Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Dwór Gniewu miał być dla niej tylko przystankiem w drodze do dworu Pana Pychy. Ale wszystko potoczyło się inaczej, niż zakładała.
Emilia di Carlo, siostra bliźniaczka zamordowanej Vittorii, przybywa do Królestwa Siedmiu Kręgów – krainy piekieł, którą włada siedmiu demonicznych braci, książęta Pychy, Gniewu, Zazdrości, Łakomstwa, Chciwości, Lenistwa i Nieczystości. Jest przekonana, że pierwszy z nich, król demonów, oczekuje jej na swoim dworze, by podjąć jak swoją narzeczoną, a potem wziąć za żonę. Zdeterminowana, by odszukać winnych śmierci siostry, wierzy, że na dworze Pana Pychy będzie miała możliwość prowadzenia śledztwa. Książę Gniewu – sojusznik w świecie ludzi, a teraz jej przewodnik – pomaga Emilii wejść do krainy podziemi i przedostać się przez Korytarz Grzechu, a później gości ją na swoim dworze. To ma być tylko przystanek w drodze do Dworu Pychy, chwilowy pobyt.
Sprawy jednak przybierają zupełnie inny obrót, niż oczekiwała dziewczyna.
Co się wydarzy w gościnie u Pana Gniewu? Jakie magiczne więzi odkryje Emilia? Czy poślubi Księcia Pychy?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 520
Przedstawione w książce postaci i wydarzenia są fikcyjne. Ich ewentualne podobieństwo do faktycznych zdarzeń bądź żyjących lub zmarłych osób rzeczywistych ma charakter czysto przypadkowy i nie było zamysłem autorki.
Tytuł oryginału: Kingdom of the Cursed
Projekt graficzny: Liam Donnelly
Redakcja: Katarzyna Szajowska
Redaktor prowadzący: Mariola Hajnus
Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz
Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski
Korekta: Marta Stochmiałek, Sandra Popławska
Mapa Królestwa na wyklejce: Virginia Allyn
Fotografie wykorzystane na okładce:
Cover art: skull © Baimieng/Shutterstock.com;
crown © P Maxwell Photography/Shutterstock.com;
roses © Brigitte Blättler/Getty Images and Annemari
Hyttinen/Getty Images; gate © Guliveris/Shutterstock.com.
Copyright © 2021 by Kerri Maniscalco
Jacket © 2021 by Hachette Book Group, Inc.
© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2022
© for the Polish translation by Stanisław Bończyk
ISBN 978-83-287-2335-1
You&YA
MUZA SA
Wydanie I
Warszawa 2022
– fragment –
Tobie, drogi czytelniku. Jak zawsze
Przybywam przewieźć was po czarnej strudze. W ciemności wieczne, na żar i na chłody.
DANTE ALIGHIERI, Boska Komedia: Piekło[1]
Nieoczekiwanie zimnego letniego wieczora, pośród huczącej nawałnicy, przyszły na świat bliźnięta. Ich pojawienie się wśród nas nie było jednak początkiem pięknej baśni. Ci, którzy od dawna czekali, bacznie wypatrując znaków, rozpoznali zaraz zły omen. Jedna z sióstr miała utracić swe śmiertelne życie, druga zaś – sprzedać duszę.
Starszyzna sabatu nie była jednogłośna co do przyczyn i źródeł zdarzenia, ale w jednym zgadzali się wszyscy: wraz z narodzinami bliźniaczek nastał czas mroku. Teraz zaś, gdy jedna z sióstr, zatraciwszy się w gniewie, spogląda na diabelski tron, a w nieruchomej piersi drugiej zamarło serce, szeptem mówi się o kolejnej przepowiedni – proroctwie potępienia czarownic i demonów.
SEKRETNE ZAPISKI W GRYMUARZE RODU DI CARLO
Pewnego przeklętego poranka król przemierzał korytarze swego zamku. Jego dudniące kroki niosły się echem, płosząc nawet cienie – nikt nie chciał ściągnąć na siebie jego spojrzenia. Król był w podłym nastroju, który tylko się pogarszał, im bliżej była ona. Jej zemstę król wyczuł na długo przed tym, gdy wszedł do tego skrzydła zamku. Gęstniała u wejścia do sali tronowej niczym rój zjadliwych insektów. Król nie baczył na to specjalnie. Nie od wczoraj wiedział, że czarownica jest przekleństwem jego ziem. Przekleństwem, którego najchętniej natychmiast by się pozbył.
Srebrzyste ogniki zalśniły pomiędzy jego łopatkami, gdy pchnął potężne dwuskrzydłowe drzwi. Te otwarły się z łoskotem, omal nie roztrzaskując się o ściany. Na intruzce w sali tronowej nie zrobiło to jednak najmniejszego wrażenia. Nawet nie zerknęła w stronę króla, wciąż rozparta niedbale na tronie. Jego tronie. Nie racząc nawet na niego spojrzeć, pogładziła tylko nogę zmysłowym ruchem – jak kochanka chcąca rozpalić wyobraźnię partnera. Długie wycięcie z boku jej szaty odsłaniało gładką skórę od kostki aż po biodro. Leniwym półkolistym ruchem powiodła dłonią od łydki wzwyż, powoli prostując plecy, w miarę jak jej palce wędrowały coraz wyżej. Obecność króla ani trochę nie zbiła jej z tropu. Przesuwała dłonią coraz wyżej po zewnętrznej stronie uda.
– Wynoś się! – Na te słowa czarownica w końcu zwróciła uwagę na króla.
– Rozmowy z tobą były na nic. Racjonalne argumenty i logika też nic nie dały – odparła. – Mam więc dla ciebie nową, kuszącą propozycję – mówiła dalej, wodząc dłońmi po cienkiej tkaninie na piersiach. Jej spojrzenie nabierało mocy, gdy coraz śmielej przypatrywała się królowi. – Zdejmij spodnie.
Król skrzyżował tylko ręce na piersi i odpowiedział jej posępnym spojrzeniem. Sam Stwórca nie skłoniłby go, by uległ tego rodzaju łatwej pokusie. Jej natomiast do Stwórcy było daleko.
– Wynoś się – powtórzył sucho. – Zanim cię do tego zmuszę.
– Spróbuj. – Czarownica błyskawicznie, jednym ruchem, z wielką gracją, jakiej nie widuje się u śmiertelników, podniosła się z tronu. Jej długa srebrzysta suknia połyskiwała niczym klinga miecza w słońcu. Nie zamierzała ani chwili dłużej uwodzić króla. – Tknij mnie, a zniszczę wszystko, co jest ci drogie, Wasza Wysokość – powiedziała szyderczym tonem, jakby jej rozmówca w najmniejszym stopniu nie zasługiwał na swój tytuł czy choćby na szacunek.
Król zaśmiał się złowieszczo. Dźwięk jego głosu był równie przerażający jak ostrze sztyletu przytkniętego błyskawicznym ruchem do łabędziej szyi czarownicy. Nie ona jedna potrafiła poruszać się z nadludzką prędkością.
– Coś ci się chyba pomyliło – warknął. – Nic nie jest mi drogie, a ty przed zachodem słońca masz zniknąć z mojego królestwa. Jeśli tego nie zrobisz, poszczuję cię ogarami piekielnymi, a to, co z ciebie zostanie, wrzucę do Ognistego Jeziora.
Król czekał, aż na twarzy czarownicy pojawi się strach. Ona jednak wyrwała gwałtownie naprzód, rozcinając własne gardło o ostrze. Krew polała się na jej połyskliwą szatę i na marmurową posadzkę. Splamiła też rękawy króla. Ten, zaciskając szczęki, otarł sztylet.
Czarownica, nie bacząc na swój upiorny krwisty naszyjnik, odsunęła się od króla. Posłała mu szelmowski uśmiech, a rana na jej szyi niezwłocznie sama się zrosła.
– Taki jesteś pewny? Naprawdę niczego nie byłoby ci brak?
Gdy król wciąż milczał, czarownica w końcu się zirytowała.
– Może pogłoski na twój temat są prawdziwe. Chyba naprawdę nie masz pod tą zbroją serca. – Obeszła go dookoła, a jej szata pozostawiła na lśniącej posadzce krwawą smugę. – Może powinniśmy cię rozpłatać i się przekonać.
Zerknęła raz jeszcze na niezwykłe srebrzystobiałe, płomieniste skrzydła na plecach króla. Jej uśmiech z każdą chwilą stawał się coraz dzikszy. Skrzydła były ulubionym orężem króla – lubił, gdy rozgrzane do białości sprawiały, że jego wrogowie wzdragali się ze strachu i osuwali się na kolana, płacząc krwawymi łzami. Teraz jednak czarownica jednym pstryknięciem palców sprawiła, że przybrały barwę popiołu, a zaraz potem zniknęły.
Poczuł, jak ogarnia go panika. Choć próbował, nie był w stanie ponownie ich rozpostrzeć.
– Oto sztuczka na miarę samego diabła. – Głos czarownicy brzmiał jednocześnie młodo i starczo.
No jasne! Król zaklął tylko wściekle. Po to przecież splamiła posadzkę własną krwią. Złożyła w ten sposób ofiarę jednej ze swych bezlitosnych bogiń.
– Od dziś na tych ziemiach będzie ciążyć klątwa. Zapomnisz o wszystkim z wyjątkiem nienawiści. Znikną z twojego życia miłość, dobroć i wszelka życzliwość. Przyjdzie dzień, gdy się to zmieni, ale przyrzekam, że gdy zaznasz znów prawdziwego szczęścia, pozbawię cię również jego.
Słowa ciemnowłosej czarownicy ledwie docierały do króla, który raz za razem na próżno starał się znów rozpostrzeć skrzydła. Cokolwiek z nimi zrobiła, wyglądało na to, że został trwale pozbawiony swojej ukochanej broni. Z żądzy krwi król nieomal widział na czerwono, znalazł jednak dość siły woli, by nad sobą zapanować. Z trupa czarownicy nic by mu teraz nie przyszło – zwłaszcza jeśli chciał kiedykolwiek odzyskać to, co właśnie mu skradziono. Wiedźma tylko cmoknęła, najwyraźniej rozczarowana, że król nie pozwolił sobie na wybuch. Gdy po chwili zaczęła się oddalać, nie ruszył się z miejsca. Rzucił tylko za nią cicho, tonem mrocznym jak najczarniejsza noc:
– Mylisz się.
Czarownica przystanęła i zerknęła na niego sponad smukłego ramienia.
– Czyżby? – spytała.
– Diabeł może i bywa paskudny, ale nie bawi się w takie sztuczki – ciągnął król z kusicielskim uśmiechem. – On dobija targu.
Dało się zauważyć, że czarownica po raz pierwszy się zawahała. Miała się za najprzebieglejszą i najbardziej zabójczą. Zapomniała, w czyim zamku się znajduje i jak kurczowo jego gospodarz uczepiony jest swojego parszywego, przeklętego tronu. Król zaś z wielką radością właśnie jej o tym przypomniał.
Byli w Królestwie Nikczemnych. To on był tu panem.
– Więc jak, dogadamy się?
Nie tak wyobrażałam sobie piekło.
Nie zwracając uwagi na zdradzieckiego Księcia Gniewu, cicho, niepewnie wciągnęłam powietrze w nozdrza. Wokół unosił się dym – efekt uboczny demonicznej magii, z której skorzystał, by sprowadzić nas tutaj, do Siedmiu Kręgów.
W ciągu chwili, którą zajęło nam dotarcie z jaskini w Palermo do jego królestwa, zdążyłam odmalować w głowie kilka wizji naszego przybycia na miejsce – jedną straszniejszą od drugiej. Każdy z koszmarnych obrazów, które zdążyły mi stanąć przed oczami, zawierał kaskady ognia i siarki oraz wszechobecny żar – tak potworny, że mógłby spopielić duszę i żywcem odparzyć ciało od kości. Tymczasem poczułam przyprawiający o dreszcze chłód.
Poprzez dym i opary zdołałam jedynie dojrzeć ściany z dziwnego, nieprzejrzystego minerału i ciągnące się dalej, niż potrafiłam sięgnąć wzrokiem. Były czarne lub ciemnogranatowe, zupełnie jakby woda z najgłębszych morskich otchłani wybiła na wierzch i momentalnie zamarzła.
Po grzbiecie przebiegł mi dreszcz. Walczyłam ze sobą, by nie ogrzać oddechem dłoni ani nie zwrócić się o pomoc do księcia. Nie był moim przyjacielem ani tym bardziej moim obrońcą. Gniew okazał się dokładnie taki, jak opisywał go jego brat, Zazdrość: był najgorszy z siedmiorga demonicznych książąt.
Prawdziwy potwór pośród bestii.
Nie umiałabym pozwolić sobie na to, by zapomnieć, kim jest. Był jednym z Nikczemnych – nieśmiertelnych bytów kradnących dusze dla samego diabła, samolubnych nocnych stworzeń, przed którymi babcia Maria od małego ostrzegała mnie i moją siostrę bliźniaczkę.
A teraz ja – by położyć kres klątwie – zgodziłam się wyjść za ich władcę, Pana Pychy. Tak w każdym razie sądzili.
Metalowy gorset, który wcześniej tego wieczora podarował mi mój przyszły mąż, zrobił się nieznośnie zimny, tymczasem cieniutkie warstwy mojej połyskliwej szaty nie zapewniały żadnej ochrony przed chłodem, a buty, które miałam na nogach, były ledwie skrawkami czarnego jedwabiu ze skórzanymi podeszwami.
Czułam się, jakby w żyłach tężał mi lód. Nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że to kolejna podła zagrywka moich nieprzyjaciół, mająca wyprowadzić mnie z równowagi.
Obłoki pary z ust unosiły się przed moją twarzą jak zjawy – eteryczne i niepokojące, niedające spokoju. O boginie, naprawdę trafiłam do piekła. Było pewne, że jeśli książęta demonów nie dotrą do mnie pierwsi, nonna Maria mnie zabije. Zwłaszcza gdy dowie się, że zapisałam swoją duszę Pysze. Samemu diabłu.
Przed oczami stanął mi dokument, którym związałam się z królewskim Dworem Pychy. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że cyrograf podpisałam krwią. Dotąd wierzyłam w swój plan wkradnięcia się do tego świata i pomszczenia śmierci siostry, jednak teraz, stojąc tutaj, czułam się na to wszystko zupełnie niegotowa. Cokolwiek zresztą miało znaczyć „tutaj”, bo nie wyglądało na to, żebyśmy znajdowali się wewnątrz któregokolwiek z siedmiu demonicznych dworów królewskich. Sama nie wiem, dlaczego myślałam, że Książę Gniewu obejdzie się ze mną podczas tej przeprawy łagodnie.
– Czekamy, aż zjawi się mój narzeczony?
Milczenie.
Drgnęłam, bo poczułam się nieswojo.
Wokół nadal unosił się dym, więc widoczność pozostawała ograniczona. Ponieważ mój demoniczny przewodnik wciąż milczał, wkrótce umysł zaczął podsycać we mnie cały wachlarz urojonych lęków. Wiedziałam, że gdzieś przed sobą mamy Księcia Pychy, który tylko czeka, by posiąść swoją narzeczoną. Wsłuchiwałam się z całych sił, próbując wychwycić odgłos jego kroków. Jakikolwiek odgłos. Nie usłyszałam jednak niczego poza łomotaniem własnego serca. Żadnych krzyków potępionych czy skazanych na wieczne męki. Nic. Tylko wszechobecna niepokojąca cisza. Aż czuło się jej ciężar – zupełnie jakby wszelką nadzieję porzucono tu przed tysiącleciem i nie pozostało nic poza milczeniem w rozpaczy. Jakże łatwo byłoby się poddać, po prostu położyć się i poddać mrokowi. Ta kraina była uosobieniem najsurowszego i najbardziej bezlitosnego oblicza zimy. A przecież nie przekroczyliśmy jeszcze nawet bram…
Czułam, jak narasta we mnie panika. Ależ chciałam być znów w mieście – skąpanym w słońcu i pełnym ludzi. Zatęskniłam za nim tak bardzo, że aż poczułam ukłucie w piersi. Dokonałam jednak wyboru i nie było już odwrotu. Musiałam doprowadzić sprawę do końca. Zabójca Vittorii wciąż gdzieś tu był, a ja, żeby go odnaleźć, przeszłabym przez bramy Piekieł nie raz, lecz tysiąc razy. Byłam w innym niż dotąd miejscu, ale mój główny cel pozostawał ten sam.
Wzięłam głęboki oddech. Zapanowałam nad sobą i pomału oswajałam się z rozwojem sytuacji. Dym wreszcie rozrzedził się na tyle, bym po raz pierwszy mogła rozejrzeć się po krainie podziemi.
Byliśmy sami. Znajdowaliśmy się w jaskini przypominającej nadmorską grotę w Palermo, z której się tu przenieśliśmy. To tam blisko dwa miesiące wcześniej ułożyłam krąg z kości i po raz pierwszy przyzwałam Księcia Gniewu. Oba miejsca, choć z pozoru tak podobne, bardzo się różniły. Nowa, obca przestrzeń przyprawiła mnie aż o skurcz żołądka.
Gdzieś z góry sączyło się nieco księżycowego blasku; niewiele, ale światła było dość, by dało się powieść wzrokiem po lśniącym szronem kamienistym pustkowiu.
Kilka metrów przed nami wznosiły się potężne, złowieszcze wrota. Miały w sobie coś z milczącego księcia u mojego boku. Po obu stronach wrót osadzono pokryte płaskorzeźbami obsydianowe kolumny. Znajdowały się na nich wyobrażenia ludzi na mękach i okrutnych sposobów zadawania śmierci. Same skrzydła wrót wykonano z różnych czaszek – ludzi, zwierząt i demonów. Niektóre miały rogi, inne długie kły. Widok wszystkich był jednak tak samo trudny do zniesienia.
Mój wzrok powędrował ku temu, co uznałam za klamkę – czaszce łosia o potężnych oszronionych łopatach. Książę Gniewu, przepotężny demon wojny i zdrajca mojej duszy, drgnął. Wyczuwszy u niego cień rozdrażnienia, natychmiast zerknęłam w jego stronę. Jego przeszywające spojrzenie było ze mną oswojone, a na jego twarzy niezmiennie gościł ten sam zimny wyraz. Miałam chęć wyrwać mu żywcem serce i zacząć po nim skakać, byle tylko wykrzesać z niego jakiekolwiek emocje. Wszystko byłoby lepsze niż ta jego wystudiowana lodowata obojętność.
Zwracał się ku mnie tylko wtedy, kiedy było mu to do czegoś potrzebne. Był istotą samolubną – dokładnie tak, jak przestrzegała babcia. Byłam głupia, kiedy sądziłam, że może być inaczej.
Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie. Tu, w mrokach podziemi, jego ciemnozłote oczy połyskiwały jak wysadzana rubinami korona na jego głowie. Z każdą sekundą naszego starcia na spojrzenia czułam, jak krew pulsuje we mnie coraz szybciej. Wydało mi się, że chwycił mnie nieco mocniej, i dopiero wtedy dotarło do mnie, że sama kurczowo ściskam jego dłoń. Rozluźniłam chwyt i się cofnęłam. Czy cała ta sytuacja rozdrażniła go, rozwścieczyła czy może rozbawiła – nie potrafiłam powiedzieć. Wyraz jego twarzy pozostał nieprzenikniony. Był tak samo odległy i nieprzystępny, jak gdy kilka minut wcześniej proponował mi układ z Księciem Pychy. Cóż, skoro takich kontaktów pragnął między nami – niech mu będzie.
Nie chciałam go ani nie potrzebowałam. W sumie cisnęło mi się na usta, że może od razu iść do diabła – tyle że zrobiliśmy to już oboje.
Przyglądał mi się teraz, gdy usiłowałam zapanować nad myślami. Przybrałam maskę chłodnego spokoju, choć tak naprawdę wcale nie byłam spokojna. Moje starania zresztą i tak zapewne były daremne. Książę wyjątkowo dobrze sobie radził z odczytywaniem moich emocji. Pozostało mi więc omijać go spojrzeniem.
Siląc się na postawę zbliżoną do niego, zdobyłam się na jak najbardziej wyniosły ton.
– To, jak rozumiem, te osławione wrota Piekieł?
Uniósł ciemną brew, jak gdyby pytał, czy tylko na tyle było mnie stać.
Pełzający strach ustąpił we mnie miejsca złości. Ale przynajmniej cokolwiek z niego wycisnęłam.
– Czyżby diabeł miał o sobie tak wysokie mniemanie, że nie raczy osobiście powitać przyszłej królowej? A może boi się ciemnych jaskiń?
Gniew uśmiechnął się z szyderczą rozkoszą.
– To nie jaskinia, tylko otchłań wokół Siedmiu Kręgów. – Oparł dłoń powyżej mojego krzyża i poprowadził mnie naprzód. Byłam tak zdumiona czułością tego gestu i delikatnością jego dotyku, że nie próbowałam się uchylać.
Pod naszymi stopami poruszały się kamyki, ale żaden nie wydał choćby najmniejszego dźwięku. Wyjąwszy nasze głosy, wszędzie wokół panowała kompletna cisza – tak porażająca, że aż trudno mi było utrzymać równowagę. Książę Gniewu podtrzymał mnie, by dopiero po chwili cofnąć dłoń.
– To miejsce, do którego boją się zajrzeć gwiazdy – szepnął. Ciepło jego oddechu na mojej skroni mocno kontrastowało z wszechobecnym zimnem. Poczułam na ciele ciarki.
– Gwiazdy boją się tego miejsca, ale diabeł nie. On uwodzi ciemność. I strach. – Przesunął kostkami dłoni po moich plecach, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Wciągnęłam nerwowo powietrze, a zaraz potem obróciłam się i odtrąciłam jego dłoń.
– Zabierz mnie do Pana Pychy. Męczy mnie już twoje towarzystwo.
Ziemia pod naszymi stopami zadudniła.
– Gdy tamtej nocy rozlałaś krew i przyzwałaś mnie, w kręgu kości nie było widać twojej pychy, jedynie twój gniew i twoją wściekłość.
– Możliwe, Wasza Wysokość, ale cyrograf, który podpisałam, mówił o Dworze Pychy, czyż nie?
Zrobiłam krok w jego stronę. Gdy poczułam jego bliskość, moje serce zaczęło łomotać. Ciepło jego ciała biło we mnie jak słoneczny żar. Wabiło mnie, pochłaniało. Przywoływało na myśl dom. W piersi kolejny raz poczułam ukłucie. Pozostało mi bronić się ostrym słowem. Wymierzyłam prosto w jego lodowate serce, licząc na to, że zdołam przebić mur, który z taką wprawą wzniósł pomiędzy nami. Czy było to słuszne, czy nie – chciałam go zranić; zemścić się za jego podły podstęp.
– Wybrałam tym samym diabła, nie ciebie. Jakie to uczucie wiedzieć, że wolę na wieczność związać się z potworem, niż choćby jeszcze raz poddać się tobie?
Spojrzał na moje wargi i przez chwilę nie odrywał od nich wzroku. Gdy słuchał, jak mu się odpłacam, w jego oczach pojawił się uwodzicielski błysk. Choć zapewne nie przyznałby się do tego, wiedziałam, że chciałby mnie pocałować. W odpowiedzi posłałam mu tylko jadowity uśmiech. Wreszcie opadła z niego ta chłodna obojętność. Jego pech, że byłam już dla niego zakazanym owocem.
Przypatrywał mi się jeszcze przez chwilę, po czym lodowato wycedził:
– Wybrałaś diabła?
– Tak – odpowiedziałam.
Staliśmy tak blisko, że czuliśmy na sobie swoje oddechy. Nie zamierzałam cofnąć się ani o krok. On również.
– Jeśli taka jest twoja wola, okaż ją wobec tego królestwa. – Sięgnął po sztylet. – Skoro czujesz się tak pewna, złóż ślub krwi. Jeśli naprawdę to pychę wybierasz jako swój grzech, chyba nie odmówisz?
Podsunął mi rękojeść sztyletu z prowokacyjnym błyskiem w oczach. Rzucał mi wyzwanie.
Chwyciłam sztylet z symbolem jego dworu i przycisnęłam do ostrza opuszkę palca. Książę, krzyżując ręce na piersiach, posłał mi nijakie spojrzenie. Nie dowierzał, że się odważę.
Może i dała o sobie znać moja przeklęta pycha, ale nacinając palec i zwracając księciu sztylet, czułam też, jak wzbiera we mnie irytacja. Przecież podpisałam cyrograf, teraz nie było już sensu się wahać. Co się stało, to się stało.
– Ja, Emilia Maria di Carlo, z własnej woli wybieram diabła.
Kropla mojej krwi spadła na ziemię, przypieczętowując ślubowanie. Zerknęłam natychmiast na Księcia Gniewu. Zdążyłam zauważyć, że w jego oczach coś się zatliło. Nim jednak zdołałam odczytać co, on już się odwrócił. Wsunął sztylet pod poły marynarki i ruszył w stronę wrót, pozostawiając mnie samą na skraju nicości. Naszła mnie myśl, by spróbować uciec. Sęk w tym, że nie było dokąd. Rozejrzałam się jeszcze raz, po czym w szybkim tempie ruszyłam za demonem. Po chwili, idąc za nim krok w krok, objęłam rękoma własny tułów. Usiłowałam zapobiec kolejnym dreszczom, ale jedyny efekt był taki, że drżałam coraz bardziej. Książę zabrał ze sobą swoje ciepło, a ja ze zdwojoną siłą czułam teraz na skórze lodowaty dotyk metalowych części gorsetu. Gdybyśmy mieli zostać w tym miejscu dłużej, zamarzłabym na śmierć.
Jak umiałam, starałam się przywołać wspomnienia o ciepłych miejscach i spokoju. Dotąd tylko raz w życiu było mi tak zimno – w północnych Włoszech, gdy byłam znacznie młodsza i oczarowana widokiem śniegu. Wtedy wydawało mi się to romantyczne, teraz przekonałam się, że to raczej pięknie opakowane niebezpieczeństwo. To samo zresztą można było powiedzieć o moim towarzyszu.
Dzwoniąc z zimna zębami, wydawałam jedyny odgłos we wszechobecnej pustce.
– Jak to jest, że w ogóle się tu słyszymy?
– Jest tak, bo ja tak chcę.
Kawał aroganckiej bestii. Parsknęłam lekko, chcąc okazać rozdrażnienie, ale obłok pary z moich ust zdradził chyba tylko, jak było mi zimno.
I wtedy, nie wiem jak, moje ramiona otuliła aksamitna peleryna. Kiedy i w jaki sposób książę ją wyczarował – nie miałam pojęcia. Ale też zupełnie mnie to nie obchodziło. Poprawiłam ją tylko na sobie, wdzięczna, że wreszcie jest mi nieco cieplej. Miałam już podziękować demonowi, lecz w porę ugryzłam się w język. Książę nie zadbał o mnie z dobroci czy staromodnej galanterii. Dopilnował tylko, żebym nie umarła z zimna, gdy będzie o krok od wypełnienia swojej misji. Z tego, co pamiętałam, dostarczenie mojej duszy Księciu Pychy miało stać się dla niego przepustką do wolności, a nie było rzeczy, którą Pan Gniewu ceniłby wyżej niż możliwość opuszczenia świata podziemi. Sam mi to kiedyś powiedział.
Jakież to musiało być dla niego szczęście – jego pobyt tutaj miał skończyć się raz na zawsze z chwilą, gdy mój się rozpocznie. By spełnić swoje największe marzenie, musiał tylko mnie zdradzić. Potrafiłam go chyba zrozumieć.
Książę Gniewu szedł dalej w stronę wrót, ani razu się na mnie nie oglądając. Gdy dotarł na miejsce, oparł dłoń o jedną z kolumn i wyszeptał coś w nieznanym mi języku. Co – tego nie zdołałam usłyszeć. Jego dłoń rozbłysła złotawym światłem, które zaczęło wnikać w twardy czarny minerał. Jeszcze chwila i wrota uchyliły się z trzaskiem. Nie mogłam na razie dojrzeć, co się za nimi znajduje, więc mój umysł natychmiast zaczął podsuwać mi same najkoszmarniejsze obrazy. Książę-demon nie pofatygował się, by oficjalnie zaprosić mnie do środka. Ruszył w stronę otwierających się wrót, nie upewniając się nawet, czy idę za nim.
Wzięłam głęboki wdech i spięłam się w sobie. Cokolwiek czekało na mnie po drugiej stronie, musiałam sprostać zadaniu, które sobie postawiłam. Otuliłam się szczelnie peleryną i ruszyłam naprzód.
Książę Gniewu przystanął u samego progu świata podziemi i wreszcie raczył na mnie spojrzeć. Odezwał się łagodnym tonem, ale jego spojrzenie było tak surowe, że zatrzymałam się w pół kroku.
– Kilka słów ku przestrodze.
– Wchodzimy właśnie do piekła – rzuciłam ironicznie – nie za późno na ostrzeżenia?
Moje słowa ani trochę go nie rozbawiły.
– W Siedmiu Kręgach należy przestrzegać trzech reguł. Po pierwsze, nikomu nie wyjawiaj, czego naprawdę się boisz.
– Dlaczego? – spytałam, choć nie zamierzałam nikomu tego ujawniać.
– To świat, który zrobi wszystko, by zadać ci ból.
Otworzyłam usta, chcąc odpowiedzieć, ale Książę Gniewu przerwał mi gestem dłoni.
– Po drugie – kontynuował – zapanuj nad swoimi pragnieniami. W przeciwnym razie będą nękać cię złudzeniami, które bardzo łatwo wziąć za rzeczywistość. Dostałaś mały przedsmak tego, kiedy poznałaś Księcia Nieczystości. Każda z twoich żądz stanie się dziesięćkroć silniejsza, kiedy znajdziemy się w Korytarzu Grzechu.
– Korytarz Grzechu… – Nie zadałam pytania, ale Pan Gniewu i tak udzielił mi odpowiedzi.
– Nowi poddani królestwa przechodzą tam próbę. Dzięki niej dowiadujemy się, któremu z królewskich dworów odpowiada najbardziej ich grzech główny. Kiedy tam będziesz, twoje emocje… doświadczą pewnych bodźców.
– Jestem już po słowie z Księciem Pychy. Po co mam sprawdzać, gdzie bym pasowała?
– Pożyj tylko dostatecznie długo, a sama poznasz odpowiedź.
Czułam się coraz bardziej nieswojo. Babcia przestrzegała mnie zawsze, że złe wieści lubią nadchodzić trójkami. Innymi słowy, najgorsze było jeszcze przede mną.
– Trzecia zasada… – Skierował wzrok na mój nakłuty palec. – Gdy masz do czynienia z księciem Piekieł, uważaj ze składaniem ślubów krwi. A już nigdy nie składaj żadnych wobec diabła. To, co jego, jest jego i tylko głupiec próbowałby z nim walczyć lub mu się przeciwstawiać.
Zazgrzytałam zębami. Zaczęła się gra podstępów.
Ostrzeżenia księcia skojarzyły mi się w jakiś sposób z zapiskami w naszym rodzinnym grymuarze. Ciekawe, swoją drogą, skąd w ogóle wzięliśmy te wiedzę. Teraz jednak nie zamierzałam o tym rozmyślać, bo coraz bardziej pochłaniał mnie narastający we mnie gniew. Cóż – imię księcia zobowiązywało. Dobrze wiedział, jak podsycić moje emocje. Świadomość tego tylko dodatkowo mnie rozwścieczała.
– Mało ci, że sprzedałam duszę! Musiałeś się jeszcze bawić w podstępy. No cóż, przynajmniej jesteś konsekwentny.
– Kiedyś się przekonasz, że wyświadczyłem ci przysługę.
Bardzo wątpliwe. Zacisnęłam skaleczoną dłoń w pięść.
Książę Gniewu znów spojrzał mi w oczy. Kąciki jego zmysłowych ust drgnęły w lekkim uśmiechu. Było jasne, że widzi moją narastającą wściekłość. Mówiłam sobie, że pewnego dnia – już niedługo – zapłaci mi za to wszystko. Teraz jednak posłałam mu tylko olśniewający uśmiech, a myślą o tym, jak cudownie będzie go zniszczyć, rozkoszowałam się w ciszy.
Z jego twarzy natychmiast zniknął uśmiech. Pochylił głowę. Miałam wrażenie, że odczytał moje myśli i poprzysiągł mi to samo. Wzajemna nienawiść nas zjednoczyła.
Wytrzymując jego spojrzenie, odpowiedziałam mu skinieniem głowy. Byłam wdzięczna za jego podstęp – odtąd nigdy już nie uwierzę żadnym jego kłamstwom. Jeśli choć odrobinę mi się poszczęści, teraz to on i jego nikczemni bracia będą oszukiwani przeze mnie. Musiałam dobrze odegrać swoją rolę. W przeciwnym razie czekała mnie śmierć – jak tyle innych czarownic wziętych za narzeczone.
Minęłam księcia i jak po swoje przeszłam przez wrota.
– Zabierz mnie do mojego nowego domu. Chcę ukłonić się memu drogiemu mężowi.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Przekład Edwarda Porębowicza (przyp. tłum.).
You&YA
MUZA SA
ul. Sienna 73
00-833 Warszawa
tel. +4822 6211775
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl
Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz