Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
I nigdy cię nie opuszczę. Przynajmniej do czasu, gdy na mojej drodze nie stanie ON…
Laura, Agata i Wiktoria odebrały bolesną lekcję od życia. Musiały wypić piwo, którego naważyły, choć Laura postanowiła już na dobre skończyć z alkoholem. Niestety branżowe imprezki i szef psychopata nie ułatwiają jej trwania w abstynencji, a presja sprawia, że traci kontrolę nad swoim życiem. Na szczęście przynajmniej Wiktoria wyszła na prostą i na skrzydłach miłości sunie w stronę ołtarza, aby ponownie poślubić swojego byłego męża Karola. Ale czy z jej naiwnością da się dwa razy wejść do tej samej rzeki? Agatę z kolei pochłonęła gorączka wielkiej miłości do wymarzonego chirurga, tylko że on woli leczyć gorączkę u pacjentów w Kalkucie. Przypadkowe spotkanie z dawną miłością wydaje się Agacie lekarstwem na zranione serce, ale czy tej pokusie na pewno warto ulec?
Ile pytań, tyle odpowiedzi. A przewrotny los nie daje żadnych wskazówek. Dobrze, że chociaż przyjaciółki nigdy nie opuszczają w potrzebie.
Donata była znajomą wszystkich. I przyjaciółką – a przynajmniej sama siebie tak nazywała. Tak naprawdę jednak, jeśli mogła komuś zaszkodzić, robiła to z przyjemnością, choć zawsze pod pozorem życzliwości. Mówiąc krótko, wredna suka. Tym razem świergotała:
– Jednak prawdziwe jest biblijne powiedzenie, że ostatni będą pierwszymi! Wszyscy już myśleli, że po ostatnich problemach w związku pogrążysz się w rozpaczy i samotności, a tu nie dość, że nagroda,
to jeszcze nowy partner… A właśnie! – Teatralnie rozejrzała się dookoła.
– Jakoś go nie widzę. To już zdaje się trzecia impreza, na której nie ma pięknego doktora. Gdzie ty
go chowasz? – Uśmiechnęła się złośliwie.
– Druga – sprostowała Agata, rozglądając się za jakąkolwiek odsieczą. – Artur ma dziś poważną operację i gdy my się tu bawimy, on ratuje ludzkie życie – użyła słów swojego partnera.
– I pewnie nie sam… – zachichotała Donata. – Tyle teraz młodych pielęgniarek…
ZUZANNA DOBRUCKA
Scenarzystka i producentka telewizyjna, współtwórczyni kanału TVP Rozrywka. Z zamiłowania włóczykij. Kocha komedie romantyczne, bo zawsze dobrze się kończą.
BEATA HARASIMOWICZ
Dziennikarka, reżyserka i scenarzystka wielu programów kabaretowych, nazywana królową polskiego kabaretu.
Uważa, że śmiech ma terapeutyczną moc.
KATARZYNA KALICIŃSKA
Producentka seriali i programów telewizyjnych, autorka sukcesu serialu Dom nad rozlewiskiem. Jak mało kto zna świat telewizji i polskiego show-biznesu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 295
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
10 TYGODNI DO ŚLUBU
PIĄTEK
Apartament Wiktorii
Wiktoria relaksowała się przed wyjściem na galę rozdania Złotych Kamer. Mimo że w show-biznesie pracowała od lat, przed dużymi uroczystościami zawsze odczuwała lekką tremę i podniecenie. Zrobiła szybki przegląd: włosy ułożone, perfekcyjny makijaż, a na wieszaku piękna bladoróżowa suknia z cekinami – jak zawsze od Wienia. W apartamencie grała spokojna muzyka, a ona popijała melisę, leżąc na kanapie w modnym dresie. Do wyjścia miała jeszcze dwie godziny. Nie lubiła niczego robić na ostatnią chwilę.
Przypominała sobie poprzednią galę i zaczęła oceniać rok, który po niej nastąpił. Agencja gwiazd, którą prowadziła, miała się bardzo dobrze. Pozyskała do swojej stajni młodego rapera Daniela, który pisał świetne teksty i miał nieziemski głos. Ludzie za nim szaleli. „Muszę na niego mocniej stawiać”, pomyślała.
W tym momencie zadzwonił telefon.
– Izabela?! – krzyknęła Wiktoria, kiedy zobaczyła na wyświetlaczu imię ulubionej scenografki. Prawdziwej artystki, zupełnie nieogarniętej, ale naprawdę zdolnej i z sercem na dłoni. – Cześć, kochana! Sto lat cię nie słyszałam.
– Cześć, królowo polskiego show-biznesu. Nie przeszkadzam?
– Nie, właśnie się relaksuję. Za dwie godziny wychodzę na Złote Kamery. Trochę się denerwuję... – dodała ciszej. – Wiesz, wszyscy na ciebie patrzą, oceniają. Tak naprawdę nie przepadam za tym cyrkiem. No ale – zaśmiała się – nauczyciel w szkole ma gorzej i mniej zarabia, więc chyba nie ma co narzekać.
– No co ty?! – Izabela była zaskoczona. – Ty i trema?
– Dobrze się maskuję – rzuciła szybko Wiktoria i zmieniła temat: – A co u ciebie?
– Jestem w ciąży! – radośnie oznajmiła Izabela.
– Gratuluję! A co na to twój mąż? Nie ukrywam, że chętnie bym go zwerbowała do agencji. Po tym ostatnim filmie wskoczył na górną półkę.
Mężem dziewczyny był Ewaryst Marek, jeden z najzdolniejszych i najprzystojniejszych polskich aktorów pokolenia trzydziestolatków.
– Mąż zachwycony! – zawołała Izabela. – Miał nawet pomysł, żeby na czas mojej ciąży i porodu zawiesić karierę, ale na szczęście wybiłam mu to z głowy. Co ja bym z nim zrobiła w domu? A tak to... – zachichotała. – Widujemy się rzadko, ale jak widać intensywnie.
– Jakie to romantyczne – rozmarzyła się Wiktoria.
– A jeśli chodzi o zmianę agencji – dodała Izabela – wiesz, on jest taki sentymentalny... Od szkoły teatralnej wierny agentce, która była z nim od początku kariery.
– Wiem, wiem – powiedziała cicho Wiktoria. – Dziś to naprawdę rzadko spotykane. Większość skacze z kwiatka na kwiatek. – Wzdrygnęła się na myśl o podstępnej Judycie, kapryśnej gwieździe, z którą męczyła się przez lata, a ich współpraca zakończyła się w atmosferze skandalu.
Judyta podejrzewała, że Wiktoria maczała palce w zamknięciu jej w toalecie w czasie sylwestrowego show w dużej stacji telewizyjnej, co uniemożliwiło jej finałowy występ.
– Izabelka, a kiedy ty rodzisz? – oderwała się od wspomnień.
– Mam termin na połowę lipca.
– To świetnie – Wiktoria klasnęła w dłonie – bo mam dla ciebie propozycję. I prośbę zarazem – dodała szybko. – Na razie to tajemnica, ale...
– No, mów! Mów! Bo nie wytrzymam! – ponagliła ją Izabela.
– Biorę ślub z Karolem i chciałam cię prosić...
– Znowu?! – przerwała jej zdumiona Izabela. – Kroczysz drogą Elizabeth Taylor? Jezu!
Karol był eksmężem Wiktorii i ojcem Wiktora, ich syna. Podobnie jak Wiktoria prowadził agencję gwiazd. Przejścia z Judytą na nowo zbliżyły skłóconą parę, a Karol ponownie poprosił Wiktorię o rękę.
– Bez przesady! – Wiktoria się roześmiała. – Ona była mężatką ośmiokrotnie! Jeszcze mi do niej trochę brakuje, ale próbować trzeba.
– Jesteś niesamowita! I tak mu wszystko wybaczyłaś? Nawet tę Fit Kingusię, z którą cię...
– Każdy popełnia jakieś błędy – przerwała jej Wiktoria. Nie chciała wracać do wspomnień, w których podczas kolacji wigilijnej Karol oznajmił, że zostawia ją dla innej. Instruktorki narciarstwa ich syna, chudej szczapy, która na obiad jadła trzy listki sałaty. – Moja mama mówi, że trzeba wybaczać sobie i innym. Złe emocje wpływają na nas destrukcyjnie. Poza tym to jednak ojciec Wiktorka, a wiesz, że syn jest dla mnie najważniejszy. Sama się niedługo przekonasz, jaki to rodzaj miłości. Już nic nie będzie wyglądało tak samo.
– Rozumiem – powiedziała Izabela z wahaniem. – A przynajmniej się staram. Ale mówiłaś, że masz do mnie sprawę. O co chodzi? – wróciła do tematu.
– Izabelko – Wiktoria zrobiła dramatyczną pauzę – chciałabym, żebyś zajęła się moim weselem, wystrojem, sukniami dla mnie i dla druhen. Chcę, żeby było jak w bajce, ślub planujemy na czerwiec, wiesz, „r” w nazwie musi być, dokładnie w dzień po nocy kupały. Święto ognia, wody, Słońca i Księżyca, urodzaju, wiesz, te klimaty. Liczę na twoją kreatywność – wypaliła jednym tchem. – Najpierw odprawimy babskie rytuały, a potem poślubię mężczyznę mojego życia. – Uśmiechnęła się sama do siebie.
– A gdzie ma być ten ślub? – zapytała szybko Izabela. – Chyba nie w waszym urzędzie na Ursynowie? Bo tam to nie ma zmiłuj, nic i nikt nie pomoże, żeby zrobić fajny klimat! Dookoła blokowisko, a w środku lampy jarzeniowe.
– No co ty! – Wiktoria aż wzdrygnęła się na myśl o ślubie w zwyczajnym urzędzie. – Na Mazurach. W Ukcie. Od lat jeździmy tam na wakacje. To magiczne miejsce! Pojedziesz, zaciągniesz się świeżym powietrzem, zamkniesz oczy i wszystko wykombinujesz. Urzędnik przyjedzie do nas. Jak w amerykańskim filmie.
– Jezu, jak ja kocham takie klimaty – ekscytowała się Izabela. – Jestem zaszczycona, że zaproponowałaś mi taką chałturkę – wykrzyknęła uradowana.
– Chałturkę? – zdziwiła się Wiktoria.
– Chałturkę-laurkę. Oj, kochana, od tej ciąży wszystko mi się miesza w głowie. Co ja gadam, co ja gadam! Tak się cieszę. Szkoda tylko, że nie będę mogła się napić...
– Nie ty jedna.
– Jak to? Kto jeszcze jest w ciąży? – zaciekawiła się.
– Nikt. Ale Laura nie pije od trzech miesięcy. Twierdzi, że ma problem z alkoholem. My z Agatą zupełnie tego nie widzimy. No, ale jeśli ona tak uważa, może coś w tym jest. Wiesz, jaka jest Laura...
– Jeśli wytrzyma do wesela, będzie mi raźniej. No chyba że ty znowu zajdziesz w ciążę... – wypaliła Izabela.
– W moim wieku? – rzuciła Wiktoria, ale po chwili dodała z namysłem: – Chociaż to teraz bardzo modne. Pewnie by mnie odmłodziło. Nas odmłodziło! Muszę to omówić z Karolem – powiedziała z zapałem.
– Oj, tak. Już widzę, jak idziecie na spacer z modnym wózeczkiem! Albo ty biegasz po parku, pchając wózek na dużych kołach. Wszystkie gwiazdy tak teraz robią! – trajkotała Izabela.
– I dodają mnóstwo hasztagów na Instagramie: #mamafit #chicco #baby #seximama #mamapo40 #mybabyandme #spacerek – wtórowała jej Wiktoria.
Obie zaczęły się śmiać.
– A co u Agatki? – Izabela otarła oczy załzawione od śmiechu.
– Wspaniale! Historia jak z filmu! Jest zakochana z wzajemnością w doktorze, który ją reanimował w sylwestra, bo nasza kochana siłaczka zemdlała z emocji w czasie transmisji na żywo! I wtedy wkroczył on.
– Co ty gadasz! Jak w filmie Ja cię kocham, a ty śpisz? – Izabela aż dostała wypieków z emocji.
– Prawie... – przyznała Wiktoria.
– No, muszę powiedzieć, że u was to nie ma nudy! Życie jak w wesołym miasteczku! Powinnyście książki pisać!
– To na emeryturze, jak będziemy miały czas, bo teraz sama widzisz, co się dzieje. To co, jesteśmy umówione? – Wiktorii zależało na konkretach.
– No jasne! To dla mnie wielkie poniżenie – powiedziała Izabela uroczystym tonem.
– Poniżenie? – powtórzyła Wiktoria niepewnie.
– Jezu! Wyróżnienie! – Izabela walnęła się w czoło. – Widzisz, mówiłam ci, że ciąża rzuca mi się na mózg.
– Z tego, co pamiętam, to przed ciążą też ci się czasem mieszało... – Wiktoria wybuchła śmiechem, pożegnała się i rozłączyła.
Kolejny raz pomyślała, że Izabela jest jedną z najbardziej uroczych osób w szeroko rozumianym środowisku.
Dom Laury
Laura siedziała w kuchni i oglądała na komórce ulubiony serial. Tę błogą chwilę przerwało połączenie telefoniczne. Spojrzała na wyświetlacz.
„Toniu? – zdziwiła się. – Dawno nie dzwonił. Czego może chcieć?”, pomyślała zaintrygowana i odebrała.
– Cześć! Co tam w taborze?
Toniu był Cyganem, liderem zespołu Terno. Poznali się kiedyś u Patrycji i Tomka – romsko-polskiej pary, jej sąsiadów i przyjaciół. Lubiła tego kolorowego, szalonego faceta.
– Cześć, biała siostrzyczko! – rzucił Toniu głosem pełnym energii. – A wiesz, stwierdziłem, że mój Maksio jest samotny, więc pojechałem do schroniska po nowego pieska. I tak mi się ich zrobiło żal, że... – zawahał się – ...wziąłem trzy. A teraz Staszka mnie pakuje i przeprowadza do stajni...
Toniu mieszkał w wielkim domu pod Szczecinkiem z psami, kotami, kurami, końmi i żoną Staszką, która codziennie utyskiwała na całą tę menażerię, bo jak każda Romka musiała mieć w domu nieskazitelnie czysto. Toniu mówił, że firanki prała co tydzień, a pościel zmieniała co drugi dzień. Mimo to jakoś znosiła hobby męża.
– Oj, kiedyś naprawdę cię przeprowadzi! To święta kobieta! Ucałuj ją!
– I ona cię całuje! A ja dzwonię, bo my tu wszyscy jesteśmy pod ogromnym wrażeniem występu Patrycji w sylwestrowym show! A wiem, że to twoja robota, bo Patrycja oznaczyła cię na Facebooku. Mam propozycję, siostrzyczko.
To, że Rom – a do tego doradca cygańskiego Szaro Rom, króla i głównego strażnika cygańskiego prawa romanipen – nazywał Laurę siostrą, było dla niej wielkim wyróżnieniem. Wiedziała o tym.
– Zamieniam się w słuch! – powiedziała.
– Organizujemy w czerwcu w Połczynie koncert! Będę gospodarzem, miasto mi to zaproponowało. Wymyśliłem, żeby zaprosić artystów reprezentujących inne mniejszości narodowe... No i pomyślałem, że napiszemy razem scenariusz i ty to wyreżyserujesz. Co ty na to?
– O rany, to dla mnie zaszczyt! – zawołała podekscytowana Laura. – Ale na pewno nie chcesz kogoś, kto ma większe doświadczenie? – zapytała po chwili.
– W życiu! – odpowiedział pewnie. – Przecież wiesz, jakim darzę cię zaufaniem. A to, co zrobiłaś z Patrycją... Coś fantastycznego!
– Ech, daj spokój! Wtedy trochę pomógł mi przypadek. Myślisz, że dam sobie radę z tym całym testosteronem na scenie?
– Już nie przesadzaj z tym testosteronem... Ja sam jestem pod pantoflem u Staszki... – Zachichotał.
– I jeszcze jedno, Toniu. Już nie jestem dyrektorem w telewizji, nie załatwię więc żadnej transmisji na żywo...
– Przecież wiem! W Wigilię cię wyrzucili! Debile! – zawołał krewko. – A jak ty sobie w ogóle radzisz? – zreflektował się po chwili.
– Dostałam odprawę, powoli rozglądam się za pracą.
– A telewizją się nie martw, burmistrz Połczyna ma jakieś znajomości w TOP TV, są zainteresowani transmisją. Przyjedziesz, napijemy się, może wreszcie poznam twojego męża... Zabierz go ze sobą!
– Och, mój drogi, po pierwsze, Kocur nigdy ze mną nie jeździ, jest strasznym domatorem. A po drugie, od sylwestra nie piję! – oznajmiła dumnie.
– Matko przenajświętsza, Laura, ty? Pierwsza imprezowiczka i dansiorka? Pamiętasz, jak daliśmy czadu na imprezie u Tomka i Patrycji?
– Pracuję nad tym, żeby dawać czadu bez alkoholu, ale na razie to trudne. – Westchnęła.
– Chodzisz na terapię? – spytał Toniu już poważniej.
– Nie, dam sobie radę bez terapii, silna baba jestem! – Spojrzała na duży zegar w kuchni. – Aaaaaa! Toniu, muszę kończyć, za piętnaście minut wychodzę na galę Złotych Kamer, Patrycja będzie występować, a ja stoję w dresie w kuchni!
– Leć, leć, siostra! Jesteśmy umówieni. Za rok ja na tych Złotych Kamerach zaśpiewam, zoba...
Więcej nie usłyszała, bo bateria w telefonie się wyczerpała, a ekran zgasł. „Jak zwykle – pomyślała. – Po co ja, głupia, oglądałam ten serial?” W biegu podłączyła aparat do zasilania i w panice zrzuciła dres. Szybki prysznic, mycie włosów. „O Boże, nie zdążę!”
– Mamo, potrzebujesz pomocy? – usłyszała zza drzwi łazienki głos Flory.
Flora, jej najstarsza – szesnastoletnia już – córka miała wszystkie cechy, których natura poskąpiła Laurze. Była spokojna, poukładana, solidna i perfekcyjna.
– Florcia, tak, ratunku! – zawołała Laura. A jednocześnie siarczyście zaklęła, bo z prysznica raptem poleciała lodowata woda. – Auć! – pisnęła.
– Mamo, wszystko okej? – zapytała zaniepokojona Flora.
– Tak, tak, tylko za dziesięć minut Kopciuszek musi stać się królewną! Zapomniałam, że idę na galę! Pomożesz?
Na Florę można było liczyć. Pięć minut później, gdy Laura jedną ręką suszyła włosy, a drugą nakładała krem na twarz, jej młodsze córki bliźniaczki – Kalina i Róża – czyściły wyjściową sukienkę z psich kudłów, które znalazły się na niej nie wiadomo skąd. Flora stała nad matką z torbą z Ikei i powoli tłumaczyła:
– Włożyłam ci tam szpilki, zapasowe rajstopy, wieczorową torebkę, a w niej drobne na parking, gdybyś musiała zostawić auto na strzeżonym. Kosmetyczka i lakier też są. Pamiętaj, maluj się tylko na czerwonym świetle. I zmień buty przed wyjściem z samochodu.
– Dzięki, ukochana córko! Zapiszę ci w spadku cały majątek. – Laura pocałowała Florę w czubek głowy.
– Mamo! Wszystko słyszałyśmy! A my ci sukienkę wyczyściłyśmy, zero wdzięczności! – Oburzone trzynastolatki, Kalina i Róża, stały w drzwiach łazienki.
– Dziewczynki, żart! Przecież wiecie, że wszystko przepiszę na schronisko na Paluchu. – Laura sapnęła, wciągając rajstopy. – No nie! Nóg nie ogoliłam!
– Tylko nie bierz mojej maszynki! – krzyknął Kocur, jej mąż, ze swojego pokoju.
„Co on ma słuch jak motyl?”, zastanawiała się dość abstrakcyjnie Laura, która przypomniała sobie ostatnio czytany artykuł. Stało w nim, że jednym ze zwierząt mających najczulszy słuch jest barciak większy, mały („Mimo że większy”, pomyślała głupio) motyl występujący też w Polsce.
– Mamo! Przecież wiesz, że golenie nóg to sankcjonowanie władzy patriarchatu! – Ze świata owadów wyrwała ją Róża. Mimo młodego wieku była zagorzałą feministką i chętnie cytowała formułki znalezione w internecie.
– Dobra, i tak nie zdążę. Zresztą nie jest tak źle. – Laura starała się przekonać samą siebie. – Moje skarby, co ja bym bez was zrobiła? Lecę! Pa, mężu! Kocham was!
– I my ciebie też! Pozdrów wszystkie ciotki! – usłyszała jeszcze, gdy zbiegała po schodach.
Już w drodze zorientowała się, że telefon został w domu. Ale od kiedy nie piła, rodzina ze spokojem znosiła jej wieczorne eskapady, których zresztą było teraz jak na lekarstwo.
Mieszkanie Artura
Prasując Arturowi koszulę w jego mieszkaniu we Włochach, Agata czuła się tak szczęśliwa jak nigdy wcześniej. O tym właśnie marzyła od śmierci Dominika, jej męża, który prawie osiem lat wcześniej zginął w wypadku samochodowym. O małych domowych przyjemnościach i zajęciach żony.
Kiedy została sama z mamą i dwojgiem dzieci, musiała wziąć na siebie utrzymanie całego domu. A że pracowała jako reżyserka programów rozrywkowych i wielkich widowisk w telewizji, spodnie nosiła dwadzieścia cztery godziny na dobę. Była mężczyzną i szefem zarówno w pracy, jak i w domu.
Agata i doktorek, jak pieszczotliwie nazywały Artura jej przyjaciółki, zakochali się w sobie w słynną sylwestrową noc, kiedy w czasie programu telewizyjnego na żywo doktor cucił nieprzytomną Agatę. Już po tygodniu dostała klucze do jego mieszkania, półkę w łazience na swoje kosmetyki i pół szafy na ciuchy. Wiadomo, że nie mogła mu się odwdzięczyć tym samym, bo od śmierci męża mieszkała z mamą i dziećmi.
Teraz więc w cudownym nastroju nuciła pod nosem: „Tak chciałabym twoją żoną już być. I koszule ci prać albo okna ci myć”. Ona także wybierała się na galę. Planowała włożyć swoją najlepszą granatową sukienkę, którą kupiła rok wcześniej w małym butiku w Londynie. Ten krój świetnie podkreślał jej filigranową sylwetkę, a koniecznie chciała wypaść jak najlepiej. Wszak była to najważniejsza impreza dla całej branży telewizyjnej i światka show-biznesu.
Powiesiła na wieszaku niebieską koszulę Artura. Będzie pasowała do sukienki. Włoży mu do kieszeni marynarki granatową poszetkę. Idealnie. Oboje będą wyglądali stylowo na zdjęciach. Wiedziała, że jako zdobywczyni Złotej Kamery nie wymiga się od pozowania paparazzim. Organizatorzy tak usilnie dopytywali, czy na pewno się pojawi, i potwierdzali numer jej miejsca na widowni, że jako telewizyjna wyjadaczka wiedziała, że nagrodę ma w kieszeni. A tuż po zejściu ze sceny wszyscy nagrodzeni zgodnie ze zwyczajem wchodzili na ściankę, czyli stawali przy rusztowaniu opiętym tkaniną z wydrukiem logotypów imprezy i jej sponsorów, by zrobić pamiątkowe zdjęcia. Artur nie był przyzwyczajony do błysków fleszy, ale w tak szczególnej sytuacji nie mógł jej odmówić.
Te miłe rozmyślania przerwała jej melodia Stand by me. Dzwonił doktor! Postawiła żelazko na desce i szybko odebrała.
– Cześć, kochanie! – zaszczebiotała. – Jedziesz już? Właśnie prasuję ci koszulę. Wybrałam tę niebieską. Będzie najlepiej pasowała...
Wtedy jej przerwał.
– Nie gniewaj się, ale nie dam rady z tobą pójść – powiedział cicho. – Wiem, jak ci zależy, ale mam tu nagły przypadek i za pół godziny będę operował. Nie ma kto mnie zastąpić. Jestem sam na oddziale. – Westchnął.
Agacie zaczęło się robić na przemian zimno i gorąco. Tylko nie to. Tylko nie dziś, kiedy wszyscy będą na nią patrzeć i znów komentować, że ten jej partner doktor to chyba jakiś wymysł, bo nigdy go nie ma.
Jeszcze miała nadzieję, że uda jej się go przekonać.
– Kochanie, w ostatnią sobotę do teatru też poszłam sama, chociaż to była premiera aktora ze stajni Wiktorii i wiesz, jak jej zależało, żebyśmy pojawili się oboje... – powiedziała smutno. – Obiecałeś mi wtedy, że następnym razem na pewno będziesz przy mnie. A ten następny raz jest właśnie dzisiaj! – zakończyła niemal płaczliwie.
– Nieba bym ci uchylił, ale nie wtedy, kiedy pacjent czeka na stole operacyjnym. – Artur był niewzruszony.
– A gdybyś teraz nagle ty dostał zawału serca, matka by ci zachorowała, w windzie byś się zatrzasnął, to co? Pacjent by umarł? Chyba macie jakiś plan B w tym szpitalu?! – podniosła głos.
– Przecież nic takiego się nie stało, nie dramatyzuj! – Powoli tracił cierpliwość.
– Ale może się stać coś znacznie gorszego! – zawołała. – Wiesz przecież, że to będzie mój pierwszy publiczny występ od tego nieszczęsnego sylwestra, kiedy straciłam przytomność. Boję się, że mój organizm tego nie wytrzyma i spłata mi jakiegoś figla... Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. – Wzdrygnęła się. – Sam rozumiesz, że muszę mieć na miejscu dobrą opiekę lekarską. – Wytoczyła najcięższe działa.
Artur jednak się nie roześmiał, na co liczyła, tylko zamilkł na dłuższą chwilę. Gdy się odezwał, brzmiał, jakby był naprawdę zmęczony:
– Wy się tam cały czas bawicie w tej telewizji, a ja ratuję ludzkie życie. To jednak pewna różnica, a ty musisz to zrozumieć. Po prostu musisz! A teraz przepraszam, ale właśnie myję ręce przed operacją i nie mogę już dłużej rozmawiać. – Rozłączył się.
Tak po prostu.
Agacie opadły ręce, nogi i rajstopy. Najchętniej nigdzie by nie poszła, żeby nie dać życzliwcom pokroju Donaty, jej „koleżabki” (tak przyjaciółki nazywały pewien rodzaj kobiet... niby koleżanka, a oślizgła jak żaba), pretekstu do obgadywania za plecami i obrzucania jej współczującymi spojrzeniami, że znów przyszła sama.
Nie mogła jednak przegapić swojej chwili triumfu. Złota Kamera za Sylwestrowy Humor Show to nie byle co. Jeśli jej nie będzie, producent odbierze statuetkę i cały blask spłynie na niego. O nie! Na to nie mogła pozwolić.
Ta myśl podziałała na nią tak motywująco, że schowała do szafy wyprasowaną koszulę Artura i z energią zabrała się do szykowania samej siebie. Sukienka, makijaż, włosy, szpilki i cała reszta magicznych sztuczek, tak że po półgodzinie piękna i pachnąca mogła wsiąść do specjalnej służbowej taksówki, które przysługiwały gwiazdom Złotych Kamer.