Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Każde uczucie niesie za sobą konsekwencje. Ten, kto kocha, poświęca się dla miłości.
Po dramatycznych wydarzeniach osamotniony Sedrick próbuje ułożyć swoje życie na nowo. Opieka nad dwójką maleńkich dzieci jest jednak ogromnym wyzwaniem, a demony przeszłości nie dają mu normalnie funkcjonować. Dręczą go niewyjaśnione sprawy oraz niedomówienia, a Sed nie ma pewności, czy kiedykolwiek jeszcze będzie miał okazję wszystko wyjaśnić. Wie, że stracił miłość swojego życia i nie potrafi się z tym pogodzić. Chce walczyć, tyle że sam nie wie, czy powinien i czy będzie miał szansę wszystko naprawić.
Kontynuacja serii „Miłość w rytmie rocka”, która pozwoli zajrzeć w głąb psychiki seksownego menadżera zespołu rockowego - Sedricka Millsa.
Czy Rebeka i Sedrick odnajdą w końcu właściwy rytm?
Wlewając w siebie kolejne szklanki whisky, wracałem myślami do tych dobrych chwil. Do chwil, w których między mną a Rebeką było wszystko dobrze. Każdy jej uśmiech to było dla mnie największe szczęście. Serce mi pękało, że przez ostatnie miesiące przeze mnie prawie się nie uśmiechała. Ja doprowadziłem do tego wszystkiego i powinienem ponieść konsekwencje. Ja! Więc dlaczego to ona cierpiała? Dlaczego Bóg znowu prawie mi ją zabrał? To miała być kara? Pierdolę taką sprawiedliwość. To mnie powinien ukarać, a nie ją. Mnie!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 784
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
KOLEJNĄ GODZINĘ SIEDZIAŁEM W SZPITALNEJ SAli i trzymając delikatnie dłoń Rebeki, patrzyłem na monitor, który kontrolował pracę jej serca. Ona spała. Znowu spała. To był już kolejny dzień, gdy dla mnie słońce nie wschodziło. Nie wschodziło tak naprawdę od momentu, gdy Rebeka odjechała spod gmachu sądu w dniu naszego rozwodu. Już wtedy wiedziałem, że ją straciłem. Straciłem ją po raz kolejny, ale czy na zawsze? Bezsilność po prostu mnie przerażała, ale nie mogłem nic zrobić. Zupełnie nic. Mogłem siedzieć i czekać. Czekać, aż się obudzi i wróci do mnie, a wtedy – obiecałem sobie – udowodnię jej, jak bardzo ją kocham. Pragnąłem, by tak było. By pozwoliła mi się do siebie zbliżyć i naprawić to, co oboje tak spektakularnie spieprzyliśmy. Ostatnim razem popełniłem błąd, osaczyłem ją i zmusiłem do miłości. Tym razem musiało być inaczej. Zarzekałem się, że dam jej wybór i czas na to, by podjęła właściwą decyzję.
– Obudź się, maleńka, proszę cię… – wyszeptałem, dociskając lekko jej dłoń do swoich ust. Złożyłem na niej delikatny pocałunek i wpatrywałem się w spokojną twarz mojej słodkiej Reb. Mimo wszystko wyglądała prześlicznie. – Czekamy tu wszyscy na ciebie. Ja i maluchy… – Spojrzałem w stronę przeszklonej ściany oddzielającej salę Rebeki od salki, w której leżały Chloe i Charlie. Zbliżała się pora karmienia i pielęgniarka powinna przynieść je tutaj. Stan śpiączki nie wykluczał możliwości karmienia piersią przez Rebekę. Dzieci były podstawiane przez nas kilka razy dziennie, oprócz tego jadły z butelek. Takie działania sprawiały, że pokarm nie zanikał, a maleństwa mogły czuć związek z matką. Ten widok był czymś najpiękniejszym na świecie. Moja ukochana kobieta i dwoje maleńkich dzieci w jej ramionach. Pomagałem pielęgniarkom, jak tylko potrafiłem. Przystawiałem dzieci do piersi, kładłem na nich dłonie Rebeki, imitując tulenie. Byłem jednak przekonany, że Reb będzie cudowną matką i gdy tylko się obudzi, od razu wszystko będzie dobrze. Przez całą ciążę przecież dbała o siebie, a dowiedziałem się o tym od Jamesa. Ojciec Rebeki miał mi wiele za złe, ale zachowywał się w porządku. Nie zabronił mi z nią przebywać, bo wiedział, jak bardzo mi zależało. Zdawałem sobie sprawę, że czekało nas jeszcze wiele rozmów, ale to było nic w porównaniu z tym, jak bardzo pragnąłem, by Rebeka w końcu się obudziła.
– Pomożesz mi, Sedricku? – Z myśli wyrwał mnie głos pielęgniarki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że przywiozła właśnie moją córeczkę i synka. Uśmiechnąłem się bezwiednie na ich widok. Chloe i Charlie byli tacy… idealni. Stworzeni z naszych ciał, z naszej miłości, która co prawda trochę kulała, ale… Ja naprawdę wierzyłem, że to wszystko uda się jeszcze naprawić. Dla nich, dla naszych maleństw i dla miłości, która przecież nie mogła być tak ulotna. To, co łączyło mnie i Rebekę, nie było przypadkiem, a takie uczucie nie zdarzało się często. My nie byliśmy idealni, ale pasowaliśmy do siebie. Skąd o tym wiedziałem? A stąd, że każdego dnia myślałem o niej, pragnąłem wszystko wyjaśnić, naprawić i udowodnić, że możemy być razem. Nie istniała dla mnie żadna inna kobieta. Tylko Rebeka.
– Oczywiście. – Wstałem i ochoczo wziąłem Chloe na ręce. Dziewczynka kwiliła cichutko, bo zapewne już była głodna. Miała taki cudowny i zadarty nosek. Taki sam jak jej mamusia.
Pielęgniarka o imieniu Lisa podwyższyła stelaż łóżka, tym samym podsuwając Rebekę do pozycji półsiedzącej, a następnie odsłoniła jej piżamę. Piersi Rebeki były krągłe i pełne, w takich chwilach jednak nie kojarzyły mi się z czymkolwiek erotycznym. Wtedy stanowiły atrybut jej kobiecości, dowód na to, że została matką. Niesamowite było to, jak bardzo uspokajały się maluchy podczas karmienia. Czuły ciepło ciała, skóra przy skórze z kobietą, która przez kilka miesięcy nosiła je pod sercem. Dbała o nie, kochała od pierwszego dnia, w którym się o nich dowiedziała. Wiedziałem o tym. Rebeka zrobiła wszystko, by dzieci były zdrowe. Nie potrafiłem darować sobie, że nie zorientowałem się, że coś było nie tak. Przecież widziałem ją kilka miesięcy przed porodem. Zauważyłem wtedy, że przybyło jej trochę ciała, że Reb nieco się zaokrągliła, ale… Kurwa! Dlaczego nie domyśliłem się, że była w ciąży? Nasza krótka rozmowa na chrzcinach Charlotte powinna dać mi do myślenia. Potem Reb zniknęła i już nie miałem okazji nawet z nią porozmawiać. Tyle się zmieniło, tyle wydarzyło, ale ja naprawdę wierzyłem, że można to wszystko naprawić.
***
– Simon, a gdzie jest Trey? – zapytałem zdenerwowany, czekając, aż ta banda idiotów zjawi się na czas. Za godzinę miała odbyć się ceremonia, a byliśmy tam tylko ja i Simon. Tak naprawdę powód mojego wkurwienia był zupełnie inny. Nie miałem pewności, czy Rebeka pojawi się na chrzcinach. Nie widziałem jej od rozwodu i tak cholernie za nią tęskniłem. Mimo wszystko… tak bardzo tęskniłem za jej uśmiechem.
– Powinien zaraz przyjechać. Ma mój garnitur i strój da małej. – Simon rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby czegoś szukał.
– A Kara będzie? – zapytałem, a Simon spojrzał na mnie i prychnął.
– Prędzej zjawi się tutaj Elvis niż ta wywłoka… – odpowiedział, jak zawsze szczerze.
– A Rebeka? – Niepewność w moim głosie zwróciła uwagę Simona.
– Jest matką chrzestną, więc nie widzę innej opcji. Wczoraj z nią rozmawiałem i mówiła, że będzie na pewno – odpowiedział, patrząc na mnie podejrzliwie.
– Mówiła coś?
– Sed, kurwa, nie wypytuj mnie o nią. Przyjedzie, to z nią po prostu porozmawiaj! – odpowiedział zirytowany i wyjął telefon, który zaczął dzwonić w kieszeni jego spodni, a następnie odebrał. Westchnąłem głośno i wyszedłem, by mógł porozmawiać na spokojnie.
Charlotte miała już prawie osiem miesięcy i była małą, rezolutną kobietką. Na szczęście w genach przypadło jej podobieństwo do ojca, a nie do Kary. Mała miała już swój charakterek, ale tak naprawdę była aniołem. Rodzice Simona bardzo dobrze się nią opiekowali od momentu, gdy Rebeka nagle oznajmiła, że nie może się nią dłużej zajmować. Swoją drogą, wtedy jeszcze kompletnie nie rozumiałem, dlaczego tak postąpiła.
– Sed, zejdź na dół i pomóż Erickowi. – Zobaczyłem moją siostrę, która była wtedy już w bardzo zaawansowanej ciąży. Jess wyglądała ślicznie w długiej sukience opinającej się na ciążowym brzuszku. Ich córeczka Hope miała pojawić się na świecie już niedługo i byłem przekonany, że wywróci ich życie jeszcze bardziej. Już wiele się zmieniało. Erick się zmienił. Stał się spokojny, wręcz nudny, i taki zasadniczy. Oczywiście lepiej, że się uspokoił, niż gdyby miał dalej szaleć. Razem z Jess tworzyli nietypową parę, ale wiedziałem, że się kochają. Martwiłem się o siostrę, bo ten debil zawsze mógł coś wywinąć, ale musiałem mu zaufać. Bądź co bądź, Erick nadal był moim przyjacielem. Nie rozmawiałem z nim o Rebece i nie miałem pojęcia, co sądził o tej całej sytuacji. Jako jedyny wiedział jednak, że sprawa z Laną to grubsza afera. Nie miałem zamiaru tłumaczyć się przed kimkolwiek, ale z nim musiałem porozmawiać. Sam zresztą dowiedział się o tej nocy w Londynie wcześniej, niż cała sprawa ujrzała światło dzienne. Byłem mu winny wyjaśnienia, zwłaszcza ze względu na Rebekę.
– Przyjechaliście wszyscy razem? – zapytałem Jess, odbierając od niej bukiet kwiatów i torbę z prezentem. – Nie powinnaś dźwigać! – dodałem karcąco.
– Daj spokój i nie zachowuj się jak Erick. Jestem tylko w ciąży. – Jess zaśmiała się i usiadła w fotelu, głaszcząc swój brzuch. Przez całą ciążę czuła się rewelacyjnie i o dziwo nie narzekała zbyt często.
– Są wszyscy? – powtórzyłem, bo jak zwykle nie odpowiedziała na moje pytanie.
– Tak, dlatego zejdź i im pomóż. Clark nie może złożyć wózka, a Erick ma jakiś prezent czy coś… – Machnęła lekceważąco ręką i ziewnęła przeciągle.
– Jenna też jest?
– Tak! Sed, idź już do nich – warknęła na mnie. Darowałem sobie komentarz, by się opanowała. W końcu była w ciąży i nawet u mnie miała taryfę ulgową. Zbiegłem z piętra na parter. Przed domem stał samochód Ericka, ale przez okno nikogo nie widziałem. Wyszedłem więc na schody i zobaczyłem, jak wszyscy witali się z Rebeką. Boże! Już z daleka dostrzegłem, że wyglądała cudownie. Miała na sobie bladoróżową sukienkę odcinaną pod biustem, włosy jej urosły i były prawie tak długie, jak w chwili, gdy się poznaliśmy. Jej głośny, radosny śmiech dotarł do moich uszu. Patrzyłem, jak Trey wyściskał ją mocno i wycałował, potem to samo zrobili: Clark, Nicki i Alex. Jedynie Erick zachował dystans i tylko cmoknął ją w policzek. A ja? Jak miałem się wobec niej zachować? Nie miałem chwili na obmyślenie strategii, bo nagle całą gromadą ruszyli w moją stronę, a mnie aż spociły się dłonie. Kurwa! Wytarłem je o spodnie i zszedłem ze schodów, by także się przywitać.
– Nie mogę złożyć wózka, Sed. Umiesz to zrobić? – zapytał Clark i spojrzał na Jennę, która trzymała na rękach ich synka. Cooper urodził się kilka tygodni wcześniej i zapoczątkował kolejną rewolucję w życiu Clarka, ale również całego zespołu. Musieliśmy odwołać kilka koncertów, bo Jenna po porodzie nie radziła sobie z Julką i ich nowym dzieckiem. Perspektywa rychłego pojawienia się na świecie córki Waltera nie wróżyła dobrze naszej trasie. Fani nie byli ostatnio wyrozumiali i posypały się krytyczne opinie na nasz temat. Ludzie chyba nie rozumieli, że mamy rodziny i to było dla nas najważniejsze. Planowałem, że jeśli tak dalej pójdzie, to będziemy musieli przerwać trasę całkowicie i oddać fanom pieniądze za bilety. Kwota strat byłaby ogromna, ale nie to było ważne.
– Pokaż mi ten wózek – odpowiedziałem nerwowo. Chciałem porozmawiać z Rebeką, ale zauważyłem, że ona nie miała ochoty nawet się przywitać. Uciekła do domu, unikając mojego spojrzenia. Kurwa mać!
– Jest jeszcze ten prezent dla Charlotte – powiedział Erick stojący nade mną jak jakiś idiota.
– To idź i go, kurwa, zanieś. Siły nie masz? – warknąłem na niego, szarpiąc się z tym jebanym wózkiem. Kto go wymyślił? Ja również nie potrafiłem go złożyć.
– Sed, weź wyluzuj – odpowiedział zirytowany Erick i biorąc torbę z prezentem, poszedł do domu. Zostałem na podjeździe sam i dalej próbowałem złożyć wózek. Myślałem, że zaraz trafi mnie szlag.
– Tu masz taki przycisk… – Usłyszałem nagle głos Rebeki. Podniosłem wzrok i patrzyłem, jak schodzi ze schodów i podchodzi do mnie. – O tutaj… – Nachyliła się i nacisnęła guzik, którego wcześniej nie widziałem. Wózek złożył się w jedną sekundę, a Reb spojrzała na mnie zadowolona i uśmiechnęła się lekko. – Chciałam się przywitać – dodała cicho. Z bliska wyglądała jeszcze piękniej. Zauważyłem, że trochę przytyła i tak cudownie się zaokrągliła. Jej kości policzkowe podkreślone delikatnie różem były tak zachęcające, że miałem ochotę złapać ją w ramiona i wycałować. Wycałować tę słodką buźkę i te piersi… Boże! Zawiesiłem wzrok na wysokości biustu. W spodniach momentalnie zaczęło robić mi się ciasno. Cycki też jej urosły i to o dobry rozmiar.
– Cieszy mnie to. Miło cię widzieć, Rebeko – odpowiedziałem, myśląc jeszcze tą głową, którą powinienem. Niewiele jednak brakowało, bym przestał racjonalnie rozumować. Nie umiałem oderwać wzroku od Rebeki. Ja pierdolę, jak ona na mnie działała. Uwielbiałem jej tyłek, ale w tamtej chwili to jej piersi zrobiły mi z mózgu kompletną miazgę.
– Pomóc ci w czymś jeszcze? – zapytała, zaglądając do bagażnika samochodu.
– Nie, wszystko już jest zaniesione. – Wstałem i włożyłem wózek do bagażnika, a następnie podszedłem bliżej niej. – Dobrze wyglądasz… – wypaliłem. Ja pierdolę! Co to znaczy: dobrze wyglądasz? Czułem, że Reb zaraz się obrazi albo coś.
– Dziękuję, ty też… – Uśmiechnęła się jednak tak cudownie słodko. Jakim sposobem dopuściliśmy do tego, by nasze małżeństwo przestało istnieć? Jak do tego, kurwa, doszło?
– Zostajesz w Los Angeles na dłużej? – zapytałem z nadzieją, że może uda mi się z nią spotkać bez świadków. Zaprosić na obiad, lunch, śniadanie… Cokolwiek.
– Nie, jutro wracam do Nowego Jorku, Sedricku – odpowiedziała, spuszczając wzrok, i nerwowym gestem poprawiła sukienkę.
– A zostaniesz chociaż na przyjęcie? – Nadzieja w moim głosie była wręcz wyczuwalna.
– Chwilę zostanę – bąknęła pod nosem. Skąd wziął się ten mur między nami? Ściana emocji, która nie dała nam do siebie dotrzeć. Jak miałem się przez nią przebić?
– Reb, chodź ubrać małą! – zawołał ją z balkonu Simon. Oboje zadarliśmy głowy, by na niego spojrzeć.
– Już idę! – Rebeka pomachała do niego i uśmiechnęła się szeroko, widząc go stojącego tam z Charlotte na rękach. Chciałem ją zatrzymać, by z nią porozmawiać, ale uciekła tak szybko. – Zobaczymy się później – rzuciła jedynie i wbiegła do domu. Kurwa! Serce waliło mi jak szalone. Kochałem tę kobietę i nic nie mogłem na to poradzić. Mimo wszystko Rebeka była dla mnie najsłodszą i najbardziej niewinną istotą na tym świecie. Pieprzony Thomas wykorzystał jej naiwność… Nie potrafiłem jednak znieść myśli, że jej dotykał, że był z nią blisko. „Ja pierdolę, Mills! Nie myśl o tym teraz, bo zaraz nerwy ci puszczą” – uspokajałem się w myślach. Nie chciałem wszczynać jakiejś bezsensownej dyskusji. Obiecałem sobie, że nie wspomnę o Thomasie ani o tym, co się wtedy wydarzyło. To był dzień Charlotte, Simona i Treya. Nie mogłem im tego popsuć.
Wszyscy byli już na miejscu. O ile wiedziałem, mój ojciec przyleciał z Jamesem, ale tego drugiego miało nie być. Nie chciał mnie widzieć i nie dziwiłem się temu. Skrzywdziłem jego córkę, upokorzyłem ją i w dodatku zostawiłem z niczym. Tyle że to ona niczego ode mnie nie chciała. Wiem, że Rebece nigdy nie chodziło o pieniądze, ale żeby tak kompletnie wszystkiego się zrzekła? Nie rozumiałem tego i było mi tak cholernie źle ze świadomością, że musiała mieszkać u ojca, bo nie miała gdzie się podziać.
– Tato, widziałeś Rebekę? – zapytałem ojca, który właśnie zszedł z piętra.
– Chyba pomaga Jess składać serwetki do obiadu – odpowiedział i pokazał, bym podszedł do niego. – Masz zamiar z nią porozmawiać? – zapytał dyskretnie.
– Bardzo bym chciał…
– Powinieneś dać jej czas, synu. Widać, że nie czuje się swobodnie w tej sytuacji. – Rada ojca wcale mi się nie spodobała. Byłem niecierpliwy, a każdy dzień bez niej mnie zabijał. Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć czegoś, co mogło urazić ojca. Ostatnio byłem bardziej nerwowy i miałem tego świadomość, ale nic nie mogłem poradzić na to, że tak reagowałem, gdy JEJ przy mnie nie było.
Wyszedłem do ogrodu i mimo sugestii ojca postanowiłem porozmawiać z Rebeką. Dostrzegłem, jak siedziała z Jess w namiocie, gdzie miał się odbyć obiad, i faktycznie składały serwetki. Przyglądałem się jej dłuższą chwilę, bo uśmiechała się szeroko. Razem z Jess śmiały się z czegoś tak głośno, że aż tutaj je słyszałem. Zamknąłem oczy, próbując zatrzymać ten dźwięk w głowie. Tak cholernie mi jej brakowało.
Po chwili podszedłem do nich, zapadła jednak wymowna cisza. Cisza ze strony Rebeki, bo mojej siostrze buzia jak zawsze się nie zamykała.
– Co tam, Sed? Chcecie pogadać? – Jess zapytała wprost. Rebeka wbiła w nią spanikowane spojrzenie, a ja nie posiadałem się z radości. Czasami siostrzyczka do czegoś się jednak przydawała.
– Właściwie to ja chyba muszę pomóc Simonowi… – Rebeka chciała się wymigać i już wstawała z krzesła, ale złapałem ją za dłoń.
– Ja mu pomogę, Reb. Pogadajcie sobie. – Słodko-wredny uśmiech na twarzy Jess sprawił, że uśmiechnąłem się szeroko. Dziękowałem wtedy Bogu za siostrę. Rebeka miała jednak taką minę, jakby miała zaraz zemdleć albo się rozpłakać. Cholera, to nie zwiastowało niczego dobrego.
– Sed, to nie jest odpowiedni moment na rozmowy – powiedziała cicho. Jej oddech przyśpieszył i widziałem, jak się denerwowała.
– Nie wiesz, co chcę ci powiedzieć…
– Nie interesuje mnie to, Sed. Wybacz, ale nie chcę rozmawiać, jeśli jest to zbędne. – Wyrwała dłoń z mojej dłoni i od razu ruszyła w kierunku domu.
– Rebeko! – Pobiegłem za nią.
– Sed, daj mi spokój. Czego jeszcze ode mnie chcesz?! – warknęła, a gdy się odwróciła, zobaczyłem łzy w jej oczach. Boże, nie! Nie mogłem tego znieść.
– Chciałem jedynie zapytać, jak sobie radzisz – wypaliłem. Interesowało mnie wszystko, co było z nią związane. Tak naprawdę mogłaby mi opowiedzieć, co jadła wtedy na śniadanie, a ja ochoczo bym tego wysłuchał. Rebeka zrobiła jednak wielkie oczy, jakby nie dowierzała, że w ogóle ze mną rozmawia.
– Cudownie sobie radzę, nie widzisz? Jestem zadowolona i radosna, śmieję się z twoją siostrą i wszystko jest takie super! – odpowiedziała nerwowo i wywróciła oczami.
– Po co ta ironia? – zapytałem, błagając w myślach, by poświęciła mi chociaż pięć minut.
– Po co ta rozmowa, Sed? Chcesz czegoś ode mnie? Masz mi coś ciekawego do powiedzenia? – Wbiła we mnie smutne spojrzenie.
– Chciałem jedynie…
– Nie obchodzi mnie to. Zostaw nas w spokoju, dobrze? – warknęła i nie dała mi powiedzieć nic więcej. Zanim wbiegła do domu, zobaczyłem, że zaczęła płakać. Znowu to spieprzyłem, ale łudziłem się, że znajdę ją później… Nie miałem zamiaru odpuścić.
***
Potrząsnąłem głową, przerywając wspomnienia tamtego dnia. Tak bardzo żałowałem, że jej wtedy nie zatrzymałem i nie porozmawiałem z nią. „Daj nam spokój, dobrze?” NAM! Powiedziała: nam. Już wtedy wiedziała o ciąży i prawie się wygadała. Mój Boże! „Rebeko, obudź się. Mamy sobie tyle do wyjaśnienia” – błagałem w myślach.
– Teraz kolej na Charliego – powiedziała pielęgniarka, odbierając Chloe z ramion Rebeki. Przystawiła chłopczyka do drugiej piersi, a on od razu zaczął ssać i tak słodko zamlaskał. Mój syn! Wiedział, co dobre.
Za każdym razem miałem wrażenie, że Rebeka obudzi się właśnie podczas karmienia. Nie wiem czemu. Po prostu czułem, że za którymś razem otworzy oczy, czując przy sobie obecność dziecka. To byłby cud? Dla mnie tak. To był już piąty dzień, gdy spała. Po porodzie dostała wstrząsu, czyli tak zwanej zapaści. Reanimowali ją, na szczęście udało się przywrócić krążenie, Rebeka jednak zapadła w śpiączkę. Tak naprawdę nie było wiadomo, kiedy się wybudzi i czy w ogóle. Nie sądziłem, że będę to przeżywał po raz drugi. Tamte nieszczęsne urodziny w Aspen i porwanie, potem pobicie i pierwsza śpiączka. Boże! To wszystko nie powinno jej się przytrafić. Zamknąłem oczy i znowu przypominałem sobie to, co się wtedy wydarzyło.
***
Rebeka odjechała właśnie z Erickiem do hotelu. Kurwa! Wiedziałem, że jestem na straconej pozycji. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak się zachowałem. Potraktowałem ją okropnie i niedziwne, że nie chciała mnie znać. Tylko dlaczego wybrała jego? Ja pierdolę! Wszystko spierdoliłem. Wszystko!
Patrzyłem, jak wyjeżdżali za bramę domu w Aspen, i kompletnie nie miałem ochoty na moją urodzinową imprezę. W dodatku byli tam moja matka i ojciec. Po jaką cholerę Jess ich zaprosiła? Było mi tak zajebiście niezręcznie po tym, co matka powiedziała Rebece. Zawsze była bezpośrednia i mówiła, co myśli, ale mogła sobie darować te uwagi i gadanie o Karze. Przecież doskonale wiedziałem, że uważała, że to właśnie Kara jest idealną kobietą dla mnie. Och, kurwa, ależ ona się myliła. Moja idealna kobieta właśnie odjechała z moim najlepszym kumplem, by pieprzyć się w hotelu. W dodatku do tego wszystkiego doprowadziłem ja. Nikt inny! Kurwa, Mills, ty idioto!
– Sed, chodź do nas! – zawołał mnie sprzed domu najebany Simon. Nie chciało mi się z nikim gadać.
– Czego? – warknąłem wściekły.
– Gdzie Reb i Walter? – zapytał, a ja podszedłem do niego na schody.
– Pojechali do hotelu.
– Bez ciebie?! – Tym pytaniem perkusista wkurwił mnie jeszcze bardziej.
– A jak, kurwa, myślisz?! – Odepchnąłem go i wszedłem do domu. Pragnąłem iść na górę i upić się w samotności, ale z tymi debilami to przecież nie było możliwe. Dorwali mnie już w korytarzu i zaciągnęli do kuchni.
– Teraz tort! Tort! – krzyknęła jak zawsze podekscytowana Jess. Boże, jak ona mnie czasami irytowała. Od dzieciństwa podejrzewałem, że ma ADHD, ale nikt mi, kurwa, nie wierzył.
– Pieprzę tort! Idę na górę… – warknąłem.
– Ale, Sedricku, my mamy dla ciebie prezenty! – Matka objęła mnie mocno. Nie potrafiłem odmówić tej kobiecie. Była, jaka była, ale to moja matka. Dla nas starała się być dobra i na pewno chciała jak najlepiej. Zorientowałem się też, że chyba pokłócili się z ojcem o tę sytuację z Rebeką, bo stał z boku. Minę miał niewyraźną i ewidentnie był wściekły na matkę.
– Dobra, gdzie te prezenty? – Usiadłem na stołku przy kuchennej wyspie i jakimś cudem się opanowałem. W końcu ta cała zgraja przyjechała tu dla mnie, a ja wiedziałem, jak niełatwo ojcu oderwać się od obowiązków. Na pierwszy ogień poszedł prezent właśnie od niego. Trudno było mi się cieszyć z czegokolwiek, gdy nie miałem przy sobie Rebeki. Ja już za nią tęskniłem. „Naprawdę ją straciłem? Straciłem na zawsze?” – zastanawiałem się.
– Podoba ci się, Sedricku? – Ojciec objął mnie ramieniem. Spojrzałem na złote pióro wieczne z grawerem na skuwce.
– Tak, dziękuję, tato… – Nie potrafiłem nawet zmusić się do uśmiechu. Ojciec doskonale wiedział dlaczego. Może nie uważał, że Rebeka to idealna kobieta dla mnie, ale chociaż jej nie obraził. W przeciwieństwie do matki.
– To teraz ode mnie! – Jess wcisnęła mi w dłonie czarne pudełko przewiązane srebrną, ozdobną tasiemką. Rozwiązałem kokardkę i zdjąłem wieczko, a moim oczom ukazała się platynowa bransoleta, także z grawerem. Co oni się tak uparli na to grawerowanie? Co ja, kurwa, nie pamiętałem, jak się nazywam? Albo kiedy się urodziłem?
– Dzięki, Jess. – Ucałowałem siostrę w policzek i sięgnąłem po kolejny prezent. Nadszedł czas na niespodziankę od chłopaków i aż bałem się otworzyć. Nicki, Simon i Alex patrzyli na mnie i ledwo powstrzymywali śmiech. To spore pudło owinięte było niechlujnie papierem w mikołaje. Chyba nie mieli niczego innego pod ręką.
– Jeśli to coś głupiego, to wam przypierdolę! – ostrzegłem ich, mówiąc całkowicie serio.
– Nie pierdol, tylko otwieraj! – powiedział Simon i już wiedziałem, że to będzie jakaś masakra. Rozerwałem papier, a moim oczom ukazało się pudełko z dmuchaną lalą. W dodatku była to brunetka, a chłopcy skreślili imię lalki Samanta i dopisali: Rebeka. Kurwa, co za idioci! Gdyby spojrzenie mogło zadawać ból, to nie mieliby już jaj.
– No co? Przecież ci się przyda, nie? – odezwał się ubawiony do łez Nicki.
– Zawsze wiedziałem, że jesteście pojebani! – Odłożyłem pudło na stół i chciałem wyjść. Myślałem, że jeśli tego nie zrobię, to naprawdę ich pozabijam. Było we mnie wtedy tyle złości.
– Synu, daj spokój! Przecież oni żartowali! – interweniował ojciec, widząc, jaki jestem wściekły. Wszyscy popatrzyli na mnie żałośnie.
– Dajcie mi, kurwa, święty spokój, dobra? Nie mam ochoty na jakieś imprezy…
– Sedricku, ale my przyjechaliśmy tutaj dla ciebie! – odezwała się moja matka i zrobiła tę swoją smutną minę. Boże!
– Nikt was o to nie prosił! – warknąłem.
– Stary, przesadzasz! To, że Rebeka pojechała z Erickiem, nie znaczy, że masz się na nas teraz wyżywać! – skwitował Simon. W sumie miał rację, ale miałem to, kurwa, gdzieś.
– Dobra, lepiej polej! – Machnąłem ręką i próbowałem się opanować. Pomyślałem, że jak urżnę się w trupa, to będzie mi nieco lepiej. Na trzeźwo zadręczyłyby mnie myśli o niej i o tym, co Walter wyprawiał z nią w hotelu. Sam jednak do tego doprowadziłem i pretensje mogłem mieć tylko do siebie.
– Teraz to gadasz do rzeczy! – ucieszył się Alex i podszedł do barku, który na szczęście zaopatrzony był we wszystko, czego w tej chwili było mi potrzeba. Wyłączyłem myślenie i zrobiłem to, co potrafiłem najlepiej. Chlałem na umór, ale jak na złość nie mogłem się dobić. Wlewałem w siebie kolejne kieliszki czystej wódki, popijałem whisky i nic. Było koło ósmej wieczorem i zaczynało robić się ciemno. Chłopacy zabawiali całe towarzystwo, a ja zauważyłem nagle, jak moja Jess czaiła się, by wziąć mnie w ogień pytań. Nie chciało mi się z nią gadać. Już słyszałem te jej pytania o to, dlaczego Reb pojechała z Erickiem. A po co? A dlaczego tak? Ja pierdolę! Akurat wstała i podeszła do mnie, a ja od razu spierdoliłem do łazienki i zamknąłem się od środka. Do czego to doszło, bym chował się w kiblu przed młodszą siostrą? Obmyłem twarz i spojrzałem na swoje pijackie odbicie w lustrze.
– No i co, Mills? Co teraz? Jak masz zamiar odzyskać Rebekę? No jak? Walter zapewne doprowadza ją teraz do kolejnego orgazmu, a ty jesteś największym frajerem na świecie – warknąłem na siebie, a następnie walnąłem pięścią w kafelki zaraz obok lustra i próbowałem jakoś sensownie zebrać myśli. Nigdy nie byłbym w stanie pogodzić się z tym, że ją straciłem. Straciłem moją małą, słodką Reb.
Kurwa, co ta dziewczyna zrobiła z moim życiem. Dzięki niej każdego dnia chciałem być lepszy. Chciałem budzić się i po prostu być dobrym człowiekiem. Uszczęśliwiać ją. A co zrobiłem? Sprawiłem, że poczuła się nikim. Zarzuciłem, że nosiła pod sercem nie moje dziecko. Kurwa, ale ze mnie skurwysyn! W dodatku ta sprawa z jej dzieciństwa, poronienie… Ta dziewczyna tyle przeszła, a ja jej tylko dowaliłem. Nasz związek rozpierdolił się w drobny mak. Jakby gówno wpadło w wentylator i rozjebało już totalnie wszystko. Usiadłem na wannie, by się uspokoić. Byłem przekonany, że gdy ona wyjedzie, to oszaleję. Musiałem ją zatrzymać i przez cały czas rekonwalescencji udowadniać jej, że mi na niej zależy, zapewniać, jak bardzo ją kocham i żałuję tego, co zrobiłem. Obiecałem sobie, że będę ją chronić, a to przeze mnie miała rękę w gipsie, skręconą kostkę… Tyle wycierpiała. Boże, moja słodka Rebeka. Gdy zamykałem oczy, widziałem jej cudowny uśmiech. Jak mogłem ją tak skrzywdzić?
Moje rozmyślenia nagle przerwał jakiś hałas w korytarzu. Jeszcze raz przemyłem wodą twarz i wyszedłem z łazienki, by sprawdzić, co się dzieje. Zamarłem, widząc w holu wysokiego, postawnego mężczyznę mierzącego rewolwerem prosto w Sandrę.
– Sed! – krzyknęła Jess w panice i zaczęła biec w moją stronę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zdążyłem zareagować. Pamiętam tylko krzyki i trzy strzały. Pierwsza kula dosięgnęła Jess, która padła przede mną, łapiąc się za brzuch, druga drasnęła Sandrę w bark, ale ten koleś najwidoczniej miał zamiar ją zabić. Boże, dlaczego? Złapałem Jess i podniosłem wzrok na zamaskowanego mężczyznę celującego prosto w głowę siostry Waltera.
– Zostaw ją! Kurwa, zostaw! – krzyknąłem, odepchnąłem Jess w ramiona mojego sparaliżowanego strachem ojca i ruszyłem jej na ratunek. Usłyszałem wystrzał i zobaczyłem, jak Nicki rzuca się i przyjmuje na siebie pocisk, ratując życie Sandry. Upadł z impetem na podłogę, która od razu zrobiła się czerwona od krwi. Byłem w takim szoku, że ledwo oddychałem. Dopadłem do mojego postrzelonego przyjaciela razem z Simonem, który był równie przerażony jak ja.
– Pogotowie! Dzwoń na pogotowie! – krzyknął Alex i spróbował dogonić tego zamaskowanego faceta, ale on wybiegł z domu, wsiadł do auta i odjechał z piskiem.
– Kurwa, Nicki, nie zamykaj oczu! Nie zamykaj! – Potrząsałem nim z całej siły.
– Stary, ale impreza… – Uśmiechnął się w grymasie bólu i chwycił mnie za dłoń. Moja matka zaczęła lamentować, tuląc w ramionach Jess. Sandra siedziała obok nas na podłodze, była najmniej ranna, ale w kompletnym szoku. Simon dzwonił po pogotowie, Alex po policję, a ja patrzyłem, jak mój kumpel umiera.
– Nicki, kurwa, nie zasypiaj! – Łzy cisnęły mi się do oczu. Kurwa! Kto to był? Czego chciał? Dlaczego celował w Sandrę? Jedyną pozytywną myślą było to, że w domu nie było Rebeki i Ericka. Gdyby cokolwiek im się stało…
– Sed… – powiedział Nicki i zaczął pluć krwią.
– Stary, kurwa, nie umieraj mi tu! – Próbowałem być spokojny, ale to trudne.
– Nie pierdol. Nigdzie się nie wybieram… – Uśmiechnął się blado i pokazał, bym mu podał butelkę wódki.
– Jak z tego wyjdziesz, napierdolimy się wszyscy jak na urodzinach Alexa, okej? Zabiorę cię na najlepszy striptiz w twoim życiu! – powiedziałem drżącym głosem, ściskając jego dłoń.
– Na to liczę! – Znowu się uśmiechnął.
– Simon, gdzie ta karetka?! – krzyknąłem przerażony, bo widziałem, że z Nickim jest fatalnie.
– Już jadą! – powiedział, zbierając z podłogi Sandrę, która nawet nie płakała. Była w takim szoku, że ledwo mogła stać na własnych nogach. Siedzieć i patrzeć bezczynnie, jak na twoich rękach twój kumpel wykrwawia się na śmierć, to coś najgorszego. Nie pamiętam, jak długo czekaliśmy na pogotowie i policję, bo dla mnie to była wieczność. Usłyszałem tylko wycie syren i światła odbijające się w szybach domu. Pierwsi na miejsce dojechali ratownicy, zabrali na sygnale Nickiego, Sandrę i Jess. Gdy zamykali karetkę z moją siostrą, nie mogłem pohamować łez. Ojciec trzymał w ramionach moją lamentującą matkę, Alex siedział na schodach domu z twarzą schowaną między dłońmi, a Simon nerwowo palił papierosa. W kieszeni rozdzwoniła się moja komórka, odruchowo odebrałem, nawet nie sprawdzając, kto dzwoni.
– Mills!
– To ja, stary. Wszystko u was w porządku? – rozpoznałem głos Ericka.
– Kurwa, nie! Przyjeżdżaj tu natychmiast! W domu była strzelanina! Postrzelili Sandrę, Nickiego i Jess! Kurwa, Erick! – praktycznie krzyknąłem w panice.
– Co? Jaka strzelanina? Sed, kurwa, o czym ty mówisz?!
– Do domu wszedł jakiś facet! Miał broń i zaczął do nas strzelać!
– Zaraz tam będę! Czekajcie na mnie! – zdenerwował się, zapewne tak mocno jak ja. Przyjechała policja i zaczął się ten cały cyrk. Miliony pytań i zero odpowiedzi. Nikt z nas nie był w stanie normalnie rozmawiać, a po pierwsze nie mieliśmy pojęcia, kto to w ogóle był.
– Nie widział pan twarzy sprawcy? – zapytał mnie policjant.
– Kurwa, mówiłem już, że był w kominiarce! – warknąłem nerwowo i spojrzałem na plamę krwi Nickiego na podłodze w salonie.
– Panie Mills, proszę się uspokoić.
– Jak mam się uspokoić? Jakiś facet wtargnął do mojego domu i strzelał do mojej rodziny! – Nie opanowałem się i cisnąłem szklankę po whisky o podłogę.
– Sedricku! – Ojciec złapał mnie za ramiona, bym nie zrobił czegoś bardziej głupiego. W gniewie czasami nie potrafię się opanować, a teraz poziom mojego gniewu przeszedł wszystkie możliwe wskaźniki. Paniczny strach o moich bliskich plus wściekłość i bezradność to mieszanka wybuchowa. Patrzyłem w stronę korytarza, gdy wszedł Erick. Oczy miał wielkie z przerażenia.
– Co tu się, kurwa, stało?! – zapytał, widząc krew i mnóstwo policji. Próbowałem jakoś sensownie mu wytłumaczyć i opowiedzieć, ale byłem za bardzo zdenerwowany. Policja nic z nas dziś nie wydusi, bo każdy jest w szoku. W domu nie było kamer, by sprawdzić nagranie, jedynie przed domem i to jedyny trop dla policjantów, bo mają numery rejestracyjne wozu, którym odjechał ten psychopata. Wszyscy pojechaliśmy do szpitala, by sprawdzić, co z dziewczynami i Nickim. Dobrze, że Rebeka była bezpieczna w hotelu i nieświadoma tego, co się wydarzyło. Boże! Umarłbym, gdyby ona tu była i gdyby ktoś celował w jej głowę rewolwerem.
Nicki i Jess leżeli na sali operacyjnej, Sandra na szczęście została tylko lekko draśnięta. Chociaż tyle dobrego! Czekaliśmy całe długie pięć godzin, aż skończą się obie operacje. Lekarz na szczęście dał nam nadzieję i powiedział, że udało się usunąć kule. Stan Nickiego był ciężki, ale najważniejsze, że żyje. Jess była w odrobinę lepszym stanie. Całą noc spędziliśmy w szpitalu. Siedziałem między łóżkiem Nickiego i Jess, dalej leżała Sandra, przy której siedział Erick. Ich rodzice i rodzina Nickiego też już zostali powiadomieni i byli w drodze do szpitala. Trey, Clark i Jenna jeszcze nic nie wiedzieli i może to lepiej. Może wszystko dobrze się skończy i będziemy niedługo z tego żartować, jak to mamy w zwyczaju.
Koło dziewiątej rano, gdy prawie przysypiałem w fotelu, zadzwoniła moja komórka. Nie znałem numeru, ale odebrałem, bo to może ktoś z policji.
– Sedrick Mills!
– Cześć, Sed, to ja… Reb. – Usłyszałem słodki głos Rebeki. Boże! Jak dobrze, że nic jej nie jest. Jest bezpieczna w hotelu i jedynie ta myśl sprawiała, że nie zwariowałem.
– Poczekaj chwilę… – Wstałem i po cichu wyszedłem z sali, by nie obudzić śpiących Nickiego i Jess. Wybudzili się po operacjach, ale byli bardzo słabi. – Teraz możemy…
– Wiesz może, gdzie jest Erick? Wyszedł wczoraj, mówił, że na chwilę, by zadzwonić, a do tej pory go nie ma – powiedziała z przejęciem. Ona zawsze się o wszystkich martwi. Moja kochana, mała Reb.
– Erick jest tutaj ze mną w szpitalu… – powiedziałem cicho. Nie chciałem jej mówić wszystkiego, by niepotrzebnie się nie denerwowała.
– Jak to: w szpitalu? Co się stało?
– To nie jest rozmowa na telefon, Reb…
– Mam tam przyjechać do was? – Kurwa, nie! Boże, co za kobieta.
– Nie, musisz zostać w hotelu.
– Dlaczego? – Usłyszałem złość w jej głosie. Wyobrażałem sobie, jak słodko się krzywi, a moje serce chociaż na chwilę odzyskało spokojny rytm.
– Wyjaśnię ci później, zostań w hotelu i się stamtąd nie ruszaj!
– Przecież nie mogę chodzić… – warknęła wściekła.
– Reb, proszę, przyjadę potem, to pogadamy, naprawdę nie mogę teraz… – Zobaczyłem policjantów wchodzących na oddział.
– Ale Erickowi nic nie jest? – dopytywała.
– Nie… Zadzwonię później! – Rozłączyłem się i podszedłem do trzech funkcjonariuszy. Nie mieli dla mnie dobrych informacji. Auto, którym poruszał się sprawca, jest kradzione, z naszych opisów nie mogą ustalić, jak ten ktoś wygląda. Nic, kurwa, nie wiedzą! To jest policja, do cholery? Byłem jeszcze bardziej wkurwiony, aż wyszedłem przed szpital zapalić. Pierwszy raz od chyba pięciu lat. Erick przyszedł za mną i zrobił dokładnie to samo.
– Co za gówno… – powiedział, zaciągając się mocno.
– Ja pierdolę, Erick… – Patrzyłem na niego i chciało mi się płakać.
– Co za psychopata chciał was pozabijać? – zapytał, a moja komórka znowu zaczęła dzwonić. To Clark. Spojrzałem na Waltera, który pokazał, bym odebrał.
– Co tam? – odebrałem, próbując być spokojny.
– Sed, co się tam, kurwa, u was dzieje? Co to za strzelanina? – praktycznie krzyczał do słuchawki. Był zdenerwowany nie mniej niż my wczoraj.
– Skąd wiesz? – spytałem zaskoczony.
– Jest transmisja na wszystkich kanałach informacyjnych sprzed twojego domu! Błagam, powiedz, że nikt nie zginął! – Głos mu drżał.
– Nie, wszyscy żyją, Clark, ale to jakiś koszmar… – Zamknąłem oczy i usiadłem na ławce.
– Poczekaj, Jenn chce ci coś powiedzieć! – powiedział nagle.
– Sed, to Scott! To Scott to zrobił! Jestem tego pewna! – płakała do słuchawki, a ja prawie nic nie rozumiałem.
– Co? Możesz wolniej?
– To mój mąż! To Scott! Boże, on dzwonił do mnie kilkanaście minut temu! Powiedział, że wszyscy pożałujemy, że zabrałam mu Julię!
– Co?
– Powiedział, że zabije tę małą sukę, która porwała mu córkę! On mówił o Reb! Błagam, powiedz, że nic jej nie jest!
– Uspokój się, Jenn. Reb jest w hotelu… – powiedziałem i nagle ogarnął mnie niepokój. W życiu czegoś takiego wcześniej nie czułem.
– Jedź do niej! Zabierz ją z hotelu! On jest zdolny do wszystkiego! – powiedziała, a ja od razu się rozłączyłem. Kurwa!
– Co? Co ci powiedzieli? – spytał przejęty Erick.
– On chce skrzywdzić Reb! – odpowiedziałem jakby sam do siebie i szybko wróciłem do środka, by powiedzieć o tym policji. Jednostki w całym mieście zostały postawione w stan gotowości, a ja i Erick pojechaliśmy do hotelu razem z policją. Zadzwoniłem na numer, z którego dzwoniła Reb, ale nie odbierała, komórki też. Kurwa mać! Błagałem w myślach, by nic jej się nie stało. Boże! Moja słodka, niewinna dziewczynka. Nie odezwałem się ani słowem w drodze do hotelu. Policja okrążyła obiekt i wszyscy goście zostali ewakuowani, bo nie wiadomo, do czego zdolny był Scott. Choć tak naprawdę nie wiedzieliśmy, czy to on był sprawcą tego wszystkiego. Wyprzedziłem policjantów, gdy wychodziliśmy z windy na piętrze apartamentu, i zamarłem, widząc uchylone drzwi.
– Nie! Kurwa! Nie! – krzyknąłem i wyrwałem do przodu jeszcze szybciej.
Wpadłem do środka pierwszy i zobaczyłem jedynie włączony telewizor, zmiędloną na łóżku pościel i mokry ręcznik na podłodze tuż przy drzwiach. Wpadłem do łazienki, ale tam też było pusto. Wrzeszczałem jak w amoku i padłem bezradny na kolana. Porwał ją! Mój Boże, porwał moją małą dziewczynkę i chciał ją skrzywdzić. Erick próbował mnie podnieść z podłogi, ale nie dał rady. Odepchnąłem go i walnąłem z całej siły pięścią w podłogę, ściskając w dłoniach ręcznik. Czułem na nim jej zapach, zapach jej włosów, i wpadałem w szał. Rozbiłem w drobny mak lustro nad komodą, cisnąłem w nie wazonem i chwyciłem drugi, by rzucić nim w okno, ale Erick chwycił mnie tak mocno, że nie mogłem się ruszyć.
– Kurwa, Sed! – wrzasnął.
Widziałem, że płacze. Ja nawet nie miałem siły płakać. Mój świat właśnie runął w gruzy. Policja od razu zablokowała wszystkie drogi wylotowe z Aspen, przeszukała cały hotel, sprawdziła kamery. Łatwo znaleziono nagranie i upewniono się, że to właśnie Scott stał za tym wszystkim. Doskonale było widać, jak wchodzi do hotelu, wjeżdża na piętro i wkracza do apartamentu. Dlaczego ona otworzyła mu drzwi? Na nagraniu widać Rebekę uchylającą niepewnie drzwi i to pierwszy raz, kiedy umarłem. Ostatnia chwila, w której widziano ją żywą i całą. Scott spędził w apartamencie dosłownie pięć minut. Nie wiadomo jednak, co zaszło w środku. Kamera zarejestrowała, jak mężczyzna wychodzi przebrany w policyjny mundur i wynosi na rękach nieprzytomną Rebekę, po czym kładzie ją na hotelowym wózku na bagaż i okrywa prześcieradłem. Zjeżdża w podziemia hotelu, ładuje bezwładne ciało mojej ukochanej na tylne siedzenie jakiegoś starego forda i odjeżdża. Miejskie kamery jednak są zamontowane do granic miasta i trop urwał się na wylotówce w lesie. Policja od razu się tam udała. Przy drodze znaleziono tego forda, więc sukinsyn przesiadł się do innego samochodu. Rebeki w środku nie było. Umarłem wtedy po raz drugi.
***
Za każdym razem, gdy o tym myślałem, zadawałem sobie miliardy pytań. Dlaczego? Dlaczego to właśnie jej przytrafiło się to wszystko? Wolałem umrzeć i wziąć na siebie całe cierpienie, by tylko oszczędzić jej kolejnych krzywd. Nie potrafiłem jej uchronić, obronić ani odseparować od całego zła tego świata. Kto ma taką moc? Jak miałem żyć ze świadomością, że to wszystko przeze mnie? Nic, co złe, nigdy nie powinno jej spotkać, a ona od dzieciństwa cierpiała. Najpierw wyrodna matka i jej kochanek, który molestował Rebekę, potem śmierć babci, trudności w szkole, wyjazd do Los Angeles, który miał odmienić jej życie. I odmienił… Poznała sukinsyna myślącego, że wszystko jest takie proste. Nie znałem prawdziwego życia i miłości, dopóki nie poznałem Rebeki. Z Karą wszystko było takie proste… Zbyt proste i zbyt banalne. Rebeka od początku była inna. Nie rozumiałem tego i to właśnie tak cholernie mnie w niej pociągało. Nie chodziło jedynie o ciało i fizyczność. Ona miała w sobie coś, co sprawiło, że chciałem być lepszy. Lepszy dla niej… ale nigdy, przenigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Kurwa! Musiałem wyjść z sali, by opanować emocje. Moja chora zazdrość i tęsknota doprowadziły do tego wszystkiego. Jak miałem nie być o nią zazdrosny? Była taka piękna, a wokół niej kręciło się tylu facetów. Ona miała świadomość, jaka jest atrakcyjna? Nie wiem, kurwa, naprawdę nie wiedziałem, co o sobie sądziła, i teraz mogłem sobie gdybać. Fakt był taki, że spieprzyłem.
Noc spędzona z Laną… Ja pierdolę! Naprawdę nie pamiętałem, co tam się wydarzyło. Obudziłem się tamtego poranka u jej boku z kompletną dziurą w głowie. Jeśli z nią spałem… Boże! Wzdrygnąłem się i brzydziłem własnego ciała, jeśli faktycznie do tego doszło. Jak mogłem dotknąć innej kobiety? Zdjęcia mówiły same za siebie i to, że w klubie nas poniosło… tego się nie wypierałem, choć tego także nie pamiętałem. Byłem tak pijany, że nawet nie wiem, jak znalazłem się z nią w hotelowym pokoju. Lana zarzekała się, że spędziliśmy upojną noc, ale nie chciało mi się w to wierzyć. Byłbym aż takim idiotą? Kurwa, Mills… Jeśli pieprzyłeś się z Laną, to jesteś największym sukinsynem na świecie. Tylko jak miałem dowiedzieć się prawdy? Tego, jak było naprawdę? Jeśli Lana kłamała, to jak mogłem udowodnić swoją niewinność? Byłem świadomy, że skoro pragnę odzyskać Rebekę, to muszę dowiedzieć się wszystkiego, co faktycznie się wtedy wydarzyło, inaczej nie miałem po co zbliżać się do niej. Planowałem, że gdy tylko się obudzi, zacznę dochodzić prawdy, by móc postawić ją przed wyborem. I albo wybaczy mi moje zachowanie i da szansę, albo znienawidzi, a wtedy dam jej spokój. Łączyły nas dzieci, ale jeśli ona nie będzie w stanie zostać ze mną, to nie miałem zamiaru jej zmuszać. Nie miałem prawa niczego jej nakazywać. Tak naprawdę przychyliłbym jej nieba, jeśli tylko bym mógł.
Przytknąłem czoło do zimnej szyby drzwi jej sali i spojrzałem na nią.
– Wróć do mnie, skarbie… Wróć do mnie – wyszeptałem sam do siebie, powstrzymując łzy.
Zanim wszedłem do środka, musiałem się uspokoić. Nie chciałem, by moje nerwy i emocje udzielały się Rebece i maluchom. Wiem, że oni, cała trójka, odczuwają mój lęk i niepokój. Dlatego Chloe i Charlie tak często popłakują. Pielęgniarka właśnie zabrała dzieci na salkę obok, a ja, przysunąwszy krzesełko, usiadłem i tak jak zwykle położyłem głowę na miękkim materacu obok dłoni Rebeki. Spojrzałem na nią i ucałowałem każdy opuszek palca po kolei.
– Wróć do mnie, maleńka. Wróć do nas… – powtórzyłem te słowa po raz miliardowy. Nie usłyszałem odpowiedzi, jej dłoń nawet nie drgnęła i jedynie pikające maszyny dawały mi pewność, że ona żyje, że jest tu ze mną, tylko po prostu śpi. Może mnie słyszy? Zmęczony zamknąłem oczy i próbowałem chociaż na chwilę usnąć. Sen jednak nie przyniósł ukojenia. Znowu ten koszmar…
Rebeka wyrywa się z moich ramion i ucieka, jakby się mnie bała. Biegniemy przez las, ona przyspiesza, a ja nie mogę jej dogonić. Krzyczę, by się zatrzymała, że to ja, żeby się nie bała, ale nie reaguje. Biegnie jak w amoku, ubrana jedynie w białą koszulę. Z lasu nagle wpadamy jakby w szpitalny korytarz. Poraża mnie jasne, oślepiające światło i przez chwilę kompletnie nic nie widzę. Dostrzegam Rebekę biegnącą w stronę drzwi na samym końcu korytarza. Wchodzi do środka, a ja przyśpieszam, by ją dogonić. W ostatniej chwili łapię klamkę drzwi, za którymi zniknęła, a tu panuje kompletna ciemność. Ciemność i pustka, a mojej Rebeki nie ma…
Obudziłem się cały mokry i przerażony. Serce łomotało mi w piersi tak mocno, że ledwo mogłem złapać oddech. Spojrzałem na Rebekę i poczułem ogromną ulgę, widząc, że spokojnie spała. Nigdzie nie odeszła… po prostu spała.
– Sedricku, powinieneś jechać do domu, odpocząć. – Usłyszałem nagle głos Jamesa. Odwróciłem się i ujrzałem jej ojca stojącego w drzwiach sali.
– Nie. Nie ma mowy… – odpowiedziałem i wstałem. Poprawiłem Rebece poduszkę, po czym pogładziłem delikatnie jej policzek.
– Siedzisz tu już czwarty dzień. Zamęczysz się… – Podszedł do mnie i również przyjrzał się naszej Śpiącej Królewnie.
– Nigdzie się stąd nie ruszę!
– Sedricku… – James położył dłoń na moim ramieniu.
– Muszę przy niej być. Ona może się obudzić w każdej chwili!
– Zadzwonię do ciebie, jeśli cokolwiek się zmieni. Prześpij się chociaż kilka godzin…
– Nie! – Wstałem gwałtownie i spojrzałem na niego. Łzy napłynęły mi do oczu z tej jebanej bezsilności. – Nie było mnie przy niej całą ciążę, musiała radzić sobie sama. Daj mi być przy niej teraz! – warknąłem.
– Nie pomożesz jej w ten sposób.
– Nie pozwolę, by znowu mnie przy niej nie było, gdy się obudzi. Tak było za pierwszym razem, po pierwszej śpiączce! Teraz będę przy niej! – Ponownie usiadłem na krześle i złapałem jej dłoń. Zacząłem ją nerwowo głaskać, nie mogąc opanować emocji.
– Ona wie, że jesteś przy niej…
– I będę, aż się obudzi! – dodałem, zamykając oczy.
– Sedricku…
– James, nie przekonasz mnie. Nie opuszczę szpitala bez Rebeki… – powiedziałem stanowczo. Westchnął głośno i chyba zrezygnował z dalszego przekonywania mnie do swoich racji. Nikt nie wiedział, co czułem w tej chwili. Wiedziałem, że on też przeżywał ten koszmar, bo to jego córka, ale to zupełnie inne odczucia. Inaczej jest bać się o własne dzieci, a inaczej o osobę najbliższą i najdroższą twojemu sercu.
– Ona walczy, Sed. Jest dzielna i walczy… – odezwał się po chwili.
– Skąd wiesz? – zapytałem szeptem i znowu na nią spojrzałem.
– Bo to moja córka. Ona nigdy się nie poddaje, Sed. Walczyła całą ciążę o zdrowie dzieci. Nawet podczas porodu walczyła do ostatnich sił, by je urodzić. Nie poddała się… – Przysunął sobie krzesło i usiadł obok.
– Więc dlaczego się nie budzi? – zapytałem, prawie łkając.
– Dajmy jej czas, by odzyskała siły. Obudzi się… Zobaczysz. – Ponownie położył dłoń na moim ramieniu. Westchnąłem głośno, próbując ulżyć sobie w tym ucisku w klatce piersiowej. – Posiedzę tu z tobą, dobrze? – zapytał James.
– Oczywiście. – Wymusiłem uśmiech i zrobiłem miejsce, by usiadł obok. Przysunął sobie krzesło i tak we dwóch czekaliśmy. Czekaliśmy na cud, na jakikolwiek znak z jej strony. By nie dołować się bardziej, wróciłem myślami do chwili, w której zobaczyłem ją po raz pierwszy. To był najlepszy dzień mojego życia.
***
Kurwa! Byłem najebany, zmęczony, a na moich kolanach wiła się jakaś ruda striptizerka i próbowała zwrócić na siebie moją uwagę. Nie miałem ochoty na ten pieprzony wieczór kawalerski, no ale jak odmówić tym debilom? Spojrzałem na Ericka, Nickiego, Alexa i Clarka z ukontentowaniem wpatrujących się w drugą dziewczynę, którą wynajęli dla nas na tę noc. Simon jak zawsze obracał jakąś przypadkową pannę w boku loży. Laska jęczała nieziemsko sztucznie, a ja chyba zaraz się porzygam.
Ten jutrzejszy ślub z Karą… Sam nie wiem, czy w ogóle powinno do tego dojść. Po tym, czego dowiedziałem się ostatnio, kompletnie jej nie ufałem i nawet już nie byłem pewien, czy nadal ją kocham. Nie potrafiłem jej już nawet objąć w nocy, bo przypominały mi się te wszystkie razy, gdy pieprzyła się z każdym z ekipy. Kurwa! Wiedziałem, że też nie jestem bez winy, bo sam ją na początku namawiałem na te pieprzone eksperymenty, ale nie sądziłem, że będzie to robiła za moimi plecami.
Zacisnąłem pięści ze złości i zamknąłem oczy. Mam dwadzieścia osiem lat, jestem menedżerem jednego z najlepszych zespołów rockowych na świecie, mam na głowie bandę idiotów, których na każdym kroku trzeba kontrolować i chronić przed narobieniem sobie kłopotów, a jutro mam zostać mężem kobiety, którą jeszcze niedawno uważałem za ideał… a teraz? Nie mogłem na nią patrzeć i nie wiedziałem, czy będę w stanie wsunąć jej na palec obrączkę. Która, swoją drogą, kosztowała jakieś horrendalne pieniądze. Po chuj ona wybrała akurat te obrączki? Inne też były ładne i dużo tańsze. Nie jestem oszczędny, ale Kara zdecydowanie przesadza z wydatkami. Jej suknia to jakiś wymysł pierdolniętej projektantki i wcale mi się nie podoba.
– Sed, zobacz! – wyrwał mnie z myśli głos Ericka. Spojrzałem na niego, a on stał nad Simonem posuwającym tę laskę, i kręcił filmik telefonem. Idiota! Zgubi go, film wycieknie do sieci i znowu będzie afera. Tak jak z tym pierdolonym nagraniem moim i Kary. Swoją drogą, nie miałem pojęcia, kto go umieścił. Wkurwiony zrzuciłem z siebie tancerkę i wstałem chwiejnie. Ja pierdolę! Po co tak się najebałem?
– Przestań go, kurwa, kręcić! – wybełkotałem niewyraźnie i podszedłem do nich. Simon nawet nie zwracał uwagi na pannę, która go ujeżdżała. Rozłożył się wygodnie i popijał whisky, rozmawiając z Erickiem.
– Wyluzuj, stary! To twój wieczór kawalerski! – zaśmiał się Erick i podał mi kolejną szklankę trunku, ale ja miałem dość. Wziąłem ją i wściekły rzuciłem nią o ścianę. Kryształowe naczynie roztrzaskało się na milion kawałków. Zapadła cisza. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym oszalał.
– Wychodzimy! – wrzasnąłem i chciałem stąd wyjść jak najszybciej. Nie wiem, na co byłem zły. Chyba na samego siebie, że zaprowadziłem moje życie w ślepy zaułek i kompletnie nie wiem, jak z niego wyjść.
Nawet nie czekałem, aż ta banda idiotów zbierze swoje najebane tyłki z sof. Podszedłem do drzwi naszej prywatnej salki i wyszedłem na główną salę klubu. Dobiegł do mnie Walter.
– Sed, kurwa, daj spokój! Nie psuj chłopakom zabawy! – Objął mnie ramieniem, próbując uspokoić.
– To chyba ja miałem dobrze się bawić, co? To mój wieczór kawalerski! – odpowiedziałem wściekły. Wcale nie bawiłem się dobrze, a jeśli jutro ta blond szmata zostanie moją żoną, to do końca życia będę tego żałował. Kurwa! Nie nazywaj jej tak, Mills! To twoja narzeczona! Kochasz ją! Sam próbowałem się do tego przekonać.
– Nie musisz się wyżywać za to, że sam, na własne życzenie spierdoliłeś sobie życie – odpowiedział jak zawsze szczerze. No i miał rację.
– Oj, zamknij się, Walter! – Odepchnąłem go i ruszyłem do drzwi. Zrobiło się zamieszanie, bo Nicki i Alex chcieli zabrać z nami do hotelu dwie z dziewczyn. Oparłem się o ścianę, by na nich poczekać, i podniosłem wzrok na główną scenę. Przez chwilę miałem chyba jakieś zwidy, bo wydawało mi się, że widzę realnego anioła. Zamrugałem, by wyostrzyć wzrok, i wyprostowałem się, widząc najcudowniejsze stworzenie, jakie chodzi po ziemi. Dziewczyna. Tak, dziewczyna… bo tak piękna, słodka i mimo że właśnie tańczyła na rurze, tak niewinna, że otworzyłem usta, by wyrównać oddech. Serce mi waliło i chyba wszystko przestało mieć znaczenie. Gapiłem się na nią jak zaczarowany. O kurwa! Co za dziewczyna. Nie mogłem oderwać wzroku. Poruszała się w tak seksowny sposób, a zarazem tak lekko i zwiewnie. No i ten strój anioła. Miała długie, ciemne włosy, cudownie kobiecą figurę. Od razu zauważyłem idealne cycki i zajebisty tyłek. Czułem, że w spodniach od razu zrobiło mi się ciasno, co ogromnie mnie zaskoczyło. To nawet nie kwestia tego, że była półnaga. Nie jestem typem faceta, który reaguje na każdą piękną kobietę. A takich jest przecież wiele. Widziałem już wszystko, co każdy facet może sobie zamarzyć. Zanim poznałem Karę, nie żałowałem sobie cipek i już nic nie robiło na mnie wrażenia. Ale ona…
– Sed, chodź! – Simon objął mnie i chciał wyprowadzić.
– Poczekaj! – Zatrzymałem się, by jeszcze przez chwilę poprzyglądać się temu cudownemu stworzeniu. Simon też zerknął w jej stronę.
– Stary, zapomnij! Striptizerki to najgorsze zło! – Roześmiał się i pociągnął mnie dalej.
– Zaraz do was przyjdę! – Odepchnąłem go.
Dziewczyna ze sceny spojrzała w naszą stronę, bo narobiliśmy hałasu, i miałem wrażenie, że patrzyła na mnie. Oślepiały ją jednak światła i wiedziałem, że to tylko złudzenie. Zmarszczyła się słodko na widok bandy rozwrzeszczanych facetów, których miała tu na pęczki zapewne co noc. Oparła się o rurę i mogłem podziwiać ją w całej okazałości. Nie było w niej nic sztucznego. Sama natura. Na myśl, jak cudowne muszą być w dotyku te zajebiste cycki, mój kutas stwardniał całkowicie. Ja pierdolę! Poprawiłem spodnie, by móc normalnie wyjść z klubu. Przy samych drzwiach odwróciłem się jeszcze, by spojrzeć ostatni raz, a ona zniknęła za kotarą sceny. Widziałem jedynie kilka piórek z jej stroju anioła opadających na scenę i wiedziałem – wiedziałem, że muszę tu wrócić i ją poznać. O ile będę jutro pamiętał, że w ogóle ją widziałem.
Stałem przed lustrem w kościelnej zakrystii i zastanawiałem się, co ja, do kurwy nędzy, wyprawiam. Przecież Kara to nie jest kobieta dla mnie. Obudziłem się dziś z megakacem i jedyne, co pamiętałem z wczoraj, to tamta dziewczyna. Boże, co ja gadam? To nie była dziewczyna – to był anioł. Anioł w ciele pięknej, cudownej kobiety. Przetarłem twarz dłonią, by podjąć w końcu tę decyzję. Wiedziałem, że kościół jest pełen gości. Matki moja i Kary zaprosiły połowę Hollywood, przybyła też prasa, no bo jak by inaczej. Zadałem sobie jedno najważniejsze pytanie. Jak bardzo skrzywdzę Karę, jeśli teraz wyjdę? Nie chciałem jej ranić. Jest, jaka jest, ale nie zasłużyła na nic złego. Chciałem budzić się przy niej do końca życia? Chciałem, by była matką moich dzieci?
– Sed, jeszcze krawat. – Do pomieszczenia wszedł Erick. Zawsze mnie śmieszy, gdy chłopaki zakładają garnitury. Ja miałem typowy czarny smoking z czarną koszulą i kremowym krawatem, który właśnie podawał mi Walter.
– Erick, odwołaj to wszystko. Ja wychodzę. – Ruszyłem do drzwi, a on stanął jak wryty.
– Co?!
– Wychodzę. Jadę znaleźć tamtą dziewczynę.
– Tę striptizerkę, o której gadałeś wczoraj resztę wieczoru?! – Podszedł do mnie. Był zaszokowany, ale nie ukrywał zadowolenia. Nigdy nie lubił Kary i to głównie on zawsze mi powtarzał, że nie powinienem z nią być.
– Tak, dokładnie ją.
– Wiesz, że będzie z tego niezłe gówno? – Uśmiechnął się szeroko. Wiedziałem, że mam w nim pełne wsparcie.
– Wiem, stary, ale mam to w dupie. Przeproś Karę i jej matkę. Może kiedyś zrozumieją…
Objąłem go z całej siły. To mój najlepszy przyjaciel od zawsze. Nigdy się na nim nie zawiodłem i wiem, że najbardziej żałuje tej całej sytuacji, która wyszła z Karą. Pieprzyła się też z nim, ale ja go rozumiem. Sam wciągnąłem go w ten cały trójkąt, a ona potem to wykorzystała. Nie mam do niego żalu, do żadnego z chłopaków nie mam żalu. Nawet do Simona.
– Przywieź ją do hotelu, jak uda ci się ją spotkać. Chętnie poznam to cudo. – Uśmiechnął się. To był uśmiech numer pięć Ericka Waltera. Nasze fanki padają od tego jak muchy od muchozolu.
– Muszę ją znaleźć! Gdzie moje kluczyki? – Rozejrzałem się po pomieszczeniu.
– Jedziesz swoim?
– Tak. Nie będę czekał na taksówkę. – Chwyciłem pęk kluczy z komody i wyszedłem.
– Sed! – zawołał za mną Erick.
– Co?
– To najlepsza decyzja, jaką mogłeś podjąć! – Pokazał mi środkowy palec. Zawsze tak robił w geście uznania. Uznania dla mnie, bo dla innych wiadomo, co to oznacza.
– Pieprz się, Walter! – zaśmiałem się głośno i wyszedłem bocznym wyjściem.
Widziałem swojego ojca i Jess stojących przy głównym wejściu do kościoła. Ojciec zrobił wielkie oczy, widząc, że idę na parking zamiast do nich. Nie ruszył jednak za mną. Doskonale wiedział, że ten cały ślub to pomyłka. Mimo odległości w jego oczach też widziałem uznanie. Gorzej będzie z matką, ale jakoś sobie z nią poradzę. Wsiadłem do mojego astona martina i ruszyłem szybko.
Klub, w którym tańczy mój anioł, mieści się prawie na drugim końcu Los Angeles. Dojechałem tu po prawie półtorej godziny przedzierania się przez to pieprzone miasto. Moja komórka zaczęła dzwonić, gdy tylko wyjechałem z terenu kościoła. Dzwoniły na zmianę Kara i nasze matki. Spojrzałem na wielką nazwę klubu nad wejściem i błagałem w myślach, by ONA tam była. Skoro wczoraj miała wieczorną zmianę, to dziś po południu równie dobrze może jej po prostu nie być w pracy. Wziąłem głęboki oddech, minąłem w wejściu dwóch rosłych karków i wszedłem. Od razu ją zauważyłem! Znowu tańczyła na głównej scenie, tym razem też w jakimś stroju z piórami, ale to nie ten, co wczoraj. Mimo to znowu mnie powaliła. Wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętałem. Usiadłem dyskretnie w rogu sali, by się jej jeszcze chwilę poprzyglądać i pomyśleć, co mam jej w ogóle powiedzieć. Jej blondwłosa towarzyszka na scenie zdjęła stanik, a ja wyszczerzyłem się szeroko, bo w takim razie słodka nieznajoma też zaraz to zrobi. Okręciła się zgrabnie na rurze i nagle spojrzała na mnie. O kurwa! Zaparło mi dech w piersi. Anioł zatrzymał się i przestał tańczyć układ, wpatrując się we mnie. Tak! To jest moja szansa. Wstałem szybko i ruszyłem w stronę sceny. Patrząc wprost na nią, pokazałem palcem, by się do mnie pochyliła. Koleżanka popchnęła ją delikatnie, by właśnie to zrobiła. Uśmiechnąłem się, bo widziałem, że była zaskoczona i chyba zawstydzona. Kurwa! Padła na kolana i zaczęła wić się do mnie w tak cholernie seksowny sposób, że w spodniach zrobiło mi się ciasno. Usiadła na brzegu sceny, dokładnie naprzeciwko mnie, i rozłożyła szeroko nogi. Nie patrzyłem jednak nigdzie indziej niż w te cudownie niebieskie oczy.
– Tańczysz prywatnie? – zapytałem. To jedyne, co przyszło mi do głowy. No kurwa, Mills! Mogłeś wymyślić coś innego.
– Zależy dla kogo… i za ile. – Patrzyła na mnie z dystansem.
– Chodzi o prywatny taniec, ale nie tutaj – dodałem, rozglądając się po lokalu.
– Nie tańczę poza klubem – odpowiedziała zirytowana. Nie wyglądało to za dobrze. Kurwa, Mills, wymyśl coś.
– Podaj cenę, jestem w stanie wiele zapłacić. – No to wymyśliłem.
– Przykro mi, nie tańczę poza klubem. – Zmarszczyła brwi. Ja pierdolę, co za idiota ze mnie.
– Jeśli zmienisz zdanie, zadzwoń – spróbowałem w taki sposób. Wyjąłem wizytówkę i wsadziłem jej za materiał ślicznych majteczek. Kurwa! Zerwałbym z niej te majtki szybciej, niż myśli. Może mnie chociaż rozpoznała? Z bliska była jeszcze piękniejsza. Mimo scenicznego makijażu widać tę delikatną urodę.
– Nie zmienię zdania. – Usłyszałem irytację w jej głosie. Oddała mi wizytówkę, wkładając ją do kieszeni mojej marynarki. Dobra! Drugie podejście.
– Naprawdę mogę zapłacić dużo.
– Ile? – zapytała, unosząc brwi. Chodzi jej tylko o kasę? No tak! Mogłem się domyślić.
– Tysiąc dolarów? – odpowiedziałem, a ona zaczęła się śmiać. – Dwa tysiące? – dodałem, nie rozumiejąc, co ją bawi. Za mało?
– Za tyle znajdziesz sobie porządną dziwkę w niedalekim burdelu, podać ci adres? – burknęła wściekła. Okej! Już rozumiem. Uraziłem ją. Czyli jest nadzieja!
– Nie chodzi mi o seks, tylko o taniec – wytłumaczyłem, a ona uniosła jedną brew. Była zaskoczona, ale i chyba zafascynowana. Oj, nieważne! Była przepiękna.
– Rebeka, złaź ze sceny! – krzyknęła nagle jakaś kobieta z końca sceny. Mój anioł odwrócił się i zrobił przestraszoną minę.
– Przepraszam, mój występ się skończył. – Zerwała się na równe nogi i ruszyła w kierunku kobiety, a ja nie wiedziałem, co mam zrobić, by ją zatrzymać. Bez zastanowienia chwyciłem ją za szczupłą kostkę. Miała taką miękką i ciepłą skórę. Pisnęła zaskoczona i spojrzała na mnie.
– Zastanów się, proszę – powiedziałem błagalnie. Nie miałem pojęcia, co we mnie wstąpiło.
– Co pan robi?!
– Proszę… – powtórzyłem i w tym momencie dopadło mnie dwóch ochroniarzy i powaliło na podłogę pod sceną. Kurwa! Obezwładnili mnie jak jakiegoś zboka. Nie miałem jednak zamiaru się szarpać. Wywalili mnie na zewnątrz i dopiero gdy zorientowali się, kim jestem, przeprosili za swoje brutalne zachowanie. Miałem ich jednak gdzieś. Musiałem się jeszcze z nią zobaczyć.
Wsiadłem do auta i postanowiłem poczekać przed klubem, aż skończy pracę. Widząc na swoim telefonie mnóstwo nieodebranych połączeń, po prostu go wyłączyłem. Oparłem głowę o zagłówek i próbowałem wymyślić, co jej powiem, gdy wyjdzie. Nie miałem jednak zbyt dużo czasu na zastanowienie, bo wkrótce zobaczyłem, jak ochroniarze praktycznie wyrzucają ją z klubu. Co, do cholery?! Chciałem wysiąść, ale dostrzegłem, jaka jest wściekła. Odpaliła papierosa, a zaraz potem zadzwoniła jej komórka. Ruszyłem powoli autem, by mnie nie zauważyła. Pomógł mi w tym właśnie zaczynający padać deszcz. Kończyła rozmawiać, więc przyśpieszyłem i zrównałem się z nią, jadąc wolno przy krawężniku. Opuściłem szybę po stronie pasażera i zawołałem:
– Wsiadaj!
Dziewczyna spojrzała do środka i na mój widok wywróciła oczami, a ja uśmiechnąłem się szeroko. Była taka słodka.
– Nie, dzięki – warknęła i przyśpieszyła kroku.
– Nie wygłupiaj się! Wsiadaj, proszę! – powtórzyłem i nie widząc reakcji, nacisnąłem na klakson. Podskoczyła przestraszona, a ja znowu się uśmiechnąłem. Była jak sarenka, którą łatwo można spłoszyć. Wiedziałem, że to nie będzie łatwa przeprawa.
– Oszalałeś?! – krzyknęła wściekła.
Wysiadłem z auta, chwytając parasol w dłoń, i dogoniłem ją szybko. Stanąłem dokładnie naprzeciwko niej, tak by ochronić ją od deszczu. Spojrzałem w jej śliczne oczy i dostrzegłem, że płakała. Dlaczego te piękne oczy muszą płakać? Miałem nadzieję, że to nie przeze mnie. Ona także na mnie patrzyła, oddychała płytko i praktycznie czułem ciepło jej cudownego ciała.
– Wsiądź, proszę. – Położyłem dłoń na jej nagim ramieniu, a ona zadrżała. O kurwa! Oboje to czujemy.
– Po co? – zapytała cichutko.
– Odwiozę cię do domu.
– Sama trafię, dziękuję! – Znowu zrobiła tę wkurzoną minkę.
– Jesteś przemoczona.
– Jestem zwolniona, przez ciebie, palancie! – krzyknęła na mnie.
Co?!
– Zwolnili cię? – zapytałem kompletnie zaskoczony.
– Głuchy jesteś?
Chciała mnie wyminąć, ale nie pozwoliłem. Nie dam jej teraz znowu uciec. Ponownie dotknąłem jej ramienia, a ona zadrżała. Przesunąłem dłoń po chłodnej od deszczu skórze aż do nadgarstka, a dziewczyna wydała z siebie cichutki jęk. Wciągnąłem powietrze nosem, by się opanować. Kurwa! Co za dziewczyna. Uśmiechnąłem się szeroko na myśl, jak na mnie reaguje. Spoglądała na mnie nieśmiało i wiedziałem, doskonale wiedziałem, że także to poczuła.
– Wsiądź, proszę – powtórzyłem, a ona bez słowa kiwnęła lekko głową i dała mi się zaprowadzić do auta.
Otworzyłem jej drzwi, cały czas trzymając nad nami parasol. Opadła delikatnie na siedzenie i nieśmiało skrzyżowała dłonie na kolanach. Obszedłem samochód i szybko wsiadłem do środka.
– Przykro mi, że cię zwolnili. Nie chciałem narobić ci kłopotów. – Spojrzałem na nią. To nie najlepszy początek znajomości, skoro byłem powodem wylania jej z roboty.
– I tak miałam zamiar odejść – Wzruszyła ramionami i zapięła pas.
– Dlaczego? Przecież świetnie tańczysz – powiedziałem. Nie bardzo rozumiałem.
– Powiedzmy, że się wypaliłam. Odwieziesz mnie w końcu?
– Jasne, ale najpierw pozwól mi się zaprosić na obiad.
– O rany. – Znowu przewróciła oczami. Cholernie mi się to podobało. Była taka słodko nieokrzesana, a zarazem nieśmiała. Idealna.
– W ramach rekompensaty za to, że cię zwolnili – wytłumaczyłem. Przecież jej nie powiem, że najchętniej zabrałbym ją do domu i porządnie przeleciał.
– To nie twoja wina, nie musisz mi niczego rekompensować. – Patrzyła na mnie pytająco.
– Sedrick Mills. – Wyciągnąłem dłoń, przedstawiając się. Ona w ogóle mnie nie kojarzyła. Nie wiedziała, kim jestem, i w sumie to lepiej.
– Nie musisz mi niczego rekompensować, Sedricku. Rebeka – odpowiedziała i delikatnie ścisnęła moją dłoń. Znowu poczułem ten prąd. Ona także.
– Skoro już tam nie pracujesz, czy nadal odrzucasz moją propozycję? – zapytałem z nadzieją, a ona skrzywiła się i odpowiedziała piskliwie:
– Nie jestem dziwką!
– Niczego takiego nie powiedziałem! – O rany! Kobieta z krwi i kości.
– Ale tak myślisz. Po co proponujesz mi pieniądze?
– Bo chcę, byś tańczyła, dla mnie… – Wpadłem w tym momencie na genialny plan. Oby się na to zgodziła!
– Mogłeś mieć to w klubie, bez dodatkowych kosztów. – Znowu wywróciła oczami, a ja próbowałem się nie uśmiechnąć. Och, Rebeko, jesteś taka rozkosznie słodka.
– Tylko dla mnie.
– Prywatny taniec też wchodził w grę! – burknęła. Była oburzona, ale i zaintrygowana.
– Ale tylko tam, w klubie.
– A niby gdzie miałabym to zrobić?
– U mnie w domu – odpowiedziałem, a ona zaśmiała się głośno. Sam miałem ochotę się roześmiać, bo słyszałem, jak to zabrzmiało. W sumie nie było to dalekie od prawdy. Z chęcią bym tam teraz pojechał i ją zaliczył na blacie w kuchni, a potem pod prysznicem i jeszcze kilka razy w łóżku.
– Myślisz, że jestem taka naiwna, by iść z kolesiem do jego domu pod pretekstem tańca dla niego? – Dobra odpowiedź, skarbie. Nie była łatwa, a to już dobry znak. Będę musiał się nad nią trochę napracować, ale warto.
– Myślę, że jesteś seksowna, zmysłowa i właśnie ciebie szukałem. – Chciałem zaintrygować ją jeszcze bardziej. Ona była inna. Inna od wszystkich.
– Chyba jednak pójdę pieszo. – Złapała za klamkę. Cholera!
– Nie bój się, to nie to, o czym myślisz – powiedziałem łagodnie.
– Nie wiesz, o czym myślę. – Na szczęście nie wysiadła.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko.
– Wiem.
– Czego chcesz? – Zmarszczyła brwi. Miałem ochotę dotknąć jej ślicznej buźki i wygładzić dłonią tę zmarszczkę powstającą na jej czole, gdy tak robiła.
– Jestem menedżerem, szukamy dziewczyny, tancerki na trasę mojego zespołu.
– Jakiego zespołu? – zapytała zaskoczona.
– Sweet Bad Sinful – odpowiedziałem, a ona spojrzała na mnie jak na kosmitę.
– Jaja sobie ze mnie robisz?
– A wyglądam, jakbym żartował? – Miałem ochotę się roześmiać na widok jej komicznej miny. Na pewno mi nie wierzyła.
– Wyglądasz, jakbyś urwał się z biura albo z wesela. – Zmierzyła mnie wzrokiem. Spostrzegawcza jest i taka kurewsko słodka.
– Właściwie to wracam z wesela, a raczej sprzed ołtarza – przyznałem się. W sumie dlaczego miałbym jej nie powiedzieć? Kara to dla mnie przeszłość, a przyszłość właśnie siedziała obok mnie w moim aucie i ponownie się skrzywiła.
– Co?
– Właśnie uciekłem z własnego ślubu – wyjaśniłem.
– Dobra, fajnie. Możesz mnie już teraz wypuścić?
– Nie wierzysz mi? – Oczywiście, że mi nie wierzyła.
– Nie i kompletnie nie wiem, o co ci chodzi. Nie zatańczę dla ciebie, nie wystąpię w teledysku czy tam w trasie, nie pójdę z tobą do łóżka. Odpowiedź na każde twoje pytanie brzmi: nie! – pisnęła zdenerwowana.
– Chcesz jechać do domu? – zapytałem złośliwie.
– Nie! – krzyknęła, a ja roześmiałem się głośno.
Wbiła we mnie wzrok i skrzyżowała dłonie na piersi. Kurwa! W tej mokrej bluzeczce jej cycki wydały się jeszcze lepsze niż na scenie.
– Więc gdzie?
– Oj, nie wkurwiaj mnie! I tak ten dzień jest do dupy! – Westchnęła, a ja miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. O nie! Tylko mi tu nie płacz, maleńka.
– Masz pazurki, podoba mi się to. Myślę, że chłopcy by cię polubili! – zmieniłem temat.
– Marnujesz czas.
– Nie wysłuchasz mnie nawet? – Kurwa, wysłuchaj mnie! Raz!
– A po co? Nie mam zamiaru występować w teledyskach i zachowywać się jak te wasze wszystkie groupies! – I to mnie bardzo cieszy. Doskonale wiedziałem, że była inna. Wyjątkowa.
– Nawet za całoroczny kontrakt, trasę po całych Stanach, prywatny samochód, apartamenty i wiele innych przywilejów? – wywaliłem najcięższy argument. No, to na pewno ją zainteresuje.
– Dobrze się czujesz? – Spojrzała na mnie i przytknęła dłoń do mojego czoła. Uśmiechnąłem się.
– Doskonale. Właśnie dziś, w dniu mojego ślubu, uświadomiłem sobie, że popełniam wielki błąd. Spieprzyłem sprzed ołtarza i obiecałem sobie, że odmienię życie pierwszej dziewczynie, którą zobaczę w klubie ze striptizem. Ty nią jesteś. – No, trochę to podkolorowałem, ale co mi tam. Przecież jej nie powiem, że zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Zakochałem się? W sumie pewnie tak.
– No i odmieniłeś, wywalili mnie.
– Nie o to mi…
Przerwała mi w pół zdania:
– Daj już spokój. Dzięki, jeśli masz szczere chęci, ale ja nie mam ochoty na takie gierki. Równie dobrze mogłeś zobaczyć każdą inną dziewczynę, a padło na mnie. To tylko przypadek, nic więcej.
– Takie przypadki nie zdarzają się często. Niełatwo mi zaimponować.
Zaśmiała się głośno, zarażając mnie uśmiechem.
– Nie chciałam nikomu imponować, a na pewno nie tobie. – Uch! Ma pazurki! Podoba mi się to. Bardzo. Nie da chłopakom wejść sobie na głowę.
– Naprawdę odrzucisz taką szansę? Co masz do stracenia? – Wzruszyła bezradnie ramionami. Może ma chłopaka? Albo rodzinę? I nie może wyjechać? Kurwa! O tym nie pomyślałem.
– Przemyślę to – odpowiedziała, rozpalając we mnie nadzieję. To znaczy, że jeszcze mnie nie skreśliła.
– W takim razie jedźmy na ten obiad – zaproponowałem.
– Nie mówiłam, że chcę jechać na obiad.
– Burczy ci w brzuchu. – Spojrzałem wymownie w tę okolicę, którą zasłaniała dłonią. Była zakłopotana.
– Nie mam pieniędzy na obiad.