Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nieposkromiona miłość do masła, gastronomiczny challenge między seryjną morderczynią a młodą reporterką i… kilka kilogramów więcej. Kulinarna emancypacja w japońskiej wersji Milczenia owiec.
„Są jednak dwie rzeczy, których nie toleruję: to feminizm i margaryna”.
Manako Kajii, wyśmienita kucharka i autorka popularnego bloga o luksusowej kuchni, przebywa w areszcie śledczym w Tokio. Została oskarżona o zabójstwo trzech samotnych biznesmenów. Miała ich uwieść swoim kulinarnym wyrafinowaniem.
Sprawa żywo interesuje opinię publiczną, ale osadzona uparcie odmawia kontaktu z mediami i nie przyjmuje żadnych wizyt. Jednak gdy młoda dziennikarka Rika Machida zwraca się do niej z prośbą o przepis na gulasz wołowy, postanawia zrobić wyjątek.
Rika, jedyna kobieta w redakcji „Tygodnika Shūmei”, każdego wieczoru pracuje do późna, a jej kolacje to najczęściej podgrzewany ramen w kubku. Tymczasem spotkania z Manako, której obiecała rozmowy wyłącznie o jedzeniu i gotowaniu, bardziej niż reporterskie śledztwo zaczynają przypominać profesjonalny kurs kulinarny. Rika się zmienia. Z każdym nowym posiłkiem coś budzi się w jej ciele, a czysto zawodowe zainteresowanie przeradza się w dziwną fascynację.
Zainspirowana prawdziwą historią „Zabójczyni Konkatsu” powieść Asako Yuzuki stała się literacką sensacją w Japonii i za granicą. Masło to żywa, niepokojąca eksploracja mizoginii, obsesji i transgresyjnych przyjemności jedzenia w kraju, w którym kobiety muszą zawsze zadowalać mężczyzn, a nigdy siebie.
Mistrzowska, gęsta (i tłusta) intryga, która trzyma w napięciu do ostatniej strony. Komu wierzyć? Po czyjej stanąć stronie? Asako Yuzuki napisała Masło, inspirując się prawdziwymi zdarzeniami. Czytając, zastanawiałem się, jak tę sprawę poprowadziłby mój komisarz Bernard Gross – nie miałby prostego zadania. I jeszcze jeden wniosek: więcej masła w powieściach kryminalnych!
Robert Małecki, autor bestsellerowych kryminałów
Jest jak struktura tytułowego masła. Przede wszystkim gęsta i bogata w odniesienia do kultury Japonii. Ale warstw jest tu więcej. Powieść porusza tematy ważne i uniwersalne: atakującą w tłumie samotność, potrzebę akceptacji, próbę oparcia się kultowi ciała. Całość doprawiona została sporą dawką sztuki manipulacji, której mocy nie powstrzymują nawet więzienne kraty. Polecam!
Ewa Przydryga, mistrzyni „domestic drama”, autorkaRównonocy
Niech Was nie zwiedzie tytuł: to nie jest lekka, maślana lektura – pozwala zagłębić się w kulturę i sztukę kulinarną Japonii. Świetnie zbudowane postaci, wciągająca historia, mistrzowsko utkana narracja. Książka obowiązkowa na długie jesienne wieczory.
Eliza Mórawska-Kmita, miłośniczka Azji, autorka bloga White Plate
Polecam każdemu, kto szuka ciekawej zagadki kryminalnej. Do tego ma ochotę poczytać o przepysznej kuchni, feminizmie oraz sytuacji kobiet w społeczeństwie. Tłumacząc książkę, sama zaczęłam gotować jak Rika. Warto zaopatrzyć się w ryżowar!
Anna Wołcyrz, autorka przekładu tej książki
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 605
...
Rika naprawdę zazdrościła siedzącemu teraz przed nią z beztroskim uśmiechem Ryōsukemu. Rozgryzła już, dlaczego wygląda na wypoczętego i jak to możliwe, że jego skóra ma taki zdrowy połysk. W jej firmie to właśnie starsi koledzy prezentowali się najlepiej. Byli przemęczeni, ale większość z nich miała żony, które nie pracowały. Rika sama nigdy nie widziała się w domu, ale wiedziała, jak ważna jest rola gospodyń domowych w utrzymaniu rodziny. To one co wieczór cierpliwie usuwają wszelkie brudy, które nagromadziły się w ciągu dnia w ich partnerach, a które nieruszane, pozostawione same sobie, kumulują się do tego stopnia, że pewnego dnia zaczynają wyżerać człowieka od środka. W zeszłym miesiącu jeden z jej kolegów niespodziewanie zmarł; był kawalerem, mieszkał sam. Rika niewiele się od niego różniła. Myślała o tym często, przypominając sobie własne mieszkanie, wyziębione i niesprzątane od tygodni.
– Następnym razem przyjdź do nas z chłopakiem. Nie mieliśmy okazji poznać Makoto.
Prawda, przynajmniej miała chłopaka – Rika niemal się roześmiała na tę niespodziewaną propozycję Reiko. Makoto Fujimura pracował w redakcji literatury pięknej. Dostali się do firmy w tym samym roku; zaczynali od przyjacielskiej relacji i pewnie dlatego ominęła ich faza motyli w brzuchu. W tygodniu mijali się na korytarzach, a jeśli się udało, to raz w miesiącu spędzali wspólnie noc. Taki dystans był im jednak na rękę.
– Rika, gotujesz czasem? – dopytywała Reiko. – Dbasz o siebie? Wydaje mi się, że znów schudłaś. Czytałam niedawno, że współczesne kobiety odżywiają się mniej kalorycznie niż te w powojennej Japonii.
– Nic dziwnego. Brak mi czasu i sił na gotowanie. Nawet nie mam garnka do ryżu. Przez większość wieczorów zabawiam polityków na kolacjach albo przeprowadzam wywiady.
– Na tych kolacjach pewnie serwują takie specjały, o jakich nam się nawet nie śniło! – wykrzyknął Ryōsuke.
Rika niechętnie wróciła myślami do niedawnej nocy i długich godzin spędzonych w restauracji w Ginzie, gdzie była traktowana jak hostessa od nalewania alkoholu i zamawiania potraw. Większość polityków prędzej czy później wpadała w podobny stan wygodnego „niezrozumienia” – czy ta dziennikarka szuka ze mną kontaktu dlatego, że chce zrobić wywiad, czy może dlatego, że jej się podobam? Na samo wspomnienie gratin – z porami tak delikatnymi, że rozpływały się w ustach – zgorzkniał, więc Rika zmieniła temat.
– Nie znam się na kuchni – rzuciła. – Mam podniebienie jak niemowlę. Wystarczą mi gotowy lunch z pudełka i curry z sieciówek.
Nigdy nie interesowała się kuchnią ani modą. Była jednak dość wysoka, więc żeby w oczach innych nie wydawać się zbyt duża, dbała o to, żeby jej waga nie przekroczyła pięćdziesięciu kilogramów. Podejście to przejęła po matce, wielkiej estetce. Rika nie jadała wieczorami. Pamiętała o tym, żeby na proszonych kolacjach sięgać tylko po warzywa i zupę, choć na stole często znajdowały się wykwintne dania. W konbini[2], które odwiedzała regularnie rano i wieczorem, przed pracą i po niej, wybierała jogurty, sałatki, makaron szklany. Nie miała czasu chodzić na siłownię, ale gdy tylko mogła, poruszała się pieszo. Choć sama nie uważała się za szczególnie urodziwą, dzięki smukłej sylwetce często słyszała komplementy i dobrze się prezentowała nawet w przypadkowych ciuchach, dobieranych szybko i na chybił trafił w najzwyklejszych sklepach odzieżowych. W jej branży wygląd zewnętrzny zapewniał przywileje. Wąskie oczy i pociągła chłopięca twarz sprawiały, że w liceum dziewczęta wysyłały jej walentynki.
– A ja myślę, że masz całkiem dobry smak, Riko. Misaki zawsze mi powtarza, że nie miała czasu dla ciebie gotować, ale na tyle, na ile mogła, dawała ci to, co najlepsze. Samotna matka, a tak wiele zrobiła dla córki... Nie to, co moi rodzice.
Reiko mówiła matce Riki po imieniu – Misaki. Rodzice Riki rozstali się, gdy ta poszła do gimnazjum, do szkoły dla dziewcząt połączonej z liceum. Jej matka potraktowała to jako okazję, by zostać wspólniczką w sklepie przyjaciółki. Ojciec nie płacił alimentów i nie mogły liczyć na to, że będzie partycypował finansowo w życiu Riki, więc matka pracowała od rana do wieczora, siedem dni w tygodniu. Nigdy nie czuła się pewnie w kuchni, ale Rika pamiętała, że po odejściu ojca na ich stole często pojawiały się nowe, coraz bardziej urozmaicone potrawy. Pewnego dnia wyraźnie przemęczona Misaki zapytała ją: „Kochanie, czy od teraz mogłabyś mi pomagać w domu?”, a ona przyjęła tę prośbę z entuzjazmem. Zanim mama wróciła z pracy, Rika zwykle zdążyła posprzątać i włączyć pranie, nastawić ryż i ugotować prostą zupę. Po ósmej mama zjawiała się ze świeżymi zakupami i razem siadały do stołu. Nie było może wyrafinowanej domowej kuchni, ale nie było też napiętej atmosfery, jak wtedy, gdy mieszkał z nimi ojciec. Nierzadko decydowały się zjeść coś w pobliskich tanich restauracjach. Rika z sympatią wspominała ten czas, bo czuła się jak na szkolnym obozie, a świadomość, że jej matka na niej polega, dodawała jej pewności siebie.
Tak wyglądało ich życie aż do dnia, gdy jako dwudziestodwulatka wyprowadziła się z domu. Zarządzany przez Misaki sklep prosperował, coraz częściej zdarzały się jej wyjazdy za granicę po nowe towary i Rika zaczęła spędzać coraz więcej czasu u dziadków w dzielnicy Okusawa – ale jej relacje z matką się nie popsuły. Ominął ją okres buntu, sama zdecydowała, na jakie pójdzie studia, jaką wybierze karierę, i realizowała te plany. Jej ciągle zapracowana matka przekroczyła sześćdziesiątkę i właśnie otwierała kolejny sklep w Jiyūgaoce. Nie rozmawiały otwarcie, ale Rika wiedziała, że mama ma nowego partnera.
Na studiach Reiko często odwiedzała Rikę i Misaki w Hatanodai, przynosiła różne drobne przysmaki i gotowała dla wszystkich. Obie z mamą były pod ogromnym wrażeniem kulinarnych talentów Reiko i nie mogły się jej nachwalić. Nawet najprostsze potrawy – spaghetti czy ryż z zieloną herbatą – potrafiła podrasować dodaniem startej skórki yuzu lub plasterkiem cytryny marynowanej w soli. Jej dania chciało się jeść długo i z namaszczeniem.
Reiko była jedyną córką właścicieli mieszczącego się w Kanazawie hotelu z tradycjami. Na pierwszy rzut oka delikatna, w środku skrywała buntowniczą naturę i miała zasadnicze poglądy. Od najmłodszych lat przywykła do rodziców, którzy żyli wprawdzie pod jednym dachem, ale niemal osobno – oboje otwarcie przyznawali się do posiadania partnerów i nie okazywali córce większego zainteresowania. Mała Reiko większość życia spędziła ze służącą, ogromnie utalentowaną kucharką, a „domowa kuchnia” oznaczała dla niej terinę w eleganckich plasterkach i stół zastawiony maleńkimi naczyniami z porcyjkami o idealnie wyliczonych kaloriach. „Jak będę miała kiedyś własne dziecko, będziemy razem piec i gotować – powtarzała jak mantrę. – Już zaczynam badać, jakie potrawy będą dla malucha najlepsze i najsmaczniejsze”.
Rika i Reiko dorastały w środowiskach bardzo różnych, ale połączył je brak zaufania do instytucji typowej rodziny. Być może dlatego, gdy pierwszego dnia studiów ich spojrzenia się skrzyżowały, postanowiły ze sobą porozmawiać.
Teraz oczy Reiko aż skrzyły się z ciekawości.
– Opowiedz coś więcej o swojej pracy – poprosiła. – Wspominałaś, że wysłałaś do Manako Kajii prośbę o wywiad. I co?
Manako Kajii była oskarżoną w sprawie seryjnych morderstw, które od kilku lat wstrząsały opinią publiczną. Postawiono jej zarzuty zabójstwa trzech mężczyzn i wyłudzenia znacznej sumy pieniędzy od sporej grupy ofiar, do których zbliżała się za pośrednictwem portalu matrymonialnego. Ludzie oszaleli na punkcie jej bloga o luksusowej kuchni, który prowadziła niemal do chwili aresztowania. Rozpisywała się w nim o jedzeniu – jej hobby było próbowanie ulicznych przysmaków, kosztowanie specjałów z dalekich stron, podobno sama również świetnie gotowała. Media nie nudziły się tematem Kajii, nawet gdy siedziała już zamknięta w areszcie śledczym w Tokio.
Sprawa Kajii nie dawała Rice spokoju. W czasie gdy pierwsze zabójstwa wychodziły na jaw, pracowała w innym zespole i nie miała okazji wziąć udziału w dziennikarskim śledztwie. Ale owa historia tkwiła jej w głowie, a teraz sama była już w wieku Kajii, gdy ta została zatrzymana. Relacje wyborcze, w których przygotowanie była zaangażowana, dobiegały już końca, więc niebawem będzie mogła się zająć tematami, które ją pociągały.
– Kajimana to dopiero jest żarłoczna. – Ryōsuke nazwał podejrzaną przezwiskiem, które nadały jej media. – Taka grubaska! Dziwię się, jak temu prosiakowi udawało się naciągać tych wszystkich facetów. Myślicie, że to tylko dlatego, że tak świetnie gotuje?
Rika aż się wzdrygnęła na widok zmarszczonych gniewnie brwi Reiko. Przyjaciółka była wyczulona na wszelkie seksistowskie teksty, dlatego Ryōsuke rzadko sobie na nie pozwalał. Narracja o „grubasce” królowała w mediach i nic dziwnego, że ludzie ją powtarzali. Społeczeństwo nie mogło przejść do porządku dziennego nad faktem, że kobieta, która wodziła tylu mężczyzn za nos, a na sali sądowej nosiła się iście po królewsku, nie była ani młoda, ani – obiektywnie rzec biorąc – piękna. Rika pamiętała jej zdjęcia, oskarżona ważyła zdecydowanie ponad siedemdziesiąt kilogramów.
– Interesuje mnie nie tyle sposób, w jaki Manako Kajii dokonała swoich zbrodni – powiedziała – ile całe tło społeczne, które doprowadziło do tego nieszczęścia... Mam wrażenie, że ofiary, sama Kajimana i wszyscy mężczyźni, których oszukiwała, nienawidzą kobiet. Nie wiem tylko, czy nasz tygodnik, który czytają przede wszystkim faceci, to odpowiednie miejsce na publikację. Wysłałam już kilka listów do Kajii, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Dwa razy pojechałam do aresztu, ale nie miała ochoty się ze mną spotkać.
„Byłem samotny tak długo, że przyjmę nawet brzydulę, byle tylko opiekowała się mną na stare lata”.
„Każda będzie dobra, niech tylko gotuje i dba o dom”.
„Może jest gruba, ale to prawdziwa księżniczka. Taka niewinna i eteryczna, jak z innego świata”.
Te zdania padły z ust trzech zamordowanych mężczyzn w obecności ich bliskich w ostatnich dniach przed śmiercią. Wszyscy trzej w jakiś sposób polegali na Kajii, a ona wykorzystała to przywiązanie, żeby wyciągnąć od nich pokaźne kwoty. Co ciekawe, mężczyźni ci regularnie wypowiadali się też o niej w dość niepochlebny sposób. W sądzie prokuratura zignorowała kwestię alibi i prezentowane dowody, skoncentrowała ataki na wątpliwej moralności Kajii, rozprawy kręciły się więc w kółko, bez przekonującego finału. Sprawa Kajii podzieliła w dyskusjach przedstawicieli obu płci. Jeden z uznanych komentatorów społecznych musiał wręcz publicznie przeprosić za wypowiedź uznaną przez wiele osób za dyskryminującą i mizoginiczną.
– Pamiętacie, jak się nazywał ten ostatni zamordowany? Taki słynny internetowy otaku? Zanim wpadł pod pociąg, zjadł gulasz wołowy, który ugotowała mu Kajii. Jestem ciekawa, czy nauczyła się go robić w tej szkole kulinarnej... Zaraz, nazywała się chyba Salon de Miyuko?
Po tym pytaniu można było poznać, że Reiko również uważnie śledzi doniesienia w gazetach i internecie. Zawsze starała się wyrobić sobie zdanie na różne tematy, lubiła się uczyć, a na studiach dostawała najwyższe noty; do ostatniej chwili wahała się, czy zostać na uczelni.
Salon de Miyuko prowadziła madame Miyuko Sasazuka, małżonka szefa Sasazuki ze słynnej francuskiej restauracji Balzac w Nishi-Azabu. W dni, gdy restauracja była zamknięta, madame zapraszała do kuchni znajome i znajome znajomych. Kursantki nie tylko zyskiwały dostęp do restauracyjnego zaplecza, ale również mogły do woli korzystać z profesjonalnych przyborów i rozmaitych przypraw, a także najświeższych, najwyższej jakości składników. Zajęcia odbywały się trzy razy w miesiącu, a jedno spotkanie kosztowało nieprzyzwoite piętnaście tysięcy jenów od osoby; jeśli któraś z pań życzyła sobie uczęszczać na kurs cały rok, musiała wyłożyć aż pięćset tysięcy. Uczestnictwo w lekcjach nie zapewniało żadnego certyfikatu ani nie gwarantowało kariery w gastronomii. Była to jedynie rozrywka dla bardzo zamożnych gospodyń domowych i majętnych singielek. Jeden ze zmarłych opłacał lekcje Manako Kajii jeszcze na dwa miesiące przed jej zatrzymaniem. Należała do najpilniejszych uczennic; w internecie z łatwością można było odnaleźć grupowe zdjęcie z zajęć, na którym widać ją wraz z innymi kursantkami. W opiętej kreacji, która bardziej nadawałaby się na randkę niż do kuchni, Kajii odstawała od szykownych koleżanek w gustownych ubraniach. Zajęcia zostały tymczasowo wstrzymane, odkąd dziennikarze zaczęli okupować budynek.
– Czytałam, że ten mężczyzna przed śmiercią napisał do matki: „Dziewczyna ugotowała mi pyszny gulasz” – kontynuowała Reiko. – Adwokat Kajii cytował to w sądzie. Podawał w wątpliwość, czy kobieta, która z taką troską gotuje dla partnera, mogłaby chwilę później wepchnąć go pod pociąg. Rika, mam pomysł! W następnym liście poproś ją o przepis na ten gulasz. Myślę, że wtedy zechce się z tobą spotkać.
Rika zamrugała. Nigdy wcześniej nie przyszło jej to do głowy. Ale gdy Reiko pracowała w dziale promocji, musiała nieraz posiłkować się sprytem i humorem, żeby zjednać sobie słynnych reżyserów, kierowników i sponsorów, na przykład przygotowując dla nich wyjątkowe upominki.
– Kobiety, które kochają gotować, są tak zachwycone, gdy ktoś poprosi je o przepis, że opowiedzą ci mnóstwo rzeczy, nawet tych, o które nie zapytałaś. To prawo natury. Przynajmniej ja tak mam.
– Racja – roześmiał się Ryōsuke. – Niedawno gościliśmy mojego kolegę z pracy z żoną i dzieckiem. Zasmakowały im siu mai, które zrobiła Reiko. Byłem w szoku, gdy zaczęła ze szczegółami opowiadać, jak się je robi i jakie są rodzaje koszyków do gotowania na parze.
– Ryō! Poślij mnie kiedyś do Salon de Miyuko!
– Z moją pensją? Nie ma mowy!
Na deser Reiko podała domowej roboty kandyzowane kasztany, biszkopt z mąki ryżowej i amazake[3] oraz indyjski czaj z wyraźnym aromatem imbiru. Rika zachwycała się, jak bardzo delikatne i puszyste jest ciasto, a jednocześnie zachowuje sprężystość i się nie rozpada. Gdy je pochwaliła, Reiko zmarszczyła brwi.
– Niedługo święta, więc marzyła mi się rolada z kremem, tak jak bożonarodzeniowe bûche de Noël. Właśnie, Ryō, poprosiłam Rikę, żeby poszukała w sklepach masła, nadal nigdzie go nie ma. Musimy zapomnieć o babkach i biszkoptach na jakiś czas. Zostają tylko lżejsze wersje z olejem.
– Ten biszkopt jest taki miękki! I pyszny! Nic więcej mu nie potrzeba. Masła jeszcze przez dłuższy czas nie będzie. Mówi się, że te braki to wynik upalnego lata – było tak gorąco, że wiele krów cierpiało na zapalenie wymion. Rząd przewidział deficyt i ściągnięto sporo towaru z zagranicy. Sam jestem ciekaw, gdzie to wszystko się rozeszło. W Japonii jest coraz mniej farm mlecznych. Niedługo cały nabiał będziemy musieli sprowadzać z zagranicy. Jako pierwsze ucierpią na tym mniejsze firmy, takie jak nasza.
Rika ze zrozumieniem kiwała głową, przysłuchując się rozmowie, ale myślami była przy Manako Kajii, która słynęła ze swojego zamiłowania do masła. Tylko z grubsza przejrzała blog Kajii, ale wpisy o maśle zapadły jej w pamięć. W sądzie wyszło na jaw, że oskarżona użyła karty kredytowej jednej z ofiar i kupiła kilka kostek luksusowego masła po dwa tysiące jenów za sztukę. Czy była tak wybredna w kwestiach nabiału, bo dorastała w prefekturze Niigata, w miasteczku otoczonym przez farmy? W internecie nie brakowało wulgarnych docinków na ten temat: „Roztyła się, bo żre tyle masła”, „Nie chcę nawet myśleć, gdzie jeszcze wkładała sobie to masło”.
Rika pożegnała się około dwudziestej pierwszej, grzecznie odmawiając gospodarzom, którzy namawiali ją, żeby posiedziała dłużej lub została na noc. Na drogę dostała paczkę zawiniętych w folię onigiri[4] z pozostałego ryżu z ostrygami oraz kawałek ciasta i pojechała prosto do biura.
„Chcę się otaczać ludźmi, którzy znają się na rzeczy. Takich ludzi jest jak na lekarstwo” – Manako Kajii kilkakrotnie powtarzała te zdania na swoim blogu. Dobrze pasowały do kobiety takiej jak Reiko.
Przed bramkami do metra Rika jeszcze raz rozejrzała się po okolicy. Teraz światła z budynków położonych na wzgórzach wydały się jej przyjemnie ciepłe. Gdy wyciągała z portfela kartę miejską, zauważyła, że jej dłonie nie są już tak suche jak wcześniej, a pozadzierane skórki przestały jej przeszkadzać.
Przypisy