Kain - Jose Saramago - ebook + książka

Kain ebook

José Saramago

4,2

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Absolutnie „heretycka” interpretacja biblijnych historii napisana z charakterystycznym dla Saramago humorem.

Ostatnia powieść José Saramago. Dowcipna, ironiczna, ale jednocześnie głęboko filozoficzna przypowiastka o Kainie, który za swój zbrodniczy czyn został skazany przez Boga na wieczną tułaczkę. Pisarz, swoim charakterystycznym kwiecistym językiem, ze swadą i humorem, czasem cierpkim, przedstawia absolutnie „heretycką” interpretację biblijnych historii, które mogą być odczytywane jako manifest nonkonformizmu. Powieść, wydana na krótko przed śmiercią portugalskiego noblisty, to bezkompromisowa i gorzka refleksja nad naturą człowieka i Boga, ich moralną niejednoznacznością.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 165

Oceny
4,2 (24 oceny)
11
8
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ligea1313

Nie oderwiesz się od lektury

super
00

Popularność




Dla Pilar, jakbym mówił woda.

Wiarą lepszą ofiarę ofiarował Abel Bogu, niżeli Kain, przez którą świadectwo otrzymał, że jest sprawiedliwy, jakoż sam Bóg świadectwo dał o darach jego, a przez te umarłszy jeszcze mówi.

(Do Żydów 11.4)

KSIĘGA BZDUR1

W pracy nad przekładem niniejszej powieści korzystałem z tzw. biblii gdańskiej: Biblia, to jest całe Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu z hebrajskiego i greckiego języka na polski pilnie i wiernie przetłumaczone, Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo Biblijne, Warszawa 1976. [wróć]

1

Kiedy pan, znany również jako bóg, zorientował się, że adam i ewa, z wyglądu absolutnie doskonali, nie potrafią wydobyć z siebie ani słowa, a nawet prostego dźwięku, choćby najbardziej prymitywnego, z całą pewnością okrutnie zirytował się sam na siebie, wszak w ogrodzie edeńskim nie było nikogo więcej, na kogo mógłby ewentualnie zrzucić odpowiedzialność za tak poważne braki, a przecież inne zwierzęta, wszystkie one, tak jak tych dwoje ludzi, powstałe w wyniku boskiego niech się stanie, cieszyły się własnym głosem, jedne ryczały i wyły, inne chrząkały, świergotały, świstały bądź gdakały. W przypływie gniewu, zaskakującego u kogoś, kto może rozwiązać wszystkie problemy kolejnym szybkim fiat, podbiegł do człowieczej pary i najpierw jednemu, a potem drugiemu, w mgnieniu oka, bez żadnych półśrodków, wcisnął do gardła język. W pismach, które na przestrzeni dziejów poświęcono, trochę na wyczucie, zdarzeniom z tych odległych czasów, czy to kanonicznie poświadczonych w przyszłości, czy też owoców apokryficznej wyobraźni, a co za tym idzie nieodmiennie heretyckich, nie wyjaśnia się wątpliwości w kwestii tego, jaki to był język, a mianowicie, czy chodziło o wilgotny i giętki mięsień, wiecznie poruszający się w jamie ustnej, a czasem także poza nią, czy też o mowę, zwaną również narzeczem, którą pan niestety puścił w niepamięć, więc nie mamy pojęcia, jaka była, zwłaszcza że nie pozostał po niej żaden ślad, choćby tylko serce wycięte w korze drzewa z jakimś sentymentalnym podpisem, coś w rodzaju kocham cię, ewo. Ponieważ zasadniczo jedno nie mogło istnieć bez drugiego i jedna rzecz w zasadzie nie powinna następować bez drugiej, jest bardzo prawdopodobne, że innym celem gwałtownego wetknięcia niemych języków w gardła latorośli było zaznajomienie tychże języków z najgłębszymi zakamarkami istoty cielesnej, tak zwanymi niepokojami ludzkimi, aby w przyszłości, już z niejaką znajomością przyczyny, mogły mówić o swym mrocznym i zawikłanym pogubieniu, tymczasem ledwie wychylając się przez okno ust. Wszystko jest możliwe. Oczywiście, powodowany sumiennością dobrego rzemieślnika, ze wszech miar godną najwyższego uznania, poza zaradzeniem z właściwą pokorą uprzedniemu niedbalstwu, pan chciał sprawdzić, czy jego błąd został poprawiony, więc zapytał adama, Ty, jak ty się nazywasz, a mężczyzna odpowiedział, Jestem adam, twój pierworodny, panie. Następnie stworzyciel zwrócił się do kobiety, A ty, jak ty się nazywasz, Jestem ewa, panie, pierwsza dama, odrzekła ona niepotrzebnie, skoro żadnej innej tam nie było. I zobaczywszy, że to było dobre, pan pożegnał się paternalistycznym Do zobaczenia, po czym oddalił się do swoich spraw. Wtedy po raz pierwszy adam powiedział do ewy, Chodźmy do łóżka.

Set, trzecie dziecko rodziny, przyjdzie na świat dopiero za sto trzydzieści lat, nie dlatego, że matczyna brzemienność będzie wymagać tak wiele czasu, aby zakończyć proces fabrykacji nowego potomka, lecz dlatego, że gonady ojca i matki, odpowiednio jądra i jajniki, potrzebowały ponad wieku, aby osiągnąć dojrzałość i rozwinąć wystarczającą zdolność reprodukcyjną. Trzeba tu od razu powiedzieć wyrywnym, że fiat wydarzyło się raz i wystarczy, bo mężczyzna i kobieta to nie maszyna do napełniania kiełbasy, hormony to bardzo skomplikowana sprawa, nie produkuje się ich ot tak sobie, po łebkach, nie ma ich w aptekach ani w supermarketach, trzeba dać czasowi czas. Przed setem przyszli na świat, w niewielkim odstępie czasu, najpierw kain, a potem abel. Nie sposób natychmiast nie wspomnieć o głębokim znudzeniu wynikającym z tylu lat życia bez żadnych sąsiadów, bez rozrywek, bez dziecka raczkującego pomiędzy kuchnią i pokojem, bez żadnych innych wizyt niż te pana, a nawet i one były nieliczne i bardzo krótkie, oddzielone długimi okresami jego nieobecności, dziesięć, piętnaście, dwadzieścia, pięćdziesiąt lat, wyobrażamy sobie, że niewiele brakowało, by samotni mieszkańcy raju na ziemi zaczęli siebie postrzegać jako biedne sieroty porzucone w lesie wszechświata, choćby nie były w stanie wyjaśnić, co to takiego sieroty ani porzucenie. To prawda, że od czasu do czasu, ale też nie nazbyt często, adam mawiał do ewy, Chodźmy do łóżka, ale rutyna małżeńska, w przypadku tych dwojga spotęgowana jeszcze absolutnym brakiem urozmaicenia co do pozycji, wynikającym z niedoświadczenia, już wtedy okazała się tak destrukcyjna jak inwazja korników zżerających belki fundamentu. Na zewnątrz, pomijając pył sypiący się tu i ówdzie z mikroskopijnych dziureczek, atak jest ledwie dostrzegalny, ale wewnętrznie sprawy mają się zupełnie inaczej, niewiele trzeba, żeby się zawaliło to, co wydaje się tak solidne. Niektórzy twierdzą, że w sytuacjach takich jak ta urodzenie dziecka może mieć ożywczy wpływ, jeśli nie na libido, co jest dziełem znacznie bardziej skomplikowanych procesów chemicznych niż nauka zmieniania pieluch, to przynajmniej w materii uczuć, a to już i tak niemało. Co do pana i jego sporadycznych wizyt, celem pierwszej było sprawdzenie, czy adam i ewa mają kłopot z zainstalowaniem się w domu, druga, aby sprawdzić, czy wyciągnęli jakieś korzyści z wiejskiego życia, a trzecia po to, żeby powiadomić, że nieprędko wróci, bo musi dokonać objazdu innych rajów, istniejących na niebieskim firmamencie. Tak naprawdę pojawił się po upływie bardzo długiego czasu, w dniu, którego nie wciągnięto do rejestru, żeby wyrzucić nieszczęsne małżeństwo z ogrodu za ohydną zbrodnię zjedzenia owocu z drzewa wiedzy złego i dobrego. To zdarzenie, leżące u podstaw pierwszej definicji grzechu pierworodnego, do owego czasu zupełnie nieznanego, nigdy nie zostało porządnie wyjaśnione. Po pierwsze, nawet najmniej rozwinięty rozum nie miałby kłopotu, by pojąć, że zawsze jest lepiej wiedzieć, niż nie wiedzieć, osobliwie w sprawach tak delikatnych jak ta, dotycząca dobra i zła, bo bez tej wiedzy każdy ryzykuje wieczne potępienie w piekle, które wtedy zresztą jeszcze trzeba było wymyślić. Po drugie, nieprzewidywalność pana woła o pomstę do nieba, bo jeśli rzeczywiście nie chciał, żeby zjedli mu ten tam owoc, bardzo łatwo byłoby temu zaradzić, wystarczyłoby nie posadzić drzewa albo też zasadzić je w innym miejscu, albo otoczyć zasiekami z drutu kolczastego. I po trzecie, to nie z powodu nieusłuchania nakazu pańskiego adam i ewa odkryli, że są nadzy. Byli nagusieńcy, kiedy szli ze sobą do łóżka, a jeśli pan nigdy nie zwrócił uwagi na tak oczywisty brak wstydu, winę za to ponosi ślepota rodziciela, ta mianowicie, najwyraźniej nieuleczalna, która nie pozwala nam dostrzec, że było nie było, nasze dzieci są tak samo dobre i złe jak cała reszta.

Uporządkujmy nieco sytuację. Zanim dalej pociągniemy naprzód tę pouczającą i ostateczną historię kaina, w którą z nigdy wcześniej niewidzianą bezczelnością wsadzamy łapy, być może byłoby wskazane wprowadzić niejaką chronologię wydarzeń, aby czytelnik nie poczuł się zagubiony w kwestii anachronicznych miar i wag. Tak też zrobimy, zaczynając od wyjaśnienia pewnej wspomnianej tu złośliwej wątpliwości, dotyczącej tego, czy adam mógł spłodzić dziecko w wieku stu trzydziestu lat. Na pierwszy rzut oka nie, jeśli uciekniemy się wyłącznie do wskaźników płodności z obecnych czasów, lecz te sto trzydzieści lat w tamtym okresie dziecięctwa świata oznaczało niewiele więcej niż zwykły, pełen wigoru okres dorastania, z którego nie szydziłby nawet najmłodszy casanova. Ponadto nie od rzeczy byłoby przypomnieć, że adam dożył dziewięciuset trzydziestu lat i w związku z powyższym niewiele brakowało, by utracił życie w powszechnym potopie, albowiem opuścił ten padół w czasach życia lamecha, ojca noego, przyszłego budowniczego arki. Miał zatem czas, żeby ociągać się z płodzeniem dzieci, zwłaszcza jeśli taką miał ochotę. Jak już wspomnieliśmy, drugi po kainie był abel, blondynek o zgrabnej sylwetce, który doświadczywszy ze strony pana wyższych dowodów uwielbienia, skończył wyjątkowo nikczemnie. Trzeciego, co też już zostało powiedziane, nazwali set, ale on nie pojawi się w opowieści, budowanej przez nas krok za krokiem z wrażliwością historyka, dlatego tutaj go porzucamy, zostało tylko imię, nic więcej. Niektórzy twierdzą, że to w jego głowie zrodziła się myśl stworzenia religii, ale tymi delikatnymi sprawami zajęliśmy się już w sposób wyczerpujący w przeszłości, z godną potępienia lekkomyślnością, według opinii niektórych znawców, i w kategoriach, które najprawdopodobniej odbiją nam się czkawką dopiero przy orzeczeniach sądu ostatecznego, kiedy to wszystkie dusze zostaną skazane, czy to z nadmiaru, czy z niedoboru. Teraz interesuje nas tylko rodzina, w której tata adam jest głową, i to złą głową, bo nie sposób określić tego inaczej, gdyż ledwie małżonka przyniosła mu zakazany owoc wiedzy złego i dobrego, a już niekonsekwentny pierwszy patriarcha, pozwoliwszy się prosić, tak naprawdę bardziej dla własnej przyjemności niż z prawdziwego przekonania, zakrztusił się nim, zostawiając nas, ludzi, na zawsze naznaczonych tym cholernym kawałkiem jabłka, którego nijak nie da się ani przełknąć, ani wypluć. Nie brak też twierdzących, że jeśli adam nie zdołał przełknąć całego fatalnego owocu, to dlatego, że nagle objawił się pan, żądając wyjaśnienia, co się z nim dzieje. Tak przy okazji, zanim zupełnie o tym zapomnimy albo rozwój opowiadania uczyni tę uwagę nieodpowiednią, bo spóźnioną, wyjawimy na poły potajemną wizytę, złożoną przez pana w ogrodzie edeńskim w pewną ciepłą letnią noc. Jak to zwykle, adam i ewa spali nago, jedno po jednej stronie, a drugie po drugiej, nie dotykając się, obrazek to budujący, lecz mylący, najdoskonalszej niewinności. Nie obudzili się, a i pan ich nie obudził. Sprowadziła go tam ochota naprawienia pewnego niedociągnięcia w technologii produkcji, z którego w końcu zdał sobie sprawę, w dość znaczący sposób czyniącego jego stworzenia brzydszymi, a którym był, proszę sobie wyobrazić, brak pępka. Biaława skóra jego dzieci, której nie mogło opalić delikatne rajskie słońce, jawiła się zbyt naga, nazbyt wyzywająca, w pewien sposób obsceniczna, jeśli takie słowo już wtedy istniało. Nie zwlekając, aby się nie obudzili, bóg wyciągnął rękę i powoli palcem wskazującym nadusił brzuch adama, następnie szybko przekręcił palec i pojawił się pępek. Ta sama operacja w przypadku ewy dała podobny wynik, z tą różnicą, że jej pępek wyszedł znacznie lepiej, jeśli chodzi o rysunek, obramowanie i delikatność fałdek. Wtedy po raz ostatni pan spojrzał na swoje dzieło i uznał je za dobre.

Pięćdziesiąt lat i jeden dzień po tej szczęśliwej operacji chirurgicznej, rozpoczynającej nową erę na polu estetyki ciała ludzkiego pod zgodnym hasłem, że wszystko w nim można poprawić, wydarzyła się katastrofa. Zapowiedziany grzmotem pojawił się pan. Ubrany był w szaty inne niż zwykle, prawdopodobnie zgodnie z nową cesarską modą z nieba, na przykład potrójną koroną na głowie, a w ręku dzierżył berło jak wielką laskę. Jam jest pan, wrzasnął, jestem, który jestem. W rajskim ogrodzie zapadła grobowa cisza, nie słychać było nawet brzęczenia osy ani szczekania psa, ani ćwierkania ptaszyny, ani też ryku słonia. Jedynie stado szpaków siedzących na bujnym drzewie oliwnym, pochodzącym jeszcze z czasów zakładania ogrodu, instynktownie wzbiło się w powietrze, a były ich setki, żeby nie powiedzieć tysiące, bo niemal przesłoniły cały nieboskłon. Kto nie usłuchał moich rozkazów, kto zerwał owoc z mego drzewa, zapytał bóg, wbijając w adama piorunne spojrzenie, słowo to wyszłe z użycia, ale wymowne jak rzadko które. Zrozpaczony biedak bezskutecznie usiłował przełknąć zdradzający go kawałek jabłka, ale głos nie opuścił jego gardła, ani w tę, ani we w tę. Odpowiadaj, znowu rozbrzmiał choleryczny głos pana, podczas gdy berło niebezpiecznie zatrzęsło się adamowi nad głową. Walcząc z całych sił, świadomy tego, jak źle jest zrzucać winę na kogo innego, adam powiedział, Kobieta, którą mi dałeś, dała mi ten owoc złego i dobrego, więc go zjadłem. Obrócił się pan w stronę kobiety i zapytał, Cóżeś uczyniła, o nieszczęsna, a ona odpowiedziała, Wąż mnie zwiódł, więc zjadłam, Och, fałszywa, kłamliwa, nie masz węży w raju, Panie, ja nie powiedziałam, że w raju są węże, ale mówię, że przyśnił mi się wąż, który odezwał się do mnie, Czyli że pan zabronił wam jeść owoce ze wszystkich drzew w ogrodzie, a ja odpowiedziałam, że to nieprawda, że nie możemy jeść owoców tylko z drzewa stojącego pośrodku raju i że umrzemy, jeśli ich dotkniemy, Węże nie mówią, co najwyżej syczą, zauważył pan, Ten z mojego snu mówił, No i co takiego jeszcze powiedział, jeśli można wiedzieć, zapytał pan, wysilając się, aby nadać słowom kpiący ton, wcale niepasujący do niebiańskiej godności szat, Wąż powiedział, że nie umrzemy, Ach tak, ironia pana była coraz bardziej dostrzegalna, najwyraźniej temu wężowi się zdaje, że wie więcej ode mnie, Taki miałam sen, panie, że nie chciałeś, żebyśmy zjedli owoc, bo otworzą nam się oczy i poznamy zło i dobro, tak jak je znasz ty, panie, I co zrobiłaś, zatracona kobieto, kobieto lekkomyślna, gdy zbudziłaś się ze swojego snu, Poszłam do drzewa, zjadłam owoc i przyniosłam adamowi, który też zjadł, Tu mi utkwił, powiedział adam, dotykając gardła, Bardzo dobrze, powiedział pan, skoro tak sobie chcieliście, to tak sobie będziecie mieli, od tej chwili skończyło się dobre życie, ty, ewo, nie tylko będziesz cierpieć wszystkie dolegliwości ciążowe, w tym nudności, ale też urodzisz w bólach, a jednak będziesz czuła pociąg do mężczyzny i on będzie tobą rządził, Biedna ewo, źle zaczynasz, smutny będziesz mieć los, rzekła ewa, Powinnaś była o tym wcześniej pomyśleć, a co do ciebie, adamie, przez ciebie ziemia stała się przeklęta i w wielkim cierpieniu wyrywać z niej będziesz pożywienie przez całe swoje życie, rodzić będzie jedynie ciernie i osty, a ty będziesz musiał jeść trawę z pól, jedynie wylewając pot, zdołasz zebrać dość strawy, aż pewnego dnia sam obrócisz się w ziemię, bo z niej powstałeś, tak naprawdę, żałosny adamie, prochem jesteś i w proch się obrócisz. Powiedziawszy to, pan sprawił, że pojawiło się kilka zwierzęcych skór, aby przysłonić nagość adama i ewy, a oni porozumiewawczo mrugnęli do siebie, bo od pierwszego dnia wiedzieli, że są nadzy, i doskonale to wykorzystali. Powiedział wtedy pan, Poznawszy dobro i zło, człowiek stał się podobny do boga, teraz trzeba mi już tylko, żeby zjedli owoc z drzewa życia i na zawsze żyli, tylko tego by brakowało, dwóch bogów w jednym wszechświecie, dlatego wypędzam ciebie i twoją żonę z tego edenu, u którego wrót postawię na straży uzbrojonego cherubina z ognistym mieczem, a on nie pozwoli wejść nikomu, a teraz odejdźcie, wyjdźcie stąd, nigdy więcej nie chcę was oglądać na oczy. Niosąc na grzbiecie cuchnące skóry, kołysząc się na ociężałych nogach, adam i ewa wyglądali jak dwa orangutany, po raz pierwszy w życiu stojące na nogach. Poza rajskim ogrodem ziemia była jałowa, niegościnna, pan nie przesadzał, kiedy groził adamowi cierniami i ostami. Tak jak sam powiedział, skończyło się dobre życie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł oryginału: Caim

Copyright © 2009, José Saramago

All rights reserved

Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2013, 2016

Informacja o zabezpieczeniach

W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.

Redaktor: Elżbieta Bandel

Opracowanie graficzne serii i projekt okładki: Zbigniew Mielnik

Fotografia na okładce © Alamy/BE&W

Wydanie II e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Kain, wyd. I, Poznań 2013)

ISBN 978-83-7818-221-4

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel.: 61 867 81 40, 61 867 47 08

fax: 61 867 37 74

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer