Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kontynuacja bestsellerowej serii „Stalking Jack the Ripper”. Wszyscy, którzy uwielbiają Thomasa i Audrey Rose, a zwłaszcza ich zaczepne dialogi, w tej książce pokochają ich na nowo!
W starym zamku księcia Włada Palownika, znanego jako Drakula, dochodzi do nietypowych zbrodni. Czyżby pojawił się naśladowca krwiożerczego władcy? A może zwyrodniały arystokrata powrócił między żywych?
Po odkryciu tożsamości Kuby Rozpruwacza ogarnięta rozpaczą i zgrozą Audrey Rose Wadsworth ucieka z Londynu, jak najdalej od koszmarnych wspomnień. Wraz z aroganckim, ale niezaprzeczalnie uroczym Thomasem Cresswellem jedzie do Rumunii, gdzie znajduje się jedna z najlepszych w Europie akademia medycyny sądowej. To tam mieszkał niegdyś upiorny morderca, legendarny Drakula – ten, którego rozsławiła niepohamowana żądza krwi.
Aby spełnić marzenie swojego życia, Audrey Rose mierzy się z nowym wyzwaniem. Musi poprowadzić śledztwo w sprawie dziwnie znajomych zagadkowych zabójstw, do których dochodzi na zamkowych korytarzach. To, co odkryje, obudzi do życia jej wszystkie najgorsze lęki.
Drewniany kołek wbity w serce ofiary.
Młoda pokojówka, z której ktoś wytoczył krew.
Ludzie mówią, że książę Drakula zmartwychwstał.
Ja twierdzę, że powinniśmy bać się żywych, nie umarłych.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 496
Mamie i tacie,którzy mnie nauczyli,że stronice książek skrywająniezliczone przygody.
I siostrze,mojej towarzyszce w podróżachdo wszystkich tajemniczych krain,prawdziwych i wymyślonych.
Dumna śmierci,
Jakież dziś święto w twym ciemnym królestwie.
Żeś tak morderczo za jednym zamachem,
Tyle książęcych głów ścięła!
William Szekspir,Hamlet, akt V, scena II(tłum. Józef Paszkowski)
Widok na Bukareszt, Rumunia, ok. 1890 roku
NASZ POCIĄG ZGRZYTAŁ NA ZAMARZNIĘTYCH SZYNACH, pędząc ku zwieńczonym bielą zębiskom Karpat. Znajdowaliśmy się na obrzeżach Bukaresztu, stolicy Rumunii, i z tej perspektywy górskie szczyty miały barwę blednących sińców.
Ze względu na intensywnie padający śnieg, zapewne były zimne jak trup. Urocza myśl w ten wietrzny poranek.
Ponownie dobiegł mnie odgłos uderzenia kolanem o krawędź drewnianego panelu w moim prywatnym przedziale. Zamknęłam oczy, modląc się, aby mój towarzysz podróży znowu zasnął. Czułam, że jeśli jeszcze raz poruszy długimi nogami, stracę resztki panowania nad sobą. Przycisnęłam głowę do obitego pluszem siedzenia o wysokim oparciu i skupiłam uwagę na miękkim aksamicie, byle tylko nie dźgnąć tej męczącej nogi szpilką od kapelusza.
Wyczuwając moją narastającą irytację, pan Thomas Cresswell usiadł wygodniej i zaczął stukać palcami w rękawiczce o parapet w naszym przedziale. A właściwie w moim przedziale.
Thomas miał własny, ale się uparł, żeby mi towarzyszyć przez cały dzień, na wypadek gdyby do pociągu wsiadł zawodowy morderca i urządził tu jatkę.
A przynajmniej taką właśnie niedorzeczną historyjkę opowiedział naszej przyzwoitce, pani Harvey. Ta urocza siwowłosa kobieta opiekowała się Thomasem, gdy przebywał w swoim londyńskim mieszkaniu przy Piccadilly, a obecnie ucinała sobie już czwartą drzemkę tego dnia. Był to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę, że niedawno wstał świt.
Ojciec zachorował w Paryżu, więc postanowił zaufać pani Harvey oraz Thomasowi i powierzyć ich pieczy moją cnotę. To wiele mówiło o tym, jak wysokie mniemanie miał o Thomasie i jak przekonująco niewinny i uroczy potrafił być mój przyjaciel w odpowiednich okolicznościach.
Moje dłonie w rękawiczkach nagle zawilgotniały. Postanowiłam to zignorować i przeniosłam spojrzenie z ciemnobrązowych włosów Thomasa i jego uszytego na miarę surduta na kapelusz i rumuńską gazetę obok. Uczyłam się tego języka wystarczająco długo, żeby zrozumieć większość tekstu. Nagłówek głosił: CZY NIEŚMIERTELNY KSIĄŻĘ POWRÓCIŁ? Nieopodal Braszowa, dokąd właśnie jechaliśmy, znaleziono zwłoki z kołkiem w sercu. Ten fakt skłonił co bardziej przesądnych do uwierzenia w niemożliwe: Wład Palownik, zwany Drakulą, martwy od wieków książę Rumunii, żył i polował.
Te bzdury miały na celu wzbudzić strach i poprawić sprzedaż gazet. Nieśmiertelne istoty nie istniały. Prawdziwymi potworami byli ludzie z krwi i kości, których dało się zabić. Koniec końców nawet Kuba Rozpruwacz krwawił tak jak wszyscy, choć niektóre gazety twierdziły, że nadal grasuje po zasnutych mgłą londyńskich ulicach, inne zaś, że wyjechał do Ameryki.
Gdyby to tylko była prawda...
Poczułam znajome ukłucie w brzuchu, tak silne, że zabrakło mi tchu. To się powtarzało za każdym razem, kiedy przypominałam sobie sprawę Kuby Rozpruwacza i towarzyszące jej emocje. Patrząc w lustro, widziałam takie same zielone oczy i szkarłatne wargi; hinduskie korzenie matki i arystokratyczne angielskie pochodzenie ojca uwidoczniły się w moich kościach policzkowych. Z wyglądu nadal byłam energiczną siedemnastolatką.
Tak naprawdę jednak moja dusza przyjęła druzgocący cios. Zachodziłam w głowę, jak mogłam się prezentować zdrowo i pogodnie, skoro w środku targały mną gwałtowne emocje.
Stryj wyczuł we mnie przemianę i zauważył, że w ostatnich dniach zaczęłam popełniać elementarne błędy w jego laboratorium medycyny sądowej. Kiedy czyściłam nasze skalpele, zapomniałam użyć kwasu karbolowego. Nie pobrałam wycinków. Wykonane przeze mnie nacięcie w lodowatym ciele okazało się nierówne, choć zazwyczaj zachowywałam precyzję podczas krojenia zwłok na stole sekcyjnym. Stryj nic nie mówił, ale wiedziałam, że go rozczarowuję. Powinnam mieć serce, które twardnieje w obliczu śmierci.
Może jednak wcale nie byłam stworzona do studiowania medycyny sądowej.
Puk. Puk, puk, puk. Puk.
Zazgrzytałam zębami, słysząc, jak Thomas wystukuje palcami rytm, w którym łomotały koła pociągu. Nie do wiary, że pani Harvey udawało się spać w takim hałasie. Cóż, cokolwiek by mówić, Thomas zdołał wyciągnąć mnie z głębokiej otchłani emocji, otępiających i mrocznych, zastałych i wstrętnych jak bagienna woda pełna przyczajonych czerwonookich stworów. Ta wizja dobrze pasowała do miejsca, które stanowiło cel naszej wyprawy.
Wkrótce mieliśmy wysiąść w Bukareszcie i dalej jechać powozem aż do zamku w Branie, siedziby Akademii Medycyny i Analityki Sądowej, po rumuńsku Institutului Național de Criminalistică și Medicină Legală. Pani Harvey zamierzała spędzić dzień lub dwa w Braszowie, a następnie wyruszyć w drogę powrotną do Londynu. Część mnie pragnęła zabrać się razem z nią, ale za żadne skarby nie przyznałabym się do tego przed Thomasem.
Pod sufitem mojego prywatnego przedziału wisiał elegancki żyrandol i kołysząc się wraz z pociągiem, pobrzękiwał kryształkami, dzięki czemu postukiwania Thomasa zyskały specyficzny akompaniament. Wypchnęłam z głowy natrętną melodię i obserwowałam, jak świat na zewnątrz rozpływa się w kłębach pary i rozedrganych gałęzi. Bezlistne konary zniknęły pod warstwą rozmigotanej bieli, a ich odbicia połyskiwały na wypolerowanym ciemnym granacie naszego luksusowego pociągu, gdy przednie wagony skręcały i mknęły wśród zimowej scenerii. Wyciągnęłam szyję i wtedy sobie uświadomiłam, że gałęzi nie pokrywa śnieg, lecz lód. Odbijał i załamywał pierwsze promienie słońca, przez co drzewa wyglądały, jakby płonęły w jaskrawym świetle pomarańczowoczerwonego brzasku. Panował taki spokój, że niemal zapomniałam o... wilkach!
Zerwałam się z miejsca, na co Thomas nerwowo podskoczył. Pani Harvey spała w najlepsze, a jej chrapanie przypominało warczenie. Zamrugałam i wilki zniknęły, zastąpione rozkołysanymi przez ruch pociągu gałęziami.
To, co wzięłam za lśniące kły, okazało się tylko śniegiem na konarach. Odetchnęłam głęboko. Przez całą noc wydawało mi się, że słyszę wycie, a teraz, za dnia, widziałam nieistniejące rzeczy.
– Trochę... rozprostuję kości – oznajmiłam.
Thomas uniósł ciemne brwi, bez wątpienia zastanawiając się nad moim otwarcie lekceważącym podejściem do przyzwoitości, czy też – co bardziej do niego pasowało – je podziwiając. Pochylił się, ale zanim zdążył zaproponować mi swoje towarzystwo albo obudzić panią Harvey, pośpiesznie ruszyłam do drzwi i je otworzyłam.
– Potrzebuję chwili... dla siebie.
Patrzył na mnie odrobinę zbyt długo, nim odpowiedział.
– Postaraj się zbytnio za mną nie tęsknić, Wadsworth. – Usiadł wygodniej. Mina lekko mu zrzedła i choć tuż potem na jego twarzy pojawiło się rozbawienie, w oczach nie było radości. – Choć to raczej niewykonalne. Ja na przykład okropnie za sobą tęsknię, kiedy śpię.
– Co mówiłeś, mój drogi? – spytała pani Harvey, mrugając za okularami.
– Powiedziałem, że powinna pani liczyć barany.
– Znowu zasnęłam?
Postanowiłam skorzystać z zamieszania i zamknęłam za sobą drzwi, po czym zacisnęłam palce na materiale sukni. Nie chciałam, żeby Thomas wyczytał cokolwiek z mojej twarzy – jeszcze nie całkiem potrafiłam się maskować w jego towarzystwie.
Poszłam wąskim korytarzem w kierunku wagonu restauracyjnego, prawie nie zwracając uwagi na otaczający mnie przepych. Nie mogłam zbyt długo poruszać się bez przyzwoitki, ale potrzebowałam chwili wytchnienia, choćby od własnych myśli i trosk.
W ubiegłym tygodniu zobaczyłam, jak moja cioteczna siostra Liza wchodzi po schodach w naszym domu. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że kilka tygodni wcześniej wyjechała na wieś. Po paru dniach wydarzyło się coś bardziej niepokojącego. Byłam pewna, że trup w laboratorium stryja wychylił się ku mnie i z pogardą w pustych oczach popatrzył na skalpel w mojej dłoni, a robaki wysypały się z jego ust na stół sekcyjny. Gdy zamrugałam, wszystko wróciło do normy.
Wzięłam ze sobą kilka medycznych dzienników, jednak trudno mi było skupić się na analizie tych objawów, gdyż Thomas nieustannie mnie obserwował. Twierdził, że powinnam stawić czoło bólowi, ale jeszcze nie dojrzałam do otwarcia tej rany. Może kiedyś.
Ktoś otworzył drzwi kilka przedziałów dalej, a ja powróciłam do rzeczywistości. Schludnie uczesany mężczyzna wyszedł na korytarz i szybkim krokiem ruszył przed siebie. Miał na sobie ciemnoszary surdut z drogiej tkaniny, co rozpoznałam po tym, jak układała się na jego szerokich ramionach. Gdy mężczyzna wyciągnął z kieszeni srebrny grzebień, omal nie krzyknęłam. Poczułam w środku tak silny ból, że nogi się pode mną ugięły.
To nie mogła być prawda. Przecież zginął kilka tygodni wcześniej w okropnym wypadku. Rozum mi podpowiadał, że to nie on, że to inny elegancki człowiek z idealną fryzurą oddala się ode mnie, ale serce nie chciało słuchać.
Lekko uniosłam kremową suknię i pobiegłam przed siebie. Wszędzie rozpoznałabym jego krok. Nauka nie potrafiła wytłumaczyć potęgi miłości i nadziei. Nie istniały receptury ani metody dedukcji, które pozwoliłyby zrozumieć te pojęcia, bez względu na to, co Thomas twierdził na temat nauki i ludzkich emocji.
Mężczyzna skinął głową zasiadającym do herbaty pasażerom. Byłam tylko częściowo świadoma ich osłupiałych spojrzeń, kiedy pędziłam za nim tak szybko, że przekrzywił mi się kapelusik.
Nieznajomy stanął obok wejścia do palarni cygar i po chwili wahania szarpnął zewnętrzne drzwi, które prowadziły do następnego wagonu. Dym wysączył się na korytarz i wymieszał z podmuchem lodowatego powietrza. Zapach był tak mocny, że żołądek podszedł mi do gardła. Wyciągnęłam rękę i bezceremonialnie obróciłam mężczyznę, gotowa otoczyć go ramionami i wybuchnąć płaczem. Wydarzenia ostatniego miesiąca były tylko senną marą. Mój...
– Domnisoara?
Oczy zapiekły mnie od łez. Fryzura i ubiór nie należały do osoby, o której myślałam. Otarłam spływające po policzkach krople, nie przejmując się tym, że rozmażę kohl wokół oczu.
Mężczyzna uniósł laskę zwieńczoną łbem węża i przełożył ją do drugiej ręki. Nawet nie trzymał w dłoni grzebienia. Traciłam kontakt z rzeczywistością. Wycofałam się, słuchając przyciszonego szumu rozmów w wagonie za nami. Pobrzękiwanie filiżanek, mieszanina akcentów, którymi posługiwali się podróżujący po świecie pasażerowie... Wszystko to zdawało się narastać w mojej piersi. Panika utrudniała mi oddychanie bardziej niż ściskający żebra gorset.
Dysząc, usiłowałam nabrać powietrza w płuca i ukoić skołatane nerwy. Brzęk i śmiech stały się teraz przeraźliwie donośne. Jakaś część mnie pragnęła, żeby ta kakofonia zagłuszyła puls dudniący w mojej głowie. Zrobiło mi się niedobrze.
– Wszystko w porządku, domnişoară? Wygląda pani...
Zaśmiałam się, nie zważając na to, że odskoczył, zdumiony moją niespodziewaną reakcją. Jeśli istniała siła wyższa, to właśnie bawiła się moim kosztem. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że domnişoară znaczy panna. Ten człowiek nawet nie był Anglikiem. Mówił po rumuńsku i wcale nie miał blond włosów, lecz jasnobrązowe.
– Scuze – powiedziałam. Zdawkowe skinienie głową i te zwięzłe przeprosiny pomogły mi zapanować nad histerią. – Wzięłam pana za kogoś innego.
Żeby nie pogrążyć się jeszcze bardziej, opuściłam głowę i szybko wróciłam do swojego wagonu. Nie podnosząc wzroku, ignorowałam szepty i chichoty, których mi nie szczędzono.
Musiałam się pozbierać przed spotkaniem z Thomasem. Robiłam dobrą minę do złej gry, ale już wcześniej dostrzegłam, że z niepokojem marszczył czoło. Jego szczególna opiekuńczość wyrażała się tym, że drażnił się ze mną lub mnie irytował. Za każdym razem, gdy działał mi na nerwy, dobrze wiedziałam, co robi. Po tym, przez co przeszła moja rodzina, inny dżentelmen traktowałby mnie jak porcelanową lalkę, którą łatwo uszkodzić i porzucić, kiedy się popsuje. Thomas jednak bardzo się różnił od reszty młodych mężczyzn.
O wiele za szybko dotarłam do swojego przedziału. Nadeszła pora, żeby przywdziać maskę chłodnego naukowca. Moje łzy wyschły, a serce przypominało teraz zaciśniętą pięść. Wyprostowałam się i głęboko odetchnęłam. Kuba Rozpruwacz odszedł na zawsze. To było stwierdzenie oczywistego faktu.
Tym pociągiem nie podróżował zawodowy morderca. Kolejny fakt.
Jesień Grozy dobiegła końca w ubiegłym miesiącu.
Wilki z całą pewnością nie polowały na nikogo w Orient Expressie. Musiałam mieć się na baczności, żeby nie uwierzyć w zmartwychwstanie Drakuli.
Pozwoliłam sobie na jeszcze jeden głęboki oddech, otworzyłam drzwi i weszłam do przedziału, oczyszczając umysł z myśli o nieśmiertelnych książętach.
THOMAS UPARCIE WYGLĄDAŁ PRZEZ OKNO, a jego ukryte w skórzanej rękawiczce palce nadal wystukiwały irytujący rytm. Puk. Puk, puk, puk. Puk.
Jak należało się spodziewać, pani Harvey znowu odpoczywała. Jej przyciszone posapywanie świadczyło o tym, że pewnie zasnęła wkrótce po moim wyjściu. Wpatrywałam się w mojego towarzysza, który albo był błogo nieświadomy, że wróciłam, albo – co bardziej prawdopodobne – udawał. Dyskretnie usiadłam naprzeciwko niego. Profil Thomasa był studium idealnych linii i kątów, zwróconych ku zimowemu światu za szybą. Kąciki jego ust były odrobinę za wysoko uniesione jak na bezrozumne odrętwienie i zrozumiałam, że wyczuł na sobie mój skupiony wzrok.
– Musisz wystukiwać ten przeklęty rytm, Thomasie? – zapytałam. – Jeszcze trochę, a oszaleję jak jeden z nieszczęsnych bohaterów Poego. Poza tym biednej pani Harvey na pewno śnią się koszmary.
Popatrzył na mnie, a w jego ciemnobrązowych oczach przez moment dostrzegłam zadumę. Właśnie to spojrzenie – ciepłe i krzepiące niczym promyk słońca w chłodny jesienny dzień – oznaczało kłopoty. Uśmiechnął się półgębkiem, a ja niemal dostrzegłam kłębiące się w jego głowie śmiałe myśli. Ten uśmieszek prowokował skojarzenia, które ciotka Amelia uznałaby za absolutnie nieprzyzwoite. Thomas opuścił spojrzenie na moje usta, a wtedy zrozumiałam, że dobrze wie, co robi. Łobuz.
– Poego? – mruknął. – Czy wykroisz mi serce i umieścisz je pod łóżkiem, Wadsworth? Muszę przyznać, że nie w taki sposób chciałbym trafić do twojej sypialni.
– Ty chyba naprawdę wierzysz, że tylko węże zdołałyby się oprzeć twojemu urokowi.
– Przyznaj, że nasz ostatni pocałunek był całkiem emocjonujący.
Pochylił się, a jego przystojna twarz znalazła się zdecydowanie zbyt blisko mojej. I tyle wynikło z obecności przyzwoitki. Mój puls przyśpieszył, kiedy dostrzegłam plamki na tęczówkach Thomasa. Były niczym maleńkie złociste słońca, kuszące mnie fascynującymi promieniami.
– Tylko mi nie mów, że nie myślisz o następnym – dodał.
Powiodłam spojrzeniem po jego pełnej nadziei twarzy. Prawdę mówiąc, pomimo wszystkich okropieństw sprzed miesiąca rzeczywiście wyobrażałam sobie kolejną romantyczną chwilę z Thomasem. Tyle tylko, że to byłoby zupełnie nie na miejscu ze względu na moją obecną żałobę.
– To był pierwszy i ostatni pocałunek – przypomniałam mu. – Po prostu czułam się podminowana, w końcu omal nie zginęłam z rąk tamtych dwóch oprychów. Na pewno nie chodziło o twój dar przekonywania.
Kąciki jego ust powoli uniosły się w przebiegłym uśmieszku.
– Dałabyś się znowu skusić, gdybym zapewnił nam odrobinę niebezpieczeństwa?
– Wiesz, zdecydowanie lubię cię bardziej, kiedy siedzisz cicho.
– Ha... – Thomas odchylił się i wziął głęboki oddech. – Tak czy inaczej, lubisz mnie.
Robiłam, co mogłam, chcąc ukryć uśmiech. Mogłam przewidzieć, że ten drań skieruje rozmowę na nieprzyzwoite tematy. Prawdę mówiąc, dziwiło mnie, że dopiero teraz zrobił się wulgarny. Wcześniej pokonaliśmy trasę z Londynu do Paryża z moim ojcem, który odprowadził nas do Orient Expressu, i przez całą drogę Thomas zachowywał się jak ujmujący dżentelmen. Z trudem go poznawałam, kiedy miło gawędził z moim ojcem przy babeczkach i herbacie.
Gdyby na jego ustach nie pojawiał się łobuzerski grymas, kiedy ojciec nie patrzył, i gdyby nie znajomy zarys szczęki, świadczący o uporze, byłabym skłonna uwierzyć, że ktoś się pod niego podszywa. Ten Thomas Cresswell nie mógł być tym samym irytująco inteligentnym chłopcem, którego nieco za bardzo polubiłam minionej jesieni.
Wsunęłam za ucho luźny kosmyk kruczoczarnych włosów i ponownie wyjrzałam przez okno.
– Czy twoje milczenie oznacza, że rozważasz jeszcze jeden pocałunek?
– Może sam sobie odpowiesz na to pytanie, Cresswell? – Wpatrywałam się w niego, wyzywająco unosząc brwi, dopóki nie wzruszył ramionami i nie powrócił do stukania w parapet.
Ten Thomas zdołał także przekonać mojego ojca, onieśmielającego lorda Edmunda Wadswortha, by pozwolił mi na naukę w Akademii Medycyny i Analityki Sądowej w Rumunii. Nadal nie potrafiłam tego pojąć – decyzja ojca wydawała mi się niemal zbyt niedorzeczna, by mogła być prawdziwa, nawet teraz, gdy siedziałam w pociągu wiozącym mnie do szkoły.
Mój ostatni tydzień w Londynie upłynął pod znakiem przymierzania sukien i pakowania kufrów, co dało ojcu i Thomasowi zbyt dużo czasu na pogłębienie znajomości. Kiedy ojciec oznajmił, że jest chory, więc pojadę do akademii jedynie w towarzystwie Thomasa i pani Harvey, niemal zadławiłam się zupą, a Thomas mrugnął do mnie wymownie nad swoim talerzem.
Ledwie miałam czas na sen w nocy, a już na pewno brakowało mi go na rozważania o rosnącej bliskości między moim irytującym przyjacielem i zazwyczaj surowym ojcem. Pragnęłam opuścić upiornie cichy dom, który przywoływał zbyt wiele duchów z niedawnej przeszłości. Thomas doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
– Albo marzysz o nowym skalpelu, albo po prostu chcesz oczarować mnie spojrzeniem – odezwał się, odrywając mnie od ponurych rozmyślań. Jego usta drgnęły, gdy posłałam mu groźne spojrzenie, ale był dość roztropny, żeby nie uśmiechnąć się szeroko. – Ha! W takim razie chodzi o rozterki emocjonalne. Moje ulubione.
Wyraz mojej twarzy nie umknął jego uwagi, choć bardzo się starałam go ukryć. Widział, jak nerwowo bawię się atłasowymi rękawiczkami i siedzę zbyt sztywno, co nie miało nic wspólnego z krępującym mnie gorsetem ani ze starszą panią, która zajmowała większość mojego miejsca. Thomas patrzył mi w oczy ze szczerym współczuciem. Widziałam obietnice i pragnienia wypisane na jego twarzy, a intensywność tych uczuć przyprawiła mnie o dreszcz.
– Przejmujesz się nowym otoczeniem? Zauroczysz wszystkich studentów, Wadsworth.
To, że Thomas czasami całkowicie błędnie interpretował moje emocje, przyniosło mi lekką ulgę. Myślał, że moje zdenerwowanie wynika z bliskości zajęć, a nie ze względu na jego rosnące zainteresowanie zaręczynami. Wyznał, że mnie kocha, ale tak jak ostatnio w wielu innych sprawach, nie byłam pewna, czy to prawda. Może tylko czuł wobec mnie litość po wszystkim, co się zdarzyło.
Dotknęłam guzików przy rękawiczkach.
– Nie – odparłam. – Nieszczególnie.
Uniósł brwi, ale milczał, ja zaś ponownie skupiłam uwagę na surowym krajobrazie za oknem. Pragnęłam na dłużej zagubić się w nicości.
Zgodnie z tym, co wyczytałam w wielkiej bibliotece ojca, nasza nowa akademia mieściła się w dość makabrycznym z opisu zamku na szczycie lodowatego łańcucha Karpat. Gdyby nowi koledzy okazali się niedostatecznie sympatyczni, do domu i cywilizacji było stamtąd daleko. Nie wątpiłam, że młodzieńcy uznają moją płeć za słabość, i zastanawiałam się, co będzie, jeśli Thomas po przyjeździe zerwie naszą przyjaźń.
A jeśli odkryje, jakie to naprawdę dziwne, że młoda kobieta otwiera zwłoki i wyciąga z nich organy z takim entuzjazmem, jakby to były nowe pantofelki? To nie miało znaczenia, kiedy oboje terminowaliśmy w laboratorium stryja, jednak podejście studentów prestiżowej Akademii Medycyny i Analityki Sądowej mogło się okazać znacznie mniej postępowe.
Pracy przy zwłokach nie uważano za szczególnie stosowne zajęcie nawet dla mężczyzny, a co dopiero dla młodej arystokratki. Gdyby Thomas oddalił się ode mnie i zostałabym bez przyjaciela, zatonęłabym w głębokiej otchłani i być może już nigdy nie wynurzyłabym się na powierzchnię.
Ukryta we mnie przyzwoita dziewczyna z towarzystwa niechętnie musiała przyznać, że flirt Thomasa nie pozwalał mi pogrążyć się w morzu sprzecznych uczuć. Namiętność i irytacja były ogniem, a ogień żył i emanował mocą. Ogień oddychał. Żal przypominał kadź z lotnym piaskiem: im bardziej ktoś się miotał, tym głębiej się zakopywał. Zdecydowanie wolałabym spłonąć, niż dać się pogrzebać żywcem. Robiło mi się gorąco już na samą myśl, że moglibyśmy się znaleźć w niedwuznacznej sytuacji.
– Audrey Rose... – zaczął Thomas.
Przez moment skubał mankiety szytego na miarę surduta, a potem przesunął dłonią po ciemnych włosach. Takie gesty ani trochę nie pasowały do mojego z natury pewnego siebie przyjaciela. Pani Harvey drgnęła, lecz nie otworzyła oczu. Po raz pierwszy szczerze żałowałam, że się nie obudziła.
– Tak?
Wyprostowałam się jeszcze bardziej, wyobrażając sobie, że mój fiszbinowy gorset to zbroja. Thomas zwracał się do mnie po imieniu tylko wtedy, gdy zanosiło się na coś okropnego. Kilka miesięcy wcześniej, podczas sekcji zwłok, wdaliśmy się w słowną potyczkę i choć wtedy myślałam, że zwyciężyłam, teraz jednak nie byłam tego taka pewna, bo koniec końców pozwoliłam mówić do siebie po nazwisku. On również obdarzył mnie tym przywilejem, niemniej gdy nazywał mnie Wadsworth w miejscach publicznych, żałowałam, że się na to zgodziłam.
– O co chodzi? – dodałam.
Kilka razy głęboko odetchnął, a ja skupiłam uwagę na jego stroju. Thomas postawił na elegancję w podróży. Jego granatowy surdut był tak skrojony, że budził podziw zarówno dla kunsztu krawca, jak i dla sylwetki młodego właściciela. Sięgnęłam do swoich guzików, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.
– Jest coś, co od pewnego czasu chcę ci wyjawić. – Thomas poruszył się niespokojnie. – Wydaje mi się, że powinnaś się o tym dowiedzieć, zanim dotrzemy na miejsce.
Znowu uderzył kolanem o drewniany panel i wyraźnie się zawahał. Może już zdał sobie sprawę z tego, że nasza znajomość przysporzy mu problemów w akademii. Przygotowałam się na zerwanie łączącej nas liny, dzięki której jeszcze nie zwariowałam. Nawet za cenę życia nie zamierzałam prosić Thomasa, żeby trwał przy mnie i nadal był moim przyjacielem. Skupiłam uwagę na oddechach, licząc sekundy między jednym a drugim.
Babcia twierdziła, że na wszystkich grobowcach Wadsworthów powinna widnieć inskrypcja: „Słynęli z uporu”. Nie mogłam się z tym nie zgodzić. Uniosłam głowę i kilka razy przełknęłam ślinę. Stukot kół brzmiał niczym wzmocnione echo uderzeń mojego serca. Obawiałam się, że jeśli Thomas wkrótce nie przemówi, zwymiotuję na niego i jego gustowny surdut.
– Wadsworth, jestem pewien, że ty... być może powinienem... – Pokręcił głową i zaśmiał się cicho. – Autentycznie mnie opętałaś. Jeszcze trochę i zacznę pisać sonety i robić maślane oczy. – Na jego twarzy znowu pojawiła się czujność, jakby zatrzymał się tuż nad przepaścią. Odkaszlnął i dodał znacznie łagodniej: – A nie jest to odpowiedni moment, bo moje nowiny są dość... mogą się wydawać... pewną niespodzianką.
Ściągnęłam brwi. Nie miałam pojęcia, do czego zmierza. Albo chciał oświadczyć, że nasza przyjaźń przetrwa wszystko, albo postanowił na zawsze ją odrzucić. Zacisnęłam palce na krawędzi siedzenia i poczułam, jak moje dłonie w atłasowych rękawiczkach wilgotnieją.
Thomas pochylił się i odetchnął.
– Jeśli chodzi o moją matkę, to jej o...
Coś uderzyło w drzwi przedziału z ogromną siłą, niemal roztrzaskując drewno. Tak to przynajmniej zabrzmiało – nasze ciężkie drzwi były zamknięte, żeby wytłumić hałasy z pobliskiego wagonu restauracyjnego. Poczciwa pani Harvey nadal spała jak zabita.
Wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na następny łoskot, ale nie nastąpił. Pochyliłam się lekko, zupełnie zapominając o niedokończonym wyznaniu Thomasa. Moje serce biło dwa razy szybciej niż zwykle, a umysł wypełniły wizje trupów powstających z grobów i łomoczących do drzwi, żeby sycić się naszą krwią... Nie. Z wysiłkiem zdusiłam te myśli w zarodku. Wampiry nie istniały.
Może to był tylko podróżny, który wypił jednego drinka za dużo i zatoczył się na nasze drzwi. A może wózek z deserami albo herbatą wymknął się spod kontroli stewarda. Niewykluczone nawet, że jakaś młoda dama straciła równowagę, kiedy wagon się zakołysał.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze z płuc. Usiadłam wygodnie, rozluźniając spięte mięśnie. Musiałam przestać się zamartwiać grasującymi po nocy mordercami. Obsesyjnie wyobrażałam sobie, że każdy cień jest spragnionym krwi demonem, a nie tylko ciemną plamą.
W następnej sekundzie coś na korytarzu rąbnęło w ścianę naszego przedziału, rozległ się przytłumiony krzyk, po czym zapadła cisza. Włosy na karku stanęły mi dęba, jakby uznały, że bliskość mojej skóry nie jest już bezpieczna. Chrapanie pani Harvey tylko pogłębiało niepokojącą atmosferę.
– Na litość królowej, co to ma być? – wyszeptałam, przeklinając się w duchu za to, że ukryłam skalpele w kufrze i nie miałam do nich dostępu.
Thomas przyłożył palec do ust i wskazał na drzwi, sugerując, że nie powinniśmy się ruszać. Milczeliśmy przez boleśnie długie sekundy, a każda zdawała się trwać miesiąc. Z trudem chwytałam powietrze.
Moje serce biło tak, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Przerażająca cisza rozciągała sekundy w minuty. Czekaliśmy ze wzrokiem wbitym w drzwi. W pewnej chwili zamknęłam oczy, modląc się, żeby to nie był kolejny zły sen.
Powietrze przeszył wrzask, a mnie zmroziło do szpiku kości.
Pani Harvey w końcu się ocknęła, a Thomas wyciągnął do mnie rękę, zapominając o dobrych manierach. Gdy chwycił moją dłoń, wiedziałam już, że wyobraźnia nie płata mi figla. W naszym pociągu czaiło się coś bardzo mrocznego i bardzo rzeczywistego.
ZERWAŁAM SIĘ Z MIEJSCA i pośpiesznie wyjrzałam przez okno, podobnie jak Thomas. Promienie wschodzącego zza horyzontu słońca zabarwiły świat na kolor miedzi z dodatkiem złowieszczych odcieni szarości, zieleni i czerni.
– Zostań tu z panią Harvey – zwrócił się do mnie Thomas.
Popatrzyłam na niego wymownie. Jeśli sądził, że będę potulnie siedziała w przedziale, podczas gdy on poprowadzi śledztwo, to najwyraźniej pomieszało mu się w głowie jeszcze bardziej niż mnie.
– Odkąd to uważasz, że sobie nie poradzę? – spytałam.
Wyciągnęłam rękę i z całej siły szarpnęłam drzwi przedziału, ale diabelstwo nawet nie drgnęło. Zrzuciłam podróżne pantofelki, po czym napięłam mięśnie, gotowa wyrwać drzwi z zawiasów, gdyby to było konieczne. Nie zamierzałam tkwić w tej pięknej klatce ani chwili dłużej, bez względu na to, co czekało na zewnątrz.
Znów szarpnęłam, jednak drzwi nie chciały się otworzyć. Zawsze tak było: im gwałtowniej człowiek walczył, tym trudniejsze to się okazywało. Nagle odniosłam wrażenie, że powietrze zgęstniało i nie da się już nim oddychać. Naparłam mocniej, ale moje gładkie palce ślizgały się po jeszcze gładszej pozłocie. Zabrakło mi tchu, jakby sztywny gorset uciskał płuca.
Ogarnęło mnie przemożne pragnienie, żeby go z siebie zerwać, nie bacząc na konsekwencje. Musiałam się stąd wydostać, i to natychmiast. Thomas momentalnie znalazł się u mojego boku.
– Nie uważam... że... sobie nie poradzisz – powiedział, usiłując wraz ze mną otworzyć drzwi. Dzięki skórzanym rękawiczkom nieco lepiej mu szło z gładkim metalem. – Choć raz chciałbym być bohaterem, a przynajmniej udawać, że nim jestem. Ty... nieustannie... mnie... ratujesz. I znowu na trzy, dobrze? Raz, dwa, trzy.
W końcu z trudem otworzyliśmy drzwi, a ja wypadłam na korytarz, nie dbając o to, jak wyglądam. Tłumek pasażerów gapił się na mnie i powoli wycofywał. Najwyraźniej wyglądałam gorzej, niż sądziłam, ale chwilowo nie zaprzątałam sobie tym głowy. Oddychanie było znacznie istotniejsze. Pozostało mieć nadzieję, że nikt z londyńskiego towarzystwa nie podróżuje tym wagonem i mnie nie rozpozna. Zgięłam się wpół, żałując, że nie wybrałam sukni bez gorsetu, i skupiłam się na utrudnionym oddychaniu. Nagle dobiegły mnie wypowiadane szeptem rumuńskie słowa:
– Teapa.
– Ţepeș.
Raz jeszcze płytko odetchnęłam, wyprostowałam się i wzdrygnęłam, gdy sobie uświadomiłam, co przykuło uwagę bladych jak płótno podróżnych.
Na korytarzu pod naszymi drzwiami dostrzegłam leżące wygięte ciało mężczyzny. Uznałabym, że jest nietrzeźwy, gdyby nie krew, która wypływała z dużej rany na jego piersi, plamiąc perski dywan.
Kołek wbity w serce trupa był niezbitym dowodem morderstwa.
– Święci pańscy – wymamrotał ktoś i się odwrócił. – To Palownik. Ta historia jest prawdziwa!
– Hospodar Wołoszczyzny.
– Książę ciemności.
Poczułam się tak, jakby wokół mojego serca zaciskała się pięść. Hospodar Wołoszczyzny... Książę Wołoszczyzny. Ten tytuł krążył w mojej głowie, przywołał lekcje historii i odnalazł miejsce odpowiedzialne za strach. Wład Ţepeș. Wład Palownik.
Ktoś nazwał go Drakulą, synem smoka.
Tyle przydomków dla jednego średniowiecznego księcia, który zabił więcej mężczyzn, kobiet i dzieci, niż mieściło się w głowie. Najsłynniejszy z nich zyskał ze względu na stosowaną metodę zabijania – Ţepeș. Palownik.
Poza granicami królestwa Rumunii krążyły pogłoski, że rodzina księcia to diabelskie istoty, nieśmiertelne i żądne krwi. Z tego jednak co wiedziałam, choć nie było tego wiele, mieszkańcy Rumunii myśleli o nim całkiem inaczej. Wład był bohaterem ludowych legend, który walczył za swoich rodaków, wykorzystując wszystkie dostępne sobie środki, żeby pokonać wrogów. Nie robił nic innego niż ukochani królowie i królowe innych państw. Niewielu uważało go za potwora i nikt nie chciał nawet słyszeć o tym, że narodowy bohater to czarny charakter.
– To Nieśmiertelny Książę!
– Wład Țepeș żyje!
Przypomniałam sobie nagłówek w gazecie: CZY NIEŚMIERTELNY KSIĄŻĘ POWRÓCIŁ? Niemożliwe, że to się znowu działo. Nie byłam gotowa stanąć nad ciałem kolejnej ofiary morderstwa tak szybko po sprawie Rozpruwacza. Badanie zwłok w laboratorium było inne, sterylne, mniej emocjonalne. Oglądanie trupa na miejscu zbrodni powodowało, że sprawa nabierała ludzkiego wymiaru, była zbyt realna. Kiedyś tego pragnęłam, teraz marzyłam, by o tym zapomnieć.
– To koszmar. Powiedz mi, że to zły sen, Cresswell.
Przez krótką chwilę Thomas wyglądał tak, jakby chciał wziąć mnie w ramiona i ukoić moje troski, ale na jego twarzy pojawiła się chłodna determinacja, nagła niczym śnieżyca w górach.
– Stawiłaś czoło przerażeniu i skutecznie je pokonałaś. Poradzisz sobie, Wadsworth. Oboje sobie poradzimy. To fakt, znacznie bardziej konkretny niż sen albo koszmar. Obiecałem, że nigdy cię nie okłamię, i zamierzam dotrzymać słowa.
Nie mogłam oderwać spojrzenia od rozrastającej się plamy krwi.
– Świat jest okropny – wymamrotałam.
Niezrażony spojrzeniami pasażerów wokół nas Thomas odgarnął pasmo włosów z mojej twarzy.
– Świat nie jest ani miły, ani okrutny – powiedział z zadumą. – Po prostu jest. To my decydujemy, jak na niego patrzeć.
– Czy w pociągu jest lekarz? – zawołała po rumuńsku ciemnowłosa dziewczyna mniej więcej w moim wieku. To wystarczyło, żeby wyrwać mnie ze szponów rozpaczy. – Ten człowiek potrzebuje pomocy! Niech ktoś sprowadzi pomoc!
Nie ośmieliłam się powiedzieć, że temu człowiekowi już nic nie pomoże.
Mężczyzna o rozczochranych włosach przycisnął dłoń do skroni i pokręcił głową, jakby wierzył, że zwłoki znikną dzięki sile zaprzeczenia.
– To... to na pewno sztuczka iluzjonisty – wymamrotał.
Pani Harvey wyjrzała na korytarz i otworzyła szeroko oczy.
– Och! – krzyknęła.
Thomas w pośpiechu odprowadził ją na miejsce w moim przedziale, szepcząc do niej uspokajająco.
Gdybym nie była tak oszołomiona, pewnie sama bym krzyknęła. Niestety, nie po raz pierwszy miałam do czynienia z człowiekiem, którego zamordowano zaledwie kilka minut wcześniej. Starałam się nie myśleć o zwłokach znalezionych przez nas w londyńskim zaułku i o okropnym poczuciu winy, które nadal mnie dręczyło. Tamten człowiek zginął z powodu mojej przeklętej ciekawości. Byłam wstrętnym potworem spowitym w delikatną koronkę.
A jednak... Nic nie mogłam poradzić na mrowienie pod skórą, gdy wpatrywałam się w ciało i z gruba ciosany kołek. Dzięki nauce odnalazłam sens. Mogłam się w niej zatracić i uwolnić od szaleńczych myśli.
Kilka razy odetchnęłam, oswajając się z koszmarem przed sobą. Teraz nie wolno mi było dopuścić do tego, żeby emocje przyćmiły mój osąd, choć jakaś część mnie pragnęła zapłakać nad zamordowanym i nad tym, kto się go dziś nie doczeka. Zastanawiałam się, z kim podróżował... i do kogo jechał.
Natychmiast skarciłam się w duchu. Skup się, nakazałam sobie. Byłam świadoma, że nie jest to dzieło nadprzyrodzonej istoty. Drakula nie żył już od setek lat.
Mamrocząc coś o maszynowni, rozczochrany pasażer pobiegł w tamtym kierunku, prawdopodobnie po to, by przekonać maszynistę do zatrzymania pociągu. Patrzyłam, jak przeciska się przez stadko ludzi, w większości stojących jak słupy.
– Pani Harvey zemdlała – oświadczył Thomas, wychodząc z przedziału. Uśmiechnął się do mnie krzepiąco. – Mam sole trzeźwiące, ale chyba lepiej ją zostawić, dopóki...
Patrzyłam, jak przełyka ślinę, żeby zapanować nad emocjami. Uznając, że tłum zajęty jest trupem, a nie moim brakiem przyzwoitości, zaryzykowałam i uścisnęłam jego dłoń w rękawiczce, po czym szybko cofnęłam rękę. Nie trzeba było nic mówić. Nieważne, jak często człowiek stykał się ze śmiercią i zniszczeniem, to nigdy nie było łatwe, przynajmniej na początku. Mimo to Thomas miał rację – mogliśmy sobie z tym poradzić, tak jak kilka razy wcześniej.
Ignorując chaos wokół siebie, przygotowałam się na odrażający widok i odcięłam od emocji. Stryj nauczył mnie postępowania na miejscu zbrodni i stało się ono moją drugą naturą. Nie musiałam myśleć, wystarczyło działać. Miałam do czynienia z okazem, który należało zbadać. Myśli o krwi i niefortunnej utracie życia jednocześnie wyfrunęły z mojej głowy. Reszta świata, moje poczucie winy i lęki zbladły i zniknęły.
Nauka była ołtarzem, przed którym klękałam już wcześniej, żeby znaleźć pociechę.
– Pamiętaj. – Thomas rozejrzał się po korytarzu, próbując ukryć zwłoki przed wzrokiem pasażerów. – To tylko równanie do rozwiązania, Wadsworth, nic więcej.
Skinęłam głową, po czym ostrożnie zdjęłam kapelusik i zagarnęłam za siebie długą kremową suknię, tak jakbym miękkim materiałem odgradzała się od wszelkich niepotrzebnych emocji. Moje mankiety z czarno-złotej koronki delikatnie musnęły zakrwawiony surdut, którego elegancja upiornie kontrastowała z grubo ciosanym kołkiem w piersi trupa. Starałam się nie zwracać uwagi na krople krwi na jego nakrochmalonym kołnierzyku. Sprawdzając tętno, którego nie miałam szansy wyczuć, popatrzyłam na Thomasa i dostrzegłam, że jego zazwyczaj pełne wargi zaciśnięte są w wąską kreskę.
– O co chodzi?
Thomas otworzył usta, po czym je zamknął, kiedy jakaś kobieta wyjrzała z sąsiedniego przedziału i dumnie uniosła głowę.
– Chciałabym wiedzieć, co oznaczają... och... Ojej.
Popatrzyła na mężczyznę na podłodze i jęknęła, jakby gorset nagle odciął dopływ powietrza do jej płuc. Dżentelmen z tego samego przedziału podtrzymał ją, zanim osunęła się na ziemię.
– Wszystko w porządku, proszę pani? – spytał z amerykańskim akcentem i delikatnie poklepał ją po policzku. – Proszę pani?
Chmura pary zasyczała wściekle, pociąg zahamował z piskiem kół, a mnie zarzuciło najpierw w jedną, potem w drugą stronę, kiedy rozpędzony pojazd wytracił prędkość. Żyrandol na korytarzu gwałtownie zabrzęczał i podczas gdy wszystko wokoło nieruchomiało, mój puls przyśpieszył.
Thomas klęknął obok, nie odrywając wzroku od zabitego przed chwilą mężczyzny, i podtrzymał mnie dłonią w rękawiczce.
– Bądź czujna, Wadsworth – szepnął. – Osoba, która to zrobiła, zapewne jest na korytarzu razem z nami i obserwuje każdy nasz ruch.