Mistrzowie opowieści. Święta, święta... - Mirosław Grabowski (red.) - ebook

Mistrzowie opowieści. Święta, święta... ebook

Mirosław Grabowski (red.)

3,8

Opis

Święta to czas, kiedy dobre rzeczy zdarzają się częściej. Ludzie stają się życzliwsi, a świat trwa w oczekiwaniu na przemianę. Czy i tym razem zdarzy się świąteczny cud?

 

Zbiór opowieści z najróżniejszych zakątków świata łączy ten sam motyw, ale realizacje są zaskakująco nieoczywiste – niektóre pełne nostalgii, przekornych puent, inne prosto spod ciemnej gwiazdki. Srogie, śnieżne zimy mieszają się tutaj ze świętami spędzanymi w gorętszym klimacie. Jest też miejsce na nieoczekiwane prezenty, rozbłyskujące tu i ówdzie światełka i wzruszenie, które niespodziewanie ściska za gardło. Małe świąteczne cuda przeplatają się z chwilami, które na zawsze zapadają w pamięć. Bo do odkrycia magii świąt nie zawsze potrzeba mnóstwa prezentów. Czasem wystarczy samotny spacer.

Opowiadania pozwalają odkryć klasyków literatury na nowo – od Hansa Christiana Andersena i Antoniego Czechowa, przez Elizabeth Bowen i Dylana Thomasa, po Tove Jansson i Grace Paley. Choć autorzy posługują się różnymi językami, to łączy ich jedno – patrzą na świat oczami wiecznie zaciekawionego dziecka, pełnego zachwytu i zdziwienia, choć świat wokół zdaje się coraz bardziej szalony.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 290

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (19 ocen)
4
8
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Audrey_

Całkiem niezła

Kilka całkiem dobrych opowiadań, reszta strasznie drętwa i nudna jak na klimaty świąteczne.
00
kamilakok

Dobrze spędzony czas

Bardzo udany zbiór opowiadań nawiązujących do świąt Bożego Narodzenia. Wprowadza w świąteczny klimat. Część na pewno znana większości, kilka zupełnie mnie zaskoczyło.
00
maadzia95

Dobrze spędzony czas

Lubicie opowiadania świąteczne? A co powiecie na klasykę? „Mistrzowie opowieści. Święta, święta…” to zbiór dwudziestu dwóch opowieści najbardziej znamienitych nazwisk światowej kultury na przestrzeni wieków. Znajdziecie w niej historie m.in.: Hansa Christiana Andersena, Fiodora Dostojewskiego czy Antoniego Czechowa. Są to opowieści, które skłaniają do refleksji, niosące ze sobą morał. Może w tym nadchodzącym czasie skusicie na któreś z opowiadań? Mimo iż w znacznym stopniu liczą ponad sto lat, to zdecydowanie cechują się ponadczasowością.   Opowiadaniem, które najbardziej przypadło mi do gustu, to dzieło Andersena pt. „Choinka”. Znalazło się na samym początku antologii i zdecydowanie podniosło poprzeczkę, czytając kolejne, myślami cały czas powracałam do losów choinki, która po prostu chciała „być”. Końcówka tej opowieści bezsprzecznie daje do myślenia. Drugim opowiadaniem, które wywołało we mnie więcej emocji, była historia od Selmy Lagerlöf i przybrała ona formę legendy. Urzekł mni...
00

Popularność




.

HANS CHRI­STIAN ANDER­SEN (1805–1875) uro­dził się na duń­skiej wy­spie Fio­nia, w ro­dzi­nie szewca i praczki. Czy­tel­nicy na ca­łym świe­cie znają go przede wszyst­kim jako au­tora ba­śni nie tylko dla dzieci. In­spi­ra­cją dla nie­za­po­mnia­nych utwo­rów An­der­sena – ta­kich jak Mała sy­renka, Brzyd­kie ka­czątko czy Kró­lowa śniegu – były po­da­nia lu­dowe, które w dzie­ciń­stwie sły­szał od babci. Cho­inka uka­zała się dru­kiem po raz pierw­szy w 1844 roku. Rok póź­niej au­tor prze­czy­tał ją na głos pod­czas przy­ję­cia gwiazd­ko­wego, w któ­rym uczest­ni­czył je­den z braci Grimm.

.

HANS CHRI­STIAN ANDER­SEN

CHO­INKA

Z duń­skiego prze­ło­żyła Bo­gu­sława So­chań­ska

*

Stała so­bie w le­sie piękna cho­inka; ro­sła w do­brym miej­scu, gdzie do­cho­dziło słońce, było dużo po­wie­trza, a wo­kół liczne to­wa­rzy­stwo więk­szych od niej świer­ków i so­sen; ale ją in­te­re­so­wało tylko to, żeby uro­snąć, nie my­ślała o cie­płym sło­neczku ani o świe­żym po­wie­trzu, nie ob­cho­dziły jej dzieci ze wsi, które cho­dziły so­bie po le­sie i roz­ma­wiały, zbie­ra­jąc po­ziomki lub ma­liny; czę­sto zja­wiały się z peł­nym gar­nusz­kiem albo sznu­rem po­zio­mek na­ni­za­nych na źdźbło trawy, sia­dały pod cho­inką i mó­wiły: – O, jaka śliczna ta mała! – Tego cho­inka wcale nie miała ochoty słu­chać.

Po roku była więk­sza o długi przy­rost, a po ko­lej­nym – więk­sza o jesz­cze je­den; po tych wszyst­kich przy­ro­stach za­wsze można po­znać, od ilu lat drzewo ro­śnie.

– Och, gdy­bym była ta­kim wiel­kim drze­wem jak inne – wzdy­chała cho­inka – mo­gła­bym sze­roko roz­po­ście­rać ga­łę­zie i czub­kiem oglą­dać wielki świat! Ptaki bu­do­wa­łyby w mo­ich ga­łę­ziach gniazda, a przy wietrz­nej po­go­dzie mo­gła­bym się kła­niać tak pięk­nie jak inne drzewa!

Żad­nej przy­jem­no­ści nie spra­wiało jej sło­neczne świa­tło, ptaki ani ró­żowe ob­łoki, że­glu­jące nad nią rano i wie­czo­rem.

A kiedy była zima i wo­kół le­żał iskrzący się bielą śnieg, nad­bie­gał czę­sto za­jąc i prze­ska­ki­wał przez małą cho­inkę – och, ja­kie to było de­ner­wu­jące! Ale mi­nęły dwie zimy i gdy na­de­szła trze­cia, drzewko było tak wy­so­kie, że za­jąc mu­siał je omi­jać. „Ach, uro­snąć, uro­snąć, być wiel­kim i sta­rym drze­wem, tylko to jest piękne na tym świe­cie” – my­ślała cho­inka.

Je­sie­nią zja­wiali się drwale i wy­ci­nali nie­które spo­śród naj­więk­szych drzew, było tak co roku, i młoda cho­inka, która te­raz już cał­kiem wy­ro­sła, drżała na ten wi­dok, bo wiel­kie, wspa­niałe drzewa upa­dały na zie­mię z trza­skiem i hu­kiem, ga­łę­zie od­rą­by­wano, a wtedy wy­da­wały się na­gie, dłu­gie i chude, nie­mal nie można ich było po­znać. A po­tem wrzu­cano je na wozy i ko­nie wy­wo­ziły je z lasu.

Do­kąd je za­bie­rano? Co je cze­kało?

Wio­sną, gdy przy­le­ciały ja­skółki i bo­ciany, cho­inka za­py­tała: – Wie­cie, do­kąd je za­brali? Spo­tka­ły­ście je?

Ja­skółki nie wie­działy, ale bo­cian zro­bił po­ważną minę, ski­nął głową i po­wie­dział: – Tak, chyba tak. Kiedy le­cia­łem z Egiptu, wi­dzia­łem wiele no­wych stat­ków, było na nich dużo wspa­nia­łych masz­tów, śmiem twier­dzić, że to one, pach­niały świer­kiem, przy­no­szę od nich po­zdro­wie­nia, wy­soko się trzy­mają, oj wy­soko!

– Och, gdy­bym i ja była dość duża, żeby móc wy­ru­szyć na mo­rze! Ja­kie wła­ści­wie jest to mo­rze, do czego jest po­dobne?

– O, długo by mó­wić – po­wie­dział bo­cian i po­szedł so­bie.

– Ciesz się swoją mło­do­ścią! – mó­wiły pro­mie­nie sło­neczne. – Ciesz się z tego, że ro­śniesz, z tego mło­dego ży­cia, które w so­bie masz.

Wiatr ca­ło­wał cho­inkę i rosa wy­pła­ki­wała nad nią łzy, ale ona tego nie ro­zu­miała.

Gdy nad­cho­dziła Gwiazdka, wy­rą­by­wano cał­kiem młode drzewka, czę­sto na­wet mniej­sze i młod­sze od niej, a ona nie mo­gła za­znać spo­koju, wciąż ma­rzyła, by ru­szyć w świat. Te młode drzewka, a były to za­wsze naj­pięk­niej­sze cho­inki, za­cho­wy­wały swoje ga­łę­zie. Kła­dziono je na wozy i ko­nie wy­wo­ziły je z lasu.

– Do­kąd je wiozą? – py­tała cho­inka. – Nie są więk­sze niż ja, jedna była na­wet dużo mniej­sza. Dla­czego nie od­rą­bano im ga­łęzi? Do­kąd po­je­chały?

– My wiemy, my wiemy! – za­ćwier­kały wró­ble. – Za­glą­da­ły­śmy w mie­ście do okien, wiemy, do­kąd po­je­chały! O... cze­kają tam na nie wspa­nia­ło­ści, ja­kie tylko so­bie można wy­obra­zić! Za­glą­da­ły­śmy do okien i wi­dzia­ły­śmy, usta­wiają je na środku cie­płego po­koju i ozda­biają cud­nymi rze­czami, zło­co­nymi jabł­kami, pier­nicz­kami, za­baw­kami i set­kami świe­czek.

– A po­tem? – spy­tała cho­inka, a wszyst­kie jej ga­łązki drżały. – A po­tem, co się dzieje po­tem?

– No, wię­cej nie wi­dzia­ły­śmy. Ale to było coś nie­sa­mo­wi­tego!

„Czyż­bym przy­szła na świat, by pójść tą wspa­niałą drogą? – emo­cjo­no­wała się cho­inka. – To jesz­cze lep­sze niż pły­wa­nie po mo­rzu! Jak ja cier­pię z tę­sk­noty! Żeby tak już była Gwiazdka! Te­raz je­stem wy­soka i roz­ło­ży­sta jak cho­inki, które wy­wieźli ze­szłego roku. Och, że­bym już le­żała na wo­zie, że­bym tak mo­gła stać na środku tego cie­płego po­koju wśród tych wszyst­kich wspa­nia­ło­ści! A po­tem? O, po­tem na­dej­dzie coś jesz­cze lep­szego, jesz­cze pięk­niej­szego, w prze­ciw­nym ra­zie po co mie­liby mnie tak stroić? Musi na­dejść coś jesz­cze więk­szego, jesz­cze wspa­nial­szego! Ale co? Och, jak ja cier­pię, jak tę­sk­nię! Sama nie wiem, co się ze mną dzieje”.

– Ciesz się nami! – mó­wiły po­wie­trze i sło­neczne świa­tło. – Ciesz się mło­do­ścią na ło­nie na­tury!

Ale cho­inka wcale się tym nie cie­szyła; ro­sła i ro­sła, la­tem i zimą była zie­lona, ciem­no­zie­lona; lu­dzie, któ­rzy ją wi­dzieli, mó­wili: „To piękne drzewo!”. A krótko przed Gwiazdką wy­rą­bano ją pierw­szą w le­sie. Sie­kiera wcięła się głę­boko w rdzeń, cho­inka opa­dła na zie­mię z wes­tchnie­niem. Po­czuła ból, bez­sil­ność, nie była w sta­nie my­śleć o szczę­ściu, za­smu­ciła ją roz­łąka z do­mem, z miej­scem, w któ­rym wy­ro­sła; wie­działa prze­cież, że ni­gdy wię­cej nie zo­ba­czy dro­gich, sta­rych przy­ja­ciół, ma­łych krze­wów i kwia­tów, które ro­sły do­koła, a może na­wet i pta­ków. Wy­jazd wcale nie był przy­jemny.

Przy­szła do sie­bie do­piero, kiedy wy­ła­do­wana z wozu ra­zem z in­nymi drze­wami na po­dwórko, usły­szała słowa ja­kie­goś czło­wieka: – Ta jest pierw­szo­rzędna, bie­rzemy ją!

Na­de­szło dwóch słu­żą­cych w peł­nej gali i wnie­śli cho­inkę do du­żego, pięk­nego sa­lonu. Na ścia­nach wi­siały por­trety, a przy wiel­kim ka­flo­wym piecu stały chiń­skie wazy z lwami na po­kry­wach; były tam bu­jane fo­tele, je­dwabne sofy, duże stoły pełne ksią­żek z ob­raz­kami i za­ba­wek war­tych sto razy po sto ta­la­rów – w każ­dym ra­zie tak mó­wiły dzieci. Cho­inkę umiesz­czono w du­żym ku­ble wy­peł­nio­nym pia­skiem, ale nikt nie wi­dział, że to ku­beł, bo ob­cią­gnięto go zie­lo­nym suk­nem i po­sta­wiono na du­żym, ko­lo­ro­wym dy­wa­nie. Och, jak cho­inka drżała! Co też bę­dzie da­lej? Ubie­rali ją słu­żący i po­ko­jówki. Na jed­nej ga­łęzi za­wie­sili małe ko­szyczki wy­cięte z ko­lo­ro­wego pa­pieru, każdy był pe­łen sło­dy­czy, po­zła­cane jabłka i orze­chy wy­glą­dały, jakby na cho­ince ro­sły, a do ga­łą­zek przy­mo­co­wano po­nad sto czer­wo­nych, nie­bie­skich i bia­łych świe­czek. Wśród ga­łęzi ko­ły­sały się po­dobne do lu­dzi la­leczki – cho­inka ni­gdy jesz­cze ta­kich nie wi­działa – a na szczy­cie umiesz­czono wielką gwiazdę ze złotka; było to piękne, nie­zrów­na­nie piękne.

– Dziś wie­czo­rem – mó­wili wszy­scy – dziś wie­czo­rem bę­dzie się świe­ciła.

„Och – po­my­ślała cho­inka – żeby już był wie­czór, żeby wresz­cie za­pa­lili świeczki! A co bę­dzie po­tem? Czy przyjdą mnie zo­ba­czyć drzewa z lasu? Czy do okna przy­lecą wró­ble? Czy tak przy­stro­jona będę tu ro­sła la­tem i zimą?”.

Wie­działa, że bę­dzie to coś nie­zwy­kłego i aż ją kora bo­lała z nie­cier­pli­wo­ści, a ból kory jest tak samo nie­do­bry dla drzewa jak ból głowy dla nas, lu­dzi.

Wresz­cie świeczki za­pa­lono. Co za blask, co za wspa­nia­łość! Cho­ince drżały wszyst­kie ga­łązki, aż ja­kaś świeczka pod­pa­liła igły, oj, jak za­pie­kło.

– Boże ra­tuj! – za­krzyk­nęły po­ko­jówki i po­śpiesz­nie uga­siły ogień.

Te­raz cho­inka nie śmiała na­wet drżeć. To było okropne! Tak się bała zgu­bić któ­rą­kol­wiek ze swych ozdób, była zu­peł­nie oszo­ło­miona ca­łym tym bla­skiem – na­gle otwarto oba skrzy­dła drzwi i do po­koju wpa­dła gro­madka dzieci z ta­kim im­pe­tem, jakby chciały prze­wró­cić drzewko; do­ro­śli sta­tecz­nie we­szli za nimi; dzieci za­trzy­mały się w mil­cze­niu, ale tylko na chwilkę, i za­raz znów za­częły sza­leć z ra­do­ści, aż dud­niło; tań­czyły wo­kół drzewka i wy­cią­gały pre­zent za pre­zen­tem.

„Co one ro­bią? – po­my­ślało drzewko. – Co bę­dzie da­lej?”. Świeczki wy­pa­liły się aż do ga­łą­zek, a jak już się wy­pa­liły, to je zga­szono, i wtedy dzie­ciom wolno było oga­ła­cać drzewko. Och, wpa­dły na nie, aż za­trzesz­czały wszyst­kie ga­łązki, gdyby czu­bek z gwiazdą nie był przy­wią­zany ka­wał­kiem gał­ganka do su­fitu, cho­inka prze­wró­ci­łaby się.

Dzieci tań­czyły do­okoła ze swo­imi wspa­nia­łymi za­baw­kami, na cho­inkę nie pa­trzył nikt poza starą niańką, która prze­cha­dzała się, od czasu do czasu za­glą­da­jąc mię­dzy ga­łązki, ale tylko po to, żeby spraw­dzić, czy nie zo­stało tam jesz­cze ja­kieś ja­błuszko albo figa.

– Bajkę, bajkę! – za­wo­łały dzieci i przy­cią­gnęły do cho­inki ma­łego, okrą­głego je­go­mo­ścia, który usiadł tuż przy niej. – Tym spo­so­bem bę­dzie nam jak w le­sie – po­wie­dział – a drzewku bar­dzo się przyda po­słu­chać ra­zem z wami, ale opo­wiem tylko jedną hi­sto­rię. Chce­cie po­słu­chać tej o Ivede-Avede czy tej o „Klumpe-Dumpe, który spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę”?

– Ivede-Avede! – za­wo­łała część dzieci. – Klumpe-Dumpe! – za­wo­łały inne; był krzyk i rwe­tes, tylko cho­inka stała w mil­cze­niu i my­ślała: „A ja nie mam brać w tym udziału? Nic nie mam ro­bić?!”. – A prze­cież brała we wszyst­kim udział, zro­biła to, co do niej na­le­żało.

I męż­czy­zna opo­wie­dział o „Klumpe-Dumpe, który spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę”. A dzieci kla­skały w dło­nie i wo­łały: – Jesz­cze, jesz­cze! – Chciały także o Ivede-Avede, ale męż­czy­zna opo­wie­dział tylko o Klumpe-Dumpe. Cho­inka stała ci­chutko, za­my­ślona; ptaszki w le­sie ni­gdy nie opo­wia­dały ta­kich rze­czy. „Klumpe-Dumpe spadł ze scho­dów, a mimo to do­stał tron i księż­niczkę za żonę! Tak, tak to bywa w ży­ciu!” – po­my­ślała i uwie­rzyła, że to prawda, bo hi­sto­rię tę opo­wia­dał bar­dzo po­rządny czło­wiek. „No, no, kto wie, może i ja spadnę ze scho­dów i do­stanę księ­cia za męża”. – I cie­szyła się na na­stępny dzień, kiedy znów ją ubiorą w świeczki, za­bawki, złotka i owoce.

„Ju­tro nie będę się trząść – po­my­ślała. – Będę się cie­szyć moją urodą. Ju­tro znów po­słu­cham opo­wie­ści o Klumpe-Dumpe, a może na­wet i o Ivede-Avede”. I stała przez całą noc spo­kojna, za­to­piona w my­ślach.

Rano do po­koju we­szło dwoje słu­żą­cych.

„Za­raz za­cznie się stro­je­nie” – po­my­ślała cho­inka, ale chło­pak i dziew­czyna wy­cią­gnęli ją z po­koju, scho­dami w górę na strych i upchnęli w ciemny kąt, gdzie nie za­glą­dał dzień. „Co to ma zna­czyć?! – zdzi­wiła się cho­inka. – Co ja mam tu ro­bić? Czego mam słu­chać?”. Oparła się o ścianę i my­ślała, my­ślała. A miała dużo czasu, bo mi­jały noce i dnie i na strych nikt nie przy­cho­dził, a je­śli w końcu kto przy­szedł, to po to, żeby sta­wiać w ką­cie ja­kieś wiel­kie skrzy­nie; drzewko stało cał­kiem scho­wane, wy­da­wało się, że zu­peł­nie o nim za­po­mniano.

„Tam jest te­raz zima – my­ślało. – Zie­mia jest twarda, przy­kryta śnie­giem, nie mo­gli mnie za­sa­dzić i pew­nie dla­tego mu­szę tu stać pod da­chem do wio­sny; nie­źle po­my­ślane! Lu­dzie są bar­dzo do­brzy. Gdyby tylko nie było tu tak ciemno i tak strasz­li­wie sa­mot­nie, nie ma na­wet za­jączka! W le­sie było tak we­soło, kiedy spadł śnieg, a do­okoła ki­cały za­jączki, na­wet gdy przeze mnie ska­kały, cho­ciaż wtedy mi się to nie po­do­bało. Tu­taj jest strasz­nie sa­mot­nie”.

– Pi, pi – za­pisz­czała w tej sa­mej chwili ja­kaś myszka i wy­sko­czyła z dziurki. A po­tem jesz­cze jedna. Po­wą­chały cho­inkę i śmi­gnęły mię­dzy jej ga­łę­ziami.

– Strasz­nie zimno! – za­wo­łały. – Ale cu­dow­nie jest być tu­taj, prawda, stara cho­inko?

– Wcale nie je­stem stara! – od­parła cho­inka. – Wiele cho­inek jest ode mnie dużo star­szych!

– Skąd je­steś? – za­py­tały myszki. – I co wiesz? – Były okrop­nie cie­kaw­skie. – Opo­wiedz nam o naj­pięk­niej­szym miej­scu na ziemi. By­łaś tam? By­łaś w spi­żarni, gdzie na pół­kach leżą sery, pod su­fi­tem wi­szą szynki, gdzie się tań­czy na ło­jo­wych świe­cach i gdzie wcho­dzi się chu­dym, a wy­cho­dzi gru­bym?

– Nie znam tego miej­sca – po­wie­działa cho­inka. – Ale znam las, gdzie świeci słońce i śpie­wają ptaki. – I opo­wia­dała o cza­sach swo­jej mło­do­ści, a po­nie­waż myszki ni­gdy cze­goś po­dob­nego nie sły­szały, więc przy­słu­chi­wały się uważ­nie i orze­kły: – Och, jak ty dużo wi­dzia­łaś, jaka by­łaś szczę­śliwa!

– Ja? – zdzi­wiła się cho­inka i za­częła roz­my­ślać nad tym, o czym opo­wia­dała. – Tak, to były w grun­cie rze­czy we­sołe czasy! – A po­tem opo­wie­działa o wi­gi­lii Bo­żego Na­ro­dze­nia, gdy ją ozdo­biono cia­stecz­kami i świecz­kami.

– Och – po­wie­działy myszki – ty to masz szczę­ście, stara cho­inko!

– Wcale nie je­stem stara! – od­parła cho­inka – prze­cież przy­je­cha­łam z lasu tej zimy. Je­stem w naj­lep­szym wieku, do­piero nie­dawno uro­słam.

– Pięk­nie opo­wia­dasz! – po­wie­działy myszki, i na­stęp­nej nocy przy­pro­wa­dziły cztery inne my­szy, żeby też po­słu­chały jej opo­wie­ści, a im wię­cej opo­wia­dała, tym wy­raź­niej wszystko so­bie przy­po­mi­nała, i my­ślała: „To były bar­dzo cie­kawe czasy! Ale mogą wró­cić, mogą wró­cić! Klumpe-Dumpe spadł ze scho­dów i mimo to do­stał księż­niczkę za żonę, może i ja do­stanę księ­cia”. I cho­inka po­my­ślała o pew­nym ro­słym mo­drze­wiu z lasu, dla niej był na­prawdę pięk­nym księ­ciem.

– Kto to jest Klumpe-Dumpe? – spy­tały myszki. I cho­inka opo­wie­działa całą bajkę, pa­mię­tała każde słowo. A myszki ze śmie­chu pod­ska­ki­wały pra­wie do jej czubka.

Na­stęp­nej nocy przy­szło dużo wię­cej my­szek, a w nie­dzielę także szczury, ale one stwier­dziły, że opo­wieść nie była za­bawna, a to za­smu­ciło myszki, bo te­raz i im mniej się po­do­bała.

– Zna pani tylko tę jedną hi­sto­rię? – spy­tały szczury.

– Tylko tę jedną – po­wie­działa cho­inka. – Usły­sza­łam ją w naj­pięk­niej­szy wie­czór mo­jego ży­cia, ale wtedy nie my­śla­łam o tym, jaka je­stem szczę­śliwa.

– To bar­dzo nie­cie­kawa hi­sto­ria. Nie zna pani ja­kiejś o boczku, o świe­cach z łoju albo o spi­żarni?

– Nie – od­parło drzewko.

– No to dzię­ku­jemy – od­po­wie­działy szczury i po­szły do swo­ich spraw.

Myszki też w końcu zni­kły i wtedy drzewko wes­tchnęło:

– Cał­kiem było miło, kiedy ota­czały mnie te we­sołe myszki i słu­chały mo­ich opo­wie­ści. Te­raz i to mi­nęło. Ale będę o tym pa­mię­tać, żeby się cie­szyć, kiedy mnie stąd za­biorą.

A kiedy to się stało? Otóż pew­nego po­ranka przy­szli lu­dzie i za­częli prze­trzą­sać strych. Wy­nie­śli skrzy­nie, wy­cią­gnęli z kąta cho­inkę, ci­snęli tro­chę za mocno na pod­łogę, ale ja­kiś słu­żący po­cią­gnął ją za­raz do scho­dów, gdzie ja­śniał dzień.

„Ży­cie znów się za­czyna!” – po­my­ślała cho­inka. Po­czuła świeże po­wie­trze, pierw­szy pro­mień słońca – i już była na po­dwó­rzu. Wszystko od­było się tak szybko, cho­inka cał­kiem za­po­mniała po­pa­trzeć na sie­bie, tak wiele było do oglą­da­nia do­koła. Po­dwó­rze przy­le­gało do ogrodu, a tam wszystko kwi­tło; przez nie­wielki płot prze­wie­szały się świeżo za­kwi­tłe pach­nące róże, roz­chy­lały pąki lipy, a do­okoła la­tały ja­skółki i wo­łały:

– Kwire-wire-wit, wró­ciła moja uko­chana! – Ale nie miały na my­śli cho­inki.

– Te­raz będę żyć! – cie­szyła się cho­inka i sze­roko roz­po­starła ga­łę­zie. Ach! Wszyst­kie były uschnięte i żółte, le­żała w ką­cie po­śród chwa­stów i po­krzyw. Na jej czubku wciąż tkwiła złota gwiazda i po­ły­ski­wała w ostrym słońcu.

Na po­dwórku ba­wiło się kil­koro spo­śród tych we­so­łych dzieci, które w Boże Na­ro­dze­nie tań­czyły wo­kół drzewka i tak się nim cie­szyły. Jedno z naj­mniej­szych pod­bie­gło i ze­rwało złotą gwiazdę.

– Pa­trz­cie, co jesz­cze tkwi na tej okrop­nej, sta­rej cho­ince! – za­wo­łało i za­częło dep­tać po ga­łę­ziach, aż trzesz­czały pod jego bu­tami.

A drzewko spoj­rzało na całą świe­żość i roz­kwie­cone wspa­nia­ło­ści ogrodu, spoj­rzało na sie­bie i za­pra­gnęło być w swoim ciem­nym ką­cie na stry­chu; my­ślało o ra­do­snej mło­do­ści w le­sie, o we­so­łym wie­czo­rze wi­gi­lij­nym i o ma­łych mysz­kach, które z ta­kim za­in­te­re­so­wa­niem słu­chały opo­wie­ści o Klumpe-Dumpe.

– Mi­nęło! Mi­nęło! – wes­tchnęła biedna cho­inka. – Czemu nie cie­szy­łam się tym, co mia­łam! Mi­nęło, mi­nęło!

I nad­szedł słu­żący, i po­rą­bał ją na ka­wałki, na ziemi le­żała spora kupka drewna. Wspa­niale bu­zo­wało pod wiel­kim ko­tłem i wzdy­chało tak głę­boko, a każde wes­tchnie­nie było jak ci­chy strzał; dla­tego ba­wiące się dzieci przy­bie­gły i usia­dły przed ogniem, pa­trzyły w niego i wo­łały: – Pif, paf! – A drzewko przy każ­dym trza­sku, który był jak głę­bo­kie wes­tchnie­nie, my­ślało o let­nim dniu w le­sie, o zi­mo­wej nocy, kiedy świe­ciły gwiazdy, my­ślało o wie­czo­rze wi­gi­lij­nym i o Klumpe-Dumpe, je­dy­nej ba­śni, jaką znało i po­tra­fiło opo­wie­dzieć – i wy­pa­liło się do końca.

Na po­dwórku ba­wili się chłopcy, naj­mniej­szy miał na piersi złotą gwiazdę, tę, którą cho­inka była ozdo­biona w swój naj­szczę­śliw­szy wie­czór; wie­czór mi­nął, cho­inka prze­mi­nęła i opo­wieść o niej też; mi­nęło, mi­nęło, i tak prze­miną wszyst­kie hi­sto­rie.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
Pro­jekt okładkiKa­ro­lina Że­la­ziń­ska
Ilu­stra­cjes. 9, 21 Keya/Shut­ter­stock; s. 35 Na­tall­lenka.m/Shut­ter­stock; s. 49 tutsi/Shut­ter­stock; s. 59, 109, 269 Va­lenty/Shut­ter­stock; s. 71 Sin­gle­line/Shut­ter­stock; s. 79 dez­i­gn­stock/Shut­ter­stock; s. 99 Rzoog/Shut­ter­stock; s. 139 Ar­te­nauta Ima­ges/Shut­ter­stock; s. 151 Re­tany/Shut­ter­stock; s. 161, 217 Ma­gic Panda/Shut­ter­stock; s. 173 Da­sha D/Shut­ter­stock; s. 191 Ha­ali/Shut­ter­stock; s. 203 Sahs/Shut­ter­stock; s. 237 te­tia­na_u/Shut­ter­stock; s. 249 ja­goda/Shut­ter­stock; s. 261 Olga Rai/Shut­ter­stock; s. 279 ty­as­dra­wing/Shut­ter­stock; s. 289 Ka­te­rina Demi/Shut­ter­stock;
Re­dak­tor pro­wa­dzącaDo­rota Ja­błoń­ska
Re­dak­cjaMi­ro­sław Gra­bow­ski Anna Ko­łat Anna Lan­dow­ska Mar­tyna Ton­dera-Łep­kow­ska
Ko­rektaJa­dwiga Prze­czek Anna Bur­ger
Zbiór in­spi­ro­wany wy­bo­rem Jes­siki Har­ri­sonThe Pen­guin Book of Chri­st­mas Sto­ries.From Hans Chri­stian An­der­sen to An­gela Car­ter,Pen­guin Ran­dom Ho­use UK 2019
Co­py­ri­ght © Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2022
ISBN 978-83-8032-845-7
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Ko­sia­rzy 37/53 02-953 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.