Jak smakuje szczęście? - Wiśniewska Paulina - ebook + książka

Jak smakuje szczęście? ebook

Wiśniewska Paulina

4,2

Opis

Dwie siostry, Kinga i Milena, muszą uporać się z własnymi lękami, aby znaleźć drogę do szczęścia. 

Kinga po wydarzeniach z przeszłości staje się nieufna wobec mężczyzn. Gdy w jej życiu pojawia się Artur, kobieta nie jest pewna, czy może mu zaufać. Czy raz złamane serce może pokochać na nowo?

Milena, młodsza z sióstr, ma w życiu to, czego najbardziej potrzebuje - miłość. Sądzi, że Piotr, jej narzeczony, kocha ją tak, jak ona jego. Nie ma pojęcia, że los szykuje dla niej niemiłą niespodziankę. Czy poradzi sobie, gdy znajdzie się na życiowym zakręcie?

Miłość, przyjaźń, zagadkowe morderstwo z przeszłości. Dwie kobiety, dwie historie, jeden cel - znaleźć szczęście. „Jak smakuje szczęście?" to opowieść, w której nie brakuje emocji, tajemnic oraz rodzinnych intryg.

 

Historia Kingi i Mileny szokuje i wciąga już od pierwszych stron. To piękny obraz ludzi, którzy rozpaczliwie szukają miłości w świecie pełnym wyrzeczeń oraz niesprawiedliwości. Czy miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności? Przekonajcie się sami. - Agnieszka Ziętarska – Autorka cyklu Niezmienni

 

Z pozoru zwykła historia dwóch sióstr zaskoczy Was tajemnicami i przeciwnościami losu, które mogą czaić się na każdego z nas. Fałszywa miłość, problemy z zaufaniem, walka o lepsze jutro. Czy szczęście słodki ma smak? Czy każdy może go skosztować? Koniecznie sięgnijcie po debiut Pauliny Wiśniewskiej, by się o tym przekonać.

Polecam! - Anna Fobia, autorka "Anaid. Niezwykły zmysł"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 248

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (10 ocen)
6
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewcud2
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

trochę męcząca, ale za to można łatwo zasnąć. No i to ostatnio często występujące, irytujące zachowanie głównej bohaterki, która nie chce zachowywać się jak nastolatka, a tak naprawdę zachowuje się jak przedszkolak.
00
Olazd

Z braku laku…

Nie podobała mi się. Za dużo wszystkiego: osób, problemów, akcja za szybko się rozwijała.
00

Popularność




Copyright © by Paulina Wiśniewska, 2019Wydawnictwo WasPos, 2021All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Aneta Grabowska

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Marta Lisowska

Zdjęcie na okładce: © by pixabay.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Ilustracje w środku © by Gordon Johnson z Pixabay

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-67024-99-0

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Rozdział 35

Rozdział 36

Rozdział 37

Rozdział 38

Rozdział 39

Rozdział 40

Rozdział 41

Rozdział 42

Rozdział 43

Rozdział 44

Rozdział 45

Rozdział 46

Rozdział 47

Rozdział 48

Epilog

Od autorki

Prawdziwie kochasz wtedy, kiedy nie wieszdlaczego.

Lew Tołstoj

Dla moich bliskich

Prolog

– Jesteś pewien, że tego chcesz? Później może nie być odwrotu – powiedział, patrząc na mnie jak naidiotę.

Przewróciłemoczami.

– Moją odpowiedź już znasz, teraz tylko musimy dopiąć wszystko na ostatni guzik, bo to tylko kwestia czasu, kiedy zaczną coś podejrzewać – odparłempółgłosem.

– Nie masz powodów do zmartwień, pójdzie szybko. To jak? Dodzieła?

– Do dzieła. – Przytaknąłem.

***

Nagle poczułam, jak ktoś pociągnął mnie za ramię, ale gdy otworzyłam oczy, nie widziałam za wiele. Pokój wypełniał gryzący, ciemny dym. Próbowałam się podnieść, szukać córeczki, ale mężczyzna, który stał nade mną, przycisnął mnie do podłogi i mruknął coś pod nosem. Nie widziałam wyraźnie, ale był wysoki i dobrze zbudowany. Mówił coś grubiańskim głosem do drugiego, który był bardzopodenerwowany.

– Błagam, muszę uratować córkę. Gdzie ona jest? – Łkałam.

– Stul pysk, dziwko – warknął oprych i związał mi ręce ztyłu.

Byłam tak przerażona, że nie mogłam już nic powiedzieć. Do tego drapiący w gardło dym. Założyli mi worek na głowę i wynieśli, ale nie wiedziałam gdzie. Chwilę potem straciłam przytomność, zapadłaciemność…

Szczęk metalowych drzwi sprawił, że ocknęłam się gwałtownie. Siedziałam przywiązana do krzesła, a taśma na ustach uniemożliwiała mi jakikolwiek krzyk. Poczułam smród potu i papierosów, a kroki na schodach stawały się coraz wyraźniejsze. Podszedł do mnie, nie wiedziałam, co zamierza. Zerwał taśmę jednym ruchem, ale zakrył mi usta dłonią, żebym nie zaczęłakrzyczeć.

– Twojej córce nic nie będzie, pod warunkiem, że powiesz, gdzie Tomek się ukrywa – syknął, wypuszczając smugę dymu prosto namnie.

– Nie wiem, o co chodzi – jęknęłam, a łzy potoczyły się po moich policzkach. Na samą myśl, że coś jej zrobili, czułam rozdzierający ból. Nie chcę jejstracić.

Spojrzałam ostrożnie na swojego oprawcę, ale stał tyłem i głośno sapał. Gdyby nie sznur, mogłabym się jakoś wydostać, ale biorąc pod uwagę jego posturę względem mojej, szanse miałam marne. Nagle poczułam silne uderzenie w głowę i zapadła ciemność. Byłam pewna, żeumarłam…

Rozdział 1

Kinga

Moja codzienność nieco się zmieniła, nowa praca, nowe mieszkanie. Nadal mam kontakt z tatą i Mileną. Swoją drogą, całkiem nieźle jej się powodzi – praca w korporacji, chłopak o imieniu Piotr, ostatnio mi mówiła, że zamieszkali razem, więc bierze to na poważnie. Cieszę się jej szczęściem. Tata uważa, że mogłabym się uczyć od niej, ale przecież sobie radzę. Praca w kawiarni Kawa i Pączek może nie jest spełnieniem marzeń, ale lepsze to niż nic. Poza tym Magda też tu pracuje i razem wynajmujemy mieszkanie blisko centrum Krakowa. Uwielbiam to miasto za to, jaki ma klimat. Nieraz przechadzam się starymi uliczkami, z kubkiem kawy w dłoni. Regularnie odwiedzam grób mamy. Nie tylko we Wszystkich Świętych, bo przecież o zmarłych pamięta się przez cały rok. Zmarła na raka, gdy byłam w liceum, i nie było mi bez niej łatwo. Moja siostra Milena przeżyła to jeszcze bardziej. Gdyby nie terapia, nie wiadomo, co by sięstało.

Rozmyślałam, wycierając szklanki, i patrzyłam na ludzi zgromadzonych przy stolikach. Każdy z nich ma jakiś cel, który sprawia, że się tu znalazł. Lekko siwiejący mężczyzna w garniturze pije już drugie espresso, przegryzając je pączkiem. Pewnie stresuje się przed spotkaniem z klientem. Matka z dwójką dzieci sączy kawę – zapewne już zimną – jednocześnie próbując uśpić młodsze dziecko w wózku. Na widok pani Joanny uśmiecham się pod nosem. Ta miła staruszka przychodzi do nas co najmniej raz w tygodniu. Za każdym razem zamawia to samo – różaną herbatę i sernik z malinami. Urocza kobieta, choć widać, że doskwiera jej samotność. Miałam przyjemność kilka razy z nią porozmawiać, bardzo lubię słuchać opowieści o czasach wojny i o tym, jak Kraków zmienił się przez te wszystkie lata. Właśnie za to lubię swoją pracę – oprócz parzenia kawy, herbaty czy podawania pączków codziennie uczę się czegoś nowego, obserwując innych ludzi lub z nimirozmawiając.

– Kinga, idziesz z nami na piwo po pracy? – zapytała Magda, odstawiając pustą tacę nablat.

– Sama nie wiem, miałam w planach pojechać do taty. Dwa tygodnie się z nim nie widziałam – powiedziałam zprzekąsem.

– Nie wykręcaj się. Chyba że chcesz zostać starą panną. – Zaśmiałasię.

– Nie chcę, ale na związki przyjdzie jeszcze czas. To, że moja siostra ma chłopaka i z nim mieszka, nie oznacza, że ja muszę się z kimświązać.

– Kobieto, a kto tu mówi o związku. Chcę, żebyś się zabawiła, poszła na randkę, nic zobowiązującego, nie musisz od razu wskakiwać mu do łóżka ani planować ślubu i gromadki dzieci. Jedno wyjście, nie daj się prosić – powiedziała, patrząc na mnie błagalnie, trochę jak pies, który prosi ojedzenie.

– No niby nie… – Westchnęłam. – Dobra, ale nie będę siedziała dopóźna.

Uściskała mnie z radości. Poniekąd miała rację. Nie powinnam zadręczać się Adamem i tym, co było. Fakt, zachował się jak dupek i zranił mnie dotkliwie, ale czas leczy rany. Po śmierci mamy też długo dochodziłam do siebie, ale upływający czas uświadomił mi, że trzeba iść naprzód. Do świąt zostało ledwie półtora miesiąca. Co roku spędzamy je w tym samym gronie – ja, tata i Milena z Piotrem. Tym razem także nie zapowiada się, by było inaczej. Zawsze zachowujemy wszelkie tradycje, jakie istniały w naszym domu, kiedy mama żyła. Wiem, że byłaby z nas dumna. Nie umiem zliczyć, ile razy w ciągu dnia myślę o niej, o tym, co by było, gdyby była tu z nami. Moje myśli skupiły się teraz na piątkowym wieczorze, próbowałam się wymigać, ale Magda skutecznie mnie od tego odwiodła. Ech… może się jakoś przemęczę, nie muszę od razu kogoś poznawać. To tylko niezobowiązujący wieczór w miłymtowarzystwie.

Reszta dnia nie dłużyła się zbytnio, nastał wieczór. Miałam jeszcze półtorej godziny do wyjścia i totalnie nie wiedziałam, jak się ubrać. Te kobiece dylematy… Napisałam SMS do taty, odpisał po chwili. Nie gniewa się, ale na pewno czuje smutek. Z drugiej strony nie dziwię mu się, bo przecież odkąd się wyprowadziłam, tęskni za mną, mimo że mieszkamy w tym samymmieście.

Rusz się do ludzi. Nie możesz wiecznie się zamykać na otaczający cię świat – pomyślałam. Moja podświadomość ma rację, takie myślenie i ciągłe obawy doprowadzą w końcu do tego, że wyląduję na terapii lub – co gorsza – w szpitalu psychiatrycznym. I jak to by wyglądało? Wręcz niedorzecznie. Czym prędzej odgoniłam złe myśli, nie potrzeba mi dodatkowychzmartwień.

Pojawiłyśmy się w barze chwilę przed czasem, ale już widziałam po Magdzie, że energia ją rozpiera, a jej oczy wręcz błyszczą z radości, jakby za tym wyjściem kryła się jakaś tajemnica, której oczywiście nieznam.

– Co ty się tak uśmiechasz? O czymś nie wiem? – zapytałamzaciekawiona.

– Oj, no dobra, powiem ci, bo i tak się dowiesz. Poznałam kogoś, przychodzi do naszej kawiarni, zawsze zamawia to samo i zalotnie się do mnie uśmiecha. Tydzień temu zostawił mi swój numer telefonu i zaczęliśmy ze sobą pisać. Zaproponował spotkanie, ale nadal nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziała niemal jednym tchem, z wypiekami natwarzy.

– Ty masz wątpliwości? Sama mi radzisz, żebym nie zamartwiała się przeszłością i otworzyła na ludzi – rzekłam, udającoburzoną.

– Wiem, ale znasz mnie, nie jestem aż taka odważna, jeżeli chodzi o facetów, czasem stwarzam takie pozory, a tak naprawdę czuję lęk wśrodku.

– Rozumiem – powiedziałam bez wahania, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że tak jest. I życzyłam jejszczęścia.

Podeszłyśmy do stolika, przy którym siedzieli już nasi znajomi. Duszne powietrze nieco mi przeszkadzało, ale powoli zaczęłam się do niego przyzwyczajać. Byłam lekko speszona, rzadko zdobywam się na odwagę, żeby gdziekolwiek wyjść. Do tej pory moje piątkowe wieczory ograniczały się do siedzenia w mieszkaniu z książką i winem. Narastająca we mnie frustracja musiała w końcu dojść do takiego poziomu, że uznałam, iż tak się dalej nie da. W życiu każdego człowieka zdarzają się mniejsze bądź większe tragedie, a mimo to można zacząć normalnie żyć z nadzieją, że gdy przyjdzie właściwy moment, spotkamy swoich bliskich ponownie. Musiałam całkowicie odpłynąć myślami, bo nie słyszałam, jak przyjaciółka mnie woła, chcąc mi przedstawić swojegoznajomego.

– Kinga, to jest Paweł. Paweł, to Kinga, moja najlepsza przyjaciółka, pracujemy razem – powiedziała, rumieniąc się, co nie umknęło uwadzechłopaka.

– Miło mi, Magda za wiele o tobie nie mówiła. Jest skryta w tych sprawach – rzekł, mrugając domnie.

– Mnie też miło jest cię poznać – odpowiedziałam szczerze, bo sprawiał wrażenie fajnego faceta, ale pozory potrafiły mylić, wiedziałam to z autopsji. – Zostawię was na chwilę – dodałam.

Ruszyłam w kierunkułazienki.

Szłam zamyślona i zagapiłamsię.

Przez przypadek wpadłam na kogoś i potknęłam się, upadając natyłek.

– Kurwa – zaklęłam pod nosem, poprawiając bluzkę, która podwinęła się dogóry.

Nade mną stał wysoki brunet, miał surowy wyraz twarzy i mrużył oczy, jakby chciał mi się dokładniejprzyjrzeć.

– Na co się tak gapisz? – zapytałam chłodnymtonem.

– Przepraszam – burknął. – To ty na mnie wpadłaś. Nie patrzysz, jak chodzisz, czy zrobiłaś to specjalnie, żeby zwrócić moją uwagę? – Mówiąc to, uniósł brwi i podał mi dłoń, żebym mogławstać.

– Nie schlebiaj sobie, wpadłam na ciebie przypadkiem, myśli mnie za bardzo pochłonęły, a teraz wybacz, muszę iść – rzekłam skonsternowana tą sytuacją i jegozachowaniem.

Nie czekając na reakcję nieznajomego, oddaliłam się w kierunku toalety, starając się nie odwracać za siebie. Co za dupek, od razu pomyślał, że na niego lecę, też mi coś. Na szczęście nikogo nie było przy umywalkach. Spojrzałam na swoją twarz w lustrze i przeczesałam włosy dłonią. Opłukałam buzię chłodną wodą, a przez moją głowę przebiegła niespodziewana myśl – w sumie ten facet nie był taki zły, nawet całkiem przystojny, miał ładnie zarysowane kości policzkowe. O czym ty myślisz, głupia – skarciłam się w myślach. Moja podświadomość płata mi figle i sprowadza moje myślenie na niewłaściwe tory. Potrząsnęłam głową i wyszłam z łazienki, o mało nie wywracając się znowu. Nieznajomy brunet właśnie wychodził z męskiejtoalety.

– No proszę, najpierw na mnie wpadasz, a teraz z trudem łapiesz równowagę na mój widok, chyba mam jakiś urok w sobie – powiedział pewnym siebie głosem i zlustrował mnie wzrokiem z góry na dół, jakby chciał zapamiętać każdy, nawet najdrobniejszy szczegół mojegowyglądu.

Bez słowa pokręciłam głową i ruszyłam do stolika, przyspieszając kroku. Poczułam, że się rumienię. Co jest ze mną nie tak? Zapewne już go nigdy nie spotkam, więc po co zaprzątać sobie nimgłowę?

– Jesteś wreszcie, gdzie cię wcięło? – zapytała z wyrzutem w głosie mojaprzyjaciółka.

Wcale się jej nie dziwiłam. Na dobrą sprawę mogła pomyśleć, że się chowam, unikam kontaktu zludźmi.

– Później ci powiem – powiedziałam bez emocji, siadając przystoliku.

Widząc moją zarumienioną twarz, zapewne pomyślała swoje, ale będę musiała ją rozczarować. Reszta wieczoru upłynęła w spokojnej atmosferze, bez zbędnych niespodzianek. Po drugiej wróciłyśmy do mieszkania. Jedyne, o czym teraz marzyłam, to sen, ale Magda nie dawała za wygraną, zamęczała mnie pytaniami przez prawie całą drogępowrotną.

– Nie ma o czym rozmawiać, zwykły zbieg okoliczności, poza tym to pewnie zapatrzony w siebie dupek, który uważa, że na jego widok kobiety lecą z nóg – rzekłam zniesmakiem.

– Kochana, nigdy nie mów nigdy, takie zbiegi okoliczności często przeradzają się w miłość. Jak to mówią, kto się czubi, ten się lubi – powiedziała, zalotnie unoszącbrwi.

– Nie przesadzaj, a jak ten twój Paweł? – zapytałam, żeby odejść od niewygodnegotematu.

– Szczerze? Jestem zadowolona, że się spotkaliśmy, mam nadzieję, że się nie zawiodę – odparła.

– Też tak myślę, chcę, żebyś była szczęśliwa. Będę cię wspierać, ale jak on cię zrani, to osobiście z nimporozmawiam.

– Zawsze mogę na ciebie liczyć, dziękuję. – Cmoknęła mnie wpoliczek.

Uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju. Mimo zmęczenia sen nie nadchodził. Moje myśli wracały do tego przypadkowego spotkania. Powoli powieki zaczynały robić się coraz cięższe. Zasnęłam z uśmiechem na ustach, dałam się porwać snom, które całkiem wypełniły mojągłowę.

Następnego dnia obudziłam się nieco po jedenastej, a moja głowa wciąż była pełna myśli. Pora wziąć się w garść, po śniadaniu pojadę do taty, spędzimy razem sobotę. W końcu weekend jest po to, aby odpocząć przed kolejnym pracowitym tygodniem. Zwlekłam się z łóżka z pozytywnym nastawieniem, sama nie wiem, skąd to się nagle wzięło. Od dawna nie byłam aż tak optymistycznie nastawiona do świata. Zaśmiałam się pod nosem i ruszyłam do kuchni, poranna kawa już pewnie na mnieczeka.

***

Budzik wyrwał mnie z błogiego snu. Po raz kolejny obudziłam się z uśmiechem na ustach. Sama siebie nie poznaję, muszę pogadać o tym z Magdą – pomyślałam. Weszłam do kuchni, zapach świeżo zmielonej kawy uderzył mnie w nos, uwielbiam jej zapach. Współlokatorka siedziała przy stole, jedzącowsiankę.

– Hej, a ty co taka zadowolona, w dodatku w poniedziałek rano? Coś mnie ominęło? – zapytała zentuzjazmem.

– Sama nie wiem. – Usiadłam naprzeciwko, trzymając kubek kawy wdłoniach.

– Budzę się z uśmiechem na ustach, a przed snem moje myśli powracają dopiątku.

– Oj, Kinga, chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś zauroczona tym dupkiem? – powiedziała jakby zwyrzutem.

– Czyś ty oszalała? Nawet nie wiem, jak ma na imię. Zresztą, jak sama powiedziałaś, to dupek. I nie ma o czym mówić. Poza tym pewnie już go nigdy niespotkam.

– Nigdy nie mów nigdy. Zawsze życie może cięzaskoczyć.

– Wątpię w to. Zmieńmy temat, to do niczego nie prowadzi. Muszę się ogarnąć – odpowiedziałam, kierując rozmowę na inny tor. Nie miałam ochoty na rozważania o tej porze, zważywszy na to, że nie wnosiły nic do mojego nudnegożycia.

Zjadłyśmy w milczeniu, dopiłam kawę, łapiąc się na tym, że słowa przyjaciółki wciąż brzmią w mojej głowie. A co, jeśli ona ma rację, jeżeli to nie był przypadek? W końcu w życiu wszystko jest po coś, nic nie dzieje się ot tak, każde zdarzenie ma jakiś sens. Czy powinnam się tym przejmować? Czy raczej dać sobie spokój i żyć dalej? Z jednej strony może on wcale nie jest taki zły, nie ocenia się przecież ludzi po pozorach, jakie stwarzają, ale z drugiej strony – jego zachowanie może wskazywać na to, jaki jest naprawdę. Znowu o nim myślisz, może coś jest na rzeczy? – zganiłam się w myślach. Moja podświadomość za wszelką cenę próbowała dowieść swoich racji i przekonać mnie, że powinnam jejuwierzyć.

Kolejny dzień w kawiarni. Chociaż zdaniem taty stać mnie na lepszą pracę, ja byłam z niej zadowolona. Wypłata zawsze na czas, szef w porządku, miła atmosfera, nie mam powodu do narzekania. Ilekroć wracam do przeszłości, mówię sobie w myślach, że mogłam obrać inną życiową drogę, ale gdybym miała podjąć decyzję ponownie, bez wahania wybrałabym to samo. Ważne, że mam gdzie mieszkać i nie brakuje mi na przysłowiowy chleb. Zresztą nigdy nie myślałam o tym, żeby pławić się w luksusach, nie oczekiwałam nie wiadomo czego, dla mnie najważniejsze jest zdrowie, zarówno moich bliskich, jak i moje. Warto pielęgnować te najważniejsze życiowe wartości, jak miłość, zdrowie, rodzina. Pieniądze nie są aż tak ważne, zawsze można je zarobić, a rodzinę i zdrowie ma się tylko raz, dlatego nie można tego ot tak zaprzepaścić. Na myśl o zdrowiu zawsze przed oczami stawała mi mama i to, jaka była dzielna i wytrwała mimo choroby, która z każdym dniem pozbawiała ją wewnętrznych sił i niszczyła każdą komórkę jejciała.

Gdy chodziłam do przedszkola i mama zawsze odbierała mnie o tej samej godzinie, nigdy nie spotkała mnie sytuacja, że musiałam czekać, podczas gdy inne dzieci już dawno były w domu. W ciepłe dni w drodze powrotnej zabierała mnie na lody, Milenę także, gdy już razem chodziłyśmy do szkoły. Kiedy coś przeskrobałyśmy, mama nie umiała się na nas długo gniewać. Pamiętam, jak bardzo się martwiła, gdy pewnego dnia nie wróciłyśmy po szkole do domu. To stało się w piątej klasie podstawówki. Dla mnie i Mileny była to niewinna zabawa, a mama odchodziła od zmysłów, tata również, ale wtedy pracował za granicą i bywał w domu raz na dwa miesiące. Moje wspomnienia przerwał dzwonek w telefonie, Milena chyba już sięstęskniła.

– Hej, co słychać? Nie przeszkodziłam ci? – zapytałaniepewnie.

– Jestem w pracy, ale mam chwilę. Stało sięcoś?

– Chciałam zaprosić ciebie i tatę na kolację, w tę sobotę – powiedziała, nie kryjącradości.

– A jak przeprowadzka, uporaliście się już zewszystkim?

– Tak, zostały już tylko drobiazgi do zabrania i wszystko będzie gotowe, więc szykujemy z tej okazjikolację.

– W takim razie będę. Kogoś jeszcze zaprosiłaś? – zapytałam, ale w duchu cieszyłam się na wspólny wieczór zbliskimi.

– Będzie kolega Piotra z pracy. Znają się długo, więc Piotrek uznał, że wypadałoby go zaprosić. Miałam okazję go poznać, jest w porządku. Może… no wiesz… tobie też przypadnie do gustu – powiedziała niepewnie, bojąc się mojej reakcji, bo dobrze znała moje nastawienie dofacetów.

– O nie, nie. Żadnego swatania, wiesz, jakie mam w tej sprawiezdanie.

– A czy ja mówię o swataniu? – Zaśmiała się dosłuchawki.

– Nie, przepraszam. W piątek wpadłam przypadkiem na jakiegoś faceta, jak byłam w barze, i od tamtej pory Magda mi suszy głowę, że coś może być na rzeczy i to nie byłprzypadek.

– Może ma rację, warto się nad tym zastanowić. Nigdy nie mów nigdy – powiedziała zalotnie. Gdyby była obok, dałabym jejkuksańca.

– Ty też będziesz mi prawić mądrości? Wystarczy mi dzisiejsze paplanie Magdy zrana.

– No jak tam chcesz. Muszę kończyć, obowiązki wzywają. Do zobaczenia wsobotę.

– Do zobaczenia – rzuciłam szybko i rozłączyłamsię.

Odłożyłam telefon pod ladę i wzięłam głęboki wdech. Do końca pracy tak daleko, będę musiała zająć czymś moje rozbiegane myśli. Mam wrażenie, że powinnam zaryzykować, poznać nowych ludzi, wyjechać gdzieś na weekend, odpocząć. Pociesza mnie fakt, że zbliża się Boże Narodzenie i sobotnia kolacja. Lubię Piotra, jest dobry dla Mileny, wyglądają na szczęśliwych, tata też tak uważa. Cieszy się życiem młodszej córki, ale zapewne załamuje ręce nad moimlosem.

Wybiła osiemnasta. Koniec na dziś, czeka mnie samotny wieczór pod kocem z książką. Magda znowu umówiła się z Pawłem, zaprosił ją na romantyczną kolację. Jak tak dalej pójdzie, to zostanę sama w mieszkaniu, wtedy kupię kota, żeby dotrzymywał towarzystwa mojej samotności. Brzmi, jakbym miała zamiar zostać starą panną z kotami. Na samą myśl zaśmiałam się w duchu, może to niegłupia myśl, kot przecież nie zrani moich uczuć. Chwilę po ósmej Magda stanęła w drzwiach mojego pokoju w sukience do kolan, miała delikatnie podmalowane oko, usta pociągnięte szminką, która idealnie podkreślałacałość.

– Czemu nic nie mówisz? Przesadziłam z czymś? Tylko szczerze – zapytałaniepewnie.

– Wyglądasz niesamowicie, na jego miejscu trzymałabym się czegoś, bo może paść zwrażenia.

– Poważnie? Aż tak dobrzewyglądam?

– Wyglądasz idealnie. O której będzie twójksiążę?

– Za piętnaście minut powinien być. Stresuję się, wieczór w barze to coś innego niż romantyczna kolacja we dwoje – powiedziała, wydymając pomalowaneusta.

– Nie panikuj, będzie dobrze. Skoro spodobałaś mu się wcześniej, to w takim wydaniu tym bardziej – rzekłam, uśmiechając sięszczerze.

– Jesteś kochana. Jakie buty będą lepsze, szpilki czybaleriny?

– Zdecydowanie szpilki, podkreślą twoje zgrabnenogi.

W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi, a na jej twarzy zaczął malować się strach pomieszany zpodekscytowaniem.

– Otworzysz? Powiedz mu, że za moment przyjdę – powiedziała lekkozestresowana.

– O ile nie ucieknie na mój widok – zażartowałam, wstając złóżka.

– Nie ucieknie – odparła, przeglądając się w lustrze po razkolejny.

W drzwiach stał Paweł, trzymał w rękach bukiet czerwonych róż. Ciemna koszula podkreślała ułożone niedbalewłosy.

– Cześć. Magda jeszcze niegotowa? – zapytałrozbawiony.

– Hej, za chwilę przyjdzie. Wejdź.

– Dzięki. Wy, kobiety, zawsze tak długo sięszykujecie?

– Chcemy dobrze wyglądać. To coś złego? – zapytałam, powstrzymującśmiech.

– Nie, skądże, ale jak widzę te wymalowane lale na ulicy, to zaczynam się zastanawiać, po co aż tak się szpecić, skoro to facetom się nie podoba – powiedział, udajączamyślonego.

Czułam się nieco niezręcznie, stojąc w dresach i grubych skarpetach. Na szczęście moja przyjaciółka nie kazała długo na siebie czekać. Paweł na jej widok o mało się nieprzewrócił.

– Wyglądasz obłędnie – powiedział, lustrując ją od góry do dołu. Widać było, że Magda mu siępodoba.

– To samo jej powiedziałam. Bawcie się dobrze. – Uśmiechnęłam się ciepło i zamknęłam drzwi nazamek.

Moja przyjaciółka bez wątpienia jest szczęśliwa, życzę jej tego z całego serca. No cóż, nie pozostaje mi nic innego, jak zrobić zimową herbatę i zaczytać się w ulubionej powieści. Tym razem padło na klasykę, Duma i uprzedzenie Jane Austen to coś, co poprawia mi humor i pozwala na nowo uwierzyć w miłość. Swoją drogą, w dawnych czasach miłość miała całkiem inne oblicze, nieraz była słodka niczym miód, innym razem dawała posmak goryczy. Każda historia dawnej miłości wywołuje u mnie wypieki na twarzy. Bohaterowie literaccy są w dużej mierze tacy jak my, uczą się na popełnianych przez siebie błędach, kochają namiętnie i do szaleństwa, nie bacząc czasami na konsekwencje własnych wyborów i poczynań. Lektura całkowicie mnie pochłonęła, straciłam rachubę i nie zauważyłam SMS-a odprzyjaciółki.

Wrócę rano, nie martw się o mnie. Jest cudownie. Buziaki.

To mi się Madzia rozpędziła. Rano przy śniadaniu będę skazana na wysłuchiwanie, jakie cudowne chwile przeżyła. Wiadomo, że życzę jej jak najlepiej, ale gdzieś głęboko w sercu czuję ukłucie na myśl, że mnie nie jest dane czegoś takiego doświadczyć. Zranione uczucia coraz rzadziej dają o sobie znać, lecz po co oszukiwać samą siebie, każdy potrzebuje miłości w życiu, bez względu na wiek i przeżycia. Książka musiała mnie znużyć, bo gdy się przebudziłam, było po trzeciej. Poszłam do łóżka, ale gdy się położyłam, sen jak na złość nie nadchodził. Leżałam ze wzrokiem wlepionym w ścianę. Poczułam ciepło łez na policzkach, samotność bywa okrutna. Do rana nie udało mi się zasnąć, po siódmej poszłam do kuchni. Liczyłam, że kawa postawi mnie na nogi, bo inaczej będę zasypiać w pracy na stojąco. Magda już siedziała przy stole z komórką w dłoni, uśmiech nie schodził jej z twarzy, więc nawet nie musiałam pytać, czy randka się udała. Widząc mój brak entuzjazmu, od razu sięodezwała.

– Dzień dobry, miałaś bezsenną noc? – zapytała cała wskowronkach.

W odpowiedzi pokiwałam głową, nalewając kawę dokubka.

– Ale widzę, że ty miałaś udaną. Jakbyło?

– Jeżeli myślisz, że do czegoś doszło, to jesteś w błędzie. Fakt, zaprosił mnie do siebie, ale nie sugerował niczego, uważa, że na wszystko przyjdzie czas. Otworzyliśmy wino i gadaliśmy pół nocy przy kominku i klimatycznej muzyce. Było naprawdę miło – powiedziała, zamyślając się nachwilę.

– Cieszę się, że jesteś zadowolona – odpowiedziałam, obdarzając przyjaciółkęuśmiechem.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo, czuję się jak nastolatka. Motyle w brzuchu i tak dalej – rzekłarozmarzona.

– To chyba dobrze – odparłam, upijając łyk kawy, która nadal była za gorąca jak dlamnie.

– Ufnie patrzę w przyszłość i nie będę martwić się na zapas, bo to w niczym mi niepomoże.

Uściskałam przyjaciółkę, a kąciki moich ust mimowolnie powędrowały wgórę.

Jej szczęście udzielało mi się coraz bardziej, ale dobrze wiem, że frustracja w nocy nie da mi po raz kolejny zasnąć. Jestem już zmęczona tą bezsennością. Podjęłam decyzję, pójdę do psychologa, powinnam porozmawiać z kimś, kto pomoże rozwiązać mójproblem.

W internecie znalazłam specjalistę z dobrymi rekomendacjami. Na szczęście udało mi się umówić na piątek. Jeszcze kilka dni i problemy ze snem odejdą wzapomnienie.

Gabinet doktor Rosickiej nie przypominał tych strasznych pomieszczeń, które pokazują w filmach. Jego wystrój przywodził mi na myśl dawne czasy. Meble z ciemnego drewna idealnie komponowały się ze ścianami w kolorze kawy z mlekiem. Na dużym fotelu siedziała elegancka kobieta, kasztanowe włosy opadały miękkimi falami na jej szczupłe ramiona, a usta w kolorze ciemnej czerwieni dodawały jejcharakteru.

– Witam, pani Kingo. – Wyciągnęła idealnie wypielęgnowaną dłoń w moją stronę, a ja nieśmiało jąuścisnęłam.

– Dzień dobry – odpowiedziałam. Czułam, że nerwy miałam napięte jak postronki, stres chciał nade mnązapanować.

– W czym mogę pani pomóc? – zapytała, wskazując miejsce naprzeciwkosiebie.

– Od pewnego czasu miewam problemy ze snem. Czytając książkę, potrafię zasnąć, nawet tego nie pamiętając, lecz gdy kładę się do łóżka, sen nie nadchodzi. Leżę, patrząc w ścianę, niekiedy moje myśli pędzą do przodu, a ja nie mogę nad nimi zapanować, czuję się przytłoczona – powiedziałam, poprawiając się w fotelu, który okazał się cholernieniewygodny.

– Czy ma to związek z bolesną przeszłością, doświadczyła pani traumy w życiu? Śmierć bliskiej osoby, rozstanie? – zapytała bez ogródek, widocznie mój problem miał głębsze podłoże psychiczne, niżmyślałam.

– Moja mama zmarła, gdy miałam szesnaście lat, chorowała na raka. Bardzo to przeżyłam, ale myślałam, że czas uleczy rany, pozwoli żyć normalnie po tylu latach – wyznałam, powstrzymując łzy, które zaczęły pojawiać się w kącikach oczu. Nawet teraz wspomnienie mamy powodowało smutek. To jak rozdrapanie starej rany, która niby się zagoiła, a jednak boli przy każdym, nawet najmniejszymdraśnięciu.

– Bardzo często zdarza się, że żałoba nawet po latach potrafi dawać o sobie znać, na wielu płaszczyznach naszego życia. Objawia się między innymi poprzez problemy ze snem. Wielu moich pacjentów uskarża się na tę dolegliwość. Od kiedy ma pani problem ze snem? Czy zdarzało się towcześniej?

– Od ponad dwóch tygodni, staje się to uciążliwe, wcześniej nie miewałam problemu z zasypianiem. – Westchnęłam.

– Czy inne wydarzenie, poza żałobą, mogło wpłynąć na pani psychikę w znacznym stopniu? – zapytała.

Niemal zdębiałam. Dobrze wiedziałam, jakie wydarzenie odbiło się na moim zdrowiu psychicznym. Zawahałam się na moment, nie byłam pewna, czy historia z zeszłego tygodnia z tym nieznajomym chłopakiem ją zainteresuje. Pani doktor patrzyła wyczekująco, ale nie ponaglała mnie. Opowiedziałam jej o rozstaniu z Adamem, starając się jak najlepiej oddać to, co wtedy czułam. Wszystkie emocje, które się we mnie kłębiły przez tak długi czas, ujrzały światłodzienne.

– Wydarzenia, o których pani mówi, zostawiły piętno w umyśle, tłumienie nawet dawnych emocji i odczuć może przynieść skutki po czasie. Na początek dam pani skierowanie do psychiatry, który przepisze leki na sen, pomogą one się wyciszyć i obniżą poziom złego stresu. Możemy umówić się na kolejną wizytę za dwatygodnie.

– Dobrze, ma pani termin na piątek? – zapytałam znadzieją.

– Tak, oczywiście. Może być ta samagodzina?

– Jaknajbardziej.

– W takim razie do zobaczenia za dwa tygodnie – powiedziała, uśmiechając sięciepło.

Miała na mnie terapeutyczny wpływ, jakkolwiek tozabrzmi.

– Dziękuję, pani doktor. Dozobaczenia.

Wyszłam z gabinetu z ulgą, nie dlatego, że wizyta dobiegłakońca.

O dziwo, nie byłam nią przytłoczona. Uczucie odprężenia wypełniło moje ciało, jakbym była po zabiegu w SPA, a nie wizycie u psychologa. Podeszłam do recepcji zeskierowaniem.

– Ma pani szczęście, doktor Walkowiak ma wolny termin dzisiaj, za pół godziny – oznajmiła po chwilirejestratorka.

Czterdzieści minut później miałam już receptę. W drodze powrotnej zaszłam do apteki polek.

Po jednym spotkaniu nie jestem w stanie ocenić, na ile okaże się to skuteczne, ale nie mam tak dużego zawirowania w głowie, jakie miałamwczoraj.

Rozdział 2

Kinga

Z samego rana Milena zafundowała mi pobudkę SMS-em. Otworzyłam oczy, z niedowierzaniem patrząc na zegarek stojący na stoliku przy łóżku. Spałam jak dziecko, leki pomogły, ale wiem, że to głównie zasługa pani Rosickiej. Szczera rozmowa otworzyła mój umysł na nowe. Moja siostra przypominała, że kolacja jest o siódmej, ale ja doskonale o tym pamiętałam. Jedyne, co budziło we mnie obawy, to ten znajomy Piotra. Co prawda nie powinnam z góry nastawiać się anty, poruszę ten problem na kolejnej wizycie. Jedyną osobą, która wie o psychologu, jest Magda. Nie chciałam niepokoić taty aniMileny.

Słońce rzucało delikatne promienie na ściany. Początek grudnia zapowiadał sięprzyjemnie.

Wstałam z dobrym nastawieniem i nie pozwolę, żeby cokolwiek lub ktokolwiek zepsuł ten dzień. Madzia, jak zwykle pierwsza w kuchni, zdążyła już zaparzyć nam kawę. Gdy weszłam, momentalnie odwróciła się w moją stronę, patrząc pytającymwzrokiem.

– Nareszcie wyspana. Lekipomogły?

– Nawet nie wiesz, jak bardzo brakowało mi tego uczucia – powiedziałam z ulgą. Naprawdę czułam się lepiej, a to dopiero początek przyjmowanialeków.

– Dobrze zrobiłaś, że poszłaś do Rosickiej, to dobra lekarka i ciepłaosoba.

– Masz plany nawieczór?

– Miałam spotkać się z Pawłem, ale musi jechać do rodziców, jego babcia ma się nie najlepiej, problemy zciśnieniem.

– W takim razie spędzisz wieczór tak jak ja, gdy byłamsama.

– Odpoczynek w czterech ścianach dobrze mi zrobi przed kolejnym tygodniem. Poza tym do świąt już bliżej niż dalej. O którejjedziesz?

– O wpół do siódmej tata po mnie przyjedzie, pomyślałam, że wybierzemy się razem, będzie okazja pogadać. Nie chciałabym mówić o prywatnym życiu przynieznajomym.

– Mhm… Masz okazję kogoś poznać. Stresujeszsię?

– Minimalnie, to tylko kolacja, przede wszystkim w gronie bliskich, ale skoro Piotr kogoś zaprosił, nie pozostaje mi nic innego, jak się dostosować i przeboleć tenfakt.

Posłała mi uśmiech pełen aprobaty. Dzwonek do drzwi uświadomił mi, że już czas stawić czoło lękom. Tata wyglądał bardzo elegancko w czarnym, szytym na miaręgarniturze.

– Witaj, córciu, śliczniewyglądasz.

– Dziękuję, tato, tyrównież.

– Baw się dobrze, Kinga. – Madzia pomachała mi napożegnanie.

Jedyne, na co mogłam się zdobyć, to słaby uśmiech. Oddychaj, nie panikuj – upominała mnie moja podświadomość. Łatwiej pomyśleć, trudniej zrobić. Tata przez całą drogę milczał, wydawał mi się jakiś przygaszony. Zapewne z powodu zbliżających się świąt. Starał się robić dobrą minę do złej gry, ale dobrze go znam i wiem, że z każdym rokiem bez mamy jest mu ciężej. Musimy wspierać się nawzajem. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam przed siebie. W jadalni siedział Piotr z Mileną, jego znajomy jeszcze się nie pojawił. Westchnęłam zulgą.

– Siadajcie, Artur się chwilę spóźni. Jak się czujesz, tato?

– Nie najgorzej – rzekł, odsuwająckrzesło.

Stół niemalże uginał się od nadmiaru jedzenia. Moja siostra ma to po mamie, jak gotuje, to bez opamiętania. Pieczona kaczka z jabłkami i żurawiną to moje ulubione danie z dzieciństwa. Już sama zapach wzmaga apetyt. Zamknęłam oczy i wdychałam inne aromaty, które udało mi się wychwycić. Szarlotka, pieczone ziemniaki, a na przystawkę ryby. Jedzenie dla mnie potrafi być sztuką, oddziałuje na nasze zmysły na różnych płaszczyznach. Wywołuje wspomnienia, niekiedy miłe, innym razem nieprzyjemne. Piotr ruszył otworzyć drzwi, a ja poszłam pomóc siostrze. Do moich uszu dobiegł znajomy męski głos. Serce zaczęło mi szybciej bić, myśli biegły jak szalone. Tylko nie to, błagam, tylko nieon.

– Kinga, to jest mój znajomy, Artur. Artur, to Kinga, siostra Mileny – powiedział z entuzjazmem, którego zupełnie niepodzielałam.

Powoli odwróciłam się w ich stronę. Przede mną stał brunet, na którego wpadłam w barze. Byłam bliska omdlenia, każda komórka mojego ciała wręcz krzyczała, abym czym prędzej uciekała, z kolei nogi jakby wrosły w ziemię. Nie potrafiłam nawet wydobyć z siebie słowa. Pozostali chyba zauważyli, że coś jest nie tak, bo skierowali na nas wyczekującespojrzenia.

– My się znamy – wyjąkałam ztrudem.

– Wpadliśmy na siebie, a raczej Kinga wpadła namnie.

Artur nie był taki arogancki jak na pierwszym spotkaniu, wręcz przeciwnie, wydawał się jakby przytłoczony tym wszystkim. Być może jest mu głupio przez to, jak się wobec mnie zachował. Na jego miejscu spaliłabym się ze wstydu. Moja siostra przerwała tę pełną napięciaciszę.

– Usiądźmy do stołu, bo zaraz będziezimne.

Podczas jedzenia starałam się unikać wzroku Artura, z chęcią pojechałabym do domu, ale nie zamierzałam robić przykrości siostrze. Mętlik w głowie nie pozwalał mi się skupić na jedzeniu, mimo że było pyszne. Zaczęłam podejrzewać, że Magda miała rację i to nie był przypadek, ale los, który widocznie drwi ze mnie. W jakim celu pojawił się w moim życiu? Pozostaje mi czekać, by zobaczyć, jak to się potoczy samo, bez mojejingerencji.

Milena przyniosła szarlotkę, która pięknie pachniała. Czułam na sobie jego wzrok, wręcz palący, powodowało to duży dyskomfort. Wypiłam kieliszek wina jednym haustem, żeby się uspokoić. Nie pomogło, zaczęłam skubać ciasto widelcem, ale całkiem straciłamapetyt.

– Przepraszam na chwilę. – Wstałam i dyskretnie ruszyłam w kierunkułazienki.

Oparłam czoło o chłodną ścianę, wdech, wydech, wdech, wydech. Częściowo pomogło to opanować wewnętrzne rozchwianie. Rozległo się ciche pukanie, niechętnieotworzyłam.

– Wszystko wporządku?

– Niezbyt, nie sądziłam, że go spotkam, a tu taka „niespodzianka”. Wiem, niepotrzebnie panikuję, to nic takiego, ale wiesz, że mam z tymproblem.

– Rozumiem to, wiem, przez co przeszłaś z Adamem, ale nie jest powiedziane, że Artur odegra jakąś istotną rolę w twoim życiu. Nie zamykaj się w sobie. Może powinnaś porozmawiać z kimś doświadczonym, psychologiem.

– Rozmawiałam, jak widać słabopomogło.

– Daj sobie czas, pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu po to jestsiostra.

– Masz rację, pora wziąć się w garść. – Westchnęłam bez przekonania, ale byłam dobrej myśli, w końcu Milena chciałapomóc.

Rozmowa podniosła mnie na duchu i przez resztę wieczoru nie zwracałam na niego uwagi, jakby go tu nie było. Po dwudziestej drugiej zaczęliśmy się zbierać. Stojąc przy drzwiach, ukradkiem spojrzałam na Artura, uśmiechnął się i odwrócił wzrok, jakby się speszył. W drodze powrotnej tata milczał, na szczęście nie pytał o szczegóły, ulżyło mi. Nie zniosłabym nawału pytań, na które i tak bym nie umiała sensownie odpowiedzieć. Poza tym nie chciałam zachowywać się jak nastolatka, która sama nie wie, czegochce.

Leżąc w łóżku, zaczęłam analizować ten wieczór od nowa, łącząc poszczególne elementy ze sobą. Miałam nadzieję, że da to logiczne wyjaśnienie. Zasnęłam spokojnie, z myślą, że jutro nastanie nowy dzień, a ja będę w pełni gotowa, aby stawić mu czoła bez względu na to, co przyniesie. Chociaż doskonale wiem, że życie potrafi być nieprzewidywalne i zaskoczyć wtedy, kiedy zupełnie się tego niespodziewamy.

Po śniadaniu podjęłam spontaniczną decyzję – pojadę na basen. Dawno nie wykazywałam żadnej większej aktywności fizycznej, a wiem, że to dobre dla zdrowia. Jadąc przez miasto, udało mi się uniknąć korków, poza tym o tej porze większość ludzi jest w pracy, więc na basenie nie powinno być tłumów. Jechałam, nucąc pod nosem piosenki z radia, muzyka zawsze przynosi ukojenie i poprawia humor. Zaparkowałam przy budynku pływalni, dzień był chłodny, lecz słoneczny. Zastanawiałam się, czy to zima idzie, czy wiosna. Nie znoszę szarych i ponurych dni, czuję się wtedyprzytłoczona.

W szatni było pusto, zapach chloru unosił się powietrzu i lekko drażnił nos. Weszłam do wody, brakowało mi tego. Czułam się dobrze, całkowicie poddałam się uczuciu, które towarzyszyło mi zawsze podczas pływania. Pozwalało mi zapomnieć o tym, co w danej chwili mnie dręczy. Każdy z nas ma w życiu jakieś hobby, pasje, zajęcia, dzięki którym może oderwać się od ponurej rzeczywistości choć na chwilę. W dzieciństwie czytanie książek było dla mnie ucieczką od codzienności, zwłaszcza w wakacje. Potrafiłam cały dzień przesiedzieć z książką, a to, co działo się dookoła mnie, zdawało się nie istnieć. Był tylko wykreowany świat, bohaterowie, a ja stawałam się częścią tego wszystkiego. Wiele razy podczas czytania wyobrażałam sobie świat przedstawiony, gdzie magia pozwalała wyjść z opresji i odmienić niejedno złe wspomnienie. Niestety w prawdziwym życiu nie ma lekko, jedna sekunda potrafi zmienić wszystko, na lepsze lub na gorsze, zależy, jak na to patrzeć. Staram się doceniać małe rzeczy, nie wahać się zbytnio, bo wiem, że każda chwila może być mojąostatnią.

Drogę powrotną umiliłam sobie dobrą kawą, poza tym ilekroć jestem na basenie, to woda wyciąga ze mnie wszystkie siły. W radiu akurat leciała moja ulubiona ostatnimi czasy piosenka, odprężona jechałam ulicami Krakowa i w pewnej chwili omal nie dostałam zawału. Na przejście dla pieszych wbiegł jakiś mężczyzna i jedyne, co mogłam zrobić, to zahamować z piskiem opon. Patrz, jak leziesz – pomyślałam oburzona, ale ogarnął mnie lęk, że coś poważnego się stało. A co, jeśli go potrąciłam, jeżeli nie żyje albo stracił przytomność? Zgasiłam silnik i wysiadłam, ale to, co ukazało się moim oczom, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. To był on, wstał sobie jak gdyby nigdy nic. I w tym momencie cała się zagotowałam wśrodku.

– Mało zawału przez ciebie nie dostałam! Musiałeś w ostatniej chwili włazić napasy?!

– Tak, dziękuję, nic mi nie jest. Miło, żepytasz.

– Nie no, nie wytrzymam. Mogło dojść do wypadku przez twojąlekkomyślność!

– Ty też mogłaś uważniej patrzeć na drogę. Kto ci w ogóle dał prawojazdy?!

– Nie musisz do tego wszystkiego być bezczelny. Na drugi raz patrz, jak leziesz, chyba że ci życieniemiłe.

Skoro nic mu się stało, mogłam wrócić do auta po tej krótkiej, ale jakże burzliwej wymianie zdań. Ten dupek podniósł mi ciśnienie na tyle, że nie potrzebuję już kawy. Złość ani na chwilę nie opadła i zajechałam pod blok w jeszcze gorszym humorze niż przedtem. Wysiadając, upuściłam torebkę, a jej zawartość wysypała się na bruk. Szlag by to trafił – zaklęłam podnosem.

Wchodząc do mieszkania, niedbale powiesiłam płaszczyk, a buty niemal zrzuciłam z nóg, żeby jak najszybciej znaleźć się pod kocem i najlepiej nie wychodzić z łóżka przez kilka dni. Nagle z kuchni wyłoniła się Magda i po jej minie widziałam, że weźmie mnie zaraz w krzyżowy ogień pytań, czyli to, na co w tej chwili miałam najmniejsząochotę.

– Wyglądasz jak chmura burzowa. Będziesz trzaskać we mniepiorunami?

– Mało zabawne – burknęłam podnosem.

– Okej, okej. Chodź, zaparzę cikawy.

– Obawiam się, że to zły pomysł. Już i tak mam wysokie ciśnienie. Nie będę ryzykować, że mi sercestanie.

Usiadłam przy stole, biorąc głęboki wdech. Chciałam się uspokoić, zanim Magda zacznie mnie maglować, ale – o dziwo – usiadła naprzeciwko i milczała, czekając, aż odezwę się pierwsza. Byłam jej za to wdzięczna, w tej chwili nie zniosłabym trajkotania i pytania zapytaniem.

– Prawie potrąciłampieszego.

– Co? Jakto?

– Wyskoczył mi na jezdnię, w ostatniej chwili zdążyłam zahamować. Dobrze, że nie jechałam za szybko. Wyszłam z auta, żeby zobaczyć, czy coś się stało, a on sobie wstaje ot tak i mnie opieprza. Od początku mówiłam, że to dupek i w dodatkubezczelny.

– Czekaj, zaraz. Chyba nie mówiszo…

– Tak, dokładnie. Artur prawie wpadł mi pod koła i jeszcze się pyta, kto mi dał prawo jazdy. Jakbym była jakimś piratem drogowym, też micoś.

– Znowu on. Ty to masz pecha… alboszczęście.

– Nie żartuj sobie, to totalny cham. Zamiast przeprosić, że omal nie przyprawił mnie o zawał, to się unosihonorem.

– Wiem, jakie masz zdanie na ten temat, ale nie uważasz, że to takie dziwne? Trafiasz na niego w barze, potem u Mileny, a teraz prawie go potrąciłaś. Jak się dobrze nad tym zastanowić, to wygląda jak przeznaczenie. Przynajmniej w moimodczuciu.

– I tylko w twoim. Ja po prostu uważam, że w końcu się ode mnie odczepi i nie spotkam go jużnigdy.

– Twoja sprawa, ale coś czuję, że jeszcze wspomnisz mojesłowa.

W tej chwili niewytrzymałam.

Cała złość, którą tłumiłam, uleciała ze mnie jak powietrze z przebitegobalonu.

– Czy ty zawsze musisz wtrącić swoje trzy grosze? Zachowujesz się, jakbyś pozjadała wszystkie rozumy! Mam dość wpieprzania się w moje życie. Wydaje ci się, że wiesz lepiej ode mnie, co powinnam, a czego nie? Mam tego po dziurki wnosie!

Nie czekając na jej reakcję, wybiegłam z mieszkania, trzasnęłam drzwiami tak, że pewnie tynk odpadł ze ścian, ale miałam to gdzieś. Czemu ona zawsze się wtrąca? Zachowuje się jak matka nastolatki, która chce pomóc, a wychodzi jak zwykle. Szłam szybkim krokiem, nie bardzo wiedząc, dokąd powinnam się udać. Do mieszkania nie wrócę, przynajmniej na razie, dopóki emocje nie opadną. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogłam sprawić jej przykrość i teraz pewnie siedzi osłupiała w kuchni, zastanawiając się, co mi, do cholery, odbiło – pomyślałam. Po prostu wybuchłam, chciałam dać upust emocjom, licząc że poczuję ulgę. Jednakże skutek jest całkiem odwrotny. Czułam się podle, wyładowałam się na Magdzie zupełnie niepotrzebnie, powinnam tam wrócić i przeprosić, zamiast unosić się honorem i trzaskać drzwiami. Wyjęłam telefon z kieszeni płaszcza i wybrałam numer Mileny. Odebrała po dwóchsygnałach.

– Kinga? Cześć. Cosłychać?

– Cześć. Mogę u ciebie przenocować? Wiem, że to tak nagle, ale pokłóciłam się z Magdą i nie chcę wracać domieszkania.

– Jasne. Teraz nie ma mnie w mieszkaniu, ale Piotr za niecałe pół godzinybędzie.

– W takim razie przejdę się na spacer. Dozobaczenia.

Na szczęście byłam niedaleko parku, w którym zawsze znajduję ukojenie, przechadzając się alejkami. Oczywiście najlepiej wiosną lub latem, ale dzisiejszy dzień należy do tych pogodnych mimo nadchodzącej zimy. W głowie nadal miałam pełno rozbieganych myśli, totalny bałagan. Niekiedy chciałabym je zebrać w jedną myśl, którą byłoby łatwiej przeanalizować niż tysiąc mniejszych. Idąc, spoglądałam na mijających mnie ludzi, jedni się uśmiechali, inni szli obojętnie przed siebie. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, z czym zmaga się osoba, którą napotykamy w drodze do pracy, domu czy szkoły. Nie wnikamy, dlaczego jest smutna, obojętna czy zadowolona. Możemy snuć jedynie domysły. Kończąc swój wywód myślowy, wstałam i ruszyłam w stronę osiedla, na którym mieszka moja siostra. Była to o wiele ładniejsza okolica niżmoja.

Rozdział 3

Kinga

Stanęłam przed właściwym blokiem i zawahałam się, nim podeszłam do domofonu. Może nie powinnam zwalać się im na głowę? Może lepiej wrócić do Magdy? Spojrzałam ukradkiem na telefon, żadnej wiadomości, ani jednego nieodebranego połączenia, na czacie też nic. Cóż… widocznie moja przyjaciółka potrzebuje czasu, aby to przetrawić. Z bloku wyszła kobieta z dzieckiem, widać, że się gdzieś spieszyła. Pociągnęła córeczkę zasobą.

– Rusz się! Przez ciebie się spóźnimy. Przeklęty bachor – wrzasnęła.

Dziewczynka rozpłakała się, co jeszcze bardziej zdenerwowałokobietę.

– Czekaj, niech tylko ojciec wróci do domu, to spuści ci porządne lanie, może wtedy nabierzeszogłady.

– Mamusiu, ja nie chcę, żeby tatuś znowu mnie uderzył, toboli.

– Ma boleć! Chcemy cię wychować na porządnego człowieka, żebyś umiała sobie radzić. Chcesz do końca życia być takąmimozą?

Dziewczynka pokręciła przecząco głową i spojrzała na mnie niemal błagalnym wzrokiem. Posłałam jej ciepły uśmiech, tak bardzo było mi jej szkoda. Matka dziewczynki, widząc, że ta się uśmiecha, spojrzała na mnie ponurym wzrokiem. Nie chciałam się jej narażać, więc podeszłam do drzwi i nacisnęłam guzik domofonu. Po chwili drzwi ustąpiły i weszłam do środka, zostawiając za sobą scenę pełną smutku i rozpaczy. Dziecko ewidentnie potrzebuje pomocy, ale co ja mogę w tej sytuacji? Podpytam siostrę, jak wróci, może ona coświe.

Stanęłam przed drzwiami izapukałam.

– Chwileczkę, już idę. – Ze środka dobiegł mnie głosPiotra.

– Cześć, miło cię widzieć – powiedziałam, siląc się nauśmiech.

– Cześć, wejdź. Milena dzwoniła, że zostaniesz na noc. Wybacz bałagan, ale niedawno wróciłem z pracy i nie zdążyłem ogarnąć. Napijesz się czegoś? Kawy? Herbaty?

– Kawy, dziękuję. – Usiadłam przy stole i zamilkłam. Nie wiedząc, od czego zacząć, napomknęłam mu o sytuacji sprzed paruminut.

– Ach, znowu Kwiatkowska. Już chyba każdy w tym bloku ma dość zachowań jej i jej męża. Nieraz słychać krzyki z mieszkania. – Wskazał palcem sufit, sugerując, że akurat mieszkają nad nimi. – Albo się kłócą między sobą, albo wyładowują złość na dziecku. Co prawda policja jeszcze nie interweniowała, ale pani z opieki społecznej sugerowała przydzielenie kuratora. Matka oczywiście naskoczyła na nią, sugerując, że są normalną rodziną, tylko czasami miewają gorsze dni. Zapewniła ją, że ograniczą kłótnie przy dziecku. Ale jak widać poprawy niema.

– Nie można tego gdzieś zgłosić? Na Niebieską Linię naprzykład?

– Myślisz, że sąsiedzi z góry nie próbowali? Żeby to raz, ale Kwiatkowski zaraz się odgraża, że policję wezwie i pozwie o nękanie. Jemu lepiej w drogę nie wchodzić. No cóż… źle się dzieje, ale ja się niewtrącam.

Westchnęłam smutno. Nigdy nie zrozumiem przemocy wobec dzieci. Niech się kłócą między sobą, ale bez udziału dziecka. Potem się dziwić, że młodzi ludzie mają stany lękowe albo problemy z rówieśnikami wszkole.

– Milena o której kończypracę?

– Zazwyczaj około piątej, ale czasami musi zostać dłużej. – W tej chwili jego telefon zasygnalizował nową wiadomość. – Akurat dzisiaj wróci po dwudziestej. Jakiś pilny projekt dlaklienta.

– To może jednak wrócę do siebie. Nie będę ci siedzieć tyle czasu na głowie, poza tym na pewno masz lepsze rzeczy do roboty niż dotrzymywanie mitowarzystwa.

– Daj spokój, przynajmniej będę miał się do kogo odezwać. Nie przepadam za samotnym siedzeniem w czterech ścianach. Zamówimy coś do jedzenia, może jakiś film obejrzymy. Co ty nato?

– W