14,99 zł
Alex Arrandale najbardziej w życiu ceni sztukę i dobrą zabawę. Jako niezależny finansowo młodszy syn earla nigdy nie musiał sprawować żadnych obowiązków ani też liczyć się z niczyim zdaniem. Wszystko zmienia się, kiedy nagle umiera jego starszy brat i Alex dziedziczy tytuł wraz z odpowiedzialnością za całą rodzinę i jej majątek. Alex dowiaduje się, że w rodzinnym pałacu Chantreys mieszkają dwie bratanice i ich guwernantka i postanawia się ich pozbyć. Chce, aby cała rezydencja służyła mu jako miejsce nieskrępowanej zabawy. Okazuje się jednak, że guwernantka dziewczynek, panna Diana Grensham, ani myśli wykonać polecenie nowego earla. Rozpoczyna się pojedynek charakterów…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 284
Tłumaczenie: Wanda Jaworska
Chociaż promienie kwietniowego słońca oświetlały kariolkę, to nie wpłynęły na poprawę ponurego nastroju powożącego nią Aleksa Arrandale’a. Był pogrążony w głębokim smutku od czasu, kiedy dowiedział się, że jego starszy brat James zginął w katastrofie, do której doszło na morzu. Nie tylko nieodwołalnie stracił brata, ale także wbrew swoim chęciom stał się ósmym hrabią Davenport. Nie pragnął sukcesji i jej nie oczekiwał.
Trzydziestoletni James był od niego starszy tylko o dwa lata. Mimo to wszyscy członkowie rodziny uważali, że on i jego żona Margaret powinni sprawić, by na świecie pojawił się dziedzic tytułu i majątku, zapewniający ciągłość rodu. Mieli już córeczkę, ale potrzebny był chłopiec. Nastąpiła seria poronień, po której hrabina nie mogła w pełni odzyskać sił. Pod naciskiem krewnych i za radą lekarzy małżonkowie wybrali się w podróż morską na południe Europy, by w tamtejszym klimacie stan zdrowia Margaret poprawił się na tyle, aby mogła zajść w ciążę i urodzić męskiego potomka.
Jednak Margaret i James nigdy nie dotarli do celu, ponieważ w czasie październikowego sztormu w Cieśninie Gibraltarskiej statek wpadł na mieliznę i wszyscy jego pasażerowie oraz załoga utonęli. Wiadomość o tragedii dotarła do Aleksa po kilku tygodniach, pogrążając go w żałobie. Minęło sześć miesięcy od śmierci brata i jego żony, a on wciąż nosił czarny fular. Poza tym w jego życiu pozornie nic się nie zmieniło. Zimę spędzał jak zawsze, biorąc udział w licznych spotkaniach towarzyskich, podczas których polowania, gry hazardowe i flirt należały do codziennych rytuałów. Tylko jego najbliższy przyjaciel, Gervase Wollerton, dostrzegał, że w tej gorączkowej gonitwie Aleksa za rozrywkami jest coś nienaturalnego.
„Wszyscy uważają, że śmierć bliskich krewnych za bardzo cię nie obeszła” – powiedział mu w chwili szczerości. „Moim zdaniem, przejmujesz się aż za bardzo”.
Być może tak jest, pomyślał Alex, kierując parę czystej krwi siwków w stronę bramy prowadzącej do Chantreys. Ścieżka wiła się między drzewami, na których zaczynały się pojawiać pierwsze liście. Zwolnił, świadom, że po zimie na drodze mogą być dziury i wyboje. W pewnej chwili zauważył postać siedzącą na pniu zwalonego drzewa, nieopodal pobocza drogi. Okazało się, że to młoda kobieta, trzymająca w dłoni szkicownik. Zrzuciła beret, więc jej rude włosy lśniły złotym blaskiem w promieniach słońca. Natychmiast ją poznał. Nie widział jej od lat, ale te płomienne włosy nie pozostawiały żadnych wątpliwości, kogo ma przed sobą. To Diana Grensham, siostra jego nieżyjącej bratowej i zarazem guwernantka ich córeczki oraz innego osieroconego dziecka z rodziny Arrandale’ów, które zmarły James wziął pod opiekę. Zatrzymał konie i obserwował ją przez dłuższą chwilę, ogarniając wzrokiem filigranową postać w skromnej sukni w zielono-żółtych kolorach, z burzą rudych włosów, tworzących nad jej głową lśniącą aureolę.
– Dobrzy wieczór, panno Grensham – zagadnął.
Podniosła głowę i popatrzyła na niego ze spokojem. Zauważył jej niezwykłe oczy: orzechowe i upstrzone zielonymi kropkami. Nie jest pięknością, pomyślał, ale ma żywą twarz, a lekko uniesione w kącikach pełne usta sprawiają wrażenie, jakby wciąż się uśmiechała.
– Wieczór? – odezwała się łagodnym melodyjnym głosem, w którym pobrzmiewała wesoła nuta. – Czyżby było tak późno?
– Nie dziwi pani mój widok? – spytał Alex.
– Wiedziałam, że wybiera się pan tutaj, ale nie znałam terminu. – Panna Grensham zamknęła szkicownik i wstała. – Szkoda, że nie uprzedził nas pan o wizycie, ale jestem pewna, że pani Wallace znajdzie odpowiedni poczęstunek. Jeśli skieruje się pan najpierw do stajni, by tam zostawić konie, to pójdę do domu pierwsza i powiadomię ją, że pan przyjechał.
– Proszę pozwolić, że panią podwiozę – zaproponował Alex i zwrócił się do lokaja: – Stark, zejdź i pomóż pani wsiąść.
– Czyżbym była kaleką? – spytała wyzywającym tonem Diana.
– Nie, ale chciałbym z panią porozmawiać.
Panna Grensham podała szkicownik i ołówki lokajowi i z łatwością wspięła się na siedzenie, ukazując przy tym skrawek koronkowej pończochy. Hrabia nie mógł sobie przypomnieć, by kiedykolwiek ktoś mu powiedział, że ona utyka. W każdym razie na pewno te kształtne kostki, jak również delikatne stopy obute w ładne, choć praktyczne trzewiki nie były zdeformowane.
– Stark zaniesie pani przybory do domu – powiedział. – Przejedziemy się po parku w ten piękny dzień, a przy okazji porozmawiamy o dziewczynkach. Mam nadzieję, że nie ma pani nic przeciwko temu? – dodał.
– A pozostawił mi pan wybór?
– Pomyślałem, że łatwiej będzie nam rozmawiać tutaj niż w domu.
– Chyba ma pan rację – zgodziła się Diana. – Jest pan ulubieńcem dziewczynek i gdy tylko dowiedzą się o przyjeździe, zechcą mieć pana tylko dla siebie. Choć Meggie może zapytać, dlaczego przedtem pan ich nie odwiedzał – dodała w zamyśleniu.
– Byłem bardzo zajęty – odparł hrabia.
– Za bardzo, żeby móc pocieszyć osieroconą bratanicę? Zarówno ona, jak i Florence zostały pozostawione pod naszą wspólną opieką, milordzie – zauważyła.
– Nie musi mi pani o tym przypominać. – Alex smagnął biczem nad głowami siwków.
Co miał jej powiedzieć? Zdawał sobie sprawę, że to było niegodziwe, ale wiedział, że wcześniej nie byłby w stanie stanąć twarzą w twarz z cudzym smutkiem spowodowanym śmiercią Jamesa. Sam był sportsmenem, brawurowym jeźdźcem i pięściarzem niemającym sobie równych, do tego doskonale władał bronią, ale lękał się spotkania z bratanicą i ujrzenia jej cierpienia. Wmówił sobie, że najodpowiedniejszą osobą do utulenia w żalu małej Meggie jest siostrą jej mamy. Tym bardziej że od czterech lat była jej guwernantką, podobnie jak Florence Arrandale, której matka zmarła w czasie porodu, a ojciec opuścił kraj w podejrzanych okolicznościach. James wziął pod swój dach Florence i dziewczynki wychowywały się jak siostry. Podejrzewano, że ojciec Florence już nie żyje, więc James zabezpieczył ją w testamencie i powierzył opiece Aleksa na wypadek swojej śmierci, chociaż nie przewidywał, że nadejdzie tak szybko i nieoczekiwanie.
Do tej pory w życiu dziewczynek Alex funkcjonował jako ukochany stryjek, odwiedzający je okazjonalnie, żeby przywieźć smakołyki i pobawić się z nimi przez godzinę czy dwie przed powrotem do pełnego uciech własnego życia. Po śmierci brata został ich prawnym opiekunem. Cóż on wiedział o wychowywaniu dzieci, o ich potrzebach i smutkach? W głębi duszy zdawał sobie sprawę, że nie ma dobrych argumentów na swoją obronę, ale bardzo wygodnie było nie dopuszczać tego do świadomości.
– Przynajmniej korespondował pan ze mną – ciągnęła Diana. – Powinnam być wdzięczna, że nie zostawił pan tego obowiązku swojemu sekretarzowi.
– Żona mojego brata była pani siostrą, pani smutek był równy mojemu i chciałem złożyć pani kondolencje – odparł Alex, choć zdawał sobie sprawę, że okolony czarną obwódką list z paroma banalnymi zwrotami okolicznościowymi to stanowczo za mało.
– Tak, dziękuję.
Alex zorientował się, że Diana podziela jego niechęć do ujawniania emocji, nie kontynuował więc tego tematu, lecz spytał o dziewczynki.
– Wydaje się, że są dość zadowolone, chociaż bardzo tęsknią za mamą i tatą. Florence jest co prawda tylko kuzynką, ale zapewniam pana, że jej żal dorównuje żalowi Meggie – odrzekła Diana.
– Bardzo mi przykro, że wcześniej ich nie odwiedziłem – przyznał ze szczerym smutkiem Alex.
– Cóż, ale teraz jest pan tutaj i dziewczynki bardzo się ucieszą na pana widok. Czy o tym chciał pan ze mną rozmawiać?
– Pomyślałem, że może chciałyby podjąć naukę w szkole – rzekł Alex.
– Zdaje pan sobie sprawę, że jestem odpowiedzialna za ich edukację? – zapytała Diana po chwili namysłu. – Testament pańskiego brata nie pozostawia co do tego wątpliwości.
– Oczywiście, ale to nie znaczy, że nie mogę się tym interesować.
– Naturalnie, lecz nie uważam, by szkoła była dla nich odpowiednim miejscem zwłaszcza teraz, krótko po stracie rodziców.
– Słusznie, ale może wolałyby przebywać w innym domu, z dala od wspomnień.
– Tutaj są u siebie, milordzie. To zawsze był ich rodzinny dom – podkreśliła Diana.
Alex zaczął się lekko niecierpliwić. W końcu musi wyjawić, dlaczego chce, żeby dziewczynki się wyprowadziły.
– Teraz ten dom należy do mnie, panno Grensham, i chciałbym móc z niego korzystać – oświadczył wprost.
– Przecież nic nie stoi na przeszkodzie, żeby tak się stało – odrzekła. – Dziewczynki będą wręcz uszczęśliwione, widując pana częściej.
– Nie w tym rzecz. Zamierzam zapraszać przyjaciół, a to nie będzie… stosowne, o ile w domu będą przebywały dzieci.
– Co pan przez to rozumie? – zdziwiła się Diana.
– Mam się wyrazić dosłownie? – Alex westchnął poirytowany. – Jestem kawalerem.
– Czy mam przez to rozumieć, że pan i pańscy goście mogą się zachowywać w sposób niestosowny? – spytała Diana, cedząc słowa.
– Jest taka możliwość. – Alex szybko przebiegł w myśli grono przyjaciół i dodał: – Więcej niż możliwość.
– To godne uznania, że chce pan oszczędzić dzieciom gorszących scen – zauważyła Diana. – Sądzę, że w takim razie lepiej by było, gdyby organizował pan spotkania towarzyskie gdzie indziej. W posiadłościach Davenportów znajdzie się kilka wspaniałych obiektów.
– Wiem o tym, ale ja chcę Chantreys – odparł zirytowany Alex.
– Dlaczego to dla pana takie ważne, żeby mieć do dyspozycji akurat ten dom? – indagowała dalej Diana.
Alex nie zamierzał jej wyjawić, że tutaj on i James spędzili większą część dzieciństwa i tu byli najszczęśliwsi. Zdawał sobie sprawę, że panna Grensham wykorzystałaby ten argument przeciwko niemu, nalegając, aby pozwolił bratanicy i jej kuzynce zostać w Chantreys. Odwołałaby się do lepszej strony jego charakteru, tyle że on już dawno ją pogrzebał.
– Panno Grensham, może pani nie jest świadoma, jaka presja ciąży na każdym, kto jest głową rodziny. Oczekuje się, że rychło wstąpi w związek małżeński i sprowadzi na świat dziedzica. Starzy przyjaciele rodziny, krewni, o których nawet nie słyszałem, uważają, że mają prawo wtrącać się w moje życie. – Alex się skrzywił. – Co więcej, nalegają, żebym znalazł odpowiednią kandydatkę na żonę jeszcze przed końcem roku. Natomiast ja zamierzam im pokazać, że nie pozwolę się zmusić do małżeństwa. Chcę w Chantreys urządzić największe, najbardziej skandaliczne przyjęcie spośród dotychczasowych, zaprosić tu całą śmietankę towarzyską Londynu. Niech zobaczą, jakim jestem niecnym Arrandale’em i raz na zawsze zaprzestaną cholernych swatów!
Spojrzał na siedzącą obok niego pannę Grensham i ze zdumieniem stwierdził, że nie jest ani zszokowana jego słowami, ani oburzona. Mało tego, miała odwagę się roześmiać.
– To najbardziej absurdalna rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam – oznajmiła po chwili. – Na pewno nie zabiorę dziewczynek z Chantreys tylko po to, żeby pozwolić panu pofolgować tak egoistycznym zamiarom.
Alex zatrzymał kariolkę. Z trudem opanował złość.
– Panno Grensham, zapomniała pani, że teraz jestem hrabią? – spytał ze sztucznym spokojem. – Te posiadłości należą do mnie, mogę z nimi zrobić, co chcę.
Diana wytrzymała jego spojrzenie, bynajmniej niewytrącona z równowagi jego wyniosłym tonem.
– Myślę, że pan zapomniał, milordzie, o swojej obietnicy pozostawienia dziewczynek w Chantreys. Pisał pan do mnie o tym, pamięta pan?
– Owszem – przyznał niechętnie Alex.
Przypomniał sobie list, który otrzymał od Diany Grensham krótko po wiadomości o katastrofie, w którym pytała o jego plany względem dziewczynek. W odpowiedzi zapewnił ją, że Chantreys będzie ich domem tak długo, jak ona uzna to za konieczne. Warunki testamentu Jamesa były dość szczególne. Ustanawiały Aleksa i Dianę Grensham opiekunami Meggie i Florence, ale klauzula czyniła Dianę osobą odpowiedzialną za ich edukację, predysponowaną do tej roli.
– Schowałam pański list w bezpiecznym miejscu, milordzie – dodała.
– Nie wątpię! – rzucił, zaciskając dłonie na lejcach.
Konie poruszyły się nerwowo.
– Może powinniśmy jechać – powiedziała Diana. – Jest chłodno i nie chciałabym, żeby pańskiemu zaprzęgowi stała się krzywda.
Diana położyła ręce na kolanach, gdy hrabia Davenport zaciął konie i kariolka ruszyła. Bliskość Aleksa Arrandale’a trochę zakłócała jej spokój, a mimo to nie przysunęła się do ściany powozu, tylko pozostała na swoim miejscu. Była na siebie zła za sposób, w jaki zareagowała na jego uprzejmą propozycję podwiezienia do dworu. Zrobiła to, czego najbardziej nienawidziła, a mianowicie skierowała uwagę na własną niesprawność. Usprawiedliwiało ją jedynie to, że została zaskoczona niespodziewanym pojawieniem się hrabiego. Nagle stanęła twarzą w twarz z mężczyzną, którego dotychczas widywała tylko z daleka, wysportowanym, znanym ze swojej siły i sprawności. Kiedy stanęła na drodze i się odwróciła, ujrzała go siedzącego w kariolce, panującego bez trudu nad pełnymi werwy siwkami. Wówczas jeszcze bardziej niż zwykle uświadomiła sobie własne fizyczne niedostatki. Nie miała wątpliwości, że kiedy hrabia zobaczy, jak ona zaczyna kuśtykać w stronę dworu, spojrzy na nią z litością, o ile nie z pogardą.
Tymczasem nic takiego się nie stało, nie rzucił też żadnej uwagi na temat jej niesprawnej nogi. Skarciła się w duchu za swoje przewrażliwienie, a jednocześnie za przeciwstawienie się Aleksowi Arrandale’owi już w czasie ich pierwszego spotkania, co nie było obiecującym początkiem ich współpracy. Nic to, uznała i z ulgą skierowała myśli ku przyszłości Meggie i Florence; dobro podopiecznych było najważniejsze. Niestety, nowy hrabia Davenport okazał się nieczułym egoistą, ale wiedziała, iż na ogół tacy są bogaci arystokraci, więc to jej nie zaskoczyło.
Natomiast w ogóle nie spodziewała się, że hrabia okaże się w jej oczach atrakcyjnym mężczyzną i zrobi na niej duże wrażenie. W przeszłości, ilekroć odwiedzał brata, zostawała w pokoju szkolnym, a dziewczynki schodziły na dół w towarzystwie piastunki. James i Margaret byli szczęśliwi, że Diana z nimi zamieszkała. Wiedząc jednak, iż czuje się bardzo skrępowana swoją niesprawnością, respektowali jej wolę pozostania na uboczu na czas pobytu w domu gości.
Byli uważnymi oraz czułymi rodzicami i z wyjątkiem krótkich pobytów w innych posiadłościach Davenportów, spędzali w Chantreys dużo czasu z dziećmi. Diana została ich guwernantką, mając osiemnaście lat. Już na początku oświadczyła, że nie chce, aby przedstawiano ją obcym osobom. Sama myśl o ewentualnej prezentacji na dworze i uczestniczeniu we wszystkich obowiązkowych przyjęciach, na których by się jej przyglądano i litowano nad nią z powodu niezgrabnego chodu, przejmowała ją zgrozą. Rodzice przyjęli z ulgą tę decyzję. Pozwoliła im uniknąć kosztów związanych z uczestnictwem córki w prezentacji i w życiu towarzyskim, a także nie narażać jej i siebie na wysłuchiwanie rozmaitych uwag o biednej kalece.
Aleksa po raz pierwszy ujrzała na ślubie Margaret i Jamesa Arrandale’a, hrabiego Davenport. Energiczny młody mężczyzna, który właśnie rozpoczął studia w Oxfordzie zaledwie przelotnie spojrzał na jedenastoletnią siostrę panny młodej. Od tamtego czasu Diana praktycznie go nie widziała, ale znała opinię, jaką się cieszył – wysportowanego dżentelmena, udzielającego się towarzysko i oddającego się uciechom życia.
Alex był wzorcowym przykładem cieszącej się złą sławą rodziny Arrandale’ów i w niczym nie przypominał statecznego starszego brata. Teraz, siedząc obok niego w powozie, Diana uzmysłowiła sobie, jaki z niego potężny i silny mężczyzna, tym bardziej że miał na sobie przylegający do ciała płaszcz, podkreślający atletyczną sylwetkę. Bary były tak szerokie, że nie sposób było nie otrzeć się o nie przy każdym zachwianiu się kariolki na wyboistej drodze. Błyszczące oficerki nie maskowały umięśnionych łydek, a widoczne w rozcięciu płaszcza opięte bryczesami uda były nie mniej muskularne. Dużymi dłońmi w skórkowych rękawiczkach mocno trzymał lejce i po mistrzowsku powoził kariolką.
Zdaniem Diany, nie można by określić hrabiego jako urodziwego, ponieważ miał zbyt surowe i ascetyczne rysy twarzy, nos lekko zakrzywiony, być może od uderzenia, a w poprzek lewej brwi i brody maleńkie blizny, niewątpliwie pozostałość po pojedynku. Ciemnobrązowe włosy były w nieładzie, zmierzwione przez wiatr, a pod czarnymi brwiami błyszczały szare oczy o przenikliwym spojrzeniu.
Nie, uznała w duchu Diana, kiedy hrabia zatrzymał konie przed głównym wejściem do dworu, nie można go nazwać urodziwym. A jednak niemal fizycznie odczuła, iż oddziałuje na nią jako mężczyzna. Ponadto wzbudził w niej pewien niepokój, być może dlatego, że przejął tytuł hrabiowski i poniekąd został jej pracodawcą, choć zmarły szwagier ich oboje testamentalnie ustanowił opiekunami dziewczynek. Niewątpliwie jednak Alex Arrandale mógłby utrudnić jej życie, gdyby tego zechciał. Powinna wziąć po uwagę taką możliwość i mieć się na baczności.
– Może pani wysiąść? – spytał. – Nie mogę zostawić koni.
– Oczywiście. – Diana wyskoczyła z kariolki. – Przyprowadzę dziewczynki do bawialni.
Myślała, że hrabia zechce kontynuować ich wymianę zdań, ale ku jej uldze, odjechał bez słowa, a ona pokuśtykała do domu.
Wiadomość o przyjeździe Aleksa wyprzedziła ją za sprawą lokaja, więc zastała panią Wallace krzątającą się w hallu.
– Panno Grensham – zaczęła gospodyni – pozwoliłam sobie zanieść do bawialni ciasto i lemoniadę, a Fingle nawet poszedł utoczyć trochę piwa, bo wiemy, że pan Alex… – Pani Wallace urwała i szybko dodała: – Hrabia Davenport ma słabość do tego trunku warzonego domowym sposobem.
– Dziękuję, pani Wallace. Pójdę po dziewczynki.
– Są z piastunką. Już chciały pomknąć naprzeciw pana hrabiego, tak były podniecone jego przybyciem, ale posłałam je na górę, żeby umyły twarz i ręce.
Diana uśmiechnęła się i udała na poddasze, gdzie zastała podopieczne, które z wyraźną niechęcią poddawały się zabiegom higienicznym.
– Diana, przyjechał stryjek Alex! – zawołała Meggie.
– Wiem. Kiedy będziecie gotowe, zaprowadzę was do bawialni.
Panna Grensham uśmiechnęła się do siostrzenicy, tak bardzo podobnej do swojej matki, z jej jasnymi włosami i ciemnobrązowymi oczami. Poczuła pociągnięcie za spódnicę i przeniosła wzrok na drugą podopieczną. Ciemnowłosa i szarooka Florence była tak samo pełna życia jak Meggie.
– Możemy mówić do niego „stryjku Aleksie”, mimo że jest hrabią? – spytała.
– Oczywiście, że tak – powiedziała Meggie. – Wciąż jest moim stryjkiem, a ty też zawsze mówiłaś do niego „stryjku Aleksie”. Nic się nie zmieniło, prawda?
W odpowiedzi Diana tylko się uśmiechnęła. Prowadząc dziewczynki do bawialni, była coraz bardziej pełna obaw, że jednak wszystko się zmieni wraz z przejęciem przez jej szwagra tytułu hrabiego Davenport.
W bawialni zastały hrabiego stojącego bokiem przy kominku i wpatrującego się w puste palenisko. Na dźwięk dziecięcych głosów wyraźnie się rozpogodził i usiadł na sofie, po czym gestem ręki zaprosił dziewczynki, by do niego dołączyły. Błyskawicznie znalazły się obok niego, objęły go i pocałowały w policzki. Diana podeszła do nich powoli, zdziwiona zmianą hrabiego, który nagle z zimnego autokraty przedzierzgnął się w miłego i przyjaznego stryja. Dziewczynki trajkotały jedna przez drugą i w pewnej chwili Diana usłyszała, że Meggie pyta, dlaczego stryjek tak długo ich nie odwiedzał.
– Miałem wiele zobowiązań – wyjaśnił spokojnie hrabia. – Przyznaję, że mimo to powinienem był przyjechać i się z wam zobaczyć. Przepraszam, że tego nie uczyniłem.
– Diana mówiła, że jesteś zajęty i bardzo smutny, bo tata Davenport był twoim bratem – powiedziała Florence.
– Płakałeś? – spytała Meggie. – Florence i ja bardzo płakałyśmy, kiedy się dowiedziałyśmy, że mama i papa utonęli. Diana też płakała.
– Nie płakałem, lecz byłem bardzo smutny – odparł Alex.
– Diana nas przytulała i wtedy lepiej się czułyśmy – dodała Meggie. – Szkoda, że cię tutaj nie było, stryjku Aleksie, bo ciebie też mogłaby przytulić.
Diana stłumiła śmiech i odwróciła głowę, wiedząc, że za sekundę zaczerwieni się z zakłopotania.
– Myślę, że czas najwyższy, byśmy pokosztowali tego wspaniałego ciasta, które przygotowała nam pani Wallace – odezwał się w tym momencie hrabia. – Może jedna z młodych dam zechce ukroić dla mnie kawałek?
Diana była mu wdzięczna za zręczną zmianę tematu, zbliżyła się i usiadła w fotelu. Odczuła także ulgę, że hrabia nie wykazywał najmniejszych chęci, aby toczyć z nią spór przy dziewczynkach. Zadowolona, w milczeniu przysłuchiwała się, jak pyta je, co porabiają i czego się uczą.
Podopieczne były bystre i chętnie brały udział w lekcjach, a ona równie chętnie ich udzielała. Po poczęstunku poszły ze stryjem na górę, do pokoju szkolnego, żeby mu pokazać swoje prace. Diana została w bawialni. Chciała, żeby przez chwilę zarówno hrabia, jak i dziewczynki nacieszyli się swoim towarzystwem. W oczekiwaniu na ich powrót sięgnęła po tamborek.
W jakiś czas potem hrabia zjawił się sam.
– Zmęczyły pana? – spytała kąśliwie.
– W żadnym razie, ale piastunka im przypomniała, że mają lekcję jazdy konnej i Judd już czeka na nie w stajni. Nawet nie próbowałem pozbawić ich tej przyjemnością.
– To prawda, dziewczynki przepadają za kucykami, a opiece Judda można je spokojnie powierzyć.
– Bez wątpienia Judd jest bardzo oddany rodzinie – przytaknął Alex. – Posadził mnie na pierwszego kucyka.
Dobry nastrój hrabiego ośmielił Dianę do powrócenia do tematu ich wcześniejszej rozmowy.
– Sam pan widzi, jakie są tutaj szczęśliwe, milordzie.
Alex natychmiast zmarkotniał.
– Mogą być równie szczęśliwe gdzie indziej – zauważył.
– Być może z czasem, ale jeszcze nie teraz – odparła, obstając przy swoim. Nie czuła się komfortowo, kiedy stał nad nią, odłożyła więc tamborek, podniosła się z fotela i dodała: – Dziewczynki nie sypiają dobrze od czasu, jak dowiedziały się o katastrofie i śmierci mamy i papy. Często mają złe sny, a nawet koszmary. Chantreys jest ich rodzinnym domem, znają go i kochają, czują się tu bezpieczne. Okrutne byłoby wyrwanie ich stąd.
– Zebrałem informacje o bardzo dobrych szkołach, w których byłyby wśród rówieśników o takiej samej pozycji społecznej.
– Tutaj też nie są osamotnione. Przyjaźnią się z dziećmi z rodzin osiadłych w okolicznych dworach, a oddani oraz sumienni służący mają nad nimi pieczę. Nie potrzebują innego towarzystwa.
– Szersza edukacja byłaby jednak dla nich korzystna – zaoponował Alex. – Szkoła zatrudnia nauczycieli wszystkich przedmiotów.
– Być może, ale najlepsi nauczyciele są w Londynie, a mieszkając tutaj, mamy do nich dostęp. Można też skorzystać z wielkomiejskich rozrywek. Zapewniam pana, że nie będzie luk w edukacji dziewczynek.
Rozmowa z pełniącą rolę guwernantki Dianą była dla Aleksa nowym doświadczeniem. Dotychczas nie zdarzyło się, żeby ktoś sprzeciwiał się jego woli.
– Utrzymuje pani, że jest w stanie uczyć dziewczynki wszystkiego, co jest im potrzebne? – spytał.
– Tak. Meggie i Florence zostaną w Chantreys, a ja się stąd nie wyprowadzę, milordzie – oznajmiła Diana.
– O co się pani założy, że zanim lato dobiegnie końca, pani i dzieci już tu nie będzie?
– Nigdy nie zakładam się o coś, co jest pewne, milordzie. – Diana wojowniczo uniosła brodę. – Chyba nie zechce pan wyrzucić nas siłą z Chantreys? – spytała i popatrzyła hrabiemu prosto w oczy.
W tym momencie Alex pojął, że przejrzała jego blef. Zorientowała się, iż nie uczyniłby niczego, co mogłoby być ze szkodą dla dziewczynek. Jednak nie zamierzał zbyt łatwo skapitulować.
– Oczywiście, że nie. Zakładam, że wyprowadzi się pani z własnej woli.
– Co pan zakłada, milordzie, a co się stanie, to dwie różne rzeczy.
– Pani siostra zawarła korzystne małżeństwo – rzucił jej zirytowany prosto w twarz. – Mój brat pojął ją za żonę, mimo że nie miała majątku. Podejrzewam, że utrzymywał panią z litości.
To było uderzenie poniżej pasa, niegodne dżentelmena. Alex pożałował tych słów w chwili, gdy je wypowiedział, ale ku jego zaskoczeniu Diana bynajmniej się nie przejęła.
– Utrzymywał mnie, bo jestem doskonałą guwernantką – oświadczyła z godnością.
Alex spojrzał na nią z podziwem. Była drobna, wręcz filigranowa, ledwo sięgała mu do ramienia, a mimo to nie bała się mu przeciwstawić i z determinacją odwzajemnić jego surowe spojrzenie. Mało tego, po sekundzie w jej oczach pojawił się szelmowski błysk.
– Margaret była pięknością, a ja dostałam w posagu bystry umysł.
– A zatem, panno Grensham, na razie zgódźmy się, że jest pani odpowiednią guwernantką dla Meggie i Florence, ale musi pani zrozumieć, że Chantreys nie jest dla nich właściwym miejscem pobytu. W tym niewielkim domu jest tylko jedna klatka schodowa, w związku z czym za każdym razem, kiedy dziewczynki będą opuszczały pokój szkolny, natkną się na moich gości. Taka sytuacja nie wchodzi w rachubę, dlatego one muszą się stąd wynieść. Może pani wybrać jedną z moich posiadłości, naturalnie poza Chantreys.
– Nie chcę innej pańskiej posiadłości. – Diana trwała przy swoim.
Alex rzucił jej przenikliwe spojrzenie, wiedząc, że na ogół wzbudzało niepokój innych. Tymczasem na pannie Grensham najwyraźniej nie zrobiło wrażenia, ponieważ oznajmiła z determinacją:
– Jeśli pan nalega, to przeciwstawię się panu.
Czyżby śmiała narzucać mu swoją wolę?
– Byłoby nierozsądne krzyżować ze mną miecz, panno Grensham – ostrzegł.
– Nie zamierzam stawać do pojedynku, bez względu na rodzaj broni, milordzie, ale nie usunę stąd dzieci. Mam pański list, nie może więc pan mnie do tego zmusić. Chyba że chce pan toczyć ze mną walkę w sądach? – dodała, rozmyślnie prowokując hrabiego.
Kiedy Alex wyjeżdżał z Chantreys, wiosenny dzień chylił się ku końcowi, a w powietrzu panował nieprzyjemny chłód. Nie udało mu się przeprowadzić swojej woli, był więc w nieszczególnym nastroju, tym bardziej że przywykł do odnoszenia sukcesów we wszystkim, co tylko przedsięwziął. Wprawdzie był młodszym synem, ale miał bystry umysł i doskonałą prezencję. W dodatku ojciec chrzestny, który dorobił się w Indiach Wschodnich, zostawił mu znaczną kwotę, która pozwoliła mu po ukończeniu Oxfordu na niezależność w prowadzeniu własnych interesów. Przybył do Londynu, dysponując koneksjami, dobrym pochodzeniem i majątkiem, czyli wszystkimi atrybutami, jakie są potrzebne, by robić to, na co się ma ochotę. Nie odnosił porażek i upór Diany działał mu na nerwy.
Mógł bez trudu zakupić inną posiadłość w pobliżu Londynu i zostawić pannę Grensham z dziewczynkami w Chantreys. Wiedział, że byłoby to najbardziej racjonalne posuniecie w zaistniałej sytuacji, ale kiedy rozmyślał o sprzeciwiającej się mu Dianie, rozsądek go opuszczał. To jej upór obudził w nim wolę walki. Nie potrafił przegrywać, a już na pewno nie zamierzał dać się pokonać przez chuchro z płomiennymi włosami.
Tytuł oryginału
Temptation of a Governess
Pierwsze wydanie
Harlequin Mills & Boon Ltd, 2016
Redaktor serii
Dominik Osuch
Opracowanie redakcyjne
Barbara Syczewska-Olszewska
© 2015 by Sarah Mallory
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327642370
Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.