Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Połączyło ich przypadkowe spotkanie, a potem namiętna noc, która nie zakończyła się tak, jak sobie zaplanowali. Rozstali się, mając nadzieję, że nigdy więcej się nie spotkają. Jednak przewrotny los z nich zadrwił, splatając ich ścieżki w coraz nowsze zbiegi okoliczności, czasem aż nierzeczywiste. Bo kim okaże się tajemniczy mężczyzna, który będzie nowym wykładowcą na uczelni? Gdzie w tej skomplikowanej układance znajdzie swoje miejsce przyszły szef dziewczyny? Jakie decyzje będzie musiała podjąć, gdy na jej drodze pojawi się przystojny lekarz? Posłucha rozumu czy jednak głosu serca?
„Magnetyzujące pożądanie, gra pozorów i napięcie, od którego aż iskrzy z każdej strony. Niezwykle barwna opowieść o młodej kobiecie, która poszukuje miłości. Gorąco polecam!” - Patty Goodman, autorka „Ognistej sukienki”
„Podczas czytania „Hulii” – nowej powieści Anett Lievre – wprost przepadłam. Znajdziecie w niej mnóstwo emocji rozdzierających serce, lecz nie zabraknie także tych pięknych. Czasami spotykają nas w życiu sytuacje, z których trudno nam się podnieść, ale autorka pokazuje, że zawsze jest wyjście, a wsparcie rodziny to podstawa. Z całego serca polecam!” - Justyna Dziura, autorka
„Po „Amandine” przyszedł czas na „Hulię” – zaskakującą i pełną napięcia historię, która wciąga już od pierwszych stron. To obowiązkowa pozycja dla miłośników niebanalnych romansów, którzy pragną doświadczyć wielu emocji podczas czytania. Gorąco polecam!” - Marta Kaczmarczyk, czytelniczka
„Hulia” to bogata w detale, niesamowicie wciągająca powieść, od której nie sposób się oderwać. Autorka pozwoliła mi zrozumieć, jak trudno pogodzić miłość do rodziny z pragnieniem odnalezienia własnej drogi życiowej. Zapewniam Was, że historia skradnie Wam serca.” - Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy
„Tytułowa bohaterka, na co dzień zajęta przyziemnymi sprawami, jeszcze nigdy nie poznała smaku miłości. Kiedy trafia ją strzała Amora, tylko od niej zależy, czy zrozumie i zaakceptuje fakt, że to uczucie – choć zawsze piękne – nigdy nie jest idealne. Czy mimo tego zdoła zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę? A może kart w talii jest znacznie więcej, niż Hulia przypuszcza? - www.recenzje-szanuki.blogspot.com
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 554
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Anett Lievre, a tak naprawdę Aneta, mieszkająca od urodzenia w Kotlinie Kłodzkiej. Szczęśliwa mężatka z ponad dwudziestoletnim stażem oraz mama dorosłej córki. Za dnia kierowniczka salonu obuwniczego, a w wolnych chwilach kobieta całkowicie oddana pasji do książek. Uważa, że dzień bez czytania i pisania to dzień stracony. Typowa romantyczka i marzycielka, której nastoletnie serce skradły dzieła spod pióra Jane Austen oraz Margaret Mitchell. Fanka zespołu Linkin Park oraz muzyki o ostrzejszymbrzmieniu.
W 2017 roku swoją przygodę z pisaniem zaczęła od portalu pisarskiego Wattpad. Otoczona twórczą aurą przeróżnych autorów, zapragnęła przelać na papier historie żyjące w jej głowie. Na tej samej platformie poznała wiele wspaniałych osób, z którymi połączyła jąprzyjaźń.
Ponadto dumna członkini grup literackich Force i PióremCzarownic.
W 2020 r., nakładem wydawnictwa WasPos, ukazała się jej debiutancka powieść „Amandine. Pragnienie miłości”, która zyskała grono wiernychczytelników.
Copyright © by Anett Lievre 2019Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta I: Paulina Aleksandra Grubek
Korekta II: Aneta Krajewska
Ilustracje w środku: © by pngtree.com
Projekt okładki: Marta Lisowska
Zdjęcie na okładce: © by Petrenko Andriy/Shutterstock.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I - elektroniczne
ISBN 978-83-8290-058-3
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
rozdział 1
rozdział 2
rozdział 3
rozdział 4
rozdział 5
rozdział 6
rozdział 7
rozdział 8
rozdział 9
rozdział 10
rozdział 11
rozdział 12
rozdział 13
rozdział 14
rozdział 15
rozdział 16
rozdział 17
rozdział 18
rozdział 19
rozdział 20
rozdział 21
rozdział 22
rozdział 23
rozdział 24
rozdział 25
rozdział 26
rozdział 27
Podziękowania
„Śmiech nie przemija.Wyobraźnia nie ma wieku.A marzenia są wieczne”.
Walt Disney
Podczas czytania „Hulii” – nowej powieści Anett Lievre – wprost przepadłam. Znajdziecie w niej mnóstwo emocji rozdzierających serce, lecz nie zabraknie także tych pięknych. Czasami spotykają nas w życiu sytuacje, z których trudno nam się podnieść, ale autorka pokazuje, że zawsze jest wyjście, a wsparcie rodziny to podstawa. Z całego serca polecam! – Justyna Dziura, autorka
Tytułowa bohaterka, na co dzień zajęta przyziemnymi sprawami, jeszcze nigdy nie poznała smaku miłości. Kiedy trafia ją strzała Amora, tylko od niej zależy, czy zrozumie i zaakceptuje fakt, że to uczucie – choć zawsze piękne – nigdy nie jest idealne. Czy mimo tego zdoła zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę? A może kart w talii jest znacznie więcej, niż Hulia przypuszcza? – www.recenzje-szanuki.blogspot.com
„Hulia” to bogata w detale, niesamowicie wciągająca powieść, od której nie sposób się oderwać. Autorka pozwoliła mi zrozumieć, jak trudno pogodzić miłość do rodziny z pragnieniem odnalezienia własnej drogi życiowej. Zapewniam Was, że historia skradnie Wam serca. – Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy
Po „Amandine” przyszedł czas na „Hulię” – zaskakującą i pełną napięcia historię, która wciąga już od pierwszych stron. To obowiązkowa pozycja dla miłośników niebanalnych romansów, którzy pragną doświadczyć wielu emocji podczas czytania. Gorąco polecam! – Marta Kaczmarczyk, czytelniczka
Książkę dedykuję tym, którzy nigdy nie przestaną marzyć i tych marzeń spełniać.
rozdział 1
– Hulia! Tramwaj nam ucieka! – krzyknęła siostra, ruszając biegiem w kierunku niebieskiegoustrojstwa.
Chciałam krzyknąć, że jak nie ten, to będzie inny, jednak było późno, a że od jakiegoś czasu nie spoglądałam na wyświetlacz telefonu i nie wiedziałam, która dokładnie była godzina, stwierdziłam, że faktycznie to mógł być ostatni kurs. Zdezorientowana pokręciłam głową i bez słowa próbowałam za nią nadążyć w botkach na szpilkach. Doris biegła w swoich ulubionych, zdartych adidasach, nie zważając na przejeżdżające auto, którego kierowca musiał ostro zahamować, by w nią nie uderzyć. Nawet nie przeprosiła, tylko w kilku susach przecięła ulicę na czerwonym świetle. Tradycyjnie ja, jako starsza siostra, ubezpieczałam tyły i kajałam się w jej imieniu. Co prawda tylko przelotnie machnęłam dłonią i posłałam wymuszony uśmiech, ale oczywiście wściekłe spojrzenie rozjuszonego mężczyzny spoczęło na mnie. Usłyszałam również kilka epitetów. Szczególnie jeden był zabawny: „bezczelne gówniary”. Chciałabym być tak beztroska jak Doris, która jeszcze przez rok mogła nosić miano nastolatki. Mnie już dawno przestało onoprzysługiwać.
– Julia, szybciej!
Dorota wsiadła do ostatniego wagonu i wystawiła wypielęgnowaną dłoń w moimkierunku.
Chociażby się paliło i waliło, musiała mieć idealny manicure. Przełożyłam więc torby do lewej ręki, a prawą podałam siostrze, by wciągnęła mnie do środka. Oddychałam nerwowo, gdy kładłam zakupy na zniszczonych, zapisanych wyzwiskami siedzeniach i szukałam karty, by zapłacić za bilety. Przelotnie rozejrzałam się po wnętrzu. Z przodu siedziało dwoje staruszków, przypominających myszy pod miotłą. Z przerażeniem, raz za razem, oglądali się w stronę trzech chłopaków, którzy z zainteresowaniem i głupimi uśmieszkami, jak na komendę, odwrócili głowy w naszą stronę. Po kręgosłupie przeleciał mi nieprzyjemny dreszcz, więc szybko skierowałam spojrzenie na siostrę, ignorując młodych mężczyzn. Nie wyglądali na pijanych chuliganów, ale nigdy nie wiadomo, co takim chłopakom w głowachsiedziało.
Zapłaciłam za bilety w momencie, gdy tramwaj ruszył. Delikatnie mną szarpnęło, ale zdołałam utrzymać równowagę. Przeszłam dwa kroki i usiadłam na miejscu toreb, które Doris uczynnie wzięła na swojekolana.
– Wiesz, siostra – zaczęła mówić z entuzjazmem – chyba nigdy się nie przyzwyczaję do tego uczucia. Ani do ruchomych schodów. Ani do betonu wokół i aut gnających we wszystkich kierunkach. I ludzi wpadających na ciebie bez przerwy – wyliczała.
– Ej, to ty ciągle na kogoś wpadasz – zażartowałam, choć niewiele mijałam się zprawdą.
Już dawno przestawiłam się na życie w dużym mieście, ale dla Doroty, która mieszkała ze mną dopiero od czterech miesięcy, wszystko byłonowością.
Naszą uwagę zwrócił ruch, jaki zrobił się w środkowej części wagonu. Chłopcy wstali. Myślałam, że zmierzają ku wyjściu, ponieważ tramwaj zatrzymał się na przystanku, ale oni rozsiedli się na siedzeniach przednami.
– Co tak piękne dziewczyny robią same o tej porze? – spytał jeden znich.
Zamarłam. O ile nigdy nie miałam problemu pozbyć się natrętów w pracy, tak tutaj odjęło mimowę.
– Dlaczego tak przystojni chłopcy jeżdżą sami po nocy tramwajem? – odbiła piłeczkę Doris, zanim postanowiłam sięodezwać.
Do diabła, dlaczego ich zaczepiała? Dlaczego podjudzała? Mało miała problemów w życiu? Szlag byto!
– Widzę, że się dogadamy, nadajemy na tych samych falach. – Brunet, który prawdopodobnie miał największy autorytet w grupie, roześmiał się, po czym podał rękę rudej. – Jestem Robert, ale mów miRobin.
– Jak ten z Sherwood? – odpowiedziała, oddającuścisk.
– Nie do końca, ale coś w ten deseń. Podobasz mi się, jesteś zabawna. – Głową wskazał kolegów. – To Karol iZigi.
– Dlaczego Zigi? – drążyła Dorota, którą miałam ochotę udusić. Była w swoim żywiole, który niekoniecznie miodpowiadał.
– Bo rodzice skrzywdzili go, nadając mu imię – udał werble – Zygfryd. – Bez skrupułów zaśmiał się z kolegi, który, widocznie przyzwyczajony do żartów pod swoim adresem, uśmiechnął się nieznacznie, podnosząc wzrok znad telefonu, pikającego z częstotliwością wzburzonegoserca.
– Cześć – przywitała się podaniem dłoni. – Dorota, a to moja siostra Julia. My też mamyprzezwiska…
– Które są nieważne, bo za chwilę każdy rozejdzie się w swoją stronę – przerwałamjej.
Może Doris tego nie zauważyła, zbyt zafrasowana nowymi znajomościami, ale ja kontrolowałam wszystko, co się działo dookoła, a z pewnością nie jechaliśmy do centrum, tylko najprawdopodobniej na obrzeża miasta. Wielkie, betonowe kolosy zastąpiły mniejsze budynki mieszkalne i domki jednorodzinne. Musiałyśmy wsiąść do nieodpowiedniegotramwaju.
– Ostra z ciebie babka, lubię takie – stwierdził Robert, wwiercając się spojrzeniem w moje oczy. Czyżby nie widział w nich niesmaku izirytowania?
Wstałam, gdyż tramwaj zacząłzwalniać.
– To miał być komplement? – rzuciłam przez ramię, podchodząc do wyjścia. – A jakich nie lubisz? Bo jak na razie podoba ci się wszystko, co ma cycki i długie nogi. – Sarkastyczne słowa same wydostały się z ust. Jeśli chciałam, to potrafiłam sięodgryźć.
– Stary – Karol zachichotał, klepiąc kolegę w ramię – mówiłem, żebyś nie zaczynał tej głupiej gadki. Przepraszam za niego, to idiota. W zasadzie to chcieliśmy zaprosić was na imprezę, nasz kumpel urządza ją w domu. A im więcej osób, tymweselej.
Tramwaj zatrzymał się i wszyscy, włącznie ze starszym państwem z przodu, podnieśli się z siedzeń. Robin rzucił mi niezadowolone spojrzenie i uśmiechnął się do Doroty, choć zdawało mi się, że był to wymuszony gest. Młodzi mężczyźni przepuścili nas do wyjścia. Nie wiedziałam, czy tylko zgrywają dżentelmenów, czy naprawdę są uprzejmi. Mimo wszystko i tak odmówiłamzaproszenia.
– Ale ja chcę iść! Hulia, to byłaby moja pierwsza studencka impreza. Wiem, co chcesz powiedzieć – przerwała mi, kładąc palec na ustach, gdyż zauważyła, że otwierałam je do kontrataku. – Że znów jestem nieodpowiedzialna i że obiecałam być grzeczna, ale jestem dorosła i nie zrobię niczego głupiego, przecież jestem z tobą… – Ułożyła wargi w dzióbek, udając minę biednego szczeniaczka, której nie potrafiłam się oprzeć. – Tamto jest za mną i już nigdy nie wróci. – Spuściła wzrok na drżące ręce, miętoszące kwiecistą sukienkę. – Jestem teraz inną osobą, ale wciąż nastolatką. Dobra, tylko przez rok – dodała szybko, widząc moją uniesionąbrew.
Zastanawiając się, co zrobić, spojrzałam na odjeżdżający tramwaj, który ukazał nam drugą część ulicy, gdzie za licznymi drzewami stały kwadratowe domy jednorodzinne, typowe dla czasów PRL-u. Jedne odnowione, lśniły jasnymi elewacjami, inne szare i ponure, straszyły w wątłym świetle lamp ulicznych. Gdzieniegdzie w oknach były włączone światła, jednak większość mieszkańców już spała. No tak, przecieżbyła…
– Dwudziesta trzecia czterdzieści dwie. Miałyśmy tylko iść na zakupy, a skończyło się na kinie i McDonaldzie. Przez nieuwagę wylądowałyśmy cholera wiegdzie.
Zlustrowałam chłopców stojących z boku. Czekali na naszą reakcję, a właściwie moją. Robert wpatrywał się w Dorotę, ale nie było to natrętne spojrzenie, raczej ciekawskie i pełne uznania dla jej urody. Nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia, ale też nie mogłam go od razu skreślić, gdyż nie czułam zagrożenia z jego strony. Natomiast Zigi jedną ręką odpisywał na wiadomości, a Karol kopał mały kamyk, jakby chciał podbić piłeczkę. Zerkał spod długich rzęs wprost na mnie, po czym szybko odwracał wzrok. Może mnie kojarzył? Może wiedział, gdziepracuję?
– Ale mamurodziny…
– Tak, jeszcze przez kilkanaścieminut.
– Proszę, Hulia, to dla mnie ważne – jojczyła.
– Dobra – skapitulowałam wobec proszących zielonych oczu – ale tylko nagodzinę.
– Dziękuję. Kocham cię. Jesteś najlepsza! – krzyknęła i podbiegła do chłopaków, zostawiając u mych stóp zakupy. – Prowadźcie.
Pokręciłam głową z dezaprobatą. Dobrze, że przynajmniej zabrała torby ztramwaju.
– Pomóc? – spytał Karol, który czekał, aż podejdę do niego. Reszta młodzieży wyprzedziła nas o kilkanaściekroków.
– Nie trzeba, to tylko kilka ciuchów. A więc Karol? – spytałam, udając, że niepamiętam.
– Tak, tylko Karol. Na szczęście Robert nie wymyślił mi jeszcze żadnego głupiego przezwiska, za co jestem mu wdzięczny. Twoja siostra wspomniała, że też macieksywki.
– Tak, mamy. Auć – stęknęłam, gdy obcas zapadł się w szczelinę między kostkami brukowymi. Musiałam użyć sporo siły, by wyszarpnąć but z uwięzi. Zapewne zniszczyłam tym skórzane obicie szpilki, ale bardziej zaaferowana byłam oddalającą się siostrą, zagadaną z nowymi znajomymi. Zeszłam więc z chodnika na asfalt iprzyspieszyłam.
Karol, widocznie zainteresowany dalszą znajomością, próbował przez całą drogę, około pół kilometra, zagadywać mnie o studia, pracę czy też życie. Sam wiele opowiadał o sobie. Na przykład, że jest niespełnionym piłkarzem, że uwielbia jeździć z ojcem na ryby, że studiuje sport na AWF-ie, a po licencjacie zamierza kształcić się na trenera. Siliłam się na rozmowę, myślami błądząc przy Doris, która co chwilę wybuchała śmiechem, idąc spory kawałek przed nami. Zachowywała się jak typowa nastolatka. W sumie to dobrze, należało jej się odrobinęwytchnienia.
Gwar i muzykę usłyszeliśmy dużo wcześniej, niż dotarliśmy na miejsce. Głośni studenci w różnym wieku stali przed jasno oświetlonym domem, umiejscowionym na niewielkim wzniesieniu, popijając butelkowane piwo lub drinki z plastikowych, jednorazowychkubków.
Rzadko uczestniczyłam w takich imprezach, mimo iż za kilka dni rozpoczynałam ostatni rok studiów. Dosłownie, mogłam policzyć na palcach jednej ręki domówki, na których byłam przez ostatnie cztery lata. Praca mi na to nie pozwalała, ale też nie było zbyt wielu osób, z którymi chciałam zaszaleć. Jedynie Emil, od czasu do czasu, wyciągał mnie dokądkolwiek. Stał się moim przyjacielem, z którym nawiązałam nić porozumienia pierwszego dnia zajęć. Właściwie historia naszego poznania się była dla mnie bardzowstydliwa.
Tamtego dnia od rana bolał mnie brzuch z nerwów, a stres odbierał mowę i normalne funkcje życiowe. I tak oto wkroczyłam do dziekanatu, potrącając długowłosego bruneta o ciemnej karnacji. Nie był Polakiem, obstawiałam afrykańskie korzenie, choć nie miał też typowo czarnej skóry. Woda, którą popijałam, by zneutralizować soki żołądkowe, wypadła mi z dłoni i musiałam się schylić. Cóż, to pociągnęło za sobą lawinę nieprzyjemnych wydarzeń. Zwymiotowałam na jego nowiutkie, firmowe buty. Spanikowana nie wiedziałam, co zrobić. Uciec czy oczyścić obuwie chłopaka? Łzy porażki zasłoniły mi widok, a jemu chyba zrobiło się żal wiejskiej dziewuchy, bo zaprowadził mnie do najbliższej toalety. A potem jakoś się potoczyło. Wylądowałam u niego w domu, ciepło przyjęta przez ciemnoskórą mamę Emila, choć tak naprawdę nie wiedziałam, jak mu się udało zaciągnąć mnie do siebie. Miałam lukę w pamięci, z czego przyjaciel zaśmiewał się przy różnychokazjach.
– Przynieść ci coś do picia? – spytał Karol, wyrywając mnie ze wstydliwychwspomnień.
– Poproszę wodę – odparłam, przytomniejąc w sekundzie. – GdzieDorota?
– Widziałem, jak wchodziła dodomu.
Nie czekałam na zaproszenie, tylko wspięłam się na wzniesienie po płaskich kamieniach rzecznych, które robiły za stopnie. Weszłam do środka nowoczesnego budynku, by zderzyć się z jeszcze większą liczbą młodychosób.
Próbowałam dojrzeć siostrę, ale zginęła w tłumie. Przebijałam się więc przez hol, lawirując między pijanymi nastolatkami, by dotrzeć do salonu, skąd dochodziła ostra, rockowa muzyka. Torby z zakupami co rusz obijały się o nogi moje i imprezowiczów, którzy nie zwracali uwagi na to, co działo się dookoła, zbyt zajęci tańcami czy też obściskiwaniem się pokątach.
I tyle, jeśli chodzi o pilnowanie niesfornej nastolatki – pomyślałam, czując narastającą wściekłość. W głowie odtwarzałam jej słowa: „jestem dorosła i nie zrobię niczegogłupiego”.
Miałam wrażenie, że stałam tam dłuższy czas bez ruchu, a wokół przewijały się coraz to inne twarze, ale niestety nie było wśród nich mojej młodszej kopii. Czy może raczej kopii mamy, bo ja byłam bardziej podobna doojca.
– Ludzie! Spadamy! Przyjechał właściciel! – krzyknął jakiś chłopak, na co wszyscy rzucili się do wyjść, przepychając się oraz depcząc porozwalane puszki i opakowania pochipsach.
Nadal stałam w miejscu i obserwowałam całą akcję, jakby to odbywało się poza mną, a ja byłam tylko widzem. Dziewczyna w kusej spódniczce i miniaturowej bluzce usiłowała zejść ze stołu, na którym wcześniej tańczyła, ale mimo próśb o pomoc nikt nie ruszył na ratunek. Ludzie tłoczyli się przy szklanych, przesuwanych drzwiach, ignorując się wzajemnie. Liczyła się dla nich wyłącznie ucieczka z domu, który, jak się okazało, nie był żadnego znich.
– Uciekamy! – Karol pojawił się znikąd i pociągnął mnie za wolną rękę. Poleciałam do przodu za nim, ale krok później zaparłam się obcasami na panelach, prawdopodobnie robiąc odciski wdrewnie.
– Co ty robisz?! – Wyszarpnęłam dłoń zuścisku.
Spojrzał na mnie spod opadającej na oczy grzywki i pokręcił głową zniedowierzaniem.
– Gdzie jest Dorota? – zapytałam.
– Głucha jesteś czy głupia? Pewnie już dawno uciekła. Spadamy!
Jego słowa wywołały tornado. Zjeżyłam się jak do walki. Nikt nie będzie mnieobrażać.
– Ty… – zaczęłam, ale odwrócił się i zwyczajnie uciekł jakpozostali.
W ciągu kilku sekund zostałam sama. Przynajmniej tak mi sięwydawało.
– Za chwilę przyjedzie policja. Nieuciekasz?
Skamieniałam, czując na sobie wzrok i słysząc głos z melodyjnym, typowo amerykańskim akcentem, wyrażającym zmęczenie iwściekłość.
Bałam się odwrócić, tak bardzo przerażała mnie reakcja, której uległam. Jak to możliwe, abym poczuła podniecenie po kilku słowach, nawet nie widząc rozmówcy? Bardzo powoli skierowałam twarz w jego kierunku, choć obawiałam się rozczarowaniawidokiem.
– Nic nie powiesz? Nie zamierzasz się bronić? To twoja impreza? Jesteś za toodpowiedzialna?
Zadawał pytania, podczas gdy ja zapatrzyłam się w oczy, otoczone siecią drobnych zmarszczek. Zdałam sobie sprawę, że stał tylko kilka kroków ode mnie i mogłam dostrzec wszystkie detale jego wyglądu. Szpakowate, modnie przystrzyżone włosy, lekki, może dwudniowy zarost, wydatne usta, odrobinę krzywy nos, pieprzyk nad prawym łukiembrwiowym…
– Nie. Znalazłyśmy się tu przypadkiem – odparłam zlękniona, sprowadzając swoją uwagę na właściwe tory. – Zaprosili nas chłopcy poznani chwilę wcześniej, a moja młodsza siostra nie byłaby sobą, gdyby nie zaciągnęła mnie tutaj. Mogłam zaufać przeczuciu… – powiedziałam bardziej do siebie niż do bruneta. – Przepraszam, znajdę ją i pomożemysprzątać.
Mężczyzna pytająco uniósł brew. Tę z pieprzykiem powyżej. Co mogło być fascynującego w zwykłym przebarwieniu skóry, że nie byłam w stanie powstrzymać się przed wpatrywaniem w tomiejsce?
Uspokój się, idiotko – beształam się w myślach, równocześnie kalkulując, ile mógł mieć lat. Sporo więcej niż trzydzieści, ale nie byłam pewna, czy przekroczyłczterdziestkę.
Bezszelestnie zbliżył się na odległość nie większą niż pół metra. Przypominał mi swoim wyglądem atakującą czarną panterę. Może przez ciemne ubrania, a może przez czarne oczy, które pochłaniały mnie swoją głębią i kilkoma jasnoszarymi plamkami. Czułam, jak moje serce próbuje coś przekazać, wystukując nieznany rytm. Czyżbym się go tak bardzo obawiała? A może chodziło o cośinnego?
– Zadzwoń do siostry – polecił ponuro, na co lekkozadrżałam.
Donośny głos mnie przestraszył i zafascynował jednocześnie, ściągając z powrotem naziemię.
– Dobrze.
Drżącą dłonią usiłowałam wyjąć telefon z niewielkiej torebki, niedbale przerzuconej przez ramię. Nieznajomy zabrał zakupy z moich rąk, żebym swobodnie i szybko odnalazła urządzenie, ale musnął przy tym skórę mojego nadgarstka. Jeśli to miało pomóc, to był w błędzie. Trzęsłam się jeszcze bardziej, gorący dreszcz przeszedł mi po plecach, spojrzenie bezwiednie skierowałam na jego usta, które skrzywiły siędrwiąco.
Cholera! Co się ze mną dzieje? – pomyślałam, łapiąc oddechy, jakby były moimiostatnimi.
– Nie odbiera. Włącza się od razu poczta głosowa – powiedziałam, gdy już wyciągnęłam starą cegiełkę i wybrałamnumer.
Panika zalała całe moje ciało, docierając do każdego zakończenia nerwowego, gdy zdałam sobie sprawę, że coś jej się mogło stać. A jeszcze w oddali usłyszałam odgłos policyjnych syren, które z każdą ciągnącą się sekundą, zbliżały sięnieuchronnie.
– Przepraszam, naprawdę… yyy… moja siostra na pewno się boi… nie zna miasta, a ja muszę ją znaleźć. I obiecuję, że jutro przyjedziemy posprzątać ten bałagan. Proszę nie mówić policjantom, że… – jąkałam się, usiłując się usprawiedliwić, ale w tamtym momencie radiowóz zatrzymał się przed domem. Mundurowi zgasili syrenę, zostawiając złowieszczo mrugająceświatła.
Skuliłam się w sobie, tracąc wszelką nadzieję. Nic nie mogło mnie uratować. Policjanci wejdą, nie będą słuchać wyjaśnień, że znalazłam się tu przypadkiem, że nie miałam nic wspólnego z dewastacją domu, tylko zabiorą mnie na posterunek. Zapewne noc spędzę w celi. To będzie „cudowne” zakończenie mojego pierwszego od pół roku, wolnegopiątku.
Szczęśliwych urodzin, siostrzyczko – pomyślałam sarkastycznie, zanim funkcjonariusze wpadli przez otwarte na oścież drzwi i nieznajomy odwrócił się w ichstronę.
– Posterunkowy Kowalski i posterunkowy Jakubiak. Czy to pan zgłaszał włamanie? – spytał jeden z funkcjonariuszy, a ja aż podskoczyłam znerwów.
Głos miał surowy i bardzo groźny. Moja krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach na myśl, że będę się musiała użerać z kimś tak zimnym inieludzkim.
– Tak, to mój dom – odpowiedział nieznajomy, mierząc wzrokiem policjantów. Jego postawa sygnalizowała, że był wrogonastawiony.
– Czy kogoś pan złapał? – padło kolejne pytanie, tym razem drugiego mundurowego, starszego pana, który sprawiał wrażenie mniejszego służbisty niż jego młodszy współpracownik. Od niechcenia trzymał w dłoni notes, a jego zmęczona twarz aż prosiła o szybkie załatwieniesprawy.
Wiedziałam, że to koniec. Zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając paznokcie w skórę i raniąc ją do krwi. Zawstydzonym spojrzeniem obiegłam trzech mężczyzn, którzy prawie przyprawili mnie o zawał. Niekoniecznie z tych samych powodów. Największym problemem i zagadką był najprzystojniejszy z nich, odznaczający się niesamowicie seksownymtyłkiem.
O czym ja myślę? Spłonę w piekle – zganiłamsię.
– Czy łapanie przestępców to przypadkiem nie panów praca? – odpowiedział bezbarwnym tonem, zaglądając przez ramię, jakby doskonale wiedział, na co patrzyłam. – Poza tym zostałatylko…
Wieczność minęła, zanim dokończył zdanie. Wstrzymałam oddech na ten czas, już widząc srebrne obręcze nanadgarstkach.
– Ta sterta śmieci – dodał, pokazując na podłogę, na którą zerknęłam ija.
Syknęłam bezwiednie, wypuszczając wstrzymywane powietrze.
Przeraził mnie ogrom opakowań po przekąskach, plastikowych kubków czy puszek po piwie. Zwróciłam też uwagę na niebieski płyn, prawdopodobnie drink z blue curacao, wylewający się na jasnoszary marmur z bladoróżowymi smugami, położony przed kominkiem, w którym ktoś bardzo nieudolnie próbował rozpalić ogień. Od razu rzucało się w oczy, że imprezowicze w pośpiechu opuszczali dom, nie zwracając uwagi na to, jakie pobojowisko zostawili. Ale to wszystko było niczym w porównaniu do tego, co zrobił brunet. Nie wydał mnie. Nie wiedziałam, czy mam być mu wdzięczna, czy też obawiać się tego, co to za sobąniosło.
– A pani jest… – powiedział pytająco posterunkowy Jakubiak, pstrykającdługopisem.
– Moją przyjaciółką – odparł czarnooki, widząc moje przestraszone, rozbieganespojrzenie.
Ze strachu nie pamiętałam, jak się nazywam. To było tak głupie uczucie, że zrobiło mi sięwstyd.
Przed oczami stanęła mi mama, od małego ucząca mnie formułki: „Nazywam się Julia Aremowicz, mieszkam…” Potrząsnęłam głową, odganiając jej wspomnienie, które po tylu latach się zacierało. Im bardziej starałam się zapamiętać wygląd, gestykulację, zapach, tym bardziej robiło się to płaskie i wyblakłe, jak czarno-białe zdjęcie sprzed stulat.
– N… n… nazywam się Julia. JuliaAremowicz.
– Aremowicz… – zastanawiał się posterunkowy Kowalski swym ponurym tonem. – Skądś znam tonazwisko.
– Nie! Nie! To tylko nazwisko jak każde inne – odparłam szybko. Zbytszybko.
Brunet zmarszczył gęste brwi, jakby się nad czymśzastanawiał.
Boże, proszę, spraw, żeby nie kojarzył – modliłam się bezgłośnie, choć o Bogu zapomniałam jużdawno.
Policjanci patrzyli raz na mnie, raz na nieznajomego mężczyznę. Funkcjonariusz Kowalski odchrząknął i kontynuował zbieranie informacji, które kolega skrzętnie zapisywał, choć wyglądał naznudzonego.
– Czy coś zginęło? Coś zostało zniszczone, skradzione?
– Nie wiem, dopiero przyjechałem z lotniska. Jutro będę w stanie oszacować szkody, jak porozmawiam z architektem. Myślę, że to była jakaś nielegalna impreza, a nie włamanie na tle rabunkowym. Czy wobec tego faktu mogę złożyć zeznania w późniejszymterminie?
– Oczywiście, to nam usprawni pracę. Proszę jeszcze przypomniećnazwisko?
Pierwszy raz usta posterunkowego Kowalskiego, do tej pory zaciśnięte w wąską linię, drgnęły w grymasie przypominającym uśmiech, za to drugi z policjantów nie krył zadowolenia, a sądząc po dość wydatnym brzuchu, prawdopodobnie myślami już był przyMcDonaldzie.
– AlexanderDemski.
– Alek… sander Demski. – Zapisał policjant, powtarzająccicho.
– Alexander, przez x – upomniał brunet, nerwowo przygładzając nażelowanewłosy.
Czułam jego zirytowanie, mimo iż stałtyłem.
– Y… tak, jużpoprawiam.
– Proszę się zgłosić na komendę. W poniedziałek do piętnastej. Zostawimy notatkę na temat zdarzenia i będzie pan mógł złożyć zeznania. Dobranoc – pożegnał się posterunkowy Kowalski, po czym od razu opuścił salon, w międzyczasie groźnym spojrzeniem popędzając kolegę, który wykonał ruch przypominający uchylenie czapki i wyszedł zanim.
Po tym, jak policjanci wyszli z domu i odjechali, wyłączając groźnie migające światło, między nami zapadło nieprzyjemne milczenie. Alexander odwrócił się w moją stronę i przypatrywał się lekko zmrużonymioczami.
Jego twarz nic nie wyrażała, doskonale potrafił zamaskować uczucia, w przeciwieństwie do mnie. Wiedziałam, że mógł odczytać mój strach, chwilową ulgę, zdziwienie i zafascynowanie. Tak, musiałam się przyznać, że ten mężczyzna mnie niesamowicie fascynował. Chociażby przenikliwym spojrzeniem, którym prześwietlał na wylot moje zdradzieckie ciało i duszę, jak i wysportowaną sylwetką, która zdradzała, że ćwiczył. Może to było śmieszne, ale zawsze zwracałam uwagę na męski tyłek. Taki mój swoisty fetysz. Później były oczy. A w tych zaczynałam tonąć. Musiałam się zmusić, by zamrugać kilkukrotnie i zerwać dziwnepołączenie.
– Więc, Julio… – zaczął, specyficznie przeciągającgłoski.
– Dziękuję – powiedziałam równocześnie z nim. – Że mnie pan nie wydał. – Specjalnie użyłam zwrotu grzecznościowego, na co się lekkoskrzywił.
– Mów miAlex.
Mężczyzna zaczął bliżej podchodzić, na co wstrzymałam oddech. Zrobiłam to nieświadomie, bo się go bałam? Minął mnie i na stole, na którym jeszcze kilka minut wcześniej tańczyła dziewczyna, postawił moje zakupy. Dopiero wtedy wypuściłam powietrze i łapczywie wciągnęłam nową porcję tlenu. Nigdy nie byłam w tym dobra. W sensie we wstrzymywaniu oddechu. Dorota potrafiła wytrzymać około trzech minut pod wodą, a ja po kilku sekundach już zaczynałam się dusić. Nie dla mnie byłonurkowanie.
– Rozejrzyjmy się, może zostało coś, co należało do tych… dzieci.
Zauważyłam, że chciał użyć innego słowa, ale w ostatnim momencie się powstrzymał. Sprawiał wrażenie bardzo opanowanego. Zanim zastanowiłam się, czy naprawdę taki był, czy to tylko pozory, uderzył otwartą dłonią w ścianę nadkominkiem.
– Dlaczego nie wpadłem na to wcześniej? Przecież dom ma zabezpieczenia, które znamy tylko ja i architekt. To musiał być ktoś od niego. Syn?
Nie odpowiedziałam, myślę, że tego nie oczekiwał. Szybkim krokiem wrócił do holu i z podróżnej torby wyjął dwa telefony. Użył jednego z nich, po czym z wściekłością zostawił krótką wiadomość: „Oddzwoń, jak odsłuchasz”. Zaraz po tym cisnął smartfony nastolik.
– Idziesz? – spytał, na copodskoczyłam.
– Ale… dokąd? – dukałam.
Lekko pokręcił głową wzdumieniu.
– Szukać twojej siostry. Zapewne uciekła z większością nastolatków na przystanekautobusowy.
– Tak, idę. Tylko zabioręzakupy.
– Zostaw je. I tak tuwrócicie.
Jego władczy ton mnie obezwładnił. Nikt, od naprawdę bardzo dawna, nie kazał mi czegoś robić takim tonem. Posłuchałam się go, tak jak słuchałam sięojca.
Tato miał w sobie coś takiego, że wcale nie musiał krzyczeć, wystarczyło jedno stanowcze spojrzenie i wyniosłe „proszę”, a już czułam przed nim ogromnyrespekt.
Po tym, jak Alexander zamknął dom, podał mi dłoń, by pomóc zejść po stromych schodkach, ale, mówiąc potocznie, kopnął nas prąd, jeszcze zanim nasze skóry sięzetknęły.
– Aua! – krzyknęłam, rozmasowując miejsce wyładowaniaelektrycznego.
– Wiedziałem, że w Polsce spotkam różnych ludzi, ale że już pierwszego dnia poznam dziewczynę władającąprądem?
– Cóż, mam jeszcze kilka ukrytych supermocy, więc raczej mi nie podpadaj, Ziemianinie – ciągnęłam żart, rozluźniając atmosferę, a także napięte ciało, które zareagowało delikatnymdreszczem.
– Zimno ci? – spytał, taksując spojrzeniem moje jasnoniebieskie opięte jeansy, czarną bluzkę na ramiączkach i skórzaną, krótkąkurtkę.
– Nie, wszystko w porządku. Idziemy?
– Tak.
Moja szczupła dłoń zatonęła w jego dużej i ciepłej ręce. Tym razem prąd przeszedł wewnątrz mnie, ale jedynie wciągnęłam więcej powietrza i spuściłam spojrzenie, patrząc, gdzie stawiam kroki. Bardzo się denerwowałam, a jednocześnie miałam wrażenie, że znajduję się we właściwym miejscu z właściwą osobą. Czy tak miało wyglądać zakochanie? A może to tylko pociąg fizyczny? Nie umiałam odpowiedzieć sobie na stawiane pytania, to uczucie było całkiem nowe i kompletnie go nierozumiałam.
– Kim jest Julia Aremowicz? – zadał pierwsze pytanie dość cicho, gdy już wyszliśmy naulicę.
Zdziwiłam się. Prędzej oczekiwałam pytań związanych z imprezą, ludźmi, których zapamiętałam, dlaczego tam trafiłyśmy, a nie tak osobistych. Chciałam wyjąć rękę z jego uścisku, ale on tylko mocniej zacisnął palce. Nie sprawiał mi tym bólu, ale czułam się niekomfortowo. Całkowicie kontrolował sytuację, czym mnie okropnie denerwował, ponieważ to ja zawsze byłam górą w takichmomentach.
– Zwyczajną dziewczyną, studentką, siostrą. Uwielbiam robić zdjęcia – odpowiedziałam pewnie. Przynajmniej miałam taką nadzieję, że właśnie takbrzmiałam.
– Czyli pasjonuje cię fotografia. Jesteś artystką. Co oznacza twojenazwisko?
Spięłam się na to pytanie, aż nogi mi się poplątały i potknęłam się na prostej drodze. Przeskakiwał z tematu na temat, elektryzującym głosem żądającodpowiedzi.
– Nic nie oznacza – skłamałam, mając nadzieję, żewiarygodnie.
– Hmm, dlaczego kłamiesz? Mam szukać w Google? Potrafię wyczuć, jak coś jest na rzeczy, a ty zareagowałaś paniką, gdy policjant jeskojarzył.
– Nie… ja…
– Więc?
Dopadł mnie strach. Nie chciałam opowiadać o swoim życiu obcemu mężczyźnie. O traumie, jakiej doświadczyłyśmy z siostrą; o odrzuceniu, ponieważ matka nie miała arystokratycznej krwi; o latach męki w domu dziecka, mając świadomość, że gdzieś mieszkała rodzina, która nas nie chciała. Nie opowiadałam na prawo i lewo o tym, kim jesteśmy. Zaufałam tylko jednej osobie, Emilowi, i to dopiero wtedy, jak przekonałam się, że istnieje przyjaźń damsko-męska, a chłopak jest szczery i chce dla mnie dobrze. Tak, zdecydowanie nie chciałam opowiadać Alexowi o przeszłości, niestety musiałam to zrobić. Uchylić odrobinę tajemnicy, jaka nas owiewała. Gdyby zaczął drążyć temat i szukać w Internecie, mogłoby to się dla nas i dla niego źle skończyć. Babka tylko czekała, aby odebrać nam jedyny spadek po rodzicach – nazwisko. Tylko to nam zostało, a i to było dla niejzagrożeniem.
Westchnęłam i zerknęłam przelotnie w stronę Alexa, ale akurat patrzył przedsiebie.
– Mój ojciec pochodził z rodu Aremowiczów. Jego matka ma zamek pod Warszawą i stadninę koni wyścigowych znaną na cały świat. To historia jak z romansu. Bogaty panicz zakochuje się w biedaczce, porywa ją i umyka na białym rumaku w siną dal. – Zaśmiałam się cicho, trochę histerycznie. – Tak naprawdę tata zakochał się w pokojówce, wzięli potajemnie ślub, a gdy jego matka się o tym dowiedziała, ze złości go wydziedziczyła. Rodzice wyprowadzili się więc do małej wioski w KotlinieKłodzkiej.
Pamiętałam niewielki dom otoczony lasami i łąkami, z dala od cywilizacji, w którym królował zapach świeżo pieczonego chleba. Miałyśmy z siostrą wspólny pokój pomalowany na różowo z dwoma łóżkami, biurkiem i szafą. Był malutki i gdy zasypiałyśmy, mogłyśmy się trzymać za ręce. Za to całą ścianę naprzeciwko łóżek zajmował domek dla lalek z wieloma pokojami i sprzętami, zbudowany przez tatę, który w wolnych chwilach zajmował się stolarką. W pokoju było tylko jedno duże okno, pod którym rósł biały bez, a dalej rozciągał się widok na wypielęgnowany ogród, sad ilas.
– Miałam osiem lat, Dorotka cztery, kiedy rodzice zginęli w wypadku samochodowym, jadąc na balsylwestrowy.
Powoli się rozklejałam, czując to specyficzne zaciskanie się gardła i piekące od powstrzymywanych łez oczy. Gdy zamykałam powieki, widziałam, jak mama pięknie wyglądała w wiśniowej sukni do kostek, z włosami spiętymi w kok, i jak ojciec elegancko prezentował się w czarnym garniturze z muszką pod szyją. Widziałam ich dokładnie, bo to było nasze pożegnanie, chociaż myśleliśmy, że zobaczymy się rano. Janeczka schyliła się, by nas ucałować. Gerard poczochrał nas po głowach, rozburzając misterne sylwestrowe upięcia, które z siostrą robiłyśmy sobie nawzajem. Wyszli, choć jeszcze zza drzwi powiedzieli, że naskochają.
W nocy zastukali do drzwi policjanci. Ciocia Bogusia, starsza pani z sąsiedztwa, która się nami zajmowała, przekazała nam tę wiadomość, ocierając mokre oczy. Nie pamiętałam, co działo się później poza tym, że tuliłyśmy się z siostrą i nie pozwalałyśmy się rozdzielić. Zabrano nas do jakiegoś ośrodka opiekuńczego. Dużo później dowiedziałam się, że skontaktowano się z rodzinąojca.
Łzy zamazywały mi widok, ale Alexander nadal trzymał moją dłoń, więc liczyłam, że zdąży mnie złapać, jeśli siępotknę.
– Na pogrzeb przyjechała elegancka pani w czarnym kostiumie i kapeluszu z woalką. Ktoś powiedział, że to nasza babcia. Chciałyśmy się przytulić, bo nie miałyśmy nikogo innego, ale ona nas odepchnęła, mówiąc: „To są te dzieci?” – głos mi się łamał, gdy powtarzałam słowa, które dźwięczały mi w głowie przez lata i atakowały w różnych przypadkowych sytuacjach, zwalając z nóg. – Dorota wyciągała do niej ręce, spragniona bliskości, a ja… ja wiedziałam… Kilka godzin później trafiłyśmy do domu dziecka. Tak właśnie postąpiła Amelia Aremowicz, jedna z najbogatszych arystokratek w naszymkraju.
Alex głośno odetchnął, jakby coś do niego dotarło, ale przez płacz nie widziałam jego twarzy. Nie wiedziałam, czy to moja opowieść tak na niego wpłynęła, czy raczej wzmianka o babce. Nie miałam jednak czasu się nad tym zastanawiać, gdyż mężczyzna objął mnie i przytulił. Na początku się spięłam, lecz już po chwili zaciągałam się zapachem męskich perfum, co, o dziwo, działałouspokajająco.
– Przepraszam – szepnęłam, choć nie wiedziałam, dlaczego szepczę. Może zrobiło się zbytintymnie?
– Co było dalej? – drążył nieświadomy tego, jak wiele mu opowiedziałam i jak wiele jeszcze miałam głęboko ukryte na dnieumysłu.
– Mieszkałam w domu dziecka do czasu, aż skończyłam liceum i wyprowadziłam się na studia. Dorota została, nie mogłam jej zabrać… Teraz jesteśmy razem. Oficjalnie – zawahałam się – nieistniejemy.
– Dlaczego?
– Babka zadbała, abyśmy nigdy nie dociekały swoich praw. Według wszelkich dokumentów tato zmarł ponad dwa lata przed moimi narodzinami. Nieszczęśliwie spadł z konia, nigdy się nie ożenił, nie miał córek z pokojówką – odpowiedziałam, czując głębokiezranienie.
Reszty już nie dodałam, to nie było dla jego uszu, że cały majątek przypadł w udziale młodszej siostrze ojca, która dobrze strzegła sekretu matki. Że nigdy nie poznałyśmy rodziny taty, próbowałyśmy, ale Amelia nie zniżyła się, by odpisać na listy. Że w dniu moich osiemnastych urodzin odwiedził mnie, jak i później Dorotę, prawnik z dwoma bandziorami, zabraniając jakiegokolwiek kontaktu z rodziną oraz dochodzenia prawspadkowych.
Do dziś czułam smak strachu, gdy jeden z oprawców groził mi nożem, a drugi patrzył z obłędem w oczach i zaciskał pięści. Myślałam, że uda mi się uchronić od tego Doris, ale ją dopadli w pociągu, gdy kilka dni po swoich urodzinach wracała ode mnie do domudziecka.
– A rodzina mamy? – wypytywał dalej Alexander, nie ciągnąc tematubabki.
– Dziadkowie zmarli, zanim się urodziłam. Nie mamy z Dorotą nikogo, tylkosiebie.
Na chwilę zapadło krępujące milczenie. Odsunęłam się od niego i mimowolnie spojrzałam w górę. Zobaczyłamgwiazdy.
– Tak dawno ich nie widziałam – rozmarzyłam się, odzyskując odrobinę dobregohumoru.
– Czego? – spytał zdezorientowany, ale podążył wzrokiem zamoim.
– Gwiazd. W centrum słabo je widać, po prostu jest za jasno – wytłumaczyłam. – Jak byłyśmy małe, mama często rozkładała koc na łące i leżeliśmy w czwórkę, licząc planety. Bawiliśmy się w wymyślanie nazw różnym konstelacjom. Moja jest tam. – Wskazałam dłonią na pasmo kilku migających białych punktów. – To Konwaliowa Konstelacja lady Dżuliet. Tata tak jąnazwał.
Alex nie patrzył w niebo, tylko na mnie. Zrobiłam z siebie idiotkę tą opowieścią, więc spłoszona spuściłamgłowę.
– Przepraszam, ja cię tu zagaduję, a ty na pewno jesteś zmęczony po podróży. I jeszcze te atrakcje poprzylocie…
– Nie jest tak źle. Dzięki tym wydarzeniom poznałem niezwykle fascynującą i piękną dziewczynę, która zmusiła mnie do spaceru po Wrocławiu w środku nocy i jeszcze pokazała mi gwiazdy. Też dawno ich nie widziałem. W LA ich nie widać albo to ja nie zwracałem na nieuwagi.
Spłonęłam rumieńcem. Z całą pewnością. Dobrze, że tego nie widział. Przyjmowanie komplementów przychodziło mi z wielkim trudem. Bo może i miałam wysportowane ciało, byłam wysoka, a spoglądając w lustro, nie krzywiłam się, widząc odbicie, ale też nie nazwałabym się ani piękną, anifascynującą.
– Co robiłeś w LosAngeles?
Moje pytanie było odwróceniem uwagi od siebie, ale spotkało się z niezadowoleniem, które szybko ukrył pod czarującym uśmiechem. Ruszyłam więc, wyprzedzając go o kilka kroków, co dało mi parę sekund do namysłu. Alex zdecydowanie wolał zadawać pytania niż na nie odpowiadać. Kryła się w nim jakaś tajemnica, którą pragnęłam poznać. I jeszcze to Miasto Aniołów… Od zawsze marzyłam o podróży do Ameryki. Miałam nawet spisaną listę miejsc, które były priorytetem w zwiedzaniu. Hollywood i teksańskie rancza, strefa 51 i przejażdżka legendarną Route 66. Statua Wolności, plaże na Florydzie, ruletka w Las Vegas. A to było tylko kilka, które pamiętałam w tamtymmomencie.
– Nic szczególnego. Prowadziłem interes, który zamierzam rozwinąć w Polsce. Co studiujesz? Na pewno coś związanego z fotografią. – Zwinnie zmienił temat, znów zwracając całą uwagę namnie.
Miałam ochotę zapytać, czy jest dziennikarzem śledczym, bo taki zawód pasował mi do jego osobowości, ale zauważyłam biegnącą ku nam postać. Cały niepokój i zdenerwowanie minęły w ułamkusekundy.
– Hulia!
– Doris! – pisnęłam, obejmując zziajanąsiostrę.
Tak bardzo się ucieszyłam, widząc ją całą i zdrową, że nawet nie miałam ochoty na nią krzyczeć i złościć się za tęsytuację.
– Przepraszam! Jestem taka głupia! Dlaczego cię nie posłuchałam? Następnym razem walnij patelnią w moją pustą makówkę i zawlecz do mieszkania, okej?
– Oki. Tylko skąd wezmę patelnię? Musisz mi zaprojektować taką miniwersję do torebki, a na pewno zrobię z niej użytek. – Naśmiewałam się, głaszcząc lśniące, lekko falowane włosysiostry.
Brodę oparłam na jej głowie, gdyż w obcasach byłam wyższa o prawie trzydzieści centymetrów. Ona zgarnęła urodę, jawzrost.
– Hulia i Doris? Co to, przedszkole? – przerwał powitaniebrunet.
Przyglądał się nam skonsternowany. Zapewne zastanawiał się, jak to możliwe, abyśmy były tak różne, a zarazem takpodobne.
– Kto to? – spytała nieufnieDoris.
– Alexander Demski, właściciel domu, w którym odbywała się impreza. Nie wsadził mnie za kratki, więc mamy dług wdzięczności. Ach, i obiecałam pomóc posprzątać, a że to ty nas w to wciągnęłaś, to będziesz szorować podłogi – postraszyłam siostrę, choć właśnie do tego zamierzałam jązmusić.
– Tylko nie podłoga! Wiesz, jak bardzo tego nie cierpię… – jęczała, wyswobadzając się z mojegouścisku.
Wiedziałam. Doskonale wiedziałam. Nie raz odwalałam tę robotę za nią w domu dziecka, gdzie psociła i za karę dostawała to lub zmywak na kuchni. Najczęściej obrywała za pyskowanie do wychowawców, spóźnianie się na zbiórki lub opuszczanie pokoju po wyłączeniuświateł.
– O której mamy tramwaj? – zignorowałam marudzenie siostry i zmieniłam temat, wiedząc, że i tak postawi na swoim, a ja jejulegnę.
– Opiątej.
– Żartujesz? Nie ma nic wcześniej, nawet zprzesiadką?
Dorota pokręciła głową, czekając na wiązankę z moich ust, którą nieraz próbowała wywołać, ale jej się nieudawało.
– Będziemy tu siedzieć przez czterygodziny?
Zrezygnowana zadałam pytanie retoryczne. Wiedziałam bowiem, że albo zostaniemy na przystanku, co wykluczyłam od razu, albo wezwiemy taksówkę, za którą zapłacimy fortunę w piątkowąnoc.
– Zawsze możemy iść na piechotę – podsunęłaDorota.
– Przecież nocujecie u mnie – oświadczył Alexander, tonem niepodlegającymdyskusji.
rozdział 2
Patrzyłam na bruneta zniedowierzaniem.
– Zostawiłaś zakupy – kontynuował zupełnie niezrażony, jakby to było coś normalnego, że dwie młode dziewczyny będą nocowały u nieznajomego, starszego mężczyzny. – I obiecałaś pomócsprzątać.
– Tak, ale nie było mowy onocowaniu.
Głowa mi pulsowała z nadmiaru atrakcji, które życie i moje nierozważne decyzje namzafundowały.
– Chodźmy do domu, późniejzdecydujecie.
To nie był nasz dom, my go nie posiadałyśmy. Po śmierci rodziców okazało się, że nie mamy nic poza ubraniami, kilkoma pamiątkami, zdjęciami czy skromną, srebrną biżuterią, którą ciocia Bogusia zabrała z toaletki, bo pewnie to też by przepadło. Połówka bliźniaka, w której mieszkaliśmy, była na kredyt i bank zajął ją zwyposażeniem.
Dom.
Marzyłam o nim. O dużej rodzinie siedzącej wieczorem przy kominku, grającej w gry planszowe czy po prostu oglądającej telewizję. O świętach spędzanych przy choince, wysokiej aż pod sufit; o radości i śmiechu; poczuciu bezpieczeństwa i miłości. Zdawałam sobie sprawę, że nie chodziło o sam budynek, tylko o atmosferę, którą tworzyli ludzie, ale miejsce też miało swojeznaczenie.
– Hej, nie jesteś chyba żadnym zboczeńcem, co? Albo mordercą? – spytała zadziornie Dorota, patrząc spod długich rzęs naAlexandra.
Nie wierzyłam własnym uszom, a wręcz otworzyłam usta ze zdziwienia, ale nie zdążyłam zrobić z nichużytku.
– Słucham? – Zszokowało go pytanie Doris, ale widząc śmiech w jej oczach, rozluźnił się i pozwolił sobie na żart. – Nie, nie jestem ani zboczeńcem, ani mordercą. Jestem tylko czerwonoskórym, ściągającym skalpy z głów kobiet, podstępnie sprowadzonych do mojejsiedziby.
– Dużo już ich masz? – ciągnęła żart Doris. – Taki przystojniak to pewnie całąkolekcję.
– No cóż… Kilka się zdarzyło – odpowiadając, pomasował dłoniąkark.
Nie patrzył na nas, tylko przed siebie. Pomyślałam, że w słowach Doroty musiała się kryć prawda. Zapewne wiele kobiet przewinęło się przez jego łóżko. Musiały być piękne i seksowne. Sama nie wierzyłam w swoje siły i urodę, myśląc o sobie niezbyt pochlebnie, co wiązało się z niską samooceną. Nie miałam szans u takiego mężczyzny, nie taliga.
Ale najważniejszym pytaniem było to, czy chciałam czegoś więcej niż zwykłej znajomości? A jeśli miał żonę lub narzeczoną? Stałą partnerkę? W Ameryce było to popularne. Odwróciłam wzrok od niego; już i tak namieszał mi wgłowie.
– Nie możemy tu zostać ani nocować u ciebie. Przyjedziemy jutro, a teraz zadzwonię po taxi. – Wyjęłam telefon z torebki, ale po odblokowaniu klawiatury okazało się, że miałam tylko jeden procent baterii. Zanim odnalazłam numer postoju taksówek, rozładował się całkowicie. – Doris dajswój.
– Mój też jest rozładowany, przecież zadzwoniłabym do ciebie, gdzie jestem. – Przewróciła oczami i pokiwała głową na boki, jakby to ona była starszą siostrą i dawała mi reprymendę. – Mówiłam ci, żebyś kupiła nową ładowarkę, bo ta siępsuje.
– Alex, użyczysz mitelefon?
Zarumieniłam się po czubki uszu, gdy posłał mi władcze spojrzenie. Jego oczy lśniły w świetle latarni ulicznych, wyglądając mrocznie, ale nie byłam przestraszona. Pragnęłam go. Pragnęłam zedrzeć z niego ciuchy i sprawdzić, czy ciało ma tak boskie, jak sobie wyobrażałam. Pragnęłam sprawdzić, czy pod koszulką kryją się włoski na klatce piersiowej, w których mogłabym zanurzyć palce. Pragnęłam poczuć na sobie jego pocałunki i dłonie, szukające erogennych stref. Pragnęłam…
Przestałam na moment oddychać, próbując pozbyć się tego szaleństwa zgłowy.
– Nie.
– Nie? – powtórzyłam zanim.
– Nie. Zostawiłem go w domu, ale odwiozę was, jeśli tak bardzo chcecie wracać dosiebie.
Nie chciałam, na pewno nie chciałam, ale strach przed nieznanym byłsilniejszy.
– Wodzu, prowadź – rzuciła Doris, spoglądając raz na mnie, raz naniego.
Energicznie ruszyła w stronę, z której przyszliśmy, dając nam krótkie sam na sam, by kilka kroków dalej zatrzymać się i popatrzeć wgwiazdy.
– Julio?
Oczekiwał odpowiedzi, podczas gdy ja nie byłam w stanie zebrać myśli. To, jak wymawiał moje imię z tym swoim typowym, amerykańskim akcentem, działało jakoś dziwnie na mój stan emocjonalny. Spojrzałam na wyciągniętą dłoń o równo przyciętych paznokciach. Powoli wysunęłam swoją i złączyłam naszepalce.
– Dobrze – odpowiedziałam, tylko dlaczego miałam wrażenie, że popełniłam największy błąd wżyciu?
***
– Skąd wzięły się wasze przezwiska? – Pełną elektryzującego napięcia ciszę przerwał jegogłos.
Dłoń mi się spociła w jego uścisku i cieszyłam się, że byliśmy już blisko celuwędrówki.
– Mama tak na nas wołała. Na mnie Hulia, bo śpiewałam z nią piosenki Julio Iglesiasa, którego uwielbiała. A Doris, ponieważ długo na wszystkich i wszystko mówiła Dori. Mama mówiła las, kot czy okno, a ona odpowiadała Dori i mama zaczęła wołać za nią: „Gdzie jest moja Doris?” i tak sięprzyjęło.
– Nie wiedziałam. Hej, co znaczy długo? – Dorota zapiszczała z niezadowoleniem i wychyliła się lekko, by popatrzeć na mnie zuwagą.
– No cóż, w wieku trzech lat ciągle mówiłaś na kota Dori, a nie Pchełka, to samo na misia Teddy’ego, z którym spałaś. Ogólnie na większość rzeczy. Potem z tego wyrosłaś i buzia ci się nie zamykała – dodałamkąśliwie.
Widziałam niezadowolenie na twarzy siostry, odznaczające się lekko skrzywionymi ustami, które wydęła nerwowo, oraz przygryzionym policzkiem i bruzdą na czole. Wyglądała dokładnie tak jak mama, gdy malowała obrazy w skupieniu. Włosy upinała w kok na czubku głowy, związując je gumką recepturką, by nie przeszkadzały ciemnozielonym oczom w pracy. Często przyglądałam się, stojąc za otwartą bramą garażową, jak mieszała farby na specjalnej paletce. Śmierdziało terpentyną, dlatego nie pozwalała nam przebywać w pobliżu, ale był to zapach, który kojarzyłam tylko znią.
Dorota odziedziczyła jej wygląd. Kasztanowe loki, bujnie spływające po plecach, z naturalnie rudym połyskiem, który niemalże płonął jak wieczorne ognisko, gdy poruszała głową. Krągłą pupę, szczupłą talię, wydatny biust, twarz w kształcie serca. I wzrost krasnoludka, ale tego jej najbardziej zazdrościłam, przy swoich stu siedemdziesięciu siedmiu centymetrach. Ona mogła mieć każdego faceta, ja, jeśli chciałam nosić wysokie szpilki, tylkokoszykarza.
Kątem oka spojrzałam na Alexandra. Jego czarne oczy patrzyły ze zrozumieniem, jakiego do tej pory nie zaznałam od nikogo. Uśmiechał się łagodnie, na co serce zabiło mocno, jednocześnie ściskając wzruszeniem za gardło. W tym momencie nie istniał świat dookoła. Nie było domów, ulicy, świergotu ptaków. Nie było granatowego nieba, migoczących gwiazd. Tylko on i ja. Mogłabym pójść za nim nawet do piekła, gdybypoprosił.
Mocniej ścisnął mi dłoń, dając do zrozumienia, żebym wróciła na ziemię, ale to tylko wywołało kolejną falę myśli. Od dawna nie szłam z nikim zarękę.
W szkole średniej, gdy pierwszy raz pocałował mnie chłopak imieniem Bartek, byliśmy parą przez ponad miesiąc. Wygadany blondyn i nieśmiała szatynka plątali się po korytarzach szkoły, bawiąc się w związek. Nie miałam sumienia z nim zerwać, ale denerwował mnie wiecznie spoconymi dłońmi i nadmiernym ślinieniem się podczaspocałunków.
Aż się wzdrygnęłam na tewspomnienia.
Z zamyślenia wyrwała mnie wesoła rozmowa, jaką prowadziła siostra zAlexem.
Nawet nie zwróciłam uwagi na to, że już byliśmy pod jego domem, dopóki nie potknęłam się na kamiennych schodach, a brunet otworzył drzwi i zaprosił nas dośrodka.
– Zobacz, Doris, księżniczka obudziła się ze swojego świata zadumy! – Rozbawiony mężczyzna uśmiechał sięzawadiacko.
Miałam ochotę zatrzymać ten uśmiech na dłużej, ale nie wiedziałam, jak to zrobić. W jakimś głupim odruchu rzuciłam w niego puszką, chwyconą ze stolika w przedpokoju, i zaczęłam uciekać w stronę salonu. To była odrobina szaleństwa, na którą sobie pozwoliłam. Nigdy się tak nie zachowywałam. Zawsze byłam tą rozważną i twardo stąpającą siostrą, matką, przyjaciółką.
Alexander rzucił się w moją stronę, ale oberwał puszką od Doroty. Przez chwilę nie wiedział, kogo ma gonić, i serdecznie się roześmiał. Tak przyjemnie było usłyszeć jego śmiech, chociaż wydawało mi się, że sam jest zdziwiony swojąreakcją.
Postanowiłam pociągnąć zabawę, w końcu raz się żyło, a mnie też coś należało się od życia, nieważne, że miało to trwać tylko ulotną chwilę. Nie mogliśmy zrobić większego bałaganu niż ten, który zastaliśmy, więc gdy natrafiłam dłonią na puszkę, mimowolnie rzuciłam ją w jego kierunku. Tylko że ta miała w środku dość dużo piwa i ochlapała jego koszulkę. Złapał jednak pojemnik w locie, zanim trafił go w pierś, i natychmiast odrzucił w moim kierunku. Groźne, a jednocześnie rozbawione spojrzenie czarnych oczu wmurowało mnie w ziemię. Puszka trafiła w ramię, opryskując kurtkę, bluzkę i spodnie, po czym wydała brzęczący odgłos, odbijając się odpodłogi.
– Chyba musimy wziąć prysznic. – Jego twarz spoważniała, a oczy pociemniały, o ile czarne tęczówki mogły przybrać jeszcze ciemniejszykolor.
– To wyzwanie czyobietnica?
Tępa idiotko, po co go prowokujesz? – zbeształam się w duchu za to, co powiedziałam. Wstyd ugasił moją wesołość, a i mężczyzna spochmurniał. Pojawiła się u niego maska, jaką przywdziewał, nie chcąc pokazać jakichkolwiekuczuć.
– Ja idę pierwsza! – Dorota zakomunikowała swojąobecność.
– Łazienka powinna być na górze. Mój kolega miał zadbać o wyposażenie, więc powinnyście znaleźć jakieś ręczniki i kosmetyki. Gorzej, jeśli chodzi o lodówkę, bo miałem przylecieć dopiero za dwa dni – tłumaczył, nie spuszczając ze mniespojrzenia.
Czułam się jak zwierzyna wklatce.
– Dziękujemy, nie jesteśmy głodne. Tylko… – zaczęłam mówić niepewnie, nie wiedząc, jakzareaguje.
– Tak? – Uniósł pytająco brew. Tę zpieprzykiem.
– Chyba muszę pożyczyć od ciebie jakąś koszulkę. Ta do spania się nie nadaje. – Oboje spojrzeliśmy na mokrą bluzkę i zarys okrągłych, ale niewielkich piersi, widocznych pod cienkimmateriałem.
Czy ja oszalałam? Co się ze mną działo? Właśnie zgodziłam się na nocleg u kompletnie obcegomężczyzny.
– Rzeczywiście – uśmiechnął się pod nosem. – Zawsze jest jeszcze innaopcja…
Znowu się zarumieniłam. Spojrzeniem powędrowałam w podłogę, ponieważ nie mogłam znieść drapieżnego wzroku. Usłyszałam ruch i już chciałam coś odpowiedzieć, ale spadł mi na głowę podkoszulek na szerokich ramiączkach. Był mięciutki i pachniał płynem do płukania. Zaciągnęłam się tym zapachem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, jak to mogłowyglądać.
– Hulia, idziesz wreszcie? – Z góry dobiegł głos Doroty, ratując mnie przed wytwarzającym sięnapięciem.
– Tak, już idę – odpowiedziałam, ale nogi miałam jak z waty i ledwo wtaszczyłam ciało na górę, wędrując po szklanychstopniach.
Czułam, że Alex patrzył za mną, dopóki nie zniknęłam na piętrze, ale nie oglądałam się dotyłu.
Usłyszałam siostrę puszczającą wodę za drzwiami po prawej. Postanowiłam, że zajrzę do każdego pomieszczenia i po cichu miałam nadzieję, że właściciel domu nie uzna tego za wścibstwo. Studiowałam architekturę wnętrz, więc ciekawiło mnie wszystko dookoła i zawsze zaglądałam ludziom do szafy. Otworzyłam więc kolejne drzwi, prowadzące najprawdopodobniej do męskiej sypialni. Jasnoszare, a właściwie prawie srebrne ściany, skrzyły się w świetle ukrytych pod sufitem diod. Na środku stało duże łoże obite białą skórą, zasłane czarną, atłasową pościelą. Podłogę zaścielał dywan o wysokim, miękkim włosiu, oczywiście w czerni. Jedynym kolorem innym niż biel, czerń i szarości, był obraz wiszący nad posłaniem. Przedstawiał niebieskie, niczym popołudniowe niebo, oczy kobiety, skrytej za burką. Ten akcent dodawał uroku sypialni, a nawet hipnotyzował, gdyż trudno było odwrócićwzrok.
Zamknęłam drzwi i otworzyłam następne, po przeciwnej stronie korytarza. W tym pokoju wszystko było granatowe i ciemnoniebieskie, zupełnie jak noc. I chyba to miał przedstawiać, bo na granatowym suficie wymalowano różne konstelacje gwiazd, a lampa kształtem przypominała księżyc. Na niebieskich ścianach wisiały różnej wielkości zdjęcia ukazujące planety. Oprócz łóżka nie było tam innych sprzętów, jedynie niewielki stolik i dwa krzesła, oczywiście granatowe. Na łóżku leżały rzeczy siostry, więc wiedziałam, gdzie śpimy, bo nie wyobrażałam sobie spaćosobno.
No chyba że z Alexem… – podpowiedział jakiś głosik. Zignorowałam go i poszłam dalej. Kolejne pomieszczenia to była wielka porażka. Jeden na styl egipski z wielbłądami i piramidami w mdłym odcieniu beżu, a następny w stylumarynistycznym.
Wróciłam do podniebnego pokoju i z ulgą rzuciłam się na posłanie. Alexander wtargnął w moje myśli i jakoś nie chciał stamtąd odejść. Zupełnie nie mogłam sobie poradzić z nowymi uczuciami, dotąd nieznanymi. Wiedziałam, że był blisko, i to tylko drażniło moje zmysły. Chciałam rzucić mu się w ramiona, a zarazem pragnęłam uciec, jak najdalej. To nie było normalne. Ja nie zachowywałam się normalnie. Przecież ten mężczyzna był zupełnie obcy. Znałam go od niecałych dwóch godzin, a totalnie oszalałam na jego punkcie. Jeśli tak miało wyglądać zakochanie, to zamierzałam się z tego wypisać. I tonatychmiast.
Doris wyszła z kąpieli i nie omieszkała wyrazić swoich przemyśleń, dotyczącychłazienki.
– Masz wolne. Gdybym nie była tak zmęczona, tobym z niej w ogóle nie wychodziła. Jest boska, ma wannę z masażem i osobną kabinę prysznicową, i… siostra?
– Hmm? – mruknęłam, podnosząc się dosiadu.
– On mi się podoba. Wydaje się w porządkufacetem.
– Ale? – spytałam, bo wiedziałam, że coś ma namyśli.
– Nie jest dla ciebie zastary?
Zaśmiałam się. Bo cóż innego mogłam zrobić? Uścisnęłam jej rękę, wiedząc, że chciaładobrze.
– Nie wiem – szepnęłam, wstając.
– Nie boisz się, że coś ci zrobi? Wyglądał, jakby chciał cięzjeść.
– Nie wiem – powtórzyłam bezmyślnie, zagłębiona w myślach. – Czekaj, co? – rzuciłamszybko.
– No wiesz… dwa zające kicające połące…
– Doris, proszę cię. Taki facet i ja? – Pokręciłam głową i ucinając dyskusję, wyszłam wziąćprysznic.
Jednak nie potrafiłam zmusić mózgu, by przestał analizować zachowanieAlexandra.
A jeśli byłgwałcicielem?
Nie mogłam się skupić na niczym innym jak na zaprzeczaniu tej tezie. Gdyby chciał mnie skrzywdzić, już dawno leżałabym martwa wkrzakach.
Po szybkiej kąpieli zaprałam plamy na ubraniach i powiesiłam je razem z bielizną na ciepłym grzejniku. Wiedziałam, że prędko nie usnę, ciepła woda mnie orzeźwiła, a nie ululała. Włożyłam więc za szeroką koszulkę Alexandra, sięgającą ledwie za pupę, i wróciłam do śpiącej siostry, by usiąść na łóżku i znów oddać się gorzkim myślom. Nie trwały one długo, gdyż usłyszałam Alexa wchodzącego po schodach i zamykającego się włazience.
To była moja szansa, by zająć czymś umysł. Na palcach zeszłam na dół, bojąc się, że zostanę przyłapana na myszkowaniu, ale zawsze mogłam powiedzieć, że zeszłam po coś do picia, choć kłamstwa słabo miwychodziły.
Postanowiłam zacząć sprzątać puszki, butelki, plastikowe kubki i opakowania po chipsach. Zapaliłam światło w kuchni, choć sporo czasu zajęło znalezienie włącznika. Nie wspominając już o workach na śmieci, których nie było tam, gdzie założyłam. Po cichu przeszukiwałam szafki, ale znalazłam tylko garnki, patelnie i sprzętykuchenne.
– Coś zgubiłaś? – groźnym szeptem zaanonsował swoją obecność, nagle materializując się tużobok.
Prawie dostałam zawału. Odskoczyłam od szuflady, którą akurat plądrowałam, wpadając wprost na Alexa. Spuściłam zawstydzony wzrok w odruchu poddania się, czując, że serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Staliśmy boso na brudnej podłodze, stykając się ciałami. Mężczyzna poza czarnymi bokserkami nie miał nic na sobie. Z pałającymi czerwienią policzkami przeniosłam spojrzenie na jego twarz, gdzie napotkałam przenikające duszę spojrzenie oraz usta ułożone w grymas przypominający uśmiech. Mokre włosy wyglądały, jakby przetarł je ręcznikiem i zostawił tak, by same wyschły, a kilka kropelek wody wciąż błyszczało na umięśnionej klacie. Dotknęłam jej dłonią, żałując, że nie posiadał zbyt dużego owłosienia w tym miejscu. Poczułam, jak napiął mięśnie, przyciągając mnie bliżej. Dobrze i bezpiecznie czułam się w męskim uścisku. Przymrużyłam oczy, pozwalając zmysłom węchu i dotyku współgrać zesobą.
Nie panowałam nad tym. Zatracałam się w nim; gorąc przejmował władzę. Potrzebowałam ugaszenia szalejącego pożaru. Choć ten jeden raz chciałam przestać myśleć i poddać sięuczuciom.
– Szukałam worków na śmieci – odpowiedziałam równie cicho, zażenowana całą sytuacją. Ledwie byłam w stanie mówić przez ściśnięte i zaschniętegardło.
Oddychałam z coraz większym trudem, zaciągając się zapachemAlexandra.
Powoli traciłam rozsądek, a serce na przemian stawało i galopowało. Pozwoliłam sobie na śmielszy dotyk jego opalonej skóry, wędrując wzdłuż ramion do szyi, by zatrzymać dłoń na karku. Krótkie włosy lekko drapały, wspomagając doznania. Byłam jednocześnie podniecona i zawstydzona tą intymnąsytuacją.
Nie mogłam złapać tchu, gdy mruknął zadowolony. Przestałam myśleć, napierając na niego piersiami, poddając się chwili i seksualnym uniesieniom. Dotknął palcem moich warg, najpierw górnej, po chwili dolnej, bym otworzyła usta i koniuszkiem języka zwilżyła opuszek. Odpowiedziałam syknięciem, pomieszanym z jękiem rozkoszy, po czym wykonałam nieme polecenie, na co zbliżył twarz. Nie pytał, czy może mnie pocałować, on żądał, biorąc wewładanie.
Delikatne muśnięcie warg wyzwoliło mój wewnętrzny wulkan. Gorący oddech palił miętową mocą, aż zdałam sobie sprawę, że sama zębów nie myłam i zrobiło mi się głupio. Jednak on nie pozwolił mi uciec, a wręcz pogłębił pocałunek, językiem badając wnętrze. Złapaliśmy wspólny rytm, oddając pieszczoty. Gdy dołożył błądzące dłonie, ugięły się pode mną nogi, a jak kciukami dotknął piersi, wydałam kolejny, głośny jękrozkoszy.
– Jesteś tak cholernie seksowna – wymruczał, przerywając pocałunek i biorącoddech.
Złapał garść moich włosów i odciągnął głowę do tyłu. Bałam się, że mnie odtrąci. Gdzieś te myśli kręciły się po umyśle, delikatnie cucąc gwałtownie wybuchające dreszcze podniecenia. Jednak Alex zrobił coś innego, pchnął mnie na ścianę, by mocno docisnąć swoimi biodrami. Doskonale czułam jego twardego członka, boleśnie wbijającego się w podbrzusze. Wywołało to kolejne fale przyjemności, wręcz nieziemskiejekstazy.
Jeśli tak zawsze wyglądał seks, to w tamtym momencie potwornie żałowałam, że nie zrobiłam tegowcześniej.
Każda komórka w ciele, każde zakończenie nerwowe, każdy skrawek skóry domagał się zaspokojenia żądzy. Odwróciłam twarz w poszukiwaniu pełnych, miękkich ust, w które wpiłam się wygłodniale, przejmującinicjatywę.
Całkowicie straciłam zdrowy rozsądek. Nie myślałam o tym, że znaliśmy się od kilkudziesięciu minut. Nie brałam pod uwagę, że nic o sobie nie wiedzieliśmy. Nieważna była spora różnica wieku. Liczyła się tylko ta chwila. Nicwięcej.
Walczyliśmy o dominację, ale doświadczenie wygrało. Poddałam się i brałam wszystko, co był w stanie miofiarować.
Alexander podniósł mnie i posadził na ladzie kuchennej. Sam stanął pomiędzy moimi nogami, po czym zsunął ramiączka sportowej koszulki, odsłaniając niewielkie, krągłe piersi, których od zawsze się wstydziłam, ale on pożerał jewzrokiem.
– Piękne. – Wziął je w dłonie i potarł twardeczubki.
Wygięłam ciało w łuk, ciągnąc go za głowę. Zmoczył jeden sutek językiem, by zaraz to samo zrobić z drugim i zaatakować zębami twarde zakończenia. Zakleszczyłam go nogami, by przypadkiem nie próbował się odsunąć. Gdzieś po drodze zgubiłam nieśmiałość i zawstydzenie, oddając się wyłącznie rozkoszy oraz nowymdoświadczeniom.
Pojękiwałam, drżąc na całym ciele. Byłam gotowa go przyjąć, jednak Alexander postanowił pobawić się inaczej. Odchylił mnie, aż plecami dotknęłam zimnego blatu, założył sobie moją lewą nogę na bark i zaatakował językiem kobiecość. Jego aktywność nie trwała długo, już przy zabawie piersiami byłam na skraju wybuchu. Zamknęłam oczy i zagryzłam pięść. Pozwoliłam, by pierwszy w moim życiu orgazm zawładnął mnącałą.
– Ależ jesteś gorąca, Julio. Chcę się znaleźć w tobie… Muszę się znaleźć wtobie…
Przeniósł moje wiotkie ciało z kuchni na kanapę w salonie, jakbym nic nie ważyła, i ułożył pod sobą, uprzednio zrzucając puszki na podłogę. Nie przejął się tym, że zrobił hałas i Dorota mogła nas usłyszeć. Zdjął mi koszulkę i westchnął z zadowolenia, gdy mógł dokładnie przeskanować każde zaokrąglenie, każdy mięsień i każdą wystającąkość.
– Jesteś piękna, doskonała, Julio. To, jak natychmiastowo się podniecasz, doprowadza mnie do szaleństwa. Chcę znaleźć się w twojej cipce. Chcę cię pieprzyć szybko imocno…
Pozbył się bokserek, ukazując się nago. Przestraszyłam się. Nie tego, co miało się za chwilę stać, bo o tym marzyłam od bardzo dawna, tylko że nie trafiłam na odpowiedniego mężczyznę. Przestraszyłam się jego wielkości i obietnicy, którą usłyszałam. Bałam się, że gdy zaatakuje moje ciało zbyt gwałtownie, porozrywa mnie w środku i sprawi olbrzymi ból. Musiałam mu powiedzieć, by był delikatny i czuły, a nie szorstki ibrutalny.
– Muszę… muszę ci coś… powiedzieć. – Nie mogłam się skupić, kiedy Alexander nakierował moją rękę na swojego sterczącego członka i zaczął nią poruszać w górę i w dół. – Ja… ja… och… jestem… – Nie mogłam z siebie wydusić tego słowa. Twarz oblewał rumieniec wstydu, choć chyba na to było już za późno, ale zebrałam w sobie całą odwagę i wyrzuciłam jednym tchem, może nawet zbyt głośno. – Jestem jeszczedziewicą!
Przez chwilę panowało milczenie. Alex zastygł bez ruchu z zaciśniętymi ustami i przymkniętymi powiekami. Pot na jego czole skraplał się i spływał po skroni. Jego gruby i twardy sprzęt powoli wiotczał w mojej dłoni. Bałam się poruszyć, czekałam na jego ruch. Na słowa, w których zapewniłby, że będziedelikatny.
Nie doczekałam się. Brunet odsunął się, wyplątując z naszych skłębionych ciał. Żadne z nas nie chciało odezwać się pierwsze, czekając na reakcję tego drugiego. Podniecenie zaczęło znikać. Zastąpił je wstyd i zimny dreszcz. Przeczołgałam się na koniec kanapy, zasłaniając piersi przed wściekłym wzrokiem, którym mnie obdarzył. Jego mina nie wskazywała nic dobrego, ale jednego byłam pewna. Tej nocy nie stracędziewictwa.
– Powiesz coś? – zapytałam, bojąc się odpowiedzi. I tak wielkim wyczynem było odezwaniesię.
W ułamku sekundy zobojętniał, a jego ruchy stały się przemyślane i wyważone. Podniósł z podłogi koszulkę i rzucił w moją stronę, a sam włożył bieliznę, zasłaniając przyrodzenie. Nie raczył odpowiedzieć, tylko zaśmiał się, trochę złowieszczo, a trochę jakby usłyszał dobry dowcip. Nie rozumiałam, co się stało. Serce zakłuło mnie w klatce piersiowej, gardło ścisnęło się ze zdenerwowania, a wzrok zaszedł mgłą, gdy zdałam sobie sprawę, że płaczębezgłośnie.
Zakładając po omacku koszulkę, chciałam zapaść się pod ziemię. Moje wcześniejsze doświadczenia ograniczały się do kilku pocałunków i niegroźnego obmacywania, które nie zrobiły dobrego wrażenia, czy też filmów z erotycznymi scenami. Ewentualnie książek, przy których mogłam sobie wiele wyobrazić. Nikt jednak nie przygotował mnie na takie rozczarowanie i zranienie, jakie czułam w tej chwili. I złość wzrastającą gdzieś w gardle, starającą się wydostać, tyle że nie byłoujścia.
– Wiesz? Znam takie dziewczyny jak ty, Julio – odezwał się w końcu, patrząc nieobecnym wzrokiem. – Miałem już do czynienia z takimi kokietkami. Udajecie dziewictwo, potem ciążę, żeby tylko złapać ofiarę, a na koniec zabieracie cały majątek. Dzięki, ale nie interesuje mnie to, w czym sięspecjalizujesz.
Byłam zbyt sparaliżowana, by się bronić przed jego oskarżeniami. Bo jak miałam mu udowodnić swoją rację? Istniał tylko jeden sposób, z którego zrezygnował. Fakt, w ogóle nie myślałam o zabezpieczeniu, ale gdybym zaszła w ciążę, nawet jeśli nie miałabym być z ojcem dziecka, i tak bym się cieszyła. Dostałabym od losu maleńką istotkę, którą kochałabym nadżycie.
– Nie znasz mnie… – Tylko tyle byłam w staniewykrztusić.
Wstałam ze skórzanej, brązowej kanapy i obciągnęłam podkoszulek, byleby tylko zasłonić jak najwięcej ciała, które tak namiętnie pieścił kilka minutwcześniej.
Boso, na łamiących się nogach, weszłam na górę. Minęłam sypialnię, w której spała Dorota, cicho pochrapując. Otworzyłam ostatnie drzwi i po ciemku wtoczyłam się do pokoju, uderzając piszczelą o kant łóżka. Pozwoliłam sobie na rozpacz i rwanie włosów z głowy, opadając na podłogę i wyzywając się w myślach od idiotek. Nie mogłam znieść swojego frywolnego zachowania objawiającego się kacemmoralnym.
Zbawienny sen nie nadchodził, więc nad ranem po cichu przeszłam do pokoju, gdzie nocowała niczego nieświadoma siostra, i położyłam się obok, przytulając się do jej drobnego ciała. Zasnęłam, szukając ukojenia przy najbliższejosobie.
rozdział 3
Obudziłam się, nie wiedząc, gdzie jestem. Nie mogłam otworzyć oczu napuchniętych od płaczu, a wspomnienia dopiero powoli wracały, uderzając ze zdwojoną siłą. Pojawiły się kolejne łzy, bo zdałam sobie sprawę z tego, co stało się między mną a praktycznie zupełnie obcym mężczyzną. Umysł opanował wstyd, gdy przypomniałam sobie dotyk rąk Alexandra, jego miękkie usta, które błądziły po ciele, wywołując ogromne podniecenie. Chwilę później pojawiły się rozczarowanie i złość na samą siebie. Zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe, żebym w tym samym czasie mogła się nim zauroczyć, zakochać się w nim i goznienawidzić?