Listy w kolorze purpury - Katarzyna Muszyńska - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Listy w kolorze purpury ebook i audiobook

Muszyńska Katarzyna

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Caden i Emery byli cudowną parą i czekała ich wspaniała przyszłość. Lecz wszystko przepadło, gdy Caden zaginął bez śladu podczas misji w Afganistanie. Czas mija, a dziewczyna wciąż nie może pogodzić się z jego zniknięciem. Nadal żyje nadzieją, że do niej wróci. Tymczasem pracuje w barze, opiekuje się młodszym rodzeństwem i separuje od dawnego towarzystwa. Jednocześnie pisze do Cadena listy, wierząc, że ukochany kiedyś je przeczyta.

Gdy od tajemniczego zniknięcia młodego mężczyzny mijają dwa lata, jego rodzina postanawia wyprawić symboliczny pogrzeb. I wówczas na scenę wkracza jego starszy brat, Caleb, nieszczególnie lubiący Emery. Od tego momentu rozpoczyna się bolesna i pełna namiętności rozgrywka, w której nie będzie zwycięzców ani przegranych. Tajemnice się mnożą, na jaw wychodzą kolejne sekrety, a Emery już nie wie, komu może ufać. I nie ma pojęcia, kogo tak naprawdę kocha.

Listy w kolorze purpury to wciągający dramat z wątkiem romantycznym, z wyrazistymi postaciami i dynamicznymi zwrotami akcji.

Bo czasami miłość rodzi się w świecie pełnym obłudy i niedopowiedzeń. I ma siłę, aby pokonać konwenanse.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 306

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 35 min

Lektor: Katarzyna Muszynska
Oceny
4,4 (413 oceny)
274
69
43
20
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
arletatatarek
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

❤️🥺 Polecam !!! Piękna i wzruszająca historia ❤️🥹
40
MS2009MS

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna. Dawno nie płakałam przy książce.
40
Beeenia

Nie oderwiesz się od lektury

Na liście od Cadena aż łezka w oku się zakręcił ! Piękna książka ❤️
30
justus228

Nie oderwiesz się od lektury

Genialna! Nie obyło się bez łez 🥺😍polecam!
30
pysia1012

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka. Polecam
20

Popularność




Re­dak­cja: BE­ATA KO­STRZEW­SKA
Ko­rekta: HE­LENA KU­JAWA
Skład: MO­NIKA PI­RO­GO­WICZ
Okładka: MA­CIEJ SY­SIO
Fo­to­gra­fie na okładce: Co­py­ri­ght © 4 PM pro­duc­tion
© Co­py­ri­ght by Ka­ta­rzyna Mu­szyń­ska, 2022 © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Jak­Book, 2022
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-965493-6-5
Wy­daw­nic­two Jak­Book ul. Li­powa 61, 55-020 Mni­cho­wicewww.wy­daw­nic­two­jak­book.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Marty P.,

nie wszyst­kie sio­stry łą­czą więzy krwi

Roz­dział 1.

Ko­chany Ca­de­nie,

zdaje się, że mi­nęły wieki, od­kąd ostatni raz wpa­try­wa­łam się w Twoją twarz i wi­dzia­łam wła­sne od­bi­cie w Twych ko­bal­to­wych oczach, za­wsze spo­glą­da­ją­cych na mnie z mi­ło­ścią. Tę­sk­nota za Twym do­ty­kiem po­chła­nia każdą cząstkę mego ciała, spra­wia­jąc, że mam ochotę za­tra­cić się w roz­pa­czy.

Jed­no­cze­śnie wiem, że to ostat­nie, czego byś dla mnie chciał, dla­tego wal­czę każ­dego ranka, by dźwi­gnąć się z łóżka i żyć. Żyć dla Cie­bie i z my­ślą o tym, że nie­ba­wem znów się od­naj­dziemy.

Nie mam po­ję­cia, gdzie obec­nie prze­by­wasz, ale wie­rzę, że nie cier­pisz oraz że je­steś bez­pieczny i że tak samo jak ja za Tobą, tak ty tę­sk­nisz za mną. Pa­mię­tam każdą obiet­nicę, którą wy­po­wie­dzia­łeś, gdy wi­dzie­li­śmy się po raz ostatni. Po­pro­si­łeś mnie, bym Ci za­ufała i ni­gdy nie wąt­piła w to, że znaj­dziesz do mnie drogę. Pa­mię­tam też Twój ochry­pły, ni­ski głos, szep­czący dwa naj­wspa­nial­sze słowa, które dziew­czyna może usły­szeć od mi­ło­ści swo­jego ży­cia, i słony smak po­ca­łun­ków, któ­rymi mnie ob­da­ro­wa­łeś. Sło­nych z mo­jej winy, po­nie­waż pła­ka­łam okrop­nie, nie mo­gąc uwie­rzyć, że to na­sze po­że­gna­nie...

Prze­pra­szam za te łzy, które wła­śnie roz­ma­zują tusz, ale znowu się roz­kle­iłam. Na­wet nie przy­pusz­cza­łam, że można za kimś tak tę­sk­nić. Do­piero gdy wy­je­cha­łeś, zro­zu­mia­łam, że by­łeś moją siłą, moją tar­czą i oazą, w któ­rej od­naj­dy­wa­łam spo­kój. Przy To­bie nic nie wy­da­wało się nie­moż­liwe, po­tra­fi­łeś urze­czy­wist­nić na­wet naj­bar­dziej zwa­rio­wane ma­rze­nia i to wła­śnie ten za­pał spra­wił, że zdo­by­łeś moje serce. Bo ni­gdy ni­czego nie ro­bisz na pół gwizdka, a jak już się za coś za­bie­rasz, to za­wsze do­pro­wa­dzasz to do końca. Dla­tego wiem, że do mnie wró­cisz, bo pod­da­wa­nie się nie leży w Two­jej na­tu­rze.

Za­pewne chciał­byś wie­dzieć, co u mnie. Wraz z Twoim odej­ściem zmie­niło się wszystko. Nie po­tra­fi­łam się już od­na­leźć w na­szym miesz­ka­niu i wró­ci­łam do mamy. Mam na­dzieję, że nie je­steś zły... Sama nie by­łam w sta­nie pła­cić czyn­szu, mimo że nasi współ­lo­ka­to­rzy chcieli po­kry­wać Twoją część, ale znasz mnie i wiesz, że ni­gdy bym na to nie po­zwo­liła. Poza tym na każ­dym kroku do­strze­ga­łam Twoją obec­ność. Pa­trząc na ka­napę, wi­dzia­łam nas – przy­tu­lo­nych i śmie­ją­cych się, blat w kuchni ko­ja­rzył mi się ze śnia­da­niami, które każ­dego ranka przy­go­to­wy­wa­łeś, a łóżko w sy­pialni przy­po­mi­nało o na­szych splą­ta­nych cia­łach. Każda plama i każda rysa w miesz­ka­niu spra­wiały, że co­raz bar­dziej mi Cie­bie bra­ko­wało. Prze­ry­cza­łam cały dzień, pa­ku­jąc Twoje rze­czy do kar­to­nów, te­raz cze­ka­ją­cych na Cie­bie w ga­rażu u mo­jej mamy. Ale jedną so­bie zo­sta­wi­łam. No do­bra, masz mnie. Kilka rze­czy. W ko­szulce z Myszką Miki śpię, kurtkę z logo Two­jej uczelni po pro­stu uwiel­biam, a czapka była do kom­pletu.

Da­niel i Mi­les na po­czątku bar­dzo mi po­ma­gali. Choć ostat­nio sta­rają się zbyt mocno i co­raz trud­niej jest mi grzecz­nie od­ma­wiać. Ale ja na­prawdę nie mam ochoty na im­prezy... Prze­cież wiesz, że te wszyst­kie wie­czory spę­dzone w Chili były tylko ze względu na Cie­bie. Tłumy, gło­śna mu­zyka i pi­cie to nie są moje kli­maty, ale Ty to ro­zu­mia­łeś. Ty jako je­dyny na­prawdę mnie znasz.

Naj­go­rzej jest w nocy... Wtedy ogar­niają mnie ogromny smu­tek, taka ja­kaś ma­łość i zwąt­pie­nie. Wtedy też je­stem na­prawdę na Cie­bie zła. Za to, że mnie zo­sta­wi­łeś, za to, że po­sta­wi­łeś całe na­sze ży­cie na szali i że nie wra­casz, choć obie­ca­łeś. Po­tem mam wy­rzuty su­mie­nia, bo wiem, dla­czego to zro­bi­łeś i ro­zu­miem Twoją de­cy­zję. Cho­dzi o to, że ja na­prawdę nie po­tra­fię bez Cie­bie żyć. Wy­jeż­dża­jąc, za­bra­łeś ze sobą rów­nież moje serce, bez któ­rego czuję się pu­sta w środku. Niby każ­dego ranka wstaję, myję się, jem, idę do pracy, wra­cam do domu, ale to nie jest ży­cie, dla­tego wróć już do mnie...

Troszkę się roz­pi­sa­łam, ale mu­sia­łam Ci dużo opo­wie­dzieć. Zbyt wiele czasu zbie­ra­łam się, aby na­pi­sać ten list. Obie­cuję, że od te­raz będę je pi­sać re­gu­lar­nie, abyś za­wsze wie­dział, co u mnie i byś cza­sem nie po­my­ślał, że o To­bie za­po­mnia­łam. O to­bie, Ca­de­nie Bel­mon­cie, nie da się za­po­mnieć.

Twoja na za­wsze Emery

PS Ko­cham Cię na­wet jesz­cze moc­niej niż ostat­nio.

Roz­dział 2.

Dwie czarne kawy, śred­nio wy­sma­żony stek z fryt­kami, bur­ger z krąż­kami ce­bu­lo­wymi, sa­łatka ce­zar i je­den tru­skaw­kowy shake – Emery przy­jęła za­mó­wie­nie i skie­ro­wała się za ladę, aby prze­ka­zać je Lu­ca­sowi, który był dzi­siaj w kuchni. Do­cho­dziła dzie­wiąta i bar po­woli pu­sto­szał. Tylko dwa sto­liki po­zo­sta­wały za­jęte, ale para sie­dząca przy dru­gim już koń­czyła późny po­si­łek.

U Steve’a nie było ja­kimś eks­klu­zyw­nym miej­scem, ot knajpa ja­kich wiele w Stil­l­wa­ter. Ser­wo­wano tu prze­ciętne je­dze­nie i roz­wod­nione piwo, a klienci sie­dzieli przy pro­sto­kąt­nych sto­li­kach na czer­wo­nych ka­na­pach z eko­skóry. Jed­nak to wła­śnie tu­taj czuła się do­brze. Wśród za­pa­chu oleju, kro­jo­nej ce­buli i na­le­śni­ków po­tra­fiła się wy­łą­czyć. Prze­stać my­śleć o prze­szło­ści i nie za­drę­czać się przy­szło­ścią, któ­rej tak bar­dzo się oba­wiała.

Dźwięk za­wie­szo­nego na drzwiach dzwonka przy­kuł jej uwagę. Od­ru­chowo spoj­rzała na ze­ga­rek i lekko się skrzy­wiła. Mu­siała za­mieść, umyć pod­łogę i wy­czy­ścić sto­liki. Ko­lejni klienci nie­stety opóź­nią jej po­wrót do domu, a obie­cała matce, że jesz­cze zrobi za­kupy. Na­biła na szpi­ku­lec kartkę z za­mó­wie­niem, przy­wo­łała na twarz lekki uśmiech, wy­gła­dziła czer­wony uni­form i skie­ro­wała się w stronę nowo przy­by­łych. Już z da­leka za­uwa­żyła ide­al­nie uło­żone pla­ty­nowe pu­kle i krwi­sto­czer­wone szpony Me­lody. Nie miała po­ję­cia, po co ta małpa tu przy­cho­dziła, skoro cią­gle kry­ty­ko­wała je­dze­nie oraz oczy­wi­ście ob­sługę.

– Dzień do­bry, dziś po­le­camy bur­gery z krąż­kami ce­bu­lo­wymi i sa­łatki. – Po­dała menu. – Za chwilę do was wrócę, aby przy­jąć za­mó­wie­nie.

– Co tak ofi­cjal­nie, Emery. – Blon­dynka ob­rzu­ciła ją znie­sma­czo­nym spoj­rze­niem.

– Wy­lu­zuj, Mel – zwró­cił jej uwagę Da­niel. – Daj dziew­czy­nie pra­co­wać.

– Co tam? Dawno się nie wi­dzie­li­śmy – wtrą­cił lekko Mi­les, mosz­cząc się na ka­na­pie. – Przy­znam, że za­czą­łem się oba­wiać, że nas uni­kasz.

– Mam ostat­nio sporo na gło­wie – od­parła Emery, si­ląc się na szer­szy uśmiech.

– A cóż ty niby mo­żesz mieć na gło­wie? – prych­nęła Me­lody.

– Na po­czą­tek mogę za­pro­po­no­wać coś do pi­cia. Dzi­siaj mamy bu­dwe­isera w pro­mo­cji. Po­le­cam bu­tel­ko­wa­nego.

– Emery, daj spo­kój. – Mi­les skrzy­wił się, ura­żony. – Do­brze wiesz, że nie przy­szli­śmy tu dla piwa...

– Za czter­dzie­ści pięć mi­nut za­my­kamy. Je­żeli chce­cie zło­żyć za­mó­wie­nie, ra­dzę się po­spie­szyć. – Od­wró­ciła się, szyb­kim kro­kiem prze­mie­rzyła salę, po czym scho­wała się w biu­rze Steve’a.

Wie­działa, że za­cho­wy­wała się dzie­cin­nie, a uni­ka­nie ich ni­czego nie po­prawi, ale ciężko jej było prze­by­wać w to­wa­rzy­stwie dwóch naj­lep­szych przy­ja­ciół Ca­dena. Zwłasz­cza gdy tar­gali ze sobą tę far­bo­waną la­lu­nię, pa­trzącą na nią z góry. Emery do­sko­nale zda­wała so­bie sprawę z tego, że praca kel­nerki w pod­rzęd­nej knaj­pie nie jest speł­nie­niem ni­czy­ich ma­rzeń, ale nie miała in­nych per­spek­tyw. Już w szkole śred­niej zro­zu­miała, że nie ma co my­śleć o stu­diach. Na sty­pen­dium się nie ła­pała, a matki nie było stać, by opła­cać cze­sne. Zwłasz­cza że na jej utrzy­ma­niu były jesz­cze bliź­nięta.

Steve może i nie pła­cił nie wia­domo jak wiele, ale pen­sję za­wsze otrzy­my­wała w ter­mi­nie, a z na­piw­ków do­dat­kowo zgar­niała jedną trze­cią tej kwoty. Do tego do­ga­dy­wała się ze współ­pra­cow­ni­kami i nie miała pro­blemu z za­mie­nia­niem się, gdy w gra­fiku coś jej nie pa­so­wało.

Spoj­rzała na ze­ga­rek i za­klęła ci­cho. Je­żeli miała zdą­żyć ob­słu­żyć go­ści, mu­siała wziąć się w garść. Po­pra­wiła włosy, wy­gła­dziła po raz ko­lejny uni­form i wy­nu­rzyła się z za­ple­cza. Zgar­nęła ta­la­rze ze ste­kiem, ham­bur­ge­rem oraz resztę za­mó­wie­nia. Po­sta­wiła je przed go­śćmi, ży­czyła im smacz­nego, po czym lek­kim kro­kiem skie­ro­wała się do czę­ści zaj­mo­wa­nej przez przy­ja­ciół Ca­dena.

– Już wie­cie, co chce­cie zjeść? – Sta­rała się, aby jej głos brzmiał ser­decz­nie, a w du­chu mo­dliła się, aby so­bie po­szli.

– Bur­ger z fryt­kami i cola. – Mi­les przy­glą­dał się jej ba­daw­czo.

Nieco dłuż­sze rude włosy opa­dały mu na oczy. Kie­dyś za­ło­żyła się z nim, że po­li­czy piegi zdo­biące jego twarz. Ni­gdy mu nie po­wie­działa, że było ich pięć­dzie­siąt trzy. Te­raz wy­da­wało się, jakby to działo się tak dawno temu, w in­nym ży­ciu. Dla­tego też nie lu­biła ich od­wie­dzin – po­nie­waż przy­po­mi­nali jej o prze­szło­ści.

– Dla mnie to samo. Me­lody? – Da­niel prze­niósł wzrok na dziew­czynę.

– Skoro na­prawdę chce­cie tu jeść, to niech bę­dzie sa­łatka ce­zara. Mam na­dzieję, że bę­dzie lep­sza niż ostat­nio. – Z tonu głosu blon­dynki ła­two dało się wy­wnio­sko­wać, że nie była za­chwy­cona.

– Jej skład się nie zmie­nił, ku­charz rów­nież, za­tem ob­sta­wiam, że bę­dzie sma­ko­wała do­kład­nie tak samo. – Emery ob­rzu­ciła ją pro­mien­nym uśmie­chem.

– Nie mu­sisz być od razu wredna – burk­nęła Me­lody.

– Sama się o to pro­si­łaś. – Mi­les na­wet nie pró­bo­wał ukryć roz­ba­wie­nia.

Emery z ulgą ode­szła od sto­lika, aby za­nieść za­mó­wie­nie Lu­ca­sowi. Po­tem po­de­szła z ra­chun­kiem do pary, która zja­dła na­le­śniki. Miała chwilę, za­tem chwy­ciła mio­tłę i za­częła sprzą­tać za ladą, wy­mia­ta­jąc piach i pla­sti­kowe ka­wałki opa­ko­wań, które na­zbie­rały się przez cały dzień. Na­stęp­nie wy­tarła do­kład­nie blat i po­ukła­dała po­jem­niki z so­sami. Cały czas czuła na so­bie wzrok Mi­lesa i Da­niela, co nie­zmier­nie ją iry­to­wało. Do­ce­niała, że chcieli, aby była czę­ścią ich świata, ale ona do niego nie na­le­żała. To Ca­den sta­no­wił łą­czący ich po­most. Wo­lała się trzy­mać swo­jej strony Stil­l­wa­ter, do­póki on nie wróci. Tak było dużo pro­ściej.

– Mo­żesz za­no­sić. Ogarnę w kuchni i zmy­kam. Za­mkniesz sama? – Lu­cas wpa­try­wał się w nią z na­dzieją.

Wie­działa, że spie­szył się do domu, w któ­rym cze­kały na niego Mary Ann i ich dwie có­reczki. Ski­nęła mu za­tem głową i skie­ro­wała się do sto­lika z ostat­nim tego wie­czora za­mó­wie­niem.

– Emery, dla­czego nas spła­wiasz? – Da­niel nie wy­trzy­mał i po­sta­no­wił za­ata­ko­wać, gdy sta­wiała przed nimi bur­gery.

– Jezu, stary, daj jej spo­kój – zru­gał go Mi­les.

– Ca­den był dla nas jak brat, a ona z nami miesz­kała przez pie­przony rok. Przy­jaź­ni­li­śmy się, a te­raz udaje, że le­dwo nas zna.

– Może po pro­stu po­trze­buje czasu...

– A może tak na­prawdę ni­gdy nas nie lu­biła – wtrą­ciła Me­lody.

– Ja... – Emery za­bra­kło słów.

Niby jak miała im po­wie­dzieć, co czuła? Jak, nie ob­ra­ża­jąc ich, wy­ja­śnić, dla­czego nie mo­gła spę­dzać z nimi czasu? W jaki spo­sób wy­tłu­ma­czyć, że bez niego ich przy­jaźń nie miała żad­nego sensu?

– Nie mu­sisz nic mó­wić. – Mi­les po­now­nie kar­cąco po­pa­trzył na kum­pla. – Wiemy, co prze­ży­wasz i ro­zu­miemy. Da­niel chciał po pro­stu po­wie­dzieć, że je­ste­śmy tu dla cie­bie, okej? Je­żeli bę­dziesz cze­goś po­trze­bo­wała, śmiało wal do nas.

– Dzię­kuję – wy­szep­tała.

To wiele zna­czy­łoby dla Ca­dena, Emery zaś wie­działa, że ra­czej nie sko­rzy­sta z tej pro­po­zy­cji. Zmu­siła się do uśmie­chu i za­nio­sła ra­chu­nek dwóm męż­czy­znom, któ­rzy za­mó­wili stek i bur­gera. Do­stała dwa­dzie­ścia do­la­rów na­piwku i po­dzię­ko­wała. Ze­brała na­czy­nia i znik­nęła z nimi w kuchni. Lu­cas wła­śnie koń­czył sprzą­tać.

– To co? Będę już le­ciał.

Da­rzyła sym­pa­tią tego chu­dego, ciem­no­wło­sego męż­czy­znę. Do­bie­gał trzy­dziestki, uwiel­biał żar­to­wać i przede wszyst­kim ko­chał swoją ro­dzinę.

– Wi­dzimy się ju­tro.

Opłu­kała na­czy­nia, wsta­wiła je do zmy­warki i uru­cho­miła urzą­dze­nie. Na­stęp­nie prze­szła za ladę, by pod­li­czyć kasę. Dzi­siej­szy utarg oka­zał się cał­kiem nie­zły, bio­rąc pod uwagę to, że był śro­dek ty­go­dnia. Prze­ło­żyła pie­nią­dze do ko­perty, na­pi­sała na jej od­wro­cie kwotę oraz do­dała do tego sumę, którą po­winni za­pła­cić przy­ja­ciele Ca­dena.

– Nam na­prawdę na to­bie za­leży, Em.

Pod­nio­sła głowę na dźwięk głosu Mi­lesa. Chło­pak stał tuż obok i wpa­try­wał się w nią z nie­od­gad­nio­nym wy­ra­zem twa­rzy. Emery zro­biło się głu­pio i na­tych­miast za­lała ją fala wy­rzu­tów su­mie­nia.

– To nie tak, że was nie lu­bię – za­częła nie­pew­nie. – Na­le­ży­cie do in­nego świata. Świata, do któ­rego wpro­wa­dził mnie Ca­den. Bez niego nie po­tra­fię się tam od­na­leźć – zdo­była się na szcze­rość.

– Nam też jest ciężko bez niego.

– Gdy wróci, wszystko bę­dzie jak daw­niej.

– Gdy wróci... – po­wtó­rzył chło­pak bez­wied­nie, uważ­nie ją ob­ser­wu­jąc. – Emery...

– Na­leżą się czter­dzie­ści dwa do­lary – prze­rwała mu, do­sko­nale wie­dząc, co chciał po­wie­dzieć.

– Ode­zwij się cza­sem do nas. Cie­bie też nam bra­kuje. – Mi­les po­ło­żył na la­dzie stu­do­la­rowy bank­not i wy­co­fał się do przy­ja­ciół.

– A reszta? – za­wo­łała za nim.

– Za­trzy­maj ją. – Od­krzyk­nął, Po chwili cała trójka opu­ściła lo­kal.

Roz­dział 3.

Drogi Ca­de­nie,

dni mi­jają, a Cie­bie na­dal nie ma. Nie my­śla­łam, że można za kimś tak bar­dzo tę­sk­nić. Zu­peł­nie jak­byś był po­wie­trzem wy­peł­nia­ją­cym moje płuca, ży­cio­dajną wodą i cie­płem ogrze­wa­ją­cym mnie no­cami. Bez Cie­bie już mnie nie ma... Czuję się tak bar­dzo za­gu­biona... Zu­peł­nie jak­bym stała na roz­drożu i nie wie­działa, w którą stronę pójść. Ty by­łeś moim prze­wod­ni­kiem, moją siłą, która pchała mnie do dzia­ła­nia, oraz dro­go­wska­zem.

Ostat­nio znowu wy­mi­ga­łam się od spo­tka­nia z Da­nie­lem i Mi­le­sem. Te­raz wszę­dzie cho­dzą z Me­lody. Ty wiesz, prawda? Na­wet nie mu­szę Ci mó­wić, ja­kie uczu­cia wy­wo­łuje we mnie ta dziew­czyna. Nie jest otwar­cie nie­miła, ale co ja­kiś czas pró­buje mnie pod­gry­zać ni­czym ka­na­powy york, który dużo szczeka i my­śli, że jest groź­nym psem. Sta­ram się nią nie przej­mo­wać, ale to na­prawdę trudne. Wszystko ta­kie jest, gdy nie ma Cię przy mnie.

Wiem, że obie­ca­łam Ci dużo rze­czy – że będę żyć pełną pier­sią, że dam so­bie radę, ale nie ma Cię już tak długo. Zbli­żają się Twoje uro­dziny. Przy­go­to­wa­łam Ci coś wspa­nia­łego. Oczy­wi­ście nie po­wiem, co to jest, żeby nie psuć nie­spo­dzianki.

Mam na­dzieję, że nie masz nic prze­ciwko temu, że na­dal jeż­dżę Twoim sa­mo­cho­dem. Kosz­to­wał wię­cej niż dom mo­jej matki i na­prawdę idio­tycz­nie pre­zen­tuje się na pod­jeź­dzie, ale lu­bię go, bo jest Twój. Nie­stety w środku już nie pach­nie Tobą, naj­wi­docz­niej zbyt wiele dni mi­nęło, od­kąd sie­dzia­łeś na miej­scu kie­rowcy. Dbam o to auto, jak mogę, choć czę­ści do je­epa nie na­leżą do naj­tań­szych.

Nie­stety mu­szę Ci się do cze­goś przy­znać. Przy­tar­łam prawe lu­sterko. Nie wiem, jak to się stało. Se­rio! Prze­cież masz świa­do­mość, jak ostroż­nie jeż­dżę. Rysa nie jest duża, ale po­wstała i to mnie prze­raża. Ro­zu­miem, jak ko­chasz to auto i nie chcę, abyś się na mnie zło­ścił, gdy już wró­cisz. Choć z dru­giej strony je­stem pewna, że sło­wem byś się nie za­jąk­nął, na­wet gdy­bym roz­biła je na drze­wie. Taki wła­śnie je­steś. Nie przej­mu­jesz się rze­czami, bo są dla Cie­bie mało istotne. To­bie za­wsze za­leży na lu­dziach i za to też tak bar­dzo mocno Cię ko­cham.

Oprócz tego za dużo się u mnie nie zmie­niło. Na­dal pra­cuję u Steve’a, w wol­nym cza­sie opie­kuję się Sky­ler i Bray­de­nem. Uwie­rzysz, że mają już dzie­sięć lat? Nie mam po­ję­cia, kiedy to zle­ciało. Zdaje się, że jesz­cze wczo­raj zmie­nia­łam im pie­lu­chy, a te­raz już po­ma­gam z al­ge­brą. Gdy­byś tu był, za­pewne to Ty byś im to tłu­ma­czył. Ma­te­ma­tyka to prze­cież Twój ko­nik. Je­śli cho­dzi o śmieszne rze­czy zwią­zane z moim nie­zno­śnym ro­dzeń­stwem, to Bray­den ostat­nio pod­pa­lił śmiet­nik przed na­szym do­mem. Gdy­byś tylko wi­dział minę mamy. My­śla­łam, że spali się ze wstydu, gdy mu­siała wy­ja­śnić wszystko stra­ża­kom. Na szczę­ście za­kwa­li­fi­ko­wali to jako wy­pa­dek i ni­g­dzie tego nie zgło­szą. Za to mój bra­ci­szek ma raz w ty­go­dniu od­wie­dzać re­mizę. Bę­dzie miał po­ga­danki do­ty­czące od­po­wie­dzial­nego za­cho­wa­nia.

To chyba na ra­zie tyle. Ode­zwę się nie­ba­wem. Ko­cham Cię i bar­dzo, ale to bar­dzo za Tobą tę­sk­nię.

Za­wsze Twoja Emery

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki