9,99 zł
Alexandra Dimitrou dowiaduje się, że jest nieślubną córką króla wyspiarskiego kraju. Ku jej radości królewska rodzina przyjmuje ją do swojego grona. Alexandra szybko jednak przekonuje się, że bycie księżniczką to nie tylko przyjemności. To także obowiązki i życie na świeczniku. W dodatku zostaje jej przydzielona ochrona w osobie przystojnego Aristosa Nikoladesa…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 146
Tłumaczenie:
‒ Hrabia i hrabina Agieru – oznajmił żołnierz w odświętnym mundurze, ogłaszając we foyer akatyńskiej królewskiej sali balowej przybycie elegancko ubranej pary.
Alexandra Dimitrou stała za nimi. Tubalny głos i idealna dykcja żołnierza sprawiły, że serce zabiło jej mocniej. Miała nadzieję, że jeżeli spóźni się na dwudzieste piąte urodziny księżniczki Stelli, będzie już po dworskich przedstawieniach.
Ale z drugiej strony, skąd niby miała to wiedzieć? Nigdy wcześniej nie uczestniczyła w podobnej ceremonii, nie mówiąc już o królewskich wystąpieniach. Błękitna jedwabna suknia, którą miała na sobie, została wypożyczona z jednego z magazynów haute couture za ogromne pieniądze. Buty pożyczyła od interesującej się modą przyjaciółki Kiry, a biżuterię znalazła w jednych ze sklepów ze starociami w mieście. Tak właściwie to nawet zaproszenie nie było jej. Ukradła je w nadziei, że uda jej się niepostrzeżenie wemknąć do środka.
Miała mętlik w głowie i przez chwilę obawiała się, że cały misterny plan zaraz runie i to na oczach paru setek ludzi, którzy przybyli świętować urodziny księżniczki. Nie mówiąc już o tuzinie fotografów, którzy czyhali na jakieś smakowite ujęcie.
Dłonie zaczęły jej drżeć. Zdjęcie w kajdankach, nagłówek „Intruz w pałacu królewskim złapany na gorącym uczynku”. Niezła sensacja. Już widziała miny mieszkańców jej małego, sennego miasteczka na wybrzeżu, kiedy pierwszą rzeczą, którą zobaczą rano w gazetach, będzie jej twarz na tytułowej stronie…
Serce mocno zabiło jej w piersi. Nie było mowy, żeby się udało. Powinna uciekać, wracać do Stygos i pozbyć się tej durnej potrzeby dowiedzenia się czegoś o sobie. Naprawienia zła, którego nie można już było naprawić.
Ale na to było za późno. Królewski urzędnik z uśmiechem sięgał po jej niebieskie zaproszenie ze złotymi zdobieniami. Wręczyła mu je drżącymi palcami. Spojrzał na listę i zmarszczył nos.
‒ Przepraszam panienko, ale nie mam na liście pani nazwiska.
Alex wyprostowała się.
‒ Początkowo musiałam odrzucić zaproszenie – odparła – ale kiedy dowiedziałam się, że jednak będę w kraju, wysłałam notkę potwierdzającą moje przybycie.
Urzędnik wyciągnął kolejną listę, przestudiował ją, powiedział coś do krótkofalówki i kiwnął głową.
‒ Wszystko w porządku, jest pani na liście. – Podał zaproszenie żołnierzowi o donośnym głosie i wskazał jej drogę. – Życzę udanego wieczoru.
Uśmiechnęła się szeroko, uniosła rąbek sukni i skierowała się w stronę wejścia do sali balowej.
‒ Kara Nicholson! ‒ obwieścił żołnierz tubalnym głosem. Alex zachwiała się lekko, podświadomie czekając, aż ktoś ją zdemaskuje i powie, że nie jest żadną Karą Nicholson.
Wokół niej dalej panował nieprzerwany zgiełk, tylko żołnierz posłał jej ciekawskie spojrzenie. Wypuściła wstrzymywane od dawna powietrze i ruszyła dalej, choć nogi drżały jej tak, że ledwie mogła chodzić.
Przede wszystkim musiała znaleźć łazienkę i przypudrować nos. I spróbować się pozbierać.
Kara była amerykańską dziedziczką, która zatrzymała się w jej rodzinnym hotelu kilka tygodni temu. Alex znalazła wyrzucone zaproszenie w koszu na śmieci. Mogła pójść na przyjęcie wyłącznie dlatego, że obydwie były szczupłe, ciemnowłose i niebieskookie. Ale udawanie bywalczyni salonów a wcielenie się w jej rolę to dwie różne rzeczy.
Musisz udawać tylko jeden wieczór, powiedziała sobie. Zacisnęła zęby, wyprostowała się i ruszyła w stronę elegancko ubranego tłumu ludzi w sali balowej. Każdy miał kieliszek szampana w dłoni. Na przyjęcie przybyła cała śmietanka towarzyska Akatynii. Było też kilku celebrytów i członków europejskich rodzin królewskich. Byli to raczej bogacze, którzy przyjeżdżali zaszyć się w hotelu jej rodziny, który słynął z najlepszego widoku na Akatynię i morze, a nie tacy, z którymi zwykle się zadawała.
Wzięła kieliszek i weszła w tłum, szukając dogodnego miejsca do obserwacji. Upiła duży łyk pysznego i drogiego szampana, który nieco ją rozgrzał. Dokładnie tego potrzebowała.
Znalazła wreszcie cichy kąt, gdzie oparła się o kolumnę, popijając szampana i obserwując otoczenie. Sala balowa była piękna – bogato zdobiona i oświetlona tymi samymi odcieniami złota i błękitu, którymi zdobione były zaproszenia. Na marmurowych posadzkach widniał akatyński herb królewski – wyglądał, jakby był wyszyty złotymi nićmi. Z sufitu zwisały wielkie, błyszczące antyczne kandelabry, stanowiące doskonały kontrapunkt dla ciemniejszych elementów wystroju. Na ścianach natomiast pyszniły się drogocenne obrazy.
Od tego przepychu zakręciło jej się w głowie. Wszystko wydawało się nierzeczywiste. Chociaż ostatnio prawie wszystko zdawało się nierzeczywiste. A przynajmniej odkąd jej matka, była dwórka królowej Amary, przełamała trwające dwadzieścia pięć lat milczenie, tym samym przewracając jej życie do góry nogami.
Wyznała, że jej ojcem nie był akatyński przedsiębiorca, który zmarł przed narodzinami dziecka. Był nim król Gregorios, niegdysiejszy władca tego kraju. Ona zaś była owocem ich długiego romansu, który zakończył się, kiedy królowa dowiedziała się o wszystkim i wygnała dwórkę z pałacu.
Upiła kolejny łyk szampana. Jej matka, ze swoją siłą i odwagą, była dowodem na to, że na świecie istniało dobro. To, że wdała się w niebezpieczny romans z królem, który był przecież żonatym mężczyzną, a do tego wymyśliła tyle historii, żeby to wszystko ukryć, było dla niej niepojęte.
A jednak taka była prawda. Alexandra miała ojca, którego nigdy nie poznała. I rodzeństwo, którego tak bardzo brakowało jej w dzieciństwie.
Jej uwagę przyciągnął czyjś śmiech. Była to księżniczka Stella, jej przyrodnia siostra. Stała na środku sali balowej w oszałamiającej srebrnej sukni, otoczona wianuszkiem rywalizujących o jej uwagę mężczyzn. Wyglądała jak grecka bogini.
Czy jej życie wyglądałoby inaczej, gdyby wcześniej poznała prawdę? Czy byłaby księżniczką i miała starszą siostrę? Czy nigdy nie poznałaby cichego, spokojnego Stygos?
Nie wiedziała, jak zareaguje na nią przyrodnie rodzeństwo, ale najważniejszy był jej ojciec, który przebywał w szpitalu po ataku serca. To właśnie było główną przyczyną jej dzisiejszego wybiegu. Musiała go poznać, zanim umrze. To była jedyna rzecz, której pragnęła.
Rozejrzała się po pokoju i ujrzała młodego, uderzająco przystojnego króla Nikandrosa i jego żonę Sofię zabawiających gości. Był jej bratem.
Nikandros przejął tron po pierwszym zawale swojego ojca. Był to trudny czas dla Akatynii – jej siostrzana wyspa Karnelia zagroziła przejęciem Akatynii i przyłączeniem jej do archipelagu kataryńskiego, do którego kiedyś przynależała. Wielu obawiało się, że karnelski król Idas stracił rozum. Zmobilizował swoje wojska i gotów był iść na wojnę.
To dlatego wybrała dzisiejszy wieczór. W tych warunkach audiencja byłaby niemożliwa.
A więc dziś. Odstawiła kieliszek i wzięła z tacy kolejny. Szampan dodawał jej pewności siebie. Po opróżnieniu kolejnego kieliszka wreszcie nabrała odwagi, żeby zrobić to, po co tu przyszła – zafundować królewskiej rodzinie skandal w najgorszych możliwych okolicznościach.
Aristos Nikolades oparł się o kolumnę w zatłoczonej sali balowej. Obserwował piękną brunetkę w seksownej błękitnej sukni, pijącą szampana w tempie sugerującym, że potrzebna jej była płynna odwaga.
Obserwował grę świateł na jej włosach i drobnej zgrabnej figurze. Biorąc pod uwagę to, że dostała się tu podstępem, lepiej było mieć ją na oku.
Stał za nią w kolejce do sali balowej – przez opóźnienie samolotu ze Stanów Zjednoczonych przybył niemal godzinę później, niż zamierzał. Tak naprawdę marzył wyłącznie o tym, żeby odpuścić sobie imprezę, wrócić do domu, wziąć gorący prysznic i odespać ten koszmarny tydzień. Ale nie miał takiej możliwości – król w końcu udzielił mu pozwolenia na wybudowanie swego klejnotu koronnego – nowego kasyna – na jego świetlistej, ukochanej przez śmietankę towarzyską śródziemnomorskiej wyspie Akatynii.
Kiedy ten anioł w błękitnej sukni przedstawił się jako Kara Nicholson, pomyślał, że ma zwidy przez brak snu. Pół roku temu przespał się z Karą w Vegas. Ta dziewczyna na pewno nią nie była.
Jej wielkie niebieskie oczy i ciemne włosy nadawały jej anielski wygląd. Nie wyglądała na karnelskiego szpiega. Ale w tych niespokojnych czasach niczego nie można było być pewnym. Ostatnio łapano szpiegów, a separatyści mieli własne frakcje. To jego firma odpowiadała za bezpieczeństwo dzisiejszego wieczoru, więc nie miał zamiaru ryzykować.
Brunetka bez wątpienia była zdenerwowana. Przyszła sama i nie rozmawiała z nikim, pewnie dlatego, że nikogo nie znała. Posłała mu parę spojrzeń, ale jedyną osobą, na którą tak naprawdę patrzyła, był król.
Możliwe, że była jedną z tych kobiet, które nie mogły pogodzić się z tym, że król jest szczęśliwie żonaty. A może odrzucona kochanka? To tłumaczyłoby jej minę… i otaczającą ją aurę lęku. Wyczuła jego spojrzenie i odwróciła się w jego stronę. W jej oczach ujrzał lęk i zagubienie, które szybko ustąpiło jawnemu zainteresowaniu. Aristos już wcześniej zauważył, że mu się przyglądała. Jej policzki zapłonęły.
Spuściła głowę. Ten nieśmiały gest nie pasował do jej seksownego, pewnego siebie wyglądu.
Nie pasował do niej.
Ciekawość wygrała. Dopił swoją szkocką, odstawił szklankę i ruszył w jej stronę. Grywał już w nudniejsze gry. Ta przynajmniej może być ciekawa.
Do licha. Szedł w jej stronę.
Alex zastanowiła się, co też właściwie wyrabia. Przyjechała tutaj, żeby porozmawiać ze swoim ojcem. Poznać go, zanim umrze. Nie po to, żeby flirtować z najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek widziała. Ale ciągle się na nią gapił. Ciężko było tego nie zauważyć, szczególnie, że nie mogła się spotkać sam na sam z królem Nikandrosem.
W międzyczasie naszło ją sporo wątpliwości. Czy aby na pewno wybrała odpowiednie miejsce na to spotkanie? Król cały czas był otoczony ludźmi i w zasadzie nie miała nawet jak do niego podejść. Czy w ogóle zechce się z nią zobaczyć? Czy obeszłoby go, że istnieje? Czy po prostu wyrzuci ją z pałacu?
Podniosła głowę, kiedy poczuła zapach drogiej wody kolońskiej i zobaczyła mężczyznę, który był nim owiany. Był wysoki i umięśniony, miał ciemne oczy i stylowy zarost. Przy nim wszyscy inni mężczyźni w pokoju zdawali się bezbarwni.
Jest onieśmielający i zniewalający, pomyślała sobie.
‒ Zastanawiałem się właśnie, dlaczego tak piękna kobieta stoi samotnie, pijąc szampana jak wodę. ‒ Jego głęboki, aksamitny głos sprawił, że przeszły ją ciarki. – Zamiast pozwolić zadziałać wyobraźni, pozwoliłem sobie po prostu podejść i zapytać.
‒ To dopiero drugi kieliszek – odparła.
‒ Ale w niezłym tempie. – Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że niemal wypalił w niej dziury. – Dla kurażu?
‒ Do czego potrzebna by mi była odwaga? ‒ Odrzuciła włosy nonszalanckim, jak miała nadzieję, gestem.
‒ Ty mi powiedz. Jesteś tu sama. Może dlatego nie możesz się rozluźnić?
‒ Mam do załatwienia pewną sprawę. Nie przyszłam tu w celach towarzyskich.
‒ Interesy na przyjęciu urodzinowym? To nieeleganckie.
‒ Sprawa osobista.
Pochylił się ku niej.
‒ Może mogłabyś połączyć tę sprawę z odrobiną przyjemności? Sam mam kilka spraw do załatwienia.
Na te słowa ścisnął jej się żołądek.
‒ Wyglądasz, jakbyś miał mnóstwo czasu.
‒ Rozproszyłaś mnie. – Spojrzał jej prosto w oczy. – Jesteś najpiękniejszą kobietą na tej sali.
Poczuła, że na twarz wypełza jej rumieniec.
‒ To nieprawda. W końcu księżniczka urządza to przyjęcie.
‒ Ona roztacza wokół siebie lodową aurę. Ty nie.
Alex zaschło w ustach. Nie mogła oderwać od niego wzroku.
‒ Obawiam się, że nic z tego – odpowiedziała.
‒ Przyjechałaś tu dla kogoś innego?
‒ Muszę się z kimś zobaczyć. A potem wyjechać.
‒ Jeden taniec – wyciągnął do niej opaloną dłoń – a potem dam ci spokój.
Zgodziła się, odmowa byłaby nieuprzejma. Nad jego ramieniem ujrzała króla i królową, wciąż pochłoniętych rozmową z gośćmi. Tańcząc, przynajmniej będzie miała zajęcie i przestanie się tak rzucać w oczy.
‒ Dobrze – powiedziała więc, ujmując jego dłoń. – Zatańczmy.
‒ Aristos – wyszeptał jej do ucha. – A ty…?
Na chwilę zamarła, usiłując przypomnieć sobie imię dziewczyny z zaproszenia. Szampan jej w tym nie pomagał.
‒ Kara – odparła po chwili.
Lepiej ciągnąć to przedstawienie, choć szybkie myślenie nie było łatwe, kiedy nieznajomy przesyłał jej ciału impulsy, prowadząc ją na parkiet.
Jego wysoki wzrost sprawił, że ludzie rozstąpili się przed nimi. Zespół zagrał powolny kawałek jazzowy.
Aristos ujął jej dłoń, objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Tańczył zaskakująco dobrze jak na kogoś tak silnie zbudowanego.
‒ Więc skąd znasz księżniczkę? ‒ zapytał.
To normalne pytanie, pomyślała. Spokojnie.
‒ Jesteśmy przyjaciółkami – odparła, powtarzając to, co usłyszała od Kary. – Działamy w kilku tych samych organizacjach dobroczynnych.
‒ A czym się zajmujesz, kiedy nie jesteś zajęta dobroczynnością?
Zamrugała. Jej myśli pędziły jak szalone. Kilka pobieżnych rozmów z Karą nie dostarczyło jej aż tak wielu informacji.
‒ Głównie tym – wymamrotała cicho. ‒ Mój ojciec jest filantropem. Potrzebuje mojej pomocy.
‒ A skąd jesteś?
‒ Z Teksasu – powiedziała słabo, jakby to mogło zamaskować jej brak akcentu.
‒ Ciekawe, nie brzmisz, jakbyś była z Południa.
Zaschło jej w ustach. Do licha, to nie był dobry pomysł.
‒ Straciłam akcent – ciągnęła. – Dużo podróżuję…
Wykrzywił usta.
‒ Rozumiem doskonale, mam podobnie. – Obrócił nią zgrabnie w tańcu. – Ale Teksas to duży stan. Z której części?
Nie miała pojęcia.
‒ Dallas – zgadła.
‒ Dom J.R. Ewinga…
‒ Dokładnie tak – uśmiechnęła się blado. – A ty? Skąd znasz Stellę? – zapytała, usiłując odzyskać kontrolę nad rozmową.
‒ Jestem biznesowym partnerem króla.
O nie! Poczuła napływającą falę strachu.
‒ W jakich interesach? ‒ zapytała jednak.
‒ Hotele i kasyna. Trochę tego, trochę tamtego.
Pasowało to do niego.
‒ Brzmi ciekawie.
‒ Nie wydajesz się przekonana.
Wzruszyła ramionami.
‒ Nie jestem hazardzistką. Moim zdaniem żywisz się słabością. Żyjesz z pieniędzy naiwnych ludzi.
‒ Ludzie chodzą do kasyn z własnej woli.
‒ Owszem – zgodziła się – ale czy zawsze znają swoje granice?
‒ Powinni. To ostatnio jakaś plaga: ludzie, którzy mają zerowe poczucie odpowiedzialności za własne czyny.
W duchu zgodziła się z nim. Strach był coraz silniejszy.
‒ Możliwe – zdecydowała – ale może nie jestem najlepszą osobą, żeby to oceniać. Możesz mnie nazwać idealistką. Uważam, że wszyscy pracujemy na dobro wspólne.
‒ Idealiści… ‒ powiedział cicho, patrząc jej w oczy. – Gatunek na wymarciu.
Nie powiedział nic więcej. Ona też nie, ze strachu, że zaraz palnie coś, czego powiedzieć jej nie wolno. Powinna zaprotestować. Aristos przycisnął ją bliżej do siebie i oparł podbródek na czubku jej głowy. Ale w końcu nie rozmawiali. A skoro nie rozmawiali, nie było niebezpieczeństwa, że czymś się zdradzi.
Nie mogła się powstrzymać i pozwoliła sobie na chwilę zapomnienia w jego silnych ramionach. Oczywiście tylko na chwilę, dopóki trwał taniec. Było jej nieprzyzwoicie dobrze, a poza tym gdzie indziej miałaby okazję poznać takiego mężczyznę? Przystojni przedstawiciele płci przeciwnej byli w Stygos towarem deficytowym.
Wokół nich rozbrzmiewało piękne melancholijne łkanie saksofonu. Szampan szumiał jej w głowie na całego, sprawiając, że poczuła niesamowitą pewność siebie. A także coraz silniejsze pożądanie do obejmującego ją mężczyzny. Nie pomagał również bijący od niego silny zapach wody po goleniu…
W samym środku tej burzy feromonów piosenka nagle się urwała. Już chciała zabrać dłoń, kiedy Aristos przycisnął ją do siebie i wyszeptał:
‒ Jeszcze jeden.
Powinna odmówić. Ale propozycja była zbyt kusząca. A król wciąż pochłonięty rozmową. Jeden taniec nie zaszkodzi.
Ich ciała zaczęły się poruszać zgodnym rytmem w takt zmysłowej muzyki. Wiedziała, że to niewłaściwe, szczególnie, że teraz jego dłoń schodziła coraz niżej wzdłuż jej pleców. Ale wyglądało na to, że zdrowy rozsądek ostatecznie ją opuścił. Mężczyzna był jak postać z tak lubianych przez nią romantycznych powieści – niebezpieczny, mroczny i tajemniczy.
Jeszcze tylko dwie minutki, pomyślała sobie. Zorientowała się jednak, że w tańcu oddalili się od reszty gości i stali w zacienionym miejscu przy wyjściu na mały taras.
Spojrzała prosto w jego hipnotyzujące oczy i nagle z całą mocą zorientowała się, do czego to wszystko zmierza.
‒ Powiedziałam już, że nie jestem zainteresowana – przypomniała mu piskliwym głosem.
‒ Nie? Język twojego ciała mówi co innego. – Ujął ją nagle pod brodę i uraczył pocałunkiem, jakiego w życiu nie przeżyła. Był zmysłowy i doskonały. Poddała mu się i odwzajemniła pocałunek.
‒ Otwórz usta, aniołku – powiedział do niej nagle.
Nie wiedziała nawet, że miała je zamknięte. Wykonała jego polecenie.
Jej okrzyk wybrzmiał w powietrzu. Aristos głaskał ją po pośladkach i przyciągnął tak blisko, że między nich nie można by było wcisnąć szpilki. Kolana jej zmiękły.
‒ Aristos – wyszeptała. – Przestań.
Kiedy usiłowała doprowadzić się do porządku, patrzył na nią z satysfakcją. Położyła mu dłoń na piersi, żeby odepchnąć go lekko. Ale na to była zbyt drobna. Złapał ją za nogę i zaczął gładzić po udzie.
‒ Co ty wyprawiasz? ‒ zapytała, wciąż usiłując go od siebie odepchnąć.
‒ Sprawdzam, czy jesteś uzbrojona.
‒ Uzbrojona? ‒ Jej umysł nie łączył faktów. ‒ Dlaczego miałabym być uzbrojona?
Zaczął sprawdzać jej drugą nogę, przez co spłonęła rumieńcem.
‒ Ty mi powiedz, Kara.
Coś w jego tonie sprawiło, że włosy stanęły jej dęba. On wie. Wiedział cały czas, pomyślała.
Pchnęła raz jeszcze i tym razem ją puścił.
‒ Wiesz, że nie nazywam się Kara.
‒ Zgadza się, aniołku. Więc może mi powiesz, co tu robisz? I dlaczego udajesz Karę Nicholson?
‒ Skąd o tym wiesz?
‒ Cóż, zastanówmy się… Przede wszystkim twój akcent. Po drugie Kara jest z Houston, nie z Dallas. A po trzecie znam Karę. Dogłębnie. I ty nią nie jesteś.
Zamknęła oczy, płonąc ze wstydu. On i Kara Nicholson byli kochankami. Jak mogła pomyśleć, że ujdzie jej to na sucho?
‒ Stałeś za mną w kolejce. Dlaczego wtedy nic nie powiedziałeś?
‒ Chciałem wiedzieć, jakie masz zamiary.
‒ A jak ci się wydawało?
‒ Jakbyś nie zauważyła, to inne państwo właśnie chce nam wypowiedzieć wojnę.
Pokręciła z niedowierzaniem głową.
‒ Myślisz, że jestem szpiegiem? Zabójcą?
‒ Wtargnięcie na królewskie przyjęcie pod fałszywym nazwiskiem to poważna sprawa.
‒ A ty postanowiłeś ją zbadać? A w międzyczasie trochę się mną zabawić?
‒ Nie nazwałbym tego zabawą. A poza tym podobało ci się tak samo jak mnie. A jeżeli chodzi o moje zainteresowanie twoją osobą, to spieszę poinformować, że to moja firma ochroniarska odpowiada za bezpieczeństwo dzisiejszego wieczoru. Tak sobie dorabiam, aniołku, w przerwach, kiedy nie prowadzę wielkich złych kasyn. Nie miałem zamiaru spuszczać cię z oka, dopóki król znajdował się w pobliżu.
Zacisnęła pięści i spojrzała mu prosto w oczy.
‒ Pożałujesz tego.
Oczy rozbłysły mu z rozbawienia.
‒ Czyżby? Dobra, opowiadaj. Z twoich tęsknych spojrzeń rzucanych na króla wywnioskowałem, że jesteś może jego byłą kochanką. Być może odrzuconą… Wydajesz się w miarę normalna, więc może pomyślałaś sobie, że zgodzi się wziąć kochankę. Przykro mi to mówić, kochanie, ale król jest szaleńczo zakochany w żonie. Nie masz szans.
Gapiła się na niego z szeroko otwartymi ustami.
‒ Zwariowałeś? ‒ spytała w końcu. Aristos wzruszył ramionami.
‒ Widziałem już kobiety, które rzucały się na króla. Przychodziły na przyjęcia bez zaproszenia i robiły idiotyczne rzeczy, żeby tylko zwrócić na siebie jego uwagę. Może i jesteś w typie każdego mężczyzny, ale to była strata czasu.
Ogarnęła ją złość.
‒ Przyszłam tu dziś, ponieważ muszę omówić z królem pewną sprawę osobistą. Tak jak mówiłam wcześniej.
‒ Więc dlaczego pod fałszywym nazwiskiem?
‒ To skomplikowane.
‒ W jaki sposób?
‒ To moja sprawa.
‒ Obawiam się, że również moja, o ile nie chcesz opuścić imprezy w kajdankach.
‒ Nie zrobiłbyś tego.
‒ A chcesz się założyć?
Serce zaczęło jej szaleńczo bić w piersi. Ukryła twarz w dłoniach i ruszyła dalej w głąb tarasu.
‒ Nie mogę ci powiedzieć. Przyznaję, że moje metody są dość niekonwencjonalne, ale konieczne, zważywszy na ochronę wokół króla. W życiu nie dostałabym się na audiencję.
‒ Ta ochrona jest tu z konkretnego powodu.
‒ Wiem – odparła i wzięła głęboki oddech. – To bardzo ważne, żebym z nim porozmawiała, wierz mi. Właściwie to będę bardzo wdzięczna, jeżeli mnie do niego zaprowadzisz.
‒ Nic z tego, dopóki mi nie powiesz, kim jesteś i czego chcesz.
‒ Nie mogę.
‒ Świetnie. – Odwrócił się i ruszył w stronę drzwi.
‒ Aristos, poczekaj. Nikt nie może o tym wiedzieć.
‒ Wyrzuć to z siebie – warknął.
Wyprostowała się.
‒ Nazywam się Alexandra Dimitrou. Król jest moim przyrodnim bratem.
Tytuł oryginału: Claiming the Royal Innocent
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2016
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
Korekta: Hanna Lachowska
© 2016 by Jennifer Hayward
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN 978-83-276-3404-7
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.