Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Fascynująca podróż w czasie, podczas której razem z Piotrem Wierzbickim czytelnik zatrzymuje się w niemal każdym zajeździe lub hotelu, który kiedykolwiek pojawił się na planie Warszawy czy w przewodnikach dla podróżnych. Autor – varsavianista od lat publikujący w „Skarpie Warszawskiej” i oprowadzający wycieczki po stolicy – drobiazgowo analizuje każdą wzmiankę o obiektach bazy noclegowej, a przy tym barwnie opowiada o atmosferze dawnych czasów. Część I to solidne kompendium na temat warszawskiego hotelarstwa w zamierzchłych czasach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 353
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
ROZDZIAŁ 1
HOSPES HOSPITI SACER
Żadna bodaj gałąź gospodarcza nie jest tak ściśle związana z rozwojem ludzkiej kultury jak hotelarstwo. Kultura, w całem tego słowa znaczeniu, buduje, stwarza nowe wartości, by wznieść ludzkość na wyższy poziom; możliwe to jest jednak tylko wtedy, gdy zarówno między jednostkami, jak i całymi narodami panuje ciągły ruch, który oznacza wzajemną wymianę wszelkich dóbr materialnych, oraz idealnych, a ludzkość, jako całość, zyskuje na tym procesie wymiany.
„Restaurator i Hotelarz Polski” 1929, nr 9
Tytułowa łacińska maksyma, którą po polsku można ująć w słowach „Gość gospodarzowi święty”, od tysięcy lat przyświeca, a przynajmniej powinna przyświecać, każdemu właścicielowi i pracownikowi przybytku, w którym strudzony podróżny znajdował schronienie i nocleg. Jest to główna zasada hotelarstwa (motto Międzynarodowego Stowarzyszenia Hotelarzy), dziś potężnej gałęzi działalności gospodarczej, która na każdym kroku widoczna jest w wielkich miastach, a w mniejszych często wyznacza ich centrum. Zazwyczaj bowiem w każdym mieście i miasteczku, które zachowały tradycyjny układ z rynkiem jako centralnym placem, hotel jest elementem zabudowy tegoż rynku lub znajduje się w jego pobliżu.
Ludzie podróżowali od najdawniejszych czasów, choć oczywiście różne były motywy ich przemieszczania się. Rozwijający się handel między narodami wiązał się z podróżami. Dlatego symbolem zajazdu w starożytności był model okrętu, który zawieszano nad bramą. Podróży wymagała też religia, pielgrzymi udawali się w miejsca święte, często bardzo oddalone od ich domów. Co prawda już w starożytnym Egipcie podróżowano nie tylko z pobudek religijnych lub handlowych, ewentualnie towarzysko-rodzinnych, lecz także aby coś zobaczyć. No cóż, w końcu po powstaniu sfinksa i piramid Egipcjanie naprawdę mieli co oglądać. Jednak narodziny nowoczesnej turystyki nastąpiły dopiero w wieku XIX, co wiązało się też ze znacznym ułatwieniem samego podróżowania (kolej). Niezależnie od przyczyn ruszania w drogę podróżnikowi potrzebne było miejsce, w którym mógł się zarówno posilić, jak i przespać, odpocząć. Tak więc na skutek ruchliwości ludzi powstało to, co w sztywnym języku definicji określamy jako „bazę noclegową”.
Według Księgi rekordów Guinnessa najstarszym wciąż działającym hotelem jest japoński Nishiyama Onsen Keiunkan założony w 705 roku n.e. Ze względu na położenie tuż przy gorących źródłach był niezwykle popularny wśród arystokracji, dowódców wojskowych oraz samurajów. Na dodatek od samego początku właścicielem hotelu jest ciągle ta sama rodzina! Co prawda nikt nie dorasta Japończykom do pięt pod względem najstarszych hoteli, które wciąż istnieją, bo drugi w kolejności jest też japoński Hōshi Ryokan z 718 roku, ale naiwnością byłoby sądzić, że dopiero wtedy zaczęła się historia hotelarstwa. Dzieje tej branży liczą bowiem co najmniej kilkanaście tysięcy lat. Już w najdawniejszych źródłach i opisach historycznych znaleźć można wzmianki o zakładach noclegowych obsługujących podróżnych. Archeolodzy znajdują natomiast pozostałości takich obiektów na terenach Libanu, Syrii, Iraku i Egiptu. O oberży przeczytać można w Biblii przy okazji powrotu Mojżesza do Egiptu. Pierwsze zapisy dotyczące zasad gościnności znalazły się w Kodeksie Hammurabiego (XVIII w. p.n.e.). O oberżach w Persji wspominał Herodot, opisując sławną drogę królewską. Stały one regularnie co 30 mil jako miejsca noclegowe dostępne dla podróżnych, niezależnie od ich pochodzenia społecznego. Zajazd dla cudzoziemców istniał w Memfis w XI w. p.n.e., jego opis znalazł się nawet w Faraonie Prusa.
Najstarszy na świecie działający hotel znajduje się w mieście Hayakawa w Japonii. Nishiyama Onsen Keiunkan został założony w 705 r., fot. Boltor, domena publiczna
Podczas prac archeologicznych w Mezopotamii natrafiono na ślady zajazdów działających już pięć tysięcy lat przed Chrystusem. Wiadomo, że oferowały one nocleg wraz z wyżywieniem. Domy zajezdne dla karawan (karawanseraje – nazwa pochodzenia perskiego) miały zapewniać schronienie ludziom i zwierzętom, ale sprawdzały się również jako przechowalnie dla towarów przewożonych przez kupców. Ocalałe do dzisiaj karawanseraje pochodzą ze średniowiecza, czyli z okresu rozkwitu kultury arabskiej.
Budowano je wzdłuż szlaków podróżnych, mniej więcej w odległościach 1 dnia podróży, lub w większych osiedlach zwłaszcza o charakterze handlowym [...]. Były to budynki prostokątne o trzech nawach; środkowa była przeznaczona dla zwierząt, boczne dla ludzi i przechowywania towarów. Starsze obiekty tego typu miały kształt bardziej zbliżony do kwadratu, na dziedzińcu znajdowała się studnia i ogrodzenia dla wielbłądów i koni. Często była to budowla o charakterze obronnym. Karawanseraje były budowane przez mieszkańców osiedli i najczęściej stanowiły własność społeczną[1].
W większości z nich poziom higieny pozostawiał zapewne wiele do życzenia, chociażby ze względu na nocowanie w wieloosobowych salach. Wiadomo jednak, że już wtedy różnicowano poziom usług, dostosowując je do możliwości finansowych gościa. Zamożniejszy otrzymywał oddzielny pokój. W wielu starożytnych „restauracjach hotelowych” goście mogli też liczyć na program artystyczny – występy tancerek, śpiewaków i kuglarzy.
W Grecji miejsca kultu, a potem igrzyska olimpijskie ściągały wielotysięczne rzesze, co stało się bezpośrednią przyczyną powstania starożytnego przemysłu hotelarskiego, zorganizowanego jako udogodnienie ogólnospołeczne na poziomie poszczególnych miast-państw. Zajazdy przy miejscach kultu religijnego i igrzysk, zwane pandokeia (lub pandoktia), pozostawały pod kuratelą państwa, a dostępne były dla wszystkich, zapewniając jednocześnie wysoki poziom usług. Instytucjami państwowymi były również katagogia – zajazdy przy szlakach podróżnych i w portach. Część zajazdów, budowanych dla kupców przy rynkach, czyli agorach, znajdowała się w rękach właścicieli prywatnych i te z kolei zwano stoa.
Najstarszy odnaleziony obiekt archeologiczny, który pełnił funkcje hotelarskie, pochodzi z Olimpii i był częścią starożytnej wioski olimpijskiej. Występuje on pod nazwą Leonidaion i jako miejsce schronienia najważniejszych gości zapewne należałoby go zaliczyć do ówczesnej kategorii pięciogwiazdkowej. Obiekt podobnego przeznaczenia mieścił się także w Knossos na Krecie – zawierał basen i bieżącą wodę. Spartanie zbudowali obok świątyni Hery w Platejach hotel o długości 200 stóp z wielką liczbą pokoi. Można jednak domniemywać, że akurat w ich hotelu panowały warunki iście spartańskie.
Ruiny starożytnej wioski olimpijskiej z Leonidaionem – obiektem, który pełnił funkcje hotelarskie, fot. Jean Housen, domena publiczna
Jedno słówko, kochany wędrowcze. Nie masz się gdzie zatrzymać – wstąpże do środka – głosił napis na jednej z rzymskich gospód. Oprócz dróg, wiaduktów i tuneli do nowoczesnej infrastruktury rzymskiego imperium należała też sieć zajazdów oraz stacji wymiany koni.
Przepisy władz municypalnych Rzymu w edyktach i zarządzeniach cezarów zawierają instrukcje dotyczące nazwy, szyldu gospody, powołania edyli i inspektorów dla kontroli jakości usług i prawidłowości dokumentów podróży [...]. Jak wykazują wykopaliska archeologów w Pompei, gospody ówczesne miały łaźnie, pokoje gościnne, pralnie oraz oferowały masaże, a nawet czyszczenie obuwia. Obowiązkiem właściciela czy zarządcy było też zapewnienie gościom całodziennych dostaw świeżych jarzyn[2].
Na początku naszej ery zaczęły powstawać luksusowe gospody dla rzymskich patrycjuszy o bardzo rozszerzonym zakresie usług, podobne do współczesnych spa, tyle że obecnie w ofercie nie ma już pięknych niewolnic, co nie oznacza oczywiście, że dzisiejsi goście pozbawieni są możliwości korzystania z wszelkich uroków życia. Prawda jest bowiem taka, że dzieje hotelarstwa i najstarszego zawodu świata splecione są w wielowiekowym, choć często dyskretnie skrywanym, uścisku wzajemnych potrzeb i okoliczności.
Z gęstej sieci rzymskich zajazdów korzystali przede wszystkim ludzie mniej zamożni. Najbogatsi Rzymianie byli bowiem pod tym względem samowystarczalni, jako że mogli sobie pozwolić na wynajęcie na trasie swojego przejazdu całych domów. Mimo dobrej organizacji i wysokiego poziomu nader często spotykało się też zajazdy, o których sam Plutarch pisze w tonie raczej mało pochlebnym: wnętrza pełne kuchennego zaduchu, tak że wchodzący muszą sobie nos zatykać, ...garnki dymią, ...poduszki napełnione kwiatami trzciny zamiast pierza roją się od pcheł i okrągłych pluskiew, z sufitów spadają na podłogę jaszczurki i jakieś jadowite pająki. No cóż, wyjąwszy jaszczurki i jadowite pająki, z podobnymi warunkami dane mi było się spotkać w niektórych krajowych hotelach w latach 80. i 90.
Oprócz zajazdów prywatnych w starożytnym Rzymie istniały również takie, których właścicielem było państwo. Ich powstanie zostało wymuszone intensywnym rozwojem międzynarodowych kontaktów politycznych. Władze musiały dysponować własnymi budynkami dla podejmowania swoich przedstawicieli, ambasadorów i posłów obcych państw. W 435 r. p.n.e. na Polu Marsowym zbudowano Villa Publicae, która właśnie temu celowi służyła.
Gospód o różnym charakterze i standardzie było więc w imperium rzymskim bardzo dużo, ale wygląda na to, że i tak nie były one w stanie zaspokoić ogromu potrzeb noclegowych starożytnych podróżników, czego dowód mamy przecież w fundamentalnym dla naszego kręgu kulturowego tekście. Jak bowiem słusznie zauważa Andrzej M. Wajda w serii artykułów Historia gościnności, hotelarstwa i hoteli[3], w Biblii wyraźnie mowa jest o tym, że Chrystus narodził się w stajence, ponieważ jego rodzice nie znaleźli miejsca w gospodzie!
W Rzymie powstały także pierwsze przepisy prawne regulujące bezpieczeństwo podróżnych korzystających z zajazdów. Zgodnie z nimi za mienie, zdrowie i życie starożytnych turystów odpowiadali właściciele zajazdów. Niestety spora część rzymskich hotelarzy nie miała dobrej prasy. Stawiano ich na równi z rzezimieszkami i kanciarzami. Przed ich nieuczciwymi praktykami ostrzegali Galen i Cycero. Jeżeli komuś przyśnił się oberżysta, uznawano to za zły znak.
Stopniowy upadek Cesarstwa Rzymskiego oznaczał również głęboki kryzys starożytnego hotelarstwa. Sytuację w pewnym stopniu ratowały gminy chrześcijańskie i kościoły, co nie powinno dziwić, skoro gościnność, udzielanie schronienia potrzebującym (i to nie tylko pielgrzymom) leżały w samej naturze chrześcijaństwa. Sobór nicejski w 325 r. formalnie zalecił, aby udostępniano w miastach gospody dla podróżujących, które zwano xenodochiami. Niemniej trudno to porównać do niezwykle prężnej sieci hotelarskiej starożytnego Rzymu.
Zum Roten Bären we Fryburgu to najstarszy hotel w Europie, fot. joergens.mi, domena publiczna
Kryzys trwał do VII w., gdy Karol Wielki uporządkował prawodawstwo i zorganizował administrację. Wydał wówczas edykt, który stał się podstawowym aktem prawnym umożliwiającym rozwój hotelarstwa. Nakładał on na kościoły i klasztory obowiązek utrzymania hospicjów (hospes, czyli gość po łacinie) udzielających pielgrzymom i podróżnym noclegów, wyżywienia, opieki medycznej i kąpieli. Najwięcej obiektów noclegowych, zlokalizowanych przy głównych szlakach pielgrzymkowych, znajdowało się na terenie obecnej Szwajcarii. Równolegle powoli rozwijała się sieć zajazdów świeckich, a jednym z impulsów tego rozwoju stało się wprowadzenie do miast stałej instytucji targów. Wokół placów targowych budowano gospody dla kupców. Pozostawały one pod nadzorem władz miejskich, sprawujących ścisłą kontrolę nad przybywającymi do miast gośćmi.
Kilka współczesnych europejskich hoteli ma swoje korzenie w średniowiecznych zajazdach. Działają one od wieków pod tymi samymi nazwami, a nawet w tych samych budynkach, choć poddawanych licznym przebudowom i renowacjom, tak że często z pierwotnego obiektu pozostały tylko piwnice. Tak jest w przypadku Zum Roten Bären we Fryburgu (założony w 1120 r.!). Dwóch kolejnych weteranów to angielskie The Olde Bell (1135 r.) i gospoda templariuszy Angel and Royal (1203 r.). W 1246 r. powstał Gasthaus Sanct Peter w uzdrowiskowej miejscowości Bad Neuenahr-Ahrweiler w Niemczech, a w 1300 r. Orso Grigio w południowym Tyrolu.
Ruch pielgrzymkowy sprawił, że na prowadzenie pod względem liczby hospicjów wysunęły się Włochy. W 1317 r. w Wenecji istniało 16 zajazdów, każdemu nadawano jedną z 5 kategorii w zależności od standardu. Tam też powstały pierwsze hotelarskie organizacje zawodowe, czyli cechy właścicieli domów noclegowych. Kolejne założono w Sienie, Rzymie i Florencji.
Sieć stacji pocztowych zorganizowano w XV w., a w następnym stuleciu na drogach pojawiły się pojazdy konne zwane dyliżansami, utrzymujące stałą łączność między miastami. W dziedzinie tej przodowała Francja i nic dziwnego, że nazwa pojazdu, który do czasu rewolucji kolejowej był najszybszym i najwygodniejszym długodystansowym środkiem lokomocji, pochodzi od francuskiego słowa diligence (skwapliwość, pośpiech), choć oczywiście ma też swój rdzeń łaciński – diligentia (dokładność, sumienność). Stacje postojowe rozmieszczane były co 40–50 kilometrów. Wraz z nimi wzrastała liczba gospód dostosowanych do potrzeb coraz liczniejszych podróżnych. Ruch w interesie spowodowała też żegluga dalekomorska i będąca jej konsekwencją intensyfikacja handlu. W tym okresie wiele zajazdów powstało w miastach portowych: Sewilli, Kadyksie, Barcelonie, Bristolu, Amsterdamie i Bordeaux.
W XVII w. palmę pierwszeństwa w dziedzinie organizacji regularnych linii ze stacjami wymiany koni oraz gospodami zapewniającymi wyżywienie i nocleg przejęła Anglia. Do dziś z ery autobusów (coaching age) zachowało się wiele starych angielskich zajazdów.
W kolejnym stuleciu dawne gospody stopniowo przekształcały się w nowoczesne hotele. Za pierwszy obiekt tego typu uznaje się powstały w 1723 roku w Augsburgu Drei Mohren, w którym znajdowały się 36 pokoi, sala restauracyjna i bankietowa. Do powstania nowoczesnego hotelarstwa w znacznym stopniu przyczyniła się rewolucja francuska. W bazę noclegową przekształcono wtedy wiele opuszczonych przez arystokrację pałaców, zamków i kamienic. Do branży hotelarskiej przeszła też znaczna część licznej i wielofunkcyjnej służby dawnej arystokracji. Nazwy aktualnych do dziś w hotelach stanowisk, jak portier i consierge, zostały wprost przeniesione ze struktury służby dworskiej. Pod koniec XVIII w. upowszechniło się też samo określenie hôtel – wcześniej nazywano tak arystokratyczną rezydencję miejską lub placówkę dyplomatyczną. Gdy hotel nie oznaczał jeszcze obiektu noclegowego, pojawiło się też określenie hôtellerie. Obecnie słowo to w języku francuskim oznacza po prostu hotelarstwo, wtedy natomiast rozumiano przez nie zajazd, i to raczej podmiejski. Przez jakiś czas hôtel i hôtellerie funkcjonowały równolegle. Hotel miał być zakładem usługowym stojącym na wyższym poziomie niż znane do tej pory gospody-zajazdy. Trafnie ujęli genezę różnicy między zajazdem a hotelem autorzy przedwojennego Podręcznika dla praktycznego użytku i dla wyższych szkół hotelarskich:
Gdy zaś [...] powstawały w większych miastach, z przeznaczeniem dla lokowania podróżnych, wspaniałe gmachy, które – w przeciwieństwie do dawnych gospód i karczem, nie ustępowały co do architektury, wygody i komfortu dawnym „hotelom” to znaczy pałacom wielkopańskim, nazwano również takie okazałe budynki, które przeznaczone były do zarobkowego lokowania podróżnych – hotelami[4].
XIX-wieczna rewolucja przemysłowa, a przede wszystkim przebojowe wkroczenie w dziedzinę transportu kolei żelaznych przyczyniły się do rozwoju hotelarstwa w formie, jaką znamy do dzisiaj. Działo się tak zarówno w Europie, jak i za wielką wodą w związku z intensywną migracją ludności. Pionierzy zdobywający Dziki Zachód korzystali z sieci gospód, które znamy doskonale z westernów – to właśnie słynne saloons. Pełniły one funkcję nie tylko zajazdów dla pasażerów dyliżansów, lecz także ośrodków życia towarzyskiego miasteczka lub osady. O tym, jak bujne było to życie, świadczy fakt, że widowiskowa, choć mało realistyczna bójka w saloonie to stały element filmowej legendy Dzikiego Zachodu. Równolegle w USA rozwijały się typowe hotele w wielkich miastach. Już w okresie prezydentury George’a Washingtona w Nowym Jorku istniał hotel dysponujący 30 pokojami. Cytowany na początku tego rozdziału „Restaurator i Hotelarz Polski” w tym samym numerze z września 1929 r. zamieścił krótki artykuł poświęcony historii hotelarstwa w Stanach Zjednoczonych Ameryki, którego fragment warto przytoczyć, gdyż dość dobrze charakteryzuje sposób prowadzenia tego typu obiektów tuż przed przejściem do etapu uprzemysłowienia tej branży:
Wszystkie czynności, związane z przenocowaniem i nakarmieniem podróżnego wykonywał sam właściciel i jego rodzina, kwestia zarobków personelu nie istniała. Dużo małych hotelików utrzymywało się głównie z barów, przyjmując do przenocowania i nakarmienia podróżnych raczej okazyjnie. Jedynie w wielkich miastach poczęły powstawać hotele, które musiały już zatrudniać pewną ilość personelu, jak i czuwać już nad polityką eksploatacyjną hotelu. Ale i te hotele główny zysk czerpały z restauracji[5].
To właśnie w USA powstał hotel, który uważa się za bezpośredniego poprzednika współczesnych hoteli. O ile Drei Mohren z Augsburga może uchodzić za ich dziadka, to ojcem jest niewątpliwie Tremont założony w Bostonie w 1829 roku. Jako pierwszy wprowadził on pokoje pojedyncze i podwójne zamiast wieloosobowych, co do tamtej pory było stosowane tylko wyjątkowo, i stanowiska pracy istniejące do dzisiaj jak recepcja, boye, gońcy. Mieszczący się w okazałym, klasycystycznym budynku Tremont wyposażony był w prosty system hydrauliczny ze zbiornikiem na dachu, dzięki czemu goście i obsługa mogli korzystać z bieżącej wody. Wewnątrz budynku urządzono osiem toalet i łazienki – choć jeszcze nie w pokojach, za to woda w wannach znajdujących się w piwnicy mogła być podgrzewana. Gościom zapewniono też darmowe mydło, co dziś jest oczywistym standardem, a wówczas było wielką innowacją.
Scena przed francuską oberżą, ok. 1622 r., rys. J. Callot, źródło: Polona.pl
W dziedzinie hotelowych udogodnień technicznych Amerykanie (a konkretnie Nowy Jork) mają na koncie kilka znaczących osiągnięć: już w 1833 r. Holt zainstalował windę, w 1847 r. New York Hotel wyposażył poszczególne pokoje w łazienki, a otwarty w 1883 r. Sagamore został zelektryfikowany. Tam też powstały hotelowe legendy – Astor House (Nowy Jork – 1834 r.), The Palace (San Francisco – 1875 r.), Waldorf Astoria (Nowy Jork – 1893 r.). Oczywiście pod względem hotelowych potęg XIX-wieczna Europa nie pozostawała w tyle – Shelbourne w Dublinie (1824 r.), Great Western Hotel w Londynie (1853 r.), Grand Hotel w Paryżu (1862 r. – był to pierwszy hotel prowadzony przez spółkę akcyjną), Imperial w Wiedniu (1873 r.), Savoy w Londynie (1889 r.), Ritz w Paryżu (1898 r.). Na tym tle nieistniejąca wówczas jako byt polityczny Polska nie wypada wcale aż tak blado z Bazarem w Poznaniu (1842 r.), Europejskim w Warszawie (1857 r.) i Grandem w Krakowie (1887 r.). Te najbardziej znane nazwy to jednak tylko wierzchołek góry lodowej, a dla pędzącej przez XIX w. rewolucji przemysłowej większe znaczenie miały wyrastające jak grzyby po deszczu skromniejsze hotele, na przykład te, które określano mianem „terminus” – budowane w pobliżu dworców kolejowych i obliczone na krótkie, kilkudniowe pobyty.
Rozwój nowoczesnego hotelarstwa rozpoczął się w XIX w. i trwa do dzisiaj. Dzięki postępowi w komunikacji mobilność ludzkości jest dziś nieporównywalna z dawnymi czasami mozolnie maszerujących piechurów, konnych jeźdźców, karawan i dyliżansów. Ruch turystyczny się umasowił, a co za tym idzie nastąpiło intensywne inwestowanie w hotelarstwo.
Hotel stał się dla nas czymś oczywistym – „maszyną do nocowania”, której skomplikowanego działania często nie doceniamy, ewentualnie dostrzegamy dopiero wtedy, gdy coś się w tym mechanizmie zacina. Nawet dla domatorów stroniących od podróży hotele są naturalnym składnikiem infrastruktury miejskiej, często są to zresztą obiekty zabytkowe wysokiej klasy. Czy możemy wyobrazić sobie Warszawę bez Europejskiego, Bristolu, Polonii? I nie chodzi tylko o formę architektoniczną, ale też o cały bagaż historyczno-społeczno-kulturowy z hotelami związany. Niektóre hotele mają zresztą znaczenie symboliczne i stały się ważnymi punktami w historii Polski. Klasyczne przykłady to paryski hotel Lambert – po powstaniu listopadowym ośrodek monarchistyczno-liberalno-konserwatywnej części Wielkiej Emigracji – i londyński hotel Rubens, w którym mieściła się siedziba sztabu generała Sikorskiego w czasie II wojny światowej. Na zakończenie tego rozdziału oddajmy jeszcze raz głos „Restauratorowi i Hotelarzowi Polskiemu”:
Nowoczesny hotel stanowi najodpowiedniejszą, a jednocześnie niezbędną ramę dla wzajemnych stosunków gospodarczych, politycznych i towarzyskich nie tylko między jednostkami, lecz między całemi narodami. Stąd wynika międzynarodowy charakter przemysłu hotelarskiego i stąd jego wielkie znaczenie, jako miernika rozwoju kultury i cywilizacji w każdem państwie [6].
PRZYPISY
Rozdział 1