Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Zdobywszy zaufanie terra indigena zamieszkujących Dziedziniec w Lakeside, Meg Corbyn stara się żyć według ich zasad. Jest człowiekiem, więc powinni ją traktować jak zwierzynę, ale jako cassandra sangue posiada dar wieszczenia przyszłości, który czyni ją kimś wyjątkowym.
Gdy na ulicach pojawiają się dwa nowe narkotyki, dochodzi do coraz częstszych konfliktów ludzi z Innymi. Ich rezultatem są ofiary po obu stronach, dlatego gdy Meg śni o krwi i czarnych piórach na śniegu, Simon Wilcza Straż – zmiennokształtny przywódca Dziedzińca w Lakeside – zastanawia się, czy jej sen dotyczył przeszłych ataków, czy tych, które dopiero nastąpią.
Meg zaczyna coraz częściej odczuwać potrzebę wieszczenia, a tymczasem Inni i nieliczni ludzie, którzy żyją wśród nich, muszą wspólnie pokonać człowieka usiłującego odebrać im wieszczkę krwi – a także powstrzymać niebezpieczeństwo, które grozi zagładą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 514
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dla Pat
ANNE
BISHOP
Przełożyła
Monika Wyrwas-Wiśniewska
Kraków 2014
Tytuł oryginału: Murder of Crows
Copyright © Anne Bishop, 2014
All rights reserved
www.annebishop.com
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo INITIUM
Tłumaczenie z języka angielskiego: Monika Wyrwas-Wiśniewska
Redakcja i korekta: Anna Płaskoń-Sokołowska
Projekt okładki, skład i łamanie: Patryk Lubas
Współpraca organizacyjna: Barbara Jarząb
Fotografie użyte na okładce:
© Christian Lagerek
© Igor Zh.
© Adam Fichna
© BestPhotoStudio
Grafika na stronach rozdziałowych © Roman Malyshev
www.shutterstock.com
Wydanie I
ISBN 978-83-62577-39-2
Wydawnictwo INITIUM
www.initium.pl
e-mail: [email protected]
Druk i oprawa: Drukarnia ReadMe, www.readme.pl
Konwersja do formatu ePub i mobi: Adam Łakomy [email protected]
Chciałabym jak zwykle podziękować Blairowi Boone’owi za to, że jest moim pierwszym czytelnikiem, a także za informacje na temat zwierząt i pozostałych rzeczy, które wykorzystałam do tworzenia świata Innych. Dziękuję też Debrze Dixon, która była moim drugim czytelnikiem, Dorannie Durgin, która zajmuje się moją stroną internetową, Adrienne Roehrich, która prowadzi mój fan page na Facebooku, Catherine Garcii za informacje o ciastkach dla psów i sposobie ich wypiekania, Charlesowi de Lint za muzyczne inspiracje na World Fantasy (Toronto 2012), Nadine Fallacaro za informacje medyczne, Douglasowi Burke’owi za konsultacje kwestii związanych z działaniem policji (i niedociekanie, po co mi te informacje), Anne Sowards i Jennifer Jackson za uwagi na temat fabuły i entuzjazm, z jakim przyjęły tę serię, oraz Pat Feidner, która jak zwykle służyła mi radą i oparciem.
Chciałabym szczególnie podziękować osobom, które użyczyły swoich imion i nazwisk postaciom z tej książki, wiedząc, że będzie to jedyny łącznik pomiędzy rzeczywistością a fikcją. Są to: Bobbie Barber, Elizabeth Bennefeld, Blair Boone, Douglas Burke, Starr Corcoran, Jennifer Crow, Lorna MacDonald Czarnota, Julie Czerneda, Roger Czerneda, Merri Lee Debany, Michael Debany, Skip Denby, Mary Claire Eamer, Sarah Jane Elliott, Chris Fallacaro, Dan Fallacaro, Mike Fallacaro, Nadine Fallacaro, Jamess Alan Gardner, Mantovani „Monty” Gay, Julie Green, Lois Gresh, Ann Hergott, Lara Herrera, Robert Herrera, Danielle Hilborn, Heather Houghton, Lorne Kates, Allison King, Janie Paniccia, Jennifer Margaret Seely, Ruth Stuart i John Wulf.
Afrikah
Australis
Brytania/Dzika Brytania
Celtycko-Romańska Wspólnota Narodów/Cel-Romania
Felidae
Kościste Wyspy
Burzowe Wyspy
Thaisia
Tokhar-Chin
Zelande
Wielkie Jeziora: Największe, Tala, Honon, Etu i Tahki
Pozostałe jeziora: Jeziora Piór/Jeziora Palczaste
Rzeka: Talulaha/Wodospad Talulaha
Przystań Przewoźników, Centrum Północ-Wschód (Dyspozytornia), Georgette, Laketown, Podunk, Sparkletown, Talulah Falls, Toland, Orzechowy Gaj, Pole Pszenicy
Autorka zaznaczyła tylko elementy występujące w powieści.
Dawno, dawno temu Namid zrodziła wszelkie istoty żywe – w tym te nazywane ludźmi. Podarowała ludziom żyzne obszary samej siebie i wodę zdatną do picia, a znając ich delikatną naturę, jak również naturę innych swoich dzieci, odizolowała ich, by mieli szansę przeżyć i rozwijać się. Ludzie dobrze wykorzystali tę szansę. Nauczyli się budować domy i krzesać ogień. Nauczyli się uprawiać ziemię i wznosić miasta. Zbudowali też łodzie i zaczęli łowić ryby w Morzu Śródziemnym i Morzu Czarnym. Rozmnażali się i rozprzestrzeniali po swojej części świata, aż natrafili na dzikie miejsca. To wtedy odkryli, że resztę świata zasiedlają inne dzieci Namid. Jednak Inni nie dostrzegli w ludziach zdobywców. Dostrzegli w nich nowy rodzaj mięsa.
Tak zaczęły się wojny o dzikie miejsca. Czasami ludzie wygrywali i rozprzestrzeniali się nieco bardziej, częściej jednak znikały całe fragmenty ich cywilizacji, a ci, którzy ocaleli, trzęśli się ze strachu, słysząc wycie wilków. Zdarzało się też, że ktoś za bardzo oddalił się od domu, a rano znajdowano go martwego, pozbawionego krwi.
Mijały wieki. Ludzie zbudowali większe statki i przepłynęli Atlantyk. Kiedy natrafili na dziewiczy ląd, na wybrzeżu zbudowali osadę. Wówczas odkryli, że i to miejsce zajęte jest przez terra indigena, czyli tubylców ziemi. Innych.
Terra indigena rządzący kontynentem nazywanym Thaisią poczuli gniew, gdy ludzie zaczęli wycinać drzewa i orać ziemię, która nie należała do nich. Zjedli więc osadników i nauczyli się przybierać ich kształt, tak jak wcześniej wielokrotnie nauczyli się przybierać kształt innego mięsa.
Druga fala osadników znalazła opuszczoną osadę i ponownie spróbowała ją zasiedlić.
Ich również zjedli Inni.
Na czele trzeciej fali osadników stał człowiek, który był mądrzejszy niż jego poprzednicy. Zaproponował Innym ciepłe koce, materiał na ubrania i interesujące błyszczące przedmioty – w zamian za zgodę na zajęcie osady i uprawę okolicznej ziemi. Inni uznali, że to uczciwa wymiana, i opuścili tereny użyczone ludziom. Otrzymali więcej prezentów w zamian za prawo do polowań i połowu ryb. Taki układ zadowalał obie strony, choć jedna z trudem tolerowała nowe sąsiedztwo, a druga ogradzała swe osady i żyła w ciągłym strachu.
Płynęły lata, osadników przybywało. Wielu umierało, ale wielu wiodło się całkiem dobrze. Osady rozrastały się w wioski, te w miasteczka, a te z kolei w miasta. Stopniowo ludzie rozprzestrzenili się po całej Thaisii na ziemiach użyczonych im przez Innych.
Mijały wieki. Ludzie byli bystrzy, ale Inni również. Ludzie wynaleźli elektryczność i kanalizację. Inni kontrolowali wszystkie rzeki, które zasilały generatory, i wszystkie jeziora, które dostarczały wody pitnej. Ludzie wynaleźli silniki parowe i centralne ogrzewanie. Inni kontrolowali zasoby paliwa potrzebnego do pracy silników i ogrzewania domów. Ludzie wynajdowali i produkowali różne rzeczy. Inni kontrolowali surowce, a zatem decydowali o tym, co można, a czego nie można produkować w ich części świata.
Oczywiście zdarzały się konflikty i niektóre ludzkie miasta znów pochłonął las. Wreszcie ludzie pojęli, że to terra indigena rządzą Thaisią i tylko koniec świata może to zmienić.
Obecnie sytuacja kształtuje się następująco: na ogromnych terenach należących do Innych rozrzucone są niewielkie ludzkie osady. W większych miastach znajdują się ogrodzone parki nazywane Dziedzińcami, gdzie mieszkają Inni, których zadaniem jest obserwowanie ludzi i pilnowanie przestrzegania umów, jakie zawarli z terra indigena. Po jednej stronie wciąż panuje niechętna tolerancja – a po drugiej strach. Ale jeśli ludzie będą ostrożni, przetrwają. Przynajmniej większość z nich.
Simon Wilcza Straż obudził się, ziewnął, podniósł głowę i spojrzał na Meg Corbyn, której niespokojne ruchy wyrwały go ze snu. Całkiem rozkopała pościel, a ponieważ nie miała futra, mogła złapać przeziębienie. Simon nie miał pojęcia, dlaczego ludzie chcą złapać przeziębienie – Wilk terra indigena łapał coś tylko wówczas, gdy chciał to złapać – niemniej wielu ludzi najwyraźniej chciało i łapało je, gdy było zimno. A choć kończył się luty, w Północno-Wschodnim regionie Thaisii nadal było zimno. Z drugiej strony, można się było spodziewać, że jeśli Meg zmarznie, przytuli się mocniej do jego ciepłego futra, a jak każdy Wilk Simon lubił bliskość.
Gdyby kilka tygodni temu ktoś powiedział mu, że zaprzyjaźni się z człowiekiem tak bardzo, iż będzie czuwał nad nim w nocy, zabiłby go śmiechem. Tymczasem siedział właśnie w mieszkaniu Meg w Zielonym Kompleksie, podczas gdy Sam, podopieczny i siostrzeniec Simona, spał u jego ojca, Elliota, w Wilczym Kompleksie. Wcześniej z Samem często drzemali przytuleni do Meg, a czasami nawet spali z nią przez całą noc, jednak ostatni atak na Dziedziniec w Lakeside wiele zmienił. Jacyś ludzie przyszli nocą porwać Sama i Meg, a Meg omal nie zginęła, ratując przed nimi Wilczka. Kiedy wieźli ją do ludzkiego szpitala, Simon dostał napadu niekontrolowanej wściekłości. Miał podejrzenia co do jego przyczyny i dlatego Sam, nieopanowany jak każdy szczeniak, nie sypiał już przytulony do Meg.
Ta Meg. Mówiła, że mierzy sto sześćdziesiąt centymetrów, ponieważ uważała, że brzmi to bardziej imponująco niż „metr sześćdziesiąt”. Miała dwadzieścia cztery lata, włosy pomalowane na dziwaczny, pomarańczowy kolor z czarnymi odrostami, przejrzyste szare oczy, jak u niektórych Wilków, i jasną skórę. Dziwną, delikatną skórę, na której łatwo tworzyły się blizny.
Meg była cassandra sangue, wieszczką krwi: jeśli przecięło się jej skórę, doznawała wizji i wypowiadała proroctwa. Działo się tak zawsze, niezależnie od tego, czy zraniono ją celowo, za pomocą brzytwy, czy też przypadkowo skaleczyła się sama.
Sanguinati nazywali kobiety tego rodzaju słodką krwią, ponieważ nawet w dorosłym życiu zachowywały w sercu słodycz dziecka. Ta słodycz i krew, w której pływały wizje, sprawiały, że wieszczki nie były zdobyczą, tyko stworzeniami Namid, równocześnie wspaniałymi i straszliwymi. Być może nawet straszliwszymi, niż sądzili terra indigena.
Simon był jednak pewien, że jeśli będzie musiał, poradzi sobie z tym aspektem Meg. Ale chwilowo Meg była po prostu Meg – oficjalnie łącznikiem z ludźmi zatrudnianym przez Dziedziniec, a prywatnie jego przyjaciółką.
Kiedy tak na nią patrzył, zaczęła przez sen wydawać niespokojne dźwięki i poruszać nogami, jakby biegła.
Meg? Wiedział, że nie słyszy mowy terra indigena, ale i tak spróbował. Miał wrażenie, że nie śni się jej nic miłego, jak na przykład polowanie na jelenia. Tym bardziej że nagle poczuł zapach jej strachu. Meg?
Wsadził jej nos w ucho, zamierzając ją obudzić.
Meg czuła we śnie zbliżające się niebezpieczeństwo. Słyszała też jakiś znajomy dźwięk, który wywoływał w niej grozę. Próbowała krzyknąć ostrzegawczo, wołać o pomoc, uciec od obrazów, które wypełniały jej głowę.
Kiedy poczuła dźgnięcie w ucho, rzuciła się gwałtownie, wrzasnęła i kopnęła z całej siły. Trafiła w coś stopą, więc kopnęła znowu. Obudziły ją huk i głośny jęk. Półprzytomna, zaczęła szukać włącznika lampy.
Kiedy pokój zalało światło, usiadła, dysząc ciężko. Puls walił jej w uszach. Pierwsze, co zauważyła, to stolik nocny, który wyglądał dokładnie tak samo jak wówczas kiedy kładła się spać, tyle że mały zegar stojący koło lampy pokazywał teraz trzecią w nocy. Uspokojona znajomym widokiem, rozejrzała się po pokoju.
Nie znajdowała się w sterylnej celi, w zamkniętym kompleksie, pod władzą człowieka, który ciął jej skórę dla zysku. To była jej własna sypialnia, w jej własnym mieszkaniu, na Dziedzińcu w Lakeside. Najwyraźniej była tu sama.
Ale jeszcze kilka godzin temu, kiedy zasypiała, leżał obok niej wielki puchaty Wilk. Opadła na poduszkę i przykryła się kołdrą aż po brodę.
– Simon? – spytała szeptem.
Usłyszała chrząknięcie. Dobiegło jakby z podłogi po drugiej stronie łóżka. Po chwili znad materaca wyłoniła się ludzka głowa Simona Wilczej Straży. Patrzył na nią bursztynowymi oczami, w których migotały czerwone iskry – wyraźny znak, że jest zły.
– Obudziłaś się już? – warknął.
– Tak – odparła potulnie.
– To dobrze.
Kiedy wślizgiwał się pod kołdrę, dostrzegła mięśnie grające pod gładką skórą. Odwróciła się do niego plecami, a serce zaczęło jej walić ze strachu, odmiennego niż ten, który czuła we śnie.
Nigdy nie sypiał z nią w swej ludzkiej formie. Dlaczego zmienił się w człowieka? Czyżby chciał… seksu? Nie była… nie chciała… Nie była nawet pewna, czy mogła z… A jeśli on tego oczekuje?
– Si-Simonie? – spytała drżącym głosem.
– Tak, Meg? – nadal słyszała w jego głosie powarkiwanie.
– Nie jesteś Wilkiem.
– Zawsze jestem Wilkiem.
– Ale teraz nie jesteś futrzastym Wilkiem.
– A ty zabrałaś całą kołdrę. – To mówiąc, chwycił kołdrę, którą trzymała z całych sił pod brodą, i szarpnął w swoją stronę. Zaskoczona, przeturlała się na niego i zanim zdołała cokolwiek zrobić, oboje byli porządne przykryci, a Simon przyciskał ją do materaca. – Przestań się wiercić – zażądał niecierpliwie. – Jeśli nabijesz mi jeszcze jednego siniaka, to cię ugryzę.
Meg posłusznie znieruchomiała. Simon wiedział, że w jej krwi pływają wizje i proroctwa, które uwalnia każda ranka, więc nie przetnie jej skóry. Ale ostatnio wymyślił inny sposób dyscyplinowania takich jak ona – szczypał ją przez ubranie tak mocno, żeby zabolało, nie uszkadzając skóry.
Meg trafiła na Dziedziniec w Lakeside siedem tygodni temu. Była wtedy na wpół zamarznięta i szukała pracy. Przez pierwsze dni Simon regularnie groził jej, że ją zje, choć normalnie nie traktował w ten sposób ludzkich pracowników w obawie, że z miejsca porzucą pracę i uciekną najbliższym wyjściem. Gdy Inni odkryli, że Meg jest wieszczką krwi i że uciekła od człowieka, do którego zgodnie z prawem należała, uznali ją za jedną ze swoich. I chronili ją jak jedną ze swoich, szczególnie odkąd wpadła pod lód i omal nie utonęła, usiłując odciągnąć napastników od małego Sama. Właśnie dlatego od powrotu ze szpitala co wieczór zasypiała pod strażą Simona, który w swej wilczej formie zwijał się w kłębek na jej łóżku.
Zapewne mniej cieszyłaby się z tego nocnego towarzystwa, gdyby wilcze futro nie grzało tak miło.
Meg była ciekawa, czy w jej mieszkaniu specjalnie jest tak zimno, żeby nie marudziła, że Simon sypia obok niej? Dotąd nigdy się na to nie skarżyła, ponieważ zachowywał formę Wilka. Teraz jednak nie wyglądał jak Wilk, a Simon w ludzkiej formie w jej łóżku to było coś… innego. Coś krępującego. Groźnego w sposób, o którym nie miała ochoty rozmawiać.
Chociaż, mimo braku futra, nadal był ciepły i zachowywał się poprawnie, a ponieważ było jeszcze za wcześnie, żeby wstawać, postanowiła, że zastanowi się nad tym wszystkim jutro.
Przysypiała już, kiedy potrząsnął nią lekko.
– Co cię przestraszyło? – spytał.
Powinna wiedzieć, że nie odpuści. Może to i lepiej? Odkąd uciekła z kompleksu i zamieszkała z Innymi, jej wieszczy dar zaczął się zmieniać. Stała się bardziej wrażliwa, tak, że czasami nie musiała nawet przecinać skóry, by doświadczyć wizji – szczególnie jeśli w jakimś stopniu wizja dotyczyła jej samej.
Obrazy ze snu zdążyły się rozpłynąć. Większości nie pamiętała, więc pewnie rano nie byłaby w stanie przypomnieć sobie czegokolwiek. A jednak na samą myśl o tym śnie przechodził ją dreszcz.
– Nic takiego – powiedziała, bardzo pragnąc w to uwierzyć. – To był tylko sen. – Przecież nawet wieszczki krwi miewają zwyczajne sny. Prawda?
– Skoro przestraszył cię tak bardzo, że skopałaś mnie z łóżka, to nie jest „nic takiego”, Meg. – Simon przytrzymał ją mocniej. – I wiesz co? Może i jesteś mała, ale kopiesz jak łoś. Muszę ostrzec resztę Wilków.
Świetnie. Właśnie tego było jej trzeba. Tak, to nasz łącznik, Meg Wierzgająca Klępa. Tymczasem dominujący Wilk i przywódca Dziedzińca uparcie czekał na odpowiedź.
– Słyszałam dźwięk – szepnęła. – Powinnam wiedzieć, co to było, ale nie potrafię go zidentyfikować.
– Dźwięk z twoich lekcji? – spytał równie cicho Simon. Miał na myśli szkolenie, jakie przechodziła w kompleksie. Uczono ją tam rozpoznawać obrazy i dźwięki niesione przez proroctwa.
– Tak, ale również stąd. To nie był pojedynczy dźwięk, tylko kilka, które razem składały się na jedno znaczenie.
Chwila ciszy.
– Dobrze. Co jeszcze?
Zadrżała. Owinął się wokół niej i zrobiło jej się cieplej. Poczuła się bezpieczna.
– Krew. – Jest zima. Na ziemi leży śnieg i ten śnieg jest pochlapany krwią. I widziałam pióra. – Odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć. – Dlatego próbowałam krzyczeć, chciałam, żeby ktoś mnie usłyszał. Widziałam połamane czarne pióra sterczące z zakrwawionego śniegu.
Simon przyjrzał się jej uważnie.
– Widziałaś je? Nie było ciemno?
Pomyślała przez chwilę, po czym pokręciła głową.
– Był dzień. Słońce nie świeciło, ale był dzień.
– Rozpoznałaś to miejsce?
– Nie. Nie zapamiętałam żadnych wskazówek co do miejsca, tylko ten śnieg.
Simon sięgnął nad nią i zgasił lampę.
– W takim razie śpij dalej, Meg. Będziemy ścigać tę zwierzynę jutro.
Wyciągnął się obok i natychmiast zasnął, tak jakby był w swojej wilczej formie. Tyle że nie był w wilczej formie. A ona nie wiedziała, jak mu wyjaśnić, że to zmieniło coś między nimi.