39,00 zł
Pola jest piękna, bogata i sławna. Młoda wokalistka pop ma powody do zadowolenia – jej płyty nie schodzą z list bestsellerów, a sale koncertowe wypełniają się po brzegi. Sukcesy, o których dziewczyny w jej wieku mogą tylko pomarzyć, nie dają jednak Poli szczęścia. Nadużywająca alkoholu gwiazda po jednej z imprez doprowadza do wypadku samochodowego. W ramach zasądzonej kary przez dwa miesiące musi pracować społecznie w ośrodku leczenia uzależnień. Gdzieś na końcu świata, wśród młodych ludzi z problemami, Pola poznaje Borysa, instruktora prowadzącego zajęcia z muzykoterapii, z którym ma współpracować. To, co początkowo uzna za przekleństwo losu, pewnego dnia okaże się dla niej wybawieniem. A wszystko dzięki miłości do muzyki. Dzięki miłości.
W filmie Na chwilę, na zawsze w reżyserii Piotra Trzaskalskiego, Polę zagrała Martyna Byczkowska, a postać Borysa stworzył Paweł Domagała. Aktor i muzyk jest również pomysłodawcą i współtwórcą scenariusza. W pozostałych rolach wystąpili m.in. Olaf Lubaszenko, Kinga Preis i Ireneusz Czop. Film ma swoją premierę 15.07.2022r.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 330
1.
Robiła to przecież setki razy. Łatwizna. Wystarczyło wyjść na scenę, zaśpiewać, rozgrzać publiczność do czerwoności, dać kilka bisów, wrócić do garderoby, zmyć makijaż i gotowe. Ale nie tego wieczoru. Bo choć od kwadransa miała być na scenie, wciąż siedziała w garderobie przed lustrem, ściskając mocno szyjkę różowej butelki. Mimo że zinfandel był wyjątkowo paskudny, Pola błyskawicznie uszczupliła zawartość butelki o połowę.
Patrzyła w lustro z odrazą. Miała zmęczoną i opuchniętą twarz. Spod podkrążonych oczu ku brodzie płynęły łzy. Pola nie potrafiła zdobyć się na współczucie wobec samej siebie. „Co się tak mazgaisz, głupia pindo?” – wycedziła, krzywiąc się z rosnącym obrzydzeniem, po czym wydmuchała nos w chusteczkę do demakijażu.
Widownia zaczynała się niecierpliwić. „Pola! Pola! Pola!” – skandował rytmicznie wielotysięczny tłum. „Pola! Pola, otwieraj, słyszysz? Otwieraj, natychmiast! Jeśli nie otworzysz, wezwę strażaków, rozumiesz? Nie ręczę za siebie, rozumiesz?! Rozumiesz?!” – wrzeszczał ojciec Poli, który na przemian bez opamiętania walił pięścią w drzwi i mocował się z klamką.
Pola pociągnęła kolejny łyk wina i w końcu wstała, żeby wpuścić ojca, któremu – bla bla bla – wszystko zawdzięczała. Według niego, oczywiście, zawdzięczała wszystko, co najlepsze. Według niej, wiadomo, wszystko, zwłaszcza w ostatnich latach, co najgorsze.
– Ale że jak? Pali się? Dlaczego chcesz wzywać strażaków, tato? – zapytała, otwierając drzwi. Zamiast odpowiedzieć, ojciec chwycił ją za nadgarstek i zaciągnął z powrotem przed lustro, usadził w fotelu, stanął za jej plecami i pochylając się nad nią, zaczął swoją rytualną pogawędkę motywacyjną. W jego mniemaniu, motywacyjną.
– Co się z tobą dzieje?! Chcesz się ośmieszyć przed dwunastoma tysiącami ludzi, którzy zapłacili, żebyś dla nich, kurwa mać, śpiewała? Córciu, Poleńko, Polciu, jak mam ci to wytłumaczyć, co? Weź się w garść. Jezusie, jak ty wyglądasz? Anka, chodź tutaj do cholery, na co czekasz? – ojciec rzucił do stojącej w drzwiach makijażystki. – Trzeba ją naprawić. Przecież ona ma dwadzieścia trzy lata, a nie czterdzieści. Zobacz, jak się załatwiła! Jeden wielki rozmaz.
– Kasia – powiedziała z naciskiem Pola.
– Co Kasia, co Kasia, jaka Kasia? – zżymał się ojciec.
– To jest Kasia. Anka już nie pracuje z nami od pół roku, a ty ciągle nie możesz zapamiętać – wycedziła Pola, sięgając po butelkę.
– W dupie mam, czy to Ania, Mania, czy Hania, sorry.
– W porządku – powiedziała Kasia z uśmiechem.
– W dupie mam, co myślisz w tym temacie – zwrócił się ojciec Poli do makijażystki, która czekała, aż ją tatuś manager dopuści do rozkapryszonej gwiazdy.
– Weź się ogarnij – powiedziała Pola do plującego śliną ojca. Zawsze, gdy się wściekał, zaczynał krzyczeć, a kiedy krzyczał, pluł śliną. Ohyda.
– Sama się ogarnij. Masz pięć minut. Jeśli nie będziesz gotowa, to cię osobiście zaniosę na tę pierdoloną scenę – zapluł się ojciec.
– Nigdy nie zatrudniaj własnego ojca – powiedziała Pola do makijażystki.
– To ja cię zatrudniam, beze mnie jesteś nikim, nie istniejesz. Jesteś blokiem marmuru, ja jestem rzeźbiarzem, Michałem Andżelem, który coś tam z ciebie z trudem, jak widać, wydobywa.
– Co za dzban – powiedziała Pola, gdy ojciec wyszedł, trzaskając drzwiami, a makijażystka Kasia zabrała się do roboty.
– Przykro mi z powodu tej sytuacji, serio. Gdybyś chciała porozmawiać... – zaproponowała Kasia, zmywając rozmazaną buzię gwiazdy.
– Weź się ode mnie odpieprz, OK? Rób swoje, za to ci płacimy – przerwała jej Pola. I dodała: – Podaj mi tego zinfandela. Ohydny jest, ale drogi, żal wylać.
2.
Wyszła na scenę, zaśpiewała i zatańczyła w towarzystwie przekozackich gości z zespołu SexiFlexi, z którymi występowała od początku kariery. Stanęła przy mikrofonie i zaczęła:
„Nie mam pojęcia, czy jeszcze tu jestem / Co to za miejsce i jaka to przestrzeń / Ktoś mi powiedział, że ty wiesz, kim jestem / Powiedz więc, proszę / Duszę się powietrzem, duszę się powietrzem... / Wdech, wydech, wdech, wydech...”
Widownia oszalała. Tłum nastolatków śpiewał razem z Polą. Znowu wyszło zawodowo. Robiła to przecież setki razy. Łatwizna. Nawet jeśli była na lekkim rauszu i nawet jeśli przed koncertem czuła, że już dłużej nie da rady.
Kiedy po trzech zakontraktowanych bisach wbiegła za kulisy, zobaczyła uśmiechniętego od ucha do ucha tatusia. Nic dziwnego, że się tak szczerzył. Miał kolejnych kilkadziesiąt tysięcy powodów do zadowolenia. Ten śnieżnobiały uśmiech oczywiście zawdzięczał Poli. Nowiuśkie zęby, błyszcząca omega na nadgarstku, dżinsy firmy Boss, koszula Burberry, buty Dolce&Gabbana, zarzucony na ramiona sweter Fendi...
„Ciekawe, czy zdążysz wydać wszystkie moje pieniądze, zanim dojdziesz do litery Z? Jaki jest projektant na Z?” – zastanawiała się Pola, mijając ojca.
– Dokąd idziesz? – zapytał, gdy po raz drugi tego wieczora chwycił ją za nadgarstek.
– Zostaw mnie! – krzyknęła, próbując się wyzwolić z uścisku, po czym zwróciła się do makijażystki: – Muszę się napić. Przynieś mi coś mocnego.
– Nie przyniesie. Kasia, prawda? Czy Basia? – zapytał makijażystkę Kasię ojciec Poli. I dodał, wciąż trzymając córkę za rękę: – Napijesz się na miejscu.
– Na jakim miejscu?
– W Groomie. Idziemy świętować – poinformował ją ojciec. – Jubileuszowy koncert to jest! Halo, tu Ziemia do Poli, pięćsetny koncert.
– Myślałam, że ten jutrzejszy jest pięćsetny.
– Źle myślałaś.
– No przecież Zegna! – stuknęła się w czoło Pola.
– Co?
– Projektant na Z – powiedziała, po czym oznajmiła, że nigdzie nie pójdzie, bo jest wykończona, ale ojciec jak zwykle nie miał zamiaru słuchać i zaciągnął ją do klubu, w którym czekała już cała ekipa, goście z wytwórni, dupki z agencji reklamowych, kretyni z telewizji i diabli wiedzą, kto jeszcze. I prawie każdy miał coś niesamowitego do opowiedzenia albo miał zajebisty pomysł, z którego będą góry złota, o ile tylko Pola da się skusić na chwilę rozmowy. Niech poświęci chociaż pięć minut. Minutkę chociaż. Dosłownie. Pola nie dawała się skusić, odsyłała wszystkich do ojca.
Z okazji jubileuszu strzeliły korki szampanów. Były brawa, okolicznościowa głupiogadka ojca, były dzióbki do selfiaczków, ale był też na szczęście porządnie zaopatrzony bar, a za nim pojętny barman, na oko rówieśnik Poli, dzięki któremu mogła przetrwać tę upiorną noc.
Gdy się jeszcze jako tako trzymała na nogach, ojciec zaciągnął ją na cykliczną fotoustawkę. Umówieni paparazzi, którzy w zamian za ustawki trzymali się od Poli z daleka, tym razem sfotografowali ją w towarzystwie tajemniczego blondyna. I w ten sposób syn tancerki z grupy SexiFlexi stał się bohaterem, o którym nazajutrz Pola miała przeczytać w Pudelkach i Pomponikach elektryzujące artykuły o klikalnych tytułach: „Czy to nowa miłość Poli?”. „Kolejny romans młodej gwiazdy!”. „A jednak! Po bolesnym rozstaniu z Kubą Wiśniewskim serce Poli znów zaczyna bić mocniej”.
Ustawki były złem koniecznym. Podatkiem od spokoju. Pola czuła, że są rodzajem wymuszenia, szantażu, że to rozbój w biały dzień, więc przed każdą ustawką się buntowała, ale była to oczywiście sztuka dla sztuki, bo przecież Pola nie miała wyboru.
Po skończonej sesji jak zwykle musiała się ogłuszyć. Wróciła do baru i walnęła trzy szybkie shoty o nazwie Ścinka Drwala. Może gdyby wybrała Imieniny U Cioci, nie obudziłaby się z potwornym kacem, z gorączką, z czarną dziurą w głowie, w areszcie.
3.
Pola się trzęsła z zimna i ze strachu, miała spierzchnięte usta i tak ściśnięte gardło, że bolało ją każde wypowiadane słowo. Miotała się. Było jej niedobrze. Słabo. Chciało jej się palić. I chętnie wypiłaby kubek kawy po irlandzku, z pięćdziesiątką whisky, żeby uleczyć kaca giganta, a przede wszystkim, żeby się mniej bać.
Siedziała w obskurnym ambulatorium z młodą policjantką i lekarzem dziadygą.
– Jak będziesz współpracowała, to załatwimy sprawy migusiem i już. A jak nie będziesz, to się nam przeciągnie. Nikomu to w niczym nie pomoże – powiedział stojący nad Polą lekarz.
– Bez adwokata na nic się nie zgadzam, OK? Sorry, ale tak zostałam wyszkolona – odpowiedziała Pola.
– Wyszkolona! Dobre, bo polskie, ha ha ha! O czym ty gadasz, dziewczyno? Nie bądź taka hop do przodu, bo i tak masz już przesrane po całości. To po co jeszcze bardziej się pogrążać? – zapytała policjantka.
– Nie wiem, o co wam chodzi. Nic nie zrobiłam. Nic nie pamiętam, OK?
– Większość się tak tłumaczy. Że nie pamiętają. A to jest najgorszy błąd. To jakbyś od razu przyznała się do winy, taka jest prawda – powiedziała policjantka, wzdychając.
– Ale ja naprawdę nie pamiętam. Nie wiem, co się stało – odparła Pola.
Policjantka pokiwała głową z dezaprobatą, po czym powiedziała, że Pola może stawać na głowie, a i tak się nie wywinie. Będzie siedzieć. Kilka lat. Co najmniej dwa.
Pola odpowiedziała, że nie może sobie na to pozwolić. Przecież dopiero co ukazała się jej trzecia płyta! Ulga została okrzyknięta przez najważniejszych polskich krytyków objawieniem roku, Pola miała szanse na nominacje w najważniejszych konkursach. Właśnie rozpoczęła wielką trasę koncertową promującą nową płytę. Myślała już o kolejnym krążku. Wkrótce miała ruszyć z nagraniem pierwszej piosenki. Dla kogoś takiego jak ona, dwa lata w więzieniu oznacza zakończenie kariery. Zanim odbiłaby się od dna, o ile w ogóle by się odbiła, minęłoby sporo czasu. Pola poczuła, że życie, które prowadziła przez ostatnich sześć lat, zawisło na włosku. Nikt i nic jej tego nie zrekompensuje.
– Myślałam, że jest blondynką. Na zdjęciach w gazetach i internetach, no i w teledyskach to ma blond włosy, a tu o, ciemna szatynka, brunetka prawie – powiedziała policjantka do lekarza, który zaczął pobierać Poli krew.
– To ja to samo słyszałem o Marilyn Monroe – odpowiedział lekarz. – Tak à propos, pewno wszyscy cię o to proszą, dałabyś autograf? – zwrócił się do Poli. – Nie dla mnie. Dla wnuczki. Ma koszulkę z twoim zdjęciem. I zna wszystkie piosenki.
– Czy my się znamy? Czy ja z tobą piłam bruderszaft? Nie? Tak myślałam. To raczej sorry, ale może następnym razem, czyli nigdy – powiedziała Pola, kiedy lekarz wyciągnął igłę z jej przedramienia.
– Masz poważne kłopoty, córeczko, więc dobrze ci radzę, żebyś od teraz była dla ludzi miła, bo wszystko, co powiesz, nie tylko może, ale na pewno będzie wykorzystane przeciwko tobie. Ludzie nie lubią bezczelnych gówniarzy, a prokuratorzy to już zwłaszcza – odpowiedział lekarz.
– No właśnie. Ma kłopoty, a pyskuje, gówniara – skomentowała policjantka.
Pola doskonale wiedziała, że ma kłopoty. Przecież siedziała w areszcie, a nie w nailbarze przy Koszykowej. Nawet jeśli jest się niewinnym i siedzi się w areszcie, to ma się kłopoty. A jej powiedzieli już chyba z tysiąc razy, że na wyrok w zawieszeniu nie ma co liczyć, że powinna już przyzwyczajać się do twardej pryczy, bo na podobnej spędzi kilkaset nocy. Skończył się czas pobłażania dla pijaków za kierownicą.
Pola nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Pomyślała nawet, że ktoś ją mocno wkręca, że bierze udział w jakimś prank show, że za chwilę wyjedzie znienacka ukryta kamera i uhahana po pachy ekipa, której udało się tak wspaniale nabrać głupiutką wokalistkę. Ale czas mijał, a nikt się do wygłupów jakoś nie zamierzał przyznać. Próbowała przekonywać przesłuchującą ją policjantkę, że przecież wczorajszą noc spędziła w klubie Groom, świętując jubileuszowy koncert, ma kilkuset świadków, wystarczy kilku z nich zapytać, na pewno to potwierdzą. Owszem, przyjechała do klubu własnym samochodem, takim złotym zabytkowym mercedesem, Pola może podać numery rejestracyjne, on na pewno pod tym klubem wciąż stoi, ale za to chyba nie trafia się do więzienia na dwa lata. Trzeba koniecznie skontaktować się z ojcem, Markiem Szwastem, a także z prawnikiem Krystianem, teraz akurat nazwisko wyleciało jej z głowy, takim znanym obrońcą gwiazd. Oni wytłumaczą to nieporozumienie. Nie pamięta dokładnie, kto ją odwiózł po imprezie do domu. Ojciec albo pan Sebastian, zaufany kierowca, nazwiska też nie pamięta. Po afterparty, teraz sobie przypomina, no właśnie, po afterparty była ustawka z takim blondynem, w tym przypadku to nawet imienia sobie nie przypomni, ale za to pamięta, że wypiła z nim kilka szybkich shotów. Tyle, że potem... No właśnie. Potem był już tylko zgon, totalny zjazd, alkopustka. Nic.
Policjantka jeszcze raz powiedziała, że podejrzani często tłumaczą się niepamięcią i że to daremne. Powtórzyła, że w przypadku Poli przyznanie się do niepamięci jest równoznaczne z przyznaniem się do winy, a w każdym razie jest jednym z najważniejszych elementów obciążających.
W odpowiedzi Pola tylko wzruszyła ramionami. Na przyjazd ojca i pana mecenasa czekała w wąskim korytarzu. Pilnował jej młody policjant o pucułowatej, dobrotliwej twarzy. Potwornie chciało jej się pić. Po obudzeniu dostała butelkę wody, którą już dawno opróżniła. Teraz, gdy poprosiła o następną, strażnik poinformował ją, że wyczerpała limit. Zwyzywała go od zwyrodniałych sadystów i miękkich szpadli. Z dobrotliwości na twarzy policjanta nic nie zostało. Żeby się zemścić, wyciągnął smartfon i strzelił Poli fotkę. Pola miała nadzieję, że zdążyła się w porę odwrócić i w kadrze pozostała tylko dłoń z wystawionym środkowym palcem.
Przyjechali po nią parę minut po południu. Ojciec i mecenas. Przed komisariatem już krążyły hieny i sępy z kamerami. Umowa ustawkowa przestała obowiązywać. Pola poprosiła mecenasa o pożyczenie płaszcza, żeby mogła go sobie zarzucić na głowę, ale mecenas odmówił. Ludzie muszą zobaczyć, że się nie odwraca od odpowiedzialności. Teraz każdy ruch ma kolosalne, kluczowe, kapitalne znaczenie. Zanim cokolwiek Pola zrobi, niech się z nim konsultuje. A za chwilę, kiedy wyjdą na ulicę, ma się nie odzywać, nie reagować na zaczepki, nie zatrzymywać się, ma lekko pochylić głowę i nie odrywać wzroku od pięt idącego przed nią ojca. Aha, i żadnych min, ale to żadnych, kamienna twarz.
Samolubna, nieodpowiedzialna, skończona idiotka o ptasim móżdżku, gorzej nawet, ameba, bezmózg, kretynka. Tyle usłyszała, gdy przedarłszy się przez stado natrętów, schroniła się za przyciemnianymi szybami tesli X, najnowszego nabytku ojca.
– Tak, oczywiście, jak zwykle. Powyżywaj się, śmiało – powiedziała, rozwalając się na tylnej kanapie.
– Rozpieprzyłaś nam plany w drobny mak – zaczął ojciec, gdy ruszył spod aresztu niespiesznie, żeby się jeszcze załapać na kilka zdjęć za kierownicą tesli. I ciągnął: – Ty jak zwykle masz wszystko gdzieś, ale nie jesteś samotną wyspą, jesteś naczyniem połączonym, rozumiesz? Przez ciebie wielu, ale to bardzo wielu ludzi straci pieniądze. Mnóstwo pieniędzy. Wielu ludzi.
– Mówisz o sobie, prawda? To ty masz wszystko i wszystkich w dupie, chodzi tylko o ciebie i twoje pieniądze, twoje samochody, jachty i zegarki. Rzeźbiarz, Michał Anioł polskiego szołbiznesu, kurwa, ty jesteś naprawdę niesamowity!
– Nie masz pojęcia, ile mnie będzie kosztowało naprostowanie syfu, w który nas wpakowałaś! – wrzeszczał, a gdy Pola zażądała, żeby w końcu przestał się ciskać i wreszcie opowiedział, co się właściwie stało, ojciec zrekonstruował wydarzenia minionej nocy.
Po tym, jak wypiła morze wina, wódki i drinków, Pola podobno poprosiła barmana, żeby ją zaprowadził do łazienki. Barman się opierał, ale Pola nalegała, więc ostatecznie chłopak uległ. Zanim jeszcze doprowadził Polę do celu, w długim korytarzu prowadzącym do toalet rzuciła mu się na szyję. Podobno zaczęli się całować, podobno zaciągnęła go do łazienki dla niepełnosprawnych, podobno chciała go bzyknąć. Barman miał już opuszczone spodnie. Pola uniesioną sukienkę. Na szczęście była tak pijana, że nie zamknęła drzwi na zamek i ojciec dosłownie w ostatniej chwili zdołał przegonić gówniarza. Podobno.
Pola zwymiotowała na spodnie i buty ojca. Ojciec był przekonany, że zrobiła to celowo. Gdyby tego nie zrobiła, zamówiłby taksówkę albo poprosił kogoś z ekipy, żeby Polę odstawił do domu. Ale musiał się doprowadzić do porządku, a kiedy się jako tako doprowadził, Poli nigdzie nie było.
Podobno wsiadła do swojego czterdziestoletniego mercedesa, zabytkowego coupé w kolorze złotym, i podobno jakimś cudem udało się jej, zważywszy na ilość wypitego alkoholu, przejechać cztery kilometry. Pijacki rajd zakończyła na skrzyżowaniu Chałubińskiego z Koszykową, gdzie wjechała w bok skręcającego przed nią renault. Kierowca prawidłowo jadącego auta trafił z poważnymi obrażeniami do szpitala.
Potrafiła przejechać cztery kilometry, a gdy ją zatrzymała policja, nie była w stanie dmuchnąć w alkomat. 3,1 promila. Z pobranej krwi. Rano miała jeszcze ponad promil.
Warunki zwolnienia z aresztu? Kaucja sto tysięcy, zakaz opuszczania kraju, cotygodniowa wizyta na komisariacie.
– Nie wiem, co zrobisz, żeby paparazzi odpuścili. Nie wiem, co z koncertami. Jeśli dobrze tego nie rozegramy, ludzie cię znienawidzą, a wtedy zbankrutujemy – powiedział ojciec, gdy zatrzymał teslę przed małym hotelem na końcu świata. Czyli na przedmieściach Warszawy.
– Chcę do domu – powiedziała Pola.
– A ja chcę, żebyś dziś wystąpiła w Gdyni. Ale nie wystąpisz. Ciekawe dlaczego? Daj mi pomyśleć...
– Zawieź mnie, kurwa, do domu – krzyknęła Pola, uderzając w zagłówek kierowcy.
– Tak, walnij mocniej. Mało jeszcze narozwalałaś, śmiało. Zrozum, że nie masz teraz wstępu do domu. Od rana czatują tam na ciebie napaleni chłopcy z ze swoimi długimi obiektywami. Są też pod moim mieszkaniem. Pod obydwoma. I pod wytwórnią, cholera wie po co. Tu cię nie znajdą, przynajmniej do jutra. Zadowolona?
– Co dzisiaj jest? Poniedziałek?
– Niedziela, dwudziesty siódmy, październik, Warszawa, Polska, masz na imię Pola i masz przesrane, po całości. Nienawidzę cię.
– Nawzajem.
– Jadę posprzątać cały ten syf. A ty sobie odpoczywaj, córcia. Kolorowych snów, kurwa mać, dobranoc.