Kobieta, którą byłam - Kerry Fisher - ebook + książka

Kobieta, którą byłam ebook

Kerry Fisher

4,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Brudne kłamstwa za pięknymi obrazkami.

Czy nowy dom to szansa, aby zacząć wszystko od nowa?

Pełna emocji powieść autorki bestsellerowej Posłusznej żony.

Kate Jones musiała znowu uciekać. W przypływie desperacji zmieniła nazwisko i z nastoletnią córką przeprowadziła się na drugi koniec kraju. Może tu będą wreszcie bezpieczne, z dala od plotek i wytykania palcami, wśród ludzi, którzy nic o niej nie wiedzą. Ani o jej przeszłości.

Tajemniczość Kate intryguje sąsiadki z osiedla przy Parkview Road. Małomówna i zamknięta w sobie samotna matka, niewiele zarabiająca jako ratowniczka medyczna, wydaje się nie pasować do Gizeli oraz Sally, które na Facebooku z entuzjazmem opisują swoje rodzinne szczęście, sukcesy i drogie przyjemności. Ale to właśnie w kobietach, którym może zazdrościć idealnego życia, Kate znajduje oddane przyjaciółki.

Nic jednak nie jest takie oczywiste… Pewnego dnia podczas dyżuru w szpitalu Kate zostaje wezwana na miejsce poważnego wypadku samochodowego. To, co stanie się później, zupełnie nieoczekiwanie wystawi na próbę serdeczną relację łączącą trzy kobiety, burząc zarazem ich dotychczasowe wyobrażenia o sobie.

Jakie są granice zaufania i lojalności? Czy nadzieje Kate na nowe życie okażą się iluzją? Głęboko poruszająca opowieść o przyjaźni, macierzyństwie, małżeństwie oraz o cenie, jaką płacimy za udawaną doskonałość, zachwyci czytelniczki Kerry Fisher, Jodi Picoult, Liane Moriarty i Diane Chamberlain.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 444

Oceny
4,5 (91 ocen)
59
20
9
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Mama-Liv
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Czytając tę książkę stawały mi przed oczami nasze celebrytki, sprzedające siebie i swoich najbliższych każdego dnia. A to pani perfekcyjna, całująca psią mordę, a to panna z dwójką dzieci, która chciała być znawczynią kina, a zostało jej tylko nieustanne świecenie pośladkami w każdym możliwym sm itd A co się kryje za tymi cukierkowymi obrazkami? Cóż, różnie bywa. Z reguły im grubsza warstwa lukru, tym większy dramat pod nią. I o tym jest ta książka.
20
PaulaMach

Dobrze spędzony czas

Serdecznie polecam....
00
Olastas

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa historia o współczesnych czasach
00
mgoga

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałam z przyjemnością. Polecam
00
Kajtosz

Nie oderwiesz się od lektury

Popularność




Tytuł oryginału: The Woman I Was Before
Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANNA RUDNICKA
Korekta: ALDONA BARTA, EWA KOCHANOWICZ, URSZULA SROKOSZ-MARTIUK
Projekt okładki: © Sarah M. Whittaker
Zdjęcia na okładce Media Whalestock/Shutterstock Farknot Architect /Shutterstock Marie Carr/Arcangel Images
Copyright © Kerry Fisher, 2019 All rights reserved © Copyright for the Polish translation by Agnieszka Sobolewska © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2022
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07733-7
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Dla Michaeli –za Twoją siłę, życzliwośći poczucie sprawiedliwości

ROZDZIAŁ 1

KATE

Piątek, 30 czerwca

Ze wszystkich emocji, które czułam, wchodząc do nowego domu, najbardziej niespodziewana była nadzieja. A jednak się pojawiła, na tle świeżej farby – błysk przekonania, że tym razem, w pierwszym lokum, które kupiłam, odkąd wszystko poszło nie tak, czekają nas z Daisy dobre czasy.

Oczywiście zaraz potem nastąpił znajomy przypływ ostrożności i rezerwy – „Trzymaj się z dala od ludzi” – ciągnących się za mną jak czupurny smarkacz, którego przez szesnaście lat nie udało mi się zgubić.

Zerknęłam na Daisy, usiłując wyczytać coś z jej twarzy. Nie miałam prawa niczego od niej wymagać. Oczekiwać zapału ani wdzięczności. Mimo to chciałam, żeby okazała nieco entuzjazmu, choćby po to, by zelżał ucisk w moim żołądku, wywołany poczuciem winy, ciążącym mi jak niepotrzebnie zjedzony pączek. Córka mnie nie rozczarowała. Chociaż wychowywałam ją sama, nie odziedziczyła po mnie tendencji do oglądania się za siebie, rozpamiętywania, życia przeszłością. Brała się w garść i ruszała na spotkanie kolejnego wyzwania z determinacją, której mnie nie udało się opanować w wieku czterdziestu trzech lat, a co dopiero siedemnastu.

Kiedy weszła do dużego pokoju i zawirowała w piruecie – jej oliwkowa skóra odcinała się od jasnych ścian, ciemne włosy powiewały za plecami – udało mi się opanować i nie przypominać, by zdjęła martensy. Korciło mnie, żeby pobiec do ciężarówki po odkurzacz i wygładzić z powrotem zdeptane włoski dywanu – nasze życie powinno pozostać tak jak on nienaruszone i spokojne.

Daisy wzięła z parapetu mój telefon i zaczęła robić zdjęcia. Miałam ochotę go jej wyrwać, ale nie chciałam studzić entuzjazmu córki. Skrzywiła się, kiedy powiedziałam:

– Nie wrzucaj nic na social media.

– Wysyłam tylko zdjęcie Maddie. Chciała zobaczyć, dokąd się przeprowadziłam.

Zmusiłam się do uśmiechu.

– Będzie musiała przyjechać cię odwiedzić.

Daisy wzruszyła ramionami, jakby wiedziała, że pęd nastoletniego życia zatrze jej ślady w ciągu kilku miesięcy. Odległość dwustu kilometrów znaczyła w realu mniej więcej to samo, co drugi koniec świata.

Usunęłam się z kadru i pozwoliłam jej fotografować dalej. W pustym pokoju nie było właściwie niczego, co mogłoby obwieścić wszem wobec, że wprowadziłyśmy się na nowe osiedle zbudowane wokół starego szpitala w Windlow. Miałam nadzieję, że ta przeprowadzka okaże się ostatnią, że nigdy więcej nie będę musiała pakować manatków i wymazywać naszego życia.

– Mogłabym tu zrobić genialną imprezę.

Zignorowałam tę uwagę. Nawet gdybym mogła znieść myśl o bandzie nastolatków demolujących dom, nie wyobrażałam sobie zdradzenia naszego adresu całej grupie nowo poznanych ludzi.

Daisy pobiegła do kuchni, żeby wyjrzeć przez okno na ogród.

– Jest akurat miejsce na dmuchany basen. Mogłybyśmy kupić taki tanio na eBayu. – Po chwili zmarszczyła brwi i zaśmiała się sama z siebie. – Nie żebym znała kogoś, kogo mogłabym zaprosić, oczywiście. – W jej głosie prawie nie było słychać urazy.

Kusiło mnie, żeby się zgodzić na każde jej życzenie i dzięki temu przestać się tak podle czuć dlatego, że zaciągnęłam ją do innego miasta, daleko od jej przyjaciółek i znajomych, już trzeci raz w jej krótkim życiu. Zamiast tego obiecałam sobie, że tym razem nikt mnie stąd nie wygoni.

– Szybko poznasz nowych znajomych – powiedziałam najweselszym głosem, na jaki mogłam się zdobyć. – Założę się, że na tym osiedlu będzie mnóstwo nastolatków. – Wskazałam za otwarte dwuskrzydłowe drzwi. – Tamta dziewczyna w domu naprzeciwko jest chyba mniej więcej w twoim wieku.

Daisy popędziła z powrotem do salonu i wyjrzała zza zasłony na podjazd po drugiej stronie drogi. Cofnęłam się, nie chcąc zapracować na reputację wścibskiej sąsiadki podglądaczki. Naturalnie w największym domu na osiedlu musiała zamieszkać rodzina w tradycyjnym składzie, jak z książeczek o Tosi i Tymku, które moja mama czytała Daisy, kiedy ta była mała. Stali razem na progu: mama, tata, syn i córka, ta ostatnia wygięta w karkołomnej pozie z komórką w ręce. Cała czwórka roześmiana, z dłońmi na klamce, podczas gdy córka próbowała uchwycić na zdjęciu wszystkich, z sobą włącznie. W rogu fotki znajdzie się zapewne duża tabliczka z napisem „21 Parkview”, widoczna dla każdego przygodnego obserwatora z Facebooka. Nie potrafiłam wyobrazić sobie życia, w którym nie miało to znaczenia.

Od myśli zaczynających biec utartym torem, który nigdy nie prowadził do rozwiązania, oderwała mnie Daisy.

– Może pójdziemy się przywitać? – zaproponowała.

Miałam nadzieję, że nie zobaczyła, jak zadrżałam. Minęły lata, odkąd rozpoznawali mnie obcy ludzie, z mieszanką przerażenia i fascynacji na twarzy, i tylko najbezczelniejsi ośmielali się zapytać: „Czy to nie o pani pisali w gazecie?”. Nadal bałam się tych skonsternowanych spojrzeń, poprzedzających ostrożne zaciekawienie.

– Nie zechcą, żebyśmy teraz podchodziły. Jeszcze się rozpakowują. My też lepiej zacznijmy, jeśli nie chcemy spać na materacach na podłodze. Później będzie czas, żeby się zapoznać.

Wyszłyśmy więc przed dom, gdzie Jim i Darren, dwaj faceci, których znalazłam, żeby przywieźli nas z Peterborough do nowego domu w małym miasteczku w Surrey, drapali się na zmianę to po piersi, to w kroku, tworząc swoisty układ choreograficzny. Jim przebąkiwał, że już go bolą plecy.

– Z tą szafą po schodach nam chyba pani pomoże, co? – mruknął. – A tam na górze to w ogóle jest trochę wąsko. Mało miejsca, żeby zakręcić.

Darren pokiwał głową.

– Te nowe domy nie są pomyślane dla takich dużych mebli – powiedział z taką miną, jakby czuł pewną satysfakcję na myśl, że może skończę z sosnową szafą zaklinowaną między poręczą schodów a podestem.

Po drugiej stronie drogi moja nowa sąsiadka wydała okrzyk radości:

– Czajnik! Kto chce herbatki?

Oparłam się pokusie zawołania: Ja! i obserwowałam przez chwilę manewry profesjonalnej ekipy przeprowadzkowej. Przenosili stół z litego dębu przez drzwi frontowe z taką gracją i łatwością, jakby przerzucali na bok kawałek drewna balsowego.

Odwróciłam się i spojrzałam na poobijanego dostawczaka.

– No dobra, chodźmy. Do roboty, panowie. Ty też, Daisy. – Powstrzymałam się przed warknięciem: Odłóż mój telefon i bierz toster!

Owionął mnie zapach potu, kiedy Jim sięgnął po worek na śmieci wypchany kurtkami, które ściągnęłam w pośpiechu z wieszaków w przedpokoju, opuszczając nasz stary dom. Gdy uświadomiłam sobie, że znów robię to wszystko w pojedynkę, zalała mnie fala samotności. Ale nie tak przejmującej jak w dniu, kiedy mój mąż Oskar powiedział mi, że odchodzi i wyjeżdża pracować z kuzynem w Argentynie, gdzie, jak się wyraził, będzie mógł zacząć od nowa i o tym wszystkim zapomnieć.

Nawet gdybym przeprowadziła się do najdalszego zakątka Australii, nigdy nie zapomnę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki