Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
10 opowiadań o kobietach i dla kobiet. Trudne wybory, konsekwencje decyzji, spryt, niemoc, rozpacz, oszustwo, manipulacja. W każdych warunkach, i w każdym miejscu kobieta ma prawo do własnego zdania. Zbiór poruszających opowiadań autorka, Peggy Brown napisała dla kobiet. Przedstawicielki płci pięknej nazbyt często stają się ofiarami patriarchalnych systemów, krzywdzących kościelnych, czy kulturowych stereotypów. Właśnie o takich paniach i ich dramatycznych historiach pisze autorka. Wielowątkowe opowiadania dostarczają silnych wrażeń. Nie sposób, nie wzruszyć się czytając o pokrzywdzonych kobietach, a także, trudno nie odczuć wściekłości i gniewu poznając facetów tyranów. Poprzez te teksty pisarka wyraźnie podkreśla krzywdzące cechy patriarchalnego systemu, błędy kościoła i kołtunizm społeczny. Pisarka uwidacznia, że w każdej kobiecie kryje się bezcenna siła.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 61
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Peggy Brown „Lakier do paznokci”
Copyright © by Peggy Brown, 2021
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2021
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Redaktor prowadząca: Wioletta Jankowiak
Projekt okładki: Jakub Kleczkowski
Redakcja i korekta: „Dobry Duszek”
Korekta: Bogusław Jusiak
Ilustracje: Oksana – stock.adobe.com
Skład epub, mobi i pdf: Kamil Skitek
ISBN: 978-83-8119-833-2
Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-510 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
http://www.psychoskok.pl/http://wydawnictwo.psychoskok.pl/ e-mail:[email protected]
Książkę tę dedykuję moim dzieciom
JUSTINE i CASPROWI za to,
że dzięki Wam przekroczyłam Rubikon,
mam skrzydła u ramion i olej w głowie.
Kochały się nad życie: Adela, Cela, Hela.
Cela miała artystyczną duszę w dosłownym tego słowa znaczeniu. Pięknie tańczyła, śpiewała, miała przy tym wdzięk i urodę, która przyciągała wszystkich okolicznych chłopców. Dostała się do zespołu pieśni i tańca „Śląsk”, co na owe czasy graniczyło z cudem, gdyż odsiew kandydatów był ogromny. Solistki zespołu wybierano z ogromną starannością. Była przeszczęśliwa. Od zawsze chciała śpiewać, kochała tańczyć i marzyła o tym, aby podróżować po całym świecie. Wiedziała, że dzięki przynależności do takiego zespołu podróże i cały świat stanęły przed nią otworem. Co prawda wtedy były to kraje bloku wschodniego, ale od czegoś trzeba zacząć.
Radość przepełniała jej serce. Prosto z przesłuchania pojechała do domu, aby pochwalić się mamie tą cudowną wiadomością. W autobusie uśmiechała się sama do siebie. Zamknęła oczy i wyobraziła sobie, jak to będzie. Wszystkie te piękne, świecące stroje, gorsety z naszytymi cekinami i mieniącymi się w świetle szkiełkami, barwne korale, usta wymalowane na czerwono i włosy splecione w warkocz. A po występach kawiarniane życie po brzegi wypełnione ludźmi. Możliwość poznania tylu nowych osób… Szczęście przepełniało ją na wskroś.
Jednakże matka nie podzielała jej entuzjazmu i zachwytu. Bronia była wdową doświadczoną przez życie, a przy tym przyświecał jej pragmatyzm, czyli rzeczywistość dookoła oceniała bardzo realistycznie.
– Co? Córka artystka? Kto to widział? A kto obrobi pole? Kto wydoi krowy? Ziemniaki w kopcu czekają do wybrania. Kto się tutaj wszystkim zajmie? – krzyczała, robiąc pranie w wielkiej drewnianej balii. – Żadnych zespołów, żadnych wyjazdów. Trzeba ci szukać męża. I to najlepiej takiego ze wsi, co zna się na robocie. Ja wiecznie żyć nie będę.
Słowo matki to świętość. Młoda dziewczyna miała zbyt wielki szacunek do jej spracowanych dłoni, pooranych bruzdami, do wypłakanych po nocach oczu. Widziała, jak haruje, aby wykarmić je wszystkie. A w domu rzeczywiście potrzeba było męskiej ręki. Płot od strony Kumaszkowej zawalił się, komin rozleciał się po ostatnich mrozach, a w drugiej izbie okno trzeba było wprawić. Na dodatek poprzedniego dnia koń okulał.
– Tak, mama ma rację, potrzebny jest w domu i w obejściu prawdziwy mężczyzna – powiedziała sama do siebie. – Z chłopem w domu będzie nam wszystkim łatwiej. Takim, co pole zaorze, drewno porąbie i przywiezie z lasu.
Cela mogła wybierać spośród najlepszych, najdorodniejszych, najprzystojniejszych mężczyzn, a wybrała bambra na junaku.
Zygmunt bardzo podobał się matce. Przystojny, postawny, z poczuciem humoru. Silny jak tur. Gdy wchodził do izby, schylał głowę, aby nie uderzyć się o belkę w drzwiach. Bronia była nim zachwycona.
– No, bo i motor ma, to ma się rozumieć, że robotny jest, bo na taki pojazd musiał zarobić – skwitowała jednym zdaniem.
Owszem, Zygmunt do żeniaczki był pierwszy. Dziewczyna jak malowana. Piękna i pracowita. Słowem: i do tańca, i do różańca. Wiedział, że zalotnicy kręcą się wokół niej. Co rusz któryś zajeżdżał, aby zaprosić dziewczynę na potańcówkę. Był dumny, że wybrała właśnie jego.
Na Wielkanoc odbyło się wesele. Po kilku miesiącach wspólnego gospodarowania do głosu doszedł konflikt pokoleń. On, jako mężczyzna, uniósł się honorem.
Młodzi nie chcieli zostać na wsi. Zygmunt szybko zrobił prawo jazdy na autobusy i zaciągnął się do MPK. Cela ukończyła kurs pisania na maszynie i dostała pracę w Urzędzie Statystycznym.
Dostali mieszkanie służbowe. Jacy byli wtedy szczęśliwi! Zakochani i zapatrzeni w siebie. Młoda mężatka powoli zapominała o swoich marzeniach bycia słowikiem. Całą swoją uwagę skupiła na urządzaniu mieszkania. Cieszyła się każdą zdobytą rzeczą do wspólnego gniazdka: stołem, wersalką, taboretem. Niektóre zdobycze musieli wystać w kolejkach, sporo przedmiotów załatwili dzięki znajomościom, inne dzięki zaradności, a jeszcze inne sprytem.
Niedługo urodził się Wiesiek – pierwszy syn. Zygmunt pękał z dumy, no bo wiadomo, jakie zadania stały przed mężczyzną: dom, syn, dąb. Gratulacjom od kolegów i toastom nie było końca.
Zygmunt dbał, aby Cela miała to, co lubi. Był dumny, że jest atrakcyjna, że przykuwa spojrzenia kolegów. Kochał ją i okazywał to na każdym kroku. Żadna z jej koleżanek nie miała rajstop, a on je dla niej zdobył. Mimo wszystko był zazdrosny jak diabli.
Przez pierwsze lata ta zazdrość Zygmunta imponowała Celi. Tłumaczyła sobie, że tak właśnie wygląda prawdziwa miłość. Kobieca natura w inny sposób okazywała uczucie: ona dbała o dom, troszczyła się o męża, który lubił dobrze zjeść, ale też i dobrze wypić.
Praca kierowcy zapewniała mężczyźnie sporo emocji i obfitowała w różne wydarzenia, nawiązywał też różne znajomości, które nie zawsze kończyły się dobrze, ale to dzięki nim udawało mu się zdobyć niektóre rzeczy na wyposażenie mieszkania.
Wiesiek rósł zdrowo, a niedługo po nim urodził się Krzysiek. Roboty w domu było coraz więcej. Cela miała sporo pracy w biurze, dwóch szybko rosnących budrysów i męża, który miał ogromny apetyt nie tylko na kotlety.
Raz na tydzień Zygmunt, jako głowa rodziny, jeździł na wieś. A to po mąkę, a to po kaszę, a to po ziemniaki. Chłopcy rośli i wszyscy potrzebowali zjeść, a w mieście w tym czasie o pożywienie łatwo nie było.
Wiosną jeździli pomagać w gospodarstwie, na którym została najstarsza siostra – Adela. Tam również spędzali cały swój urlop letni, ale tak naprawdę, chcąc być w zgodzie sami ze sobą i uczciwi w stosunku do rodziny, chcieli odrobić w polu to, co każdego tygodnia z Gębek zabierali. Tylko że pracowali z nawiązką, bowiem na wsi roboty w polu i na łące, a i w obejściu było w bród.
Adela była gospodynią, ale tylko teoretycznie. Całą władzę dzierżył w rękach jej mąż.
Mietek wszedł do rodziny jako ten długo wyczekiwany przedstawiciel męskiego gatunku, który swoją męską siłą miał uratować gospodarstwo. Był urodzonym organizatorem. Gospodarstwo rozkwitło… to fakt. Mężczyzna wybudował potężne szklarnie, rozbudował i wzmocnił dom. Z zewnątrz wszystko wyglądało imponująco, ale w domu zapanował strach i przemoc. Ukraińska krew, która w nim płynęła, dała się we znaki każdemu, kto się z nim zetknął. I Bronia, i Adela musiały pracować jak niewolnice. Oprócz tego, że był świetnym organizatorem, był też urodzonym dyktatorem. Bite, poniżane kobiety zostały niewolnicami.
Po wakacjach Cela urodziła trzeciego chłopaka – Zbyszka. Zygmunt pękał z dumy, że ma trzech chłopców w domu. Sam był jurny jak buhaj, a i potrzeby miał ogromne, więc krótko po porodzie Cela musiała zacząć spełniać swoje małżeńskie obowiązki.
Podczas jednej z wizyt na wsi doszło do ostrej wymiany zdań. Mietek jasno i dobitnie skwitował, że wszystko tam stoi na niego i żadnych haraczy płacić nie będzie nikomu. Sami chcieli do miasta, to niech miasto ich wyżywi, skoro tacy miastowi teraz.
– Nie ma niczego za darmo. Koniec z rozdawaniem mąki, kaszy i mięsa! – wykrzyczał którejś niedzieli, gdy Zygmunt i Cela pakowali wałówkę do bagażnika.
Małżonkowie unieśli się honorem, zapakowali chłopaków do zastawy i wrócili do miasta. Cela przepłakała całą drogę.
Urażona duma i ambicja nie pozwoliły Zygmuntowi na bezczynność. Jako rolnik z krwi i kości wystarał się o działkę pracowniczą i od wczesnej wiosny każdą wolną chwilę poświęcał na obsiewanie zagonów. Zygmunt był robotny, co do tego Bronia się nie myliła. Mężczyzna nasadził drzew owocowych, zaszczepił jabłonie, grusze i śliwy. Dla kochanej małżonki załatwił dobre odmiany krzewów porzeczkowych. Chciał w ten sposób zrekompensować ukochanej tęsknotę za rodzinnym domem, za matką i siostrą.
Jednak dla Celi ten kawałek ziemi był cierpieniem. Im więcej czasu spędzała, pieląc grządki, obkopując buraki, ziemniaki, obsiewając zagony, tym bardziej tęskniła za tym, co utraciła. Jej artystyczna dusza budziła się do życia. Coraz częściej i głośniej dawała znać o sobie. Znalazła alternatywę, którą były próby scholi parafialnej. Te dwie godziny w tygodniu chociaż w minimalnym stopniu rekompensowały jej niewykorzystaną przed laty szansę.
Udział w zajęciach muzycznych chociaż na krótką chwilę zagłuszał też myśli o tym, co Mietek wyczyniał z Adelą. Cela wiedziała, że szwagier ma mocną rękę, że nie zawaha się uderzyć swojej ślubnej, kiedy tylko przyjdzie mu na to ochota. Adela była ofiarą swoich wyborów. Chcąc zadowolić matkę, wyszła za mąż za pierwszego nosiciela spodni, który pojawił się na horyzoncie. Błędne decyzje stały się źródłem cierpienia również i dla jej matki, gdyż Mietek prał i lał obie kobiety na każdym kroku, a każde kolejne dziecko stawało się parobkiem własnego ojca. Cela mogła się tylko modlić. Gębki nie należały już do nich. Ona i Zygmunt byli już miastowi. W Gębkach panem na włościach, gospodarzem i właścicielem całą gębą był Mietek.
Na szczęście miała wsparcie w drugiej siostrze – Heli… Już jako dziecko los ją mocno doświadczył, bo została ofiarą trwającej w Polsce od 1951 roku epidemii polio. W wyniku choroby Heinego-Medina musiała nauczyć się żyć z garbem i przykrótką lewą nogą. Niepełnosprawność ruchowa nie stanowiła jednak dla Heli żadnych przeszkód. Przebojowa, inteligentna, a przy tym operatywna i niesamowicie energiczna kobieta, widząc, co się dzieje w Gębkach, szybko wyjechała do miasta, gdzie zatrudniła się w Telekomunikacji. Była bystra, szybko nawiązywała kontakty, a przy tym to pierwszorzędna organizatorka. Miała, tak samo jak Cela, piękną twarz, a na głowie burzę ciemnych loków, które były jej pancerzem ochronnym i jednocześnie kamuflażem zakrywającym garb. Wszystkie trzy siostry były niezwykle utalentowane. Hela świetnie szyła na maszynie, dzięki czemu wieczorami dorabiała przeróbkami krawieckimi.
Czekając na przydział lokalu socjalnego, mieszkała w drewnianych barakach koło parku. Roiło się tam od Cyganów, przez co młodsza siostra drżała o nią. Poprosiła więc, aby Hela przeniosła się do nich, do bloku. Użyła prostego argumentu, że potrzebuje pomocy przy dzieciach, a od lutego będzie potrzebowała jej jeszcze bardziej, była bowiem w zaawansowanej ciąży. I tak się złożyło, że Cela podczas łamania się opłatkiem wypowiedziała swoje życzenie, a po wigilijnej kolacji Hela została już z nimi.