Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasami nie wiemy dokąd podążamy. Mamy oczywiście swoje plany, które jednak życie boleśnie potrafi weryfikować.
Najcenniejszy lek to książka o realizacji marzeń w świecie pełnym tragedii, napięć oraz niepewności.
Jak więc iść przez życie w którym na każdym kroku czają się pułapki a każda zła decyzja zmusza nas do poniesienia konsekwencji?
Z główną bohaterką odbędziecie podróż przez życie. Prawdziwe życie, które na każdym kroku stara się dowieść za wszelką cenę, że nie jest bajką...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 143
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Moją książkę dedykuję wszystkim tym, którzy w swoim życiu doświadczyli emigracji, tęsknoty za rodzinnym krajem oraz czegoś, co zmieniło wasze poglądy na tematy, których nigdy sobie nie wyobrażaliście. Książka jest dla każdego, który dostał drugą szansę od życia i starał się z niej jak najlepiej skorzystać.
Niedziela. To właśnie wtedy podjęłam swoją decyzję.
— Mamo... – powiedziałam stanowczym głosem. – W następną niedzielę wylatuję.
— Coś ty powiedziała?! – krzyknęła rodzicielka.
— To, co słyszałaś. W następną niedzielę wylatuję. Koniec kropka, swojego zdania nie zmienię. Opuszczam Polskę. Taką decyzję podjęłam czy ci się to podoba, czy nie.
Czy moja decyzja była słuszna? Starałam się sama sobie odpowiedzieć na to pytanie. Zajęło mi to całe jedenaście lat. Chcecie posłuchać mojej historii? Zatem zacznijmy od początku.
Cześć. Nie przedstawiłam się wam. Jestem Maria, zdrobniale Marysia, jednak wolę jak zwracają się do mnie – Mania. Mam osiemnaście lat i czuję się jak młody Bóg, pełna sił i energii.
Pamiętam, jak nie mogłam doczekać się swojej pełnoletności, dowodu i braku kontroli rodzicielskiej. Pewnie sami znacie to uczucie oczekiwania na te osiemnaście lat. Imprezy, alkohol, papierosy, młodzieńcza miłość. Jednak z biegiem czasu stwierdzam, że to życie samo za nas decyduje. Nie pyta nas o zdanie, nie prosi o rady, układa scenariusz według własnego uznania. Czy życie sprawiło, że jestem szczęśliwym człowiekiem? O tym przekonacie się na kartach tej książki.
***
Pochodzę z małej miejscowości na Mazurach. Wcześniej mieszkałam w mieście z mamą, dziadkami i wujkiem, który zastępował mi ojca. To właśnie wujek Radek, brat mojej mamy, był moim starszym bratem, ojcem i przyjacielem. Na niego zawsze mogłam liczyć, nigdy mnie nie zawiódł. Do dnia dzisiejszego pamiętam, jak grupa osiedlowych dzieciaków mi dokuczała i zawsze powtarzałam im: ,,Jak mi coś zrobisz, to zadzwonię po mojego starszego brata i skopie ci tyłek”. Te słowa ich odstraszały i miałam święty spokój.
Co się stało z moim ojcem? Od mamy wiem, że się rozwiedli, gdy miałam dwa latka oraz to, że mój tata ma na imię Szymon. Jako mała dziewczynka nie byłam świadoma tego, co to znaczy wychowywać się bez ojca. Szymona, tak po prostu napiszę, widziałam tylko dwa razy w swoim życiu.
Po raz pierwszy zobaczyłam go, gdy miałam sześć lat. Przyjechał do przedszkola, do którego uczęszczałam. Zobaczyłam go, jednak nie czułam żadnych emocji. Żadnego najmniejszego uczucia, jakie dzieci mogą obdarzyć swoich rodziców. Tego dnia kupił mi plastikowy domek. To był jedyny prezent, jaki od niego dostałam. Drugi raz widziałam go, gdy miałam trzynaście lat i pojechałam do niego na cały miesiąc wakacji. Dzieliło nas mnóstwo kilometrów, jednak obiecał, że będziemy się częściej widzieć.
Kłamał. To był ostatni raz, kiedy go widziałam. Czułam się oszukana i niepotrzebna. Mój ojciec mimo wszystko jest dla mnie obcym człowiekiem, nic do niego nie czuję, nawet żalu o to, że jestem mu obojętna.
Byłam jedynaczką, jednak wszystko zmieniło się w momencie pojawienia się Mirka, nowego męża mojej mamy. Miałam wtedy sześć lat i wiedziałam, że nie jest on moim prawdziwym ojcem, mimo wszystko zwracałam się do niego: ,,tato”. Ogólnie gość wydawał się przyzwoitym facetem. Miał trzydzieści trzy lata, był wysoki, miał blond włosy i niebieskie oczy.
Nie ukrywam, zawsze chciałam mieć rodzeństwo, móc się z kimś bawić, opiekować, wspólnie spędzać czas. Zazdrościłam kolegom z klasy posiadania młodszego czy starszego rodzeństwa. Długo nie musiałam czekać. Moja mama urodziła Anię. Na początku bardzo cieszyłam się, że będę miała siostrę, jednak z czasem zaczęło mnie to wkurzać, że wszyscy się nią zachwycali, a mnie spychali na boczny tor. Zazdrość to towarzyszyło mi przez kilka lat. To było głupie uczucie, bo jak mogłam być zazdrosna o własną siostrę? No jak?
Dorastałyśmy razem i jak w każdej rodzinie zdarzały się dobre i złe momenty, tak samo było z relacjami rodzinnymi. Rodzina ze strony ojczyma, może nie wszyscy, ale większość traktowała mnie jak piąte koło u wozu. Ania była faworyzowana i chwalona na każdym kroku. Mnie omijali szerokim łukiem, a wręcz docinali i mówili: ,, Ania ma takie piękne włoski, grube, błyszczące, a Mania to ma pięć włosów na krzyż, bądź Ania to chyba dobrze się uczy, bo widać, a Mania to głąb jeden”.
Rodzina powinna wspierać, doceniać, a co robiła? Podcinała skrzydła i porównywała. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam tych ludzi, którzy byli moją rodziną.
W moim życiu ważną rolę odegrała babcia. Babcia zmarła, kiedy miałam cztery latka. Nie mogłam pojąć, dlaczego jej nie ma, co to pogrzeb i dlaczego mówią mi, że babcia teraz patrzy na mnie z nieba, że będzie się mną opiekowała. Jako małe dziecko nie byłam świadoma jej choroby, jednak wiem, że bardzo mnie kochała, a ja ją. Babcia była kobieta o brązowych włosach, dużych, zielonych oczach i bardzo kobiecej figurze. Jej głos był ciepły, niósł ze sobą ulgę i ukojenie, zawsze, gdy się do mnie zwracała.
Babcia zmarła w dniu moich urodzin. Ta data zawsze będzie w moim sercu, tak samo jak wspomnienia o niej. Żałuję, że dłużej nie mogła być ze mną. Na pewno wiele by mi doradziła i pomogła. Wiem jednak, że patrzyła i patrzy na mnie z góry i obserwuje każdy mój ruch i każdą moją decyzję. Babcia to mój Anioł Stróż! Nie śmiejcie się, ale naprawdę tak uważam.
Mając szesnaście lat, ukończyłam gimnazjum. Potem przyszła szkoła zawodowa na kierunku – sprzedawca, jednak ją przerwałam. Myślcie sobie, co chcecie. Proszę, abyście nie oceniali mnie, póki nie poznaliście całej, mojej historii.
Czy żałuję swojej decyzji? Ani trochę. Zawsze myślałam, że z upływem lat przyjdzie to pytanie: ,,Czemu zrezygnowałam ze szkoły? Czy było warto”? Jednak nigdy ono nie przyszło, a ja zawsze powtarzałam sobie: ,,Że jeśli coś zrobiłaś, to nie żałuj tego, a jeśli już to robisz, to następnym razem przemyśl to pięć razy i podejmij decyzję zgodnie ze swoim sumieniem”.
***
To była zima dwa tysiące dziewiątego roku. Dokładnie czternastego lutego byłam ostatni dzień w szkole. Rzuciłam ją i nie miałam żadnego planu na to, co będę dalej robiła, jak będę dalej żyła i za co żyła. Wiedziałam jedno... że muszę jak najszybciej uciekać z domu, w którym zaczęło się źle dziać, a wszystkiemu winny był alkohol.
W każdą sobotę w naszym domu pojawiały się imprezki do białego rana. Imprezki, kłótnie rodzinne i wyciąganie starych brudów. Na samą myśl o tym robi mi się niedobrze. Mirek wyglądał na normalnego i przyzwoitego człowieka, jednak pozory czasem mylą i to jeszcze jak. Zawsze gdy sobie popił, to wszczynał awantury. Uważałam, że jest toksycznym człowiekiem, od którego jak najszybciej należy uciekać. Czułam do niego wstręt i obrzydzenie, a także nienawiść i złość za to, co mi zrobił.
Takich sytuacji było całkiem sporo, jednak ja podzielę się z wami tylko tymi, które utkwiły mi w pamięci i sprawiały ból, o którym nie mogę zapomnieć pomimo upływu lat.
Każdy, kto był, bądź jest uczestnikiem przemocy domowej, będzie wiedział, o czym mówię. Każdy ból pozostawia w twojej głowie bliznę, której nigdy się nie pozbędziesz, choćbyś się starał nie wiadomo jak, ten ból zawsze z tobą będzie.
Dla kochającej się rodziny weekendy były czasem, w którym można było wspólnie spędzać czas, ale nie... U mnie w domu w weekendy były imprezy. Mirek pił do nieprzytomności. Potrafił się w moim towarzystwie zesikać w spodnie albo na moich i kuzynek oczach zdjąć spodnie, majtki i sikać w pokoju. To było upokarzające i poniżające widzieć taką scenę.
Jednego wydarzenia nie jestem w stanie wymazać z pamięci. Pod wpływem alkoholu uderzył mnie w twarz. Siła uderzenia była tak duża, że wylądowałam na łóżku za sobą. Byłam zalana krwią, która z nosa ściekała na moją brodę, ubrania i podłogę. Nie miałam siły się ruszyć, straciłam kontrolę nad swoim ciałem, jednak moja świadomość kodowała wszystko, co działo się wokół mnie. Słyszałam krzyk mojej mamy i płacz małej Ani. Moja rodzicielka była przerażona zaistniałą sytuacją. Ania próbowała podejść do mnie, przytulić, ale moje ciało nie reagowało. Zaczęłam płakać i krzyczeć: ,,Nienawidzę was, dlaczego?”
Nie chciałam, aby Ania oglądała tę sytuację. Po co, małe dziecko ma widzieć skutki alkoholu i przemoc domową? Chciałam ją chronić, tylko jak miałam to zrobić, skoro sama nie potrafiłam ochronić się przed uderzeniem Mirka? No jak?
Mimo upływu lat dalej czuję żal, złość i gniew. Pojawiają się łzy na wspomnienie o tym. Co zawiniłam, że mnie coś takiego spotkało? Czy tak się zachowują osoby, które kochają?
Szybko wstałam, ubrałam kurtkę i wyszłam z domu. Nie miałam ochoty ich oglądać. Sama nie wiedziałam, gdzie mam iść. Błąkałam się bez celu. Próbowałam poukładać swoje myśli, próbowałam wytłumaczyć zachowanie ojczyma, bo może go czymś zdenerwowałam, może powiedziałam coś nie tak... Ale czy to upoważnia drugiego człowieka do przemocy i bicia? A co jeśli Anię, bądź moją mamę także uderzy? Tysiąc myśli przelatywało przez moją głowę i wszystkie sprowadzały się do jednej: ,,muszę wyjechać, muszę uciekać z tego domu”.
***
Po kilku godzinach wróciłam do domu. Byłam zmarznięta, zła, obolała. W kuchni siedziała moje mama i płakała. Obok niej była Ania, która do końca nie była świadoma tego, co się wydarzyło kilka godzin wcześniej w domu. Podeszłam do nich i przytuliłam je do siebie. Byłam złamana psychicznie, jednak nie mogłam pokazać swojej słabości. Musiałam być silna, bo obie mnie potrzebowały.
Mówią, że czas leczy rany. Zgadzam się. Czas leczy, ale potrzeba go całkiem sporo. I ja zdecydowanie tego czasu potrzebowałam. Człowiek popełnia błędy i każdemu należy się druga szansa. Czy Mirek na nią zasługiwał? Czy był w stanie się zmienić, i czy w ogóle tego chciał?
Przerwana szkoła, brak pieniędzy i słowa mojej mamy: ,,Masz osiemnaście lat. Jesteś już dorosła. Radź sobie sama.”
Przez moją głowę przewijało się milion myśli. Praca, muszę poszukać pracy, tylko gdzie? Mieszkanie, bądź pokój też muszę znaleźć, ale najpierw praca, bo niby jak zapłacę za lokum, jak nie mam pieniędzy? Co ze mną będzie, skoro nie mam żadnych oszczędności? W dodatku zero wsparcia i zero pomocy. Pełnoletność miała być najszczęśliwszym dniem w moim życiu, a okazała się wielką próbą i pytaniami: ,,Czy dam sobie radę sama”?
Szukałam czegoś dorywczego, czegoś, co pozwoli mi zarobić jakiś grosz. Miałam potrzeby zwykłej nastolatki, chciałam mieć pieniądze na kosmetyki i ubrania. W naszym domu nigdy się nie przelewało, poznałam smak biedy. Mama siedziała w domu, nic nie robiła, nie miała żadnych perspektyw na własne życie. Ja nie chciałam skończyć jak ona.
Pewnie myślicie, jak chciałam tego dokonać, skoro przerwałam szkołę. Chciałam się wyrwać stąd i żyć po swojemu, bez przemocy, awantur i kłótni. Ojczym, mimo iż pił, to ciężko pracował po szesnaście godzin dziennie. Wracał zmęczony i zdenerwowany. Może właśnie to alkohol był jego sposobem na rozluźnienie po ciężkim dniu? A może dlatego uważał, że skoro jest panem domu, ciężko pracuje, zarabia, to może robić, co chce? To on stawiał w tym domu warunki, które mi przeszkadzały.
***
Nadszedł ten dzień. Dzień mojego wylotu. Pamiętam jak dziś, był to dwudziesty dziewiąty marca dwa tysiące dziewiątego roku.
Pierwszy lot, stres, bóle brzucha mimo wszystko cieszyłam się, że w końcu wyrywam się z tego domu. Nie wiedziałam tylko jednego, że potem tak za nim zatęsknię...
Tymon, to właśnie z nim wyleciałam do Anglii. Kim on był? Otóż był moim sąsiadem z bloku, a także nie do końca spełnioną podwórkową miłością.
Już jako dzieci różnie między nami było. Tymon był starszy ode mnie o sześć lat i wiadomo, ja będąc dzieckiem, psociłam się mu, a on skarżył mojej mamie i mówił: ,,Pani Andziu, a Mania rzuca we mnie kamieniem”. Jakie to było słodkie, bo wiedziałam, że mama zawsze będzie po mojej stronie i nic mi nie zrobi. A ja tylko próbowałam zwrócić na siebie uwagę, ponieważ Tymek był męski. Był dobrze zbudowanym brunetem, wysokim, opalonym, włosy miał zawsze ostrzyżone i ułożone na bok. Przyciągał nie jedno spojrzenie kobiet, nawet moje, głupiutkiej i malutkiej Mani.
Jaką rolę odegrał w moim życiu Tymon? Co w nim zmienił, czego mnie nauczył?
Wylatując do Wielkiej Brytanii, wyobrażałam sobie ją inaczej, niż przedstawiana była na zdjęciach i w filmach. Każdego dnia starałam się miejsce mojego życia poznawać. Czy mi się udało? Czy zyskałam nowych znajomych? Czy praca okazała się strzałem w dziesiątkę? A co z barierą językową, czy udało mi się ją przełamać?
Czułam, że wylatując w nieznane, moje życie się zmieni. Jeszcze do końca nie wiedziałam w jaki sposób, jednak ta wyspa cały czas siedziała w mojej głowie.
Do podjęcia tej decyzji zmusił mnie właśnie Tymon. Pamiętam naszą rozmowę na ten temat.
— Przestań, co będziesz tutaj w Polsce robiła? Zrezygnowałaś ze szkoły, nie masz pracy i pieniędzy. Polecisz ze mną! Nie masz wyjścia i nie masz już nic do stracenia!
— Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie znam języka, i nikogo bliskiego tam nie mam...Gwarantuję ci nietykalność. Ze mną będziesz bezpieczna. Pomogę ci.
Czy mogłam mu zaufać? Czy był osobą, która mnie nie skrzywdzi i nie zostawi na pastwę losu? Znam go mnóstwo lat i naprawdę bardzo się lubimy. Nie było sensu dłużej się zastanawiać i powiedziałam:
— Dobra... Zgadzam się, lecę z tobą. Raz się żyje. – Tymon odetchnął z ulgą.
Prawdę mówiąc, sama poczułam się odrobinę lepiej. Nadal myślałam, co mam zrobić z mamą i z Anią. Czy dadzą sobie radę z Mirkiem, kiedy je zostawię tutaj?
Tymon uprzedził mnie, że mieszka razem z bratem w małym domku, w niedużym miasteczku.
— Maniu, ty będziesz pracowała i zajmowała się pakowaniem wcześniej przywiezionymi przez nas warzyw, tylko w innym dziale. My zbieramy warzywa, które ty musisz sprawdzić i spakować.
— Super. Nie widzę problemu. Jakoś powinnam dać radę.
— Powiedz mi dokładnie, na czym będzie moja praca polegała, w tym packhouse?
— Kochana, to taki wielki magazyn, w którym znajdują się maszyny i pracownicy oraz biuro. Ty będziesz pakowała w kartoniki lub skrzynki podaną liczbę sztuk warzyw. Mam nadzieję, że twoja matematyka jest ok?
— Chyba dam radę. Muszę – odpowiedziałam Tymkowi.
— Dla przykładu będziesz musiała zapakować cebule po trzy sztuki w paczce, a pomidory muszą mieć po trzysta gramów w pudełeczku. Pakujesz i sprawdzasz, czy wszystko się zgadza. Jak nie dasz rady, to na każdej zmianie jest lider zmiany.
— Kto? Jaki lider? Przecież dobrze wiesz, że nie mówię po angielsku. Jak niby mam się z nim dogadać?
— Mańka, spokojnie. Połowa pracowników tej firmy to Polacy, którzy ci pomogą. Nie zginiesz.
Odpowiedź Tymona nieco mnie uspokoiła, jednak ja w dalszym ciągu nie potrafiłam sobie wyobrazić swojej pracy i tej niemożności dogadania się ze współpracownikami. Co mnie też podkusiło, że zgodziłam się na propozycję sąsiada? Obym nie żałowała swojej decyzji. Jak to mówią: ,, jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B”.
***
W sezonie letnim, gdy byłam nastolatką, może czternastoletnią dziewczyną, pracowałam dorywczo jako kelnerka w małym barze we Władysławowie. Potem pracowałam z moim ukochanym wujkiem, który miał tam mały biznes i sprzedawał biżuterię. To właśnie tam poznałam moje trzy przyjaciółki, z którymi po dzień dzisiejszy utrzymuję kontakt. Zawsze mogę na nie liczyć.
***
Z zamyślenia wyrwało mnie pytanie:
— Hej królewno, obudź się!
— Oj przepraszam... Coś mówiłeś?
— Słuchaj, pakujesz do skrzynki po trzydzieści sześć sztuk cukinii i odkładasz je na paletę, i tak za każdym razem powtarzasz czynność. Zrozumiałaś?
— Tak, pewnie.
Właśnie tego dnia miałam przyjemność pracować w gronie Polaków. Nawet nie wiecie, jak dali mi popalić. Ten dzień zapamiętam do końca życia. Zawsze sądziłam, że my jako naród powinniśmy się trzymać razem niezależnie od miejsca zamieszkania i miejsca migracji, ale nie... Swój swojemu musi wbić szpilkę i udowodnić ci, że jest lepszy od ciebie. Gdzie szacunek do drugiego człowieka? Gdzie wsparcie i pomoc, o której mówił Tymon? Czy coś takiego w ogóle istnieje?
Pewnego dnia w nowo zaczętej pracy, mój manager dał mi do wiwatu, w sumie chyba wszystkim pracującym na zmianie. Jalok z pochodzenia był Marokańczykiem, lecz urodził się i wychowywał w Wielkiej Brytanii. Nie zrezygnował ze swojej religii. Jalok był wysokim mężczyzną, z czarnymi oczami i włosami. Jednym słowem był typowym z wyglądu Arabem, całkiem przystojnym, jednak jego charakter miał wiele do życzenia. Do swoich pracowników zwracał się chamsko i miał ich za ,,nic”. Był to szatan w ludzkiej skórze! Niby modlący się Muzułmanin, a jak traktował ludzi? Tego nie dało się powiedzieć słowami.
Codziennie rano mieliśmy zbiórkę przed pracą i sprawdzanie obecności. To właśnie Jalok ustawiał ludzi na odpowiednich urządzeniach i maszynach. Mnie jak zwykle trafiała się maszyna, która sortowała cukinie i rozdzielała je na odpowiednie korytarze wagowe. Każdego dnia modliłam się, by dał mi dziś odpocząć, albo chociaż zmienił miejsce wykonywania pracy. Według pozostałych pracowników to właśnie sortownia cukinii była najcięższą pracą fizyczną na całym obiekcie. Zazwyczaj każdy pracownik wytrzymywał w tym miejscu tylko jeden miesiąc. To miejsce uznawane było również miejscem kary, jak coś przeskrobałeś, to właśnie na sortowaniu cukinii lądowałeś.
— Ty, ty, ty... No ty, Mania idziecie na sortownicę.
Jasne. Nic nowego. Pakowanie, liczenie i odkładanie na paletę skrzynek, które miały po ponad piętnaście kilogramów jak dla chudej osiemnastolatki, to było wyzwanie. Moje dłonie były bardzo spracowane, było widać każdą żyłę. I tak mijał dzień za dniem. Czasami miałam takie dni, gdy myślałam o powrocie do domu, do Polski. Wracałam zmęczona po dziesięciu, a nawet czternastu godzinach do domu.
Tymek zawsze czekał na mnie z obiadokolacją, którą przyrządzał sam lub z bratem.
— Hej chłopaki! Co tam u was słychać? – zapytałam od razu po wejściu do domu.
— A wszystko dobrze. Maniu, leć szybko umyć ręce, siadaj i jedz, bo pewnie jesteś strasznie głodna – powiedział Tymon. – Zrobiłem makaron carbonara. Jest mega pyszny. Sama spróbuj! Jak zostanę twoim mężem, to będę ci robił carbonarę, kiedy tylko będziesz chciała – dodał z uśmiechem na ustach.
— Tymek! Ponosi cię chłopie! Ty moim mężem? Jakiś żart... Twoje niedoczekanie. A makaron zjem, bo jestem głodna i apetycznie wygląda – odpowiedziałam.
Zjadłam, zabrałam brudny talerz i odeszłam od stołu w kierunku kuchni. Tam umyłam brudne naczynia. Udałam się do swojego pokoju, jednak po chwili usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
— Wchodź!
— Coś się stało? Tymek, co cię tu sprowadza? – zapytałam.
— W sumie to tak chciałem pogadać i zapytać, jak ci się tu podoba i co postanowiłaś?
Usiadłam obok niego na łóżku i przez chwilę zastanawiałam się, co mam mu powiedzieć.
Słuchaj, jest mi tu strasznie... Rozmyślam nad powrotem do Polski. W zasadzie niedługo zaczyna się sezon we Władysławowie, może tam udałoby mi się coś znaleźć, odłożyć trochę pieniędzy i wynająć pokój. Sama nie wiem, co mam zrobić? Prawdę mówiąc, wyobrażałam sobie pracę tutaj inaczej i zachowanie rodaków też inaczej. Nawet nie wyobrażasz sobie jaka znieczulica i chamstwo panuje tam, gdzie pracuję. Z czymś takim nie spotkałam się nigdy w życiu!
— Ale Maniu, co się stało? Ktoś coś ci zrobił? Ktoś sprawił ci przykrość? – Z przerażeniem pytał Tymon.
— Kurwa Tymek! Na packhouse jest tragicznie! Nie daję sobie rady zarówno psychicznie, jak i fizycznie! Nie mam już sił! Tymuś, bardzo ci dziękuję za pomoc i to, co dla mnie zrobiłeś, ale ja chyba nie dam rady. Duszę się tutaj!
— Maniu, daj sobie trochę czasu. Zobaczysz, niedługo to wszystko się uspokoi, a ludzie będą odbierać cię inaczej. Teraz jesteś nowa i oni tak wszystkich na początku traktują. Przemyśl jeszcze raz na spokojnie. A może ja po prostu się tam przejdę i ustawię ich do pionu, dadzą ci wtedy spokój.
— Weź, przestań! Ogarnij się! Nie potrzebuję twojej pomocy, a tym bardziej nie będziesz robił za mojego bodyguarda. Zawsze liczyłam tylko na siebie i teraz też sobie poradzę. A teraz idę się kąpać i spać. Jutro jest sobota i chcę odpocząć.
— OK. Rozumiem, wiem, że jesteś silna i podejmiesz właściwą decyzję. Może jutro wspólnie pojedziemy na zakupy do miasta? Podobno poprawiają nastrój i samopoczucie kobiet. A jeszcze jedno... Przepraszam cię za ten żart przy stole. Nie przemyślałem sytuacji i palnąłem bez zastanowienia. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła?
— Nie... Chociaż dziwnie się poczułam, ale spoko, nie jestem na ciebie zła.
— Super. Zatem jeszcze raz przepraszam i uciekam do siebie.
Tymon wyszedł, a jak wzięłam prysznic. Strumień ciepłej wody zmył negatywne emocje, które kumulowały się we mnie. Poczułam się jak nowonarodzona. Weszłam do łóżka i zasnęłam.
Nazajutrz obudziłam się wczesnym rankiem, jednak nie chciało mi się z łóżka wstać. Leżąc w łóżku, miałam czas na przemyślenia. Co mam dalej zrobić ze swoim życiem? Czy powinnam poddać się i wrócić do Polski? A może Tymon ma rację i powinnam dać sobie czas i wszystko dokładnie przemyśleć.
Zawsze byłam silna, wiele przeszłam, więc nie mogę tak łatwo zrezygnować ze swojego życia. Jestem tu po to, aby spełnić swoje marzenia, odłożyć pieniądze, zrobić prawo jazdy, wynająć coś swojego. Zagryzę zęby i dokonam tego. Tak łatwo się nie poddam. Może ukończę jakąś szkołę i będę miała wykształcenie? Tymon wierzy we mnie i mam nadzieję, że nadal będę mogła na niego liczyć.
— OMG... Dzisiaj sobota, muszę zadzwonić do mamy i Ani – powiedziałam głośno sama do siebie.To był nasz stały rytuał. Tęskniłam za nimi i cały czas bałam się, czy dają sobie radę z Mirkiem. Zostawiłam je, bo chciałam lepszego życia dla siebie. Czy jestem egoistką i złym człowiekiem? Wzięłam telefon i wybrałam numer mamy.
— Halo, halo... Cześć mamuś!
— Cześć Maniu, co u ciebie? Nie odzywałaś się już dwa tygodnie, myślałam, że coś się tobie stało. Proszę, nie rób tak więcej. Musisz częściej do nas dzwonić, rozumiesz?
— Tak mamuś, rozumiem. Miałam dużo na głowie i w pracy ciągle coś się działo. Nawet nie miałam kiedy się do was odezwać. Wieczorem przychodziłam do domu, kolacja, kąpiel i spać. Zmęczenie mnie pokonywało.
— A jak ci w tej pracy jest? – Zapadła cisza. – Halo Maniuś, słyszysz mnie?
— Tak, tak mamo słyszę, chyba mam coś z zasięgiem. Wybacz, zadzwonię później jak będę na mieście, może tam będę miała lepszy zasięg. Uważajcie z Anią na siebie. Kocham was.
— Dobrze córko, trzymaj się i czekam na telefon.
— Mamo, zadzwonię później.
Po tej rozmowie uświadomiłam sobie, jak bardzo za nimi tęsknię. Chciałam się do nich przytulić. Potrzebowałam tej bliskości. Dosyć miałam udawania, że jest wszystko dobrze. Łzy zaczęły kapać po moim policzku. Czułam się samotna. Cieszę się, że tutaj w Anglii poznałam dwie koleżanki, które stały się mi bliskie.
Jestem typem osoby, która cały ból i żal dusi w sobie. Nie lubię rozpowiadać swoich problemów innym osobom, wolę sama zmierzyć się z tym, co mnie spotyka. Jednak czy człowiek jest na tyle silny, by dać sobie radę samemu?
***
Nadszedł czas przygotowań do wypadu na miasto z Tymkiem. Postanowiłam się odstrzelić, by poczuć się lepiej. Rozpuściłam swoje długie, pofalowane włosy, zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam obcisłe jeansy, białe trampki i dopasowany, granatowy T–shirt. Doprowadziłam do porządku swoje spracowane dłonie. Paznokcie pomalowałam na ciemny kolor lakieru. Użyłam swoich ulubionych perfum Marc Jacobs Disy, które kupiłam za pierwszą wypłatę.
Byłam gotowa, aż usłyszałam głos Tymka, który krzyknął:
— Hejka! Jestem i daj mi czterdzieści minut, ogarnę się i możemy jechać.
— Spokojnie, poczekam.
Szybkim krokiem powędrował do łazienki, nawet nie zwrócił uwagi na mnie. Pięknie – pomyślałam. Po co się stroić, jak i tak nikt nie zauważy, nawet mój współlokator.
Czekając na niego, przejrzałam swoje konta na profilach społecznościowych, jednak nic się nie działo. Wiało nudą jak zawsze. Nagle usłyszałam:
— Mańka, już jestem gotowy, możemy jechać – powiedział, wchodząc do mojego pokoju. – Ooo! Co ja widzę? Mańka, czy dzisiaj jest jakieś święto?
— Co? Jakie święto? O co ci chodzi? – pytam Tymona.
— Bo... pięknie wyglądasz. Wyglądasz jak milion funtów!
— Funtów, a nie dolarów? – pytam zaskoczona.
— Mańka jesteśmy w UK, a tutaj są funty, a nie dolary. Funt lepiej zabrzmiał.
— Ty też świetnie wyglądasz, ukochany współlokatorze.
— Możemy iść, tylko zatrzaśnij drzwi. Pamiętaj o tym!
— Oczywiście, że będę pamiętać.
Zamki w angielskich drzwiach są inne niż w polskich drzwiach. Tu wystarczyło zatrzasnąć drzwi i były już zamknięte od wewnątrz. Ile razy zdarzyło mi się zapomnieć kluczy z domu? Zatrzasnęłam drzwi, a klucze w domu. Musiałam wchodzić przez okno, które na całe szczęście było otwarte. Dobrze, że mieszkaliśmy na parterze, a nie na pierwszym czy drugim piętrze.
***
Zakupy czas zacząć. Primark był mój. Bluzki, spodnie, bielizna, którą uwielbiam. Robiąc zakupy, myślałam o Ani i mamie, dla nich również coś kupowałam. Chciałam, by miały.
Tymon nosił mi torby z zakupami. Muszę przyznać, że śmiesznie wyglądał, ale skoro sam mi to zaproponował, to czemu miałabym z tego rezygnować. Zakupy zrobione. Muszę przyznać, że chwilowo oderwałam swoje złe myśli. Tymon miał rację, że zakupy mi pomogą na chwilę zapomnieć o powrocie do kraju.
Poszliśmy kupić kawę i udaliśmy się na spacer po parku. Zaczęliśmy rozmawiać.
— Czerwiec mamy za pasem, ja planuję urlop, a ty Mańka? Podjęłaś już jakąś decyzję?
— Sama nie wiem, co mam robić... – odpowiedziałam. – Na razie cieszmy się tym momentem.
Piękna pogoda na nas czekała. Słońce świeciło, wszystko wokół było zielone i rozwinięte. W pewnej chwili krzyknęłam:
— Tymon, widzisz tą cudowną, brązową wiewiórkę? Chyba chce do nas podejść. – Szybko zdjęłam torebkę z ramienia i zaczęłam czegoś szukać w torebce, bym mogła ją poczęstować. Znalazłam wafelek. Wiewiórka do nas podeszła, zabrała kawałek i szybko uciekła. Pierwszy raz z czymś takim się spotkałam. Byłam zaskoczona i zadowolona.
— Słuchaj Mańka, dzwonił mój kolega z pracy i zapraszał nas do siebie na wieczór. Planuje zrobić BBQ. Pomyślałem sobie, że może chciałabyś ze mną pojechać do niego, co ty na to? Oczywiście, jeśli nie masz żadnych planów.
— No wiesz, nie mam żadnych planów, ale nie chciałabym wam przeszkadzać.
— Przestań! Będzie miło, jak pojedziemy razem. Zatem rozumiem, że się zgadzasz?
— Tak, pojadę z tobą.
Zgodziłam się, bo i tak siedziałabym sama w domu. Marnowałabym czas na przeglądanie profili społecznościowych, a tak mam okazję poznać przyjaciół Tymka.
Zebraliśmy się do domu, by na spokojnie przygotować się na wieczór u znajomych.
***
— Cześć! Chciałem wam przestawić moją sąsiadkę z Polski. Mieszkamy razem. Ma na imię Mania.
Przywitałam się ze wszystkimi, podając im rękę. Na początku czułam się niezręcznie w nowym towarzystwie, jednak bardzo szybko się zaaklimatyzowałam. Śmialiśmy się. Wieczór minął nam wspaniale. Do domu odwiozła nas żona kolegi Tymka.
***
— Idziesz spać? – zapytał Tymon.
— Nie, jeszcze nie. Położę się, odpocznę, a czemu pytasz?
— Czy mogę poleżeć z tobą?
— Jasne, zapraszam.
— Przez kilka godzin leżeliśmy w moim łóżku i opowiadaliśmy sobie różne historie ze swojego życia. Nawet nie wiedzieliśmy, że zasnęliśmy razem.
Rano z piskiem w głosie krzyknęłam.
— Tymon! Co ty robisz w moim łóżku?
Próbowałam przypomnieć sobie wszystkie szczegóły minionego wieczoru, ale nic mi do głowy nie przychodziło. Nie byłam na tyle pijana, bym nie pamiętała. Spanikowałam, naprawdę spanikowałam. A jeśli do czegoś doszło i nawet tego nie pamiętam? Nagle usłyszałam.
— Śpię tu... – odpowiedział Tymek. – Spokojnie rozmawialiśmy do trzeciej nad ranem. Sen nas pokonał. Mańka, do niczego nie doszło. Zaraz się zbieram, ale chcę, byś wiedziała, że była to najpiękniejsza noc, odkąd jestem w Anglii. – Wstał i z uśmiechem na ustach, opuścił mój pokój.
W głębi duszy sama muszę przyznać, że wspaniale było, poczuć przy sobie kogoś cieplutkiego, kto, bez żadnego skrępowania mnie przytulił.
Czasem moją głowę nachodziły myśli, że ja i Tymek jesteśmy razem, ale to raczej by się nie udało, bo przecież jesteśmy sąsiadami. Tymon miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Imponował mi swoją odwagą i upartością, był pewny siebie i konsekwentny. Pod względem fizycznym, bardzo mi się podobał.
— Cholera! Zapomniałam zadzwonić do mamy – krzyknęłam do siebie. Pewnie martwi się o mnie, a ja znowu nie pomyślałam. Wzięłam telefon i wybrałam jej numer.
— Halo mamuś! Słyszysz mnie?
— Cześć córuś, czekałam wczoraj na twój telefon, czy wszystko u ciebie dobrze?
— Tak mamo. Wczoraj z Tymkiem byliśmy na zakupach, potem u jego znajomych na grillu. A co u was? Co wczoraj robiliście? – Głos mi się urywa. – Mamo! Mamo! Co jest? Mamo, odezwij się!
— Maniu, co mam ci powiedzieć – wydusiła z siebie. Od razu wiedziałam, że stało się coś złego.
— Mirek? Co znowu zrobił? Co z Anią? Gdzie ona jest? Kurwa! Mamo, powiedz coś!
— Córuś, Mirek napił się znowu, zaczął krzyczeć, wyzywał nas i wyganiał z domu. Ania płakała. Dobrze, że ciebie tutaj nie ma i nie musisz na to patrzeć, i tego słuchać.
— Mamo, ale jak się trzymacie? Jak Ania?
—