Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
(fragment książki)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 173
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Najwazniejszy
rejs
Wojciech Dinges
Zdarto żagle, stér prysnął, ryk wód, szum zawiei,
Głosy trwożnéj gromady, pomp złowieszcze jęki,
Ostatnie liny majtkom wyrwały się z ręki,
Słońce krwawo zachodzi, z niém reszta nadziei
„Burza” (fr.)
A. Mickiewicz, „Sonety Krymskie”
Katastrofa na morzu
6 grudnia 1953 roku
150 mil morskich na północ od ujścia
Rio Grande do południowego Atlantyku
Potężne fale nieuchronnie przechylały kadłub wbitego na mieliznę parowca „Stella Maris”. Wicher, mimo że ciepły, niemal wywracał wybiegających na pokład marynarzy. W końcu woda przedarła się przez otwarte luki do wnętrza statku. Rozległ się złowieszczy jęk giętego i pękającego kadłuba. Woda zalewała rozpalony kocioł, co groziło lada moment wybuchem. Niektórzy ludzie skakali do wody, inni próbowali jeszcze spuścić szalupę, jednak przy tych falach i silnym wietrze było to zadanie skazane na niepowodzenie. Do piaszczystego brzegu nie było zresztą daleko, w oddali widać było światła niewielkiej latarni morskiej Cidreira na brazylijskim wybrzeżu.
Większość załogi, prócz kapitana, była już w wodzie, gdy rozległ się potężny huk pękającego kotła. Część statku uniosła się jeszcze, jakby po raz ostatni chciała pożegnać się z nadwodnym światem. Kadłub rozpadł się, z kipieli zaczęły wypływać elementy wyposażenia i dziesiątki drewnianych podkładów kolejowych. Były one ostatnim ładunkiem ponadtrzydziestoletniego parowca pod panamską banderą, który miał przewieźć je z brazylijskiej Itajahy do Montevideo w Urugwaju. Część podkładów uratowała życie marynarzom, pozwalając uchwycić się, przeczekać burzę i dopłynąć do brzegu. Inne – zderzając się w ciemności – miażdżyły ręce lub głowy pechowców. Niektóre zaś uderzały o wystający z płytkiej wody kadłub i odłupywały płaty farby. Po pewnym czasie, spod kilku warstw starej farby i rdzy, w świetle wschodzącego słońca, tuż ponad taflą spokojnej już wody, wyłonił się napis: „Chorzów”.
Sejm Śląski
16 stycznia 1929 roku, późne popołudnie
Katowice, 186. posiedzenie Sejmu Śląskiego
Marszałek Konstanty Wolny, doświadczony polityk pełniący swój urząd niemal od początku istnienia Sejmu Śląskiego, jest już tego dnia nieco zmęczony dyskusją o tworzeniu izb przemysłowo-handlowych oraz o ustawach śląskich. Każdy punkt porządku obrad wywołuje spory poselskie, przede wszystkim na linii Korfanty-Janicki, którzy zgłaszają się do głosu przy każdym punkcie obrad. Ten ostatni, Stanisław Janicki, reprezentuje prosanacyjny odłam śląskiej chadecji, popierający wojewodę Michała Grażyńskiego i rząd warszawski. Jest w tym czasie w notorycznym niemal konflikcie z byłym przyjacielem, towarzyszem powstańczych walk i przywódcą chadeków, czyli Wojciechem Korfantym. Dawny poseł do Reichstagu i dyktator III powstania śląskiego bardzo sceptycznie, a właściwie wprost krytycznie i wrogo odnosi się do wszelkich pomysłów i działań sanacji. Linia podziału poglądów jest bardzo wyraźna.
Wolny wodzi wzrokiem po niespokojnych posłach. Wreszcie podejmuje kolejny wątek.
– Następny punkt porządku obrad: Sprawozdanie Komisji Prawniczej w sprawie projektu ustawy o zakupie statków morskich dla przedsiębiorstwa państwowego „Żegluga Polska”. Drugie czytanie. Referent ksiądz poseł Brzuska ma głos. – Marszałek Wolny patrzy w kierunku powstającej z ławy sejmowej niewysokiej postaci.
Do mównicy podchodzi z kartką papieru reprezentujący Śląsk Cieszyński ksiądz Eugeniusz Brzuska, podnosi swą okrągłą twarz, patrząc na zebranych i spokojnym tonem rozpoczyna.
– Wysoka Izbo! Komisja Budżetowa na posiedzeniu dnia 18 grudnia 1928 roku rozpatrywała projekt Śląskiej Rady Wojewódzkiej, dotyczący zakupienia statków morskich dla przedsiębiorstwa państwowego, które się nazywa „Żegluga Polska”. Komisja Budżetowa przyszła do przekonania, że momenty, poruszone w uzasadnieniu projektu ustawy, są tak ważne, że rzeczywiście należy zgodzić się na zakup statków handlowych. Komisja Budżetowa była jednak zdania, że należy w art. 3. po słowach „Województwo Śląskie” dodać słowa „Skarb Śląski” z tego powodu, że wszelkie kontrakty zawiera nie Województwo Śląskie, tylko Skarb Śląski. W imieniu Komisji Budżetowej proszę o przyjęcie ustawy ze zmianami, proponowanemi1 przez Komisję Budżetową. – Na zakończenie Brzuska składa kartkę i schodzi z mównicy.
– Pan Machej ma głos – rozpoczyna dyskusję Marszałek Wolny.
Poseł Józef Machej, również reprezentant Śląska Cieszyńskiego, lecz działacz Polskiej Partii Socjalistycznej, a wcześniej między innymi członek Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego i spółdzielca, wchodzi energicznie na mównicę i rozpoczyna prosto z mostu.
– Wysoki Sejmie! Wysoka Izba ma uchwalić wydatek pięciu milionów złotych z funduszu Województwa Śląskiego. Uważam, że dziś nawet pięćdziesiąt tysięcy złotych czy pięć tysięcy złotych wydać bez efektywnej pomocy dla ludności pracującej, przede wszystkiem w województwie śląskiem, byłoby po prostu rzeczą lekkomyślną! – czeka chwilę, po czym kontynuuje.
– Pięć milionów złotych to jest bardzo poważny wydatek, stanowiący okrągło jedną dwudziestą budżetu Województwa Śląskiego. Komisja Budżetowa powiada, że uzasadnienie jest tak ważne, że należy bez sprzeciwu, bez jakiegokolwiek ograniczenia, tę kwotę uchwalić. – Wodzi wzrokiem po zebranych, którzy z uwagą go słuchają.
– Otóż przedsiębiorstwo „Żegluga Polska” za te pięć milionów złotych chce zakupić statki handlowe i na to Sejm Śląski ma uchwalić odnośny wydatek. Proszę Wysokiej Izby! – śmieje się krótko. – Ja nigdy jeszcze nie słyszałem ani nie czytałem w gazecie, żeby kiedykolwiek brakowało okrętów transportowych, mimo że podczas wojny olbrzymią liczbę okrętów zatopiono. Nigdy jeszcze nie skarżono się na brak okrętów! Słyszeliśmy, że zastój jest na kopalniach śląskich z powodu braku wagonów, ale nie było skarg, dlatego że zastój jest spowodowany brakiem statków transportowych – odpowiada mu szmer na sali, zauważa też ironiczne uśmiechy na niektórych twarzach.
– Proszę Panów! Jeżeli dzisiaj żyjemy w czasach, gdzie społeczeństwo naprawdę ma i powinno mieć inne cele do zrealizowania, to jestem zdania, że należy w pierwszym rzędzie budować mieszkania, a dalej jestem zdania, że należy prowadzić rozbudowę dróg żelaznych i kołowych i że przecież trzeba przyjść z pomocą tej ludności głodującej z powodu braku zarobku i pracy, z powodu braku odpowiedniego zaopatrzenia. Mamy tutaj poważne braki, z któremi się spotykamy codziennie. Wobec tego musimy nasze fundusze, któremi Sejm Śląski dysponuje dzięki ciężkim ofiaromskładanym przez ludność naszą, wydatkować na cele, które przynoszą bezpośrednie lub pośrednie namacalne zyski dla ludności – przerywa przemowę, aby przetrzeć chusteczką czoło i usta.
– Gdybyśmy przynajmniej, proszę Panów, mieli własną stocznię, własne warsztaty budowania okrętów, tobyśmy mogli paręset ludzi posłać na roboty przy budowie tych okrętów i wtedy na to byśmy się jeszcze zgodzili. Ale przecież my te okręty zakupywać będziemy za granicą. Za nasze pieniądze będziemy zatrudniać robotników nie naszych, a u nas tymczasem w dalszym ciągu wzrastać będzie bezrobocie, nędza, głód, choroby, a pieniądze nasze pójdą na zakupno okrętów, jak to, niestety, w wielu wypadkach jest, gdzie my towar zagraniczny sprowadzać musimy.
Otóż w imieniu Klubu naszego mogę oświadczyć, że dopóki w województwie śląskiem mamy bezrobocie, dopóki w województwie śląskiem mamy brak mieszkań, dopóki w województwie śląskiem mamy bezrobotnych, którym się odmawia zasiłku na czas bezrobocia, do tej pory nie możemy głosować za takim wnioskiem, za wydatkiem pięciu milionów złotych na zakup okrętów dla towarzystwa handlowego, w którem będziemy mieli zaszczyt mieć przedstawicielstwo w jednej tylko osobie. My za takim wydatkiem głosować nie będziemy! – Uderza lekko w mównicę, jakby dla podkreślenia tych słów, kłania się i wraca na miejsce odprowadzany szmerem aprobaty części posłów.
Marszałek Wolny czeka chwilę, po czym udziela głosu Wojciechowi Korfantemu. Ten spokojnie podchodzi, po raz kolejny już tego dnia, do mównicy i zaczyna.
– Wysoka Izbo! W zupełności podzielam zapatrywanie pana Macheja, że potrzeby województwa śląskiego powinny być pokrywane w stosunku do ich intensywności. Najpierw zaspokojone powinny być najpierwsze potrzeby, potem dalsze, lecz nie możemy w województwie śląskiem robić polityki dlatego, że ten i ów chce postawić sobie kosztem Skarbu Śląskiego żywy pomnik, który by go przetrwał. – Korfanty prześlizguje się wzrokiem po sali i zawiesza znacząco wzrok na wojewodzie Michale Grażyńskim. Z tyłu rozlega się ciche parsknięcie.
– Nie mógłbym jednak podzielić zapatrywania pana Macheja, że z tych okrętów Śląsk żadnej korzyści mieć nie będzie, bo mianowicie chodzi tutaj o okręty handlowe, a przecież mają się one przyczynić do tego, że po wybudowaniu ich, po połączeniu definitywnem podwórza naszych kopalń z Gdańskiem i z pełnem morzem, ułatwi się zbyt naszego węgla w kraje zamorskie, a czem większy jest zbyt, tem większa jest sposobność do pracy na Śląsku. Sądzę więc, że pan Machej nie zaprzeczy, że z floty handlowej idą poważne korzyści bezpośrednio nawet dla robotników. – Kłania się w stronę przedmówcy, który również pochyla głowę uprzejmie.
– Ale ja miałbym tutaj inne zastrzeżenia i wątpliwości czy wobec tych tendencyj etatystycznych, jakie się pojawiają w naszem państwie, Sejm Śląski ma się przyczyniać w dalszym ciągu do tworzenia przedsiębiorstw państwowych tam, gdzie ich potrzeba i nie potrzeba – zawiesił głos.
Na sali podnosi się gwar, sam Korfanty mówi jeszcze przez chwilę, po czym na zakończenie dodaje:
– Wnoszę, ażeby cały projekt odesłać do Komisji Budżetowej – wraca na miejsce.
Konstanty Wolny oddaje głos naczelnikowi wydziału inwestycji, inżynierowi Zawadowskiemu.
– Wysoka Izbo! Chciałbym w związku z dyskusją, która się nad sprawozdaniem Komisji Budżetowej wywiązała, dać kilka wyjaśnień. Przede wszystkim panu posłowi Machejowi chciałbym odpowiedzieć na stawianie sprawy w ten sposób, że zakup okrętów nie przyczyni się do zmniejszenia bezrobocia. Ponieważ na okrętach polskich będą zajęci polscy marynarze i te okręty będą wywoziły polski węgiel ze Śląska, ponadto okręty zbudowane będą z polskiego żelaza, więc niewątpliwie to przyczyni się do zmniejszenia bezrobocia. Wiemy, że „Robur” zakupił sobie okręty do przewożenia węgla. Widać z tego, że okręty są potrzebne. Tyle w odpowiedzi panu posłowi Machejowi. Następnie co do uwag, poruszonych tutaj przez pana posła Korfantego. – Zawadowski patrzy na przedmówcę, a ten unosi głowę słuchając uważnie.
– Przedsiębiorstwo państwowe „Żegluga Polska” powstało przed dwoma laty z funduszów skarbowych, a pod nadzorem sądowym nigdy nie było. Kapitał zakładowy wynosi dziesięć milionów i dziewięćdziesiąt tysięcy złotych. – Tu spogląda do niewielkiego notesu, po czym ciągnie
– Towarzystwo posiada szesnaście statków, w tem cztery statki osobowe i ostatnio utworzyło stałą linię komunikacyjną pomiędzy Gdynią a Hull w Anglii dla przewożenia produktów żywnościowych – mięsa i masła. Za pieniądze, które ma się zapewnić ustawą, będącą przedmiotem obrad, mają być zakupione dwa statki, które będą woziły węgiel do zachodniego basenu Morza Śródziemnego i Maroka. Wywozi się węgiel, a przywozi nawozy naturalne, fosforyty i przewóz ten w zupełności się opłaca. Chodzi o pewną ekspansję, mianowicie przedsiębiorstwo to jest w fazie tworzenia się, nie jest jeszcze zupełnie skrystalizowane. Te pierwsze statki są małe, często typu nawet przestarzałego, dlatego jeszcze nie wykazują żadnych dochodów, ponieważ ciągle się w nie wkłada dużo inwestycji – nabiera powietrza.
– Inwestycje to są dochody! – wtrąca Korfanty.
– Posiadam bilans tego towarzystwa, pokazywałem go już w Komisji Budżetowej, mogę go jeszcze raz pokazać. Widzieliśmy, że bilans za letnie półrocze 1928 był dodatni, a bilans za rok 1927 był ujemny. Tyle tylko co do tego mogę powiedzieć. Wobec tego proszę Wysoki Sejm o przyjęcie tej ustawy w drugim czytaniu, a jeżeli Panowie sobie życzą, mogę przed trzecim czytaniem bilans jeszcze raz Komisji Budżetowej przedstawić. – Pochyla głowę i wraca na miejsce, zabierając swój notes.
Konstanty Wolny wzdycha i udziela głosu Stanisławowi Janickiemu. Nie spodziewa się z jego strony krótkiej i spokojnej wypowiedzi. Wręcz przeciwnie. Czuje, że otworzy się kolejny front zacietrzewionej dyskusji. Już pierwsze słowa posła utwierdzają go w tym przeświadczeniu.
– Wysoki Sejmie! Że pan Machej sprzeciwia się temu wnioskowi, to się temu zupełnie nie dziwię, jemu się często taka opozycja zdarza. Jednakowoż referentem był ksiądz Brzuska, więc członek z klubu doktora Korfantego. Dlatego też ogromnie mnie zdziwiło, dlaczego Pan Korfanty, skoro ksiądz Brzuska przyjął referat, występuje przeciw referentowi z własnego klubu? – śmieje się ironicznie.
– Ale to jeszcze byłaby rzecz wewnętrzna tego klubu, która nas mniej obchodzi. Jednak samo stawianie sprawy przez posła Korfantego dowodzi nieprzyjemnych kwestii. Otóż znowu pan Korfanty posądza ludzi o złe zamiary. Jeżeli pan wojewoda stawia wniosek, to pan Korfanty od razu powiada: „w województwie śląskiem jest dużo ludzi, którzy mają ambicję i dla zaspokojenia ambicji chcą to i to zrobić”. Przecież wszyscy w izbie doskonale rozumieją, do kogo Pan pije! – Janicki unosi głos i robi pauzę. Część posłów potakuje. Wojewoda Grażyński nie podnosi głowy, czyta jakiś dokument, a może tylko udaje.
– Jeżeli więc władza polska przyjdzie z wnioskiem, to z góry Pan odsądza ją od dobrej woli i z góry posądza ją Pan o ambicję i wszystko złe, dlatego że to nie od Pana wychodzi. To się na Panu zemści! – grzmi, a Korfanty kręci głową i komentuje coś po cichu do sąsiada. Janicki nie daje jednak za wygraną.
– Pan, panie Korfanty, stale występuje przeciw wszystkiemu, co polskie i przeciw każdemu urzędnikowi polskiemu jedynie dlatego, że go pan osobiście nienawidzi! Już raz powiedziałem, a muszę to powtórzyć, że Pan prowadzi stałą kampanię destrukcyjną i prowadzi Sejm Śląski na takie drogi, aby władza polska nie mogła z nim pracować! – woła, jednak potem mówi już ciszej.
– Powiada poseł Machej, że okręty na nie wiele się nam przydadzą i że pieniądze raczej należałoby skierować na inny cel. Wszyscy wiemy o bolączkach naszych i nad usunięciem tych bolączek się zastanawiamy. Jest kwestia budowania mieszkań, budowy dróg i tyle innych, to prawda. Trudno, na kasę chorych wszystkiego nie możemy dawać, okręty też trzeba budować. – Machej próbuje przerwać i coś powiedzieć ze swego miejsca, jednak Janicki kontynuuje.
– Wiemy, że wywozi się od czterech do pięciu milionów ton węgla cudzymi okrętami. Jeżeli za przewóz tego węgla policzymy trzy złote od tony, to uczyni to roczną sumę około piętnastu milionów złotych, które obcym ludziom płacić musimy. Więc jeżeli chcemy ułatwić rozwój floty polskiej, to robimy to właśnie po to, żeby węgiel był tańszy, żeby zysk z przewozu został w kraju i żeby ten tańszy węgiel łatwiej było sprzedawać na rynkach zagranicznych i ożywić w ten sposób cały nasz przemysł i w rezultacie zatrudniać robotnika polskiego. Pewnie, że byłoby znacznie lepiej, żeby okręty te były budowane przez prywatnych ludzi, przez przemysł i banki. Ale jeżeli przemysł tego nie robi, jeżeli nie znajdują się tacy ludzie ani prywatne przedsiębiorstwa, które na tę flotę chcą coś dać, to kto ma dawać? Czy robotnik ma płacić? Wtedy siłą rzeczy nasuwa się wniosek, że jeżeli społeczeństwo o własnych siłach budować tej floty nie może, a mieć ją musi, to oczywiście my, jako województwo najbardziej zainteresowane w rozbudowie floty, musimy mieć ambicję, a nie kto inny, ażeby tę flotę rozbudować. – Janicki rozgląda się zadowolony z przeprowadzonego właśnie wywodu i próbuje dobić przeciwnika.
– Ta dyskusja, podniesiona przez posłów Korfantego i Macheja jest na to, aby utrudnić załatwienie sprawy, i wniosek, aby ją jeszcze raz odesłać do Komisji, uważam za niczym nieuzasadniony. Popieram wniosek referenta, aby sprawa była dziś jeszcze przyjęta w drugim i równocześnie trzecim czytaniu.
Józef Machej podnosi rękę i wraca na mównicę.
– Wysoki Sejmie! Przyzwyczailiśmy się już do tego, że pan poseł Janicki od początku Sejmu, to jest od sześciu lat, nie umie inaczej przemawiać w Sejmie, jak tylko musi robić osobiste wycieczki pod adresem tego czy innego posła. Poseł Janicki sprowadza poziom dyskusji na tej sali do takiego poziomu, że człowiek po prostu wstydzić się musi, że siedzi w tym Sejmie i tego słucha. Ja zgłosiłem się do głosu, ponieważ poseł Janicki, odkąd stał się rządowym agitatorem – tu wybucha śmiech na sali, jednak Machej kontynuuje. – Od tej chwili uważa on za wskazane, ażeby każdemu udzielać lekcyj. Uważa, że zdanie każdego innego posła jest nic nie warte, uważa, że tylko on sam nie może się pomylić – wzdycha.
– Proszę panów, ja stwierdzam, że, gdyby w województwie śląskiem nie było tego stanu rzeczy, z którym się spotykamy codziennie, tobyśmy z pewnością przeciwko temu projektowi rządowemu opozycji nie stawiali. Ale proszę sobie przedstawić ten kolosalny brak mieszkań, jaki panuje w województwie śląskiem. Za te pieniądze można wybudować ze czterysta mieszkań robotniczych. Można stworzyć obiekt wartościowy, z którego województwo będzie miało dalsze dochody i będzie mogło przy tej budowie zatrudnić setki bezrobotnych. Jeśli to porównam z interesem, jakim jest „Żegluga Polska”, muszę podtrzymać swoje stanowisko – rozkłada ręce.
– Proszę Panów! My kupimy okręt, wydamy pięć milionów, ale dochód z tego Towarzystwa „Żegluga Polska” nie będzie wpływał do naszej kasy, bo to rząd ma udział w tym towarzystwie, a nie Województwo Śląskie. Wobec tego nie mogę zrozumieć tego rodzaju tłumaczenia nawet wtedy, kiedy przedstawiciel rządu wchodzi na trybunę i uzasadnia konieczność tej akcji dlatego, że za wynajem statku trzeba płacić, bo przecież własny będzie może nawet drożej kosztował! A jeżeli dziś zakupimy okręt za pieniądze, od których moglibyśmy otrzymać odsetki, wypożyczając je na budowę, to dojdziemy do wniosku, że te frachty na okrętach zakupionych będą droższe niż na statkach wypożyczonych. – Kręci głową, widzi również innych posłów, potakujących z sali na te słowa.
– Jesteśmy świadkami, że codziennie wciąż jeszcze płacimy duże pieniądze kolejom niemieckim, czeskim, a nawet austriackim za wypożyczone wagony. Dlaczego zatem nie kupować wagonów, zamiast okrętów, których nie brak? Wagony mają taką samą wartość, a może nawet większą, aniżeli te okręty – zawiesza głos, po czym ciągnie z naciskiem: – a może chodzi o to, że jeden czy drugi okręt będzie nosił nazwisko jakiegoś dygnitarza? Uważam, że na to Sejm Śląski w tej chwili pieniędzy nie ma i nie powinien mieć w ogóle. Na luksusy nie zbywa nam absolutnie funduszów. Poseł Janicki, który obecnie pomysły rządowe gładko połyka, ale jeszcze niedawno, bo rok temu, przy budżecie tak krytykował rząd, że go trzeba było hamować, bo tak daleko się posuwał w opozycji, dzisiaj chce nam udzielać lekcji patriotyzmu. – Czeka, aż ucichnie śmiech na sali, po czym dodaje: – to przedsiębiorstwo jest z pewnością deficytowe, bo tam, gdzie jest zaangażowany rząd, a nie w większości kapitał prywatny, to tam naturalnie gospodarka nie bardzo się bilansuje. – Machej pozwala na koleją salwę śmiechu.
– Może pan Janicki nam coś powie o polskiej linii lotniczej? Ile tam rząd dopłaca po to, aby ludzie, na których obywatelom państwa polskiego w 99% nic nie zależy, mogli się przelecieć czasem aeroplanem. Na to polski rząd dopłaca miliony. – Poczekał aż ucichnie gwar aprobaty.
– A tu będzie prawdopodobnie tak samo. My nie mamy interesu w tym, aby kupować statki, a zresztą może rząd sam dać pieniądze na to, bo jest bogatszy. Budżet państwowy bowiem wynosi trzy miliardy złotych, a my rozporządzamy stumilionowym budżetem. Więc dlaczego Sejm Śląski ma ofiarowywać aż taką kwotę na cele niezwiązane bezpośrednio z naszymi interesami, a nie przeznaczyć ich na cele, które naprawdę dziś są po prostu piekące. Wiadomo, że żłóbki dziecięce nie mają dostatecznych funduszów, aby mogły sieroty wychować, bezrobotni nie otrzymują zasiłków, różnymi kruczkami prawnymi wyprowadza się ich w pole, nie dając nawet tego marnego zasiłku, przy którym mogliby przewegetować do wiosny. Wobec tego jest rzeczą niezrozumiałą, jak poseł Janicki z tak lekkim sercem przechodzi do porządku z taką sprawą. Ja mam zrozumienie dla różnych rzeczy, ale nie mogę zrozumieć tego wydatku tym bardziej, że dochodzi on do wysokości przerastającej nasze siły. – Józef Machej kończy i z godnością wraca na miejsce.
Marszałek Wolny wzdycha: – Poseł doktor Korfanty ma głos.
Korfanty podchodzi do mównicy sprężystym krokiem, jakby nie był zmęczony wcześniejszymi potyczkami.
– Wysoki Sejmie! Gdyby inny człowiek niż pan Janicki, podniósł pod moim adresem zarzut, że ja nienawidzę wszystkiego, co jest polskie, i że robię destrukcyjną robotę, tobym dał mu odpowiedź, na jaką zasługuje. Ponieważ to jednak poseł Janicki podniósł ten zarzut, ze względu na pana Marszałka nie mogę odpowiedzieć znanym powszechnie powiedzeniem użytym przez marszałka szwedzkiego Oxenstiernę – mówi dobitnie.
Poseł Biniszkiewicz próbuje coś powiedzieć, jednak Korfanty nie pozwala sobie przerwać.
– Panie Biniszkiewicz, jak Pan nie rozumie, to określę to tak: chodzi o odgłosy wydawane przez źle wychowanych ludzi, które wywołują wstrząs powietrza w dolnych regionach ciała. – Korfanty schodzi z mównicy odprowadzany gniewnym pomrukiem zwolenników sanacji i śmiechem swoich zwolenników.
Marszałek Wolny z uwagi na brak kolejnych zgłoszeń proceduje zakończenie drugiego czytania projektu ustawy o zakupie statku. Nie ma sprzeciwów, zatem wszystkie sześć artykułów zostaje przyjętych. Pozostają kwestie poprawek.
– Do artykułu pierwszego była jeszcze poprawka Komisji. Kto jest za tą poprawką? Kto jest przeciw? Poprawka jest przyjęta. Do artykułu trzeciego była również poprawka. Przypuszczam, że możemy ją przyjąć bez głosowania, ponieważ jest to poprawka formalna, mianowicie aby za słowami „Województwa Śląskiego” dodać w nawiasach „Skarbu Śląskiego”. Wstęp do ustawy. Nikt się nie zgłasza do głosu? Zamykam dyskusję. Stwierdzam, że wstęp jest przyjęty. Proszę o powstanie tych posłów, którzy przyjmują całą ustawę z poprawkami i wstępem w drugim czytaniu. Dziękuję. Stwierdzam, że ustawa przeszła w drugim czytaniu – podsumowuje Wolny.
– Proszę o odesłanie do Komisji Budżetowej. Nie chodzi tutaj o zwlekanie, ale w Komisji będziemy mogli zbadać kwestię bilansu i tak dalej – woła ze swojego miejsca Korfanty.
– Jest wniosek o przekazanie sprawy Komisji Budżetowej. Nikt głosu nie żąda, zamykam dyskusję. Proszę tych panów posłów, którzy przed trzeciem czytaniem chcą sprawę odesłać do Komisji Budżetowej, by powstali. Jest większość. Stwierdzam, że sprawę oddano Komisji Budżetowej. – Konstanty Wolny zamyka temat.
Kilkadziesiąt minut później sesja Sejmu Śląskiego dobiega końca. Posłowie rozchodzą się pojedynczo lub grupkami w zimny styczniowy wieczór. Udają się do restauracji, do swoich domów lub hoteli, w których zatrzymali się na czas obrad. Na niektórych czekają samochody. Kilka osób pojedzie pociągiem. Wokół prószy drobny śnieg skrząc się w światłach ulicznych latarni. Posłowie nie wiedzą jeszcze, jak dziwnie potoczy się los statku należącego do floty, o której zakupie tak długo tego dnia obradowali.
„Helga”
Lata 1929–1930
Katowice, Warszawa, Wilno, Gdynia
Tydzień później odbyło się jeszcze kolejne posiedzenie tej kadencji Sejmu Śląskiego, na którym nie omawiano jednak tematu zakupu statków. Do trzeciego czytania projektu ustawy nie doszło, gdyż, jak się okazało, było to ostatnie posiedzenie Sejmu tej kadencji. Decyzją prezydenta Ignacego Mościckiego 12 lutego 1929 roku Sejm Śląski został rozwiązany. Niesłychanie krótka druga kadencja rozpoczęła się dopiero wyborami 11 maja 1930 roku, posiedzenie zwołano na 27 maja, jednak już 26 września 1930 roku Sejm Śląski został ponownie rozwiązany zarządzeniem prezydenta przebywającego wówczas w Wilnie.
Ponadroczna przerwa w funkcjonowaniu organu ustawodawczego Autonomicznego Województwa Śląskiego nie pozostała bez wpływu na losy polityczne i gospodarcze Śląska. De facto nie uchwalono także ostatecznie ustawy o finansowaniu zakupu statków morskich. Tym niemniej, w czasie kilkunastu miesięcy pomiędzy zakończoną pierwszą kadencją Sejmu Śląskiego a zwołaniem drugiej, statek został zakupiony właśnie za pieniądze Skarbu Śląskiego.
Nie jest wykluczone, że cały – dosyć pośpiesznie prowadzony – projekt zakupu jednostek przez „Żeglugę Polską”, która była przedsięwzięciem rządowym – centralnym i warszawskim, miał rzeczywiście na celu wzmocnienie konkurencji dla przedsięwzięć śląskiego przemysłowca Alfreda Faltera. Był on współwłaścicielem spółki Związek Kopalń Górnośląskich „Robur” – przedsiębiorstwa hurtowej sprzedaży węgla z siedzibą w Katowicach, która kontrolowała obrót około 1/3 węgla wydobywanego w