Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po wyjątkowo suto zakrapianej imprezie znana influencerka Mia budzi się w swoim łóżku z kacem stulecia i licznymi dziurami w pamięci. Jej rodzicie, siostra i najlepszy przyjaciel Lucas siedzą w kuchni z kamiennymi wyrazami twarzy i oskarżycielskimi spojrzeniami.
Tym razem najwyraźniej nie chodzi o kolejne zrzędliwe kazanie na temat jej szalonego i nieodpowiedzialnego trybu życia. To, co zrobiła poprzedniego wieczora, przelało czarę goryczy i jeśli Mia nie zgodzi się na odwyk we Włoszech, rodzina zerwie z nią kontakt na zawsze.
W drodze do Toskanii dziewczyna przyjmuje wszystko bez stresu, przekonana, że spokojnie przeżyje te kilka tygodni, a nawet sobie odpocznie. Ale kiedy dociera na miejsce do przyjaciółki matki – prowadzącej, jak się okazuje, schronisko dla psów, w którym panuje smród i hałas – brutalnie sobie uświadamia, że nie będzie łatwo i przyjemnie.
Z czasem okazuje się jednak, że Mia wcale nie trafiła do piekła na ziemi bez łącza internetowego i że pobyt w Toskanii może być wyzwalający.
„Moj@ historia” to ciepła, humorystyczna opowieść o tym, że czasami warto się zatrzymać i przewartościować swoje życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 159
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 3 godz. 20 min
Tytuł oryginału: My som i @my_story
Przekład z języka szwedzkiego: Marta Stasiak-Górna
Copyright © Åsa Bonelli, 2022
This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022
Projekt graficzny okładki: Monika Drobnik-Słocińska
Redakcja: Aleksandra Pietrzyńska
Korekta: Joanna Kłos
ISBN 978-91-8034-916-1
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.
Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S
Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.wordaudio.se
Rozdział 1
Mia czuła, jak jej wnętrzności wywracają się na lewą stronę, a kwas żołądkowy wypala przełyk. Była przekonana, że już nigdy nie będzie w stanie przyjmować pokarmów stałych.
Łazienka jakby kręciła się wokół własnej osi i Mia, mimo że klęczała z głową w muszli, straciła równowagę i przewróciła się na bok, uderzając ramieniem o podłogę pokrytą eleganckimi płytkami.
Kiedy z wysiłkiem próbowała się podeprzeć i usiąść, jej dłoń wylądowała w czymś lepkim. Kwaśny zapach wykrzywił jej nozdrza. Pociągnęła za jeden z wiszących na haczyku kredowobiałych ręczników i patrzyła, jak tkanina wchłania zawiesinę. Odrzuciła go na bok, gdy kolejna fala konwulsji wstrząsnęła całym ciałem. Coś nieokreślonego zawieruszyło się w paśmie włosów opadającym na czoło po tym, jak zawartość żołądka chlusnęła do muszli.
Mimowolnie płynące z oczu łzy mieszały się z tuszem do rzęs, pokrywając policzki czarnymi liniami. Mia ponownie wciągnęła ślinę, którą przed chwilą wypluła.
Nie było wiadomo, ile alkoholu wlała sobie do gardła tego wieczoru. Tyle darmowych drinków, nie bardzo dało się odmówić. Jak przez mgłę przypominała sobie wybuchy korków z niezliczonych butelek moët & chandon oraz drinki z sokiem. W zasadzie wódka równie dobrze smakowała czysta. Z lodem…
Kolejny skurcz i kolejny paw. Ileż tam tego jest, w tym żołądku?
– Kurwa mać! – Głos Mii odbijał się od ścian. Żałosny głos kogoś, kto jest fejkiem, kto nie jest wart tego, co ma wokół. Nienawidziła wszystkiego. Nienawidziła wszystkich. A najbardziej siebie.
Bąbelkujący kwas żołądkowy doganiał narastającą złość. Mia zerwała porcelanowy uchwyt na szczotkę do muszli i usłyszała, jak ten rozbija się na kawałeczki po kontakcie ze ścianą.
Niech to szlag, brzydziła się siebie!
Zmęczenie przybierało na sile. Nie mogłoby po prostu być już jutro? Wtedy wszystko byłoby jak zwykle. Piękne, wypolerowane i ładnie zapakowane.
Wycieńczone ciało osunęło się na podłogę, która – ponieważ działało ogrzewanie – okazała się przyjemnie ciepła. Włosy kleiły się do policzka, a cierpki zapach przeszywał nozdrza. Skrzywiła się. A więc wewnątrz jest tak samo obrzydliwa, jak i na zewnątrz. Westchnęła, zamknęła oczy i położyła się na plecach. Jak miło wreszcie wślizgnąć się w ciemność. Nie myśleć. Nie czuć. Przyjmowała to z otwartymi ramionami. Wszystko inne mogło spierdalać, bo to ona miała władzę. Władzę, żeby decydować, którzy wazeliniarze się liczyli – hot or not. Tak, oto ona.
Queen of fucking everything.
– Co ty, do cholery, wyprawiasz? – Głos Lukasa przeciął powietrze jak brzytwa. Przerwał bieg myśli i sprawił, że Mia mimowolnie się skuliła.
Co on tu robił? Zamrugała, kierując spojrzenie w stronę drzwi, ale poddała się, nie mogąc się skupić.
Proszę, chciała powiedzieć. Dziś wieczorem nie dam rady. Musisz trzymać moją stronę. Zawsze.
Ciemność ją rozluźniała, więc pozwoliła jej siebie pochłonąć.
Rozdział 2
Oczy sklejone, podobnie jak usta. Mia potrzebowała wody. Nie przypominała sobie, żeby kiedykolwiek była tak spragniona. Stękając, przetoczyła się na bok i przerzuciła jedną nogę przez kant łóżka. Próbowała usiąść, ale zmieniła zdanie, jak tylko kac dał o sobie znać w żołądku i zaczął naciskać na tylną ścianę gardła. Z jękiem położyła się z powrotem. Chyba jeszcze nie wytrzeźwiała.
Już nigdy nie napije się wódki. Od tej pory zamierzała ograniczyć się tylko do wina i piwa. I oczywiście bąbelków. Ale alkohol był ostatnią rzeczą, na jaką miała obecnie ochotę. Choć może właśnie jego teraz potrzebowała? Klina, który zniwelowałby objawy kaca. Skuliła się do pozycji embrionalnej i objęła rękami nogi. Nie, nawet jeśli życie by od tego zależało, nie napiłaby się ani kropelki. Tęsknota za wodą była coraz silniejsza, przypomniał też o sobie ściśnięty pęcherz. Musiała do toalety. Za chwilę. Tylko najpierw karuzela pod czaszką musi przestać wirować.
Co się właściwie wczoraj wydarzyło? Pamiętała wszystko od ósmej, czyli od momentu przyjścia na tę wystawną imprezę znanego producenta wódki, a potem porządną zabawę przez kolejne trzy godziny. To, co stało się później, było jedną wielką czarną dziurą. A, no tak, kojarzy jakiś incydent ze złamanym obcasem, który mógł należeć do niej, ale równie dobrze do kogoś innego. Właściwie nieważne. Jeśli się ma garderobę pełną butów upchniętych w rzędach jedne za drugimi, jedna zniszczona para jest ostatnim zmartwieniem.
Promienie słońca przenikały przez delikatną, białą zasłonę z lnu. Odbijały zapraszające do tańca drobinki kurzu. Wydawało się, że zapowiada to kolejny piękny letni dzień. Może spróbowałaby się zebrać do parku Rålambshov i po prostu zalegnąć na kocu w słońcu?
Jaki był dziś dzień? Sobota? Nie, przecież poniedziałek. A zresztą, sobota czy poniedziałek. Nie ma znaczenia. Kiedy nie jest się związanym ani miejscem, ani godzinami pracy, tak jak ona, to dni tygodnia przelatują, rozpływając się we mgle.
Po omacku odszukała komórkę na stoliku nocnym i nacisnęła ikonkę Instagrama. Wpisała hasztag vodkapartysthlm i zaczęła skrolować niezliczone zdjęcia z wczorajszej imprezy.
Była tam. Mia w rockowej pozie z językiem wywalonym na brodę i dłonią z wyprostowanymi palcami, wskazującym i małym. Spocone włosy w kolorze miedzi, półotwarte oczy, szkliste spojrzenie. Mia czoło w czoło, ciasno spleciona z nieznanym chłopakiem. Mia z zamkniętymi oczami, kieliszkiem w jednej dłoni, całująca w policzek… Anastasię? Jak do tego doszło? Przecież nawet jej nie lubiła.
Dłużej nie dało się ignorować sygnałów, musiała pójść do toalety, żeby nie eksplodować. Tym razem podczas siadania była znacznie ostrożniejsza. Pomału wstała i na chwilę znieruchomiała, zanim upewniła się, że może się poruszać, nie tracąc równowagi.
Dlaczego drzwi sypialni były zamknięte? Przecież zawsze spała przy otwartych. Pchnęła je lekko i przystanęła. Z kuchni dobiegały cztery znajome głosy. Naprawdę się nie przesłyszała?
W powietrzu unosił się zapach świeżo zaparzonej kawy, a dźwięk brzękającej porcelany i sztućców odbijał się echem po całym mieszkaniu.
Przemknęła przez pokój dzienny, ostrożnie omijając skrzypiące klepki. Nie, nie myliła się. Oni naprawdę tu byli. Wszyscy. W jej kuchni.
Zrobiła duży krok i stanęła w progu kuchni. Odgarnęła za ucho zwisający kosmyk włosów i położyła rękę na biodrze.
– Co wy tu robicie?
Mama, tata, siostra Mii – Molly – i Lucas zamilkli.
Lucas odsunął jedno z krzeseł.
– Usiądź. Porozmawiamy po śniadaniu.
Rozdział 3
Mia przyglądała się twarzom wokół stołu. Oczekiwała, że ktoś z zebranych w końcu nie wytrzyma i wybuchnie śmiechem: „Gdybyś tylko widziała swoją minę! Chcemy po prostu zjeść z tobą śniadanie, a ty wyglądasz, jakbyśmy planowali oskarżyć cię o morderstwo”.
Ale zmarszczka zatroskania między brwiami mamy, zaciśnięte usta taty i spuszczony wzrok Molly wskazywały na coś innego. Jedynym, który nie unikał spojrzenia, a wręcz prowokował Mię, by zaprzeczyła, był Lucas. W czasie ich trzynastoletniej przyjaźni nigdy nie patrzył na nią z taką powagą. Mia wyczuwała nawet brak sympatii.
– Co takiego się stało? – Położyła dłoń na ramieniu siostry, a następnie obeszła stół i usiadła. Zarejestrowała lekkie wzdrygnięcie, jak wtedy, kiedy ktoś instynktownie chce się wycofać, a jednak nie chce zranić. – Ktoś umarł czy coś? – Zastygła w krzywym uśmiechu, gdy okazało się, że Molly unika kolejnych prób nawiązania kontaktu i zamiast tego opiera brodę na dłoni, odwracając głowę do okna. – Mamo? – W żołądku Mii zaczęła się tworzyć twarda gula. – Tato?
Lisbeth podała jej koszyk z pieczywem.
– Zjedz najpierw kanapkę, później porozmawiamy.
– Wygłupiacie się czy co? – Mia odepchnęła wyciągniętą w serdecznym geście dłoń mamy, która najwyraźniej uważała, że to sprawa życia i śmierci, żeby żołądek córki nie pozostawał pusty.
– Domyślacie się pewnie, że nic nie przełknę, kiedy macie takie miny?
– To chyba nie jest główny powód, dla którego nie możesz jeść?
Znowu to samo. Mia nigdy wcześniej nie odnotowała takiej powagi u Lucasa.
– Co, do cholery, masz na myśli?
– Dokładnie to, co powiedziałem. Ile tak naprawdę wczoraj wypiłaś?
– Bo co?
– Po prostu odpowiedz.
– Przecież pojęcia nie mam, do jasnej cholery! – Mia przysunęła serwetkę i wytarła kroplę mleka, która wylądowała poza filiżanką.
Lucas odchylił się i splótł ręce na piersi. Mia wlepiła wzrok w rodziców. Dlaczego nic nie mówili?
Najlepszy przyjaciel kontynuował:
– Ale mniej więcej chyba wiesz? Dwa kieliszki wina czy dziesięć? Kilka piw? A może kilka szotów? – Wciągnął powietrze nosem. – Przecież wciąż cuchnie od ciebie wódką.
Mia rozłożyła ręce.
– Dajże spokój! Co to ma być? Jakaś pieprzona napaść czy co?
W końcu udało jej się ściągnąć uwagę Molly. Młodsza siostra odwróciła głowę, a widok jej mrożącego błękitnego spojrzenia spotęgował gulę w żołądku Mii tak, że urosła i stała się cięższa. W oczach Molly zabłysły łzy, które po chwili wylały się, zostawiając mokre ślady na gładkich policzkach, aż wreszcie skapnęły na stół. Tata powoli i delikatnie pogłaskał swoją młodszą córkę po plecach.
Mia nie spuszczała z niej wzroku.
– Molly, czemu płaczesz? – Pod stołem zaciskała dłonie, a w środku przeklinała, bo jej głos nagle stracił pewność siebie.
Ale nie mogła znieść widoku swojej dwa lata młodszej siostry, która się smuci. Właśnie dlatego, kiedy dorastały, Mia dawała jej wszystko, czego Molly chciała. Na szczęście siostra nie stała się przez to nieznośną smarkulą. Zamiast tego zawsze się odwdzięczała, prawie nigdy nie odmawiała pomocy, a jej bliscy zawsze mogli na nią liczyć. Brak sympatii wobec Molly byłby niezgodny z naturą.
Obejmując dłońmi filiżankę kawy, Mia gwałtownie odsunęła krzesło i wstała.
– Wiecie co? Wynoście się. Od kiedy was interesuje, ile wypijam na imprezach?
Lucas wyjął komórkę z kieszeni spodni, przeciągnął palcem po ekranie i nacisnął. Powolnym ruchem położył ją na stole, żeby wszyscy mogli zobaczyć.
– Od wtedy.
Rozdział 4
Esemes od Anastasii.
– Czemu masz numer Anastasii?
Mia nie rozumiała. Ta przygłupia laska, której już od dawna obrabiają tyłek.
– Naprawdę? Wysyła mi coś, a jedyne, co cię interesuje, to fakt, że mam jej numer. –Lucas mocno stuknął palcem wskazującym w ekran. – Patrz na zdjęcie, do cholery!
Nie mogła jednak tego zrobić. Bo wzbudzało w niej to, co z całą mocą od tak dawna próbowała zdusić. Ale spojrzenie zarejestrowało motyw, zanim zdążyła odwrócić wzrok.
Mia siedząca na chodniku z butem bez obcasa. Zwisająca głowa i włosy niczym lepka zasłona na twarzy. Rozłożone nogi zapraszające wszystkich do zobaczenia, że pod sukienką pokrytą wymiocinami nie ma majtek. Opróżniona do połowy butelka wódki w jednej dłoni, telefon w drugiej. Kopertówka rzucona zaraz obok. Próżno szukać tej rockowej, odjazdowej dziewczyny, z którą każdy chciał spędzać czas. Panika narastała. Ile osób zdążyło to zobaczyć przez ostatnie pół doby?
Lucas, jakby czytając jej w myślach, kiwał głową:
– I nie, Anastasia przysięgała, że nikomu tego nie przesłała. Zrobiła zdjęcie, żeby pokazać mi, jak z tobą źle. To ona zapakowała cię do taksówki, żebyś bezpiecznie dotarła do domu.
Tata przerwał milczenie chrząknięciem.
– Zdecydowaliśmy wspólnie o tym, co teraz nastąpi. Mamy na myśli teraz.
– Aha, wy zdecydowaliście? – Sarkazm Mii zawisł w powietrzu niczym trujący gaz.
– Tak – powiedziała Molly, wstając. Podeszła do swojej starszej siostry, objęła ją i mocno przytuliła.
Mia czuła jej ciepły oddech na szyi.
– Proszę cię, proszę – szepnęła Molly. – Musisz to zrobić, w przeciwnym razie się rozpadniesz. Ja się rozpadnę. Kochamy cię, ale jeśli tego nie zrobisz, nie chcemy cię w naszym życiu. Zostaniesz sama.
Mia uwolniła się z uścisku Molly. Próbowała zrozumieć słowa, które przed chwilą usłyszała. Jak to: sama? W sensie: odrzucona, odtrącona? Co to za chore techniki nacisku? Żeby tak grozić własnemu dziecku po to, by zrobiło to, co się mu każe?
Molly znowu chwyciła Mię za ramiona, jakby czegoś od niej żądała. Nie sposób było umknąć przed tym gestem.
– Rozumiesz, Mia? To na poważnie, bo nie dajemy już rady. Musisz pojechać.
Mia stała zupełnie bez ruchu ze spuszczoną głową. Piekło ją pod powiekami, paliło w gardle. Jak mogli? Czego chcieli? Zmusić ją, ale do czego?
– Pojechać gdzie? – Pytanie Mii pozostało bez odpowiedzi, zawieszone w powietrzu.
Myśli przelatywały jej przez głowę niczym strzały wystrzelone z łuku. Czy chcieli ją zmusić do odwyku, na którym miałaby roztrząsać zmyślone emocje w grupie nieudaczników? Nie miała najmniejszego zamiaru się na to godzić. Omiatała ich spojrzeniem. Tylko czy pozostał jej jakiś wybór? Zdaniem osób znajdujących się w pomieszczeniu – nie.
– Więc nie mam nic do gadania? Albo to zrobię – cokolwiek to jest – albo zerwiecie ze mną kontakt i nie będziecie mnie chcieli znać? Czy tak?
– Właśnie tak – potwierdził tata.
Mama zacisnęła usta, splotła ramiona na piersi, gładząc kilka razy ramię. Jakby pocieszała samą siebie. Następnie otworzyła torebkę, złapała za róg złożonej kartki papieru, położyła ją na stole, przełknęła ślinę i zaczęła:
– To twój bilet lotniczy do Włoch. Na dzisiaj. Chcemy, żebyś znalazła się na pokładzie samolotu.
Krew się w niej zagotowała, skronie zaczęły pulsować. Mia wstawiła filiżankę z kawą do zlewu z takim impetem, że zawartość opryskała płytki, pozostawiając zacieki w kolorze latte. Z trudem pojmowała, że to się naprawdę dzieje. Rodzicom i Molly zdarzało się już przy innych okazjach podejmować temat tego, jak prowadzi się starsza córka, ale do tej pory Mia ucinała to poirytowana albo miała to gdzieś. W stylu „zajmijcie się sobą, a mnie zostawcie”. Teraz jednak jej własny ojciec siedział w kuchni i stawiał jej bez zawahania takie ultimatum? Czy on w ogóle rozumiał znaczenie tego, co powiedział? Że to w zasadzie może być ostatni raz, kiedy widzi swoją córkę.
– Kurwa, jak możecie robić coś takiego?! – krzyczała, przesadnie gestykulując, co podkreślało buzujące w niej emocje. – Zmuszać mnie do wyjazdu? Mam zostawić wszystko, bo wymyśliliście sobie, że nie umiem o siebie zadbać?!
Wyostrzony i podniesiony głos przeszywał wszystkich obecnych w kuchni, podczas gdy Mia zmuszała się, żeby spojrzeć im w oczy. Dławiąca cisza. I stanowczość – widziała ją. Nie zamierzali dać za wygraną. Pozostawali niewzruszeni, gdy podejmowała kolejne próby wywarcia presji, żeby raz jeszcze przemyśleli to, co jej właśnie oznajmili. Nie tym razem.
Byli nieugięci, mogła się poddać.
Rozdział 5
Ostry zakręt w lewo spowodował łaskotanie w żołądku Mii, nim samolot się naprostował i łagodnie poszybował nad pagórkowatym toskańskim krajobrazem.
Więc to tutaj miała spędzić najbliższe trzy miesiące? Wzruszyła ramionami. Istnieją oczywiście gorsze miejsca na zesłanie. Zrobiła selfie z palcem wskazującym okno, przybierając możliwie najbardziej zadowoloną i pełną nadziei minę, a później prędko wypiła resztkę czerwonego wina, które ratowało nudny posiłek serwowany w samolocie. Czuła dobrze znane łaskotanie, kiedy alkohol rozchodził się w żyłach. Lepiej teraz się poraczyć, bo kto wie, kiedy znowu będzie okazja, żeby podelektować się kieliszkiem czerwonego wina. Mimo wszystko zapowiadała się podróż ze ścisłymi restrykcjami.
Edytowała zdjęcie, nałożyła na nie filtr z blaskiem słońca miękko smagającym twarz, a potem, z wdzięcznością myśląc o liniach Norwegian i ich nieco powolnej, ale wciąż bezprzewodowej sieci, wrzuciła zdjęcie na Instagram.
VACAY!
Po tekście następowały emotikony z okularami przeciwsłonecznymi, błyszczącymi słoneczkami i niebieskimi falami, Mia nie wstawiła jednak hasztagu, który ujawniałby miejsce jej pobytu. Dostała już nauczkę i teraz wiedziała, że wśród tysięcy followersów mógł znajdować się jakiś wariat z Włoch zdolny stwierdzić, że zna Mię, i nie rozumieć, gdzie przebiega granica między życiem prywatnym a publicznym. Pamiętała, jak raz, właśnie wrzucając selfie, oznaczyła jedną z kawiarni w Sztokholmie, a wtedy jakaś zakręcona piętnastolatka opacznie zinterpretowała tekst Mii #allbymyself i myśląc, że ta czuje się samotna, nieproszona dosiadła się do stolika. Stwierdziła, że są najlepszymi przyjaciółkami i jak tylko skończyły pić kawę, chciała pójść z Mią do jej domu. Bo przecież mieszkała w pobliżu, prawda? Tego dziewczynie udało się oczywiście dowiedzieć.
Tamto zdarzenie było bardzo nieprzyjemne. Wówczas Mia po raz pierwszy doświadczyła ciemnej strony bycia osobą publiczną. Skończyło się tak, że wymawiając się pilną wizytą w toalecie, Mia szybko się stamtąd wymknęła. Lęk, że dziewczyna obsmaruje ją w sieci, towarzyszył jej przez parę tygodni, ale nic takiego się nie stało. Po tym zdarzeniu Mia była jednak dużo ostrożniejsza. Nigdy nie oznaczała odwiedzanych miejsc, jeżeli była sama, i uważała, żeby nie być zbyt bezpośrednia w odpowiadaniu fanom. Chodziło o to, by zminimalizować ryzyko nieporozumienia.
Stewardesa poinstruowała pasażerów, że czas złożyć stoliki, ustawić fotele do pozycji pionowej i zapiąć pasy bezpieczeństwa. Mia nie miała pojęcia, co czeka ją po wylądowaniu. Mama Lisbeth poinformowała ją tylko, że będzie mieszkać u jej koleżanki z dzieciństwa, która nazywa się Gianara, ale wszyscy mówią do niej Gia. W życiu Gii najwyraźniej wydarzyło się coś, w co zamieszany był jakiś facet, który sprawił, że nie wyszło jej w Szwecji, więc dwadzieścia lat temu spakowała cały dobytek i wróciła do ojczyzny swojej matki. To wszystko, co Mia o niej wiedziała.
Koła samolotu dotknęły ziemi, samolot zahamował, a Mia jak zwykle dziwiła się, że pasażerom tak się spieszy, żeby wstać i ustawić się w korytarzu w kolejce do wyjścia. Jakby do zdobycia była jakaś nagroda.
Zamiast się stresować, siedziała spokojnie. Wyłowiła z torebki telefon, rozłączyła się z pokładowym wi-fi i aktywowała funkcję szybszego roamingu. Niesamowicie ucieszyło ją, że operatorzy telefonii komórkowej wreszcie zrozumieli, jak istotne jest, żeby abonenci mieli dostęp do sieci i nie zostali za to obarczeni dodatkowymi wysokimi opłatami. Zadowolona pokiwała głową, widząc na Instagramie dwa tysiące lajków, i to w godzinę od wrzucenia ostatniego zdjęcia. Na dodatek prawdziwych. A nie jakichś pieprzonych fejków, które Anastasia załatwiała sobie przez tak zwane boty. Fałszywe, kupione serduszka robotów. Żałosne.
Gdy tylko Mia ustawiła się przy taśmie, karuzela z bagażami natychmiast zaczęła wypluwać torbę za torbą. Mia próbowała nie myśleć o tym, jak wygląda, usiłując ściągnąć z taśmy dwudziestopięciokilogramową torbę. Ale ponieważ wybór ubrań na trzy miesiące okazał się niemożliwym zadaniem, każdy kilogram wydawał się teraz potrzebny.
Kobiecy głos wykrzyczał z werwą krótką wiadomość po włosku. Piękny język, ociekał pasją i uczuciami i nigdy nie brzmiał obojętnie. Włochy były krajem, w którym się żyło. Na sto procent.
Mia mocno chwyciła rączkę bagażu i ruszyła do wyjścia, podziwiając w drodze ubrania kobiet. Nie dość, że na świecie nie istniało miejsce, w którym można było zjeść i wypić lepiej, to jeszcze ludzie tu dobrze się ubierali. Jak okiem sięgnąć, ani jednej pary spranych spodni dresowych czy crocsów.
Drzwi się rozsunęły i Mia rozejrzała się po hali przylotów, omiatając wzrokiem czekających, którzy trzymali tabliczki. O, tam. Dziewczyna, mniej więcej w wieku Mii – w granatowych spodniach roboczych, ciężkich traperach i koszuli z podwiniętymi rękawami – trzymała kartkę z napisanym odręcznie imieniem Mia. To przecież nie mogła być Gia. Chyba że miała bardzo dobre geny i czas łagodnie ją potraktował.
Mia uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę:
– Cześć. Gia?
Dziewczyna zignorowała rękę i zamiast tego zlustrowała Mię z góry do dołu. Pogardliwie prychnęła i potrząsnęła głową:
– Nie. Czemu tak pomyślałaś?
Wzięła bagaż, odwróciła się na pięcie i ruszyła przodem w stronę drzwi obrotowych i słońca.
Rozdział 6
Między Mią i tą osobą, która nie wysiliła się nawet, żeby się przedstawić, nie padło ani jedno słowo więcej. Żadnego small talku w samochodzie, żadnych opowieści o krajobrazie, który przemykał za oknem, żadnego zainteresowania Mią, która korzystając z ciszy, z tylnego siedzenia obserwowała dziewczynę. Kim była? Biorąc pod uwagę – nieco jednak niepewny – szwedzki i bardzo jasne włosy upięte w niedbały kok, wydawało się, że nie należy do lokalnej społeczności. Dłonie, które pewnie prowadziły samochód po wijących się drogach, sprawiały wrażenie szorstkich i przyzwyczajonych do ciężkiej pracy. Spodnie pokryte były plamami zaschniętej gliny i czymś, co sugerowało zadrapania. Upstrzona malutkimi dziurkami wokół kołnierzyka koszula czasy świetności miała już za sobą. Nadgarstek oplatała zaś kilka razy skórzana bransoletka z medalikiem. Rysy twarzy dziewczyny były czyste, można by je zaklasyfikować jako ładne, gdyby nie to obojętne spojrzenie i zmarszczka wyrażająca zgorzknienie w jednym kąciku ust. Ale Mia mogła się założyć o cokolwiek, że dziewczyna wyglądałaby świetnie na zdjęciu, gdyby ją odpowiednio wystylizować. Przez chwilę rozważała zrobienie jej zdjęcia z ukrycia, ale się nie odważyła. Byłoby to niemądre, biorąc pod uwagę, że nie miała u niej wysokich notowań. Zamiast tego, jak w odruchu warunkowym, Mia wyjęła telefon, żeby sprawdzić sytuację, lecz ku swojemu wielkiemu rozczarowaniu odkryła, że nie ma zasięgu. Niech to szlag, więc tak czuje się ćpun? Musi się opierać temu pożądaniu, które go przeżuwa i gniecie.
Droga prowadziła przez uroczą górską wioskę, gdzie można było zobaczyć staruszki w chustach na głowie, siedzące na stołkach przy drewnianych furtkach pokrytych łuszczącą się farbą. Olśniewające bugenwille pokrywały fasady większości domów, a wiśnioworóżowe, białe i czerwone pelargonie tłoczyły się w doniczkach na prawie każdym balkonie i każdych schodach. Blask słońca kłuł w oczy, a Mia nie mogła sobie przypomnieć, żeby kiedykolwiek doświadczyła tak intensywnego i ostrego światła. W Sztokholmie słońce nigdy nie świeciło w podobny sposób. Jakby próbowało dotrzeć do najciemniejszych zakamarków i rozmrażało ją od środka. To może nie jest takie złe, biorąc pod uwagę sytuację.
Molly miała chyba rację. Mia potrzebowała zrobić sobie przerwę od tego wszystkiego. Widziała obraz siebie wędrującej pod górę i w dół po tych wybrukowanych uliczkach, uśmiechającej się i pozdrawiającej tutejszych mieszkańców albo relaksującej się w kawiarni nad dużą filiżanką cappuccino. Może nawet mogłaby zacząć robić tę fotoksiążkę, pomysł, który kiełkował w niej już od dawna? Choć miała ze sobą tylko telefon jako narzędzie pracy, to robił naprawdę dobre zdjęcia. Podobnie jak wiele innych przedmiotów w życiu, także ten ekskluzywny produkt otrzymała gratis, w zamian za wystawienie mu laurki na YouTubie i na Instagramie.
Myk polegał na tym, żeby wybierać najlepsze światło, a później zastosować jedną z aplikacji do edytowania zdjęć. W dzisiejszych czasach byle amator mógł zrobić zdjęcie, które wyglądałoby na wykonane przez profesjonalistę.
Mia uśmiechnęła się do siebie rozluźniona. Nie pozwoliła, żeby negatywne nastawienie dziewczyny kierującej samochodem na nią wpłynęło. Jeśli ona miała problem ze swoją pasażerką, nie był to problem Mii. Znalazła się tutaj, żeby uciec od tej gonitwy i skupić się tylko na sobie. Każdy potrzebował tego od czasu do czasu. Oby tylko Gia miała sensowne łącze internetowe, wtedy wszystko się rozwiąże, wtedy Mia będzie mogła utrzymać kontakt ze światem i dbać o dobry nastrój swoich followersów i sponsorów.
W myślach zaczynała malować obraz miejsca, w którym miała zamieszkać. Widziała nieduży biały dom z cegły z czarnymi okiennicami, które do późnego wieczora pozostawiano zamknięte, żeby gorąc nie wdzierał się do środka. Wygrabiona żwirowa alejka otoczona była pachnącymi jaśminowcami, a meble ogrodowe stały wśród winorośli i krzaków porzeczek. Może Gia pędziła własne wino? Co prawda oczekiwano, że pobyt Mii w Toskanii będzie niczym czas spędzony na izbie wytrzeźwień, ale Gia na pewno zmięknie i w pewnym momencie poluzuje tę zasadę.
Wszędzie było mnóstwo kwiatów, o które Gia dbała za dnia, wieczorami zaś spędzała godziny na gotowaniu w rustykalnie urządzonej kuchni stanowiącej serce domu. U sufitu wisiały patelnie i miedziane garnki, a na kuchence zawsze coś pyrkało. Półmisek dojrzałych w słońcu owoców zdobił masywny stół z miejscem dla co najmniej dwunastu osób. Krewni i przyjaciele często wpadali z wizytą i panowała tu radosna atmosfera. W ustach zrobiło jej się wilgotno od tej żywej fantazji. Mia bardzo dobrze zdawała sobie sprawę, że idealizuje, ale nie mogła się powstrzymać.
Rozejrzała się po pikapie. Czuć było zapach stęchlizny i brudu. Wyposażenie wymagało odnowienia, a za kratami w bagażniku leżały nylonowe liny, łopaty, dziesięciolitrowe wiadra, nożyce do prętów i para kaloszy. Biorąc pod uwagę, że samochód wyposażono w narzędzia do różnych ciężkich robót, dziewczyna mogła być jakąś złotą rączką zatrudnioną u Gii. To by oznaczało, że niechętnie nastawiona szoferka i Mia nie będą miały ze sobą zbyt wiele wspólnego.
Silnik pracował na wysokich obrotach, kiedy samochód piął się pod niezwykle stromą górę. Po lewej stronie biegła droga, w którą skręciły. Pod oponami chrupał żwir. Zdenerwowanie kołatało się w Mii, kiedy wyciągała szyję, żeby lepiej widzieć.
To, co przed sobą ujrzała, wywołało rozczarowanie, które wylądowało głęboko w żołądku.
Rozdział 7
Gdzie jaśmin i róże? Gdzie wygrabiona alejka albo podjazd? Widok domu też ani trochę nie zgadzał się z wewnętrznym obrazem Mii. Żadnej białej cegły, czarnych okiennic ani winorośli. Zamiast tego wysokie chwasty przed dwupiętrowym, nieatrakcyjnym domem z drewna pokrytego żółtą farbą łuszczącą się w zdecydowanie więcej niż jednym miejscu. Opuszczone żaluzje zakrywały okna, a w drzwiach wejściowych otwartych na oścież wisiała moskitiera.
Samochód zatrzymał się w chmurze kurzu, a bezimienna dziewczyna wyjęła kluczyk ze stacyjki i wyskoczyła z auta. Otworzyła bagażnik i wyjęła torbę.
– Zamierzasz siedzieć tu cały dzień czy jak? – Pytanie było ostre jak rozbite szkło.
– Nie, nie. – Mia rozpięła pas i wysiadła.
Uderzyła ją fala gorąca, tak że z trudem łapała oddech. Zza domu dochodziło szczekanie kilku psów, co biorąc pod uwagę, na jakim odludziu położone było to miejsce, z pewnością zwiększało bezpieczeństwo.
Wychyliła się po swój bagaż.
– Mogę to wziąć sama.
Dziewczyna wzruszyła ramionami, wypuściła uchwyt z dłoni i ruszyła w kierunku domu. Sztywna i wyprostowana postawa ciała. Silne i świadome celu kroki.
Mia podążyła za nią, po drodze minęła jakiś złom rozrzucony obok zardzewiałego wraku samochodu i podniszczonego plastikowego krzesła. Jak rodzina mogła ją wysłać do takiej rudery? Czy oni w ogóle wiedzieli, że dom Gii wygląda jak złomowisko i śmierdzi… gnojem?
Moskitiera się uchyliła i chwilę później na schodach ganku stanęła kobieta w wieku matki Mii. Na szeroko rozstawionych nogach i z rękami wyciągniętymi w geście przywitania. Uśmiech na jej opalonej twarzy wydawał się ciepły, serdeczny i szczery, a jej brązowe oczy były żwawe i zaciekawione. Słowem: diametralne przeciwieństwo tajemniczej szoferki. Miała na sobie ciężkie trapery i robocze spodnie, które jak się wydawało, były tutaj ubraniem standardowym. Spod białego T-shirtu wystawały żylaste ramiona. Ciemne włosy ścięto krótko i praktycznie, zostawiając sterczącą grzywkę.
– Witaj w moim skromnym domu – wybuchła Gia i nie dała Mii szansy wymigać się od długiego i mocnego uścisku. Później odsunęła ją na odległość ramienia i spytała: – Jak minęła podróż?
Mia, czując się trochę nieswojo z powodu przymuszonej bliskości, wykręciła się ostrożnie z uśmiechem.
– Dziękuję, dobrze.
Gia wyciągnęła dłoń w kierunku szoferki, obserwującej wszystko z boku:
– Poznałaś już moją córkę Elenę. Obie tutaj mieszkamy i wszystkim się zajmujemy.
Mia porównywała obydwie kobiety. Tak, rzeczywiście istniało między nimi podobieństwo. To znaczy, jeśli chodzi o wygląd.
– A to jest Penny. – Gia schyliła się i pogłaskała czarnego rozczochranego cocker spaniela, który siedział u jej stóp z błagalnym spojrzeniem w oczach przypominających ziarenka pieprzu. – Jesteś głodna? – kontynuowała Gia. – Przypuszczam, że jakość jedzenia w samolocie się nie polepszyła?
– Tak, jestem.
– To dobrze! Jedzenie zaraz będzie gotowe. Ale najpierw… – Gia wyciągnęła dłoń i kategorycznie nakazała: – Daj mi swój telefon.
Rozdział 8
Mia cofnęła się o krok.
– Co? Mój telefon? A to dlaczego?
Gia przekrzywiła głowę i się uśmiechnęła.
– Bo tak mówię.
– Daj spokój. Nie zamierzam ci oddawać telefonu tylko dlatego, że mi każesz. Potrzebuję go do pracy.
– Och, nie bój się – odparła Gia, śmiejąc się łagodnie. – Dostaniesz wszystko, czego potrzebujesz do pracy, choć może nie takiej, do jakiej przywykłaś.
Ogień wściekłości zapłonął w klatce piersiowej Mii.
– Nie mówisz poważnie.
– Śmiertelnie poważnie.
– Ale to przecież chore! – Mia zaczęła skrolować kontakty z listy. – Dzwonię do mamy.
– I co jej powiesz? Ona dokładnie wie, jakie tu panują zasady, i nie ma nic przeciwko. To jeden z powodów, dla których cię tu przysłano.
Mia podniosła wzrok.
Łagodny uśmiech wciąż gościł na ustach Gii. Wyciągnęła rękę, gestem ponaglając Mię, by oddała telefon.
– No dalej, daj mi go.
– Co to, kurwa, za miejsce? Jakieś pieprzone więzienie?
– Wręcz przeciwnie, ale to mój dom – i moje zasady.
Mia ściskała telefon. Obracała go w palcach. To naprawdę było chore. Jak miała wypełniać swoje zobowiązania, skoro nie mogła mieć telefonu? Żadnych kart, żadnej aktualizacji statusu, żadnej reklamy. Z drugiej strony – czy warto było robić z Gii swojego wroga tylko z powodu telefonu? Jeśli Mia będzie się dobrze zachowywać, być może za parę dni dostanie go z powrotem. Poza tym ma przecież tablet, więc będzie mieć dostęp do sieci.
– A kiedy go dostanę z powrotem?
– Wkrótce.
Elena stała oparta o futrynę z rękami w kieszeniach spodni. Cicha obserwatorka, której nie dało się rozgryźć.
Nieźle się zaczyna…
Głęboko wzdychając, Mia położyła komórkę na otwartej dłoni Gii.
– Dziękuję – powiedziała Gia i wsunęła telefon do kieszeni. – Elena pokaże ci twój pokój, a za pół godziny jemy. Czy tak będzie OK?
Mia wzruszyła ramionami. Wydawało się, że nie ma prawa głosu, więc co miała powiedzieć?
Wewnątrz domu panował taki sam nieporządek jak na zewnątrz. Szmaciany dywanik w przedpokoju nie bez powodu nazywany był szmacianym, a porozrzucane buty sugerowały, że ktoś zdejmował je w biegu. Podążając przez przedpokój prowadzący aż do schodów na piętro, Mia dojrzała zawalony blat w kuchni. Skrzypiące schody błyszczały z zużycia, a na ścianie nad poręczą pełno było naprawdę świetnych zdjęć Gii wykonującej wielki skok z rękami wyprostowanymi ku niebu, poza nią fotografie prezentowały różne dziewczyny i różnych chłopaków. Radość na zdjęciach była bardzo wyraźna, wydawała się ciepła i szczera, a Mia oszacowała, że zdjęć musiało być co najmniej pięćdziesiąt. To była ściana miłości.
Ciche kroki za plecami sprawiły, że Mia odwróciła głowę, podczas gdy ponadwymiarowa torba nadal uderzała w każdy stopień schodów. Penny zerknęła na Mię swoimi brązowymi oczami, nim przemknęła na piętro.
Fajnie. Naprawdę. Jakby to, że ma mieszkać na końcu świata, bez komórki, nie wystarczało – teraz jeszcze chodzi za nią krok w krok pies, któremu cuchnie z pyska.