Koniec tajemnic - K.N. Haner - ebook + audiobook + książka

Koniec tajemnic ebook

Haner K.N.

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Meg robi wszystko, co w jej mocy, żeby jej związek z Brayanem rozwijał się harmonijnie, i na początku się jej to udaje. Wiją sobie gniazdko i spokojnie czekają na przyjście na świat dziecka. Jednak ich spokój nie trwa długo, bo nieoczekiwanie w drzwiach ich domu pojawia się Philip i wszystko zaczyna się sypać niczym domino puszczone w ruch.

Czy ujawnienie najskrytszych tajemnic złamie Meg?

Czy dziewczyna przetrwa kolejny horror? I jaką rolę odegra w tym wszystkim Erick?

Czy Meg znajdzie w sobie siłę na kolejną walkę?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 140

Oceny
4,6 (132 oceny)
102
20
4
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
JuliaJohn34

Nie oderwiesz się od lektury

historia jest naprawde swietna.uwielbiam cie ale juz Troche mnie irytuje bo za dlugo sie ciagnie trzeba czekac wieki na kolejna czesc mam nadzieje ze w koncu kolejna czesc zakonczy sie juz na dobre bo jestem ciekawa co zajdzie poniedzy Ericem a jego ukochana
10
Anna19711

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna opowieść, tylko nie potrafię polubić Meg, chociaż się staram
00
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Anka19799
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Ciekawa część. Przez cały czas denerwuje mnie jednak Meg, która sama nie wie czego i kogo chce. Słowa Filipa o niej jaka z niej dziw.. moim zdaniem są po części prawdziwe. Dodatkowo nie wiem skąd wziął się wątek gwałtu i rzekomego poronienia. Nic nie było wspomniane o tym w poprzednich tomach. Ona tylko podejrzewała co mogło się stać. Chyba, że coś przeoczyłam.
00
Fiba1

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00

Popularność




ROZDZIAŁ 1

Chyba spa­łam kilka godzin, bo gdy się obu­dzi­łam, przez okno wpa­dały do pokoju jasne pro­mie­nie słońca, za oknem było już widno. Z głębi miesz­ka­nia dobie­gały zna­jome dźwięki świad­czące o tym, że Brayan już wstał. Spoj­rza­łam na sie­bie i ze zdu­mie­niem stwier­dzi­łam, że mam na sobie szorty i koszulkę do spa­nia. Nie bar­dzo wie­dzia­łam, jak to się stało. Praw­do­po­dob­nie Brayan mnie prze­brał, ale kiedy to się wyda­rzyło, nie mia­łam poję­cia. Musia­łam być bar­dzo zmę­czona, skoro nie czu­łam, jak zdej­mo­wał ze mnie ubra­nia.

Po krót­kim cza­sie wyszłam z sypialni, Bray­ana jed­nak już nie było, chyba poszedł pobie­gać. Na razie nie zamie­rza­łam pani­ko­wać. Spoj­rza­łam na stół, wszyst­kie pysz­no­ści, które tam usta­wi­łam, na­dal leżały na taler­zach i w misach, scho­wa­łam więc jedze­nie do lodówki.

Nagle mój wzrok padł na komodę; stało na niej wino, a obok leżało pude­łeczko z pier­ścion­kiem. Dopiero teraz uświa­do­mi­łam sobie, że w ogóle go nie widzia­łam. Pode­szłam do komody, wzię­łam małe, czer­wone zamszowe pude­łeczko w kształ­cie serca i ostroż­nie otwo­rzy­łam. W środku znaj­do­wał się deli­katny pier­ścio­nek z bia­łego złota z maleń­kim dia­men­tem. Był śliczny. Obra­ca­łam go w pal­cach, kamień błysz­czał, odbi­ja­jąc pro­mie­nie słońca. Cho­lera, Brayan się wykosz­to­wał.

Gdy nagle usły­sza­łam dźwięk otwie­ra­nych drzwi, pospiesz­nie scho­wa­łam pier­ścio­nek do pude­łeczka i odło­ży­łam opa­ko­wa­nie na miej­sce.

– Cześć – rzu­ci­łam w stronę Bray­ana, gdy wszedł do salonu. Byłam zakło­po­tana, czu­łam się jak zło­dziej przy­ła­pany na gorą­cym uczynku.

Brayan popa­trzył naj­pierw na mnie, potem na jakiś punkt gdzieś za mną. Tak jak myśla­łam, bie­gał. Odru­chowo podą­ży­łam za jego wzro­kiem. Spo­glą­dał na pude­łeczko z pier­ścion­kiem. Cho­lera, nie zamknę­łam go!

– Dzień dobry – odpo­wie­dział, na jego twa­rzy dostrze­głam deli­katny uśmiech. – Wezmę prysz­nic – powie­dział, zdej­mu­jąc buty i mokrą od potu koszulkę.

– To ja zro­bię śnia­da­nie! – bąk­nę­łam i szybko zamknę­łam pude­łeczko. Idiotka – zga­ni­łam się w myślach.

Wyję­łam z lodówki wczo­raj­szą sałatkę i odgrza­łam maka­ron. Zapa­rzy­łam Bray­anowi jego ulu­bioną her­batę i wyci­snę­łam sok z poma­rań­czy. Przy­go­to­wa­łam też kilka świe­żych kana­pek, a keczu­pem nakre­śli­łam na nich ser­duszko. Cze­ka­jąc, aż Brayan się umyje, włą­czy­łam tele­wi­zor, od rana na każ­dym pro­gra­mie rela­cjo­no­wano powi­ta­nie nowego roku. Były też zdję­cia z Dubaju i Nowego Jorku. Usia­dłam na kana­pie, wzię­łam kanapkę i jedząc powoli, obser­wo­wa­łam to, co działo się na ekra­nie tele­wi­zora.

Brayan wkrótce wyszedł z łazienki, był w samym ręcz­niku, który owi­nął wokół bio­der. Spoj­rzał na mnie prze­lot­nie i ruszył do sypialni.

Po kilku minu­tach wró­cił ubrany w szary dres i białą koszulkę. Wokół roz­no­sił się zapach jego wody koloń­skiej. Pod­szedł do stołu w kuchni i spoj­rzał na kanapki, nało­żył sobie kilka na talerz i usiadł obok mnie.

– Pyszne – powie­dział, kiedy odgryzł kęs.

– Smacz­nego. – Uśmiech­nę­łam się.

– A to co? – Poka­zał na ser­duszko z keczupu.

– Ser­duszko. Nie widać? Na prze­pro­siny – doda­łam cicho.

– To ja powi­nie­nem cię prze­pro­sić – powie­dział Brayan, doty­ka­jąc moich ud. – Posta­wi­łem cię w nie­zręcz­nej sytu­acji.

– Nie prze­pra­szaj, to wyłącz­nie moja wina. – Chwy­ci­łam jego dło­nie. – Nie chcia­łam, by tak skoń­czył się ten wie­czór. Wybacz mi, że ucie­kłam.

– Oj, mała. – Pod­niósł mnie i posa­dził sobie na kola­nach. – Nie mogę sobie wyba­czyć, że tak cię zde­ner­wo­wa­łem i że krzy­cza­łem. Byłem wście­kły na cie­bie, nie pano­wa­łem nad sobą – wyznał.

– Prze­stań, pro­szę, to nie twoja wina. – Wtu­li­łam głowę w jego szyję, jego zapach dzia­łał na mnie kojąco.

– Muszę iść znowu na tera­pię, ostat­nio nie radzę sobie ze sobą. Odkąd cię pozna­łem, towa­rzy­szą mi silne emo­cje. Jesz­cze ni­gdy nie byłem tak agre­sywny. Nie chcę cię przez to stra­cić, Meg. – Dotknął dło­nią mojej twa­rzy i łagod­nie pogła­dził po policzku.

– Chcia­łam ci to zapro­po­no­wać po tej akcji w Nowym Jorku, ale nie wie­dzia­łam jak. Pójdę tam z tobą, jeśli chcesz. – Przy­tu­li­łam poli­czek do jego dłoni.

– Oczy­wi­ście, że chcę, mała. Poznasz ten świat, z któ­rym wal­czę, ale uprze­dzam cię, to nie będzie miłe ani łatwe.

– Chcę ci pomóc, naprawdę mi na tobie zależy – mówiąc to, usia­dłam na nim okra­kiem.

– À pro­pos moich wczo­raj­szych… zna­czy dzi­siej­szych… debil­nych oświad­czyn…

– Bła­gam, nic nie mów… – prze­rwa­łam mu zakło­po­tana.

– To nie miało być tak. To kolejny przy­kład na to, że mnie ponio­sło. Pier­ścio­nek kupi­łem wczo­raj, wra­ca­jąc od Hooków, no i tak wyszło… – Zaśmiał się ner­wowo.

– Jest śliczny. – Poca­ło­wa­łam go w poli­czek. – Ale to za wcze­śnie. Skupmy się teraz na urzą­dze­niu domu i na nas. Nie kom­pli­kujmy sobie życia.

– Posta­ram się już niczego nie kom­pli­ko­wać – obie­cał.

– Twoi kole­dzy… Boże, ale to wyszło! – Ze wstydu zakry­łam twarz dłońmi.

– Pew­nie dziś nic nie pamię­tają, byli pijani – skwi­to­wał z roz­ba­wie­niem Brayan.

– Obyś się nie mylił, bo poli­cjant mówił o ciąży.

– No wła­śnie, jak ty się w ogóle zna­la­złaś w radio­wo­zie? Aresz­to­wali cię znowu czy co? – zapy­tał.

– Nie! Nie aresz­to­wali mnie! Zgu­bi­łam się i popro­si­łam o pomoc. Gdy­byś widział ich miny, jak pytali, gdzie miesz­kam, a ja nie potra­fi­łam podać dokład­nego adresu.

– Gdy­byś ty widziała moją minę, gdy odwró­ci­łem się, a cie­bie nie było! Myśla­łem, że osza­leję!

Zauwa­ży­łam, że minione wyda­rze­nia na­dal budziły w nim silne emo­cje.

– Wiem. Prze­pra­szam – powie­dzia­łam potul­nie.

– Od razu zaczę­li­śmy cię szu­kać, ale wszę­dzie było tyle ludzi. Mia­łem już naj­gor­sze prze­czu­cia. – Brayan zamknął oczy. – Gdyby coś wam się stało, nie daro­wał­bym sobie tego. – Przy­tu­lił mnie tak mocno, że nie mogłam oddy­chać.

– Nic mi… nam… nie jest. Wybacz, że tak postą­pi­łam – powtó­rzy­łam po raz nie wiem który.

– Nie rób tak. Ni­gdy wię­cej tak nie rób! Nawet jeśli będziesz na mnie wście­kła, bła­gam, nie ucie­kaj. Uderz mnie, krzycz, nie odzy­waj się, ale nie ucie­kaj!

– Wybacz mi! Nie zro­bię tak wię­cej, obie­cuję! – Obję­łam go mocno.

Sie­dzie­li­śmy tak dość długo, nic nie mówiąc. Ten rok miał być prze­ło­mowy, a jeśli zaczął się w taki spo­sób, to strach pomy­śleć, co cze­kało nas póź­niej.

Resztę dnia spę­dzi­li­śmy na słod­kim leni­stwie. Po połu­dniu zadzwo­nił Tom, zdaje się, że impreza się udała, bo bie­dak mówił tro­chę nie­skład­nie. Beł­ko­tał coś o syl­we­strze, ale nic nie zro­zu­mia­łam. Dowie­dzia­łam się jedy­nie, że wra­cają jutro i powin­ni­śmy żało­wać, że wyje­cha­li­śmy. Sły­sząc to, pomy­śla­łam, że chyba miał rację. Może wtedy unik­nę­ła­bym krę­pu­ją­cych oświad­czyn. Gdyby jed­nak Brayan oświad­czył mi się w Dubaju, byłoby jesz­cze gorzej.

Brayan wyrwał mnie z roz­my­ślań, oznaj­mia­jąc:

– Obie­ca­łem mamie, że odwie­dzimy ich w sobotę.

Leże­li­śmy w salo­nie przed tele­wi­zo­rem, oglą­da­jąc filmy, które ogląda się co roku w tym okre­sie. To już tra­dy­cja.

– Jasne, mogę upiec jakieś cia­sto czy coś – zapro­po­no­wa­łam, pod­ja­da­jąc babeczki, które przy­wiózł mi wczo­raj Brayan.

– To już ustal­cie mię­dzy sobą, zadzwoń do niej jutro – popro­sił i upił łyk soku.

– Powie­dzia­łeś jej, że jeste­śmy razem?

– Oczy­wi­ście, że tak. Mama była pierw­szą osobą, do któ­rej zadzwo­ni­łem. Kocham swoją matkę, wiele prze­szła, przez ojca i przeze mnie. Obie­ca­li­śmy mówić sobie wszystko.

– Cie­szy mnie, że masz z nią dobry kon­takt, ja mam podobny z moim tatą.

– O tak, Gary to świetny facet, twoja mama zresztą też jest cudowną kobietą. Można tylko pozaz­dro­ścić ci takiej zgod­nej rodziny!

– Ty też masz fajną rodzinę, mamę, z którą masz kon­takt jak z kole­żanką, faj­nego ojczyma i dwoje młod­szego rodzeń­stwa.

– Wiem, wiem, tak tylko się z tobą dro­czę! Teraz jest naprawdę dobrze, jesz­cze dwa lata temu nie byłem tak rodzinny.

– Mówisz o cza­sie, gdy spo­ty­ka­łeś się z Polą? – zapy­ta­łam.

– Tak, byłem wtedy zupeł­nie inny. – Brayan wes­tchnął, na pewno nie z dumy. – Zero zasad, zero odpo­wie­dzial­no­ści i zero praw­dzi­wego życia. Tylko imprezy, chla­nie i ćpa­nie.

– To straszne.

– Mnie to bawiło, nic innego poza tym wtedy nie widzia­łem.

– Co spra­wiło, że się ock­ną­łeś? Mówi­łeś, że kiedy Pola była w ciąży, też się nią nie inte­re­so­wa­łeś. – Popra­wi­łam się na kana­pie i patrzy­łam na niego cie­ka­wie.

– Bo tak było, na początku byłem z nią parę razy u leka­rza. Nawet przez dwa mie­siące udało mi się nie ćpać, ale któ­re­goś razu pokłó­ci­li­śmy się o to, że jej rodzice naci­skali na ślub. Wykrzy­czała mi wtedy, że nie ja jestem ojcem, i znowu posze­dłem w cug.

– Ale prze­cież jesteś ojcem Vin­centa – szep­nę­łam nie­pew­nie.

– Tak, ale wtedy nie mia­łem pew­no­ści. Wiesz, jak to jest…

Popa­trzy­łam na niego smutno, te słowa nawią­zy­wały do mojej obec­nej sytu­acji.

– Oj, prze­pra­szam, mała, nie to mia­łem na myśli – zre­flek­to­wał się Brayan i chwy­cił moją dłoń.

– Nic nie szko­dzi. – Uśmiech­nę­łam się blado. – Mów dalej.

– Wypro­wa­dzi­łem się od niej i zupeł­nie się z nią nie kon­tak­to­wa­łem. O tym, że uro­dziła, dowie­dzia­łem się od Eliotta. Nawet nie odwie­dzi­łem ich w szpi­talu. Potem Pola wnio­sła do sądu pozew o ali­menty i wtedy się zaczęło. Zabro­niła mi widy­wać syna. Po pro­chach wywo­ła­łem dziką awan­turę w jej domu, ude­rzy­łem jej ojca i dosta­łem kura­tora. Zro­biła bada­nia i zabrała mi prawa rodzi­ciel­skie. Dopiero wtedy uświa­do­mi­łem sobie, że stra­ci­łem syna. Widzia­łem go rap­tem kilka razy, ni­gdy nie trzy­ma­łem na rękach, nie poca­ło­wa­łem… – Z każ­dym sło­wem oddech Bray­ana sta­wał się coraz szyb­szy, męż­czy­zna z tru­dem łapał powie­trze.

– Spo­koj­nie – powie­dzia­łam, gła­dząc jego rękę. – Teraz już będzie lepiej, prze­cież macie się spo­tkać. Zadzwoń do niej, prze­cież pro­siła, byś się ode­zwał, gdy wró­cisz do Lon­dynu.

– Nie wiem, o co dokład­nie jej cho­dzi. Boję się, że nie tylko o Vin­centa.

– A o co niby ma jej cho­dzić? – zdzi­wi­łam się.

– Nie wiem. – Brayan wzru­szył ramio­nami. – Ale coś mi nie pasuje. Ode­zwała się tak nagle, po tak dłu­gim cza­sie.

– Nie nasta­wiaj się nega­tyw­nie! Może naprawdę chce, byś miał kon­takt z synem. – Pró­bo­wa­łam jej bro­nić, ale sama nie do końca byłam pewna, czy mam rację, prze­cież pomy­śla­łam to samo co Brayan, gdy zadzwo­niła.

– Mam nadzieję – wes­tchnął i wstał z kanapy. – Muszę jutro poje­chać do sklepu, spraw­dzić, czy w ogóle jesz­cze ist­nieje. Zosta­niesz sama?

– No jasne. Brayan, nie jestem dziec­kiem…

– Ale tu jest dziecko. – Pochy­lił się, pod­cią­gnął moją koszulkę i czule poca­ło­wał w brzuch.

– Pora­dzimy sobie przez kilka godzin bez cie­bie. – Wplo­tłam palce w jego włosy, były takie mięk­kie.

– Kiedy masz kolejną wizytę u leka­rza?

– Sie­dem­na­stego stycz­nia, a co? – zapy­ta­łam, zdzi­wiona jego zain­te­re­so­wa­niem.

– Pytam, żeby nie zapo­mnieć.

– No dobrze, dobrze, prze­cież nic nie mówię. W sobotę mogę pod­pi­sać tę umowę, korzy­sta­jąc z oka­zji, że będziemy u cie­bie.

– Powiem Louisowi, żeby przy­go­to­wał papiery. Kiedy chcesz się tam wpro­wa­dzić?

– Nie wiem. Może trzeba wyko­nać jakieś malo­wa­nie czy co? – Wzru­szy­łam ramio­nami, nie­pewna dal­szych pla­nów.

– Chcesz, bym z tobą zamiesz­kał? – To pyta­nie Brayan zadał nie­pew­nie.

– Oczy­wi­ście, że chcę. A jak ina­czej sobie to wyobra­żasz?

– Pytam dla pew­no­ści. – Poca­ło­wał mnie w poli­czek i wsu­nął dłoń mię­dzy moje uda. – A tym­cza­sem może zaję­li­by­śmy się czymś przy­jem­niej­szym i cie­kaw­szym niż roz­mowy o Poli i moim popie­przo­nym życiu – zapro­po­no­wał i uśmiech­nął się uwo­dzi­ciel­sko.

– Jestem za. – Obję­łam go i poca­ło­wa­łam w usta.

Brayan wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.

– No, tu się jesz­cze nie kocha­li­śmy.

– Fak­tycz­nie. Pra­wie, pra­wie, ale jed­nak nie…

Śmia­łam się w głos, gdy kładł mnie na łóżku, cału­jąc po szyi.

– Ale byłem wtedy nabu­zo­wany. Myśla­łem, że wybuchnę – mówił, pod­gry­za­jąc moje ucho.

– Pomyśl, ile od tam­tej chwili się zmie­niło.

– Prze­stań gadać, mała! Bierz się do roboty. – Dał mi klapsa i uśmiech­nął się szel­mow­sko.

– Jak pan sobie życzy, panie Green! – powie­dzia­łam i ścią­gnę­łam z niego koszulkę, potem poca­ło­wa­łam jego nagi tors tuż pod ser­cem.

Brayan uśmie­chał się i powoli roz­su­wał moje uda, ukła­da­jąc się mię­dzy nimi.

– Tym razem będzie powoli – zapo­wie­dział i zaczął cało­wać mój brzuch, pod­cią­ga­jąc wolno koszulkę i kie­ru­jąc się ku górze, wzdłuż żeber, piersi, aż do ust.

– Tak też mi się podoba. – Odwza­jem­ni­łam poca­łu­nek.

Nasze języki wiro­wały wokół sie­bie wolno i namięt­nie. W końcu Brayan zdjął mi koszulkę przez głowę. Nic pod nią nie mia­łam, więc od razu zabrał się do moich piersi. W jeden moment byłam gotowa.

– Jesteś taka sek­sowna! Uwiel­biam twoje ciało, mała – wyznał mój męż­czy­zna.

Gryzł deli­kat­nie miej­sce mię­dzy pier­siami i powoli, razem z majt­kami, zsu­wał mi leg­ginsy. Prze­su­wał dło­nią od stopy aż do pośladka, ści­ska­jąc mocno moją pupę. Jęcza­łam gło­śno, gdy cało­wał moje uda, zbli­ża­jąc się ku kobie­co­ści.

– Zgo­lisz je? – zapy­tał nagle, dmu­cha­jąc deli­kat­nie na moje wło­ski.

– Jeśli chcesz… – odpo­wie­dzia­łam lekko zawsty­dzona.

– Podo­bają mi się – stwier­dził. Prze­su­nął wyżej palce i zaczął maso­wać łech­taczkę.

Odchy­li­łam głowę do tyłu, jęcząc gło­śno. Brayan deli­kat­nymi, dłu­gimi ruchami draż­nił moją łech­taczkę, zada­jąc mi przy tym roz­koszny ból.

– Och, Brayan! – kwi­li­łam spra­gniona.

Wie­dzia­łam, że świa­do­mie prze­dłu­żał tę chwilę, dro­czył się ze mną. Muskał nosem moje płatki, cału­jąc je deli­kat­nie, jed­no­cze­śnie nie prze­sta­wał pal­cami sty­mu­lo­wać mojej łech­taczki. Wypchnę­łam bio­dra do przodu, pro­sząc o wię­cej.

– Spo­koj­nie, skar­bie – mówiąc to, zablo­ko­wał moje nogi, bym nie mogła się poru­szyć.

– Pro­szę! – bła­ga­łam go.

– O co pro­sisz? – zadał oczy­wi­ste pyta­nie i wsu­nął we mnie palec.

– Boże! – Zaci­snę­łam pię­ści na pościeli.

– Więc? – pono­wił pyta­nie i dołą­czył drugi palec.

– Wejdź we mnie – szep­nę­łam cała roz­pa­lona, z wypie­kami na policz­kach.

– Za chwilkę… – wymru­czał i pal­cami zaczął maso­wać mnie od środka, tyle że w inny spo­sób niż zawsze. Tym razem robił to mocno, szybko, a drugą dło­nią deli­kat­nie naci­skał mój wzgó­rek łonowy.

– Jezu! – krzyk­nę­łam, gdy zaczęła ogar­niać mnie roz­kosz.

Brayan tym­cza­sem przy­spie­szył i doło­żył trzeci palec.

– Tak, maleńka, dojdź dla mnie! – mówił, nie prze­sta­jąc mnie pie­ścić.

Chcia­łam zaci­snąć uda, jed­nak mi nie pozwo­lił. Co on robi? – myśla­łam. A on wepchnął palce jesz­cze głę­biej.

– Kurwa mać! – krzyk­nę­łam.

Zaci­snę­łam powieki, bo to, co teraz prze­ży­wa­łam, prze­szło moje ocze­ki­wa­nia. Poczu­łam wil­goć pod pupą, ale Brayan nie prze­sta­wał i po chwili kolejny orgazm wstrzą­snął moim cia­łem. Widząc moją reak­cję, uśmiech­nął się try­um­fal­nie i zli­zał ciecz, która przed chwilą ze mnie wypły­nęła. Po wszyst­kim zdjął dres i wszedł we mnie cały. Byłam tak mokra i roz­luź­niona, że przy­ję­łam go w cało­ści bez bólu.

– Jezu! – szep­nął i zaczął się poru­szać.

Moje nogi na­dal drżały, nie mogłam tego opa­no­wać. Brayan tym­cza­sem poru­szał się we mnie ryt­micz­nie, wcho­dził i wycho­dził, sty­mu­lu­jąc to tajem­ni­cze miej­sce wewnątrz mojego ciała. Czu­łam zbli­ża­jący się orgazm. Chwy­ci­łam go za pośladki, wbi­ja­jąc w nie paznok­cie i doci­ska­jąc do sie­bie.

– Tak, Brayan, tak! – krzy­cza­łam.

Nasze ruchy sta­wały się coraz bar­dziej har­mo­nijne, zgra­li­śmy je w każ­dym calu. Brayan cało­wał mnie namięt­nie i wcho­dził we mnie coraz moc­niej, szyb­ciej, dążąc do orga­zmu. Odchy­li­łam głowę, wypy­cha­jąc piersi w jego kie­runku; w odpo­wie­dzi zaczął je sza­leń­czo cało­wać i pie­ścić języ­kiem. Przy kolej­nym pchnię­ciu nie wytrzy­mał i wylał się we mnie, krzy­cząc i drżąc. Zro­bił jesz­cze kilka dodat­ko­wych ruchów, pod­czas któ­rych i ja znów szczy­to­wa­łam, zaci­ska­jąc się na nim, co spo­tę­go­wało moje dozna­nia.

Po wszyst­kim opadł na mnie i wysu­nął się deli­kat­nie. Oboje byli­śmy zmę­czeni, ja wręcz wykoń­czona. Nie mia­łam siły nawet się przy­tu­lić, Brayan przy­su­nął mnie do sie­bie i przy­krył nas oboje koł­drą.

– Kocham cię, mała – wyszep­tał, gła­dząc moje plecy.

– Mhm – wymru­cza­łam, nie otwie­ra­jąc oczu.

– Dobra­noc? – zapy­tał roz­ba­wiony.

– Mhm – powtó­rzy­łam.

– To dobra­noc, skar­bie. – Zga­sił lampkę i przy­tu­lił mnie jesz­cze moc­niej.

Natych­miast zasnę­łam.

Obu­dzi­łam się w nocy cała spo­cona i prze­ra­żona. Śnił mi się jakiś kosz­mar. Byli w nim Brayan, Erick, Filip. Wyda­wali mi się tacy obcy… Na doda­tek znaj­do­wa­łam się w jakimś miej­scu, nie wie­dzia­łam gdzie, i nie mogłam się poru­szyć. Brayan, Erick i Filip spo­glą­dali na mój brzuch, mówili, że jestem w ciąży z dia­błem. Przy­znam, że wytrą­ciło mnie to z rów­no­wagi. Wsta­łam i poszłam do kuchni po wodę. Trzy­ma­jąc szklankę w dło­niach, sta­nę­łam przy oknie i wpa­try­wa­łam się w ciemną prze­strzeń przede mną. Zer­k­nę­łam na zega­rek, było po trze­ciej. Upi­łam jesz­cze kilka łyków wody, a potem wró­ci­łam do łóżka. Na szczę­ście Brayan się nie obu­dził, spał jak dziecko. Wtu­li­łam się w niego i pró­bo­wa­łam odgo­nić złe myśli.

Nie­ba­wem odpły­nę­łam…

ROZDZIAŁ 2

Poje­cha­li­śmy na lot­ni­sko po Alex i Toma. Wyle­cieli dziś z Dubaju o szó­stej wie­czo­rem i mieli wkrótce wylą­do­wać. O dziwo, nie spóź­ni­li­śmy się i mie­li­śmy jesz­cze kilka minut zapasu do poja­wie­nia się naszych przy­ja­ciół. Wczo­raj Brayan pra­wie cały dzień spę­dził w skle­pie, musiał poza­ła­twiać mnó­stwo spraw. Ja sie­dzia­łam w domu i okrop­nie się nudzi­łam.

– Idą – powie­dział nagle Barayan, wsta­jąc z krze­sełka w pocze­kalni.

Poma­cha­łam do Alex i Toma i pobie­głam w ich kie­runku, by wpaść w ramiona przy­ja­ciela.

– Ale się opa­li­li­ście! – powie­dzia­łam, spo­glą­da­jąc na ich twa­rze.

– Tomowi z ple­ców scho­dzi skóra! – oznaj­miła ze śmie­chem Alex, objęła mnie na powi­ta­nie i poca­ło­wała w poli­czek.

– Nie tylko z ple­ców… – pro­wo­ko­wał Brayan, po przy­ja­ciel­sku kle­piąc Toma po ramie­niu i obej­mu­jąc Alex. – Cześć, gołą­beczki! – dodał.

– Cześć, stary! – Tom się uśmiech­nął. – Żałuj­cie, że was nie było.

– Tak, tak, wiemy! Powta­rza­łeś to już milion razy przez tele­fon! – Brayan wywró­cił oczami, potem wziął od Alex walizkę i skie­ro­wał się ku wyj­ściu.

– Dzięki. – Dziew­czyna uśmiech­nęła się z wdzięcz­no­ścią, po czym zła­pała mnie pod rękę i przy­spie­szyła kroku, wyprze­dza­jąc chło­pa­ków. – Jezu, Meg, z Toma jest fan­ta­styczny kocha­nek! Dzięki, że mi pod­po­wie­dzia­łaś, bym sama zadzia­łała. – Przy tych sło­wach znacz­nie ści­szyła głos.

– Nie ma za co – odpo­wie­dzia­łam, nieco zasko­czona jej szcze­rym wyzna­niem.

– Mia­łaś rację, że on się bał zacząć, ale potem już poszło! – Alex pod­sko­czyła jak mała dziew­czynka.

– Cie­szę się, że wam ze sobą dobrze – skwi­to­wa­łam zacho­waw­czo.

Po dro­dze Alex rela­cjo­no­wała wra­że­nia z imprezy syl­we­stro­wej. Słu­cha­łam uważ­nie, bo byłam cie­kawa. Bal odbył się na plaży, na spe­cjal­nie przy­go­to­wa­nym miej­scu, był par­kiet i miej­sce na sto­liki. Grał zespół na prze­mian z didże­jem. Wszy­scy się prze­brali, nawet Rob. Podobno mają mnó­stwo zdjęć i wyślą mi je mej­lem. Bawili się do bia­łego rana, było pyszne jedze­nie i mnó­stwo alko­holu. Wszy­scy się spili, ale nikt się nie awan­tu­ro­wał.

– No i wiesz, wra­camy do pokoju, a tu Erick idzie z jakąś panną. Po pro­stu szczęka mi opa­dła! – Alex nawet w samo­cho­dzie nie prze­sta­wała zda­wać rela­cji z pobytu.

Chło­paki sie­dzieli z przodu zajęci roz­mową, w ogóle nie zwra­cali na nas uwagi.

– No wiesz, jest sin­glem, ma prawo… – sko­men­to­wa­łam, choć znowu poczu­łam ukłu­cie zazdro­ści.

– No wiem, ale prze­cież niby tak cię kocha i jest taki porządny! Zro­bił to pew­nie z roz­pa­czy, że wyje­cha­łaś – pod­su­mo­wała Alex.

– Nie obcho­dzi mnie to, Alex, mam teraz swoje życie, a jego mnie nie inte­re­suje – powie­dzia­łam to spe­cjal­nie ostrym tonem, by Alex domy­śliła się, że nie zamie­rzam roz­ma­wiać o Ericku.

Poje­cha­li­śmy do Hooków, nie widzia­łam ich od wylotu i stę­sk­ni­łam się za nimi. Przy­wi­tali nas ser­decz­nie. Pani Hook zro­biła obiad dla wszyst­kich, była więc oka­zja, by powie­dzieć im, że kupi­łam dom i się wypro­wa­dzam. Stan­dar­dowo naj­pierw musieli wysłu­chać opo­wie­ści o Dubaju, oczy­wi­ście w wer­sji ocen­zu­ro­wa­nej. Rodzice Toma bar­dzo polu­bili Alex i chyba byli szczę­śliwi, że ich syn się z nią spo­tyka, na pewno zauwa­żyli też, że mię­dzy mną a Bray­anem jest coś wię­cej. Gdy Brayan mnie przy­tu­lał, uśmie­chali się ser­decz­nie.

– Brzu­szek ci się już wyraź­nie zaokrą­glił – zwró­ciła się do mnie pani Hook.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki