Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
FINAŁ JEDNEJ Z NAJLEPSZYCH SZWEDZKICH TRYLOGII OSTATNICH LAT – ZMYSŁOWY, BRUTALNY I ZAPADAJĄCY W PAMIĘĆ.
Byłam dobra w złych pomysłach. Ten wydawał się rozstrzygający. Stałam przed czymś. Może przed wyborem. Jednym z takich jakich nie da się odrzucić.
Kiedy w wyniku tragicznego wypadku jana zostaje sama, musi zdecydować, co dalej. Wyjazd z rodzinnej wsi i udział w wystawie w Sztokholmie otwierają przed nią nowe możliwości, ale przypominają też o nierozwiązanych sprawach sprzed lat. Teraźniejszość splata się z przeszłością, zmuszając janę do działania. Czy powinna wrócić do domu i ludzi, którzy na nią czekają? A może nadszedł moment, aby odejść, nie oglądając się za siebie?
W ostatniej części trylogii Karin Smirnoff stawia swoją bohaterkę przed najtrudniejszym z wyborów, konfrontując ją z samą sobą. Jest coś mrocznego i uzależniającego w historii jany, która staje się uniwersalną opowieścią o poszukiwaniu własnego miejsca w świecie.
Nie lubię, nie chcę i może nawet nie umiem pisać blurbów, nie wierzę im i inaczej widzę swoją rolę. Ale Smirnoff naprawdę mi się podoba!
Kinga Dunin
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 308
W SERII DZIEŁ PISARZY SKANDYNAWSKICHUKAZAŁY SIĘ DOTYCHCZAS:
Carl Frode TILLER,Ucieczka, przełożyła Katarzyna Tunkiel
Nina WÄHÄ,Babetta, przełożyła Justyna Kwiatkowska
Karin SMIRNOFF,Jedziemy z matką na północ, przełożyła Agata Teperek
Tarjei VESAAS, Wiosenna noc / Zamek z lodu, przełożyła Maria Gołębiewska-Bijak
Tommi KINNUNEN, Powiedziała, że nie żałuje, przełożył Sebastian Musielak
Roy JACOBSEN, Anneliese PITZ, Człowiek, który kochał Syberię, przełożyła Iwona Zimnicka
Helga FLATLAND, Ostatni raz, przełożyła Karolina Drozdowska
Karin SMIRNOFF, Pojechałam do brata na południe, przełożyła Agata Teperek
Nina WÄHÄ, Testament, przełożyła Justyna Czechowska
Kjell WESTÖ, Niebo w kolorze siarki, przełożyła Katarzyna Tubylewicz
Roy JACOBSEN, Tylko matka, przełożyła Iwona Zimnicka
Knut HAMSUN, Szarady, przełożyła Maria Gołębiewska-Bijak
Laura LINDSTEDT, Oneiron, przełożył Sebastian Musielak
Roy JACOBSEN, Oczy z Rigela, przełożyła Iwona Zimnicka
Stig DAGERMAN, Poparzone dziecko, przełożyła Justyna Czechowska
Auður Ava OLAFSDÓTTIR, Blizna, przełożył Jacek Godek
Jonas T. BENGTSSON, Życie Sus, przełożyła Iwona Zimnicka
Roy JACOBSEN, Białe morze, przełożyła Iwona Zimnicka
Karen BLIXEN, Pożegnanie z Afryką, przełożyli Józef Giebułtowicz i Jadwiga Piątkowska
Carl Frode TILLER, Początki, przełożyła Katarzyna Tunkiel
Helga FLATLAND, Współczesna rodzina, przełożyła Karolina Drozdowska
Roy JACOBSEN, Niewidzialni, przełożyła Iwona Zimnicka
Kiedy widzę gwiazdę
pośród ciemności
i zastanawiam się jak
dawno to było
myślę
o tobie
Daj mi jakiś znak
Czekam
Elisabeth Rynell z Nattliga samtal
1
Bror umarł i mnie zostawił.
Lina się poluzowała. Ześlizgnęliśmy się. Polecieliśmy.
Przytrzymało mnie rozgałęzione drzewo. Wąski konar oplótł się wokół ręki i wyszeptał do ucha ty nie janokippo. Szarpnięcie wyrwało mi ramię ze stawu. Lina wysunęła się z dłoni.
Wijąc się jak wąż zniknęła w dole urwiska.
Na drugim końcu węża był mój brat.
Wierzył że starczy mi sił. Zawsze we mnie wierzył.
Zawisłam nad szczeliną z ramieniem wplątanym w sosnę.
Sosna szeptała że było o włos. Że słyszała jak świerk mówił brzozie że.
Wisiałam nad aftastupet i słyszałam krzyki brora uderzającego o występy skalne.
Potem zamilkło wszystko poza drzewami.
Traciły igliwie na wietrze.
Poprosiłam żeby się zamknęły.
2
Zdjęcie. Gdy byliśmy mali stało na szyfonierze w izbie.
Aatka robiła nam co roku nowe.
Gdy mieliśmy dwanaście lat oociec postanowił zapoczątkować nową świecką tradycję. Odtąd do fotografii miała pozować cała rodzina kippów.
Kiedy mieliśmy trzynaście lat bror zabił ooca. Tuż po naszych urodzinach. Fotograf był już umówiony. Nie zdążyliśmy do niego dotrzeć.
Nigdy nie mogliśmy się doczekać tej wizyty. Tliła się w nas nadzieja. Że może kiedyś będziemy takimi ludźmi jak na zdjęciu. Rodziną. Jednością. Dorastającymi dziećmi. Dumnymi rodzicami.
Nie mogłeś wstrzymać się z zabijaniem ooca do wizyty u fotografa spytałam raz brora.
Wyszło jak wyszło prychnął.
Nie mogłeś wstrzymać się z umieraniem do końca świąt spytałam teraz. Umieranie w święta jest słabe. Trzeba było pomyśleć o angelice. Siedzi sama z pudłami gratów i nie wie co ze sobą zrobić.
A co będzie ze mną dodałam.
Mam się wspiąć na tę górę i rzucić w przepaść.
Zastrzelić się. Powiesić. Utopić.
Powiedz skoro już to wiesz.
Jakie to uczucie umrzeć.
3
Mimo wszystko musimy jakoś uczcić boże narodzenie oświadczyła angelika.
Zniosła ze strychu pudła z dekoracjami świątecznymi i postawiła je na podłodze w izbie. Usiadła na emmie i tak siedziała.
Ja usiadłam na oscarze i też tak siedziałam.
Nie chcę obchodzić bożego narodzenia powtórzyłam.
A więc w tej kwestii mamy odmienne zdania odparła angelika.
Chciała podtrzymać tradycję. Bo tradycje pozwalają ludziom zachować równowagę jak to ujęła.
Wszystko może się zdarzyć jeśli nie będziemy obchodzić świąt. Jeszcze coś ci się przestawi w głowie i zaczniesz pić dodała. Albo ja nie dam rady więcej piec.
Jeśli już to bez bombek łańcuchów i gości nie ustępowałam.
Podniosła aniołka na nitce. Odczekała aż przestanie się obracać i schowała go z powrotem do pudełka.
Sporo ozdób jest po mojej mamie zauważyła. Też lubiła boże narodzenie.
Twoja mama podchwyciłam i pomyślałam że nigdy nie pytałam angeliki o rodzinę. Zrobiłam to teraz a ona odpowiedziała niezbyt wylewnie.
Mieszkaliśmy w västibyn. Koło lantmanny. Ojciec był mechanikiem. Na podwórzu miał warsztat. Właściwie to nawet wciąż ma. Dawno tam nie zaglądałam.
A co z twoją mamą.
Powiesiła się na stryszku. Dostałam po niej w spadku dekoracje świąteczne.
Przesunęła się na skraj siedziska zebrała w sobie wszystkie siły i dźwignęła się z fotela. Bror jej mama i to co właśnie w niej rosło odbiło się na jej czole pod postacią zmarszczek.
To brora spytałam.
Zapewne nie. Ale przyjechał prosto do mnie. A ja mu wybaczyłam wyjaśniła.
Ale nie sądzisz żeby to było jego drążyłam.
Nie nie sądzę. Może archaniołagabriela.
Kołysząc się poczłapała do kuchni. Przyniosła tacę z prowiantem. Podpłomyk z roztopionym tłuszczem szynką i kiszonym ogórkiem. Sok borówkowy kawę i spodek ciasteczek.
Proszę powiedziała. Jedz. Musisz coś jeść.
Ugryzłam kanapkę. Zaczęłam przeżuwać szynkę. Napiłam się kawy żeby przepchnąć przez gardło ten kęs.
Ktoś zapukał do drzwi.
Otwarte zawołałyśmy nie wstając z miejsc.
Göranbäckström wgramolił się do środka z choinką w objęciach. Ściął ją nad morzem. Brnął przez śnieg z siekierą sznurem i piłą. Widziałyśmy po nim że sporo go to kosztowało. Niemal ryzykował życie żeby tylko angelika miała choinkę.
Przecież prawie nie ma śniegu zauważyłam. Mogłeś ją tu przynieść choćby w pantoflach.
Angelika i göranbäckström wymienili spojrzenia.
Chciałem tylko pomóc mruknął.
Wielkie dzięki rzuciłam. Poszłam na stryszek położyłam się na łóżku i wlepiłam wzrok w sufit. Weszło mi to w nawyk. Leżenie na łóżku i gapienie się w sufit. W myślach raz po raz przechodziłam przez to co się stało. Od momentu kiedy czekając na johna wysiadłam z samochodu przy tartaku aż do chwili gdy ten sam john zniósł mnie z góry i zapakował do mojego dżipa.
Mogłam chodzić. Nogom nic nie dolegało. Tylko się odmroziły.
Koniecznie jedź na pogotowie oświadczył.
Nie. Zawieź mnie do tej przeklętej góry. Musiałam się dowiedzieć co z brorem. Nie słyszałam już jego myśli.
U podnóża aftaberget zebrali się mieszkańcy wsi. Ellagran obejmowała angelikę.
Karetka już tu jedzie oświadczyła na nasz widok. Stała tam nawet ta finka i trzęsła się z zimna w sztucznym futrze.
A ona co tu robi spytałam johna. Nic tu po niej.
Mieszka teraz u mnie wyjaśnił. Też chce wiedzieć co się dzieje.
Aha odparłam i spróbowałam wysiąść z samochodu. Wkrótce jej się znudzi i wróci do swojego spódnicospodniolandu.
Jeśli będziesz cicho to będzie cię mniej bolało poradził john i założył mi temblak z szalika.
Nie czułam bólu. Ale nie protestowałam.
Jego ręce pracowały ostrożnie.
Rzadko się to zdarzało.
Jakbym była szczególnie krucha.
Nie byłam.
Göranbäckström i gunnargran znaleźli ciało brora pod wysoką skałą. Tuż przy wejściu do porzuconej lisiej nory. Bror nie miał widocznych obrażeń jeśli nie liczyć stopy wykręconej w odwrotną stronę. Położyli go na saniach i zawieźli na podwórze anderssona. Usiadłam przy nim. W oddali słyszeliśmy syreny. Pochyliłam się nad brorem i zaczęłam mu szeptać do ucha.
To nie pierwszy raz.
Już wcześniej był o krok od śmierci.
Zawsze odzyskiwał przytomność.
Brorze powiedziałam nie możesz tak leżeć. Wiesz przecież. Jeśli zaśnie się w zaspie można już się nie obudzić.
Raz po raz zakładałam mu włosy za ucho. Jego policzki tryskały zdrowiem. Jak podczas wycieczki nad morze u progu wiosny gdy woda jeszcze jest skuta lodem. A kwietniowe słońce odbijając się od śniegu wypala piegi. Teraz jednak był grudniowy wieczór tuż przed bożym narodzeniem. Wprawdzie podczas odwilży śnieg opadł z drzew ale mrozy wracały.
Pamiętasz złote zasady aatki spytałam. Nie pij zimnego mleka. Nie kładź się do zimnego łóżka. Nie wychodź z domu bez czapki. Latem jedz na zapas. A zimą.
Powiedziałam mu że jest idiotą. Żałosną krewetką która znów się wydurniła ale wszystko będzie dobrze. Zdjęłam czapkę i naciągnęłam mu na głowę. Jeśli umrze to ja też umrę a tego na pewno by nie chciał.
Nic mi nie odpowiedział. Położyłam się koło niego. Objęłam go. Ellagran przykryła nas kocem.
No cóż westchnęłam kiedy między nami znów dało się wyczuć ciepło. Otaczające nas dźwięki rozmowy ludzi i szum drzew ucichły. Słychać było tylko odgłos naszego wspólnego płuca. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Opowiadałam mu o syriuszu. O tym jak egipcjanie utożsamiali z nim ozyrysa a wikingowie odyna i składali im ofiary. Wiedziałam że bror będzie miał uwagi. Poprawi mnie że odyn to bóg a nie gwiazda on jednak nic nie powiedział.
Prawdziwe imię tora to bror dodałam. To tylko mit że został pokonany przez węża. Góra także nie odebrała mu życia. Był nieśmiertelny. Tak jak ty.
Odgłosy powróciły. Paplanina mieszkańców smalånger warkot samochodów i ożywcze podmuchy wiatru. Ratownicy w odblaskowych strojach podeszli do nas z noszami. Podnieśli koc. Chwycili mnie za ręce. Poświecili mi latarką w oko. Powiedzieli że mnie przeniosą ale uczepiłam się brora. Musieli mnie odrywać siłą.
Nie zabierajcie go prosiłam. Jeśli nas rozdzielicie umrzemy.
Kilka szybkich cięć i nas rozdzielili.
4
Kilka tygodni pozostało do likwidacji przychodni. Rzeczy leżały na stertach gotowe do spakowania i przewiezienia dalej. Siedziałam na pryczy i czekałam na siostręnilsa.
Będzie bolało uprzedził i podał mi tabletki w kubeczku. W szpitalu mogliby panią uśpić.
John też starał się mnie przekonać.
Nie ma powodu cierpieć bez potrzeby.
Kurwa mać zdenerwowałam się. Róbcie co trzeba.
Siostranils był wrażliwym typem. Popatrzył na mnie oczami wrażliwca.
Dałby pan spokój prychnęłam i odwróciłam wzrok.
Płacz jest w porządku zapewnił. Skupiłam się na jego plakietce z nazwiskiem.
Co nie dodał i zapewne popatrzył na johna. John nie miał oczu wrażliwca. Zdarzało się może że z głębi czarnych dziur w jego twarzy wypływały łzy zmęczenia. Poza tym były jednak suche jak jezioro aralskie.
Miejmy to już za sobą popędzałam.
Proszę ją mocno złapać poprosił johna siostranils. John mocno mnie chwycił. Jego włosy połaskotały mnie po twarzy. Moglibyśmy być w innym miejscu w innym czasie w innych okolicznościach. Jego włosy w moich ustach. Jego zapach impregnujący skórę. Mrowienie spomiędzy nóg rozchodzące się żyłami po całym ciele.
Klimaks nastąpił kiedy siostranils nastawił mi rękę kości znalazły się we właściwym miejscu. Oblał mnie ból. Pochłonął mnie jak ziemia zakrywa wieko trumny. Wydarłam się na całe gardło. Na kilka sekund wszystko zniknęło. Wspomnienia twarze zdarzenia góra bror.
Z bólu się narodziliście oświadczył bóg.
5
W samochodzie kiedy jechaliśmy do smalånger wróciło wrażenie nieczucia. John był tylko przypadkowym człowiekiem choć bardzo się starał.
Mieszka tu tylko tymczasowo bo właśnie remontują jej dom powiedział a ja spytałam o kim mówi.
O pirjo wyjaśnił.
Ach o niej prychnęłam i utkwiłam wzrok w rachitycznym wale śniegowym który zostawił po sobie pług na wzniesieniu smalångerbacken.
Gdyby śnieg leżał tak jak zawsze dodałam. Mógłby zamortyzować upadek.
To nie wina śniegu odparł john. Wszedł tam na własnych nogach.
A ty spytałam. Nie mogłeś pomóc. Byłeś chyba w pobliżu. Można by pomyśleć że.
Ależ na boga krzyknął i zahamował tak gwałtownie że zgasł silnik.
Ujrzałam szaleńca. Dzikusa. Obłąkańcze spojrzenie pod grzywką kompulsywnie odgarnianą na bok. Parę czarnych dziur przy których twarz traciła rysy.
Jeśli sądzisz że mam coś wspólnego ze śmiercią twojego brata to mi to powiedz.
Widziałam cię w lesie. Czaiłeś się między drzewami. A lina się poluzowała. Ot tak po prostu. Chociaż zawiązałam na niej supeł ooca.
Czy naprawdę to zrobiłam. Czy tylko zamierzałam.
Więc sądzisz że to ja rozwiązałem linę żebyście zjechali z tej góry na łeb na szyję.
Nic nie odpowiedziałam.
Nie tylko twój brat lecz także ty ciągnął john.
Pokręcił głową. Uruchomił silnik i ruszył w stronę tartaku gdzie zostawiliśmy samochód tego babska.
Przepraszam szepnęłam i położyłam rękę na jego dłoni.
Odtrącił ją wysiadł z dżipa i trzasnął drzwiami.
Wgramoliłam się na fotel kierowcy. Babowóz pojechał w swoją stronę. Na tylnym siedzeniu leżał szalik. Sięgnęłam po niego. Przycisnęłam do twarzy. Wciąż pachniał brorem. Żywym brorem. Ale teraz jednak zostałam już tylko ja. Ja i morderca z to-nie-jest-kraj-dla-starych-ludzi. Stał tam. Z butlą tlenową. Jakby miał rozedmę płuc czy coś takiego. Z rękawa wystawał mu wężyk. I ten wężyk był podłączony do pistoletu ubojowego.
Opuściłam szybę. Zastrzel mnie poleciłam.
To nie ciebie szukam odparł.
6
Angelika była już w domu. Siedziała na ławie i szlochała.
Nie rozumiem powiedziała. Przecież wrócił do domu. Po co lazł na tę górę. Gdybym nie pojechała dziś do pracy wciąż by żył.
Gdybym nie próbowała wciągnąć go na linie to też by żył pomyślałam. Straż pożarna przyjechałaby wozem z drabiną i uratowała brora. Wprawdzie miałby odmrożone stopy i złamaną nogę w kostce. Ale by żył.
Co ja sobie myślałam. Nie myślałam.
Działałam instynktownie. Trzeba go było ratować.
A przecież ratowałam go tyle razy wcześniej. Przed alkoholem przedawkowaniem pastoremsilasem wspólnotą i w pewien sposób przed oocem.
Teraz trzeba go było uratować przed górą.
Tym razem wam się nie uda mruczała góra. Nie raz i nie dwa igraliście ze śmiercią na moich stokach. Teraz przyszła na was pora.
Musimy zadzwonić do nordina zwróciłam się do angeliki. Zamówić trumnę zarezerwować kościół.
Nic nie odpowiedziała. Dalej się tylko kołysała jak wariatka.
Bror nie żyje oświadczyłam gdy nordin odebrał telefon. Jest w drodze do ume.
Nordin jak zwykle nie powiedział nic szczególnego śmierć była dla niego chlebem powszednim. Wybąkał coś o bożym narodzeniu i nowym roku. Trzeba będzie wstrzymać się z pogrzebem do końca świąt.
Ksiądzka też będzie miała wtedy wolne dodał. Była no jak to się mówi. Wypalona.
Ksiądzka waliła głową o ścianę kościoła a bror leżał w chłodni w kostnicy.
Postanowiłam do niego pojechać.
Wybrałam się do ume. Nie zapytałam angeliki czy chce mi towarzyszyć.
Po drodze myślałam o dianie. Chwilowo nie chciałam o niej myśleć. Ani o jussim. Wcześniej czy później oboje mnie dopadną.
Nie byli ludźmi których się zapomina. Byli ludźmi których wypiera się z pamięci.
Kostnica nie wyglądała jak w filmach. Nie nazywała się nawet kostnicą tylko zakładem medycyny sądowej i nie można się było w niej zjawiać ot tak bez zapowiedzi jak poinformowała mnie kobieta w rejestracji.
Ale mój brat prawdopodobnie nie żyje wyjaśniłam. Albo nawet zapewne.
Przeprosiła zamknęła okienko i odebrała telefon.
Kiedy skończyła rozmawiać znów zapukałam w szybę.
Musi pani telefonicznie zarezerwować termin poinstruowała i podała mi kartkę z numerem telefonu.
Dzwonić można było między ósmą a dziesiątą. W poniedziałki i środy.
Wrzuciłam na luz i siedziałam w samochodzie rozkojarzona. W końcu doszłam do wniosku że muszę zadzwonić do diany. Umarł jej wuj. A ona przyjechała przecież na jego ślub do kukkojärvi. Teraz czekała aż wrócę do niej i jussiego lub przynajmniej dam jakiś znak życia.
Nie miałam telefonu. Spadł z góry i znikł w śniegu. Nie żeby mi go brakowało. Bezkontaktowość działała wyzwalająco. Pojechałam do centrum. Zaparkowałam na zjeździe ze wzniesienia i poszłam do hotelunarogu.
Płaci pani kartą spytała recepcjonistka.
Gotówką odparłam na co ta posłała mi dziwne spojrzenie.
Coś nie tak.
W zasadzie to nie. Ale od przyszłego tygodnia będziemy już przyjmować tylko płatności bezgotówkowe.
Ale jeszcze nie przyjmujecie odparłam.
Tak potwierdziła. No więc powiedziałam.
Wystrój pokoju był inspirowany morzem. Na widok korytarza dostawało się choroby morskiej. Siedziałam na łóżku i czytałam informator hotelowy. W szufladzie znalazłam biblię.
Otworzyłam ją na chybił trafił. Jak przy śmierci aatki. Otworzyłam ją na chybił trafił i popatrzyłam w tekst. Szukałam pocieszenia ale znalazłam pustkę. Jakbym nigdy nie doświadczyła straty. Jakbym nie wiedziała co to za uczucie.
Przecież mnie opłakiwałaś odezwał się koń. I nas dodały krowy.
Idźcie stąd ofuknęłam je.
Choćbym nawet chodziła doliną cienia śmierci. Zła się nie ulęknę.
Wolałabym być tam niż tutaj. Żebyśmy oboje byli albo tutaj albo tam.
Kiedy prawowierny zmierza ku śmierci bóg kładzie mu rękę na ramieniu zapewniła mnie aatka. Nie ma się czego obawiać. Ale na tego który nie wierzy. Czeka gehenna pomyślałam.
Bror miał przy sobie trochę gotówki. Wyciągnęłam jego portfel z kieszeni kurtki i rozłożyłam zawartość na narzucie łóżka. Poza banknotami znalazłam najróżniejsze karty. Kartę-lojalnościową-ok kartę-lojalnościową-ica prawo-jazdy kartę-lojalnościową-konsum kartę-biblioteczną i zdjęcie polaroid. Nasze zdjęcie na ganku w gospodarstwiekippów. Ile mogliśmy mieć wtedy lat. Może jedenaście. Byliśmy ścięci na chłopaka. Krócej z tyłu dłużej z przodu. Nie sposób było rozstrzygnąć które z nas jest które. Na palcu serdecznym prawej ręki nosiłam pierścionek z trupią czaszką. Prezent od gazety fantom. Poza tym mieliśmy na sobie podobne ubrania i takie same przekorne miny.
Z bocznej przegródki portfela wyjęłam jeszcze kilka numerów telefonu. Niepodpisanych zanotowanych na skrawkach papieru. Wszystko poza zdjęciem zapakowałam z powrotem.
Włączyłam telewizor. Przeskakiwałam z programu na program aż dotarłam do kanału informacyjnego. Szukałam jakiejś wojny albo głodu. Czegoś nad czym można by popłakać. Zaatakowanych przez muchy oczu w afryce lub wyrzuconych na plażę zwłok dzieci. Ale nawet w wiadomościach boże narodzenie czekało w blokach. Najpopularniejszy tegoroczny prezent. Rower elektryczny.
Przez pół godziny zanim zdecydowałam że zejdę do baru rozważałam różne sposoby odebrania sobie życia. Otrucie powieszenie utopienie zastrzelenie. Opcji było wiele. Doszłam do tego że najsensowniej będzie się zastrzelić. Strzelałam do zwierząt. Wiedziałam że jeden precyzyjny strzał wystarczy. Pytanie tylko jaka amunicja najlepiej się nada. Hammerhead należał do moich ulubionych.
Bar hotelowy był na wpół wypełniony na wpół pijanymi ludźmi. Większość z nich wyglądała jakby wyszła prosto z biura. Część siedziała w grupkach. Inni dwójkami. Nigdzie nie widziałam nikogo samotnego.
Przyjdźcie do mnie wszyscy którzy jesteście spracowani i obciążeni a ja wam dam odpoczynek.
Chociaż nie wyglądał wcale dziwnie wyróżniał się z tłumu. Było coś w jego spojrzeniu albo w okularach. Pogawędka płynęła równie lekko jak wchodziło wino. Nie zadawał zbyt wielu pytań. Mówił głównie o sobie. Ja tylko coś dorzucałam.
Z dupą wiewiórki lepiej się gada oświadczyłam po pewnym czasie.
Co proszę spytał i zmrużył oczy.
Masz ładne oprawki.
Zdjął okulary. Zmuszałam się żeby nie odwracać wzroku kiedy się uśmiechał. Kiedy opowiadał o dzieciach. Kiedy opowiadał o pracy. Kiedy opowiadał o żonie która pojechała służbowo do oslo. On był tu na konferencji. Mieszkał na południu w bliżej nieokreślonym miejscu.
No to jak spytałam.
Co jak.
Idziemy do ciebie na górę.
Teraz zdziwił się.
A kiedy.
Numer trzysta dwanaście powiedział.
Przyjdę za chwilę odparłam i ruszyłam do siebie. Stanęłam w łazience i przyjrzałam się swojemu odbiciu. W lustrze widziałam brora.
Gdzie jesteś westchnęłam.
Gdzieś gdzie jest ciemno.
W gehennie spytałam.
Nie nie sądzę. Raczej w nicości. Jakbym leżał w skrzyni w ciemnym pokoju. Cholernie tu zimno.
Jesteś w kostnicy odparłam. Jutro do ciebie zajrzę.
Świetnie. Zabierz mnie do domu. Mam już dość.
Poszłam schodami na górę na trzecie piętro.
Typ otworzył mi drzwi w bokserkach i tiszercie. Miał na imię tobias i pracował w firmie ubezpieczeniowej. Jego usta smakowały pastą do zębów i alkoholem.
Zabezpieczasz się spytał.
Jasne odparłam.
Wiesz nie chcę mieć dzieci po wsiach w całym kraju tak to ujmijmy.
Zaśmiał się ze swojego żartu i powiedział że trzeba się śmiać z samego siebie skoro nikt inny tego nie robi.
Moje dziecko ze wsi i ja utkwiliśmy wzrok w oknie. Bo mimo że niebo w mieście rozjaśniały latarnie i neony syriusz świecił dla nas. Alfacanismajoris. Osiem koma sześć miliona lat świetlnych od słońca. Ja byłam osiem koma sześć miliona lat świetlnych od ziemi.
Czemu sama się karzesz spytało mnie moje dziecko ze wsi.
Skoro rodzimy się z bólu odparłam. To może da się też z bólu zmartwychwstać.
Raz-od-przodu raz-od-tyłu. Stęknął po raz ostatni. Potem było po wszystkim.
Spytał jeszcze czy mógłby się na mnie wysikać.
Oczywiście powiedziałam.
To chodźmy może pod prysznic zasugerował. Trochę szacunku dla sprzątaczki.
7
Jak nisko muszę upaść zapytałam boga a bóg mi odpowiedział.
8
Wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i poskakałam po kanałach. Kiedy zmęczyły mnie reklamy wyciągnęłam telefon tobiasa. Wyglądał na nowy i nie miał pinu.
Tobias upił się alkoholem z minibarku i zasnął w połowie opowieści o swojej jakże fantastycznej mamie. Przez kilka kolejnych godzin telefon nie będzie mu potrzebny.
Przeczytałam esemesy i się wynudziłam. Większość z nich była do żony. Kobiety którą kochał nad życie. A przynajmniej dzielił z nią nazwisko. Jego żona nie odpowiedziała jednak na ani jedną wiadomość.
Jussi nie odebrał natomiast diana.
Cześć to ja powiedziałam. Dzwonię z czyjegoś telefonu.
Mamo zaczęła.
Zakryłam dłonią mikrofon. Musiałam. Coś stanęło mi w gardle. Kaszlałam i krztusiłam się a to coś chciało się wydostać.
Mamo powtórzyła jak się czujesz.
Rozmawiała z angeliką. Słyszała co się stało.
Nic ci nie jest zapytała. Chcesz żebym przyjechała. Mogę wynająć samochód albo może przyjadę z jussim. Bardzo się o ciebie martwi. Martin i satu czują się dobrze. Halo mamo jesteś tam.
W końcu udało mi się wykrztusić z siebie kilka słów. Powiedziałam jak jest. Zgubiłam telefon a ten pożyczyłam od gościa z hotelu. Stoi mi właśnie nad głową dodałam. Nie mogę zbyt długo rozmawiać. Zadzwonię jutro. Załatwię sobie tylko nowy.
Potem się rozłączyłam.
Dzwoniła kilka razy i nawet jussi zadzwonił. Wyłączyłam dźwięk. Potem podniosłam deskę klozetową. Oparłam dłoń o porcelanę i zaczęłam walić w nią pokrywą aż polała się krew.
9
Kostnica była miejscem dla zmarłych. Zwłoki leżały w chłodni której szuflady oznaczono nazwiskami. Jak w filmach. Na jednej napisano brorkippo. Wcześniej zarezerwowałam wizytę.
Zanim się wymeldowałam z hotelu zostawiłam w barze telefon tobiasa-jestem-tu-na-konferencji. Wyglądało na to że napisał kilka nowych esemesów. Głównie do żony. Musieli chyba być w otwartym związku opartym na pełnym zaufaniu. Wyznał jej że nasikał na jakąś nieznaną kobietę pod prysznicem ale cały czas myślał tylko o niej.
Na wszelki wypadek kopia tej wiadomości trafiła też do wspólnej konwersacji jego biura.
W kostnicy sofa i fotele dla żałobników stały przed salą pożegnalną. Przewożono tam zwłoki żeby bliscy po raz ostatni mogli zobaczyć zmarłego. Na moją prośbę zostawiono mnie samą.
Słyszysz mnie zapytałam.
Nic nie odpowiedział.
Halo. Bror. Słyszysz mnie.
Widziałam już zmarłych ludzi. Nie tylko rodziców. Bror wydawał się równie martwy jak pozostali. Nie było w nim życia. Naciągnęłam materiał na jego twarz i się wściekłam. Rozmawiał ze mną. Słyszałam jego głos. A jednak był martwy. Znów odsunęłam całun. Zupełnie. Patrzyłam na brora jakbym to była ja.
Przesunęłam go trochę i położyłam się koło niego. Wsunęłam rękę pod jego głowę żeby nie spadł.
Zimno nie robiło na mnie wrażenia. Bror i tak był z natury sztywny. Przeszkadzał mi tylko zapach. Mój brat nie należał do ładnie-pachnących. Zalatywał mieszanką przetłuszczonych włosów brudnych ubrań kaca dymu papierosowego potu i niemytych zębów. Idź się umyj powtarzałam mu zwykle kiedy sztynk robił się nie do zniesienia.
Węszyłam starając się wyczuć przetłuszczone włosy brudne ubrania dym pot i niemyte zęby. Pogrzebałam mu w uchu w poszukiwaniu kwaśnego wosku. Uniosłam rękę i obwąchałam pachę. Może nawet sprawdziłam między palcami stopy.
Pamiętasz jak rozbiliśmy biwak na wysepce spytałam. Tamtego lata między drugą a trzecią klasą. Ty i oociec narąbaliście drewna. Oociec twierdził że nie wytrzymamy w dziczy nawet jednego dnia. Odparłeś mu że poradzimy sobie co najmniej tydzień.
Pośród całej tej krzątaniny przyszedł allanberg z kartami i wódką. Wlali w siebie po kilka grogów. Zaczęli hałasować i nas zawołali.
Jeśli wytrzymacie tydzień dostaniecie stówę do podziału powiedział oociec.
Jasne że wytrzymamy odparliśmy i popędziliśmy do aatki która stała w kuchni.
Możesz przygotować nam prowiant poprosił bror. Będziemy mieszkać w namiocie na wyspie.
Bardziej pijany prowadzi oświadczył allanberg.
Nie tym razem odparł oociec. A’jana poprowadzi. Często to robi.
Wyjęłam z bagażnika książkę telefoniczną. Pojechaliśmy nad morze.
Ze stałego lądu nie było daleko na szkiery. Zapakowaliśmy do łodzi śpiwory i plecak z jedzeniem.
W normalny dzień sami popłynęlibyśmy łodzią.
Zawiozę was oświadczył oociec. Wskoczył do łodzi i się zachwiał. Odzyskał jednak równowagę i opadł na ławę.
Bror pierwszy zszedł na ląd. Rzuciłam mu śpiwory i worek z namiotem.
Podaj nam plecak poprosiłam ooca kiedy już stałam na brzegu.
Plecak zdziwił się. Nie sądziliście chyba że będziecie mieszkać na bezludnej wyspie z pełnym wiktem i opierunkiem zaśmiał się gromko. Uruchomił silnik i odpłynął.
Zmęczyły mnie wspomnienia. Odpoczęliśmy chwilę. Może zasnęliśmy.
Kobieta stała tam najpierw jakby nic nie rozumiała. Martwy człowiek i żywe zwłoki na jednym stole.
Proszę ze mną powiedziała i pomogła mi porządnie ułożyć brora. Naciągnęłyśmy razem płótno na jego wątłe ciało. Kiedy wychodziłyśmy obejmowała mnie ramieniem. Jej ręka była ciepła. Cała promieniowała ciepłem. Pochyliłam się do niej. Pozwoliła mi korzystać z tej termoterapii tak długo że.
Wyszłam na ulicę. Było to jak kąpiel w przeręblu.
Po drodze do domu myślałam o modlitwie salomona.
Salomon należał do ulubieńców aatki. W jego pismach było wszystko. Szarańcza manna grzech i śmiertelne gradobicie. Siedziała przy moim łóżku i nam czytała. Kiedy jeszcze byliśmy mali i wolno nam było spać w jednym łóżku. Bror wcisnął palec w moją dłoń. I z trudem łapał oddech kiedy gniewny bóg karał ziemię.
Nie rozumiesz zwróciłam się do boga. Kiedy zabrałeś brora to i mnie zabrałeś.
Znów udajesz że bóg jest ludzki prychnął bror.
A więc dalej tu jesteś spytałam.
Tak przyznał. Skorzystałem z okazji żeby się umyć przed twoim przyjściem.
Głos brora ucichł. Gdzieś żył. To mi wystarczyło.
10
Kupiłam nowy telefon i znów stałam się osiągalna. Märitljungqvist od razu do mnie zadzwoniła.
Wiem oczywiście że jesteś w żałobie i jest mi naprawdę bardzo przykro z powodu brora ale brakuje nam ludzi. Kiedy możesz zacząć.
Może po pogrzebie odparłam.
Wcześniej nie spytała. Potrzebujemy ludzi w ten weekend.
W ten weekend wypadało boże narodzenie.
Obiecałam angelice że będziemy świętować razem. Już wszystko udekorowała i upiekła ciasto. Wiesz przecież jaka ona jest.
To może w pierwszy dzień świąt nie ustępowała märitljungqvist. Albo w drugi. Albo i w pierwszy i w drugi.
Daj mi się zastanowić poprosiłam. Po stole pełzał robak. Musiał się chyba obudzić kiedy wniosłam drewno. Rozłączyłam się i wystawiłam palec. Posadziłam go na stole w kuchni i zawołałam do angeliki.
Gdzie mamy cukier.
Sprawdź w spiżarni odpowiedziała ze swojego pokoju.
Poszukałam. Robak kręcił kółka na blacie. Zapuścił się nad samą krawędź po czym zawrócił przed moją czujną ręką.
Nie widzę zawołałam. Przyczłapała do kuchni i spytała co zamierzam robić. Większość rzeczy jest już gotowa powiedziała i rozgniotła robaka pięścią.
Ale co ty robisz krzyknęłam. Nie możesz go przecież ot tak zabić.
Angelika popatrzyła na swoją dłoń. Zeskrobała zwłoki robaka do zlewu.
Przepraszam. Nie chciałam.
Poklepała mnie po ramieniu i podeszła do lodówki. Jeśli dasz radę coś zjeść to zaraz przygotuję kolację. Kupiłam wino.
Rozejrzałam się. Angelika krzątała się już przy kuchence. Usiadłam na ławie i spytałam czy jej pomóc. Nie potrzebowała więc siedziałam dyndając nogami i pijąc wino z myśliwym na etykietce.
Puk puk tu świętymikołaj. Nikt nie wszedł chociaż angelika zawołała proszę a lukas nie ujadał jak szalony bo też już nie żył więc poszłam do sieni i otworzyłam drzwi.
O proszę a’jana.
Cześć.
Nie był to świętymikołaj. Tylko bad santa.
Można na chwilkę.
Zaraz siadamy do jedzenia powiedziałam i skinęłam głową w stronę kuchni.
Nic nie szkodzi odparł i zrobił krok żeby wejść do środka.
Trzymałam mocno drzwi.
Nie zostanę długo zapewnił. Chciałbym cię tylko o coś spytać.
Ooo cześć jakob usłyszałam za sobą głos angeliki. Nie no wejdź i napij się z nami wina zaraz będziemy jeść.
Nakryła dla trzech osób. Usiedliśmy a mnie przyszło do głowy żeby się pomodlić.
Zwykle tak właśnie robimy oświadczyłam i złożyłam ręce chociaż ostatnio robiłam to minimum dwadzieścia lat temu.
Dziękujemy ci panie za twe skromne dary którymi dzielisz się z nami.
Nasz gość nie dziękował za jedzenie tylko siedział cicho ze złożonymi rękami.
Syty dzień nigdy nie jest pierwszy. Dzień spragniony to dzień najlepszy wyrecytowała angelika i opróżniła cały kieliszek wina jednym haustem.
N’gw to prawdziwy znawca win jeśli chcecie wiedzieć dodała.
A kto to taki spytałam.
N’gwpersson. Nie kojarzysz. Pisze kryminały i rozwiązuje morderstwa w telewizji.
Nie nie oglądam telewizji odparłam i nie czytam kryminałów.
A co takiego czytasz spytał jakobstenvall.
Biblię i dzienniki polowań.
N’gw też poluje. Czyli jednak macie coś wspólnego zauważyła angelika.
Przysunęła w moją stronę jedzenie. Odkroiłam kawałek pieczeni rzymskiej i włożyłam go sobie na talerz razem z ziemniakami borówkami i cebulką. Odstawiłam półmisek a angelika posłała mi spojrzenie.
Proszę częstuj się jakob powiedziała i uśmiechnęła się jak gospodyni.
Lukas na niby zawarczał pod stołem.
No więc zaczęłam po kilku gryzach. Co takiego cię tu sprowadza.
Jakobstenvall pochłaniał jedzenie dopóki nie pochłonął wszystkiego i nie zeskrobał ostatniej kropelki sosu z talerza.
Smaczne co odezwała się angelika i popatrzyła na mnie.
Oj tak. Bardzo.
Jest jeszcze spytał jakobstenvall i popatrzył na mojego odbezpieczonego kałasznikowa.
Angelika dolała nam wina a jakobstenvall poprosił ją o szklankę mleka. Ratatata.
Kiedy ten odkurzacz pochłonął porcję numer dwa i nażarty odchylił się na krześle na tyle na ile się dało również angelika chciała wiedzieć co się stało.
Nie wiem czy coś się stało zaczął ale petra zniknęła.
Jak to zniknęła zdziwiłam się.
Dziś rano nie przyszła do pracy wyjaśnił. Codziennie jeżdżę rowerem na ok żeby się z nią zobaczyć i dziś jej tam nie było. Musiała ją zastąpić ingerpersson. Stację benzynową otworzyli dopiero po ósmej. Ustawiła się już kolejka.
Może zachorowała albo coś zasugerowałam.
Nie nie. Zadzwoniłaby oświadczył. Ale mogła umrzeć. Tak jak twój brat.
Zadzwoniłaby gdzie spytała angelika.
Na ok.
A co ty możesz o tym wiedzieć odezwał się komisarzmatrinbeck.
Ingerpersson mówiła że petra nie odbiera. Pojechałem do niej i zadzwoniłem do drzwi. Nie otworzyła.
Popatrzył na mnie wzrokiem szaleńca. Wielka szkoda że bror nie żyje westchnął. Nikt się tego nie spodziewał. Słyszałem że byłaś z nim kiedy. A teraz już nie żyje.
Petra może też nie albo może nie chciała cię po prostu widzieć zauważyłam.
Zerknął na mnie. Zerwał się energicznie z miejsca i ruszył do wyjścia.
Zaczekaj zawołała za nim angelika mamy deser. Usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwiami.
Ups powiedziała angelika co się stało.
Jakobstenvall odparłam. Wrażliwy jak albinodziecko w angoli.
Zadzwoniłyśmy do petry a kiedy ta nie odebrała przeniosłyśmy się do izby. Angelika przytachała swoją kolekcję płyt.
Czego chcesz posłuchać spytała.
A co mam do wyboru.
Lassestefanz vikingarna rolandz thorleif albo ulfurban.
Wolałabym coś bardziej neutralnego.
Nie dam rady słuchać klasyki westchnęła. To ponad moje siły powiedziała unosząc płytę vivaldiego.
Cztery pory roku zauważyłam. Jest tu jeszcze ta płyta.
Najwyraźniej potwierdziła angelika. A co z nią.
Kiedy byłam mała w szkole można było wybrać instrument na którym chce się nauczyć grać wyjaśniłam. Ponieważ mieliśmy nauczycieli wyłącznie od gry na pianinie skrzypcach i akordeonie to wybrałam skrzypce.
Takie rzępolenie wzdrygnęła się angelika.
Właśnie przyznałam. Wprawdzie nauczyciel twierdził że mam talent ale oociec nie mógł tego znieść. To jest dopiero muzyka mówił i włączał jamesalasta.
Jameslast jest niczego sobie odparła angelika ale co się stało z twoimi skrzypcami.
Wziął je pod pachę. Poszliśmy za nim do obory.
Jeśli sprawisz że krowy zaczną śpiewać to będziesz mogła dalej grać oświadczył i podał mi futerał.
Posmarowałam smyczek i przyłożyłam go do brody. Stanęłam między vegą a rigel.
Zagram fragment wiosny zapowiedziałam. Całej nie umiem.
Krowy też nie mówią po łacinie odparł oociec.
Bror obgryzał paznokcie.
I jak ci poszło spytała angelika. Siedziała na samym skraju emmy z rękami splecionymi w geście zniecierpliwienia.
Rigel zaczęła pierwsza. Wyciągnęła szyję i zamuczała. Za nią odezwała się vega i pozostałe osiem krów. Śpiewały do wiosny vivaldiego. Moje palce śmigały po strunach jak jaskółka pod dach stodoły. Z boksu dobiegło nas rżenie limericka i nawet świnie zaczęły chrumkać ale oociec.
Miał jakieś imię ten wasz oociec spytała angelika.
Nie.
Co stało się później. Położyła ręce na brzuchu.
Wyrwał mi instrument. Kopnął cielną vegę żeby się przesunęła. Potem wręczył skrzypce brorowi. Trzymaj powiedział. Wrzuć je do gnoju tam gdzie ich miejsce.
Nie bror zaprotestował wysoko trzymając głowę. W oczach ooca zaiskrzyły możliwości. Poharatany bror poharatany za ocalone skrzypce.
Rób jak każe poprosiłam. Wrzuć je do gnojowiska.
Ale to przecież własność szkoły nie nasza zauważył bror.
Coś wymyślę zapewniłam go.
To błąd oświadczył bror oocu. Janie dobrze idzie. Pan od muzyki twierdzi że umie grać poprawił się. Sam słyszałem.
Śmiech ooca odbił się od betonu. Jego prawa ręka z wprawą złapała brora za kark.
Tak się zabawiał. Podnosił brora za kark i śmiał mu się prosto w twarz.
Widzisz te mięśnie jano. Nie każdy potrafi podnieść taką kupę złomu jedną ręką.
Bror upuścił skrzypce. Problem został rozwiązany.
Pozbieraj te śmieci rozkazał oociec. Z pewnością dobrze się palą.
Oczy angeliki zawilgotniały.
Wzięłam kieliszek z winem i powiedziałam dobranoc.
Idziesz spać spytała.
Tak jestem zmęczona.
W swoim dziewczęcym pokoju zadzwoniłam z nowego telefonu do johna.
Starym zwyczajem wyrecytował numer.
To ja powiedziałam.
Odchrząknął. Możemy się zdzwonić jutro powiedział.
Nie. Chciałam cię tylko spytać czy petra się do ciebie odzywała.
Petra powtórzył. Jakiś czas temu. Może w zeszłym tygodniu. Nie pamiętam.
Nie przyszła dziś do pracy wyjaśniłam. Tak się tylko zastanawiam.
Pewnie zachorowała albo coś odparł john.
Zapewne przyznałam. No to do usłyszenia.
Poczekaj zatrzymał mnie. Dzwoniłaś do niej.
Tak i to nie raz. Pewnie jest czymś zajęta.
To do niej niepodobne. Podjadę tam. I tak miałem wyjść odśnieżyć. Chcesz ze mną jechać spytał.
Już się położyłam.
To będę u ciebie za chwilę oświadczył i 11czył.
11
Przyjechał traktorem. Zobaczyłam reflektory kiedy skręcał.
Jesień poskąpiła nam śniegu.
Teraz płatki sypały się z nieba.
Usiedliśmy w kabinie traktora tak jak zwykle w niej siedzieliśmy. Usiedliśmy w jedyny sposób w jaki dało się siedzieć w volviebmsiedemdziesiątpięć.
Warkot traktora zagłuszał rozmowy. Wycieraczki walczyły ze śniegiem. Kiedy skręciliśmy w stronę ośrodka jugge ledwie było widać drogę.
John zostawił traktor na luzie. Skuleni potruchtaliśmy do wejścia.
Petra mieszkała na piętrze baraku.
Ma nowego sąsiada powiedział john kiedy mijaliśmy mieszkanie na parterze. Zza drzwi dobiegały charakterystyczne rodzinne odgłosy. Za drzwiami petry nie było słychać nic.
Najpierw zadzwoniliśmy do drzwi. Kiedy nie otworzyła spróbowaliśmy porozmawiać ze szczeliną na listy. Kiedy nic nam nie odpowiedziała john wyciągnął zapasowy klucz.
W środku czuć było śmieciami. Z kryjówki wyszedł kot i mrucząc ocierał się nam o nogi. Chociaż w zasadzie nie było to mruczenie. Raczej darcie się.
Halo zawołał john jesteś w domu.
Poszłam do kuchni kot nie odstępował mnie na krok. Znalazłam suchą karmę i nalałam mu wody. Otworzyłam lodówkę i zaraz zamknęłam. Coś w niej gniło. Smród rozniósł się po mieszkaniu i wymieszał z odorem z kuwety i zastałym powietrzem. Nigdzie nie było śladu petry. Na łóżku zalegały ubrania. W kuchni piętrzyły się zaschnięte naczynia. Krzesło leżało wywrócone a w przedpokoju kilka nieotwartych rachunków domagało się na podłodze uwagi.
Nie ma jej tu oświadczył john.
Pamiętasz kiedy ostatnio rozmawialiście spytałam.
Zastanowił się. Może w środę. Miała pracować w weekend.
Spróbowałam jeszcze raz zadzwonić. Poczta głosowa. Od razu. Komórka petry była wyłączona albo rozładowana.
Jak nic kogoś poznała powiedział john.
Może i tak przyznałam. Ale myślisz że zostawiłaby wtedy kota samego.
Nie wiem odparł. Nie rozmawiamy ze sobą zbyt często. Od kiedy pirjo się wprowadziła sytuacja jest napięta. Nie przepadają za sobą. Albo raczej petra za nią nie przepada doprecyzował.
Dziwne przyznałam. Ta-tam wydaje się taka sympatyczna. Może to dlatego że chodzi w wydumanych strojach i używa słów których nikt nie rozumie.
Jest z miasta odparł john. Potrzebuje czasu żeby przywyknąć.
Na pewno przyznałam siląc się na obojętność. Pomimo lodówki i kuwety w pokoju wyczuwalny był zapach johna. On sam oparty o drzwi spiżarni przyglądał się sprzątaczce-janie która pospiesznie wyrzucała popsute jedzenie do reklamówki-z-iki.
Przepraszam za to o linie zaczęłam. Myślałam o tym co się zdarzyło wcześniej. Może nie udało mi się wcale zawiązać węzła ooca. Tylko zwykły babski węzeł. Który puścił kiedy lina się poluzowała. Zjechał z oblodzonego pnia.
Związałam torbę po czym zostałam wciągnięta w helly’egohansena johna.
To nie twoja wina zapewnił hellyhansen.
Grzywka kłuła mnie w twarz.
Co chcesz przez to powiedzieć spytałam.
Że nie mogłaś go uratować. Może chciał umrzeć.
Nie chciał zaprotestowałam i oswobodziłam się z jego objęć. Postanowił wrócić do angeliki. Nie chciał umierać. Wcześniej tak ale nie tym razem.
A jak to będzie z nami spytał john.
Nie ma żadnych nas. Są spódnicospodnie. Złośliwości wierzgały mi na podniebieniu. Zacisnęłam usta i w końcu udało mi się je przełknąć.
To co teraz robimy zmieniłam temat. Dzwonimy na policję czy co.
Chodź do mnie powiedział john a ja się do niego zbliżyłam. Ja doszłam on doszedł po czym wszystko było po staremu. Zapach johna się rozwiał a ja wytarłam sobie kisiel z kroku. Siedząc na kiblu zobaczyłam że coś wystaje z przepełnionego śmietnika. Wyglądało jak termometr. Był to test ciążowy. Wsunęłam go do tylnej kieszeni.
Gdy przechodziliśmy koło mieszkania na parterze wciąż dochodziły z niego hałasy. Tuż przy bramie zawróciłam i zadzwoniłam do drzwi.
Otworzył mi mężczyzna w moim wieku. Spomiędzy jego nóg spoglądało na mnie dwoje dzieci. Na rękach trzymał niemowlę.
Dzień dobry zaczęłam. Nazywam się jana i jestem znajomą petry która mieszka tu na górze. Wygląda na to że nie ma jej w domu. Widział pan ją gdzieś ostatnio.
Mężczyzna sprawiał wrażenie jakby nie rozumiał.
Przepraszam usprawiedliwił się nie mówić za dobrze szwedzki.
Na górze powtórzyłam i pokazałam palcem. Mieszka dziewczyna. Widział ją pan. Wycelowałam sobie palcami w oczy.
Pokręcił głową. Dawno temu dodał. Może tydzień.
Kot wyrywał się z moich objęć.
Przeprosiłam za najście i sobie poszłam.
Kot miauczał przez całą drogę do smalånger. Wsadziliśmy go do jutowego worka żeby nam nie czmychnął. John wjechał zasypaną śniegiem drogą na wzgórze i zatrzymał się przy gospodarstwiekippów.
Podałam mu kota. Wiercił się.
Jak z nim spytał. Pirjo brzydzi się kotów.
Wygodna wymówka przeszło mi przez głowę ale pomyślałam też o kocie.
Do jutra rzucił john.
Zadzwoń na policję upomniałam go.