzedniego Nybrisa. Gdy miała się już oddalić w mrok, dostrzegła jednak kątem oka ruch przy granicy. Dwóch mężczyzn umykało przed napastnikiem, który rzucił ostrym sierpem i ściął głowę tego biegnącego wolniej. Chłopak, którego nie dosięgła broń, uciekał na długich nogach w stronę bariery. Val kucnęła na dachu, by skryć się w cieniu, i zaczęła przyglądać się scenie.
Zginie, chcąc przeskoczyć przez barierę, czy odwróci się i stanie do walki? Ciekawił ją jego wybór, od jakiegoś czasu fascynowało ją, jakie decyzje podejmują Lumie w obliczu śmierci. Widziała jednak, że chłopak nie zwalnia, tak samo jak jego napastnik.
– Idioci – szepnęła do siebie.
Znajdowali się coraz bliżej bariery. Val nie widziała dokładnie jego twarzy, bo przysłaniała ją maska, ale dostrzegła, jak w oczach elfa rysowało się pogodzenie ze śmiercią, że gotów jest umrzeć, będąc spopielonym przez barierę, a nie z ręki tego drugiego. Prychnęła i gdy chciała już odejść, by nie patrzeć na to, co magia zrobi z jego ciałem, coś jednak ją powstrzymało. Poczuła lekkie szarpnięcie sztyletu w sercu. Jakby ostrze chciało się wyrwać ku chłopakowi i mu pomóc. Pierwszy raz zarejestrowała coś takiego. Jej dłoń mimowolnie skierowała się w ich stronę, a ona poddała się dziwnemu przeczuciu. Zacisnęła palce w pięść, by w barierze utworzyło się przejście. Jako jedna z nielicznych dostała od Cesarzowej możliwość, by manewrować barierami między poszczególnymi obszarami Nikaze w celu sprawniejszego poruszania się podczas swoich misji.
Dostrzegła, że oczy chłopaka rozszerzyły się ze zdumienia na ten widok, a obraz jego rozpaczy zmienił się w zaciętą nadzieję. Przyśpieszył, ale napastnik dopadł go, skacząc mu na plecy i razem wpadli za granicę w Centrum. Atakujący powalił młodego elfa na ziemię i zaczęli się szamotać. Ewidentnie widać było, że młodzieniec nie miał broni, mimo to starał się odeprzeć ataki buntownika, który już siedział na nim okrakiem i zaczął go dusić. Val dostrzegła, jak iskierki nadziei na przeżycie w oczach chłopaka znów przygasają, a twarz staje się blada. Do ostatniego momentu wierzył, że ucieknie. Ostrze błysnęło w dłoni atakującego. Teraz albo nigdy. Miała wybór, czy znów zabić, czy pozostawić decyzję losowi co do życia kolejnej niewinnej Lumii, która przez nią umrze.
Będzie to osiem tysięcy sześćset pięćdziesiąta druga śmierć, którą zadała, odkąd jest Błogosławioną.
Nie potrafiła stwierdzić, przy której dokładnie jej sumienie umarło.
Val znów poczuła szarpnięcie w sercu, aż zapiekła ją cała klatka piersiowa. Odczytała to jako jasny znak, chociaż nie rozumiała, co się działo i dlaczego sztylet chciał, by chłopak przeżył. Błogosławiona gwałtownym ruchem przechyliła kark w prawo i na chwilę zanim ostrze trafiło w serce elfa, złamała napastnikowi kręgosłup. Brunet szybko poderwał się na nogi i chwycił porzuconą broń, gotowy do walki z niewidzialnym przeciwnikiem, który mu pomógł. Był zdezorientowany i przestraszony, gdy szukał wzrokiem Val.
Dostrzegł w końcu zarys jej sylwetki na dachu jednego z budynków i blask złotych oczu, które mógłby pomylić z gwiazdami na niebie. Wziął głęboki wdech i wbił w nią brązowe ślepia – częściowo przysłonięte włosami oblepionymi krwią – w próbie dostrzeżenia jej twarzy.
Teraz Val mogła zauważyć, że chłopak jest w podobnym wieku do niej, a może raczej do jej ciała, bo jej umysł postarzał się o pięć lat. Nieznajomy ubrany w brudne, podarte łachmany wyglądał nędznie. Dyszał ciężko. Przez moment Nybris odniosła wrażenie, że się już kiedyś spotkali. Musiał być jednym ze szczurów, które poprowadziła do buntu.
Elf skinął głową w podziękowaniu, lecz ona tylko podniosła się z klęczek i oddaliła cicho w mrok miasta, które w przeciwieństwie do niej już spało.
Bo Śmierć nigdy nie zasypia.
Jeśli już mnie nienawidzisz, to dobrze, byłam potworem w tej historii, zanim sama o tym zdecydowałam.
Val niczym zjawa wkroczyła przez okno do swojego mieszkania, a raczej nory. Jednej z wielu, które założyła w strategicznych punktach w Nikaze, i jednej z niewielu, o których wiedziała jej matka.
Rudy elf i czarnowłosa czarodziejka spali w jej łóżku, o ile można tak nazwać materac i kilka poduszek leżących wokół niego na podłodze. Para znajdowała się dokładnie w takiej samej pozycji, w jakiej byli, gdy ich zostawiła. Zabójczyni bez wydawania dźwięku przemknęła do łazienki i ściągnęła z siebie ubrudzony kombinezon, który schowała pod spróchniałymi deskami. Zmyła krew z twarzy i znów nałożyła iluzję, by przybrać wygląd czarodziejki, która prowadzi w Nikaze swoje drugie życie. Nadała sobie imię Mev, co w języku Lumii oznacza „mrok”.
Niedbale włożyła podziurawione spodnie i podartą koszulę, a potem zatrzasnęła z mocą drzwi, wszedłszy do sypialni.
Elf i dziewczyna podskoczyli, wybudzeni przez huk. Lumia przewróciła nogą pustą butelkę po winie, które pili kilka godzin temu. Po całym pomieszczeniu walały się skrawki ubrań, książki oraz parę drobiazgów. W istocie przypominało ono norę, bo na więcej rzeczy nie było tu miejsca. Val stanęła przed tą dwójką, oczekując, że opuszczą kryjówkę, ale gdy spojrzeli na nią zdezorientowani, wiedziała, że będzie trudno wykopać ich z łóżka, dlatego zażądała:
– Wyjdźcie. – Jej ton zabrzmiał stanowczo, ale i tak wskazała głową drzwi. Musiała przygotować się na kolejną misję i nie mogła pozwolić sobie na wścibskie spojrzenia Lumii.
– Jest środek nocy – zaoponowała czarodziejka, jednak pod wpływem ostrego wzroku Błogosławionej od razu zaczęła się ubierać.
Elf jednak przykrył się starym kocem i spojrzał na nią, mrużąc oczy, gotowy się kłócić. Nikt w końcu nie chciał chodzić nocą po Dzielnicy Księżyca.
– Wyjdź – powtórzyła Val, bez problemu wślizgując się do ich umysłów.
Najwidoczniej nie stać ich na podstawową ochronę własnych jaźni w przeciwieństwie do arystokracji zamieszkującej Nikaze. Wojowniczka usunęła z ich wspomnień drogę do jej kryjówki, jak i to pomieszczenie oraz scenę, która właśnie miała miejsce. Wszczepiła w nie nowy obraz: obudzeni zdecydowali się wyjść z własnej woli, by wrócić do baru, w którym poznali się po południu.
Dostrzegła, że gdy się ubrali, ich tęczówki zasnuwała mgła, po chwili wyszli posłusznie bez słowa, a kiedy tylko zatrzasnęli za sobą drzwi, Val powróciła do swojej naturalnej postaci. Jako Nybris nie potrzebowała amuletów, więc nikt nie podejrzewał jej o podszywanie się pod kogoś, kim nie jest. Męczyła ją ciągła zmiana wyglądu i odgrywanie dwóch, a czasem i czterech ról jednego wieczoru, ale dzięki temu może stać się wytrychem otwierającym każde zamknięte drzwi.
Inne twarze i inne osobowości dawały jej ogromne możliwości. Czasem jednak zaczynała się w nich gubić, nie wiedząc, kim była, a raczej, kim chciała być.
Błogosławiona sięgnęła do garderoby po kreację, którą na ten wieczór wybrała jej matka i przysłała ją dziś rano prosto z zakładu jej ulubionego projektanta. Średniej długości suknia, składająca się z samych diamentów przetykanych złotą nicią, odsłaniała jej skórę w punktach, gdzie kryształy się nie stykały. Dziewczyna przeklęła, gdy poczuła, jak materiał opina się mocniej na jej zbyt szerokich biodrach.
Nawet sukienki na zamówienie tutejsi projektanci robią na jedyny według nich prawidłowy wymiar i nawet najgorętsze prośby i przekupstwa tego nie zmienią w obawie przed utratą reputacji i skalaniem ich nazwiska. Wymiar, w który ona nie wpasowywała się przez to, że jej ojciec nie był elfem. Nawet jej matka nie dała im satysfakcji, prosząc o inny rozmiar, bo dałoby to tylko pożywkę do szydzenia.
Val szybko nałożyła zbyt mocny makijaż i poprawiła fryzurę, wycierając jedwabną szmatką krew z włosów – pozostałości po bitwie. Czerwone pasmo zajmowało już ponad połowę długości jej włosów od nasady. Srebrny pasek metalu, który tkwił w jej sercu, zakryła pudrem i kremem, by nikt nie zadawał pytań. Włożyła buty na cienkich, wysokich obcasach i wyszła na ulicę, po czym skierowała się w stronę portalu. Zniknęła za mętnym połączeniem wiatru i wody, który przeniósł ją prosto przed Pałac Słońca w Centrum.
Musiała przyznać, że przywykła już do luksusów Nikaze. Okazuje się, że gdy Lumie nie uciekają przed oprawcami, potrafią stworzyć rzeczy, które się ludziom nie śniły. Światło w pomieszczeniach bez użycia świec, woda dostępna wszędzie, kanalizacja i portale łączące najważniejsze punkty w Centrum. To wszystko dzięki Strażniczkom Żywiołów i ich zdolnościom.
Jej zdziwienie było olbrzymie, gdy na własne oczy zobaczyła, jak bardzo Nikaze różniło się od tego, co przedstawiały ludzkie mapy. Rozrosło się, gdy czarodziejki obniżały poziom wody i ukształtowały swój nowy kraj na wzór Słońca i Księżyca.
Cienkie obcasy stukały o złote schody Słonecznego Pałacu, gdy wkraczała na bal z okazji zbliżającego się rozpoczęcia kolejnego roku w Akademii Kelio – owianej tradycjami szkoły wojskowej Lumii, która szkoliła czarodziejki i elfy w jedyny właściwy, opracowany setki lat temu sposób. To tu, na tym przyjęciu, znajdował się jej kolejny cel. Tym razem nie miała zabić, lecz wynieść informacje. Informacje, które pomogą w realizacji planu unicestwienia Daero.
Z każdym krokiem czuła na sobie coraz więcej spojrzeń Lumii. To nie zaskoczenie, że jej nie lubiły, a nawet i bały się ze względu na pozycję jej matki. Najpierw, przez pierwszy rok, gdy Val pojawiała się na salonach arystokracji Lumii zwanej isere, wszystkie chciały się z nią zaprzyjaźnić, by zyskać wpływy. Ona jednak od początku dawała im odczuć, że nie szukała przyjaciół; wiedziała, że tacy, którzy patrzą na nią przez pryzmat jej pozycji w Cesarstwie, są najmniej warci. Przypominali jej Jassa, który udawał uczucia w stosunku do niej, by na końcu i tak ją zdradzić. Wolała więc pozostawać z dala od bankietów, ślubów i imprez, by nikt do niej nie podchodził. Odgrodziła się od reszty, pozostając sama przez ostatnie lata. Przez to i przez sztylet w sercu, gdyż ten nie pozwalał jej się do nikogo zbliżyć, zaprzyjaźnić czy pokochać.
To, czego jednak o niej nie wiedzieli, to fakt, że słyszała każdą ich myśl, odbierała każdą żywioną do niej emocję, kłamstwo i prawdę, które mogła wykorzystać przeciwko nim, gdyby tylko chciała.
W końcu była córką Słonecznej Cesarzowej Nikaze – władczyni i założycielki Przylądku Nadziei.
Tereny Nikaze zostały podzielone na dwie Dzielnice – Słońca, czyli Centrum wraz z Promieniami, i Księżyca. W okręgu – Centrum – mieszkali wszyscy możni i członkowie Rady Nikaze niezaprzysiężeni z żadnym Dworem, ich rodziny, bogaci magnaci szukający autonomii od Królestw czy najpopularniejsze nazwiska z dziedziny sztuki, muzyki, projektów. Kto chciał zostać kimś, musiał się wprowadzić do dzielnicy będącej własnością Cesarzowej. Od Centrum, niczym grube promienie Słońca, wychodziło osiem królestw – dworów szlachetnie urodzonych Lumii. Val uśmiechnęła się na myśl, że właśnie dziś jedno z nich dzięki niej upadło. Natomiast w Dzielnicy Księżyca mieszkali wszyscy ci, którym nie wystarczyło pieniędzy lub statusu. Fezro – szczury, tak na nich wołano – buntownicy, kryminaliści, hołota tego Cesarstwa.
Jak co roku na tym balu jej celem pozostawał Dyrektor Akademii. To w jego umyśle grzebała od czterech lat, dowiadując się, czy ten rok jest odpowiednim, by dołączyła do Akademii. I od czterech lat wychodziła z imprezy z gorzkim smakiem porażki na języku, wiedząc, że nowi rekruci nie sprostają jej wymaganiom. Nie sprostają walce z Daero.
Val chwyciła za kieliszek wina i przechadzała się po salach w stronę głównego atrium. Wszystko było tu ze złota i bieli, poznaczone symbolami Lumor i Praboga Słońca. Rzeźbienia w suficie i kolumnach oraz freski na ścianach idealnie współpracowały z rzeźbami i złotą posadzką. Pałac Słońca zdecydowanie był cudem architektury, dopracowany w każdym calu, by przypominał Niebiosa – dom Praboga Słońca. Gdy skręciła w kolejny korytarz, napotkała ogromne lustro fenickie.
Za nim, w owalnym pokoju pełnym dywanów i szezlongów, trwała orgia. Ręce splatały się z nogami, nie wiadomo, kto przyszedł tu ze swoją parą, a kto sam, by dołączyć do reszty. Ten widok jej specjalnie nie dziwił, bo zawsze na większych przyjęciach korzystało się z takich pokoi. W parach, trójkątach, w grupie. Kto z kim chciał i jak lubił. Lumie nie oceniały kierującej innymi żądzy, jeśli czegoś chciały, to mówiły o tym bez ogródek i chwytały za to, o ile obie strony wyraziły zgodę. Val dość szybko zrozumiała, że moc Lumii bierze się właśnie z tego – pożądania i umów.
Dziewczyna przystanęła na chwilę i spojrzała przez lustro, by się upewnić, że nie ma tam celu jej ostatniej na dziś misji. Nie podejrzewałaby Dyrektora o tak jawny udział w atrakcjach wieczoru, ale musiała mieć pewność, zanim zacznie go szukać po całym pałacu.
– Piękny widok. – Błogosławiona usłyszała za plecami niski, męski głos.
Odwróciła się powoli i ujrzała młodego elfa o cwanym uśmiechu i białych, krótkich włosach, które lekko opadały mu na czoło. Miał ostro zarysowaną szczękę, na której pojawił się cień zarostu. Ubrany był w stylową, białą koszulę i kobaltowy płaszcz, a do materiału na piersi przypiął złote muszle. Kolor płaszcza okropnie drażnił dziewczynę, więc szybko skierowała wzrok ku jego oczom, by odkryć, że są bardzo jasne, praktycznie białe.
– Co kto lubi – odpowiedziała Val, zdawkowo wzruszając ramionami, gdyż nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Pierwszy raz widziała jego twarz, nie dostrzegła medalionu na jego szyi, a skoro go tutaj wpuścili, to jest kimś wystarczająco ważnym.
– Nie mówię o lustrze. – Posłał jej uśmiech i zaczął rozbierać ją spojrzeniem, a prawy kącik jego ust wygiął się ku górze. Pomknęła ku niej dziwna fala emocji – trochę zaciekawienia pomieszanego z satysfakcją.
I choć Val przywykła do komplementów, którymi raczyły ją zarówno kobiety, jak i mężczyźni, to dziś taka otwartość niezmiernie ją irytowała, bo nie miała czasu na zabawę. Posławszy mu nieśmiały uśmiech, który miał zostawić po sobie ślad tajemnicy, odeszła bez słowa, odprowadzana jego spojrzeniem. Może znajdzie tego chłopaka, gdy skończy to, po co tu przyszła.
W atrium Lumie stały już w grupach, obgadując, plotkując, starając się wpleść swoje racje i wzmocnić wpływy, a córka Cesarzowej wszystkiemu się przyglądała i zapamiętywała ich słowa, by potem przekazać władczyni najistotniejsze kwestie, a te mniej… zostawić na własny użytek.
Nikt nie zapraszał jej, by dołączyła do konwersacji, co najwyżej zerknął na nią krzywym spojrzeniem, o ile się ośmielił, bo wszyscy wiedzieli, że jeśli chciałaby rozmowy, to sama by do nich podeszła i jej zażądała. Val podniosła wyżej podbródek i popatrzyła na zebranych z góry.
Nybris dostrzegła zespoły czarodziejek – vere – i elfów – virse – którzy skończyli w tym roku Akademię i którzy bawili się dzisiaj wspaniale, upijając winem. Skakali po stołach, rzucając wyzywające spojrzenia, śpiewali, wymachując kieliszkami i ciesząc się, że przeżyli kilka miesięcy w Kelio i zyskali możliwość, by dołączyć do rankingu najlepszych zespołów rywalizujących o najkorzystniejsze zlecenia, czyli te, które utrzymają ich z dala od widma śmierci.
Val zemdliło na ten widok. To gwiazdy robiące hałas i zwracające na siebie uwagę, by zostać zapamiętanymi przez możnych i Radę. Skoro skończyli Akademię, teraz mogą przyjmować prace i zlecenia, stając coraz to wyżej na drabinie społecznej. A przynajmniej do czasu wojny.
Szkolenie w Akademii owiane było tajemnicą, tak samo jak wszystkie Próby oraz tożsamość rekrutów, którzy dołączali w każdym roku. Mówiło się, że sam trening wojskowy bardziej przypomina turniej na śmierć i życie, który trzeba przejść, jeśli chce się trafić do najlepszych vere i virse. I nawet matka Val nie miała pojęcia, co działo się za murami Kelio, bo zgodnie z najstarszymi księgami Lumii było to własne królestwo Dyrektora Blie, będącego obecnie wrogiem numer jeden Cesarzowej.
Błogosławiona przysiadła na kanapie i zarzuciła nogę na nogę, popijając kolejną lampkę wina. Nienawidziła nie mieć niczego w dłoni, a skoro nie mogła wnieść tutaj broni, to przynajmniej zajęła ręce alkoholem. W głowie powoli zaczynało jej szumieć, znów pojawiły się nieprzyjemne wspomnienia.
Pamiętała, jak Jass powiedział jej, że struktura rządów Nikaze jest trudna do pojęcia. Przez te pięć lat zdążyła całą rozpracować. Dla kogo należy być dobrym, kogo trzeba prowokować, a kogo zastraszyć, by było tak, jak ona lub jej matka chcą.
Odniosła wrażenie, że to wszystko działo się setki lat temu, a nie pięć. To, że została zamordowana przez swojego przyjaciela, kochanka, narzeczonego i ojca i przywrócona do życia jako Nybris. To, że rozpoczęła szkolenie z Kapłanką i Wojownikiem nocy z Zakonu Lumor, którego nigdy nie ukończyła, bo okazało się, że poprzedni Nybris wciąż żył, a ona okazała się dla nich nie dość dobra, by pozostali jej lojalni. To, że Daero zastawiał na nią sidła i pułapki, próbując porwać i zabić lub zniewolić, by wykorzystać do swoich niecnych planów mających na celu wytępienie wszystkich Lumii ze Świata. Daero, który zabił Fin…
Kogo?
– Ruesie, gdzie masz Dyrektora Blie? – Wyrwał ją z zamyślenia głos jednego z gości.
Val nadstawiła ucha, słysząc wzmiankę o jej celu.
– Niestety, udał się z członkami Rady pod granice płonącego Kedite. Znajdowała się tam grupa vere, którą trzeba było stamtąd bezpiecznie wyprowadzić.
Val przeklęła i zaczęła gorączkowo myśleć, jak wrócić i gdzie dopaść Dyrektora. Wtem jednak na scenie, na której Blie co roku wygłaszał przemówienie, pojawił się białowłosy elf. Ten sam elf zaczepił ją wcześniej przy lustrze fenickim. Właśnie poprawiał kobaltowy płaszcz, gdy odwrócił się do gości. Przedstawił się jako Iax, syn Dyrektora, i przeprosił za nieobecność ojca. Błogosławiona zmarszczyła brwi, bo nie wiedziała, że Dyrektor miał syna, ale bardziej interesowało ją, jakim cudem udało mu się utrzymać ten fakt w tajemnicy przez tyle lat. Skoro wróg jej matki nie chciał, by wiedziały o jego istnieniu, mogło to oznaczać tylko kłopoty.
Nie skupiała się na tym, co mówił, gdyż z pewnością miał przygotowaną przemowę. Skupiła się na jego ruchach, szybkich i precyzyjnych. Mięśniach rysujących się pod koszulą wskazujących na naturę wojownika. Oczach, które bez problemu wnikały w duszę zebranych. Charyzmatyczny jak jego ojciec. Widziała, jak czarodziejki na niego patrzyły. Przystojny i u władzy. Najgorsze połączenie.
Val długimi krokami zbliżała się do sceny, gdy Iax kończył przemówienie. Od razu znalazł się w kręgu wielbicielek.
– Wspaniałe przemówienie.
– Już nie możemy doczekać się tego roku w Akademii.
– Jak podoba ci się w Centrum?
Val zrobiła wyraźny ruch w ich stronę, rozpościerając dominującą aurę, przez którą zebrane się odsunęły.
– Też chciałabym wiedzieć. – Spojrzała na kobiety, które skuliły się pod wpływem jej wzroku i cofnęły o krok. – Jak to się stało, że nie widziałam cię wcześniej w Centrum? – powiedziała nie słodkim jak one głosikiem, lecz karcącym tonem córki Cesarzowej domagającej się wyjaśnień. Nie lubiła, gdy ktoś starał się mieć przed nimi dwiema tajemnice.
On natomiast uśmiechnął się serdecznie, ukazując dołeczki w policzkach i ignorując jej ton.
– Urodziłem się i trenowałem w Trzecim Promieniu, z dala od ciekawskich oczu, przygotowując się do dołączenia do Akademii, co szczęśliwie nastąpi w najbliższym naborze. – Otaksował ją jeszcze raz od stóp do głów, zatrzymał na chwilę wzrok w miejscu, gdzie diamenty odsłaniały skórę jej bioder. – Z tego, co słyszałem, córka Cesarzowej rzadko bywa na takich przyjęciach, zatem to zaszczyt gościć cię na balu rozpoczynającym nowy rok.
Val uśmiechnęła się cierpko, a chłód w jej zachowaniu sprawił, że czarodziejki odeszły, spoglądając na nią z wyrzutem. Spróbowała wybadać go bardziej, czy wiedział to, na czym jej zależało.
– W takim razie to coś, co nas łączy. Nie przepadamy za ciekawskimi spojrzeniami. – Zerknęła w jego szaro-białe oczy, mając wrażenie, że gdzieś już je widziała.
– Także nasze włosy mają ten sam boski odcień. Wydają się jakby pocałowane przez samo Słońce. Istnie boskie niczym samej Prabogini Słońca. – Spojrzał na resztki jej białych końcówek. – Przejdźmy się.
Chłopak położył dłoń na jej plecach i zaczął prowadzić w stronę bocznych korytarzy. Gdy mieli już odrobinę prywatności, po chwili dodał:
– Myślę, że łączy nas o wiele więcej. Z pewnością z tej znajomości skorzystamy oboje. – Poprawił kobaltowy garnitur, który przypomniał jej o tęczówkach Daero. – Wiele słyszałem o córce Cesarzowej, to zaszczyt cię w końcu poznać.
– Ciekawe, ja nie słyszałam nic pochlebnego na swój temat.
– A kto mówił o pochlebstwach? Władza nie pozwala nam na bycie czyimiś bohaterami, częściej jesteśmy postrzegani jako ci źli – szepnął konspiracyjnie. – Ale tak naprawdę to bogowie wytaczają nasze ścieżki i kierują naszymi mocami. Mam kilka pomysłów na reformy w Cesarstwie, które mogą zmienić Nikaze na lepsze.
Miał ciemne brwi, które nadawały mu charakteru i kontrastowały z jasną karnacją. Nie mógł być starszy od Val.
– Nie wiem, czy miałbyś coś, co może mnie zainteresować – prychnęła i przybrała wyćwiczony, znudzony ton. Domyślała się, że zmiany są tylko na jego i jego ojca korzyść. – Nie przepadam za Bogami.
– To powiem to wprost. – Szedł dalej, nie patrząc jej w oczy, ale wciąż trzymając dłoń na jej plecach. – Z tego, co mi wiadomo, co roku wypytywałaś mojego ojca o Akademię w najdrobniejszych szczegółach. Mniemam, że dziś pojawiłaś się z tego samego powodu. Co cię zatem powstrzymuje przed dołączeniem? Czy mogę ci jakoś pomóc, pani?
Dziewczyna spojrzała na niego uważniej. Nie podobało jej się, że tyle o niej wiedział, mimo że ona nie wiedziała o nim niczego. Jeszcze mniej podobał jej się kierunek, w którym zmierzała ta rozmowa.
– Nie wiem, czy będzie warto, nie lubię znajdować się na oczach i językach innych – wyznała zgodnie z prawdą i obejrzała się na verevirse, które oblewały się właśnie alkoholem, panosząc się po głównej sali i śpiewając. – Z pewnością jeśli ukończę Akademię, isere będą o tym mówić. To nie dla mnie.
A raczej nie dla jej roli Nybrisa działającej na każde zawołanie Cesarzowej. Nie mogła zwracać na siebie jeszcze więcej zbędnej uwagi.
– Podoba mi się twoja pewność siebie. Nie dość, że uważasz za pewne przeżycie w Akademii, to jeszcze wierzysz, że staniesz się jedną z najlepszych. – Dotknął dłonią klamki do prywatnego pokoju, który bardzo dobrze znała, czekając wymownie na jej decyzję. – Jestem ciekaw, czy ta pewność przekłada się na inne aspekty twojego życia. Może zawrzyjmy układ? Coś za coś. Jeśli chciałabyś dołączyć do Akademii, ale boisz się upokorzenia, tym bardziej z takim nazwiskiem, to pozwól, że ci tam pomogę. Wiem o tym miejscu więcej niż przeciętny kandydat. Mam też informacje, które mogą cię zainteresować.
Gdy pierwszy raz grała z Jassem w trzy pytania, nie sądziła, że kryje się za tym natura samych Lumii. Umowy, propozycje, wymiany „coś za coś” to dla nich jak narkotyk i nawyk, którego nie chcieli i nie mogli się oduczyć.
Val przez chwilę analizowała jego propozycję. Mogła go przecież zaciągnąć do pokoju, torturować, wedrzeć się do umysłu, by go zniszczyć. Tak postępowała kiedyś, ale gdy zaczęła się jej służba w roli Cesarskiego Nybrisa, wystarczająco nasłuchała się karcących wywodów matki o zabijaniu wszystkich stojących na jej drodze. A jako że chciała zadowolić Cesarzową i nie mieć poczucia winy, które naszło ją, gdy wpakowała matkę w kłopoty przy swoich pierwszych misjach, zdecydowanie powstrzymywała się od sięgania najpierw po nóż.
Wiedziała, że nie ma już szansy na rozmowę z jego ojcem przed terminem zgłoszeń na tegoroczny nabór. Z drugiej strony, szare oczy Iaxa były wyrafinowanie chłodne. Oczywiście że nie obawiała się stania pośmiewiskiem, nie miała podstaw, by nie dać rady jakiemukolwiek zadaniu w Akademii, ale skoro on chciał tak myśleć, to jej było to na rękę. Istniał cień szansy, że Iax wiedział o naborze i miał informacje, których Val potrzebowała. Musiała przynajmniej spróbować…
– Przecież wiem, że nie stronisz od korzystania z atrakcji… Wśród isere się mówi, że dużo Lumii miało szansę spędzić z tobą nie więcej niż jedną noc. Przynajmniej coś na tym zyskasz, jeśli wejdziesz tam dziś ze mną.
– Chyba nie wiesz, do kogo mówisz – syknęła. Szczerze gdzieś miała swoją reputację wśród szlachty Lumii, a tym bardziej plotki, które rozsiewali, mimo że część z nich była boleśnie prawdziwa.
Jedna Lumia na jedną noc. Tylko na tyle mogła sobie pozwolić przez ostatnie pięć lat, by nie ryzykować przywiązania się do kogoś i zrealizowania klątwy, która przyniosłaby jej śmierć.
– Wiem. – Zadarł podbródek wyżej, a w szarych oczach mignął blask. – Sprawdzam, czy jesteś tak oziębła w słowie i gorąca w dotyku, jak mówią.
– To wyzwanie?
– Dla nas obojga jak mniemam. – Zaśmiał się pod nosem.
Czuła, że tego pożałuje. To mógł być podstęp, ale nie miała innej opcji na realizację swojego planu. To w końcu nie pierwszy raz, gdy posunęła się do spędzenia z kimś nocy, aby tylko otrzymać coś w zamian, a Iax był pewny siebie, przystojny, a jego przepełnione pożądaniem zimne jak lód oczy sprawiły, że Val lekko zadrżała.
Podała mu więc dłoń, a on za nią chwycił, po czym wprowadził dziewczynę zdecydowanym gestem do pomieszczenia. Pokój był z jednej strony przeszklony. Za szkłem widać było orgię, do której dołączyło jeszcze więcej osób. Ciężkie od zapachu kadzidła powietrze i dźwięki zza szyby spotęgowały atmosferę tajemniczości i pożądania. Gdy elf zamknął za sobą drzwi, w pokoju zrobiło się ciemno, a jedynym źródłem światła stało się pomieszczenie za szybą. Stół, fotel i szezlong, tylko tyle zdążyła dostrzec, zanim jego ciało zajęło całe jej pole widzenia, gdy popchnął ją na ścianę.
Poczuła chłód pierścieni na jego palcach, gdy dotknął jej szyi. Położył dłoń na biodrze i zaczął badać jej ciało. Zawładnął całą jej prywatnością. Czuła jego bijące szybko serce i wzrok, sunący po jej skórze i wbijający się niczym igły w wolne przestrzenie między diamentami. Chwycił ją mocno za żuchwę i przyciągnął do pocałunku, jednocześnie mocniej ściskając za gardło. Przepełniała go namiętność, dzięki czemu z jego gardła wydarł się cichy pomruk zadowolenia, jakby czekał na to od dawna. Przerwał pocałunek i rozchylił jej wargi palcem, a ona delikatnie go wciągnęła. Widziała, że Iax wpatruje się w jej twarz, lecz ona wyobrażała sobie coś zgoła innego. Powoli wzięła jego palec głębiej, po czym oblizała i zacisnęła na nim wargi.
Ich wzrok się spotkał.
Val nie zwlekała. Zaczęła rozpinać mu koszulę, ale chwycił za jej ręce, uniósł i przygniótł brutalnie do ściany. Przycisnął jej ciało do swojego i zaczął całować szyję. Jego pocałunki były precyzyjne i gorące, wiedział dokładnie, w który punkt na jej ciele celować. Gdy ich języki toczyły bitwę o dominację nad tym wieczorem, Val wydała z siebie cichy jęk. Ściągnął z siebie płaszcz, a białą koszulę podwinął do linii łokci, po czym jego dłonie wróciły na pośladki dziewczyny.
Podniósł ją, pozwalając, by owinęła nogi wokół jego pasa, a sukienka podniosła się wystarczająco wysoko, by Val mogła poczuć jego rosnące pożądanie.
– Dlaczego akurat w tym roku dołączysz do Akademii? Co cię przekonało? – wydusiła jednym tchem, gdy przeszedł z nią przez pokój i przysiadł na krawędzi stołu, wciąż trzymając ją w objęciach. Chciała spróbować dowiedzieć się czegoś więcej, bo gdyby wślizgnęła się do umysłu swojej ofiary, poczułby łaskotanie, a następnie ból, gdy zaczęłaby przeglądać jego wspomnienia, a nie chciała, by nabrał podejrzeń.
– Skończyłem szkolenie, a ojciec stwierdził, że jestem gotowy.
Słodki smak kłamstwa rozlał się po jej języku.
Elf zdjął ją z siebie zwinnym ruchem, odwrócił i przycisnął plecami do swojego torsu, ustawiwszy ją między swoimi udami. Jego oddech owiał jej goły kark, a dłonie zsunęły ramiączka diamentowej sukienki. Gdy Val otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą taniec nagich ciał za szybą, ale obraz powoli się rozmazywał przez siłę doznań, kiedy jego zimne dłonie zaczęły pieścić jej piersi. Jęki za szybą stawały się coraz głośniejsze. Czuła, jak Iax wpatruje się w widok przed nimi i oddycha tak samo ciężko jak ona. Razem oglądali ten spektakl, napawając się przewagą, że oni mogą im się przyglądać, sami pozostając niezauważonymi. Elf położył brodę na jej ramieniu i zaczął szeptać do ucha niskim głosem:
– Co cię powstrzymuje, by dołączyć do Kelio?
Mój cel. Daero.
– Lumie. Nie chcę trafić na słaby zespół. – Zdecydowała się na półprawdę.
Ugryzł ją mocno w szyję, prawie jakby chciał zasmakować jej krwi, a jego śmiech poniósł drżenie w dół jej kręgosłupa.
– To tak jak ja. To już kolejna łącząca nas rzecz.
Przycisnął ją do siebie mocniej, gdy włożył dłoń między jej uda.
– Byłabyś jedną z silniejszych czarodziejek, czyż nie? – szepnął, po czym wepchnął w nią palce, nie dając szansy na odpowiedź.
Val odchyliła głowę, by oprzeć ją o jego pierś. Zapach piżma i mięty uderzył w jej nozdrza, kiedy zaczerpnęła powietrza, odurzona dozą przyjemności. Słyszała, jak chłopak dyszy jej do ucha, rozgrzewając jej ciało do reszty. Jęknęła, by wiedział, że sprawia jej przyjemność i ma kontynuować. Przez cały czas myślała o tym, że potrzebuje dowiedzieć się od niego, jakie czarodziejki dołączą do Akademii w tym roku, ale dała się ponieść przyjemności, odkładając na chwilę obowiązki na bok.
Założyła mu rękę na kark, by się go przytrzymać, gdy przyśpieszył masowanie jej palcem na zewnątrz, podczas gdy dwa pozostałe rytmicznie i na przemian wsuwały się i wysuwały, wiodąc ją na skraj przyjemności. Czuła, jaka była już mokra, a on twardy, ale Iax najwyraźniej chciał napawać się dłużej oglądaniem innych i jednoczesnym dotykaniem jej ciała.
Val poczuła, że materiał jej sukni zsuwa się z jej ramion, odsłaniając całkowicie piersi. Jego zimne ręce zaczęły ponownie je masować i drażnić twarde sutki. Wygięła plecy w łuk i naparła mocniej na twardość w jego spodniach, domagając się więcej.
Iax podniósł ją lekko i skierował się w stronę przeszklonej ściany, by przycisnąć do niej klatkę piersiową dziewczyny, podczas gdy rozpinał spodnie. Docisnął ją swoim ciałem do szkła, za którym zbierało się coraz więcej gości. Podniósł jej udo i wbił się bez problemu w jej ciepłe, wilgotne wnętrze.
Val wypuściła powietrze z jękiem, przez co szyba przy jej twarzy zaparowała. Położyła dłonie na tafli, by zachować równowagę, gdy jej kochanek zaczął się coraz gwałtowniej poruszać. Ich wzrok spotkał się w odbiciu. Ich oczy mówiły, że byli upojeni doznaniami. Widziała w jego spojrzeniu coś ciekawego, coś przypominającego spełnienie. Naparł na nią mocniej, a ona opuściła powieki i odpłynęła, dając się ponieść doznaniom.
Val czuła swoje rosnące podniecenie i wilgotne pocałunki na karku, które stały się już bardziej chaotyczne. Iax dyszał ciężko. Ona zresztą też, dociskając policzek do szyby, która zaczynała parować.
Doszła sekundę przed nim. Czuła, jak mocno się na nim zaciska, gdy on chwyta ją za szyję i lekko poddusza, spuszczając się między jej udami. Był to dobry seks, bo zarejestrowała, że jeszcze chwilę po wszystkim jej nogi drżały z wysiłku i mocnego orgazmu.
Gdy tylko chłopak się odsunął, ona zrobiła to samo i zmierzyła go wzrokiem. Gdy zapinał koszulę, widziała, że jest z siebie zadowolony, a gdy napłynęły do niej jego emocje, wiedziała, że od dawna nie dotykał kobiety, a mimo to miał pewne poczucie winy i ogarnęło go silne podniecenie.
– Jak mogę cię przekonać? – zapytał flirciarsko. – Dołącz do Kelio. Uwierz mi, warto. Mielibyśmy szansę to powtórzyć – oświadczył, zapinając spodnie. – To będzie dobry rok dla czarodziejek. A jeśli dołączysz, to zyskasz mocnego sojusznika. – Przybliżył się jeszcze raz i położył dłoń na jej szyi.
Chwyciła gwałtownie za jego nadgarstek, powstrzymując go przed dalszą pieszczotą.
– Chcę wiedzieć, czy warto dołączyć. Czy pojawią się w tym naborze silne czarodziejki.
Zawahał się przez chwilę, nie wiedząc, czy może wyjawić ten sekret.
– Mogę ci zagwarantować, że lepszego momentu dla ciebie nie będzie. Nie wiem, w jakim znaku jesteś urodzona, ale pierwszy raz pojawią się aż trzy urodzone w trzech różnych żywiołach. Wodzie, ziemi i powietrzu. Pewnie jedna ci wystarczy, by mieć pewność, że dołączysz do dobrego zespołu.
Gdyby ktoś się dowiedział, że zdradził jej znaki przyszłych kadetów, byłby już martwy. Iax był jednak nietykalny jako syn Dyrektora prowadzącego Kelio ku świetlności od momentu powstania Nikaze.
Poczuła, że jej serce przestaje bić, zaciskając się mocniej na ostrzu. W końcu jej się udało. W końcu, po czterech latach, trzy czarodziejki, których potrzebowała do realizacji swojego planu, się pojawiły.
Widząc jej uśmiech, Iax także się uśmiechnął, posyłając jej tym razem ciepłe spojrzenie, w którym wciąż tańczyły iskierki pożądania.
– Nie kłamałem. Pomogę ci tam i liczę, że w potrzebie ty pomożesz mnie.
– Nie interesuje mnie współpraca – odpowiedziała szybko, nie chcąc mieć niczego więcej wspólnego z synem największego wroga jej matki.
– Teraz tak mówisz, ale może zaczniesz potrzebować sojusznika, z którym wiele cię łączy – powtórzył to trzeci raz, jakby naprawdę chciał w to wierzyć.
Chwilę potem wymknął się z pokoju, zostawiając ją samą i nie dając szansy na kolejny sprzeciw z jej strony. Już dostała od niego to, czego chciała. Nie potrzebowała więcej. Nie chciała więcej.
Val opuściła Pałac Słońca, wiedząc, że musi zapisać się do Akademii jako czarodziejka urodzona w żywiole ognia. A jeśli stworzy vere wraz z resztą czarodziejek urodzonych w żywiołach, z tak potężną mocą… uzyskają najsilniejsze gwiezdne połączenie, jakiego jeszcze żadnemu z zespołów nie udało się osiągnąć.
Wtedy w końcu pojawi się szansa, by pokonać Daero. Dziewczyny nie będą zbyt silne, by go zniszczyć, z pewnością zginą, ale jeśli Val je wyszkoli, to staną się zdolne kupić jej swoją śmiercią czas, by mogła zadać mu ostateczny cios.
Wiedziała, że nie jest w stanie go zabić, nie znając jego ozgosu, ale z nimi będzie mieć szansę go unieruchomić i obezwładnić do czasu, aż odkryje, jak go roznieść na kawałki. Lecz zanim to się stanie, zamierzała rozkoszować się każdym jego jękiem, kroplą krwi i spojrzeniem błagającym, by przestała, co sądziła, że nie nastąpi zbyt szybko. Mieli przed sobą całą wieczność.
Nie było dnia – odkąd Val przebywała w Nikaze – podczas którego nie złościła się na siebie, że puściła Ryo wolno. Wystawiła się na niebezpieczeństwo, bo Kapłanka z pewnością powiedziała Daero o niej wszystko, czego się dowiedziała, by tylko wkupić się w jego łaski. Nybris żywiła przekonanie, że gdy tylko Ryo wydusiła z siebie ostatnią cokolwiek wartą informację, została zabita. Val liczyła, że brutalnie.
Z drugiej strony, Błogosławiona już nie uważała się za tę samą osobę, którą była pięć lat wcześniej. Pocieszała się więc, że ponad połowa rzeczy, o których dawna przyjaciółka wiedziała, nie miała już racji bytu.
Największą różnicą między tą a dawną, niedoświadczoną Val, było sumienie. Nie potrafiła stwierdzić, kiedy dokładnie je straciła. Za dwutysięczną czy za wczorajszą zadaną śmiercią? Czy wtedy, gdy odcięła kogoś od środków do życia, czy gdy wycięła serce z piersi kolejnej ofiary? Przez chwilę rozważała, czy dałaby radę zastąpić nim swoje, byleby tylko pozbyć się sztyletu.
Z zamyślenia wyrwało ją dotarcie do celu. Przed przyjściem tutaj odwiedziła kolejną swoją norę w Dzielnicy Księżyca, by przebrać się adekwatnie do panującej w tej strefie mrocznej atmosfery składającej się na unoszący się wszechobecnie odór, biedę i krew. Mały bar, będący praktycznie jej drugim domem, otwarty był od godziny, dlatego już z ulicy słychać było gości i głośną muzykę.
Pamiętała, jak po przybyciu do Nikaze upiła się któregoś dnia prawie do nieprzytomności i pierwszy raz zawędrowała do Dzielnicy Księżyca, gdzie ktoś próbował ją zabić i okraść. Gdy napastnik zorientował się, że ona – mając sztylet między żebrami – wciąż się śmiała i daleko jej było do umierania, Nybris musiała go zabić, by nikomu nie powiedział, co zobaczył. Od tamtego czasu była ostrożniejsza, przybrała nowe imię i wygląd na czas, gdy przekraczała granicę między Słońcem a Księżycem, ukrywając swoją tożsamość.
Lumie rozstąpiły się przed lokalem, by zrobić jej przejście do drzwi baru. I choć nie przedstawiała się tu jako córka Cesarzowej, znana była pod innym imieniem, które tak samo ciążyło na języku i przywoływało mdlący smak autorytetu. Wysokie, ciężkie buty wydzwaniały rytm, gdy metalowa podeszwa spotkała się z brudnym kamieniem w progu.
– Mev! – Barmanka powitała ją uśmiechem, poklepała po ramieniu i od razu nalała drinka. – Już się obawiałam, że coś się stało, bo nie przyszłaś, gdy otwieraliśmy.
W barze Pod Czaszką jak zawsze panowały ciemności. Ciężkie, welurowe kotary zwisały z sufitu, zasłaniając wszystkie okna i wyjścia, by patrole nie zobaczyły czegoś, czego nie powinny. Duszący dym kadzideł miał choć trochę zamaskować przykry zapach roztaczany przez gości, których nie stać było na bieżącą wodę czy perfumy. Klub był pełny, ale przy barze jak zwykle panowały pustki, bo każdy wiedział, że przy kontuarze z przodu załatwia się szemrane sprawy, a ten, który faktycznie służy do zamawiania alkoholi, znajduje się z tyłu. Ten, kto się pomylił, był od razu wyprowadzany i uznany za szpiega ze Słońca.
Wszystko tutaj było czarne: podłoga, fotele, nawet ubrania ludzi miały wszystkie odcienie czerni i szarości, bo na nich nie widać krwi. Jedynie kolorowe kosmyki czarodziejek nie pasowały do otoczenia. Łatwiej przychodziło je przez to zlokalizować w pomieszczeniu. Val dostrzegła znane jej już turkusowe włosy podrygujące na podeście w rytm muzyki. Gdy usiadała przy barze, mruknęła do barmanki:
– Interesy. – Błogosławiona uśmiechnęła się lekko i rzuciła na ladę szmaciany worek z diamentową suknią, którą miała na sobie godzinę temu, i popchnęła go delikatnie w stronę czarodziejki. Przed sobą położyła ukradzioną dla kogoś księgę.
Barmanka spojrzała trochę nieufnie na prezent, bo nigdy nie wiedziała, czy będzie to głowa, dokumenty, czy flaki jakiejś Lumii. Val zadbała o swoją reputację. A raczej to Mev zapracowała na nią jako najemniczka, złodziejka, szmuglerka i sabotażystka. Barmanka zaczęła powoli rozwiązywać worek i gdy dostrzegła iskrzące się diamenty, jej oczy o białych tęczówkach zrobiły się okrągłe, a ona sama szybko zamknęła worek i schowała go pod ladą.
– Oszalałaś, Mev – rzuciła od niechcenia, ale jej ton zdradzał, że kamień spadł jej z serca.
Val wiedziała, że kobieta od jakiegoś czasu miała problem, by utrzymać bar. Rada Nikaze chciała się go w końcu pozbyć, więc z miesiąca na miesiąc zwiększali opłaty.
– Pojebało cię? Będę mieć przez to kłopoty.
– Iqua – westchnęła, wymawiając imię czarodziejki. – Rozpruj całą suknię, sprzedawaj diament po diamencie w odpowiednich odstępach czasu, inne zmiel i przerób, niektóre, te większe, nadadzą się na pierścionki. Prędzej czy później ktoś kupi je od twoich ludzi.
– Czy jest sens, bym pytała, skąd to masz? – Zerknęła na Nybrisa z podziwem i iskierką dezaprobaty.
W tej dzielnicy kradzieże i bijatyki to norma. Natomiast czym innym było okradać bogate Lumie z Centrum czy te mieszkające w Promieniach.
– Nieważne. Czuję przecież zapach tych perfum. Znów złowiłaś jakąś isere na piękne oczy? Nie rozumiem cię, Mev.
Ja siebie też nie rozumiem. Dlaczego lepiej czuję się w brudzie i we krwi pośród ludzi, którzy zabiliby mnie, gdyby dowiedzieli się, czyją córką jestem?
Gdyby Iqua miała świadomość, że Val jest jedną z nich – isere z arystokracji – wywaliłaby ją na zbity pysk. A gdyby dowiedziała się, że jest córką Cesarzowej? Zajebałaby ją na miejscu. Sama Val w tym barze rzucała nożami do podobizny swojej matki wywieszonej na ścianie.
– Przychodzisz tu i pachniesz jak złoto i diamenty, by wąchać szczyny i wódkę. Jeśli pierdoliłaś się z kimś z góry, to powinnaś skorzystać z faktu, że masz dach nad głową i śniadanie z rana. – Słyszała gorycz w głosie barmanki, bo wszystko, co wiązało się z isere, smakowało dziewczynie za kontuarem pleśnią.
– Przepraszam, że przeszkadzam. – Podeszła do nich starsza kobieta ubrana w łachmany i podarte ręczniki, po czym spojrzała na ladę. – Jeśli się nie mylę, to dla mnie.
Val podała jej księgę, którą ukradła z biblioteki szkolnej w Dzielnicy Słońca. Był to elementarz z podstaw magii.
– Tej książki potrzebowałaś? – upewniła się Błogosławiona, widząc poranione palce staruszki potajemnie uczącej dzieci panować nad swoją mocą.
– Tak dokładnie tej. Dziękuję – mruknęła pod nosem szybko, wyjęła monetę i podała ją Val, chcąc natychmiast zniknąć z jej pola widzenia.
– Zachowaj pieniądze – poleciła Nybris. – Powiedz mi, czy wiesz coś nowego? Jakieś nowe wieści?
Kobieta zastanawiała się chwilę, wybierając uważnie, co może zainteresować jedną z najbardziej niebezpiecznych fezro w tej dzielnicy.
– Wczoraj grupa vere zabrała z domu jedną czarodziejkę wbrew jej woli.
– To nic nadzwyczajnego, że zabierają Lumie na przesłuchanie.
– Zabrali ją na południe, nie na północ do Centrum. To już któryś przypadek w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Może zaczynają wysyłać nas na śmierć bez procesu…
Val zmarszczyła brwi, nie uznając tej informacji za przydatną, a zobaczywszy jej niezadowolenie, kobieta dodała:
– Słyszałam, że Herr miał nową klientkę.
– Wszczepił jej mechanicznie skrzydła czy może dostała sztylety, które zawsze trafiają w serce? – zakpiła barmanka.
Herr był fezro, który uwielbiał eksperymentować. Opracowywał nowe bronie, mechaniki i eliksiry mające pomagać Lumiom. Niestety, zazwyczaj jego eksperymenty kończyły się śmiercią ochotnika, który dopuścił do siebie dłonie Herra, wierząc, że ten pomoże mu przetrwać kolejny dzień w Księżycu.
– Podobno dał jej swój najlepszy model, ten, nad którym pracował tyle lat, bo miała przy sobie podejrzanie wiele złota. Herr podejrzewa, że przygotowuje się do dołączenia do Akademii, stąd jej chęć podjęcia ryzyka.
Barmanka zagwizdała, a Val ruchem dłoni pozwoliła kobiecie odejść z księgą, mimo że informacje wydawały się niezbyt przydatne.
– Kolejne fezro, które musi dać na sobie eksperymentować, by spróbować przetrwać w Akademii.
Błogosławiona z chęcią porozmawiałaby z barmanką o Kelio, ale wtedy usłyszała słodki głos za plecami:
– Hmmm, ktoś tu pachnie, jakby pierdolił arystokrację – odezwała się dziewczyna o turkusowych lokach, pocałowała ją w policzek i usiadła obok. – To dla ciebie. – Podała Val kopertę, którą ta od razu schowała w czarnym, podziurawionym skórzanym płaszczu.
Iqua polała im do kieliszków w kształcie czaszek ich ulubiony alkohol, patrząc z niesmakiem na siniaki na rękach czarodziejki, która się dosiadła.
– Jakieś wieści, Yuri? – spytała Val, skupiając się na dziewczynie.
Ta spięła wysoko turkusowe loki, by po chwili pochylić się do kieliszka, wziąć go w usta bez użycia rąk i przechylić głowę, pozwalając, by niebieski napój spłynął w dół jej gardła. Miała lekko posiniaczoną twarz i wyglądała, jakby nie spała od miesiąca. Metalowa obręcz na szyi lekko odcisnęła się jej na skórze. W końcu w Dzielnicy Księżyca nikt nie jest w stanie pozwolić sobie na drogą biżuterię, więc czasem i zwykły drut może posłużyć za ozdobę. Lumie uwielbiały błyszczeć, nawet jeśli oznaczało to noszenie taniego żelaza, które kiedyś było pewnie szprychą w powozie.
– To, co zawsze. Wróciłam wczoraj z czterodniowych zwiadów. W Ita panuje teraz spokój, chociaż chciałabym wiedzieć, do kogo z pałacu przemycam dla ciebie te wiadomości. Pachną męskimi perfumami.
– Sukienki czarodziejek, listy od żołnierzy, zdecydowałabyś się, Mev. – Iqua pokręciła karcąco głową, ale się uśmiechnęła. Od zawsze próbowała grać matkę, bo była jedną z pierwszych Lumii, które trafiły do Nikaze. – W czym ta bidulka wróci do domu, skoro zwędziłaś jej sukienkę? – Zaśmiała się pod nosem, ciesząc się na myśl, że kolejna isere padła ofiarą jej znajomej.
Val nie odpowiedziała jej słowami, ale chytrym uśmiechem, przybierając maskę fezro – szczura. Lubiła swoją rolę kryminalistki, Lumii z Dzielnicy Księżyca. Wtopiła się w tłum idealnie. Zmieniła rysy twarzy na ostrzejsze, kolor oczu, nos i usta. Jako Mev zakładała znoszone ubrania, będące pozszywanymi skrawkami materiałów znalezionych na ulicy. Miała długie włosy w kolorze nocy, z fioletowymi końcówkami, na których nie widać śladów krwi. Kolczyki zdobiły całą jej twarz, a tatuaże i blizny pokrywały jej ciało. Niektóre z nich były prawdziwe, inne to tylko iluzja. Tak jak sama Mev.
– Znów próbowałaś przeczytać list? – zmieniła temat Val, dostrzegając, że pieczęć została naruszona.
– Czytałam go i znów nic nie rozumiem! Nawet jak to jakieś sprośne wiadomości wymieniane z jakimś ludzkim arystokratą lub żołnierzem, to mogłabyś się podzielić szczegółami, a nie od lat piszecie ze sobą pierdolonym szyfrem. Chciałabym zrozumieć mózgi ludzkich mężczyzn, jak piszą, jak czują, jak się pierdolą.
– Tego ostatniego nie potrafią, tyle ci powiem – zażartowała Iqua i podeszła do jednego z informatorów, który stanął po drugiej stronie baru, by przekazać wieści.
– A ty? Jakaś kolejna sprawa do załatwienia, czy dziś odpoczywasz? – rzuciła Yuri do Błogosławionej i lekko się przysunęła, by położyć podbródek na jej ramieniu.
Val nie miała nawet po co wspominać o Kedite. W Księżycu każdy ma w poważaniu to, co się dzieje na dworach arystokracji Lumii. I może nawet gdyby ucieszył je upadek jednego królestwa, to wiedzą, że zastąpi je nowe.
Błogosławiona wzięła głęboki wdech, by wyznać jej powód swojej dzisiejszej i jednocześnie ostatniej wizyty w pubie. W końcu zamierzała przystąpić do Akademii jako Val, nie Mev. Co znaczyło, że Mev musi zniknąć, a raczej zginąć podczas jednej z prób w szkole. Nie miała innego wyboru, niż uśmiercić swoją fałszywą tożsamość, bo w końcu jak wytłumaczyłaby fakt, że nie widywano jej przez ponad pół roku, skoro nie było przejścia przez Mur? Val i tak spędziła z nimi dość czasu, by już poczuć, że pozwoliła sobie na zbyt wiele. Nie zasługiwała na przyjaźń, skoro miała tyle sekretów, o miłości także nie było mowy.
– Wyjeżdżam – szepnęła, próbując ukryć zdenerwowanie w głosie.
– Dobre – zaśmiała się. – Gdy już będziesz za Murem, przywieź mi trochę butelek tego ludzkiego brązowego alkoholu i serce jakiegoś chłopca. – Uśmiechnęła się, kpiąc z niej, ale twarz Mev pozostawała poważna.
Val dobrze wiedziała, że nie dało się opuścić Nikaze z własnej woli. Jedynie takie czarodziejki jak Yuri – wywiadowczynie mogły przekraczać granice z woli Cesarzowej, by penetrować Świat i wykonywać zlecone im misje. Dlatego od razu obrała ją za cel. Przekonanie czarodziejki do zostawienia pierwszego listu w Ita, który odebrał Oryx, okazało się trudne, ale za każdym razem wyświadczała jej przysługi. Pod tym względem Lumie na górze czy na dole Nikaze się nie różniły. Liczył się tylko zysk płynący z umowy.
– Za dwa dni dołączam do Akademii na nowy nabór.
Yuri zrzedła mina, odsunęła się od Błogosławionej i popatrzyła na nią badawczo.
– Po co, Mev? Jeśli potrzebujesz miejsca do spania, jedzenia, spokojniejszej pracy, możesz zostać tutaj. Nie proś się o kłopoty.
Yuri stanowiła idealny przykład Lumii, która skończyła Akademię żywa, ale z negatywnym wynikiem, przez co trafiła jej się niewdzięczna rola wywiadowczyni. Równie niebezpieczna co wykańczająca.
– Wiem, co robię.
– Nie wiesz – żachnęła się. – Iqua, powiedz jej, że to zły pomysł.
Barmanka spojrzała na nią podejrzliwie. Szczury dołączały do Akademii tylko wtedy, gdy nie miały co ze sobą zrobić, pozbawione mieszkania, pieniędzy, jedzenia zgłaszały się do Akademii, by próbować swoich sił i zawalczyć o choć trochę lepsze życie. Co innego isere, one dołączały tam, by zyskać sławę.
– Nie dasz rady – stwierdziła takim tonem, jakby był to oczywisty fakt, a to zabolało Val jeszcze bardziej.
– Nie wiesz, jaki mam znak – prychnęła lekko wzburzona Błogosławiona. – Może jestem urodzona w żywiole i skopię im wszystkim dupy.
Nybris szybko odkryła, że w Nikaze każda czarodziejka oprócz Strażniczek Żywiołów ukrywała to, w jakim jest znaku czy arkanie. Tym samym nie chciała zdradzać swoich słabości, czym mogłyby sobie zaszkodzić. Jedyny wyjątek stanowiła Akademia. Zapisując się tam, trzeba było podać swój znak, by dyrekcja wiedziała, jaki jest potencjał w danym roku. Natomiast surowo zakazane było mówienie któremukolwiek z uczniów o swoich zdolnościach, by łączenia przebiegły zgodnie z naturą, a nie pod wpływem intencji czarodziejek chcących wybrać najsilniejszy zespół. Dziewczyna mogła się domyślić, że w praktyce wyglądało to inaczej.
– Jesteś głupia. Dobrze wiesz, jak to tam działa, powiedz jej, Yuri.
Czarodziejka spojrzała na nią czerwonymi oczami, otaksowując od stóp do głów, jakby szukała przyczyny jej decyzji. Barmanka kontynuowała:
– Jesteś idiotką, która próbuje udowodnić, że tacy jak my są coś warci? Może i tu nie masz czego się bać, ale tam… może i miałabyś szansę, gdybyś nie była fezro. Kurwa. – Iqua rzuciła szmatą. – Teraz rozumiem ten podarunek. To po to, żebym się nie wściekała? Chciałaś mnie udobruchać?
Tylko trochę.
– Może miałabyś szansę, gdybyś trafiła do pary z silną czarodziejkąprzy pierwszym dobieraniu – dodała Yuri. – Bo jeśli nie, możesz skończyć jak ja lub jeszcze gorzej.
Val cisnęła się na język salwa przekleństw, ale ogarnął ją żal, że najbliższe jej czarodziejki w ogóle w nią nie wierzyły. Miała ochotę wykrzyczeć im swój plan, kłamiąc, że jest w żywiole ognia i zamierza zwerbować do zespołu pozostałe trzy czarodziejki urodzone w reszcie żywiołów, by stworzyć najsilniejsze możliwe gwiezdne połączenie. Nie mogła jednak tego zdradzić, przecież nie powinna tego wiedzieć, bo niby skąd. Dlatego ugryzła się w język.
Wiedziała, że nie może wybuchnąć i się z nimi pokłócić, bo przyszła tu nie tylko, by się pożegnać, ale zyskać przewagę, już na przedmetku stając do walki o najsilniejsze czarodziejki. Znała proces przeprowadzania prób w Akademii, ale nie znała realiów przebywania tam. Atmosfery, ludzi, poczucia walki o zespół i przetrwania. Wiedzieli to tylko fezro, które przeżyły, bo gdy pytała o to isere, zawsze mówili o szkole jak o idealnym i bezpiecznym miejscu, gdzie wszyscy pozostają sobie życzliwi. A w to Val nie wierzyła.
Starała się więc przyjąć kojący i spokojny ton, patrząc dziewczynie w oczy i licząc, że ulegnie i w końcu opowie jej swoją historię.
– Jak tam jest, Yuri?
Ta burknęła coś pod nosem i tak, jak Val się spodziewała, znów zaproponowała umowę.
– Powiem ci, co musisz wiedzieć, ale w czymś mi dziś pomożesz. – Spojrzała na nią ciekawskim wzrokiem i powtórzyła dobrze znaną mantrę Lumii: – Coś za coś. Nic za darmo.
Yuri – widząc, że Mev zgodziła się kiwnięciem głową –wzięła butelkę zza baru i skierowała się w stronę balkonu. Błogosławiona poszła za nią, czując spojrzenie barmanki na plecach. Była pewna, że zraniła ją swoją decyzją, bo czuła, że Iqua w pewnym sensie traktowała ją przez te lata jak córkę. Wiedziała, że przyjdzie jej zerwać ten bandaż prędzej czy później, dlatego zdusiła żal w piersi i emocje, które zaczynały się tlić, po czym ruszyła za młodszą czarodziejką w stronę wnętrza baru.
Drobne noże kołysały przy udzie Val, sztylety ocierały się o jej łydkę w wysokim, wiązanym bucie. Szła za czarodziejką przez salę, gdzie Lumie tańczyły do muzyki, którą inna czarodziejka wytwarzała za szybą dzięki magii powietrza. Część gości całowała się na szezlongach. Niektóre elfy wbijały już igły w szyje czarodziejek, by chwilę potem przycisnąć język do rany. Zlizywały krew działającą na nich jak narkotyk. Elfom dawała siły, a czarodziejkom ukojenie, jednak za cenę szybkiego uzależnienia.
Wydawało jej się, że działo się to w poprzednim życiu, gdy porwał ją chłopak będący jej strażnikiem, a jego kompani wbili szkło w jej ciało, by zebrać jej krew do fiolek. „Jest cenna”, mówili. Mieli rację. W małych ilościach wzmacniała elfów, w za dużych uzależniała zarówno ich, jak i czarodziejki, przez co stawali się słabi. Ci tutaj z pewnością byliby w stanie zabić za chociaż kroplę.Nigdy nie pozwoliła posmakować nikomu swojej, mimo że chciała poczuć tę błogość rysującą się na twarzy dziewczyn. Obawiała się, że uzależni się od elfa i znów przybliży się do wypełnienia swojej klątwy przez połączenie, więź rodzącą się między dawcą a biorcą.
Yuri otworzyła jej drzwi na balkon, a brzęczący metal na jej wyzywającej sukience zabłysnął w świetle dwóch księżyców. Długi łańcuch na szyi zalśnił w miejscach, w których nie pokrywała go rdza.
Stanęły przy balustradzie i patrzyły na Bramę rysującą się pośrodku pustkowia. Długa czarna ściana rozpościerająca się na horyzoncie odgradzała Dzielnicę Księżyca od Królestwa demonów – Mourte. Mur i Brama. Dwa ogrodzenia separujące Nikaze kolejno od ludzi i demonów. To cena, jaką zapłaciły Lumie. Bezpieczny, pozbawiony ludzi przylądek, jednak z przejściem wprost do piekła. Coś za coś, nic za darmo. Nawet Lumor trzymała się tej zasady, bo może i Lumie zyskały swój azyl, ale na plecach ciągle czuły powiew śmierci, który mimo że kontrolowany przez władze Akademii, wciąż budził niepokój.
– Byłaś tam? – zagadnęła Val, wskazując głową Bramę.
– Raz. Podczas jednej z prób. Ledwo ją przeżyłam. Wrócenie przez Bramę do Nikaze było jak wyjście z jeziora, pod którego powierzchnią wstrzymywało się powietrze ponad tydzień, a przebywałam w tamtym miejscu tylko godzinę. Tam jest ciemno jak pod wodą, słychać, jak demony się przemieszczają. Nie da się przemknąć obok nich niezauważenie, możesz tylko się modlić, by cię nie znalazły, gdy schowasz się pod kamieniem.
– A sama Akademia? Też dusiła swoimi zasadami?
– Mniej przerażająca, ale okrutna, szczególnie jeśli jesteś szczurem. Te kurwy ze Słońca myślą, że mogą tobą pomiatać i traktować jak służbę tylko dlatego, że mieliśmy tyle godności, by nie wejść w dupę Cesarzowej czy innej ważnej zdzirze. – Jej głos stał się ostrzejszy przez przywrócenie wspomnień i moc alkoholu. – Znam cię, Mev. Wiem, że nie odpuścisz, dlatego powiem ci, co wiem, byś mogła pokazać tym pizdom, że fezro nie należy lekceważyć, tym bardziej że większość z nich nie potrafi nawet porządnie walczyć.
Przechyliła butelkę i pociągnęła spory łyk, po czym podała szkło Val, by ta zrobiła to samo.
– Najpierw masz trzy Próby. Każdego roku są inne, tylko jedna się powtarza. Przejście samemu przez bramę i wytrzymanie tam godziny. Jeśli zdasz je dobrze i poradzisz sobie na ćwiczeniach, znajdziesz się wysoko w rankingu i pozwolą ci wybrać do pary jakąś inną czarodziejkę, z którą stworzysz więź. Sęk w tym, że oni nigdy nie pozwolą ci zajść wysoko. Nie chcą, by tacy jak my mogli wybierać swoje drużyny. Byśmy nie postawili na kogoś z arystokracji. – Splunęła za balkon w przepaść. – Musisz wybrać najsilniejszą, której znak lub arkan jest kompatybilny w rozkładzie z twoim. Znak, którego przypomnę ci, nie znasz. To największe utrudnienie.
Drzwi do klubu się otworzyły, lecz gdy Yuri i Val łypnęły wzrokiem na gości, ci od razu wycofali się z powrotem do środka.
– Potem razem przechodzicie Próby, ćwiczycie i dobieracie dwie kolejne czarodziejki. W międzyczasie każda z was wybiera swojego elfa. Tak tworzycie ósemkę. Łączenie z elfami to akurat ta przyjemniejsza część, o ile nie staniesz się pośmiewiskiem, typując w łączeniu zadufanego w sobie dupka. A potem czeka was końcowe starcie tam, całym zespołem – pokazała przed siebie – za Bramą. Jeśli przeżyjecie, staniecie w rankingu jako kolejny verevirse kończący Akademię.
Val w poważaniu miała te elfy. Byli i tak za słabi, by mieć jakiekolwiek szanse z Daero. To na czarodziejkach jej zależało.
– A jeśli nie przejdziemy Próby za Bramą? Co jeśli ktoś z nas zginie?
– Zespół się rozwiązuje, nie ma sławy i rankingu. Ci, co przeżyją, mogą służyć dalej, ale na niższych stanowiskach. Bronić Muru Nikaze, być wywiadowcami lub mięsem armatnim przy Bramie.
Val przeskoczyła przez barierkę i usiadła na znajdującym się za nią balkonie, a Yuri do niej dołączyła. Spojrzały na jaśniejące gwiazdy.
– Musisz jednak wiedzieć coś, o czym nie mówi się oficjalnie. – Pochyliła się w jej stronę. – Isere