Jedziemy z matką na północ. Tom 2 - Karin Smirnoff - ebook

Jedziemy z matką na północ. Tom 2 ebook

Smirnoff Karin

4,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Zniewalająca opowieść o szwedzkiej prowincji i jej mrocznych sekretach, która trzyma w napięciu do ostatniej strony.

Nie zamierzałam po niej płakać. Ale nie chciałam też żeby umarła.

Matka zmarła. Jana wraz z bratem brorem wyruszają do jej rodzinnej wsi na północy Szwecji, gdzie chciała być pochowana. Na miejscu odkrywają, że wszystko wygląda zupełnie inaczej, niż się spodziewali. Odziedziczony dom jest zajęty przez lokatorów, którzy nie chcą się wyprowadzić, a mieszkańcy wsi żyją według surowych zasad religijnych. Każdy, kto się nie podporządkuje, zostaje wykluczony. Jana od początku jest nieufna, ale bror daje się wciągnąć w świat męskiej dominacji i władzy. Odtąd rozpoczyna się dla kobiety walka o przetrwanie, w której najmniejszy błąd może prowadzić do tragedii, a stawką jest odzyskanie już nie tylko domu, ale także brata.

W drugim tomie swojej trylogii Karin Smirnoff portretuje świat bez nakładania filtrów, pozwalając nam przejrzeć się w historiach bohaterów jak w lustrze.

Karin Smirnoff nie boi się pisać o tym, co trudne. Jej Szwecja jest miejscem, w którym groźniejsi od dzikiej, surowej przyrody są tylko ludzie. A janakippo - skrzywdzona, nieufna, powtarzająca te same błędy, ale instynktownie stająca w obronie słabszych - to bohaterka na miarę naszych czasów.

Emilia Dłużewska

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 350

Oceny
4,7 (120 ocen)
88
25
7
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ewaski1988

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna, tak jak pierwsza część. Trzeba przyzwyczaić się do zlepek imion z nazwiskami pisanymi z małej litery, czy brakiem interpunkcji. Mimo to , a może właśnie dlatego to tak dobra seria....przez swą surowość.
00
teresapudlo
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Ta seria i każda z książek są jak obrazy Luciana Freuda, obnażają człowieka, ukazują piękno brzydoty i słabości, jakkolwiek przewrotnie to nie brzmi. U Karin Smirnoff nie ma nawet grama retuszu, dostajemy ludzi, postaci, takimi jakimi są, odartymi z filtrów poprawności, tego co wypada, a co nie. Prawdziwa uczta literacka podszyta mrokiem prawdziwego człowieczeństwa.
00
Arrcadio

Nie oderwiesz się od lektury

Książka to historia rodziny nasycona traumatycznymi przeżyciami ,przemoc,poniżenie czytelnikowi łzy Cisna się do oczu książka trudna i piękna zarazem polecam.
00
Annku90

Nie oderwiesz się od lektury

#czytam_se "Wstałam i otworzyłam lufcik. Wymieniłam dzieciństwo na jesienny wieczór. Na drzewach ostały się pojedyncze liście. Obok przejechał samochód." Myślałam, że w pierwszej części było wiele emocji. Jakże się myliłam. W tamtej części było emocji tyle, ile wody z karafki pomieści łyżeczka. Ta część jest właśnie tą karafką. Jana, jej brat, śmierć matki, podróż na północ. Jakieś myśli, wyobrażenia i rozczarowanie. I prawda, obnażanie cech ludzkich. I tylko tyle. Lub aż tyle.
00
Brytka

Nie oderwiesz się od lektury

Druga część książki pokazującej patologiczny jak dla mnie świat Jany Kippo. Bardzo wciągająca, pokazuje tym razem społeczeństwo sekty. Jak w poprzedniej części poznajemy tajemnice sprzed lat i widzimy coraz to pełniejszy obraz poniekąd doświadczonej bohaterki, która stara się jak tylko umie pomoc bratu. Sposób napisania jest nietuzinkowy przez brak dialogów i przecinków. Ale to już drugi tom taki. Do książki chce się wracać i poznać ciąg dalszy, który nie jest dla mnie w żaden sposób przewidywalny. A samo zakończenie widać,że jest napisane by przeczytać trzeci tom.
00



Ty­tuł ory­gi­nału: Vi for upp med mor
Co­py­ri­ght © Wy­daw­nic­two Po­znań­skie sp. z o.o., 2023 Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Agata Te­pe­rek, 2023 © Ka­rin Smir­noff and Bok­för­la­get Po­la­ris 2019 in agre­ement wi­th­Po­li­ti­ken Li­te­rary Agency
Dzię­ku­jemy Swe­dish Arts Co­un­cil za do­fi­nan­so­wa­nie prze­kładu książki.
Re­dak­torka ini­cju­jąca • Ad­riana Mle­czak
Re­dak­torka pro­wa­dząca • We­ro­nika Ja­cak
Mar­ke­ting i pro­mo­cja • Ka­ta­rzyna Koń­czal
Re­dak­cja • Anna Mir­kow­ska
Ko­rekta • Anna No­wak, Da­ria Ko­zier­ska
Pro­jekt ty­po­gra­ficzny wnę­trza • Ma­te­usz Cze­kała
Ła­ma­nie • Grze­gorz Ka­li­siak
Pro­jekt gra­ficzny lay­outu se­rii i okładki • Ula Pą­gow­ska
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
ISBN 978-83-67727-05-1
Wy­daw­nic­two Po­znań­skie Sp. z o.o. ul. Fre­dry 8, 61-701 Po­znań tel. 61 853-99-10re­dak­cja@wy­daw­nic­two­po­znan­skie.plwww.wy­daw­nic­two­po­znan­skie.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

W SE­RII DZIEŁ PI­SA­RZY SKAN­DY­NAW­SKICHUKA­ZAŁY SIĘ DO­TYCH­CZAS:

Tar­jei VESAAS, Wio­senna noc / Za­mek z lodu, prze­ło­żyła Ma­ria Go­łę­biew­ska-Bi­jak

Tommi KIN­NU­NEN, Po­wie­działa, że nie ża­łuje, prze­ło­żył Se­ba­stian Mu­sie­lak

Roy JACOB­SEN, An­ne­liese PITZ, Czło­wiek, który ko­chał Sy­be­rię, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

Helga FLA­TLAND, Ostatni raz, prze­ło­żyła Ka­ro­lina Droz­dow­ska

Ka­rin SMIR­NOFF, Po­je­cha­łam do brata na po­łu­dnie, prze­ło­żyła Agata Te­pe­rek

Nina WÄHÄ, Te­sta­ment, prze­ło­żyła Ju­styna Cze­chow­ska

Kjell WESTÖ, Niebo w ko­lo­rze siarki, prze­ło­żyła Ka­ta­rzyna Tu­by­le­wicz

Roy JACOB­SEN, Tylko matka, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

Knut HAM­SUN, Sza­rady, prze­ło­żyła Ma­ria Go­łę­biew­ska-Bi­jak

Laura LIN­D­STEDT, One­iron, prze­ło­żył Se­ba­stian Mu­sie­lak

Roy JACOB­SEN, Oczy z Ri­gela, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

Stig DAGER­MAN, Po­pa­rzone dziecko, prze­ło­żyła Ju­styna Cze­chow­ska

Au­ður Ava OLA­FS­DÓT­TIR, Bli­zna, prze­ło­żył Ja­cek Go­dek

Jo­nas T. BENGTS­SON, Ży­cie Sus, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

Roy JACOB­SEN, Białe mo­rze, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

Ka­ren BLI­XEN, Po­że­gna­nie z Afryką, prze­ło­żyli Jó­zef Gie­buł­to­wicz i Ja­dwiga Piąt­kow­ska

Carl Frode TIL­LER, Po­czątki, prze­ło­żyła Ka­ta­rzyna Tun­kiel

Helga FLA­TLAND, Współ­cze­sna ro­dzina, prze­ło­żyła Ka­ro­lina Droz­dow­ska

Roy JACOB­SEN, Nie­wi­dzialni, prze­ło­żyła Iwona Zim­nicka

1

Je­dziemy z matką na pół­noc. Spa­ko­wa­łam torbę i wy­je­cha­łam dżi­pem z ga­rażu.

Bror za­mknął drzwi. Po­wie­sił klucz na gwoź­dziu.

Lu­kas bie­gał wo­kół niego i ska­kał mu na nogi. Czuł że coś jest na rze­czy. Bror wziął go na smycz i za­pro­wa­dził do kojca. Za­mknął za sobą furtkę z siatki i ukuc­nął.

Nie sły­sza­łam o czym mó­wili. Lu­kas po­dał mu łapę.

Po­tem bror wy­szedł z kojca a lu­kas stał w środku ze zwie­szoną głową. Bror prze­ło­żył rękę przez siatkę. Pies od­wró­cił wzrok.

Aatka po­je­dzie za nami ka­ra­wa­nem. Nor­din ją za­wie­zie.

Aatka zmarła a bror za­milkł. Zro­biła się z niego fajt­łapa. Nie da­wał rady pra­co­wać le­d­wie się od­zy­wał. Aatka zo­stała matką. Z sza­cunku. Nie było to z na­szej strony ja­kieś wiel­kie ustęp­stwo ale mimo wszystko. W cha­łu­pie zo­stał po niej za­pach słod­kiej sta­ruszki która sta­wia czoła ży­ciu po to żeby na­gle zejść z tego świata.

Szkoda że an­ge­lika nie do­stała wol­nego wes­tchnę­łam.

Märi­tl­jun­gqvist sta­nęła oko­niem. Miała wy­star­cza­jąco dużo pro­ble­mów już przez to że ja wzię­łam wolne. Dwie nie­pla­no­wane ab­sen­cje w opiece do­mo­wej w sma­lån­ger są nie do po­my­śle­nia. A te­ściowa nie wli­cza się do naj­bliż­szej ro­dziny.

An­ge­lika miesz­kała u nas od po­przed­niej gwiazdki. Uwiel­biała ze­spół las­se­ste­fanz i se­riale te­le­wi­zyjne. Była nie­zmien­nie życz­liwa i pełna mą­dro­ści.

Czło­wiek wie co ma ale nie wie co go czeka.

Skąd można wie­dzieć że coś jest nie­moż­liwe skoro się na­wet nie spró­buje.

W ży­ciu nie ma po­wtó­rek. Chęt­nie sy­pała ta­kimi tek­stami kiedy tylko nada­rzała się ku temu oka­zja.

Przede wszyst­kim jed­nak opie­ko­wała się bro­rem jak dziec­kiem. Utrzy­my­wała go we względ­nej trzeź­wo­ści. Pil­no­wała żeby jadł i spał.

Opie­ko­wała się bro­rem jak dziec­kiem dzięki czemu ja nie mu­sia­łam tego ro­bić.

Za­trzy­ma­li­śmy się na ok i ku­pi­li­śmy pa­pie­rosy.

Bror prze­wer­to­wał lo­kalne wia­do­mo­ści w mel­lan­byg­den.

Ja na­la­łam so­bie kawy z mle­kiem.

Je­dzie­cie na po­grzeb spy­tała pe­tra. Po­pa­trzyła na nas znad lady z lo­dówką.

Tak przy­zna­łam. Za­czyna się o trze­ciej.

Na końcu wszystko po­to­czyło się szybko po­wie­działa. Chcia­łam za­dzwo­nić ale.

A u cie­bie jak w po­rządku prze­rwa­łam jej i za­mo­czy­łam tost w ka­wie.

Chyba tak od­parła. Opie­kuję się ko­tem taty. Po­je­chał do fin­lan­dii. W paź­dzier­niku się prze­pro­wa­dzam. Do­sta­łam dwu­po­ko­jowe miesz­ka­nie w jugge.

Jugge to dawny ośro­dek dla imi­gran­tów. Po wy­bu­chu wojny na bał­ka­nach w dwu­pię­tro­wych ba­ra­kach upchnięto by­łych już ju­go­sło­wian. Trzy­mano ich tam kilka mie­sięcy. Sma­lån­ger ni­gdy nie tęt­niło ży­ciem tak jak wtedy. Po­ja­wiły się ka­wiar­nie. Ican­der wy­peł­nił sklep im­por­to­wa­nymi to­wa­rami. Ko­ścioły biły się o to żeby ja­koś po­móc. Prze­ka­zy­wały ubra­nia za­pra­szały na kawę.

Przed bo­giem wszy­scy je­ste­śmy równi mó­wił ksiądz.

Nie­któ­rzy wi­dzieli jak są­sie­dzi mor­dują ich ro­dzi­ców.

Inni jak gwałcą ich córki.

W jugge miesz­kali przez ścianę ser­bo­wie chor­waci czar­no­górcy al­bań­czycy z ko­sowa i bo­śniacy.

Rów­nie na­gle jak się po­ja­wili spa­ko­wali ma­natki i ru­szyli da­lej. Ka­wiar­nie na nowo za­ry­glo­wały drzwi. Ican­der sprze­dał za pół ceny ostat­nie puszki ajvaru. Ba­raki z roku na rok co­raz bar­dziej nisz­czały. Wpro­wa­dzali się do nich po­je­dyn­czy be­ne­fi­cjenci so­cjalu. Cho­rzy psy­chicz­nie sie­roty i świeżo upie­czeni roz­wod­nicy. Żony chło­pów bez eme­ry­tury a te­raz jesz­cze pe­tra.

Mają po­ło­żyć nową ta­petę traj­ko­tała. Sama ją wy­bra­łam.

Nie wie­dzia­łam że john ku­pił kota zmie­ni­łam te­mat.

Sy­jam­skiego.

I te­raz john jest w fin­lan­dii.

Pe­tra wzru­szyła ra­mio­nami.

Coś mi dzwoni że to ja­kaś wy­stawa. Na ra­zie rzu­ciła i za­jęła się klien­tem pła­cą­cym za ben­zynę.

Tak. Na ra­zie.

Bror trzy­mał przed sobą mapę.

Je­dziemy ecz­tery do san­gis. Po­tem na över­tor­neå. Po­chy­lił się do drzwi. Ob­łok pary z jego od­de­chu osiadł na szy­bie. Bror na­ry­so­wał krzyż.

Za­raz za kräkånger mu­sie­li­śmy się za­trzy­mać drogę za­blo­ko­wało nam stado re­ni­fe­rów. Za­trą­bi­łam ale nie ra­czyły na­wet na nas spoj­rzeć.

Bror opu­ścił fo­tel i za­mknął oczy. Bar­dzo po­woli mi­nę­łam zwie­rzęta.

Prze­jedź jed­nego za­pro­po­no­wał. Ho­dow­com i tak płaci pań­stwo.

Za­dzwo­nili z ośrodka. Po­wie­dzieli że aatce się po­gor­szyło. Nie wie­dzia­łam na­wet że było z nią źle.

Ode­zwali się aku­rat kiedy czu­wa­łam u in­ger­dal­gren. La­tem opa­dła z sił. Cze­ka­li­śmy aż krewni przy­jadą się po­że­gnać. Mieli szmat drogi do po­ko­na­nia. Roz­rzu­ciło ich po ca­łym kraju.

Nie przy­jadą oświad­czyła in­ger­dal­gren. Mam dość wi­gi­lii i świąt. Chcę umrzeć po mid­som­mar.

Te­raz był jed­nak wrze­sień a in­ger­dal­gren mó­wiła po­waż­nie. Sie­dzie­li­śmy przy niej na zmianę.

Nie mia­łam sa­mo­chodu. Po­ko­na­nie pie­szo po­nad dzie­się­ciu ki­lo­me­trów do ośrodka w któ­rym miesz­kała aatka za­ję­łoby mi zbyt dużo czasu. Za­dzwo­ni­łam do brora i do an­ge­liki ale żadne z nich nie ode­brało. Göran­bäck­ström i gun­nar­gran mieli wy­łą­czone te­le­fony.

We wschod­niej czę­ści wsi ze­brał się tu­tej­szy od­dział to­wa­rzy­stwa od­po­wie­dzial­nego za utrzy­ma­nie dróg lo­kal­nych. An­ge­lika pie­kła w związku z tym przez cały ty­dzień.

Za­dzwo­ni­łam po tak­sówkę.

Ta­xi­smalånger pro­szę cze­kać.

Cze­kać na co za­py­ta­łam kiedy n’an­der­stak­sów­karz wresz­cie ode­brał. Masz pełne ręce ro­boty w so­bot­nie po­po­łu­dnie.

Oglą­dam wy­ścigi su­lek od­parł.

Mo­żesz mnie za­wieźć do tal­l­backe. Aatka umiera.

Przy­kro mi ale ten kurs nie zo­stał chyba wcze­śniej za­mó­wiony.

Nie nie wie­dzia­łam że dzi­siaj umrze.

W ta­kim ra­zie nie mogę. Po­wo­dze­nia.

Do głowy przy­cho­dziła mi już tylko jedna osoba. John. Mógł wziąć trak­tor.

Za­mie­ni­łam kilka słów z pie­lę­gniarką. Pro­szę się po­spie­szyć po­na­gliła mnie. Sama pani wie jak to jest. So­bot­nie za­stęp­stwa.

Trak­tor johna był stary. Na upar­tego dało się usiąść je­dy­nie tuż przed kie­rowcą. Ka­bina za­pa­ro­wała od wy­dy­cha­nego przez nas po­wie­trza. Na oknach osa­dziła się mgiełka. John prze­tarł boczną szybę rę­ka­wem kurtki.

To z pew­no­ścią nic po­waż­nego po­wie­dział. Sta­rzy lu­dzie ła­two ła­pią prze­różne in­fek­cje. Po­chy­lił się. Jego włosy ła­sko­tały mnie w twarz. Z przy­zwy­cza­je­nia za­cią­gnę­łam się jego za­pa­chem. Wy­peł­niał ka­binę cią­gnika ka­dzi­dłem i mirrą.

Za­dzwo­ni­łam do cie­bie bo nikt inny nie od­bie­rał wy­ja­śni­łam.

Wje­chał na ecz­tery i ob­rał kurs na dom opieki.

Przy­trzy­maj chwilę kie­row­nicę po­pro­sił. Po­chy­lił się nade mną i wy­cią­gnął ple­cak. Na­lał kawy z ter­mosu i po­dał mi ku­bek.

Ręce utknęły w szcze­li­nie mię­dzy na­czy­niem a jego dło­nią.

Po­żą­da­nie ze­pchnęło trak­tor na po­bo­cze.

John zje­chał na miej­sce po­sto­jowe. Odło­żył swój ku­bek. Wziął ode mnie mój i po­sta­wił go so­bie mię­dzy no­gami.

Bra­ko­wało mi cie­bie po­wie­dział.

Obie­ca­łam so­bie że już do cie­bie nie wrócę od­par­łam. Obie­ca­łeś mi że skoń­czysz pić a ja obie­ca­łam że ni­gdy wię­cej się z tobą nie prze­śpię.

Zmie­ni­łem się za­pew­nił.

Aku­rat. Ni­gdy tego nie zrobi.

Ja też się zmie­ni­łam oświad­czy­łam.

Nic po­dob­nego.

Jego kil­ku­dniowy za­rost dra­pał.

Pa­znok­cie zo­sta­wiały ślady na skó­rze.

Po­tem kiedy pod­cią­gnę­li­śmy spodnie i znów wy­je­cha­li­śmy na ecz­tery john przy­cią­gnął mnie do sie­bie. Ob­jął mnie jedną ręką drugą trzy­mał kie­row­nicę aż za­trzy­ma­li­śmy się przed wej­ściem do domu star­ców.

Z pe­lar­go­niami w oknach wy­glą­dał przy­tul­nie.

Nikt nie wy­cho­dził z niego żywy.

2

Za­pach był wy­czu­walny już od wej­ścia. Je­dyna w swoim ro­dzaju mie­szanka mo­czu pu­rée ziem­nia­cza­nego i środ­ków do de­zyn­fek­cji.

Na od­dziale pa­no­wała ci­sza. Pen­sjo­na­riu­sze od dawna le­żeli w łóż­kach. Na ścia­nach wi­siały rze­czy na­da­jące wnę­trzu do­mowy cha­rak­ter. Na­rzę­dzia i koła fur­ma­nek miały tchnąć ży­cie w ogar­nięte de­men­cją umy­sły. Bi­blie i cho­rały ewan­ge­lic­kie na tra­dy­cyj­nie ro­bio­nych re­ga­łach anno do­mini ty­siąc osiem­set dzie­więć­dzie­siąt osiem.

Pew­nego dnia sama będę tu sie­dzieć usi­łu­jąc so­bie przy­po­mnieć swoje ży­cie. W jed­nym z po­ko­jów z re­ga­ła­mi­billy so­fą­ek­torp urzą­dze­niem do pie­cze­nia chleba trze­paczką do szam­pana po­rad­ni­kami i pa­mięt­ni­kami re­stau­ra­tora le­ifa­man­ner­stöma.

Za­pu­ka­łam i we­szłam do środka.

Bror zdą­żył już przy­je­chać. Sie­dział na krze­śle i gła­skał aatkę po ręce.

Usia­dłam po dru­giej stro­nie łóżka. Chcia­łam ostatni raz z nią po­roz­ma­wiać ale sta­nę­łam przed dy­le­ma­tem. Aatka to na­sza na­zwa wła­sna. Siri brzmiało dziw­nie. Äiti nie było po szwedzku. Mama w ogóle nie wcho­dziło w ra­chubę.

Cześć po­wie­dzia­łam w końcu. Sły­szysz mnie.

Jest nie­przy­tomna od­parł bror. Dla­czego się spóź­ni­łaś.

Czu­wa­łam u in­ger­dal­gren kiedy za­dzwo­nili a do­tar­cie tu tro­chę mi za­jęło.

Cześć spró­bo­wa­łam jesz­cze raz. To ja. Nie­znacz­nie po­ru­szyła się na łóżku. Uda­rowe oko drżało jakby za wszelką cenę usi­ło­wała je otwo­rzyć.

Pa­stor wy­ję­czała.

Pa­storz­kuk­ko­järvi.

Bror i ja po­pa­trzy­li­śmy na sie­bie. W ży­ciu aatki było wielu pa­sto­rów.

Ma­ria do­dała póź­niej.

Hän elää po­wtó­rzyła kilka razy. Hän elää.

Czy to imię spy­tał bror.

Nie wiem od­par­łam i dla pa­mięci wstu­ka­łam w te­le­fon hän­nelä i ku­kjärvi.

Pra­cow­nica ośrodka po­sta­wiła na stole tacę z kawą. Po chwili przy­szła pie­lę­gniarka.

Jak tam spy­tała i unio­sła koł­drę żeby po­pa­trzeć na stopy aatki.

Pro­szę so­bie da­ro­wać po­pro­si­łam. To bez zna­cze­nia w ja­kim są ko­lo­rze.

Już nie­długo po­wie­działa. Po­kle­pała aatkę po no­dze i dała jej wię­cej mor­finy. Wpraw­dzie mor­fina tylko przy­spie­szy sprawę ale lep­sze to niż strach przed śmier­cią. Wi­dzia­łam jak lu­dzie umie­rają. Dzięki środ­kom prze­ciw­bó­lo­wym śmierć nad­cho­dziła po ci­chu. Zda­rzało się na­wet że po­go­to­wie nie zdą­żało do­je­chać na miej­sce.

Co jej jest spy­ta­łam.

Nie spo­sób stwier­dzić z całą pew­no­ścią od­parła pie­lę­gniarka. Kilka ty­go­dni temu miała za­pa­le­nie płuc. Są­dzi­li­śmy że z tego wy­szła ale po­tem jej stan znów się po­gor­szył. Cza­sem po pro­stu nad­cho­dzi ten mo­ment.

Aatka od­dy­chała nie­równo przez usta. Wy­jęli jej sztuczną szczękę. Wy­glą­dała ina­czej. Jak ötzi.

Bror sku­bał skra­wek koł­dry. Wy­tarł w rę­kaw ko­szuli łzy i ciek­nące z nosa smarki.

Nie chcę żeby umarła za­kwi­lił i da­lej gła­dził skórę aatki.

Na­pij się po­da­łam mu kawę. Za­nim bę­dzie to znie­wa­że­nie zwłok.

W po­koju pa­no­wała du­chota. Grzej­nik py­kał. Wsta­łam. Prze­szłam się tam i z po­wro­tem żeby prze­ka­ba­cić ta­siemca który za­czął się ru­szać.

Nie za­mie­rza­łam po niej pła­kać. Ale nie chcia­łam też żeby umarła.

Przy­ło­ży­łam dłoń do czoła aatki. Spo­cone jak przy go­rączce. Wstrzą­snę­łam jej koł­drę. Po­czu­łam za­pach dzie­ciń­stwa my­dła­lux i obory.

Czy się przy­tu­la­ły­śmy. Sia­dy­wa­łam jej na ko­la­nach. Przy­ci­ska­łam się do piersi skry­tych pod pro­stą su­kienką i słu­cha­łam bi­cia jej serca. Czy gła­skała mnie po gło­wie i do mnie mó­wiła.

Wsta­łam i otwo­rzy­łam luf­cik. Wy­mie­ni­łam dzie­ciń­stwo na je­sienny wie­czór. Na drze­wach ostały się po­je­dyn­cze li­ście. Obok prze­je­chał sa­mo­chód.

Aatka za­rzę­ziła i na­brała po­wie­trza w płuca.

Czy tak wy­gląda umie­ra­nie wy­szep­tał bror żeby aatka nie sły­szała.

Przy­tak­nę­łam. Or­ga­nizm się wy­łą­cza. Na­rząd po na­rzą­dzie. Aatka wkrótce znik­nie.

Nie mo­gła­byś cze­goś prze­czy­tać po­pro­sił. Ro­zej­rza­łam się w po­szu­ki­wa­niu książki. Nie le­żała ani na sto­liku ani koło aatki. Zaj­rza­łam na­wet pod koł­drę.

Śmierć na­de­szła tak nie­po­strze­że­nie że pra­wie ją prze­ga­pi­li­śmy. Ostatni wdech i ko­niec. Za­mknę­łam uda­rowe oko i zło­ży­łam na piersi ręce ale palce aatki jakby nie chciały się spleść. Oj­cze nasz któ­ryś jest w nie­bie święć się imię twoje. Je­śli aatka po­rzu­ci­łaby kie­dyś boga ten mu­siałby się sporo na­mę­czyć żeby od­zy­skać jej za­ufa­nie. Przyjdź kró­le­stwo twoje.

Nie bądź śmieszna ofu­kał mnie bror. Bóg nie jest prze­cież czło­wie­kiem. Nic mu na to nie od­po­wie­dzia­łam. Aatka też nim nie była.

Przy­szła pie­lę­gniarka i za­pa­liła świecę. Cie­le­sna po­włoka aatki spo­czy­wała pła­sko na po­duszce. Prze­ście­li­łam łóżko.

Bror wy­tarł oczy. Ob­ję­łam go. Mój wła­sny smu­tek ob­ja­wiał się pustką w piersi.

Co my te­raz zro­bimy spy­tał bror.

Za­dzwo­nimy po nor­dina.

Spa­ko­wa­li­śmy rze­czy aatki. W ko­mo­dzie pod majt­kami i skar­pe­tami zna­leź­li­śmy pi­smo święte. Wiele stron miało po­za­gi­nane rogi. Wy­pa­dły dwie ko­perty. Jedna za­adre­so­wana do bliź­niąt. Druga do ma­rii.

Koło pół­nocy kiedy nor­din za­brał już aatkę a jej ży­cie stało spa­ko­wane w ba­gaż­niku dżipa wró­ci­li­śmy do domu i otwo­rzy­li­śmy list skie­ro­wany do nas.

Dro­gie dzieci.

Jak wie­cie, w Sma­lån­ger znaj­duje się nasz ro­dzinny gro­bo­wiec. Nie chcę, żeby mnie w nim po­cho­wano.

Można to zro­zu­mieć po­wie­dzia­łam i wró­ci­łam do czy­ta­nia.

Po­cho­dzę z Kuk­ko­järvi, ze wsi w re­gio­nie Nor­r­bot­ten. Wciąż stoi tam mój dom. Albo, jak ra­czej na­le­ża­łoby po­wie­dzieć, wkrótce Wasz. Prze­pra­szam. Nie chcia­łam Wam przy­spa­rzać do­dat­ko­wych trud­no­ści. Je­śli po­trze­bo­wa­li­by­ście z czymś po­mocy, zwróć­cie się do Jus­siego Ra­han­niego. Je­ste­ście ku­zy­nami.

Grób w Kuk­ko­järvi jest już opła­cony. Roz­ta­cza się z niego naj­lep­szy wi­dok na ca­łym cmen­ta­rzu. To wła­śnie tam chcę zo­stać po­cho­wana. Dla Was też znaj­dzie się miej­sce.

Je­ste­ście do sie­bie po­dobni. Bar­dzo ła­two jest Was trak­to­wać jak jed­ność. Dla­tego na ko­niec chcia­ła­bym zwró­cić się do każ­dego z Was z osobna z ostat­nimi sło­wami.

Bro­rze. Spa­dek po ojcu to piętno. Nie bądź jak oj­ciec.

Jano. Spa­dek po matce to piętno. Zaj­mij się Dianą.

I jesz­cze jedno. List do Ma­rii. Do­pil­nuj­cie, żeby go do­stała.

Niech Bóg was bło­go­sławi.

Äiti

Bror znów za­niósł się pła­czem. Pła­kał te­raz z po­wodu ma­rii i był to inny ro­dzaj pła­czu.

Nie po­rzu­ciła boga kiedy pi­sała ten list stwier­dzi­łam za­sta­na­wia­jąc się co się stało z tą do­gma­tyczną aatką. Tą wy­ba­cza­jącą oocu sińce pod oczami gwałty ko­pa­nie zwie­rząt i znę­ca­nie się nad dziećmi.

Po raz ostatni wi­dzia­ły­śmy się nad mo­rzem w pe­wien sierp­niowy dzień. Przy­je­cha­łam po nią dżi­pem. Prze­wio­złam ją na wózku in­wa­lidz­kim po po­mo­ście pro­wa­dzą­cym do ska­łek. W ko­szyku mia­ły­śmy je­dze­nie. Ktoś ką­pał się po raz ostatni tam­tego lata. Ja­kiś tata z dwoj­giem dzieci le­żał na kocu i się opa­lał.

Wiesz że oociec ura­to­wał mnie przed uto­nię­ciem spy­ta­łam.

Za­pa­trzyła się w stronę fin­lan­dii i na­piła kawy przez słomkę.

Taa pa­mię­tam przy­tak­nęła. Bäck­strömowa przy­szła do mnie i za­rzu­ciła n’eri­kowi różne be­ze­ceń­stwa. By­łaś dziec­kiem. A on cię ura­to­wał to naj­waż­niej­sze. Sy­nowi tej tam nie można było ufać. Spa­lił swo­jego brata i w ogóle.

A więc nie uwie­rzy­łaś ani jej ani joh­nowi.

Nie. Dla świę­tego spo­koju jed­nak za­py­ta­łam n’erika czy to prawda. Po­sta­wiła ku­bek na ka­mie­niu koło sie­bie i po­pra­wiła chustkę. Zwró­ciła twarz do słońca i za­mknęła oczy. Na jej po­licz­kach po­ja­wiły się roz­pa­lone plamy.

Jaki to ma sens po­my­śla­łam. Już za późno. Na tym po­le­gało prze­ba­cze­nie. Na zda­niu so­bie sprawy że nie da się w niej wskrze­sić po­czu­cia winy i ob­ró­cić go w proch.

3

Dwie torby z pro­wian­tem.

Jedna dla brora i dla mnie. Jedna dla ooca.

Sok dla nas. Inny sok dla ooca.

Baw­cie się do­brze na plaży mówi aatka.

Sto­imy na ganku i jej ma­chamy. Oociec wy­jeż­dża sa­mo­cho­dem z ga­rażu.

Nie mo­żesz z nami po­je­chać prosi bror.

Nie zno­szę upa­łów mówi aatka. Po­pra­wia oku­lary prze­ciw­sło­neczne.

My też nie za­uważa bror.

Ką­pie­lówki spa­dają mu z tyłka.

Dra­pie mnie po ra­mie­niu.

My­ślisz że on bror urywa.

No nie. Tro­chę źle się czuję od­po­wia­dam. Może po­win­nam zo­stać w domu.

Oociec na nas trąbi wska­ku­jemy do sa­mo­chodu.

Nie­dzielne po­po­łu­dnie z oocem.

Do­tąd coś ta­kiego nie miało jesz­cze miej­sca.

Oociec za­sy­pia na ręcz­niku.

My ba­wimy się w pia­sku.

Po­tem bro­dząc w wo­dzie od­da­lam się od brzegu.

4

Skrę­ci­li­śmy w kie­runku ko­ścioła w kuk­ko­järvi i za­par­ko­wa­li­śmy obok nor­dina.

Ko­ściół znaj­do­wał się na wzgó­rzu. Na­grobki opa­dały rów­niut­kimi rzę­dami ku rzece.

Krewni aatki za­jęli się po­grze­bem. My mie­li­śmy się tu tylko zja­wić.

Mróz nie za­brał jesz­cze ca­łej ro­ślin­no­ści. Li­ście na drze­wach pło­nęły ko­lo­rami ze skraju skali. Ostat­nie pro­mie­nie słońca ga­sły nad ko­ścio­łem.

We­szli­śmy i usie­dli­śmy na sa­mym przo­dzie. Lu­dzie za­peł­nili ławki za na­szymi ple­cami. Gar­ni­tury maj­stro­wały coś przy oł­ta­rzu. Zer­k­nę­łam przez ra­mię i zo­ba­czy­łam nie­znane mi twa­rze. Star­ców mło­dzież ro­dziny z dziećmi. Ci­cho roz­ma­wiali i ki­wali do nas gło­wami jak­by­śmy po­dzie­lali ich smu­tek. Ko­biety miały włosy za­kryte chust­kami.

Gdzie my je­ste­śmy spy­ta­łam brora. Nic nie czaję.

Je­ste­śmy w aat­czyź­nie. Opo­wia­dała o tu­tej­szej wspól­no­cie. Tra­dy­cja naj­wy­raź­niej ma się tu do­brze. Ro­zej­rzał się. Od­wza­jem­nił pełne współ­czu­cia uśmie­chy. Sie­dział tak bli­sko mnie że czu­łam jego ko­ści­ste ra­mię przy swoim ko­ści­stym ra­mie­niu.

Kim są ci wszy­scy lu­dzie nie prze­sta­wa­łam się dzi­wić. Aatka nie mo­gła ich prze­cież znać.

Miała dzie­wię­cioro ro­dzeń­stwa od­parł bror.

Matka ode­szła w za­po­mnie­nie.

Ja­koś źle się czuję z tym że leży sama w drew­nia­nej skrzyni do­dał. Ta skrzy­nia nie jest na­wet ohe­blo­wana.

Nie­długo ro­baki od­kryją że nogi ma rów­nie chude jak ręce i szyję od­par­łam.

Prze­stań skar­cił mnie. Wiem że czu­jesz to samo co ja. Za­wsze wiem co czu­jesz.

Miał ra­cję ale nie po­wie­dzia­łam mu tego. Chcia­łam ścią­gnąć z sie­bie po­grze­bową ma­ry­narkę i okryć nią trumnę ni­czym ko­cem.

Roz­dzwo­niły się ko­ścielne dzwony. Cze­ka­li­śmy na pre­lu­dium pierw­szego psalmu ale nada­remno żadne pre­lu­dium nie roz­brzmiało. Zgro­ma­dze­nie wstało. My też. Za­śpie­wa­li­śmy psalm blott en dag bez akom­pa­nia­mentu or­ga­nów. Nie było tra­ge­dii. Wy­szło po pro­stu ina­czej.

Dwa z trzech gar­ni­tu­rów usia­dły.

Trzeci jak się zda­wało naj­waż­niej­szy przy­piął so­bie mi­kro­fon i ro­zej­rzał się po ze­bra­nych. Spra­wiał wra­że­nie jakby na­pa­wał się tą sy­tu­acją. Scena była jego. Wła­dza była jego na wieki wie­ków amen.

Dni czło­wieka są po­li­czone za­czął. Nie mamy wpływu na to jak długo dane nam bę­dzie żyć. Ale mo­żemy wpły­wać na to jak bę­dzie wy­glą­dało na­sze ży­cie.

A to nie jedno i to samo spy­ta­łam.

Ciii uci­szył mnie bror. Po­słu­chaj tego ka­zno­dziei ma chyba wy­jąt­kowo coś sen­sow­nego do po­wie­dze­nia.

Grzech i bło­go­sła­wień­stwo idą ze sobą w pa­rze pra­wił gar­ni­tur. Grze­szymy ale grze­chy zo­stają nam od­pusz­czone. Grze­chy kro­czą za nami do­kąd­kol­wiek się uda­jemy. Dia­beł za nami kro­czy do­kąd­kol­wiek się uda­jemy. Za­sta­wia na nas pu­łapki w które ła­two wpaść. I więk­szość z nas wpada w nie każ­dego dnia. To te drobne kłam­stewka kiedy ko­biety mó­wią mę­żom że je­dze­nie im nie wy­szło. Kiedy dzieci sprze­ci­wiają się ro­dzi­com. Gdy na­sto­lat­ko­wie nie wra­cają do domu o umó­wio­nej po­rze.

To ta­kie małe grze­chy. Lu­dzie pro­szą o ich od­pusz­cze­nie. Bóg od­pusz­cza ale żąda żeby wię­cej się nie po­wtó­rzyły. Po­wta­rza­jące się grze­chy się od­kła­dają. Two­rzą wieżę ba­bel. Kiedy ta się wali wy marni lu­dzie pro­si­cie o od­pusz­cze­nie grze­chów. Bi­czu­je­cie się i obie­cu­je­cie że już ni­gdy wię­cej nie do­pu­ści­cie się grze­chów sła­bego czło­wieka. Ale to ni­gdy wię­cej zmie­nia się za­wsze w co­raz wię­cej. Raz za ra­zem dia­beł otwiera przed wami za­pad­nie by­ście w nie wpa­dali. I to was prze­ra­sta. Dia­beł znaj­duje się o krok przed wami i ma to pe­wien sens. Bez grze­chu nie ma zba­wie­nia. Bez wy­zna­nia grze­chów nie ma ła­ski.

Wy­cią­gnął nad na­szymi gło­wami ręce przy­odziane w ma­ry­narkę.

Bez grze­chu nie ma zba­wie­nia za­wo­łał przed sie­bie a jego głos po­niósł się po ko­ściele. Bez wy­zna­nia grze­chów nie ma ła­ski.

I wierni mu od­po­wie­dzieli.

Bez grze­chu nie ma zba­wie­nia. Bez wy­zna­nia grze­chów nie ma ła­ski.

W ko­ściele za­pa­no­wało po­ru­sze­nie. Za nami lu­dzie szlo­chali nad swoim grzesz­nym ży­ciem. La­men­to­wali i ko­ły­sali się jakby wła­śnie ska­zano ich na uka­mie­no­wa­nie. O ko­bie­cie w trum­nie naj­pew­niej za­po­mnieli.

Po­chy­li­łam się do brora. W pierw­szej chwili nie usły­szał co po­wie­dzia­łam.

Co za far­ma­zony po­wtó­rzy­łam nieco gło­śniej. Od­su­nął się ode mnie.

Gar­ni­tur stop­niowo pod­no­sił głos.

Si­ri­ra­hanni po­wie­dział. Albo si­ri­kippo jak zwała się od­kąd wbrew wspól­no­cie wy­szła za mąż za po­łu­dniowca. Ni­gdy nie roz­pra­wiła się z ży­ciem w grze­chu. Wręcz prze­ciw­nie zby­wała wszel­kie oskar­że­nia chcąc ucho­dzić za bez­grzeszną. Za­miast po­chy­lić głowę przed mę­żem któ­remu od­dała swoje ciało i przy­jąć na sie­bie karę za grze­chy zo­stała więź­niarką za­plą­taną w dia­bel­skie sieci. Za­miast po­pro­sić o od­pusz­cze­nie grze­chów i cie­szyć się ła­ską pana upie­rała się przy swo­jej nie­win­no­ści i obar­czała winą świę­tego męża.

Czoło świe­ciło mu od potu. Oczy lśniły a przez ciało prze­cho­dziły dresz­cze. Tak go roz­pa­liły jego wła­sne słowa że trząsłby się cały i szlo­chał gdyby tylko wy­pa­dało.

Przez rzędy ław nio­sły się pła­cze i jęk.

Po twa­rzy brora spo­koj­nie spły­wały łzy.

We mnie na­ra­stał gniew. Chęć wy­wró­ce­nia chrzciel­nicy i roz­sy­pa­nia tacy. Kiedy przyj­rza­łam się do­kład­niej bro­rowi zo­ba­czy­łam że nie pła­cze z żalu. Nie smu­cił się. Był po­ru­szony w błogo nie­biań­ski spo­sób.

Nie­po­trzeb­nie szturch­nę­łam go w bok aż tak mocno.

Co ro­bisz syk­nął. Mu­sisz nisz­czyć ten piękny mo­ment. Nie sły­szysz że lu­dzie opła­kują z nami na­szą stratę.

Różne rze­czy le­żały mi na sercu ale wierni wła­śnie po­wstali.

Nie­skoń­czoną ła­skę dał nam pan

I dzi­siaj daje mi.

Zbłą­dzi­łem on do domu przy­wiódł mnie

Śle­pemu przy­wró­cił wzrok.

Po za­koń­cze­niu psalmu zmó­wi­li­śmy po ci­chu mo­dli­twę. Gar­ni­tur mo­dlił się z otwar­tymi oczami znów uno­sząc ręce. Jakby uczest­ni­czył w wi­do­wi­sku mu­zycz­nym w skan­se­nie. Al­lsång-på-skan­sen w wer­sji-z-kuk­ko­järvi.

Po czter­dzie­stu dzie­wię­ciu la­tach siri zde­cy­do­wała się wró­cić do domu. Wró­cić do nas. Zde­cy­do­wała się pro­sić o od­pusz­cze­nie grze­chów. Si­ri­ra­hanni zwró­cił się do aatki. Grze­chy zo­stają ci od­pusz­czone. Zo­sta­jesz ob­da­rzona ła­ską. Masz wolną drogę żeby iść do pana.

Płacz ucichł. Ko­biety po­pra­wiły chu­sty. Lu­dzie się uspo­ko­ili.

Wszy­scy poza bro­rem. On te­raz na­prawdę pła­kał. Uszedł ze mnie gniew. Wci­snę­łam mu dłoń pod rękę.

Bę­dzie do­brze po­wie­dzia­łam tak jak tyle razy wcze­śniej.

Bę­dzie do­brze.

Gar­ni­tur za­jął miej­sce na krze­śle w tle. Pa­łeczkę prze­jęła zwy­czajna su­tanna.

Od­chrząk­nię­cie.

Si­ri­ra­hanni była naj­młod­szym z dzie­się­ciorga dzieci za­czął su­tanna. Ale kiedy ro­dzice za­cho­ro­wali to wła­śnie jej przy­szło się nimi za­jąć. Nie­długo po tym jak oj­ciec i matka ode­szli z tego świata si­ri­ra­hanni opu­ściła ro­dzinną wieś żeby pod­jąć pracę i móc sa­mej zwią­zać ko­niec z koń­cem. W sma­lån­ger spo­tkała przy­szłego męża eri­ka­kippa. Bóg po­bło­go­sła­wił ich dwoj­giem dzieci.

Dwoj­giem dzieci al­bi­no­sów po­mio­tów dia­bła do­po­wie­dzia­łam.

Daj spo­kój ob­ru­szył się bror. Jesz­cze cię usły­szą.

Si­ri­ra­hanni była od­daną żoną i matką a przy tym na za­wsze za­cho­wała w sercu ro­dzinne strony. Wy­star­czy spoj­rzeć na te piękne ha­fty które zdo­bią nasz dom pa­ra­fialny żeby się o tym prze­ko­nać.

Niech cię pan bło­go­sławi i strzeże.

Po­mó­dlmy się.

Mo­dli­li­śmy się za aatkę.

Amen.

Te­raz każdy kto tylko ze­chce może po­że­gnać się oso­bi­ście ze zmarłą.

Kolce wbi­jały nam się w dło­nie. Na sta­cji ben­zy­no­wej w råne ku­pi­li­śmy róże żeby mieć co po­ło­żyć na trum­nie. Ani na niej ani obok niej nie było kwia­tów. Nie było też świecz­ni­ków z trze­po­czą­cymi pło­mie­niami ani in­nych de­ko­ra­cji. Je­dy­nie drew­niana skrzy­nia która wręcz pro­siła się o ja­kąś ozdobę. Wsta­łam.

Chodź szep­nę­łam. Chcę po­ło­żyć na trum­nie róże.

Bror za­czął się wier­cić i roz­glą­dać po oto­cze­niu. Oto­cze­nie pa­trzyło na niego.

A co je­śli to nie tak ma być spy­tał.

Mam to gdzieś od­par­łam i po­de­szłam do trumny. Bror ru­szył za mną.

Po­ło­ży­li­śmy kwiaty na krzyż.

Nie by­łaś do­brą aatką po­wie­dzia­łam. Ale wiem że ten gar­ni­tur się myli.

Że­gnaj mamo po­wie­dział bror. Wiesz że ja. Za­ła­mał mu się głos i znów wstrzą­snął nim płacz.

Przez spa­zmy nogi le­dwo go nio­sły. Po­cią­gnę­łam go z po­wro­tem do ła­wek.

No chodź póź­niej bę­dziesz ją opła­ki­wać po­pę­dzi­łam go. Mu­simy spa­dać. Po­myśl tylko o du­żym moc­nym pi­wie. O du­żym za­pa­ro­wa­nym ku­flu moc­nego piwa ku­si­łam ale moja przy­nęta tylko po­gor­szyła sprawę. Bror pła­kał te­raz jak krnąbrne dziecko i nie chciał się ru­szyć.

Mamo za­wo­łał w stronę trumny. Mamo.

Lu­dzie zgro­ma­dzili się wo­kół nas. Czu­łam jak ich ciała uci­skają próż­nię i pod­pie­rają brora ni­czym kule.

W zgiełku po­śród chust i gar­ni­tu­rów nie było tlenu ani prze­ba­cze­nia.

Bror wszedł na aatkę jak na po­most. To ona dłu­bała przy za­sło­nach i po­da­wała oocu je­dze­nie i al­ko­hol ży­cząc mu smacz­nego.

To aatka w chu­ście. I bror.

Idziemy za­rzą­dzi­łam ale bror zgu­bił się gdzieś w moc­nych uści­skach i sko­rych do piesz­czot dło­niach chust. Po­cią­gnę­łam go za rękę. Wy­rwał się. Prze­pchnę­łam się przez tłum. Głów­nym przej­ściem wy­bie­głam na plac przed ko­ścio­łem i ru­szy­łam na par­king do sa­mo­chodu. Prze­krę­ci­łam klu­czyk w sta­cyjce dżipa. Sil­nik kilka razy za­kasz­lał i padł.

Ktoś za­pu­kał w szybę. Opu­ści­łam ją.

Szwan­kuje.

Déjà vu po­my­śla­łam.

Spodnie my­śliw­skie ze skó­rza­nymi ła­tami na ko­la­nach po­pro­siły mnie że­bym otwo­rzyła klapę. Spró­buj te­raz po­wie­działy i dżip od­pa­lił rów­nie nie­za­wod­nie jak mru­czy kot.

Jus­si­ra­hanni przed­sta­wiły się spodnie. Po­dał mi rękę przez okno. Mu­sisz być za­pewne ja­ną­kippo. Je­ste­śmy ku­zy­nami.

Nie je­ste­śmy do sie­bie po­dobni za­uwa­ży­łam.

To prawda. Je­steś bar­dziej kippo przy­znał. Ze mnie jest wy­ka­pany ra­hanni.

Się­gnął do kie­szeni. Wy­jął puszkę ze snu­sem i mnie po­czę­sto­wał.

Nie lu­bię snusu.

Naj­wyż­sza pora po­lu­bić.

Może i tak od­par­łam i ufor­mo­wa­łam pal­cami grudkę po czym wci­snę­łam ją so­bie pod wargę.

Dro­binki ty­to­niu za­wi­ro­wały mi w ustach. Dzią­sła za­pie­kły.

Naj­pierw zro­biło mi się go­rąco. Po­tem ogar­nęły mnie mdło­ści. Otwo­rzy­łam drzwi sa­mo­chodu i zwy­mio­to­wa­łam na wy­myśl­nie przy­strzy­żony świerk.

Pro­szę po­wie­dział kiedy zwró­ci­łam ostatni ka­wa­łek hot doga ze sta­cji ben­zy­no­wej w råne. Wy­cią­gnął z kie­szeni chustkę i mi ją po­dał.

Dzięki stęk­nę­łam i wy­smar­ka­łam się sta­ro­mod­nie w kra­cia­sty ma­te­riał.

Gdzie pla­nu­je­cie się za­trzy­mać.

Nie wie­dzia­łam gdzie bę­dziemy spali. Przy­je­cha­li­śmy tu na­wet się nie za­sta­na­wia­jąc nad noc­le­giem je­dze­niem czy ju­trzej­szym dniem.

Aatka. Ta którą wła­śnie po­cho­wa­li­śmy pi­sała że mamy we wsi dom. Może tam.

Nie to wy­klu­czone po­wie­dział jus­si­ra­hanni. Mo­że­cie prze­no­co­wać u mnie. Je­dli­ście już coś.

Do­piero co wi­dzia­łeś nasz dzi­siej­szy ja­dło­spis za­uwa­ży­łam.

W ko­ściele roz­dzwo­niły się dzwony.

Ża­łob­nicy za­częli wy­peł­zać na plac. Naj­pierw szła trumna z aatką. Tuż za nią ksiądz i bror pod­trzy­my­wany przez ja­kąś ko­bietę.

Jus­si­ra­hanni po­pa­trzył na zbo­cze na któ­rym aatka zde­cy­do­wała się spo­cząć.

Mo­żemy iść tam ra­zem za­pro­po­no­wał.

Z pro­chu po­wsta­łaś wy­de­kla­mo­wał ksiądz.

Ty przy­le­cia­łeś z marsa py­sko­wa­łam.

W proch się ob­ró­cisz.

In pu­lve­rem re­ver­te­ris po­wie­dział jus­si­ra­hanni.

Ksiądz użył szu­felki. Po­zo­stali gar­ści. Roz­sy­pa­łam tro­chę ziemi po wieku trumny.

Świeżo wy­ko­paną piasz­czy­stą glebę czuć było he­ma­ty­tem.

Bror stał po­śród no­wych przy­ja­ciół. Ja i jus­si­ra­hanni wró­ci­li­śmy na par­king inną drogą. Miło było wyjść z tego po­grzebu.

Czy­ta­łam na­pisy na ka­mie­niach. Ko­lejne po­ko­le­nia ro­dziły się i umie­rały. Nie­które na­zwi­ska po­ja­wiały się czę­ściej niż inne.

Wresz­cie bror pod­szedł do sa­mo­chodu. Na ple­cach trzy­mała mu rękę ta sama chu­sta co wcze­śniej. Od­wró­cił wzrok i wsko­czył na sie­dze­nie jak za­wsty­dzone dziecko.

Ko­bieta obe­szła sa­mo­chód i mnie też po­dała rękę. Marta przed­sta­wiła się. Je­ste­śmy ku­zyn­kami.

Nie je­ste­śmy do sie­bie po­dobne.

Fakt przy­znała ale może mamy po­dobne wnę­trze.

Taa aku­rat po­my­śla­łam.

Zaj­mij się te­raz bra­tem i do usły­sze­nia ju­tro.

Ski­nę­ły­śmy so­bie gło­wami tak jak kiwa się ob­cym.

Jedź za mną po­wie­dział jus­si­ra­hanni i skie­ro­wał kroki do pic­kupa.

5

Po­je­cha­li­śmy żwi­rową drogą za jus­sim­ra­han­nim. Nie szar­żo­wał. Rów­nie do­brze mo­gli­by­śmy za nim iść.

To kom­plet­nie nie­wia­ry­godne po­wie­dział bror. Cóż za mi­łość.

Tak cóż za mi­łość po­twier­dzi­łam.

Jus­si­ra­hanni skrę­cił w jesz­cze węż­szą żwi­rową drogę i za­trzy­mał się przed do­mem.

Sta­li­śmy na po­dwó­rzu i się roz­glą­da­li­śmy.

W dole szu­miała woda. Sto­doła gro­ziła za­wa­le­niem.

Wejdźmy po­wie­dzia­łam a bror po­wlókł się za mną. Zdję­li­śmy buty i po­wie­si­li­śmy ma­ry­narki na ha­czy­kach. Żeby było pro­ściej ubie­ra­li­śmy się po­dob­nie. Na­wyk z dzie­ciń­stwa. Nie ro­bi­li­śmy tego ze wzglę­dów es­te­tycz­nych. Moda nas nie in­te­re­so­wała. Prak­tycz­nie było ku­po­wać po dwie sztuki tych sa­mych ubrań.

Kawa drewno coś sma­żo­nego dym z fajki i ja­kaś che­mia. Może al­ko­hol. My­dło woda po go­le­niu pleśń. Mo­kra bie­li­zna obora. Smar do sil­nika pa­sta do bu­tów i świeże wy­pieki.

Usa­do­wi­łam nas na ła­wie w kuchni. Ce­rata skrzy­piała pod udami. Zupa gu­la­szowa grzała.

Chce­cie ka­wa­łek rie­ski spy­tał jus­si­ra­hanni i prze­ła­mał na pół miękki okrą­gły chleb po czym po­sma­ro­wał go ma­słem i nam po­dał.

Kawa pa­rzyła w pod­nie­bie­nie. W kuchni ktoś do­piero co na­pa­lił. Na gwoź­dziu wi­siał ka­len­darz z ko­tami.

Skoro mamy zo­stać tu na noc gdzie bę­dziemy spać spy­ta­łam roz­glą­da­jąc się wkoło.

Mo­że­cie za­jąć po­kój wy­ja­śnił. Jest w nim po­słane. Od­pro­wa­dzi­łam brora do łóżka. Ścią­gnę­łam mu rę­kawy z unie­sio­nych rąk i ko­szulę przez głowę. Usnął za­nim zdą­ży­łam przy­kryć go koł­drą.

Jus­si­ra­hanni do­lał nam kawy i do­pra­wił ją bim­brem.

Kask po­wie­dzia­łam. Aatka nie piła al­ko­holu wy­ją­tek ro­biła dla ka­sku.

Kask to nie al­ko­hol to le­kar­stwo od­parł jus­si­ra­hanni a ja po­my­śla­łam że będę my­śleć co chcę.

Ro­zej­rza­łam się wo­kół. Dom był pu­deł­kiem. Kuch­nia była kuch­nią. Ale ściany za­miast ob­ra­zów i ozdób po­kry­wały książki na ręcz­nie ro­bio­nych pół­kach. Le­żały na­wet na bla­cie przy zle­wie a inna sterta na ku­chence.

Chyba lu­bisz czy­tać za­uwa­ży­łam.

Na­lał odro­binę bim­bru do kub­ków po czym do­lał kawy.

Kawa i al­ko­hol ro­ze­szły się po ciele. Mózg przez chwilę od­po­czy­wał. Do­cho­dzące zza ściany chra­pa­nie na­peł­niało prze­strzeń przy­jemną do­mową at­mos­ferą.

W końcu po pro­stu mu­sia­łam za­py­tać o aatkę.

Cho­dzi ci o siri. Była moją ciotką. Wspie­rała mnie kiedy by­łem mały. Da­łem jej słowo że wam po­mogę.

Nie po­trze­bu­jemy po­mocy za­pew­ni­łam go. Przy­je­cha­li­śmy tu tylko na po­grzeb a te­raz aatka leży już w ziemi.

Utkwił wzrok w bla­cie. Kilka razy ob­ró­cił puszkę ze snu­sem. Upił łyk ka­sku i da­lej wpa­try­wał się w stół.

Masz ja­kie­goś ulu­bio­nego au­tora za­py­tał.

Nie a ty.

Tak od­parł. Na­wet wielu.

Mó­wił o książ­kach a moje my­śli od­fru­wały. Co drugi ty­dzień przy­jeż­dżała do sma­lån­ger mo­bilna bi­blio­teka i sta­wała na za­wrotce koło gun­na­ra­grana. Bror i ja prze­sia­dy­wa­li­śmy w niej czy­ta­jąc książki aż nad­cho­dziła pora i au­to­bus mu­siał je­chać da­lej.

Po pew­nym cza­sie bi­blio­te­karz prze­stał py­tać czy nie chcemy wy­po­ży­czyć nic do domu.

Nie mie­li­śmy kart bi­blio­tecz­nych.

Taki sam spo­kój i taki sam za­pach jak w au­to­bu­sie z książ­kami uno­sił się te­raz w kuchni jus­siego. Nie­po­strze­że­nie owład­nęło mną zmę­cze­nie.

Na mnie chyba już pora po­wie­dzia­łam.

Obu­dzi­łam się do­piero po dwu­na­stej. Przez za­słony prze­bi­jało słońce. Po­łowa łóżka na któ­rej spał bror była pu­sta. Dom spo­wi­jała ci­sza.

Także po­kój i przed­po­kój były pełne ksią­żek. W to­a­le­cie le­żał tylko mały sto­sik na uży­tek go­ści. Mdliło mnie tak samo jak po­przed­niego dnia a może by­łam po pro­stu głodna. Ni­g­dzie nie wi­dzia­łam śladu brora ani jus­sie­go­ra­han­niego. Wy­pi­łam szklankę wody. Nie na miej­scu wy­da­wało mi się grze­ba­nie w spi­żarni nie­zna­jo­mego w po­szu­ki­wa­niu cze­goś do zje­dze­nia. Wzię­łam więc na chy­bił tra­fił jedną z ksią­żek i usia­dłam na ganku. Słońce grzało jak to pod ko­niec wrze­śnia.

Po­ca­łuj mnie w usta i po­zwól żeby okrą­gła

Miękka czer­wona ko­li­stość

Wśli­zgnęła się w moje oko do­tknij mnie

wo­kół czer­wo­nego kształtu ust

Och za­mknę oczy za­mknę za­mknę

Ciem­no­czer­wone usta mroku.

Wraz z po­etką an­n­jäder­lund do­strze­gły­śmy tę ko­bietę już z da­leka. Marta. Była za­pewne młod­sza od nas ale słowo dziew­czyna ja­koś do niej nie pa­so­wało. Długa spód­nica wy­so­kie buty wor­ko­waty swe­ter włosy za­ple­cione w war­ko­cze. Zbli­żała się z dziec­kiem na bio­drze i dru­gim w brzu­chu. Kiedy się zo­rien­to­wała że ją wi­dzę po­ma­chała. Kri­sti­naz­du­ve­måli po­de­szła się przy­wi­tać.

Dzień do­bry już nie śpisz za­częła. Po­sa­dziła dziecko na ziemi. Kur­czowo trzy­mało się ma­mi­nej spód­nicy.

Ile ma lat spy­ta­łam.

Tro­chę po­nad dwa. Usia­dła obok mnie. Ładny dziś dzień. Jussi i twój brat są przy progu rzecz­nym ło­wią ryby. Po­wie­dzieli że śpisz.

Tak przy­zna­łam. Do­piero co się obu­dzi­łam.

Zer­k­nęła na ze­ga­rek.

Przy­szłam spy­tać czy nie wpa­dli­by­ście dziś wie­czo­rem na ko­la­cję. Bę­dziemy tylko my i jesz­cze jedna ro­dzina. Też ku­zyni.

Po­wie­dzia­łam jej jak jest że nie wiem jak długo tu zo­sta­niemy ale po­ga­dam z bro­rem.

Bror po­wie­dział że z chę­cią wpad­nie od­parła.

Sie­dzia­ły­śmy przez chwilę ci­cho i pa­trzy­ły­śmy na rzekę.

Ale su­rowy był ten po­grzeb za­czę­łam ro­biąc miny do chłopca za ple­cami marty.

Nie grały na­wet or­gany.

Chło­piec zro­bił minę do mnie.

Nie prak­ty­ku­jemy tu mu­zyki wy­ja­śniła marta. Po­zwa­lamy by słowa mó­wiły za sie­bie. Ale śpie­wamy jak pew­nie sły­sza­łaś. Wsu­nęła rękę do torby i cze­goś w niej szu­kała.

Wło­ży­łam palce w ką­ciki ust i wy­sta­wi­łam ję­zyk naj­da­lej jak mo­głam.

Ma­lec od­po­wie­dział za­ssa­niem po­licz­ków. Przy­po­mi­nał zde­for­mo­wa­nego trolla.

Marta spy­tała czy po­wie­działa coś za­baw­nego.

Nie nie ma chyba ta­kiego ry­zyka po­my­śla­łam.

Po­pa­trzyła na synka który zna­lazł małe ka­myczki do za­bawy.

Co my­ślisz o ka­za­niu spy­tała.

My­śla­łam o nim od­kąd się obu­dzi­łam. Kiedy te­raz jej od­po­wia­da­łam na szczę­ście naj­więk­sza złość już mi prze­szła.

Ten gar­ni­tur spra­wiał wra­że­nie jakby był na lsd od­par­łam. To że bror i ja mie­li­śmy szur­niętą aatkę to jedno ale ten tam nie mógł jej na­wet znać. Całe to ka­za­nie wy­da­wało się nie­spra­wie­dliwe. Pierw­szy raz w ży­ciu zda­rzyło mi się bro­nić aatki.

Gar­ni­tur jak go na­zy­wasz to pa­stor ze wspól­noty. Ma na imię si­las wy­ja­śniła. Jest moim mę­żem.

Aha od­par­łam. No cóż.

Spró­bo­wa­łam so­bie wy­obra­zić pa­sto­ra­si­lasa jako czy­je­goś męża. Czy dało się w ogóle głę­biej ode­tchnąć w jego to­wa­rzy­stwie.

Ładny dziś dzień po­wie­działa w końcu a ja za­py­ta­łam jak je­ste­śmy spo­krew­nione.

Je­stem jedną z có­rek brata siri. Wielu jest tych ku­zy­nów. Jussi jo­han­nes ra­kel si­mon eva da­vid mag­da­lena i tak da­lej. Cho­ciaż mag­da­lena. Urwała w pół zda­nia.

I wszy­scy miesz­kają we wsi spy­ta­łam a ona po­pa­trzyła na mnie jak­bym za­dała ja­kieś dziwne py­ta­nie.

Oczy­wi­ście od­parła. Z na­szej ro­dziny wy­pro­wa­dziła się stąd tylko siri. I jesz­cze mag­da­lena ale szybko wró­ciła.

Marta wstała i wy­pro­sto­wała plecy.

Kiedy ro­dzisz spy­ta­łam.

Za­raz po bo­żym na­ro­dze­niu po­wie­działa i wzięła chłopca za rękę.

Chodź na­than idziemy do domu.

Je­śli chcesz to cię pod­rzucę. Przez mo­ment zda­wało się że się zgo­dzi.

Nie dzię­kuję od­parła spa­cer do­brze mi zrobi.

Ile jest stąd do wio­ski spy­ta­łam.

Dwa ki­lo­me­try.

Mogę was ka­wa­łek od­pro­wa­dzić.

Chęt­nie po­wie­działa.

Chło­piec po­gnał przed nami.

Za­trzy­ma­łam się żeby za­wią­zać but.

Zbli­żał się do nas ja­kiś war­kot.

Zza wznie­sie­nia wy­ło­niły się dwa mo­to­ro­wery. Ich tylne koła wzbi­jały kłęby ku­rzu. Kie­rowcy na nasz wi­dok nie zwol­nili prze­je­chali tak bli­sko że mu­sia­ły­śmy od­sko­czyć.

Cho­lerni idioci krzyk­nę­łam za nimi.

Nie prze­kli­naj ofuk­nęła mnie marta.

Okej ale jeż­dżą jak idioci. Kto to był.

Nie od­po­wie­działa. Po kilku mi­nu­tach usły­sza­ły­śmy jak ha­łas po­wraca.

Je­den z mo­to­ro­we­rów prze­je­chał rów­nie bli­sko nas jak po­przed­nio. Drugi tak rap­tow­nie za­ha­mo­wał że po­le­ciał na nas grad ka­my­ków.

Chło­piec się roz­pła­kał.

Marta wzięła go na ręce. Po ude­rze­niu ka­my­kiem z po­liczka le­ciała mu krew.

Je­den z tych dzie­cia­ków za­ko­chał się w na­szej naj­star­szej córce anji wy­ja­śniła marta. Si­las mu­siał to roz­wią­zać po mę­sku.

A anja spy­ta­łam. Co ona o tym my­ślała.

To zna­czy spy­tała marta na­wet się nie za­trzy­mu­jąc.

Do­szły­śmy już pra­wie do wsi.

Da­lej mo­żemy iść sami. Do zo­ba­cze­nia wie­czo­rem. Na­than po­wiedz cioci ja­nie pa pa.

6

Dzień mi­nął szybko. Jus­si­ra­hanni i bror wró­cili z oko­niami i li­pie­niami.

Przy­nio­słam torbę z sa­mo­chodu i się prze­bra­łam. Spodnie i ko­szula. Bror do­stał ko­szulę w czer­woną kratę. Ja do­sta­łam ko­szulę w czer­woną kratę. Na spo­dzie torby le­żała bi­blia aatki i list do na­szej przy­rod­niej sio­stry ma­rii. Do ma­rii którą zna­le­ziono mar­twą przy tar­taku z dłońmi zło­żo­nymi jak do mo­dli­twy.

Jus­si­ra­hanni stał w drzwiach. Też zmie­nił ko­szulę i wka­sał ją w skó­rzane spodnie. Prze­cią­gnął pa­sek przez szlufki i za­cze­pił nóż w po­chwie jak bi­żu­te­rię.

Go­towa za­py­tał i wy­ko­nał gest w stronę wyj­ścia. Bror stał oparty o chłod­nicę w po­zie ja­me­sa­de­ana i pa­lił pa­pie­rosa.

Ści­snę­li­śmy się na przed­nim sie­dze­niu. Zer­ka­łam na jus­siego za­sta­na­wia­jąc się ile może mieć lat. Pięć­dzie­siąt pięć od­po­wie­dział mi w my­ślach bror albo sześć­dzie­siąt osiem albo czter­dzie­ści trzy. Ten czy tam­ten nie­po­ma­lo­wany drew­niany bu­dy­nek świad­czył o tym że wieś jest wpraw­dzie stara ale bu­duje się w niej ko­lejne domy.

Nie wy­gląda to na osadę na wy­mar­ciu za­uwa­ży­łam.

Wręcz prze­ciw­nie od­parł jus­si­ra­hanni. Cały czas przy­jeż­dżają tu nowi. Jest wśród nich na­wet sporo osób z po­łu­dnia.

I czego niby szu­kają spy­ta­łam. Tu chyba trudno o pracę.

Wspól­nota działa na nich jak lep na mu­chy wy­ja­śnił jussi. Albo ra­czej pa­stor­si­las. Ma swój spo­sób na przy­cią­ga­nie lu­dzi. Więk­szość z nich znaj­duje ro­botę w ko­pal­niach.

Ko­biety też zdzi­wi­łam się.

Nie ko­biety nie. One zaj­mują się do­mem i dziećmi.

To prze­cież nie jest praca zdzi­wi­łam się.

Ow­szem jest praw­do­po­dob­nie naj­czę­ściej wy­ko­ny­waną na świe­cie od­parł jussi.

A ty spy­ta­łam. Nie masz żony.

Zwle­kał z od­po­wie­dzią.

Mam po­wie­dział w końcu. Ale się wy­pro­wa­dziła. Za­brała na­szego syna na po­łu­dnie.

Wię­cej nic już nie mó­wi­li­śmy aż sa­mo­chód za­je­chał przed nie­po­ma­lo­wany drew­niany dom.

Od­biorę was o dzie­wią­tej po­wie­dział jussi.

Nie wej­dziesz z nami zdzi­wi­łam się.

Nie. Mąż marty. Prze­rwał kiedy kri­sti­naz­du­ve­måli wy­szła na ga­nek. Znów z dziec­kiem na bio­drze.

Dzięki za pod­wózkę rzu­ci­łam. Uniósł rękę na po­że­gna­nie.

Ta ka­me­ralna po­sia­dówka obej­mo­wała około dwu­dzie­stu osób we wszel­kim moż­li­wym wieku. Chłopcy się kła­niali dziew­częta dy­gały. W czę­ści była to na­sza ro­dzina. Nie­któ­rzy na­wet nas przy­po­mi­nali.

W izbie stał przy­go­to­wany stół. Za­ję­li­śmy miej­sca. Dzieci sie­działy we wła­snym gro­nie.

Po­miesz­cze­nie było piękne. Przy­kład mi­ni­ma­li­zmu. Żad­nych za­słon ani pe­lar­go­nii które by go za­bu­rzały. Albo ob­ra­zów czy ksią­żek na któ­rych zbie­rałby się kurz. Tylko biały krzyż na nie­po­ma­lo­wa­nej ścia­nie z bali.

Zło­żone ręce po­chy­lone głowy. Można by po­my­śleć że gramy w ja­kąś od­mianę po­kera a ja oszu­kuję. Moja wiara była moją pry­watną sprawą nie chcia­łam się nią dzie­lić z in­nymi.

Dla­tego po­wie­dzia­łam jussi i wszyst­kie oczy na­gle się otwo­rzyły. Czemu nie ma go tu­taj z nami.

Jussi opu­ścił na­szą wspól­notę wy­ja­śnił si­las.

Spy­ta­łam dla­czego.

W każ­dej chwili może do niej wró­cić jest tu mile wi­dziany cią­gnął pa­stor­si­las. Jego wzrok za­trzy­mał się na mnie. Na myśl przy­szedł mi re­kin.

Ta cała wspól­nota za­czę­łam. Czym różni się od in­nych sekt.

Nie jest sektą ob­ru­szył się pa­stor­si­las. Je­ste­śmy naj­zu­peł­niej nor­malną pa­ra­fią. Jak efs albo szwedzki ko­ściół mi­syjny.

To co was od nich od­róż­nia. Coś prze­cież musi.

Wier­ność dok­try­nie oświad­czył pa­stor­si­las. My nie in­ter­pre­tu­jemy bi­blii. My się nią kie­ru­jemy.

Książką którą na­pi­sano kilka ty­sięcy lat temu zdzi­wi­łam się. Od tam­tej pory sporo się chyba zmie­niło w spo­łe­czeń­stwie.

Wcale nie tak wiele za­pro­te­sto­wał. Praca ro­dzina i dom wciąż po­zo­stają fun­da­men­tami tego świata. Ży­jemy pro­sto do­dał. Ale w zu­peł­no­ści nam to wy­star­cza. Spę­dzamy ze sobą czas w ro­dzi­nie. Nikt nie musi być sam.

Grzech ła­ska grzech ła­ska.

To zro­zu­miałe przy­zna­łam. Przy ta­kiej licz­bie dzieci ni­gdy nie jest się sa­memu. O ile tylko ktoś nie po­trze­buje sa­mot­no­ści za­uwa­ży­łam. Wtedy to inna para ka­lo­szy.

Tak mó­wią tylko ci któ­rzy nie mają ro­dziny od­po­wie­dział. Może od­wróćmy to py­ta­nie ja­no­kippo. Jak to się stało że nie masz ani męża ani dzieci cho­ciaż prze­kro­czy­łaś trzy­dzie­sty piąty rok ży­cia.

Mam córkę od­par­łam. Jest do­ro­sła.

Prze­pra­szam. Za­po­mnia­łem. To córka two­jego ojca czyż tak.

Nie. Joh­na­brän­n­ströma od­par­łam. Mieszka we wsi. Cza­sem się wi­du­jemy. I sy­piamy ze sobą dla przy­jem­no­ści mo­gła­bym do­dać.

Nic już wię­cej nie mów usły­sza­łam my­śli brora. Będę mó­wić co mi się żyw­nie po­doba od­burk­nę­łam mu w my­ślach.

Zima w tym roku przyj­dzie wcze­śnie. Za­nosi się na dużo śniegu. Ja­rzęby ugi­nają się od ja­rzę­biny wtrą­ciła marta.

Ona i ta druga ko­bieta plus star­sze córki usłu­gi­wały męż­czy­znom. Kur­so­wały mię­dzy kuch­nią a izbą z pół­mi­skami i brud­nymi na­czy­niami. Za­ofe­ro­wa­łam im po­moc. Po­wie­działy że nie trzeba.

Męż­czyźni re­lak­so­wali się bez pa­pie­ro­sów i ko­niaku. Ścią­gnęli ma­ry­narki i cie­szyli się swoją obec­no­ścią w mę­skim gro­nie. Szcze­gól­nie kiedy wsta­łam od stołu i ugrzę­złam przy zmy­wa­niu. Nie mieli zmy­warki. Pa­stor­si­las uwa­żał ją za zbędną. Marta prze­cież i tak sie­działa w domu.

Z kuchni ob­ser­wo­wa­łam brora. Do­brze się czuł w tym to­wa­rzy­stwie. Wy­god­nie się roz­siadł i przy­brał za­do­wo­loną pozę. Wziął na ko­lana jedno z młod­szych dzieci. Dziew­czynka sie­działa spo­koj­nie w jego ob­ję­ciach aż skoń­czy­ły­śmy zmy­wać i wró­ci­ły­śmy do izby z kawą se­rem i mu­sem z mo­ro­szek.

Ob­żar­stwo to je­den z naj­więk­szych grze­chów oświad­czył pa­stor­si­las. Ju­tro bę­dziemy więc po­ścić. Pro­po­nuję że­by­ście wzięli z nas przy­kład. Post wzmac­nia czło­wieka psy­chicz­nie i fi­zycz­nie po­wie­dział kle­piąc się po brzu­chu.

Miał dość mocno za­okrą­glony brzuch. Brzuch typu ob­że­ram-się-w-ta­jem­nicy.

Dzieci też będą po­ścić spy­ta­łam. Oczy­wi­ście od­parł. Im wcze­śniej za­czną się uczyć tym mniej w ży­ciu na­grze­szą.

Co jesz­cze jest grze­chem chcia­łam wie­dzieć. Prze­pra­szam że tak wy­py­tuję ale ma­jąc na uwa­dze aatkę.

Mógł­bym zre­zy­gno­wać z wielu rze­czy gdy­bym miał na co dzień w ży­ciu tak przy­jem­nie prze­rwał mi bror.

Pa­stor­si­las uśmiech­nął się od­sła­nia­jąc rów­niut­kie zęby re­kina. Za­sta­nów się więc może czy nie chciał­byś zo­stać jed­nym z nas po­wie­dział. Po­trze­bu­jemy sil­nych męż­czyzn. Rów­nież dla na­szych mło­dych ko­biet. Świe­żej krwi dla przy­szłych po­ko­leń.

Naj­star­sza córka anja miała około czter­na­stu lat. Czer­wie­niła się za każ­dym ra­zem kiedy zer­kała na brora i mó­wiła przy­ci­szo­nym gło­sem.

Czy ja wiem od­parł bror. Cho­ciaż chyba za­cho­wa­łem jesz­cze w so­bie tę dzie­cięcą wiarę. Ale w sma­lån­ger mam pracę i dziew­czynę.

Psa sio­strę przy­ja­ciół koło ło­wiec­kie i dom wy­li­czy­łam.

Tak dziew­czyna tu nie przej­dzie po­wie­dział pa­stor­si­las. Pracę cie­śli zna­la­zł­byś jed­nak bez więk­szego trudu. Miał­byś też szansę po­znać krew­nych. U nas wszy­scy się na­wza­jem wspie­rają.

Prawda marto do­dał i po­kle­pał żonę po dłoni.

Tak to prawda po­twier­dziła. My­ślę że spodo­ba­łoby ci się we wspól­no­cie. Wielu po­trze­buje tu po­mocy przy bu­do­wie domu. Miał­byś pełne ręce ro­boty.

Tak czy ina­czej przy­je­cha­li­śmy tylko na po­grzeb i za kilka dni wra­camy do sie­bie po­psu­łam tę wspa­niałą at­mos­ferę.

Z tego co wiem bliź­nięta czę­sto mó­wią jed­nym gło­sem ode­zwał się pa­stor­si­las. Czy nie jest wtedy ła­two za­po­mnieć o tym co się sa­memu my­śli.

Coś w tym jest po­wie­dział bror.

Nic po­dob­nego po­wie­dzia­łam ja.

Wspól­nota robi z chłop­ców męż­czyzn cią­gnął pa­stor­si­las.

A nie ma nic lep­szego niż by­cie męż­czy­zną we wła­snym domu.

Czyż nie tho­ma­sie pa­stor­si­las zwró­cił się do ku­zy­na­tho­masa który przez więk­szą część wie­czoru sie­dział ci­cho.

Tho­mas po­pa­trzył na żonę. Je­ste­śmy dla sie­bie wszyst­kim po­wie­dział. Prawda le­eno.

Le­ena była w pełni po­chło­nięta uspo­ka­ja­niem ich naj­młod­szego dziecka. Po­pa­trzyła na męża i ski­nęła głową. Tak po­twier­dziła. Oczy­wi­ście.

Za­nim się po­zna­li­śmy miesz­ka­łem w eskil­stu­nie. Prze­nio­słem się tu bo chcia­łem być bli­żej boga.

Chcesz po­wie­dzieć że bóg mieszka w nor­r­bot­ten.

Bar­dzo śmieszne skar­cił mnie bror. Tho­mas pró­buje dojść do głosu.

No co święty mi­ko­łaj mieszka prze­cież w ro­va­niemi więc czemu by nie ob­ru­szy­łam się.

Dzię­kuję bro­rze po­wie­dział tho­mas. I nie jano nie to mia­łem na my­śli. Chcia­łem się z tobą po­dzie­lić swoim świa­dec­twem. Mia­łem na­dzieję że to utwier­dzi was w prze­ko­na­niu że warto do­łą­czyć do na­szej wspól­noty. Nie po­ża­łu­je­cie tego.

Moje ży­cie wglą­dało kie­dyś mniej wię­cej tak jak twoje zwró­cił się do brora. Mia­łem ko­bietę i dom. Pracę i przy­ja­ciół.

Było to do­bre dzie­sięć lat temu. W mię­dzy­cza­sie zdą­żyło się nam uro­dzić sied­mioro dzieci. Wkrótce po­jawi się ósme. Le­ena spo­dziewa się go na wio­snę.

Nie dało się nie za­uwa­żyć jego mi­ło­ści do żony. Le­ena z ko­lei zda­wała się zmę­czona. Z tru­dem wsta­wała żeby ze­brać ta­le­rze.

Tho­mas po­chy­lił się do brora i mru­gnął.

Po ca­łym dniu pracy miło się wraca do domu do wy­po­czę­tej żonki która tylko czeka żeby za­jąć się swoim mę­żem po­wie­dział kiedy le­ena wy­szła do kuchni.

Wie­czór do­biegł końca. Po­dzię­ko­wa­li­śmy bogu za jego dary a kiedy zmó­wi­li­śmy już mo­dli­twę za spo­żyty po­si­łek ży­czy­li­śmy so­bie żeby pan był z nami i ro­ze­szli­śmy się do do­mów.

Zde­cy­do­wa­li­śmy się pójść na spa­cer bo mi­nęła do­piero ósma.

W po­wie­trzu wy­czu­wało się póź­no­let­nią wil­goć. Szli­śmy drogą. Mgła kła­dła się na po­lach. Nie dało się doj­rzeć ko­lej­nego za­krętu do­póki czło­wiek się na nim nie zna­lazł.

Na mi­łość bo­ską ale by­łaś nie­miła skar­cił mnie bror. Za­pro­sili nas prze­cież w go­ści. Co oni so­bie te­raz o nas po­my­ślą.

Nic mnie to nie ob­cho­dzi prych­nę­łam. Ich po­dej­ście do ko­biet jest kom­plet­nie do bani. Ro­bią z chłop­ców męż­czyzn zmu­sza­jąc ko­biety do ro­dze­nia dzieci rok w rok. Jak ci się wy­daje co o tym my­ślą same za­in­te­re­so­wane spy­ta­łam. Ta cała le­ena na przy­kład wkrótce uro­dzi ósme dziecko.

Uwa­żam że to ro­man­tyczne po­wie­dział bror.

Ro­man­tyczne żach­nę­łam się. Nie są­dzi­łam że znasz ta­kie słowo.

Z mgły wy­ło­nił się neon ni­czym znak nie­bios.

Pizza ca­pric­ciosa i duże piwo sto dwa­dzie­ścia ko­ron.

Kiedy wcho­dzi­li­śmy ode­zwał się dzwo­nek.

Dzie­sięć par oczu śle­dziło na­szą wę­drówkę do kon­tu­aru.

Co chcesz za­py­ta­łam i za­mó­wi­łam duże piwo.

Jesz­cze dwa po­wie­dział.

Roz­po­zna­łam ten wzrok. Spra­gniony.

Za­ję­li­śmy sto­lik. Kel­nerka za­pa­liła świeczkę i za­py­tała czy po­dać orzeszki.

Na koszt firmy po­wie­działa. Są eko­lo­giczne.

Bror wy­pił dusz­kiem jedno piwo.

Od razu prze­szedł do dru­giego. Zo­sta­wił na dnie tylko łyk. Ski­nął do kel­nerki i do­stał ko­lejne dwa.

Na­pi­łam się.

W mo­jej kie­szeni za­sze­le­ścił list.

Bror po­grze­bał w mi­seczce z orzesz­kami. Ob­li­zał palce z soli.

Po­pa­trzył na lu­dzi wkoło któ­rzy prze­stali na chwilę roz­ma­wiać żeby przyj­rzeć się pa­rze oso­bli­wych przy­by­szów.

Może po­win­ni­śmy ina­czej się ubie­rać.

Może za­czął­byś od ścię­cia wło­sów za­uwa­ży­łam.