Jak podejść Rozpruwacza - Kerri Maniscalco - ebook + książka

Jak podejść Rozpruwacza ebook

Maniscalco Kerri

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Nieodkładalna historia o miłości i zbrodni, przyciąganiu i chemii, która z mieszkania angielskiego lorda prowadzi do sal sekcyjnych laboratorium i do ciemnych zaułków londyńskich ulic XIX wieku. Cudownie feministyczna, świeża, niepokorna. Od pierwszego rozdziału pokochasz Thomasa i Audrey Rose oraz ich zaczepne dialogi.

Siedemnastoletnia Audrey Rose Wadsworth to córka angielskiego lorda, której pisane jest życie w bogactwie i luksusach. Mało kto wie jednak, że coś fascynuje ją bardziej niż eleganckie podwieczorki i przymiarki sukni z jedwabiu. Jej prawdziwa pasja pozostaje ukryta przed światem. Wbrew życzeniom surowego ojca i konwenansom Audrey Rose często wymyka się do laboratorium stryja, żeby pod jego okiem odbywać ponure i krwawe praktyki z medycyny sądowej.

Dzięki pracy przy zwłokach Audrey Rose dołącza do poszukiwań seryjnego mordercy, a tropy w śledztwie nakierowują ją na osoby z jej własnego, zamkniętego świata, który już w chwili urodzenia przeznaczył ją do roli matki i żony.

Szokujące zwroty akcji okraszone mrożącymi krew w żyłach zdjęciami z epoki sprawiają, że ten oszałamiający bestseller debiutującej Kerri Maniscalco pozostaje w pamięci na zawsze.

Świeży, oryginalny retelling nieustannie frapującej historii Kuby Rozpruwacza.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 400

Oceny
4,1 (470 ocen)
200
145
94
24
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Voncohn

Z braku laku…

Próbka stylu „Jego zło­to­brą­zo­we oczy były ide­al­nie sy­me­trycz­nie osa­dzo­ne w twa­rzy o wy­ra­zi­stych ry­sach, zu­peł­nie jakby na­ma­lo­wał ją Le­onar­do da Vinci we wła­snej oso­bie. Sama chcia­ła­bym mieć tak gęste rzęsy. Dzię­ki mocno za­ry­so­wa­nej bro­dzie wy­da­wał się zde­ter­mi­no­wa­ny, a wąski i ary­sto­kra­tycz­ny nos spra­wiał, że każda mina chło­pa­ka zda­wa­ła się świad­czyć o jego czuj­no­ści. Po­dej­rze­wa­łam, że gdyby nie był tak iry­tu­ją­co świa­do­my swo­jej in­te­li­gen­cji, pre­zen­to­wał­by się cał­kiem atrak­cyj­nie.”. I tak dalej w tym nastoletnim guście…
162
Dragon_library73
(edytowany)

Z braku laku…

• czy któreś z waszej dwójki może mi zaoferować cokolwiek poza perspektywą migreny? • 🫀Przyznaje że gdy zobaczyłam serię SJTR poczułam się zaintrygowana. Jednak potem 1 tom wyszedł w Polsce a hype wokół niego skutecznie ochłodził mój zapał. W końcu jednak postanowiłam poznać historię Audrey i Thomasa. I to był błąd. 🫀 Audrey od początku mnie wnerwiała. Przeczyła sama sobie, zmieniała opinię co cztery zdania, była niemożliwą hipokrytką, a do tego uważała się za lepszą niż inne dziewczyny, bo przecież ona robi poważne rzeczy - czytaj kroi trupy - a nie chodzi na jakieś denne podwieczorki. Co kilka stron wynajdywałam w jej myśleniu i zachowaniu sprzeczności i po pewnym czasie miałam już serdecznie tego dość. 🫀Sytuacji nie poprawiał Thomas. Arogancki buc, który irytował mnie tak samo jak Audrey Rose. Był oczywiście przystojny, inteligentny i chamski jak mało kto. Do tego jego wywody à la Sherlock Holmes sprawiały, że miałam ochotę nim potrząsnąć. Nie miał za grosz taktu, od razu popa...
120
joannastrzelcz
(edytowany)

Z braku laku…

Jakie to było męczące. Głowna bohaterka co 10 stron musi przypominać, że "nie jest taka jak inne", strasznie irytujące, a wybrzmiewa dwa razy bardziej z uwagi na pierwszoosobową narrację. Romans - może i jest ale drewniany i strasznie słabo napisany, zero chemii między bohaterami, dwie kukiełki zamykane w jednym pokoju, które stwierdzają, że teraz to już wielka miłość, irytujący chłopak, który jest nieudaną próbą zrobienia z niego Sherlocka Holmesa. Tajemnice i zagadki - jedyną tajemnicą i zagadką jest ta jak udało mi się skończyć tę ksiażkę. Zabójca, którego tożsamość jesteśmy w stanie określić przy pierwszym pojawieniu się bohatera. Wszystko takie na siłę i po prostu złe. Wiem, że gdybym miała 13 lat podobałoby mi się, teraz zostało jedynie rozczarowanie.
50
Yedolte2

Z braku laku…

Powieść stara się być feministyczna z bohaterką zainteresowaną pracą patologa, pragnącą się uczyć itd. Ale! robi to w sposób okropny cały czas porównując bohaterkę do innych dziewczyn i stawiając je w złym świetle, co gorsza jest to zazwyczaj robione poprzez wewnętrzne przemyślenia Audrey Rose co robi z niej jedną z najbardziej nieznośnych postaci jakie miałam okazję poznać. Bohaterka ciągle się wywyższa, do tego stara się udowodnić, że jest niezwykła każdej napotkanej osobie nieważne czy jest to stosowne czy nie. Wątek miłosny również niezbyt udany. Dodatkowa gwiazdka za motywy zbrodni i finałowe rozwiązanie, które wydało mi się dość oryginalne. Sięgnelam po tę książkę ponieważ była porównywana do Anatomii Szchwarz ale ta pierwsza była dużo lepsza pod względem przedstawienia młodej damy, która walczy z męskim światem o prawo do nauki .
42
Ptysia80

Nie oderwiesz się od lektury

Co tu się zadziało?! Zagadki, Londyn w XIX wieku i romans w jednym! Główna bohaterka jest niezależna i pomimo ograniczeń jakie stawia jej społeczeństwo stawia na swoim i w ukryciu odbywa praktyki z medycyny sądowej. Dialogi pomiędzy Audrey i Thomasem napisane są w zabawny i flirciarski sposób, a sam Thomas to niezwykle ciekawa postać. Feminista, który w dzień studiuje medycynę a w nocy kroi trupy? Żadna kobieta mu się nie oprze! Książkę polecam zwłaszcza fanom Enoli Holmes😻😻😻
10

Popularność




Tytuł oryginału
Copyright © 2016 by Kerri Maniscalco All rights reserved. Copyright © 2022 for the Polish translation by Media Rodzina Sp. z o.o.
Grafika na okładceOlgierd Ludwiczak
Skład, łamanie oraz projekt typograficzny okładkiRadosław Stępniak
Zdjęcia za zgodą Wellcome Library, London (s. 8, 23, 100, 309); John Walker (s. 40); John M. Clarke, The Brookwood Necropolis Railway (s. 190); William Whiffin, Tower Hamlets Local History Library and Archives (s. 214).
Cytat z Makbeta Williama Szekspira w przekładzie Leona Ulricha Cytat z Raju utraconego Johna Miltona w przekładzie Władysława Bartkiewicza
Wszelkie prawa zastrzeżone. Przedruk lub kopiowanie całości albo fragmentów książki – z wyjątkiem cytatów w artykułach i przeglądach krytycznych – możliwe jest tylko na podstawie pisemnej zgody wydawcy.
Media Rodzina popiera ścisłą ochronę praw autorskich. Prawo autorskie pobudza różnorodność, napędza kreatywność, promuje wolność słowa, przyczynia się do tworzenia żywej kultury. Dziękujemy, że przestrzegasz praw autorskich, a więc nie kopiujesz, nie skanujesz i nie udostępniasz książek publicznie. Dziękujemy za to, że wspierasz autorów i pozwalasz wydawcom nadal publikować książki.
ISBN 978-83-8265-259-8
Must Read jest imprintem wydawnictwa Media Rodzina Sp. z o.o. ul. Pasieka 24, 61-657 Poznań tel. 61 827 08 [email protected]
Konwersja: eLitera s.c.

Dla Babci,która zawsze uwielbiaładobre kryminały.

To o krew woła,mówią: krew krwi pragnie.

William Szekspir,Makbet, akt III, scena IV(tłum. Leon Ulrich)

.

J.M. Beattie, Metodyka przeprowadzania sekcji zwłok,1915 rok

LABORATORIUM DOKTORAJONATHANA WADSWORTHA,HIGHGATE

30 sierpnia 1888 roku

PRZYŁOŻYŁAM KCIUK I PALEC WSKAZUJĄCY DO LODOWATEJ SKÓRY i napięłam ją mocno powyżej mostka, tak jak mi pokazał stryj.

Musiałam prawidłowo otworzyć zwłoki.

Bez pośpiechu i z uwagą przyłożyłam ostrze, ustawiając je pod właściwym kątem, żeby zrobić idealne nacięcie. Czułam, że stryj stoi tuż za mną i obserwuje każdy mój ruch, jednak ani na moment nie odrywałam wzroku od skalpela.

Stanowczym ruchem przejechałam od ramienia do mostka, pilnując, żeby ostrze zanurzyło się jak najgłębiej. Mimowolnie uniosłam brwi, ale natychmiast zrobiłam pokerową minę. Nie sądziłam, że tak łatwo jest ciąć ludzkie ciało – w zasadzie niewiele się to różniło od krojenia wieprzowego schabu przed upieczeniem. To skojarzenie zaniepokoiło mnie znacznie mniej, niż powinno.

Z nacięcia wydobył się mdlący słodkawy zapach. Ten trup nie był tak świeży jak pozostałe. Podejrzewałam, że nie wszystkie ciała zostały przekazane dobrowolnie i że nie pozyskano ich całkiem zgodnie z prawem. Trzeba było posłuchać stryja i skorzystać z aparatu do oddychania.

Powietrze, które wypuszczałam z ust, przybierało postać mglistych smużek, ale udało mi się stłumić dreszcz. Trociny cicho zachrzęściły pod moimi pantofelkami, gdy cofnęłam się o krok, żeby ocenić swoje dzieło.

Krew ledwie sączyła się z rany, zbyt gęsta i martwa, żeby popłynąć szkarłatnym strumieniem, a także zbyt niekonkretna, żeby budzić prawdziwe przerażenie. Gdyby śmierć tego mężczyzny nastąpiła najpóźniej półtorej doby temu, krew zapewne pociekłaby na stół, a z niego na podłogę i wsiąkłaby w trociny. Wytarłam skalpel w fartuch, pozostawiając na nim atramentowy ślad.

Cięcie wyszło mi znakomicie.

Przygotowałam się na następne, ale stryj uniósł dłoń i mnie powstrzymał. Przygryzłam wargę, wściekła na siebie za to, że tak szybko zapomniałam, czego mnie uczył.

Nieustająca waśń stryja z ojcem – której przyczyn rzekomo nie pamiętał żaden z nich, w przeciwieństwie do mnie – sprawiła, że stryj się wahał, czy nadal powinien mnie uczyć. Nieudolność by mnie pogrążyła, zwłaszcza że miałam nadzieję udać się jutrzejszego ranka na jego zajęcia.

– Chwileczkę, Audrey Rose – powiedział i wyjął z moich palców zakrwawiony skalpel.

Powietrze wypełniła ostra woń, mieszając się ze smrodem gnijących organów, kiedy stryj odkorkował butelkę z przezroczystym płynem i ochlapał nim ściereczkę. Nieustannie przecierał tym antyseptykiem narzędzia w piwnicznym laboratorium. Źle się stało, że zapomniałam zdezynfekować skalpel.

Nie zamierzałam więcej popełnić tego błędu.

Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Pod ścianą leżało kilka innych zwłok, a ich blade kończyny były sztywne niczym przysypane śniegiem gałęzie. Wiedziałam, że muszę się pośpieszyć, gdyż w przeciwnym wypadku spędzimy tutaj całą noc, mój ojciec zaś, wysoko postawiony lord Edmund Wadsworth, zawiadomi Scotland Yard, jeśli wkrótce nie wrócę do domu.

Biorąc pod uwagę jego pozycję, zapewne wyekspediowałby małą armię, żeby mnie odnaleźć.

Stryj odkorkował butelkę z fenolem i wręczył mi inny, znacznie ostrzejszy skalpel, który wyglądał jak długi, cienki nóż do potraw. Korzystając z wysterylizowanego narzędzia, wykonałam analogiczne cięcie na drugim ramieniu i dotarłam niżej, tuż nad pępek zmarłego.

Stryj mnie nie uprzedził, jak ciężko będzie rozkroić ciało aż do klatki piersiowej. Nie umknęło mojej uwadze wygłodniałe spojrzenie, jakie zatopił w zwłokach,

Jego mroczny wzrok czasami przerażał mnie bardziej niż trupy, które kroiliśmy.

– Musisz połamać żebra, żeby dostać się do serca – oznajmił stryj.

Widziałam, że ma ogromną ochotę zrobić to osobiście. Zwłoki dotrzymywały mu towarzystwa przez większość nocy, niczym fascynujące podręczniki. Uwielbiał przeprowadzać sekcje i odkrywać tajemnice ukryte między stronicami ich skóry i kości. Zanim obsesjonat zdążył wziąć górę nad pedagogiem, szybko rozkroiłam klatkę piersiową trupa, odsłaniając serce i resztę wnętrzności.

Kiedy paskudny odór buchnął mi w twarz, mimowolnie cofnęłam się i zachwiałam. Niewiele brakowało, a przyłożyłabym dłoń do ust. Właśnie na tę chwilę czekał stryj. Ruszył naprzód, ale zanim zdążył odsunąć mnie na bok, wepchnęłam dłonie głęboko do brzucha trupa i tak długo grzebałam po omacku wśród gąbczastych błon, aż znalazłam to, czego szukaliśmy.

Przygotowałam się psychicznie do usunięcia wątroby i ponownie wzięłam od stryja skalpel. Wystarczyło kilka cięć i szarpnięć, żeby ją oddzielić i wyjąć.

Plasnęła głucho, lądując na przygotowanej tacy, a ja z trudem powstrzymałam się od wytarcia dłoni w fartuch. Służące stryja bez protestów czyściły plamki krwi, ale teraz moje palce były całkiem lepkie od kleistej brei.

Nie mogliśmy sobie pozwolić na utratę kolejnych pokojówek, a stryjowi zdecydowanie nie służyły coraz liczniejsze plotki na jego temat. Niektórzy i tak uważali go za szaleńca.

– Jakie medyczne wnioski wyciągasz na temat przyczyn zgonu tego mężczyzny, bratanico?

Wątroba prezentowała się koszmarnie, zryta wzdłuż i wszerz bliznami, które przypominały wyschnięte rzeki i dopływy. Natychmiast przyszło mi do głowy, że nieboszczyk nie wylewał za kołnierz.

– Wygląda na to, że zmarł na marskość wątroby. – Wskazałam na zbliznowacenia. – Sądzę, że już od dłuższego czasu nie dawała sobie rady. – Podeszłam do głowy denata i odciągnęłam powiekę. – Zauważalne lekkie zżółknięcie białek oczu, co potwierdza moje podejrzenie, że od kilku lat powoli umierał.

Wróciłam do wątroby i ostrożnie odkroiłam próbkę, żeby później przestudiować pod mikroskopem jej przekrój poprzeczny. Opłukałam i włożyłam pobrany fragment do słoika do zakonserwowania, bo musiałam opisać preparat i umieścić go na półce wraz z innymi zabezpieczonymi organami. Po każdej sekcji należało przygotować starannie opracowany raport.

– Bardzo dobrze. – Stryj skinął głową. – Naprawdę bardzo dobrze. A jeśli chodzi o...

Drzwi do laboratorium gruchnęły o ścianę i na progu zamajaczyła sylwetka mężczyzny. Nie udało mi się zobaczyć, jak dokładnie wygląda ani ile ma lat, bo kapelusz przysłaniał część jego twarzy, a palto niemal sięgało ziemi, ale zauważyłam, że jest bardzo wysoki. Odruchowo cofnęłam się o krok, licząc na to, że stryj sięgnie po broń, jednak tajemnicza postać najwyraźniej nie zrobiła na nim wrażenia.

Nieznajomy nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi, skupiając się wyłącznie na moim stryju.

– Gotowe, panie profesorze – odezwał się.

Miał młody głos o melodyjnym brzmieniu. Uniosłam brwi, zastanawiając się, co knują stryj i jakiś student.

– Tak szybko? – Stryj zerknął na ścienny zegar, po czym przeniósł wzrok na zwłoki i w końcu na mnie.

Nie miałam pojęcia, kim jest nieznajomy arogant ani co jest gotowe, ale czułam, że o tak późnej porze nie chodzi o nic dobrego. Stryj potarł brodę i po chwili, która zdawała się nieskończonością, zmierzył mnie uważnym spojrzeniem.

– Zdołasz samodzielnie zaszyć zwłoki? – zapytał.

Wyprostowałam się i uniosłam wyżej głowę.

– Oczywiście – odparłam.

Co za absurd. Jak stryj mógł sądzić, że nie uporam się z tak prostym zadaniem, zwłaszcza po tym, jak bez niczyjej pomocy i całkiem sprawnie spenetrowałam wnętrzności trupa? Ze wszystkiego, co dziś robiłam, zaszycie zwłok było najłatwiejsze.

– Ciocia Amelia mówi, że znakomicie władam igłą i nitką – dodałam, choć ciotka bez wątpienia wychwalała mój haft, a nie biegłość w zszywaniu ludzkiej skóry. – Poza tym latem ćwiczyłam zakładanie szwów na martwym dziku. Co za różnica, dzik czy człowiek. Wbija się igłę i ją wyciąga, nic więcej.

Człowiek w mroku zachichotał, i to był piekielnie miły dla ucha dźwięk. Na mojej twarzy malował się spokój, choć wszystko się we mnie gotowało. Nie powiedziałam absolutnie nic śmiesznego. Nieważne, czy pracuje się ze skórą czy z tkaniną, przy zakładaniu szwów liczą się umiejętności, a nie materiał.

– Doskonale. – Stryj włożył czarne palto i wyciągnął z pudełka przy biurku przedmiot, którego nie rozpoznałam. – Wobec tego zaszyj zwłoki, a na odchodnym nie zapomnij zamknąć na klucz drzwi do piwnicy.

Ku mojemu zadowoleniu młody człowiek ruszył po schodach, nie oglądając się za siebie. Stryj stanął w progu i nerwowo zastukał we framugę pobliźnionymi palcami.

– Kiedy skończysz, wrócisz do domu moim powozem – oznajmił. – Pozostałe obiekty pozostaw na jutrzejsze popołudnie.

– Stryjku, zaczekaj! – Obiegłam stół sekcyjny. – Co z jutrzejszymi zajęciami? Mówiłeś, że poinformujesz mnie dziś wieczorem.

Stryj zawiesił wzrok na wypatroszonym trupie, a potem znowu popatrzył mi w oczy. W oczekiwaniu na odpowiedź wyobrażałam sobie, jak opracowuje strategię i wynajduje tysiąc powodów, dla których nie powinnam uczestniczyć w prowadzonych przez niego zajęciach z medycyny sądowej.

Konwenanse byłyby najmniejszym z jego zmartwień.

Mój ojciec rozszarpałby go na kawałki, gdyby odkrył, że praktykuję w laboratorium.

Stryj Jonathan westchnął.

– Musisz przychodzić ubrana jak chłopak. A jeśli odezwiesz się choć jednym słowem, już nigdy nie wrócisz na moje zajęcia. Rozumiesz?

– Obiecuję. – Z zapałem pokiwałam głową. – Będę milczeć jak trup.

– Ha. – Stryj sięgnął po kapelusz i wcisnął go niemal na oczy. – Trupy mówią do tych, którzy chcą słuchać. Masz siedzieć ciszej niż one.

LONDYN,SZKOŁA DLA CHŁOPCÓW W HARROW

31 sierpnia 1888

ZDANIEM STRYJA PO TAKIEJ JATCE NALEŻAŁOBY SIĘ SPODZIEWAĆ WIĘCEJ KRWI.

Ledwie udawało mi się nadążyć za jego relacją z miejsca ponurej zbrodni, na które udał się wczesnym rankiem. Moje notatki wydawały się równie chaotyczne jak moje myśli.

– No dobrze, chłopcy. – Spacerując po niskim podium pośrodku galerii, stryj Jonathan na moment skrzyżował spojrzenie swoich bladozielonych oczu z moim. – Czego dowodzi fakt, że krew pod zwłokami już zdążyła skrzepnąć? Albo lepiej – skoro znaleziono ledwie ćwierć litra krwi, co nam to mówi o zgonie naszej ofiary?

Moje pragnienie wykrzyczenia odpowiedzi było niczym umęczone stworzenie, chcące się wydostać z klatki, w której zgodziłam się je zamknąć. Zamiast wypędzić z siebie demona, siedziałam cicho z zaciśniętymi ustami i naciągniętą na czoło czapką. Żeby ukryć irytację, rozejrzałam się po twarzach kolegów i westchnęłam w duchu. Oblicza większości z nich przybrały barwę karczocha, a do tego wydawali się bliscy wymiotów. Nie wyobrażałam sobie, że zdołają przebrnąć przez sekcję zwłok.

Dyskretnie wydłubałam spod paznokci zaschniętą krew, wspominając uczucie, które mi towarzyszyło, kiedy trzymałam wątrobę w dłoniach. Zastanawiałam się, jakich nowych wrażeń dostarczy mi dzisiejsza sekcja.

Chłopak o starannie zaczesanych ciemnobrązowych włosach i w idealnie wyprasowanym mundurku uniósł rękę, która zawisła w powietrzu prosta jak strzała. Miał wypaprane atramentem czubki palców, jakby zapisywanie wniosków pochłonęło go do tego stopnia, że przestał się przejmować drobiazgami. Zwróciłam na niego uwagę już wcześniej, gdyż zaintrygowało mnie jego metodyczne sporządzanie notatek. Wręcz szaleńczo chłonął wiedzę, co wzbudziło mój niechętny podziw.

Stryj skinął głową, na co chłopak odkaszlnął i wstał. Emanował pewnością siebie, gdy odchylił smukłe ramiona i popatrzył na kolegów zamiast na wykładowcę.

Zmrużyłam oczy. Wydawał się naprawdę wysoki. Czyżby to on był tajemniczym wieczornym gościem stryja?

– Moim zdaniem to raczej oczywiste – oznajmił chłopak niemal znudzonym głosem. – Nasz morderca albo zaproponował zmarłej czyny nierządne, żeby zwabić ją w ustronne miejsce, albo podkradł się do niej od tyłu i pozbawił ją życia, korzystając z jej ewidentnego upojenia alkoholowego.

Wieczorem prawie się nie odzywał, więc brakowało mi pewności, ale sądząc po głosie, mógł być wczorajszym gościem stryja. Odruchowo wychyliłam się w jego kierunku, jakby bliskość odświeżała pamięć.

Stryj Jonathan zakaszlał, żeby uciszyć aroganta, po czym usiadł za biurkiem. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, że udawanie chłopca ma swoje dobre strony. Rozmowa o prostytutkach niezmiennie wyprowadzała stryja z równowagi, ale teraz nie mógł nikogo zrugać za poruszanie takich tematów w mojej obecności.

Wysunął szufladę i wyjął z niej okulary, przetarł je rąbkiem tweedowego surduta, po czym umieścił na nosie.

– A dlaczegóż to sądzisz, Thomasie, że naszą ofiarę zaatakowano od tyłu, skoro zdaniem większości moich kolegów po fachu leżała w chwili napaści? – Stryj pochylił się nad blatem.

Przeniosłam wzrok na chłopaka i z powrotem na stryja, zdumiona, że zwrócił się do studenta po imieniu. Teraz byłam prawie pewna, że mam przed sobą nieznajomego z wczorajszego wieczoru.

Chłopak o imieniu Thomas ściągnął brwi.

Jego złotobrązowe oczy były idealnie symetrycznie osadzone w twarzy o wyrazistych rysach, zupełnie jakby namalował ją Leonardo da Vinci we własnej osobie. Sama chciałabym mieć tak gęste rzęsy. Dzięki mocno zarysowanej brodzie wydawał się zdeterminowany, a wąski i arystokratyczny nos sprawiał, że każda mina chłopaka zdawała się świadczyć o jego czujności. Podejrzewałam, że gdyby nie był tak irytująco świadomy swojej inteligencji, prezentowałby się całkiem atrakcyjnie.

– Ponieważ, jak sam pan stwierdził, panie profesorze, gardło poderżnięto od lewej do prawej. Zważywszy na to, że większość ludzi jest praworęczna, na podstawie opisanego przez pana kierunku ułożenia noża w dół oraz statystycznego prawdopodobieństwa można założyć, że sprawca był w rzeczy samej praworęczny i najłatwiej było mu dokonać zbrodni zza pleców ofiary.

Thomas chwycił siedzącego obok studenta i podźwignął go z miejsca, żeby zademonstrować, co ma na myśli. Nogi krzesła zazgrzytały o kafelki na podłodze, kiedy chłopak usiłował się oswobodzić, ale Thomas trzymał go mocno, niczym boa dusiciel ofiarę.

– Zapewne otoczył lewą ręką jej klatkę piersiową lub tułów, przyciągnął ją do siebie w taki sposób... – Tarmosił kolegę na wszystkie strony. – ...zapewne wyszeptał jej coś do ucha, żeby nie wzywała pomocy, bo jak sam pan powiedział, nikt niczego nie słyszał, i płynnym ruchem przejechał nożem po jej gardle. Zrobił to raz, kiedy stała, i drugi, gdy upadła. Nawet nie zdążyła się zorientować, co się dzieje.

Po zademonstrowaniu, jak zbrodniarz niemal pozbawił ofiarę głowy, Thomas upuścił chłopaka i przeszedł nad nim na swoje miejsce, gdzie ponownie przybrał lekko znudzony wyraz twarzy.

– Gdyby pokusił się pan o analizę plam krwi w rzeźni, z pewnością odkryłby pan odwrotny ślad, gdyż zwierzęta zwykle się zabija, kiedy wiszą głową w dół – dodał.

– Ha! – Stryj klasnął z taką mocą, że po sali rozeszło się echo.

Drgnęłam nerwowo, ale na szczęście większość grupy też podskoczyła na drewnianych krzesłach. Nie ulegało wątpliwości, że stryj pasjonuje się morderstwami.

– Dlaczego zatem sceptycy się upierają, że krew nie zbryzgała górnej części ogrodzenia? – Stryj uderzył pięścią w otwartą dłoń. – Strumień z otwartej żyły szyjnej powinien pulsacyjnie ochlapać wszystko dookoła. Wystarczy spytać innych medycznych ekspertów obecnych na miejscu zbrodni.

Thomas skinął głową, jakby spodziewał się właśnie tego pytania.

– Przecież to całkiem proste, prawda? W chwili napaści ofiara miała na szyi chustkę, która potem spadła. A może morderca zerwał ją z szyi tej kobiety, by wytrzeć nóż? Niewykluczone, że cierpi na taką czy inną nerwicę.

Cisza wokół wydawała się gęsta niczym mgła na East Endzie. Oczom wszystkich ukazał się nakreślony przez Thomasa barwny obraz. Stryj mnie uczył, jak istotne w tego typu sprawach jest trzymanie emocji na wodzy, ale osobiście miałabym trudności z mówieniem o kobiecie jak o prowadzonym na rzeź zwierzęciu.

Nawet jeśli niewiele ją łączyło z przyzwoitą częścią społeczeństwa.

Z wysiłkiem przełknęłam ślinę. Wyglądało na to, że Thomas nie tylko potrafił niepokojąco trafnie wskazać, dlaczego morderca dopuścił się swojego czynu, ale też odciąć się od emocji, kiedy mu to było na rękę. Stryj zareagował dopiero po kilku sekundach. Wyszczerzył zęby w uśmiechu szaleńca, a jego oczy rozbłysły, jakby pod czaszką zapłonął mu ogień.

Skręciło mnie z zazdrości. Nie wiedziałam, czy denerwuje mnie aprobata stryja dla kogoś innego, czy też sama chciałabym porozmawiać z tym irytującym chłopakiem. Ze wszystkich zgromadzonych na sali on jeden nie kulił się ze strachu na myśl o brutalności tej zbrodni. Zdawał się rozumieć, że lęk nie zapewni sprawiedliwości rodzinom ofiar.

Otrząsnęłam się z tych rozmyślań i skupiłam na lekcji.

– Niezrównane zdolności dedukcyjne, Thomasie. Ja również uważam, że naszą ofiarę zaatakowano od tyłu, kiedy stała. Nóż najprawdopodobniej miał od piętnastu do dwudziestu centymetrów długości. – Stryj umilkł, żeby za pomocą dłoni zademonstrować grupie rozmiar ostrza.

Zrobiło mi się nieswojo. Mniej więcej taką samą długość miał skalpel, z którego korzystałam wczoraj wieczorem.

Stryj odkaszlnął.

– Wnioskując z nierównych krawędzi rany brzusznej, powiedziałbym, że cios zadano pośmiertnie, w miejscu znalezienia zwłok. Zaryzykowałbym również tezę, że coś przeszkodziło naszemu mordercy i nie osiągnął tego, co wcześniej zaplanował. Mam przeczucie, że mógł być albo leworęczny, albo oburęczny, a opieram to twierdzenie na innych dowodach, których dotąd nie ujawniłem.

Chłopak w pierwszym rzędzie uniósł trzęsącą się rękę.

– Jak to? – spytał. – Co sobie wcześniej zaplanował?

– Obyśmy się tego nie dowiedzieli – odparł stryj ponuro.

Podkręcił jasny wąs, jak to miał w zwyczaju, kiedy się zamyślał. Wiedziałam, że to, co zaraz powie, nie będzie przyjemne.

Po chwili opuścił rękę i stanął za biurkiem, a ja nieświadomie zacisnęłam palce na krawędziach krzesła tak mocno, że pobladły mi kostki. Po chwili rozluźniłam chwyt, ale tylko odrobinę.

– Ujawnię swoje teorie przez wzgląd na tę lekcję. – Stryj znowu rozejrzał się po pomieszczeniu. – Uważam, że mordercy zależało na organach ofiary, jednak detektywi nie podzielają mojego poglądu w tej materii. Mam nadzieję, że racja jest po ich stronie.

Gdy rozgorzała dyskusja na temat przedstawionej przez stryja teorii, zajęłam się przerysowywaniem szkiców anatomicznych, które na początku lekcji nakreślił pośpiesznie na tablicy. Musiałam oczyścić umysł, więc ozdobiłam zeszyt rysunkami pokrojonych świń, żab, szczurów, a nawet bardziej niepokojących rzeczy, takich jak ludzkie jelita i serca.

Stronice kajetu zapełniały się obrazami, które nie powinny fascynować damy, ja jednak nie potrafiłam powściągnąć ciekawości.

Nagle na moje rysunki padł cień. Nie wiem, dlaczego od razu się domyśliłam, że stoi przede mną Thomas, zanim jeszcze zdążył się odezwać.

– Cień powinien być z lewej strony ciała, inaczej wygląda jak plama krwi.

Napięłam mięśnie, ale zacisnęłam usta tak mocno, jakby je zaszył nadgorliwy pracownik domu pogrzebowego. Czułam, że pod moją skórą płonie ogień, i przeklęłam reakcję swojego ciała na tego nieznośnego chłopaka.

– Szczerze mówiąc, te niedorzeczne smugi nadają się tylko do wymazania. – Thomas dalej krytykował moją pracę. – Światło latarni padało pod innym kątem. Wszystko jest nie tak.

– Szczerze mówiąc, powinien pan pilnować swojego nosa.

Zamknęłam oczy, rugając się w duchu. A przecież tak dobrze sobie radziłam, nie odzywałam się ani nie nawiązałam kontaktu z pozostałymi studentami. Jedno potknięcie mogło mnie kosztować miejsce na zajęciach.

Pamiętając, że nie wolno okazywać strachu przed wściekłym psem, wbiłam w Thomasa surowe spojrzenie. Uniósł kąciki ust w półuśmiechu, a mój puls przyśpieszył jak koń ciągnący powóz przez Trafalgar Square. Powtórzyłam sobie, że mam do czynienia z nadętym bubkiem i uznałam, że moje serce zabiło mocniej wyłącznie ze zdenerwowania. Wolałabym wykąpać się w formalinie niż wylecieć z zajęć przez takiego aroganta.

I co z tego, że był przystojny?

– Bardzo dziękuję za tę uwagę – wycedziłam przez zaciśnięte zęby, starając się za wszelką cenę obniżyć głos. – Niemniej będzie lepiej, jeśli uprzejmie pozwoli mi pan skupić się na nauce.

Jego oczy zabłysły, jakby odkrył niebywale śmieszny sekret. Wiedziałam, że bawi się ze mną w wyjątkowo sprytnego kotka i myszkę.

– No dobrze, panie...? – Zawiesił głos.

Słowo „panie” wypowiedział w absolutnie jednoznaczny sposób. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie jestem młodym mężczyzną, ale z sobie tylko znanego powodu postanowił ciągnąć tę grę. Ów przejaw litości sprawił, że nieco złagodniałam. Mój puls ponownie przyśpieszył, gdy sobie uświadomiłam, że połączyła nas wspólna tajemnica.

– Wadsworth – wyszeptałam, darując sobie zmianę głosu. – Nazywam się Audrey Rose Wadsworth.

Na jego twarzy dostrzegłam zrozumienie, kiedy zerknął na mojego nadal pogrążonego w ożywionej dyspucie stryja. Podał mi rękę, którą niechętnie uścisnęłam, licząc na to, że moja dłoń nie jest spocona ze zdenerwowania.

Może przyjemnie byłoby z kimś porozmawiać o tych ponurych sprawach.

– Chyba poznaliśmy się wczoraj wieczorem – zauważyłam nieco śmielej. Thomas zmarszczył brwi, a po moim przypływie odwagi nie pozostał nawet ślad. – W laboratorium mojego stryja?

– Bardzo mi przykro. – Wyraźnie się zachmurzył. – Niestety, nie mam pojęcia, o co chodzi. To nasza pierwsza rozmowa.

– Wczoraj w zasadzie nie rozmawialiśmy...

– Miło panią poznać, Wadsworth. W przyszłości na pewno nie zabraknie nam tematów do rozmów. Mam na myśli najbliższą przyszłość, gdyż dzisiaj wieczorem przychodzę na praktyki do pani stryja. Może pozwoli mi pani na zweryfikowanie kilku teorii?

– Jakich dokładnie teorii? – spytałam, znowu stając w pąsach.

– Tych, które dotyczą pani skandalicznej decyzji o udziale w tych zajęciach, rzecz jasna. – Uśmiechnął się szeroko. – Niecodziennie spotyka się tak dziwną młodą kobietę.

Przyjazne ciepło, które odczuwałam w jego obecności, zamarzło niczym staw podczas wyjątkowo mroźnej zimy. Szczególnie że wydawał się kompletnie nieświadomy tego, jaki jest irytujący z tym swoim beztroskim uśmieszkiem.

– Po prostu uwielbiam czerpać satysfakcję z rozwiązania zagadki i udowodnienia innym, że miałem rację – dodał.

Z najwyższym trudem ugryzłam się w język i tylko uśmiechnęłam się z napięciem. Ciotka Amelia byłaby dumna, że jej lekcje etykiety nie poszły na marne.

– Nie mogę się doczekać, aż poznam pańską błyskotliwą teorię na temat moich wyborów życiowych, panie...?

– Panowie! – zawołał stryj. – Proszę o uwagę. Chciałbym, żeby każdy z was spisał swoje teorie na temat zamordowania panny Mary Ann Nichols i przyniósł je na jutrzejsze zajęcia.

Thomas po raz ostatni obdarzył mnie szatańskim uśmieszkiem i powrócił do swoich notatek. Gdy zamykałam kajet i zbierałam swoje rzeczy, mimowolnie myślałam o tym, że być może i on skrywa prawdziwie irytującą tajemnicę.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki