Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Mia ucieka od przemocowca, zamieszkuje w Chicago i próbuje odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Pracuje jako dziennikarka „Today News”, wciąż walczy z demonami przeszłości i głęboko skrywa zadawnione krzywdy. Ma wiernego przyjaciela, Trevora, na którego zawsze może liczyć. Pewnego razu poznaje Jacksona Fletchera, nieco oschłego i gburowatego, ale i pewnego siebie strażaka bohatera. Mężczyzna miał być tylko tematem kolejnego artykułu, jednak ich ścieżki przecięły się ponownie znacznie szybciej, niż się tego spodziewali.
Tak rozpoczyna się pełna zawirowań i zwrotów akcji historia miłości, walki o siebie oraz własną przyszłość, w której nic nie jest takie, jakie wydaje się na samym początku. Tajemnice, rozczarowania i niespodzianki towarzyszą bohaterom aż do zaskakującego finału. Mia sama nie wie, komu ufać, ma jedynie świadomość, że przeszłość ponownie się o nią upomniała.
A to wszystko w wietrznym mieście, pełnym niebezpieczeństw, ale i prawdziwej miłości, która może być tuż obok.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 278
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Marty, Agaty i Ali.
Przyjaciele są jak anioły, które sprawiają, że potrafimy latać. Mam to szczęście, że w moim życiu pojawiły się tak wspaniałe osoby jak Wy.
PROLOG
Talerz z łoskotem przeleciał tuż nad jej głową i uderzył w kremową szafkę, rozbijając się w drobny mak i rozbryzgując resztki obiadu na wszystkie strony. Schyliła się w ostatniej chwili, tym samym ratując swoją twarz przed następnym siniakiem, choć za chwilę przekonała się, że te wysiłki okazały się próżne. Mike wrócił z pracy dużo później niż zwykle, a spojrzenie, jakie posłał jej już na progu, świadczyło o tym, że nie był to udany dzień. Do tego śmierdział piwem i lekko się zataczał. Wymięta i poplamiona czerwonym sosem koszula, otaczający go smród papierosów oraz ślady szminki na kołnierzyku dobitnie świadczyły o tym, że z biura prokuratora zawędrował do jednego z pubów.
Mia wiedziała, że będzie miała kłopoty, gdy tylko usłyszała jego walkę z drzwiami. Przez dobre dziesięć minut próbował trafić kluczem do zamka. Nim zdołał wtoczyć się do ich eleganckiego trzypokojowego mieszkania mieszczącego się w modnej dzielnicy Seattle, zdążyła ruszyć do lodówki i wyciągnęła z niej starannie przygotowany wcześniej posiłek. Kawałki kurczaka w kremowym sosie, ryż i gotowane na parze warzywa ułożone były na talerzu jak w najlepszej restauracji. Włożyła wszystko do mikrofalówki i włączyła podgrzewanie. Omiotła wzrokiem salon i pędem pozbierała ze stołu swoje rzeczy. Mike lubił domowe posiłki i porządek. Na początku ta pedantyczność jej imponowała. W jego mieszkaniu lśniło czystością i zawsze wszystko było na swoim miejscu. Dbała o to Oksana, sprzątaczka, którą wcześniej zatrudniał – jednak nie tylko do sprzątania, o czym przekonała się jakiś czas temu.
– Ty głupia szmato, nic nie potrafisz zrobić dobrze! – ryknął tak, że krople śliny znalazły się aż na jego brodzie.
Jego oczy płonęły tym charakterystycznym blaskiem. Mia znała go aż za dobrze i zawsze wywoływał u niej nieopisany wprost lęk. Skuliła się przy wyspie oddzielającej kuchnię od ich utrzymanego w bielach i szarościach salonu, który tak pieczołowicie dekorowała, gdy jeszcze układanie poduszek na kanapie czy wymienianie zdjęć w ramkach sprawiało jej radość.
– To było najgorsze, co do tej pory ugotowałaś! Już chyba gówno lepiej smakuje!
Purpurowy na twarzy ruszył w jej stronę. Chwycił ją za włosy, odchylił mocno głowę i się zamachnął. Przeszył ją ostry ból, a w ustach poczuła metaliczny smak oznaczający, że zęby przecięły wargę. Gdyby nie jego silny chwyt, zapewne jej głowa poleciałaby do tyłu. Mike szarpnął ponownie, zmuszając Mię, by uklękła, a następnie przycisnął jej twarz do brudnej podłogi. Spróbowała się wyrwać, gdy jeszcze ciepła breja dostała się jej do nosa, ale na to nie pozwolił. Zaparła się rękoma i ostry kawałek rozbitego talerza wbił się jej w dłoń.
– Posprzątaj tu – warknął i puścił jej włosy.
Wyprostował się, z tylnej kieszeni spodni wyciągnął zmiętą paczkę oraz zapalniczkę. Włożył czerwonego marlboro do ust i odpalił. Zaciągnął się z lubością, nie spuszczając z niej ciemnych oczu.
– Czekasz na coś? – Szturchnął ją butem i po chwili strzepnął popiół na jej brązowe włosy upięte na czubku głowy w niedbały kok. – Idę się wylać. Jak wrócę, ma tu być porządek.
Słyszała oddalające się kroki i dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi. Drżąc na całym ciele, podniosła się na klęczki i otarła zdrową dłonią resztki sosu z twarzy. Słone łzy spływały po jej policzkach. Pociągając nosem, otworzyła najbliższą szafkę i wyjęła z niej papierowy ręcznik. Najpierw wyrzuciła do kosza większe kawałki porcelany, potem zebrała pozostałości kolacji. Skończyła w momencie, gdy Mike wrócił.
– No i zobacz. Do czegoś się jednak nadajesz – mruknął z aprobatą i podszedł do niej.
Odruchowo się cofnęła, ale drogę ucieczki zatarasował jej dębowy blat.
– Nie mów, że się mnie boisz? – parsknął mężczyzna. – Przecież wiesz, że cię kocham? Jesteśmy przecież M.M. – Chwycił jej brodę i niemal z czułością pocałował rozcięcie zdobiące kącik warg.
Nie odepchnęła go, gdy objął ją mocno w pasie, nie zaprotestowała, gdy jego dłonie złapały ją za pośladki, nie powiedziała też słowa, kiedy pociągnął ją w kierunku sypialni.
Mike Rogers ją złamał. Złamał ją na tyle sposobów, na ile tylko jedna osoba może złamać drugą.
ROZDZIAŁ 1
Cztery lata później
Ze złością uderzała w skórzaną kierownicę służbowej toyoty, przeklinając poranne korki, przez które najpewniej się spóźni. Punktualność była jedną z tych cech, które ceniła najbardziej. Zarówno w sobie, jak i u innych, a teraz szlag jasny trafił dobre pierwsze wrażenie, które jeszcze kilka minut temu chciała zrobić na swoim rozmówcy. Zapewne już czekał na nią w Starbucksie, zastanawiając się, czy ktoś, kto nie zna się na zegarku, wart jest, by poświęcić mu czas i opowiedzieć o swoim życiu.
– No przesuń się! – krzyknęła rozgniewana, zupełnie jakby jadący przed nią kierowca mógł ją w cudowny sposób usłyszeć.
Jeszcze przez dziesięć minut wlokła się za sznurem samochodów. Okazało się, że na skrzyżowaniu, tuż przy kawiarni w której była umówiona, doszło do wypadku. Niewielki volkswagen zderzył się z ciężarówką przewożącą pieczywo. Na chodniku zebrała się grupka gapiów. Z czerwonego i dość mocno pokiereszowanego auta wydobywała się para. Najpewniej z rozwalonej chłodnicy.
Mia zaparkowała, dziękując w duchu za wolne miejsce, które zdawało się czekać właśnie na nią, i wyskoczyła z samochodu, wcześniej zostawiając za szybą magiczną plakietkę z napisem „Prasa”, dzięki której mogła cieszyć się pewnymi przywilejami, jak na przykład korzystanie z płatnych stref parkowania za darmo. Chwyciła telefon i pstryknęła kilka zdjęć z miejsca wypadku, po czym wysłała je na Messengerze do dyżurnego z redakcji, dopisując nazwę ulicy i kilka szczegółów. Służby jeszcze nie przybyły, zatem do zderzenia musiało dojść przed chwilą. Jej uwagę przykuł muskularny blondyn, który kucał nad leżącą na ulicy kobietą. Była zakrwawiona, miała podarte rajstopy i brakowało jej jednego buta. Najpewniej to ona prowadziła volkswagena.
– Niech się pani na coś przyda i mi pomoże. – Mężczyzna zwrócił się do Mii niezbyt przyjemnym tonem.
Popatrzyła na niego zdziwiona, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego z tłumu wybrał akurat ją.
– Tak, do ciebie mówię, laluniu w fioletowym płaszczu – powtórzył zniecierpliwiony. – Podejdź tu.
Nadal zaskoczona, spełniła tę prośbę, ignorując jego niezbyt grzeczne zachowanie. Włożyła telefon do kieszeni i uklękła przy rannej oraz nieznajomym. Od razu zwróciła uwagę na jego mocno zarysowaną szczękę pokrytą kilkudniowym zarostem i sięgające do połowy uszu włosy, właśnie w tej chwili opadające na lodowato błękitne oczy.
– Proszę tu złapać. – Schwycił jej dłoń i pociągnął w swoją stronę. – Ważne jest, aby się nie ruszała, bo może mieć uraz kręgosłupa. Noga wygląda na złamaną, ale bardziej martwi mnie ta rana na głowie.
– Wyleciała przez szybę – Mia bardziej stwierdziła, niż zapytała.
Nawet ona wiedziała, że ofiar wypadków lepiej nie przenosić, a wyglądało na to, że mężczyzna znał się na rzeczy. Posługiwał się fachowym językiem i sprawnie unieruchomił kolano kobiety. Założył jej również kołnierz na szyję.
– Karetka powinna się pojawić lada moment – mówił dalej. – Niedobrze, że straciła przytomność.
– Tylko ona ucierpiała? – zapytała.
– Kierowcy z piekarni nic się nie stało... – Jego dalsze słowa zagłuszyła syrena.
Przybyli na miejsce ratownicy natychmiast zajęli się poszkodowaną, a Mia zwróciła uwagę na to, jak dobrze znali się z blondynem. Na do widzenia przyjacielsko poklepali go po plecach. Wkrótce laweta odholowała volkswagena, a policja spisała zeznania kierowcy ciężarówki. Przedstawienie się skończyło, a gapie zaczęli się rozchodzić.
– Jest pan lekarzem? – zapytała, wycierając nawilżoną chusteczką brudne ręce.
– Strażakiem – odparł.
Na dźwięk tych słów wbiła w niego wzrok.
– Jackson Fletcher?
– We własnej osobie. Domyślam się, że to z panią miałem się spotkać? – Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, czym pozbawił ją nieco pewności siebie.
– Już nie jestem lalunią? – palnęła, nim zdołała ugryźć się w język.
– Przepraszam za tamto. Nie powinienem być niegrzeczny. – Mimo że to powiedział, w jego postawie próżno było szukać skruchy. – Ale w stresujących sytuacjach należy zwracać się do konkretnych osób, ponieważ inaczej nikt nie zareaguje.
– Miałam na studiach psychologię. Mia Watkins z „Today News” – przedstawiła się i wyciągnęła w jego stronę dłoń. – Miło mi pana poznać. Po tym, co właśnie zobaczyłam, to nic dziwnego, że nazywają pana bohaterem Chicago.
– Robię tylko to, do czego mnie wyszkolono – mruknął. – Może wejdziemy do środka i napijemy się kawy?
Z chęcią się zgodziła, ponieważ jej również przydałaby się porcja kofeiny. Poszła za mężczyzną w kierunku Starbucksa. Otworzył drzwi i przepuścił ją przodem. Złożyli zamówienie i udali się do znajdującego się z drugiej strony lokalu ogródka. Usiedli przy jednym z ukrytych pod olbrzymim parasolem stolików.
– Na wstępie chciałbym wyjaśnić, że wcale nie miałem ochoty zgodzić się na ten wywiad – burknął.
– Co zatem sprawiło, że jednak tu siedzimy? – Wyjęła zeszyt i długopis.
Większość jej kolegów po fachu wolała używać dyktafonów, jednak ona pozostała wierna starej szkole, z czego była w pewnym sensie dumna.
– Powiedzmy, że dowódca wyłuszczył mi wszystkie pozytywne aspekty naszej rozmowy – bąknął zrezygnowany. – Zaczynamy?
Uśmiechnięta kelnerka przyniosła zamówienie. Mia od razu sięgnęła po swoje latte z mlekiem sojowym i wzięła spory łyk.
– Zacznijmy od tego, co stało się przed chwilą. Był pan świadkiem wypadku i zareagował instynktownie, pomagając tej kobiecie. Czyli bohaterem jest się cały czas? – Przybrała profesjonalny ton.
– Nie czuję się bohaterem. Ja naprawdę robię tylko to, czego mnie nauczono – stwierdził strażak.
– Ale nie każdy ratuje z pożaru czteroosobową rodzinę, a potem wraca w sam środek płomieni jeszcze po psa. – Nawiązała do historii, którą ostatnio żyło całe miasto.
Zwarcie instalacji elektrycznej omal nie doprowadziło do tragedii. To jednostka numer dwadzieścia osiem pierwsza była na miejscu i nie czekając na wsparcie, rozpoczęła walkę o życie mieszkańców bloku. Jackson wyniósł dwójkę dzieci i ich rodziców, a kiedy jeden z maluchów zaczął głośno płakać za swoim pupilem, wszedł do budynku tylko po to, aby odszukać zwierzę.
– Każdy będąc na moim miejscu, zrobiłby to samo. To po prostu instynkt. Decydując się na taki zawód, trzeba mieć świadomość tego, że wiąże się on z niebezpieczeństwem. – Wzruszył ramionami.
– Co pan wtedy myślał?
– Gdy walczy się z żywiołem, nie myśli się o niczym innym, jak tylko o pokonaniu wroga. To, że tym razem nikt nie zginął, to prawdziwy cud. Jak pokazują statystyki, niestety prawie sześćdziesiąt procent wszystkich pożarów wywołanych jest niesprawną instalacją. A można by tego uniknąć przez częstsze kontrole.
– Czy tamten pożar był trudnym przeciwnikiem?
– Dyżurny otrzymał zgłoszenie dwadzieścia minut po trzeciej w nocy z niedzieli na poniedziałek. Na miejsce skierowano cztery jednostki straży pożarnej. W wielopiętrowym budynku panowało mocne zadymienie, a część mieszkańców ewakuowała się jeszcze przed naszym przyjazdem. Miasto zapewniło im autobusy, w których mogli przeczekać akcję. Rozpoczęliśmy standardowe w takich przypadkach czynności i zaczęliśmy przeszukiwać budynek. W jednym z mieszkań na drugim piętrze była uwięziona rodzina. Dwójka kilkuletnich dzieci była przytomna, ale ich rodzice na skutek zatrucia dymem stracili świadomość. Wydostaliśmy ich, a potem wróciłem po psa. Następnie rozpoczęliśmy gaszenie płomieni. Akcja zakończyła się o szóstej nad ranem. Inspektor budowlany orzekł, że budynek nie nadaje się już do zamieszkania, a późniejsza szczegółowa ekspertyza wykazała, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji. Nikt nie odniósł poważniejszych obrażeń.
Mia wszystko szybko zanotowała. Na jej tekst naczelny przeznaczył pół kolumny, jednak nadal miała zbyt mało, by ją wypełnić.
– A jak się czuje pies? – zapytała, kończąc spisywać jego słowa.
– Słucham?
– No, jak się ma zwierzę, które uratował pan z pożaru? – Podniosła na niego wzrok.
Mężczyzna chwilę przyglądał się jej w milczeniu, a gdy była już pewna, że nie otrzyma odpowiedzi, uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów.
– Millo czuje się dobrze. Również zatruł się dymem, ale nie został poparzony. Gdy go znalazłem, był wystraszony i kulił się pod stołem w jadalni. Obecnie opuścił już klinikę weterynaryjną i wrócił do rodziny, która zatrzymała się u krewnych.
– Czy zawsze dowiaduje się pan, co słychać u osób lub zwierząt, które pan ocalił?
– A to coś złego? – Jego oblicze na powrót spochmurniało.
– Wręcz przeciwnie. Zatem?
– Lubię wiedzieć, czy wszystko u nich w porządku – burknął nieśmiało i wbił wzrok w kubek. – Często współpracujemy z Animals Rescue. Niestety zdarza się, że osoby, które tracą wszystko w pożarze, nie mogą już opiekować się czworonogami. Wówczas prosimy animalsów o pomoc.
Mia zwróciła uwagę na jego zamówienie. Pił czarną gorzką kawę.
– Niemal każde dziecko marzy o tym, aby zostać policjantem lub strażakiem. Czy mały Jackson również już od najmłodszych lat wiedział, co będzie robił, gdy dorośnie?
– Czy to pytanie jest konieczne? – Poruszył się nerwowo na krześle.
– Czytelnicy chętnie poznają pana z bardziej ludzkiej strony. Przecież nie pytam o nic niestosownego. – Zamrugała zdziwiona.
– Wolałbym nie opowiadać o sobie więcej, niż jest to konieczne.
– Dlaczego się pan tak zdenerwował? – Mia czujnie zmrużyła oczy. Pytanie nie było wścibskie ani niestosowne.
Widziała żyłkę pulsującą na szyi strażaka i jego zaciśnięte pięści. Zirytował się, a ona nie miała pojęcia z jakiego powodu.
– To proszę napisać cokolwiek pani uzna za stosowne.
– Nie rozumiem.
– Proszę wymyślić odpowiedź na to pytanie. Ważne, aby czytelnicy byli zadowoleni, prawda? – warknął i podniósł się z miejsca.
Również wstała i teraz spoglądała na niego niepewnie. Już się nie uśmiechał – jego oblicze spowiła mgła wściekłości. A ona bezbłędnie potrafiła dostrzec w spojrzeniu mrok, który wyzwalał gniew. I właśnie teraz doskonale go widziała. Czaił się w błękitnych oczach strażaka niczym rozjuszony niedźwiedź. Przełknęła głośno ślinę, próbując zwalczyć paniczny strach budzący się w jej wnętrzu. Od tak dawna już go nie czuła, że prawie zapomniała, jak to jest być przerażonym. Przegnała te niemądre myśli, bo przecież ten obcy facet nie rzuci się na nią w kawiarnianym ogródku.
Przybrała neutralny wyraz twarzy i odruchowo poprawiła włosy, ale on zauważył zmianę, jaka w niej zaszła. Przypatrywał się Mii z mieszaniną ciekawości i zdumienia.
– Wszystko w porządku? – zapytał już łagodniej.
– Tak, dziękuję za pański czas. Artykuł ukaże się w piątkowym wydaniu magazynowym. Skontaktuje się z panem nasz fotoreporter, by umówić się na zdjęcia – odparła rzeczowym tonem, ale mimo usilnych starań głos nadal jej drżał.
Była rozczarowana swoim zachowaniem. Tyle pracy włożyła w to, aby pozbyć się tego wiecznie towarzyszącego jej strachu. Na kozetce u terapeuty przegadała dziesiątki godzin, ucząc się żyć bez lęku, że znów ktoś ją skrzywdzi, a teraz odsłoniła się tylko dlatego, że jakiemuś mężczyźnie nie spodobało się pytanie o dzieciństwo.
– Na pewno dobrze się czujesz?
– Oczywiście. – Zmusiła się do promiennego uśmiechu, który jednak nie wypadł zbyt przekonująco. – Bardzo dziękuję za poświęcony czas i mam nadzieję, że artykuł się spodoba.
Pospiesznie schowała do torby notatnik oraz długopis i się pożegnała.
Jackson odprowadził ją wzrokiem świadczącym o tym, że zupełnie nie rozumie, co właśnie się zdarzyło.