Ryzykowna rozgrywka - Anett Lievre - ebook + książka

Ryzykowna rozgrywka ebook

Lievre Anett

4,5

Opis

Co zrobisz, kiedy jedna wiadomość odbierze ci chęć do życia i nikt nie będzie w stanie ukoić twojego bólu?

Mirka wyjeżdża z przyjacielem na drugi kraniec Polski po wymarzony samochód. Na miejscu okazuje się, że zamieszczone w Internecie ogłoszenie to podpucha. Choć jest rozgoryczona, postanawia dobrze się bawić nad urzekającymi mazurskimi jeziorami. Jej beztroska nie trwa długo, gdyż kilka dni później dowiaduje się o śmierci bliźniaczki.

A gdyby istniał cień szansy, że siostra jednak żyje, a ktoś upozorował jej śmierć?

Zdesperowana dziewczyna wyrusza na drugą półkulę do pięknej, ale jakże niebezpiecznej stolicy Wenezueli, gdyż wołająca ją w snach bliźniaczka prosi o ratunek. Będąc na miejscu, spotyka dwóch mężczyzn zamieszanych w miłosne potyczki siostry.

Czy Mirka odważy się poznać ich mroczne tajemnice, szczególnie że jeden z nich należy do mafii, a drugi jest lekarzem bez sumienia?

 

Anett Lievre znów zaskakuje! Zabiera nas w podróż do Wenezueli, która oprócz pięknych widoków i gorącego słońca oferuje również całą gamę niebezpieczeństw. Mirka podejmuje ryzykowną decyzję i wyrusza odnaleźć ukochaną siostrę. Musi jednak baczyć na każdy swój krok, bo jeden nieprzemyślany ruch może ją wiele kosztować. Historia trzyma w napięciu do samego końca. Autorka funduje nam istną eksplozję emocji oraz pikantne sceny pełne dreszczyku podniecenia. Ja kompletnie przepadłam. Polecam z całego serca! - Weronika Czaplarska, autorka

 

Kolejny raz Anett Lievre sprawiła, że nie mogę zapomnieć o jej powieści! „Ryzykowna rozgrywka” to książka, którą czyta się jednym tchem. Niezwykle przejmująca i wielowątkowa historia opowiadająca o sile siostrzanej miłości. Klimat niebezpiecznej Wenezueli, dreszczyk emocji oraz namiętność to kombinacja idealna. Autorce udało się rozbić moje serce na kawałki, a potem ponownie je poskładać. Gorąco polecam każdemu, kto ma dość banalnych powieści, ta z pewnością się do nich nie zalicza! - Emily May, autorka

 

Intrygujący tytuł to jedynie przedsmak tego, co znajduje się wewnątrz. Zapewniam, że w tej książce nawet przez moment nie powieje nudą, a w chwilach zawrotnej akcji znajdzie się też miejsce na miłość.

Mirkę i Tyśkę łączy wręcz namacalna więź. Gdy jedna z bliźniaczek wyjeżdża i zostaje uznana za zmarłą, serce drugiej podpowiada, że siostra żyje, więc dziewczyna wyrusza, aby ją odszukać. Gdy dociera do Caracas, zaczyna się prawdziwy rollercoaster. Trzeba się naprawdę mocno trzymać, by nie wypaść. Jesteście przygotowani na taką przejażdżkę? - Marta Kaczmarczyk, czytelniczka

 

Pomysłowa, oryginalna, zaskakująca. Tak w trzech słowach można określić najnowszą powieść Anett Lievre. Ani przez chwilę nie będziecie się nudzić. Serce będzie bić wam szybko podczas czytania, a wy nie odłożycie książki, póki nie wybrzmi ostatnie zdanie. Przepadniecie tak jak ja. Uwielbiam i gorąco polecam! - Justyna Dziura, autorka

 

Typowy romans mafijny? Absolutnie nie! Historia pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji. Ból, poświęcenie, namiętność. A w samym centrum dziewczyna, która decyduje się postawić na szali własne życie, bo miłość niejedno ma imię. Takiej wersji Anett Lievre nie możecie przegapić! Polecam! - Marzena Miłek, autorka

 

„Ryzykowna rozgrywka” to bogata w detale, niesamowicie wciągająca powieść, która chwyta w swoje objęcia już od pierwszych stron. Myślałam, że wiem, czego się spodziewać, i że w pełni rozgryzłam fabułę, a jednak się myliłam. Nowa odsłona Anett Lievre to tego typu książka, która jest w stanie zaskoczyć każdego czytelnika. Polecam z całego serca. - Magdalena Spirydowicz, madziara.malfoy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 359

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (104 oceny)
73
17
12
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
frixi
(edytowany)

Nie polecam

Dramat.. Naiwna ta główna bohaterka, leci do Wenezueli by uratować sis bo ja wzywa we śnie. Do obcego kraju, sama! A gdy ją ktoś porywa to jedyne myśli ma, ze nie zaliczy Maćka ktorego poznała nad jeziorem w PL. Serio?! Nie dam rady więcej takich bredni czytać. Nawet do polowy nie dotarłam.
20
Olapie

Nie oderwiesz się od lektury

porywająca , dobrze się czyta.
00
Korteress55

Dobrze spędzony czas

Świetnie się bawiłam czytając, tylko Namira dla mnie trochę przerysowana. Polecam serdecznie ♥️👍
00
Anitka170

Całkiem niezła

Siostry bliźniaczki Mirka i Tyśka niby identyczne a jednak zupełnie inne. Podczas wyjazdu po wymarzony samochód Mirka dostaje wiadomość, iż jej siostra nie żyje. Tyśka wyjechała z grupą znajomych do Wenezueli i niestety ale podczas skoku spadochronem ten się nie otworzył. Wszyscy są w szoku. Podczas pogrzebu Mirka zauważa jednak pewien szczegół który pozwala jej myśleć iż dziewczyna złożona w trumnie to nie jest jej siostra. Skoro to nie jest ciało Tyśki to gdzie ona jest? Czy jeszcze żyje? I co się z nią stało? Mirka postanawia dowiedzieć się prawdy i wyrusza do Wenezueli. Na miejscu dowiaduje się wielu ciekawych rzeczy o siostrze a także poznaje jej dwóch adoratorów. Czy w niebezpiecznym kraju zdana na siebie zdoła odnaleźć siostrę ? A może sama padnie ofiarą? Po opisie książki nie spodziewałam się że tak mnie ta historia zaciekawi. Pomysł na fabułę był ciekawy. Jak już się wciągnęłam to nie mogłam się oderwać. Polubiłam Mirkę za jej charakter i słowne potyczki. Lubię jak dziewczyna...
00
jezabel

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna historia z wątkiem porwania i niebezpiecznymi facetami. Mnie się książka podobała. Polecam.
00

Popularność




Anett Lievre znów zaskakuje! Zabiera nas w podróż do Wenezueli, która oprócz pięknych widoków i gorącego słońca oferuje również całą gamę niebezpieczeństw. Mirka podejmuje ryzykowną decyzję i wyrusza odnaleźć ukochaną siostrę. Musi jednak baczyć na każdy swój krok, bo jeden nieprzemyślany ruch może ją wiele kosztować. Historia trzyma w napięciu do samego końca. Autorka funduje nam istną eksplozję emocji oraz pikantne sceny pełne dreszczyku podniecenia. Ja kompletnie przepadłam. Polecam z całego serca! – Weronika Czaplarska, autorka

Kolejny raz Anett Lievre sprawiła, że nie mogę zapomnieć o jej powieści! „Ryzykowna rozgrywka” to książka, którą czyta się jednym tchem. Niezwykle przejmująca i wielowątkowa historia opowiadająca o sile siostrzanej miłości. Klimat niebezpiecznej Wenezueli, dreszczyk emocji oraz namiętność to kombinacja idealna. Autorce udało się rozbić moje serce na kawałki, a potem ponownie je poskładać. Gorąco polecam każdemu, kto ma dość banalnych powieści, ta z pewnością się do nich nie zalicza! – Emily May, autorka

Intrygujący tytuł to jedynie przedsmak tego, co znajduje się wewnątrz. Zapewniam, że w tej książce nawet przez moment nie powieje nudą, a w chwilach zawrotnej akcji znajdzie się też miejsce namiłość.

Mirkę i Tyśkę łączy wręcz namacalna więź. Gdy jedna z bliźniaczek wyjeżdża i zostaje uznana za zmarłą, serce drugiej podpowiada, że siostra żyje, więc dziewczyna wyrusza, aby ją odszukać. Gdy dociera do Caracas, zaczyna się prawdziwy rollercoaster. Trzeba się naprawdę mocno trzymać, by nie wypaść. Jesteście przygotowani na taką przejażdżkę? – Marta Kaczmarczyk, czytelniczka

Pomysłowa, oryginalna, zaskakująca. Tak w trzech słowach można określić najnowszą powieść Anett Lievre. Ani przez chwilę nie będziecie się nudzić. Serce będzie bić wam szybko podczas czytania, a wy nie odłożycie książki, póki nie wybrzmi ostatnie zdanie. Przepadniecie tak jak ja. Uwielbiam i gorąco polecam! – Justyna Dziura, autorka

Copyright © by Anett Lievre, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Paulina Aleksandra Grubek

Projekt okładki: Patrycja Kiewlak

Zdjęcie na okładce: © by Gabriel Georgescu/Shutterstock

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Ilustracje przy nagłówkach: © by pngtree.com

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-115-3

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Epilog

Podziękowania

Emilce, Weronice, Marcie

Prolog

Serce waliło jak oszalałe, gdy uciekałam przez ulicę. Bałam się odwrócić, wiedziałam, że on biegnie tuż za mną. Jego czarne skórzane buty wydawały specyficzny odgłos, który wdzierał się do mojej głowy, potęgując strach. Nieważne, że wkoło toczyło się życie – ludzie głośno się nawoływali, przejeżdżające auto zatrąbiło, a w pobliskim lokalu grała muzyka – ja słyszałam tylko stukot obcasów męskichpółbutów.

Panicznie się bałam, że nie zdążę uciec, że ktoś mi przeszkodzi i zatrzyma mnie, by mężczyzna mógł mnie dopaść, więc biegłam ile sił w nogach. Jednocześnie miałam wrażenie, że wszystko dzieje się w zwolnionymtempie.

Udało mi się pokonać ruchliwą ulicę bez szwanku, by przebiec przez trawnik i ostatkiem sił dopaść do otwartych drzwi hostelu, w którym nocowałam. Nikt nie siedział w prowizorycznej recepcji, więc nie miałam kogo prosić o pomoc. To było dziwne, bo przez trzy dni, które spędziłam w tym miejscu, zawsze był spory ruch i gwar. Najczęściej kręciły się tu kobiety lekkich obyczajów, a przy nich typy spod ciemnejgwiazdy.

Nie wahałam się ani ułamka sekundy, tylko szybko skręciłam na schody prowadzące na pierwsze piętro, gdzie wynajmowałam pokój. Łapiąc oddechy, starałam się nie zwracać uwagi na obrzydliwy zapach zatęchłej klatki schodowej. Próbowałam się też nie wywrócić na wyżłobionych w wielu miejscach stopniach, które pokonywałam po dwa naraz, mimo że mięśnie paliły mnie od zmęczenia, jakby ktoś polewał moje ciało wrzątkiem. Wciąż nie zwalniając biegu, w panice szukałam klucza, który niedbale wrzuciłam do małego plecaczka. Pot oblepiał skórę, a umysł podpowiadał różne scenariusze. Gdy dotknęłam zimnego metalu, poczułam się odrobinę bezpieczniej. Część adrenaliny opadła, ale jedno bicie serca później usłyszałam na schodach ten sam odgłos, co wcześniej. Jego stukające buty. Był tuż zamną!

Znów wszystko zwolniło. Ciężko oddychając, dopadłam wejścia, wsunęłam klucz w zamek i nacisnęłam klamkę. Odniosłam wrażenie, że czekałam wieczność, aż obskurne, liche drewno się otworzy. A kroki były coraz głośniejsze! Zbliżały się… Ostatni raz spojrzałam na jeszcze pusty korytarz, po czym wbiegłam do pokoju, starając się cicho zamknąć drzwi izasuwkę.

Stanęłam na środku pomieszczenia, dławiąc się krótkimi, urywanymi oddechami. Drżącą dłonią przyciskałam plecaczek do piersi, a drugą ściskałam klucz, który wrzynał się w miękką skórę. Przecież mężczyzna nie widział, do którego pokoju weszłam. Nie mógł mi już nic zrobić, a jednak każda sekunda była dla mnie wiecznością. Próbowałam się uspokoić, gdyż serce dudniło jak bębny i bałam się, że słychać je aż na klatceschodowej.

Mój oprawca złapał za klamkę, a ja pisnęłam przerażona i podskoczyłam wmiejscu.

Jak mnie tu, do cholery, znalazł?

Kopniakiem otworzył drzwi, które odbiły się od ściany, aż zatrzęsły się szyby w oknach. Stanął w progu, pozwalając, żebym widziała gniew buchający z całej jego sylwetki. W końcu postąpił krok do przodu, zabijając mnie wzrokiem, na co odruchowo się odsunęłam. Podczas kolejnego swojego ruchu już nie patrzył w moją przerażoną twarz. Ciemne oczy zaczęły taksować mnie z góry na dół, na dłużej zatrzymały się na piersiach ikobiecości.

Przestałam oddychać w momencie, gdy zdałam sobie sprawę, co brunet ze mną zrobi. Jak tozrobi.

– Nie! Proszę! – odezwałam się w rodzimym języku, zapominając, jak się rozmawia pohiszpańsku.

Pozwoliłam łzom płynąć po policzkach. Zamknęłam oczy, by nie widzieć, jak podchodził coraz bliżej, naruszając moją przestrzeń osobistą. Nie było dla mnie ratunku, nie miałam dokąd uciec. Opuściłam ręce. Plecak i klucz wypadły mi z dłoni. Usłyszałam specyficzny odgłos obu rzeczy, gdy zderzyły się ze zniszczoną, drewnianą podłogą, ale nie zareagowałam, by sprawdzić, gdzie potoczył się klucz od pokoju. To stało się nieważne, nawet jeśli miałam go jeszcze potrzebować. Moje życie było zagrożone i na tym powinnam sięskupić.

Czy jeśli nie będę się bronić, będzie mniej boleć? Łatwiej zapomnę okrzywdzie?

Poddałam się. Pozwoliłam, by zrobił, cochce.

Ostatnie, co zarejestrowałam, to głuchy odgłos czegoś ciężkiego, opadającego na podłogę. Otworzyłam oczy, ale nie znajdowałam się w swoim leżącym bezwiednie ciele, tylko płynęłam w górę pod sufit. Krzyczałam, ale żaden głos nie wydostał się z gardła. Czujnie obserwowałam mężczyznę, po którym spodziewałam się gwałtu, jak delikatnie, wręcz z czułością, podniósł mnie z podłogi i ułożył na łóżku. Odgarnął mi włosy z twarzy, sprawdził puls, a potem powiedział jedno słowo, które mnie zmroziło i odesłało wciemność.

– Letty…

Rozdział 1

– Mamo! Długo jeszcze?! – krzyknęłam, okropnie sięniecierpliwiąc.

Stałam w przedpokoju, nerwowo spoglądając na ozdobiony kolorowymi szkiełkami srebrny zegar, zawieszony nad komodą. Kiedyś wisiało tam lustro, w którym przeglądałyśmy się z siostrą przed wyjściem z domu, ale po ostatnim remoncie mama z niego zrezygnowała. Uważała, że w zupełności wystarczy nam tołazienkowe.

– Już idę! – odkrzyknęła zsypialni.

Sekundy wydawały się wiecznością, starałam się jednak zdusić w sobie zirytowanie. Jak ją znałam, to ubieranie się powinno jej zająć jeszcze z dziesięć minut. Zapewne stała przed szafą i przeglądała ubrania, a jeśli już się na coś zdecyduje, będzie musiała jeszcze zrobić odpowiedni makijaż, bo złoty cień nie będzie pasować do szarej sukienki. Ech… A tak naprawdę chodziło tylko o zwykłą podwózkę na stacjękolejową.

Nerwowo tupiąc piętą o ścianę, wyjęłam telefon, by sprawdzić powiadomienia. Przez ostatnie dziesięć minut nie pojawiły się żadne nowe, więc weszłam w galerię i zobaczyłam zdjęcie, na którym z siostrą pokracznie wykrzywiałyśmy się do selfie. Strasznie tęskniłam za Tyśką. Nie pomagało to, że codziennie wysyłała kilkadziesiąt wiadomości głosowych i całe mnóstwo fotek. Po prostu nie było jej obok, nie mogłam jej dotknąć i z nią porozmawiać. Co prawda nie widziałam jej dopiero osiem dni, ale nigdy na tak długo się nie rozstawałyśmy. Znajomi zawsze się naśmiewali, że musiałyśmy mieć wspólną pępowinę i wciąż jesteśmy nią nierozerwalnie związane. Mieli rację. Wszędzie chodziłyśmy razem, we dwie wyjeżdżałyśmy na wakacje, nawet na studiach byłyśmy nierozłączne, ciągle w jednej ławie. Chociaż…

– Jestem, możemyjechać.

Mama pojawiła się szybciej, niżmyślałam.

Jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Makijaż, idealnie dobrany do kolorowej sukienki, pasował także do krótkich, farbowanych na czarno włosów. Spojrzałam na nią i uśmiechnęłam się. Odziedziczyłyśmy z Tyśką urodę po niej – te same sylwetki, owal twarzy, identyczne rysy. Często pytano nas, czy to nasza starsza siostra. Nigdy nie zgłębiłyśmy tematu, czy to my wyglądamy tak dorośle, czy mama tak dziecinnie, choć chyba chodziło o to pierwsze, bo gdy miałyśmy po szesnaście lat, bez problemu wchodziłyśmy na dyskoteki dla dorosłych, gdzie wymagano okazania dowoduosobistego.

Złapałam w dłoń ucho ciężkiej torby podróżnej, ona moją torebkę i wyszłyśmy na ponury korytarz, który prowadził na klatkę schodową, a potem do wyjścia i wprost na zalany słońcem trawnik. Przymknęłam oczy i zaciągnęłam się zapachem rozkwitających lip, rosnących wzdłuż ulicy, i gdzieniegdzie przekwitających akacji. Nie było jednak czasu podziwiać ich piękna, gdyż wsiadłyśmy do zaparkowanej obok kamienicy żółtejcorsy.

– Nie zapomnij podjechać pod dom Leona – przypomniałam.

Pamięć mama miała dobrą, ale krótką, więc trzeba było jej wszystkopowtarzać.

Posłała mi przelotny uśmiech i odpaliła silnik. Z rury wydechowej poszedł tradycyjny, głośny wystrzał, co oznaczało, że możemy ruszać. Matyldę stać było na lepsze auto, ale uwielbiała swój stary, rozklekotany samochodzik i za żadne skarby nie chciała go zmienić. Ledwie wyjechała z miejsca parkingowego, nasze telefony zapikały prawie jednocześnie, oznajmiając przyjście wiadomości od Tyśki. Odruchowo odblokowałam telefon i spojrzałam na zdjęcie na pulpicie, przedstawiające naszą trójcę: mnie, siostrę i przyjaciela, który, górując nad nami wzrostem, obejmował nas ramionami. Otworzyłam Messenger i zaśmiałam się z siostry, która udawała, że wdrapuje się na palmę. Był też podpis: „I co, małpo, nie podskoczysz miwięcej”.

– Dostałam to samo, ale bez podpisu. Kiedy wy, dziewczyny, dojrzejecie? Hm? – spytałamama.

– Mamuś, nigdy!

Zaśmiałam się i odpisałam siostrze, żeby nie spadła, choć zapewne ktoś ją asekurował. Wiedziałam, że sama nie weszłaby na drzewo, bo to ona robiła za damę w naszej paczce. Tylko bardzo dziwiło mnie to, że była taka tajemnicza i nie chwaliła się nową zdobyczą. Może się w końcuzakochała?

– Twój Romeo już czeka – stwierdziła rozbawiona mama, głową pokazując postawnego blondyna woddali.

– To nie mój Romeo, tylko Tyśki. Kiedy ty się tego nauczysz? Hmm? – sparodiowałamją.

– Nigdy, córuś, nigdy – odpowiedziała tym samym. – Baw siędobrze.

– Będę. Szczególnie jak już kupię moją audiczkę. Za to ty uważaj, żebyście z panem Błażejem nie połamali łóżka… i może jeszcze komody… – rzuciłam prześmiewczo, by rozładować napiętąatmosferę.

Mama nie lubiła, gdywyjeżdżałyśmy.

– Namiro! – warknęła, zwracając się do mnie pełnym imieniem, którego szczerzenienawidziłam.

Jak, mieszkając w Polsce, można dać córkom imiona z seriali: brazylijskiego i tureckiego? No jak? Całe życie męczyłyśmy się z łatką osobliwości wytykanych palcami na każdym kroku. W naszym mieście były tylko dwie osoby o tak oryginalnych imionach: ja i siostra. Każdy wiedział, kim jesteśmy. Każdy! Ile okrucieństwa doświadczyłyśmy ze strony złośliwych dzieci, nie byłam już w stanie zliczyć. Najgorsze jednak były te usłyszane od dorosłych, szczególnie gdy mieszano w to mamę. Mówiono o niej „wariatka z Piastowskiej” i każdy, absolutnie każdy mieszkaniec naszego miasteczka wiedział, o kogo chodzi. Wtedy stawałyśmy w jej obronie, ale była to walka z wiatrakami. Dlatego tak bardzo cieszyłyśmy się, że chociaż na pięć lat uciekłyśmy na studia do Wrocławia, bo tam nas przynajmniej nikt nie znał. To znaczy poznali nas inni studenci i profesorowie, ale każdemu obcemu człowiekowi przedstawiałyśmy się jako Mirka i Tyśka. Owszem, ludzie pytali, skąd takie ksywki, mimo to rzadko dzieliłyśmy się prawdziwymi imionami. Zawsze udawało nam się wymigać zmianątematu.

– No co? Taka prawda. Może w końcu wejdziecie na wyższy level waszej znajomości? – Szturchnęłam ją w ramię, nadając wypowiedzi lekko komicznysens.

– Za jakie grzechy… – Wzniosła oczy ku podsufitce i z piskiem opon zahamowała kilka centymetrów obok Leona. – Cześć, Lajon – warknęła, gdy pakował do bagażnika plecak i namiot, zbyt zdenerwowana, by byćmiłą.

Wiedziałam, że trafiłam w czuły punkt. Pan Błażej był naszym nowym sąsiadem i bardzo się mamie podobał. Oczywiście nam o tym nie powiedziała, bo po co rozmawiać o takich sprawach z dorosłymi córkami? W każdym razie zawsze czerwieniła się, gdy mijali się na korytarzu lub wodziła za nim rozpalonym wzrokiem, kiedy nie patrzył, ale my doskonale wszystko rejestrowałyśmy. Mama nigdy nie odezwała się słowem do przystojnego mężczyzny, poza wymienieniem powitalnych uprzejmości, nawet wtedy, gdy to on próbował nieudolnie zagadać. Patrzyłyśmy na nich, dorosłych ludzi z solidnym bagażem doświadczeń, którzy zachowywali się jak dzieci zpodstawówki.

Rozumiałyśmy jednak, dlaczego tak reagowała. Nasz ojciec był jej pierwszą i jedyną miłością, ale gdy dowiedział się o ciąży, prysnął za granicę i słuch po nim zaginął. Od tamtej pory mama unikała mężczyzn jak ognia, całkowicie oddając się naszemu wychowaniu ipracy.

Tylko szpakowaty brunet o piwnych oczach wzbudził jej zainteresowanie. Mijaliby się tak pewnie przez kolejne kilka miesięcy, gdybyśmy nie postanowiły z Tyśką ich zeswatać. Pewnego pięknego dnia, prawie miesiąc temu, gdy jeszcze kwitły bzy – dobra, przesadziłam – gdy bzy już przekwitły, „przypadkowo” zatrzasnęłyśmy mamę w mieszkaniu. Akurat tak się szczęśliwie złożyło, że pan Błażej wracał do domu i przechodził obok. Poprosiłyśmy o pomoc przy odblokowaniu zamka, udając przy tym, że jesteśmy przerażone. Sąsiad męczył się chyba z dobre pięć minut, mama panikowała okropnie, a my stałyśmy z boku i śmiałyśmy w duchu. Gdy w końcu wyciągnął papier z wnętrza zamka, zamarł ze skrawkiem gazety w palcach, po czym spojrzał na nas. W tym samym czasie mama nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi, przewracając mężczyznę na kamienną posadzkę. Jego głowa wydała głuchy odgłos, odbijając się od podłogi. Wszyscyzamarliśmy.

Pan Błażej leżał nieruchomo, czekając na reakcję Matyldy, która z nerwów zrobiła się blada, wręcz przezroczysta. Zaczęła go przepraszać i próbowała podnieść. Ulotniłyśmy się dyskretnie, ale, będąc już na parterze, usłyszałyśmy, jak mężczyzna mówi, że mama ma bardzo pomysłowe córki. Przez chwilę trwała cisza. Oczyma wyobraźni widziałam rodzicielkę, jak trybiki w jej głowie wskakują na swoje miejsce, pozwalając wypłynąć na twarz rumieńcowi wstydu. A później zapytała, czy pan Błażej wypije z nią kawę. Słyszałyśmy w jej głosie głębokie zdenerwowanie, wkurzenie na nas, ale irozbawienie.

Od tamtej pory często się spotykali, choć mama udawała, że to nieprawda. Cieszyłyśmy się jej szczęściem, bo sąsiad wyglądał na porządnego faceta i był zapatrzony w nią jak wobrazek.

– Dobry, pani Kowalska – rzucił wesoło Leo, nie przejmując się tonem mojejmamy.

I tu kolejny paradoks – nazwisko, które, odwrotnie do imion, było aż nazbyt polskie. Namira Kowalska i Letycja Kowalska we wszystkich portalach społecznościowych figurowały pod pseudonimami, wstydząc się swoich prawdziwychdanych.

Był czas, że nawet zastanawiałyśmy się nad zmianą imion. Leżąc w łóżkach, przegadałyśmy chyba z milion godzin na ten temat, ale gdy wspomniałyśmy o tym mamie, ta się popłakała i przez kilka dni nie chciała z nami rozmawiać. Zrobiło się nam żal, że sprawiłyśmy jej przykrość i postanowiłyśmy zostawić sprawę tak, jak była. Leon zawsze powtarzał, że mamy piękne imiona i jeśli ktoś nas pokocha, to taka błaha drobnostka nie zrobi żadnejróżnicy.

W jego stwierdzeniu było drugie dno. Leo od początku naszej znajomości, konkretnie od pierwszej klasy gimnazjum, był zauroczony Tyśką. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że ją kochał. Nieważne, że to ze mną spędzał całe dnie, grając w nogę, szabrując działki – nic nie poradzę, że uwielbiam czereśnie i śliwki prosto z drzewa – albo grając na PlayStation w WRC. To ona skradła jego serce. Chyba swoją wyniosłością i zadartym nosem. Czasem byłam o to zazdrosna, ale kochałam siostrę równie mocno co przyjaciela. No dobra, ją bardziej. W końcu płynęła w nas ta sama krew. Mimo różnic w charakterach i zachowaniu, rozumiałyśmy się bez słów. Wiedziałyśmy, co trapi tę drugą albo z czego się cieszy. Zazwyczaj tak właśnie było, a jednak coś dziwnego ściskało mnie teraz w piersi, gdy o niejmyślałam.

Wysiadłam z samochodu, by przytulić przyjaciela napowitanie.

Poczochrałam jego przydługie, ciemnoblond włosy, na co odpowiedział, ciągnąc mnie zakucyk.

– Pakuj się do miski – stwierdziłam prześmiewczo, wskazując tylne siedzeniecorsy.

Jego zbolała mina miała na celu wzięcie mnie na litość, ale tylko wzruszyłamramionami.

– Wiesz, że jesteśwredna?

– Wiem, ale i tak mniekochasz.

– Chybaprzestanę.

– Leon, wsiadaj, bo za chwilę będziesz biegł za autem, żeby zdążyć na pociąg – pospieszała go mama, uśmiechając się triumfalnie podnosem.

Stanęła po mojej stronie, wiedziałam, że zawsze mogłam na niąliczyć.

– Dobra, już dobra. Z wami dwiema niewygram.

Dwumetrowy olbrzym, z ledwością oraz kilkoma teatralnymi stęknięciami, wpakował się na tył auta, by zająć prawie całą kanapę. Nie powiedziałabym, że przyjaciel był gruby, prędzej użyłabym określenia misiowaty. Było się do czego przytulić, ale gdyby odrobinę przypakował na siłowni, szybko zyskałby sławnykaloryfer.

– Jesteś okropna – warknął pod nosem, gdy usiadłam wygodnie z przodu, a mama ruszyła, zanim zapięłampasy.

– Grabisz sobie, młody. – Pogroziła mu palcem, wpatrując się w lusterkowsteczne.

– Pocieszę cię, przez najbliższe dwa tygodnie będziesz jeździł z przodu waudiczce.

– A potem znów wywalisz mnie do drugiejklasy?

– A jakże! – Zaśmiałam się wrednie. – Królowe sądwie.

– Ale to ja jadę z tobą aż na Mazury, żebyś kupiła wymarzone auto, a ty zamierzasz tak umniejszyć mój wkład w to przedsięwzięcie? Phi! – Udał urażonego, ale uśmiechał się promiennie, ukazując dołeczki wpoliczkach.

– Zachowujecie się jak w pierwszej klasie podstawówki. – Mama przewróciła oczami, po czym wcisnęła gaz do dechy, by wyminąć wlokącą się naukęjazdy.

– Przypominam ci, mój drogi, że jedziemy na wakacje nad jezioro nie tylko po samochód, ale i na podryw. Jak tego lata nie zaliczysz, to twój konaruschnie.

Tak, bywałamwredna.

– Ja nie chcę tego słuchać! Jesteście dorośli, ale, Mirka, do cholery, nadal jesteś mojącórką!

Mama miała tak zniesmaczoną minę, że aż roześmiałam się wgłos.

– Mamo, przecież żartuję, znaszmnie.

– Niech pani jej nie słucha, to niewyżytabes…

Nie zdążył dokończyć zdania, bo odwróciłam się i walnęłam go w głowę półlitrową butelką wodymineralnej.

– Jakim cudem jesteście dorośli? – Zrezygnowana pokręciła głową, choć uśmiechała się podnosem.

– Jeszcze pani za namizatęskni.

Mama nie znała naszych planów. Nie wyprowadzałyśmy jej z błędu, gdy myślała, że znajdziemy pracę w rodzinnym mieście. Zapewne miała nadzieję, że już zawsze będziemy blisko niej, a my mieliśmy zamiar czmychnąć w trójkę zagranicę.

– Nie będzie miała czasu, wiesz, pan Błażej… – Posłałam karcące spojrzenie Leonowi, które mówiło, że ma zamknąć jadaczkę, bo za dużo nią miele, i starałam się odwrócić uwagę od naszej przyszłości, zanim mama coś zwęszy, a w tym naprawdę byłamistrzynią.

– Dość! Nie mów już anisłowa!

Uśmiechając się, każde na swój unikalny sposób, dojechaliśmy na dworzeckolejowy.

Nie było zbyt wielkiego ruchu, gdy kupowaliśmy bilety, ale kilka osób czekało napociąg.

– Zadzwoń, jakdojedziecie…

– Na miejsce, mamuś – weszłam jej w słowo. Wiedziałam, co chciała powiedzieć. – Nie będę wydzwaniać przy każdej przesiadce. Za chwilę podjedzie pociąg, więc spokojnie możesz wracać do domu. Kochamcię.

Musiałam załagodzić ostrzejsze słowa, bo mama traktowała mnie i siostrę jak małe dzieci. Najchętniej stałaby i machała za odjeżdżającym środkiem lokomocji, dopóki nie zniknąłby z pola widzenia, a pięć minut później już by dzwoniła, czy aby na pewno jest nam wygodnie i mamy wszystko włącznie z herbatką wtermosie.

Oj, a ile było gadania, gdy Tyśka postawiła ją przed faktem dokonanym, że leci ze znajomymi ze studiów do Wenezueli… Gdyby nie to, że właśnie skończyłyśmy studia i nie musiała się dokładać, bo Letycja sama zarobiła na wycieczkę, zabroniłaby jejwyjazdu.

– Dobrze, zadzwoń, jak dojedziecie, ale też czasem napisz, czy wszystko w porządku – odparła pokonana. – Ja ciebie też kocham, córciu. Uważaj nasiebie.

Przytuliłyśmy się, a po chwili Leon zamknął nas w szczelnymuścisku.

– Będę tęsknić – wymruczał.

– Lajon, ogarnij się! – fuknęła Matylda, choć wiedziałam, że słowa chłopaka sprawiły jejprzyjemność.

Czasem darli koty, ale mama traktowała go jak syna. Szczególnie wtedy, gdy komplementował jej wypieki. Lizus.

– Pa, mamuś – pożegnałam się ostatni raz i ruszyłam naperon.

Nie obracałam się, bo wiedziałam, że Leo podąża za mną obładowany swoimi i moimi bagażami. Trzeba umieć się w życiuustawić…

Rozdział 2

– Nie powiedziałaś jejjeszcze?

– Hm? – mruknęłam, nie rozumiejąc, o co chłopakowichodzi.

Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy od palącego słońca, świecącego przez szybę pędzącego pociągu. Oczywiście on musiał siedzieć przy oknie, taka tam nasza drobna tradycja. A właściwie moja przegrana w jakimś śmiesznymzakładzie.

– O Hiszpanii. Miałaś to zrobić wczoraj – rzucił lekkokąśliwie.

– Ach, no nie. Mama będzie to strasznie przeżywać. Najpierw niech się zakocha na zabój w panu Błażeju, może wtedy nie będzie tak bardzo za nami tęsknić. – Próbowałam to obrócić w żart, ale chyba słabo wyszło, ponieważ Leon skarcił mniewzrokiem.

Cóż, taki mieliśmy plan na życie. Wyjazd do malowniczej i gorącej Hiszpanii, konkretnie do Roses, miejscowości nad Morzem Śródziemnym, blisko francuskiej granicy. Mieszkanie i praca w hotelu, pół kilometra od parku wodnego Aqua Brava, co dla Leo było najważniejsze, już na nas czekały. W końcu nie po to studiowaliśmy turystykę, by siedzieć na tyłkach w domu. Zamierzaliśmy poznawać świat, szczególnie że mieliśmy okazję oddawać się tam i zabawom, i zwiedzaniu, i ciężkiej fizycznej pracy. To ostatnie się wytnie.Pewnie żadne z nas by się nie zdecydowało na taki krok samemu, ale w trójkę już było raźniej. Zaczynaliśmy pierwszego września, choć dwa ostatnie tygodnie sierpnia przeznaczaliśmy na przejazd nadmorską trasą izwiedzanie.

– Myślisz, że to coś da? Naprawdę? Lepiej, żebyście jej powiedziały wcześniej, to może do sierpnia się z tym oswoi, a na ostatnią chwilę… chyba wam współczuję – rzekł mądrze, za co miałam ochotę go pacnąć wczoło.

– Dlaczego to ty zawsze siedzisz przyoknie?

Zmieniłam temat, bo zdawałam sobie sprawę, że ma rację, i wewnątrz ciśnienie urosło mi do trzystu. Nie byłam zła na niego, tylko na siebie i bliźniaczkę, która przed wyjazdem zrzuciła ten problem namnie.

Wzruszył ramionami, nie odpowiadając. Założyłam więc okulary przeciwsłoneczne i większość drogi do Wrocławia udawałam obrażoną. Nie mogłam jednak wiecznie mieć focha, bo musiałabym sama dźwigać ciężką torbę. Mimo że zabrałam niezbędne minimum – trochę ubrań i butów na różne okazje, bo przecież jechaliśmy na podryw; kosmetyków; leków; preparatów na kleszcze i komary; jedzenia, bo bez suchego prowiantu mama by mnie nie puściła – to torba ważyła chyba z dwadzieścia kilogramów. Dobrze, że Leo organizował namiot, inaczej nie dałabym rady przejść stumetrów.

W końcu dźgnęłam go palcem podżebra.

– Auć! – pisnął niczym mała dziewczynka, czym wzbudził ciekawość innych pasażerów, którzy bez skrępowania zaczęli się nam przyglądać. – Co robisz, zołzo?

– Zatęskniłam.

– Teraz to ja mam focha. Pff…

– Wiesz, że cię kocham? – spytałam przymilnie. – I uwielbiam twoje teatralne „pff”?

– Ta, kochasz mnie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebujesz – wypomniał. – Tak, jak byłaś milutka, gdy zapragnęłaś jechać po auto na drugi koniec Polski, bo wymyśliłaś sobie Audi Coupè GT z osiemdziesiątego pierwszego roku, a jak już się zgodziłem, to od razu zrobiłaś się wredna. Myślisz, że jesteś pępkiemświata?

Przez moment zrobiło mi się głupio. Naprawdę byłam aż tak samolubna? Leo tak źle o mnie myślał? Fakt, zmusiłam go, żeby jechał ze mną, bo to on był mechanikiem samoukiem, ale co robiłby beze mnie przez dwa tygodnie? Z pewnością nudziłby się, grzebiąc w garażowych narzędziach, usiłując naprawić zabytkowego „malucha”, którego już dawno powinien był zostawić na szrocie. Nie powiem, bo spędziłam razem z nim w niewielkim hangarze tysiące godzin, podając klucze, których fachowych nazw nigdy nie zapamiętałam. Przyjaciel uwielbiał taką robotę i nie przeszkadzało mu, że się pobrudził czy nadwerężył plecy bądź nadgarstek. Często się dziwiłam, że poszedł z nami na turystykę, a nie na mechanikę, ale cóż, miłość niewybiera.

– No dobra, też cię kocham – szepnął konspiracyjnie. Uśmiechał się przy tym złośliwie, prawdopodobnie w odpowiedzi na moją zszokowaną minę. – Ale zasłużyłaś sobie na to, przyznaj.

– Pierwszy raz w życiu się z tobą zgodzę – odparłam potulnie, mając łzy woczach.

Musiałam przemyśleć swoje zachowanie, bo nie chciałam stracić jegoprzyjaźni.

***

– Pizza Hut! – warknęłam do telefonu. I tyle było z mojegopostanowienia.

– McDonald – odparł nieustępliwym tonemLeon.

– Maka masz pod nosem, Pizzy Hut nie – fuknęłam coraz bardziej zirytowana. Stałam już w kolejce i nie zamierzałam się przenosić, bo on nie mógł najeść się WieśMakiem z jajkiem sadzonym, odkąd parę tygodni temu Tyśka powiedziała, że go uwielbia. – Ja stawiam, ja wybieram. Poza tym zostało małoczasu.

Nie dyskutowałam więcej, tylko się rozłączyłam. Akurat była moja kolej, więc zamówiłam dwie ekspresowe pizze i usiadłam przy pobliskim stoliku, czekając na nasze śniadanie. Co chwilę zerkałam na zegarek w telefonie, kontrolując czas. Miałam go niewiele, bo niecałe czterdzieści minut przerwy między przesiadkami, a musiałam jeszcze znaleźć odpowiedni peron i Leona zbagażami.

Gdy wyświetlił się mój numerek, złapałam pudełka i biegiem ruszyłam przez galerię, która szczęśliwym trafem stała naprzeciw dworca, dosłownie po drugiej stronie ulicy, by jak najszybciej zjechać na dół i wrócić do przyjaciela. Miałam jednak wrażenie, że wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Schody jechały zbyt wolno, a nie miałam czasu szukać windy. Było dopiero dwadzieścia po dziesiątej, ale ludzi, którzy przeszkadzali w moim swoistym maratonie, już całkiem sporo dreptało po korytarzach. Może dlatego, że była sobota i mieli wolne? Zagryzałam zęby, żeby przypadkiem nie rozbijać się łokciami na prawo i lewo. Wreszcie się udało, pokonałam centrum handlowe, ulicę, dworcowy korytarz i wpadłam biegiem na właściwy peron. Akurat nadjechał pociąg, wydając tradycyjny zgrzyt przy hamowaniu, aż zabolały uszy, nie tylko mnie, ale i większość podróżnych, którzy krzywili się z niesmakiem. Uderzył w nas też pęd zatęchłego, metalicznego powietrza, poruszonego przez zwalniającą lokomotywę. Większość osób zgromadziła się jak najbliżej wejść, by zająć najlepsze miejsca. W tym tłumie nie mogłam wypatrzeć Leo, nawet mimo jego słusznego wzrostu. Weszłam więc na ławkę i stanęłam na palcach, a nie należałam do najniższych, ale nie mogłam go dostrzec. Nagle silne ręce sprowadziły mnie z powrotem naziemię.

– Szukaszkogoś?

Odwróciłam się i walnęłam Leona pięścią w ramię. Próbowałam uspokoić serce i unormować oddech, lecz rozbawienie przyjaciela znów wzmagało we mnie wzrost ciśnieniakrwi.

– Chcesz, żebym dostała zawału przez ciebie? Zwariowałeś? – zapytałam, patrząc na niego zniepokojem.

Jego filuterne spojrzenie wwiercało się w moje oczy. Przez ułamek sekundy przeleciał szereg emocji, które od zawsze w sobie dusiłam. Dlaczego Leo kochał Tyśkę, a nie mnie? Moglibyśmy stworzyć naprawdę udaną parę. To nie tak, że byłam w nim zakochana, ale nie potrafiłam znaleźć chłopaka, który by odpowiadał moim wymaganiom, a on był uosobieniem wszystkich tych cech, które miały dla mniewartość.

Boże, przecież podobają ci się bruneci, nie blondyni – zbeształam się w duchu za myślenie o Leonie w kategoriach innych niżprzyjaźń.

– Mirka, co ja mam zrobić z twoją głupotą? Przecież wiedziałem, że będziesz mnie szukać, i stałem przy schodach, a ty wpadłaś na peron, jakby cię sam diabeł gonił. Minęłaś mnie, potrącając pudełkami z pizzą, aż dziwne, że ich nie wywaliłaś, i nawet nie popatrzyłaś w tę stronę. A jakbym był małym dzieckiem i zrobiłabyś mi kuku? – Palcem postukał się po skroni, usiłując zachowaćpowagę.

– Dlaczego mnie nie zawołałeś? – spytałam bojowonastawiona.

Uwielbiałam nasze potyczki słowne, do których często dochodziło, bo Leo walczył ze mną do ostatniego argumentu. To właśnie była jedna z tych wartościowych cech chłopaka. Nie zniosłabym faceta, który by na wszystko się grzecznie zgadzał, bylebym tylko dała muspokój.

– Wyglądałaś tak słodko, jak myślałaś, że ci zwiałem. – Wyszczerzył zęby wuśmiechu.

– Odegram się! – odwarknęłam, ale ostatkiem sił powstrzymywałam mięśnie twarzy, by się nieroześmiać.

– Czekam na to. A teraz pędź zająć miejsca, a ja dogonię cię zbagażami.

Tak zrobiłam. Wbiłam się w tłum spoconych ciał, po czym wpadłam do pociągu starego typu i zajęłam miejsca obok okna w jednym z przedziałów. Na dworze już panował upał, więc i w wagonie zrobiło się duszno, że aż żołądek wywracał się na drugą stronę. Na szczęście jak Leo dotarł, otworzył okno. Wychyliłam się, licząc na jakiś powiew świeżego powietrza, ale jedyne, co poczułam, to specyficzny dworcowyzapach.

– Będzie lepiej, jak już ruszymy – pocieszał mnie, moszcząc się wygodnie nasiedzisku.

Pokiwałam głową, przelotnie przyglądając się współpasażerom. Byli to rodzice z dwójką małych dzieci oraz elegancki starszy pan z aktówką, który przyglądał się nam z podobną ciekawością, więc szybko odwróciłam wzrok, nie mając ochoty na silenie się na rozmowę. Leo za to już zaczął pałaszować swoją pizzę, nie przejmując się ani ludźmi, anizapachami.

Kilka minut od wyjazdu z Wrocławia przyszło zdjęcie od Tyśki, które wyrwało mnie z rozmyślań o przyszłości, a właściwie o marzeniach spotkania na swojej drodze przystojnego, bogatego Hiszpana, któremu mogłabym nawet dzieci urodzić. Wzdrygnęłam się na tę myśl i otworzyłam Messenger. Na fotce podziwiałam wschód słońca, plażę, ocean oraz zgrabne nogi siostry, splątane z nogami jakiegoś chłopaka, który, sądząc po jasnym owłosieniu, był blondynem lub rudzielcem. Nie kojarzyłam nikogo takiego ze znajomych, więc najprawdopodobniej oglądałam od dołu tajemniczego faceta, o którym nie chciała gadać. Dziwiło mnie, że nie wysłała jego pełnego zdjęcia, a przecież dzieliłyśmy się wszystkim. Nigdy nie było między nami tajemnic. Opowiadałyśmy sobie o pierwszych skradzionych pocałunkach, pierwszych chłopakach, pierwszych doświadczeniach seksualnych czy późniejszych podbojach. W tym temacie to ona miała dużo do powiedzenia, bo ja nie szłam do łóżka z każdym, kto się nawinął, ale Tyśka lubiła zaszaleć. Właśnie dlatego dziwiłam się Leonowi, że jest tak bardzo w niejzakochany.

Spojrzałam na przyjaciela, który z grymasem zawodu wpatrywał się w mój telefon. Czułam jego ból, więc uścisnęłam mu dłoń w pocieszającym geście. Czyżby liczył, że Tyśka za nim zatęskni i nagle zda sobie sprawę, że to jego pragnęła całe życie? Był aż tak naiwny? Przecież przegadaliśmy mnóstwo godzin na ten temat. Zawsze próbowałam wybić mu ją z głowy, ale chyba za nic miał mojegadanie.

Kochałam bliźniaczkę bardzo mocno, choć czasem miałam ochotę nią potrząsnąć i powiedzieć, żeby rozejrzała się wokół, bo przegapi coś bardzo ważnego, ale lata temu obiecałam Leonowi, że nigdy jej nie powiem o jego zauroczeniu. Bardzo bał się odrzucenia, więc wolał żyć w cieniu, jako przyjaciel, niż w ogóle z nią nie rozmawiać, a najpewniej po takim wyznaniu zapanowałaby w naszej paczce dziwnaatmosfera.

Jechaliśmy już z dwie godziny, gdy przyszła kolejna wiadomość, tym razem nagranie. Włożyłam słuchawki, nie chcąc puszczać tego na głos, choć w przedziale zostali tylko starszy pan i Leo. Szczególnie chodziło mi oLeo.

Hej, sister, tęsknię za tobą. Tak bardzo chciałabym posłuchać twojej opinii o tym, co jawyprawiam…

Chwilę panowała cisza, zagłuszana jedynie ulicznym zgiełkiem, w który starałam się wsłuchać, by wychwycić inne głosy, ponieważ na ramionach poczułam dreszcz niepokoju. Nie wiedziałam, skąd się wziął, ale coś wisiało wpowietrzu.

Zakochałam się. Tym razem na poważnie. W dwóch… Boże, Mirka! Jeden ma trzydzieści lat i jest typowym macho. Drugi jest dwa lata młodszy ode mnie, ale jest taki słodki… Nie wiem, co mam robić. Za tydzień stąd wyjadę i nigdy więcej ich nie zobaczę. Dlaczego życie jest takietrudne?

W głosie siostry słyszałam niezdecydowanie i ekscytację jednocześnie, choć na filozoficznym pytaniu wiadomość się urywała. Nie było żadnych szczegółów, imion czy opisu mężczyzn. I co ja jej miałam na to odpowiedzieć, skoro takie miłostki to u niejnorma?

– Co tam u Tyśki? – spytał Leon, pocierając dłońmi uda. Czasem tak robił, gdy siędenerwował.

– Zastanawia się, którą sukienkę włożyć na wypad za miasto – rzuciłam na jednym wdechu, unikając kontaktuwzrokowego.

Nienawidziłam go okłamywać, ale też nie chciałam zrobić mu przykrości. Nie zasługiwał na to, co go spotykało. Odpisałam siostrze, żeby włożyła czerwoną i że później się odezwę, co w naszym języku znaczyło: nie mogę gadać, nie jestemsama.

Kolejne godziny podróży minęły nam spokojnie. Wspólnie słuchaliśmy muzyki na jednych słuchawkach, graliśmy w karty, snuliśmy plany odnośnie do Hiszpanii. Musieliśmy wyglądać na parę, bo pan od aktówki bez przerwy na nas patrzył, mimo że pasażerowie zmieniali się co kilka stacji. Ściślej mówiąc, patrzył na mnie, co momentami strasznie mnie krępowało. Czułam się pod jego spojrzeniem jak mała dziewczynka, która coś zbroiła. Nie rozumiałam tego uczucia i strasznie mnie denerwowało, a nie byłam na tyle bezczelna, żeby zapytać faceta, o co mu, do cholery, chodzi. Na szczęście zniknął nam z oczu, gdy dojechaliśmy do Iławy. Niestety tutaj mieliśmy jedynie dwadzieścia minut do kolejnej przesiadki, więc nie było mowy o szukaniu fast foodów. Pobiegłam tylko do ubikacji, gdzie szybko załatwiłam potrzebę, ponieważ w pędzącym pociągu było to niewykonalne, i na osobności nagrałam Tyśce szybkąodpowiedź:

Tyśka, nie świruj. Nikogo nie musisz wybierać, skoro za kilka dni wracasz do domu. Bądź grzeczna i nie zrób czegoś, czego miałabyś później żałować. Kochamcię.

Ochlapałam twarz i ramiona wodą, nieznacznie mocząc podkoszulek z logo Nirvany, poprawiłam włosy, którym udało się żyć własnym życiem poza kucykiem, po czym wychodząc z toalety, zderzyłam się w drzwiach z zaczerwienioną brunetką. Wyglądała, jakby biegła, ciągnąc walizkę za sobą. Nie poświęciłam jej czasu, bo sama miałam go niewiele i ledwie zdążyłam na pociąg, dziękując w myślach, że Leon nie musiał nigdzie chodzić. Przyjaciel zajął miejsca i tylko na mnie czekał. Już mieliśmy wsiadać, gdy z gmachu dworca wybiegła ta sama dziewczyna, z którą się wcześniej mijałam. Leon ruszył w jej kierunku, by pomóc z bagażem, gdy zaczęła machać w czyjąśstronę.

– Dziadku! – krzyknęłanieznajoma.

Odruchowo odwróciłam się, by zobaczyć, kogo wołała, gdy moje spojrzenie na ułamek sekundy skrzyżowało się ze wzrokiem mężczyzny, z którym wcześniej podróżowaliśmy. Mogłam przyjrzeć się brunetce, gdy się z nim witała. Długie, proste włosy miała zarzucone na jedno ramię, a szczupłą sylwetkę opinał krótki, różowy kombinezon na ramiączkach. Zwróciłam też uwagę na twarz nieznajomej. Lekko owalna buzia z wystającymi kościami policzkowymi, prosty, niezbyt długi nos, pełne usta, wielkie, niebieskie oczy… gdyby nie to, że z bliźniaczką miałyśmy brązowe tęczówki, uznałabym, że to nasza zaginiona siostra. W tym momencie zrozumiałam, dlaczego mężczyzna tak mi się przypatrywał. Byłam podobna do jegownuczki.

– Nie gap się tak, bo ci muchawleci.

Leon palcem zamknął moje usta, po czym pociągnął do wagonu. Trwało to ledwie kilka sekund, ale odniosłam wrażenie, że staliśmy tam co najmniej godzinę, a przed naszymi oczami rozgrywała się scena rodem z filmu, którą powtarzano kilkanaścierazy.

Poczułam się dziwnie. Jakbym zapomniała o czymś bardzo ważnym lub jakby coś się miało wydarzyć. To uczucie zaciążyło we mnie, wręcz spychało myśli w głąb umysłu, bym próbowała znaleźć logiczne wyjaśnienie. Wiązałam je z tą dwójką osobliwych współpasażerów, ponieważ mógł to być ktoś z rodziny ojca. Może nawet spotkałam swojego dziadka i przyrodnią siostrę? Z pewnością musiałam się temu bliżej przyjrzeć, bo chyba nastał ten czas, żeby odnaleźć ojca i powiedzieć mu prosto w twarz, co o nim myślałam. Żałowałam jedynie, że Tyśki nie było obok i nie mogłam spytać o jej wrażenia, ale w wiadomościach starałam się uchwycić wszelkie podobieństwo i własneodczucia.

Rozdział 3

Wreszcie, po prawie całym dniu podróży pociągiem, dojechałam z przyjacielem do Mikołajek Pomorskich, gdzie czekała moja przyszła fura. Już się nie mogłam doczekać, aż do niej wsiądę. Od zawsze fascynowałam się zlotami starych, często zabytkowych aut czy motocykli. W podstawówce nie było mowy, żeby mama puściła mnie za miasto, ale w gimnazjum czy liceum już miałam obrońcę w postaci Lajona, jak to Matylda często go nazywała. Jeździliśmy więc na wszystkie zgrupowania, festiwale i koncerty, zabierając ze sobą Tyśkę na doczepkę, bo ona akurat niekoniecznie dzieliła z nami pasję, ale za to podobali jej się mężczyźni, którzy brali udział w takich wydarzeniach. W tym właśnie czasie powstała też ksywka Leona. Wzięła się stąd, że chłopak uwielbiał płatki Lion i ciągał paczkę wszędzie ze sobą. Chrupał je na sucho, głośno mlaskając, co nieraz wyprowadzało mamę z równowagi, szczególnie że ja zajadałam się słonecznikiem, więc razem tworzyliśmy specyficzny duet. Jedynie Tyśka się wyłamywała. W obawie przed zniszczeniem zębów twardymi łupkami czy przytyciem od niezliczonej ilości cukru na płatkach, nie jadła nic, tylko patrzyła na nas z wyższością. Stare dobreczasy…

Bez trudu znaleźliśmy dom, obok którego stał „mój” samochód. Zrzuciłam torbę z ramienia, od razu odczuwając ulgę. Marzyłam jeszcze o prysznicu i kilku minutach samotności w toalecie, ale i tak podekscytowanie zaczynało brać górę. Podeszłam bliżej i popatrzyłam na auto zza obdartego płotu, z którego odpadały spróchniałe sztachety, zafascynowana widokiem kanciastego czterokołowca. Granatowy lakier gdzieniegdzie wyblakł i miejscami odchodził, ale liczyłam się z tym, że auto nie będzie w idealnym stanie. Gdy skierowałam wzrok w dół, ekscytacja przerodziła się w niedowierzanie. W popękanych oponach nie było ani grama powietrza, a przerdzewiałe podwozie zarastało trawą i pokrzywami, których właściciel nie pofatygował się skosić, chociaż doskonale wiedział, że przyjeżdżamy z drugiego krańca Polski. Leon musiał pomyśleć o tym samym, bo, drapiąc się po głowie, rzucił mi niedowierzającespojrzenie.

– To nie jest samochód ze zdjęć. Może jest drugi? – spytał cicho, próbując mniepocieszyć.

– Kurwa – sapnęłam przez zaciśniętezęby.

Niedowierzanie zastąpiło gwałtowne wkurzenie. Rozpędziłam się do furtki, ale potknęłabym się o bagaże, gdyby nie Leo, który zareagował, zanim to sięwydarzyło.

– Popatrz na mnie – rozkazał, trzymając mnie za ramiona. Kontynuował dopiero, gdy wykonałam polecenie. – Uspokój się. Nerwy nic ci nie dadzą. To nie pierwsze i widocznie nie ostatnie auto, które oglądamy. Taki model rzadko występuje w dobrym stanie, no chyba że jest cholernie drogi. Może pora zmienić zachciankę na coś bardziej przyziemnego? Pomyśl. Kupisz teraz takiego seata, dajmy na to ibizę, hiszpańskie autko na niemieckich podzespołach. Nawet jeśli się po drodze zepsuje, to stać cię będzie na części i naprawę. Marzenia o audiczce zostaw na później, jak już zarobisz trochę grosza i wrócisz do Polski bogata. Wtedy będziesz mogła wybrać takie, jakiezechcesz.

– Wiesz, że to miało być takie? W ogłoszeniu wyglądało na igłę. Oszczędzałam na nie sześć lat. Wszystkie wakacyjne prace, wyprowadzanie psów czy sprzątanie u pani Krysi. Nie chodzę do fryzjera, nie robię pazurów u kosmetyczki, nie kupuję drogich perfum, nie wydałam ani grosza ze stypendium – wygarnęłam wyliczankę łamiącym się głosem. – Leon, dlaczego mam takiegopecha?

– Ci…

Przytulił mnie, gdy wypłakiwałam się w jego spoconąkoszulkę.

– Fuj, przydałby ci się prysznic – wypaliłam w końcu, uśmiechając się pod nosem przez łzyrozpaczy.

Z pewnością pomogła mi jego wcześniejsza przemowa, ale i tak miałam ochotę zrobić komuś krzywdę. I nie chodziło mi oniego.

– Kowalska, a czy ty myślisz, że pachnieszfiołkami?

– Ale się odgryzłeś, pff…

– Ej, zostaw w spokoju „pff”. Jest moje. Zabraniam kopiowania, wszelkie prawazastrzeżone.

– Pff… I co mi zrobisz? Pff…

– Wsadzę ci mrówkę za koszulkę – odgryzł sięprześmiewczo.

– Dubrawski, zginiesz. Przysięgam! – zagroziłam poważnie, gdy po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszczstrachu.

Bałam się mrówek, odkąd, jako siedmioletnie dziecko, przewróciłam się w lesie na niewinnie wyglądający kopiec. Zanim z niego wstałam, cała byłam oblepiona atakującymi błonkówkami. Gdy zaczęły gryźć, wpadłam w tak wielką panikę, że zsiusiałam się w majtki, ale nie wydałam żadnego dźwięku, poza cichutkim piskiem. Dopiero bliźniaczka zaalarmowałamamę.

W sumie wylądowałam wtedy w szpitalu na obserwacji, ponieważ lekarz bał się opóźnionej reakcji alergicznej. Na szczęście okazało się, że nie byłam uczulona na jad mrówek, a bąble po ugryzieniach znikły po kilkudniach.

– Żartowałem… albo i nie. Strzeż się. – Zaśmiał się, ale mnie do śmiechu było daleko. – To co, idziemy zmierzyć się zprzeznaczeniem?

– Tak. Nie.

– To tak czynie?

– Proszę, ty idź i zapytaj – zrobiłam oczy kota ze Shreka, na które zawsze się nabierał – ale jeśli to ma być to auto, to nawet nie chcę go oglądać. Z daleka widać, że stoi nieużywane od bardzo dawna iniszczeje.

– Jesteś mi winnawódkę.

– Nawet ją z tobąwypiję.

***

Leon rozłożył namiot w sadzie u ludzi, którzy się nad nami zlitowali, ponieważ nie wiedzieliśmy, co dalej robić. Dzwonił do drzwi kilku domów, ale dopiero za czwartym razem się udało. Założenie było takie, że przenocujemy na podwórzu u sprzedawcy samochodu, a rano ruszymy w trasę po mazurskich jeziorach. Niestety facet od auta okazał się zwykłym pijaczkiem, chcącym zarobić cokolwiek na rzęchu, który nawet nie odpalał. Mama, gdy zadzwoniłam do niej z wieściami, była zła nie mniej niż ja. Usłyszałam z jej ust kilka epitetów i złorzeczeń skierowanych w stronę nieuczciwego mężczyzny. Nic dziwnego, pierwszy raz pojechaliśmy na drugi koniec Polski za moim wymarzonym audi. Do tej pory auta, które oglądałam, okazywały się w złym stanie i trzeba by było włożyć w nie mnóstwo kasy, ale przynajmniejjeździły.

– To co robimy? – spytałam, siadając na dmuchanym materacu, porządnie sprawdziwszy, czy nic po nim niechodziło.

Całe szczęście, że chociaż pogoda dopisała i noc była ciepła. Nad naszymi głowami, na granatowym niebie, świeciły miliardy dobrze widocznych gwiazd. Momentami powiewał lekki wiatr, który nieznacznie poruszał gałązkami jabłoni, pod którymi się rozbiliśmy. Liście, obijając się o niewielkie, wciąż niedojrzałe jabłuszka, szumiałykojąco.

Podpięłam rozładowujący się telefon do powerbanku, by nie stracić kontaktu ze światem, i podałam butelkę Leonowi. Palący płyn drapał gardło, ale przepłukałam je łykiemcoli.

– Idziemy zaraz spać, rano mamy pociąg. Po drodze zdecydujemy, gdzie chcemywylądować.

– Aua!

Pisnęłam, gdy namolny komar ugryzł mnie w łydkę, mimo że wcześniej obficie spryskałam się preparatem przeciw owadom. Zabiłam go dłonią, co zaowocowało dźwiękiem, który podłapał Leon i zaczął wystukiwaćrytm.

– No women, no cry – zanucił, po czym pociągnął solidny łykwódki.

Uwielbiał reggae, w szczególności BobaMarleya.

– Daj gorzałę, chcę się znieczulić. – Sięgnęłam po butelkę, której chłopak nie chciałoddać.

Mocowaliśmy się chwilę, ale w końcupuścił.

– Żebym nie musiał cię reanimować, jak po ostatniejimprezie.

– Ej, wypiłam wtedytylko…

– Wypiłaś sama pół litra w mniej niż godzinę. Uchlałaś się jak świnia. Tyśka wcale nie była lepsza. Dobrze, że matka nie widziała was w takimstanie.

Tak, potrzebowałam się wtedy upić, by zapomnieć, że straciłam pół roku z chłopakiem, który nie był tego wart. Był to też pierwszy raz, gdy urwał mi się film. Kilka godzin tańca na dyskotece minęło jak mgnienieoka.

– Nie widziała, bo mój przyjaciel jest bohaterem swojego domu i uratował mi tyłek, zabierając mnie do siebie. Dobrze, że nie było twoich rodziców, bo miałabym u nich przechlapane do końcażycia.

Zaśmialiśmy się donośnie, po czym zaczęliśmy się nawzajem uciszać, bojąc się obudzić śpiących gospodarzy. W ciszy, która panowała w nocy, każdy dźwięk wydawał się kilka razy głośniejszy, niż faktyczniebył.

Wypiliśmy butelkę do końca i wsadziliśmy materac do namiotu. Tanecznym krokiem skoczyłam jeszcze w krzaczki, ale rzucało mną na wszystkie strony, więc załatwiłam potrzebę za najbliższym drzewem, nasłuchując odgłosów, ponieważ niedaleko zaszczekał pies. Wracałam biegiem, jakby co najmniej ktoś mnie gonił. Wyobraźnia podsuwała różne scenariusze, a obejrzane horrory i thrillery potęgowały panikę. Na szczęście nie byłam sama, tylko z Leonem, ale gdyby napadł nas taki Leatherface, przyjaciel niewiele mógłby zrobić. Usnęłam jednak, gdy przyłożyłam głowę do poduszki zrobionej z ciepłej bluzy i po przytuleniu się do pleców Leo, czyli tak zwanego osobistegogrzejnika.

Obudziliśmy się, gdy obok namiotu zapiał kogut. Oboje usiedliśmy przestraszeni, pytając jedno drugiego, co to było, po czym skrzywiliśmy się, czując nieświeże, alkoholowe oddechy. Marzyłam o umyciu zębów i napiciu się zimnej wody gazowanej. Woda była i owszem, gazowana, ale ciepła. Nie koiła pragnienia, a wręcz odwrotnie, jeszcze bardziej je potęgowała. Zanim wyszłam z niewielkiego namiotu, odpięłam telefon od ładowania, dziwiąc się, że przez ten czas siostra wysłała tylko jedno zdjęcie. To było do niej niepodobne, ale nie miałam czasu o tym myśleć, ponieważ gospodyni zawołała nas na śniadanie, czego się nie spodziewaliśmy. Grzecznie pomaszerowaliśmy za kobietą do pomalowanego na biało domu z czerwonym, blaszanymdachem.

Ponad dwie godziny później siedzieliśmy w pociągu, zaopatrzeni przez panią Zosię w prowiant i mapkę z zaznaczonymi miejscami, które według niej były godne obejrzenia. Z miejsca odrzuciliśmy wszelkie zabytki, katedry czy rezerwat koników polskich, ponieważ taka rozrywka nas nie interesowała. Chcieliśmy ciszy za dnia i nocy tętniących życiem. Błądząc palcem po kolorowym papierze, natrafiłam na Mikołajki. Dopiero z Mikołajek Pomorskich wyjechaliśmy, ale to były same Mikołajki, więc uznałam to za znak, musiałam tylko przekonać do swoich racji Leona, który uśmiechał się pobłażliwie podnosem.

– Co? – spytałam, zdziwiona jego zachowaniem, gdyż zwykle musiałam się natrudzić, by goprzekonać.

– Park wodnyTropikana…

Pokazał mi telefon ze zdjęciem, na coprychnęłam.

– Dzieciak…

– Tor wyścigowy – kontynuował, nie zważając na moje zachowanie. – Kowalska, na jakim ty świecie żyjesz? Mikołajki, WRC, RajdPolski…

– Dlaczego mówisz o tym dopiero teraz? – krzyknęłam, rzucając w niego kanapką, którą złapał, zanim majonez zdążył opuścić pajdy i papierową torebkę. – Czylizatwierdzone!

– Zatwierdzone.

***

– Idę pod prysznic – rzuciłam w stronę Leona, który kończył rozkładaćnamiot.

Po dojechaniu na miejsce i znalezieniu pola namiotowego pobiegliśmy wykąpać się w Jeziorze Mikołajskim. Nie przewidzieliśmy tak istotnej rzeczy jak to, że woda może być lodowata, bo jeszcze nie zdążyła się nagrzać od słońca czy kilku gorących dni. Cieplutka była tylko przy samym brzegu i na powierzchni. Tak szybko jak do niej wskoczyłam, tak szybko z niej uciekałam. Nienawidziłam zimna. Zdecydowanie wolałam się przegrzać i spocić, niż zmarznąć. Leona za to nie ruszał mocno orzeźwiający akwen, a wręcz był zadowolony, że ma mnóstwo miejsca na pływanie i wygłupy, gdyż kąpał się sam. Zajęłam więc miejsce na kocu, otulona ręcznikiem swoim i przyjaciela, zanim żar lejący się z czerwcowego nieba rozgrzał ciarki na moim ciele. Zrobiłam kilka zdjęć jeziora na czele z chłopakiem oraz siebie wylegującej się w słońcu i wysłałam siostrze, by zobaczyła, jak my siębawiliśmy.

Cały dzień kręciłam głową z niedowierzaniem, gdyż moje wyobrażenie ciszy i spokoju odbiegało od tego, co zastaliśmy w mieście. Niby miejscowość niewielka, ale bardzo hałaśliwa. Mnóstwo pensjonatów, hoteli i domków do wynajęcia zajmowali rozwrzeszczani turyści w różnym wieku, od nastolatków po seniorów. Jezioro co chwilę przecinały niewielkie motorówki, łódki i jachciki, których nazwy nie znałam. Miałam ochotę pstryknąć palcami i zatrzymać czas, żeby ci wszyscy ludzie albo zniknęli, albo zwyczajnie sięzamknęli.

Głowa mi pulsowała, gdy stałam pod letnim strumieniem, bo tego ciepłego nie mogłam się doczekać. Umyłam się szybko, mając w pamięci niejedną kąpiel na polu namiotowym podczas wcześniejszych wyjazdów, gdy potrafiło nagle zabraknąć gorącej wody, a ja akurat potrzebowałam spłukać szampon z włosów. Jedynym pozytywem stało się to, że w kabinie było na tyle dużo miejsca, bym mogła spokojnie się wysuszyć bez obawy o potłuczeniełokci.

W turbanie na głowie, z ubraniami w ręku, zapatrzona w telefon i wiadomości od siostry, weszłam na chłopaka, który czekał na wolne miejsce pod prysznicem, stojąc przy wejściu do męskiejłazienki.

– Przepraszam – rzuciłam, zbyt zafrasowana rewelacjami od bliźniaczki, która następnego dnia wybierała się z jednym ze swoich nowych chłopaków na skok zespadochronem.

To było tak bardzo do niej niepodobne, że aż uwierzyłam, iż faktycznie się zakochała. Inaczej nikt nie zmusiłby jej, by dobrowolnie podjęła się takiego wyzwania. I znów pojawił się ten dreszcz niepokoju, który obiegł moją skórę, koncentrując się w środku ciała. Wsercu.

– Mógłbym powiedzieć, że nic się nie stało, ale wypadło mi mydło – rzekł poważnym głosemnieznajomy.

– Słucham? – Popatrzyłam na niego znad ekranu jak na debila, którym chybabył.

– Wytrąciłaś mi z rąk mydło i poleciało gdzieś w głąb korytarza, więc jak mam się po nie schylić, skoro tam są samifaceci?

– Ty tak na serio? – spytałam, nie wierząc w jegosłowa.

Liczyłam się z tym, że się zwyczajnieprzesłyszałam.

– Musisz mi pożyczyć swoje, poczekać, aż skończę się myć, i będziemy mogli pójść nadrinka.

Patrzyłam oniemiała na uśmiechniętego blondyna. Ręcznik przewiesił przez nagi bark i przytrzymywał go dłonią, ukazując przy tym umięśnione bicepsy. Długie do ramion włosy miał spięte w kucyk, ale kilka niechcianych pasm wiło się delikatnymi lokami wokół ostro zarysowanej szczęki i wydatnych kości policzkowych. Może był przystojny i fajnie zbudowany, ale kompletnie nie w moim typie. O ile istniało coś takiego jak mójtyp.

– Jeśli to miał być podryw, to wyszedł słabo. Masz – podałam mu żel pod prysznic, uderzając go nim w klatkę piersiową – znaj moje dobre serce. A na drinka mogę cię umówić z moim chłopakiem. Zaraz go do ciebie wyślę, na pewno siędogadacie.

Odwróciłam się na pięcie i wściekła podreptałam do namiotu, zdając relacjęTyśce.

Przecież pojechałaś na podryw, więc dlaczego zabrałaś swój odstraszacz facetów? Zaszalej wkońcu!

Odpowiedź przyszła, zanim znalazłam przyjaciela, kończącego dmuchać materac. Namiot i posłanie aż się prosiły, żebym odpoczęła, ale po minie Leona widziałam, że bliźniaczka jemu też się pochwaliłaplanami.

– Może wcale tego nie zrobi, tylko tak gada, żebyśmy mieli pożywkę? – spytałam mało przekonującymgłosem.

Tyśka była boidupą, ale też uparciuchem, który, jak sobie coś postanowił, to dążył do celu, nawet koszteminnych.

Leo pokręcił smutno głową, zabrał ręcznik i przygarbiony, jakby odczuwał ciężar na ramionach, wyminął mnie bez słowa. Patrzyłam za nim ze łzami w oczach, jak szedł w stronę łazienek, mając nadzieję, że w końcu znajdzie kobietę, która odwróci jego uwagę od Letycji. A jak miał ją znaleźć, skoro wiecznie łaził za nami? Większość dziewczyn myślała, że jest chłopakiem którejś z nas, a on nie wyprowadzał ich z błędnego założenia, bo tak bardzo zależało mu na mojejkopii.

– Dobra, Lajon, przemęczę się. Idziemy w miasto – powiedziałam do siebie, patrząc na drzewa wokół, przyczepy kempingowe i namioty porozstawiane w dość sporych odległościach. Zamierzałam postawić go przed faktem dokonanym, mimo że miękki materac wzywał do snu całą swoją mocą. – Czas znaleźć cidziewczynę…

Rozdział 4

Rozpuściłam długie do połowy pleców włosy, by wyschły same, i zdjęłam bluzkę, po czym włożyłam opiętą sukienką z krótkim rękawkiem. Trudno było się ubrać na przestrzeni dwa na metr pięćdziesiąt z niskim, spadzistym dachem, ale nie chciałam świecić gołym tyłkiem przed innymi obozowiczami. W końcu wyszłam przed namiot, rozwiesiłam mokry ręcznik na najniższej gałęzi buku, pod którym się rozbiliśmy, i usiadłam na kocu rzuconym w nieładzie na trawę, by zrobić szybki makijaż przed podręcznym lusterkiem. Liczyłam się z tym, że kreski nie wyjdą idealnie w tak polowych warunkach, ale nawet byłam zadowolona zefektu.

Ziewnęłam trzy razy pod rząd. To było silniejsze ode mnie i nie mogłam tego powstrzymać. Gdybym zamknęła oczy, zasnęłabym w ciąguminuty.

– Zastanawiałem się, jaki kolor włosów ukryłaś podręcznikiem…

– Aa! – krzyknęłam, gdy usłyszałam przy uchu szept chłopaka, którego spotkałam przyłazienkach.

Odruchowo, broniąc się, odepchnęłam go od siebie, by z wyrzutem spojrzeć na chichoczącego Leo. Nieznajomy zatoczył się, ale ustał nanogach.

– Zabawne, kurwa! – syknęłam.

– Takie słownictwo – zacmokał dwa razy – z tak ponętnychust…

Zacisnęłam zęby, aż zatrzeszczały złowieszczo. Przy okazji przygryzłam sobie język, ale nawet nie wydałam żadnego dźwięku, mimo że język powoli kostniał i leciała z niego krew. Taki głupek, a tak mnie zawstydził. Przez moment miałam ochotę zapaść się podziemię.

– Spałaś, smacznie pochrapując. Musiałem.

Chłopak posłał uśmiech, który pewnie miał rzucić mnie na kolana, ale wywołał tylko wyższe ciśnienie krwi i nieziemskie wkurzenie. I skrępowanie, bo przecież usnęłam na siedząco, a głowa opadła mi na pierś. Ruszyłam się, by wstać, a zesztywniały kręgosłup chrupnął znacząco. Nieznajomy wyciągnął więc rękę, usłużnie proponując pomoc, z której nie skorzystałam. Podparłam się na dłoniach, modląc się bezgłośnie, by nie było widać majtek spod podwiniętej do połowy udsukienki.

– Maciek mówił, że spotkał dziewczynę, która olała jego podryw. Od razu pomyślałem o tobie – stwierdził Leon, przyglądając się nam z nieskrywaną ciekawością i żartobliwymuśmieszkiem.

– A jak się poznaliście? Sięgałeś po mydło? – odparowałam natychmiast, na co obaj zaśmiali się w głos, prawdopodobnie budząc wszystkie śpiące osoby w promieniu kilkudziesięciumetrów.

– Robisz ze mniegeja?

– Nie, kochanie, przecież jesteśmy parą – odparłam, dając mu znaki oczami, ale pokręcił głową. – Nonie…

– Powiedziałem mu już, że przyjechałem zprzyjaciółką.

– Od łóżka. – Próbowałam wybrnąć z kłamstwa, kręcąc jeszcze bardziej, ale patrząc na ich rozbawione twarze, zrezygnowałam z tego pomysłu. – Dobra, Maciek, czy jak ci tam, nie jestem zainteresowana. – Przeniosłam wzrok na chłopaka, który stał wyluzowany, jakby cały świat miał u swoichstóp.

– Czym?

– Tobą – odwarknęłam, obdarzając go złowrogim spojrzeniem spod przymkniętychpowiek.

Moja mina musiała wyraźnie pokazywać, że za chwilę stracęcierpliwość.

– Zawsze jesteś takmiła?

– Zawsze. – Odwróciłam się do Leo, kończąc dyskusję. – Wskakuj w ubrania, idziemy w miasto – rzuciłam, mierząc go spojrzeniem z góry nadół.

Spodenki w kratę jako tako się nadawały, ale podkoszulek na ramiączkach jużniekoniecznie.

– O, to się dobrze składa, bo ja też idę w miasto – spapugował po mnie nowo poznanyblondyn.

– Ty nie jesteś zaproszony – warknęłam zirytowana do granicmożliwości.

Jeśli ten pedancik nie skończy durnowatej gadki, dobitnie odczuje moją złość – pomyślałam.

– Kto się czubi, ten sięlubi…

– Leon – syknęłam, posyłając mu jadowitespojrzenie.

Dużo nie brakowało, abym zaczęła gryźć, więc postanowiłam zająć się wytrzepaniem koca z trawy i ewentualnych żyjątek. Specjalnie schyliłam się po niego powoli, eksponującnogi.

I znów mając nadzieję, że nie pokazałammajtek.

– Stary, ona tak ma. To test – powiedział Leo, klepiąc blondyna w ramię, po czym odwrócił się i kucnął przed namiotem, by wyciągnąć z torby materiałowe, jasnobeżowe spodnie i czarny T-shirt.

– Stary? Więc już jesteście na tym poziomie znajomości? Długo zbierałeś to mydło z podłogi – drwiłam, prostującciało.

Byłam bojowo nastawiona i nie przejmowałam sięniczym.

– Znamy się jeszcze zpodstawówki.

Pomyślałam, że to całkiem prawdopodobne, bo Leo przeprowadził się do Kłodzka tuż przedgimnazjum.

– A jeśli chodzi o mydło… – Maciek wyciągnął w moim kierunku butelkę. – Dziękuję.

– Zatrzymaj je. Kupię sobie nowe – odpowiedziałam zgryźliwie, ignorując jegodłoń.

Chłopak zbliżył się, aż poczułam zapach ulubionego żelu pod prysznic. Na nim pachniał zupełnie inaczej, co wcale nie znaczyło, że gorzej. Zaciągnęłam się, dziwiąc się sobie, że sprawia mi toprzyjemność.

– Nie mam żadnego syfa i nie jestem na nic chory. Badam się co jakiś czas, więc niczym się nie zarazisz – przemawiał spokojnie, jakby mówił regułkę: „Przed użyciem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy lek niewłaściwie stosowany zagraża twojemu życiu lubzdrowiu”.

– A ja mam wszawicę łonową, więc daruj sobie. Poza tym nie interesują mnie faceci, którzy pieprzą co tydzień inną laskę – rzuciłam ripostę z szybkościąświatła.

W tym momencie byłam z siebiedumna.

– Nie powiem, żebym nie miał się czym pochwalić, bo to nie byłaby prawda. Zdarza mi się zaliczyć panienkę na jedną noc, ale wolę stałe partnerki – mówił szczerze, czułam to w jego intensywnym spojrzeniu niebieskich oczu, które w półmroku wydawały się nabierać ciemnoturkusowego odcienia. – Niezła zagrywka, ale kochanie, nie uwierzę, że się tam regularnie niegolisz.

Ostatnie zdanie szepnął mi do ucha, po czym odwrócił się i odszedł. Usłyszałam rechoczącego Leona, który, już przebrany, wystawił głowę znamiotu.

– Trafiła kosa nakamień?

Ależ miałam ochotę tupać znerwów!

– Co za bezczelny typ! Kochanie? Nie wie, z kim zadziera – fuknęłam. – A ty – wycelowałam palec w Leo, obdarzając go morderczym spojrzeniem – masz szlaban na… na… wszystko!

– Tak, mamo – rzucił potulnie, wychodząc z namiotu z takim rozmachem, że prawie powyrywał wbite w ziemięśledzie.

Nie sposób było się na niego złościć, gdy robił oklepaną minę biednego szczeniaczka i wydawał z siebie dźwięki podobne do skomlenia. Machnęłam ręką, żeby dał mi spokój, ale w ogóle się nie słuchał, tylko zakleszczył mnie w swoich ramionach i wycisnął pocałunek na czole. Skubaniec wiedział, jak się wkupić w mojełaski.

***

– To co, Gołębiewski? – spytał Maciek, idący po mojej prawejstronie.

– Wszystko jedno – warknęłam, nie zaszczycając gospojrzeniem.

Wystarczająco napatrzyłam się już wcześniej, gdy czekał na nas pod bramą pola namiotowego. Biała, opięta koszula podkreślała jego opaleniznę, a podwinięte do łokcia rękawy dopełniały luzackiego wyglądu. Czarne spodnie opinały krągły tyłek, a ich nogawki kończyły się tuż nad czarnymimokasynami.

Rozpuszczone włosy targał wiatr. Jego wygląd zrobił na mnie spore wrażenie i musiałam się w niego bezwiednie wgapiać, jak śliniąca się idiotka, bo aż przyjaciel pomachał dłonią przed moją twarzą, by wyrwać mnie z tegotransu.

Gdybym go wcześniej nie znała… Musiałam się przyznać, że brałabym się za to ciacho. O ile zdołałabym wyprzedzićTyśkę.

Kurde, ale przecież jej tu nie ma. Ha! Może mam szansę? Ale czy tego chcę? Nie… – zastanawiałamsię.

Uwielbiałam swoje przemyślenia, czasem nawet wewnętrznekłótnie.

– A wpuszczą nas w takich strojach? – zapytał zażenowany Leon, jakby czytając mi wmyślach.

– Namiry może i nie wpuszczą, nie włożyłaszpilek.

– Jeszcze raz zwrócisz się do mnie pełnym imieniem, a skopię ci tyłek! A z tobą pogadam sobie później. – Pogroziłam przyjacielowi palcem, zatrzymując się wmiejscu.

Cholerna papla! A to, że byłam niższa od nich, nie znaczyło, że miałam od razu chodzić w szpilkach jak Tyśka. Zdecydowanie wolałam wygodniejsze buty na koturnach lub stabilnychsłupkach.

– Wiecie co? Wynajmijcie sobie pokój i bzyknijcie się. Ciśnienie wam zejdzie, lepiej się poczujecie, może w końcu zaczniecie się normalniezachowywać.

– Ja z tym Orkiem? – Moje wkurzenie sięgnęło zenitu. – Nigdy!

Ruszyłam do przodu, odpychając obu chłopaków. Nie oglądałam się, by sprawdzić, czy szli za mną, tylko wściekle przebierałam nogami. Gdy weszłam na główną ulicę, uderzył we mnie ogrom spacerujących turystów. Wmieszałam się w tłum i wybrałam pierwszy lepszy lokal. Bez cholernego szota, albo i dwóch, nie byłam w stanie się rozluźnić i powstrzymać przed zamordowaniem przyjaciela i jego kumpla, których straciłam zoczu.

No i dobrze! – podpowiedział głosik wgłowie.

Przy barze zamówiłam dwie wódki i colę. Barman popatrzył z politowaniem, lecz szybko i sprawnie przygotował alkohol. Czułam na sobie spojrzenia mężczyzn siedzących wokół, ale było mi to obojętne. Większe wrażenie robiłyśmy, pojawiając się z bliźniaczką we dwie, sama byłam tylko kolejną, zwykłą brunetką. Wypiłam szoty, mimowolnie krzywiąc się na palący płyn ściekający do pustego żołądka. Musiała minąć chwila, zanim odgarnęłam włosy z twarzy i przyjrzałam się odbiciu sali, wykrzywionemu w lustrzanej tafli, umiejscowionej za szklanymi półkami z różnymi alkoholami i fikuśnymi szklankami dodrinków.

Czyjeś ręce oplotły moje ciało, przyciągnęły bliżej, by pokazać napalonym facetom, że nie jestem sama. Oczywiście zamierzałam walczyć, ale przyjemny szept i ciepły oddech wywołały ciarki na moichramionach.

– Przepraszam.

On przyznawał się dobłędu?

– Zacznijmy jeszcze raz. Jestem Maciek, a ty, piękna, jak masz naimię?

Oparłam się plecami o jego umięśniony tors. Powoli alkohol zaczynał działać i nie mogłam się skupić na niczym innym niż męskie dłonie, których palce gładziły mój brzuch. Prawie mnie miał. Prawie byłam w stanie zapomnieć o wściekłości, która szalała wewnątrz mojej głowy. No właśnie: prawie.

– Zabieraj łapy, bo pożałujesz – syknęłam ostrzegawczo, przytomniejąc, ale tylko mocniej mnie przytulił, by liznąć koniuszkiem języka skórę zauchem.

Cholerny prąd przeszedł mi wzdłużkręgosłupa.

– Założę się, że już jesteśmokra…

– Założę się, że już cistoi.

Może nie była to odpowiedź wszechczasów, ale zaskoczyłam go, obracając się przodem. Uśmiechnęłam się, po czym pocałowałam gorące usta chłopaka. Nie musiałam wspinać się na palce, sandały na grubym obcasie sprawiały, że był wyższy tylko odrobinę i wystarczyło lekko odchylić głowę. Całował świetnie i to trochę zbiło mnie z obranej drogi, ale gorąca krew hiszpańskich przodków nie pozwalała miochłonąć.

Sekundę później blondyn zgiął się wpół, trzymając za przyrodzenie, a śmiech i prychanie męskiej widowni połaskotały mojeego.

– Kurwa – wyjęczał.

– Takie słownictwo, z tak ponętnych ust? – Pokusiłam się o dodatkową malutką zemstę. – Mówiłam, żebyś dał mi spokój, bo nie jestem zainteresowana – odpowiedziałam Maćkowi, patrząc w oczy zwijającego się ze śmiechu Leona, który stał tuż za nim i ubezpieczałtyły.

Przynajmniej próbował. Ostentacyjnie wyjęłam telefon z torebki, w której mieściły się jeszcze tylko chusteczki, szminka oraz luzem wrzucone pieniądze, i zrobiłam zdjęcie chłopakom. Wysłałam je siostrze z podpisem: Tak wygląda pokonany bufon po spotkaniu z moim kościstym kolanem, a tak jegopoplecznik.

– Tu nie wolno robićzdjęć.

Usłyszałam donośny głos barmana, a gdy się do niego obróciłam, usiłował utrzymać poważną minę. Zapłaciłam za alkohol i puściłam mu oczko naodchodne.

Tak, kusiłamlos.

Zanim przyszła odpowiedź od Tyśki, dostałam gęsiej skórki. Nie z zimna. Znów zaatakowało mnie to dziwne przeczucie. Bałam się o nią. Zamierzała skoczyć ze spadochronem, co nigdy nie było bezpiecznym sportem, ale tu chodziło o coświęcej.

Sister, jesteś niemożliwa. Bierz się za niego, a nie nokautuj – brzmiała wiadomość od Letycji, którą kończyły płaczące ze śmiechu emotikony. Zaraz po tym pojawiły się zdjęcia ekipy, z którą wyjechała na drugi koniec świata, i krótki filmik, jak to razem piją wino, oglądając jakiś pokaz tańca. Stanęłam z wrażenia i odtworzyłam go dwa razy. Jak się kończył, siostra skierowała nagrywanie na męską dłoń, która trzymała ją za nagie udo. Serce zabiło mi szybciej, gdyż ręka mogła należeć do tego drugiego gościa, ponieważ karnację miał dużo ciemniejszą niż ten z fotki z plaży. Zamierzałam jutro wypytać o niego znajomych Tyśki. Może ktoś zrobił mu zdjęcia z ukrycia, bo bliźniaczka nie chciała pokazać twarzy obu mężczyzn, jakby coś ukrywali, mimo że ją o to prosiłam. To było cholernie dziwne, może nie chcieli, aby ichfotografowano?

– To co, idziemy do Gołębiewskiego czy wolisz gdzieś usiąść? – spytał Leo, szturchając mnie wramię.

– Może być impreza, ale najpierw chodźmy coś zjeść – odparłam, oglądając się na lekko przygarbionego Maćka, który wciąż masował swojego członka. Zrobiło mi się go żal. – Chodź, Macieju, pomogę ci. – Chciałam podejść, ale przyjaciel odciągnął mnie na bok, na widok przestraszonej minykolegi.

– Chyba już wystarczająco mupomogłaś.

Wzruszyłam ramionami, nie odpowiadając. Mój świat się lekko zakołysał, ponieważ wódka wypita na pusty żołądek sprawiła, że zbyt szybko alkohol spełnił swoją funkcję. Wszystko wokół wydawało się taaakiepiękne…

***

W lokalu czułam się jak ostatnia ofiara losu. Kopciuszek przed balem. Hotel przytłoczył mnie swoją wytwornością i elegancją. Leon chyba miał podobne odczucia, bo był szalenie spięty i nerwowy. Nie pasowaliśmy do towarzystwa, w